www.DobraDieta.pl
Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl

Ksi±¿ki i artyku³y - Janusz G³owacki "Z G£OWY"

Witold Jarmolowicz - Pon Wrz 09, 2019 18:02
Temat postu: Janusz G³owacki "Z G£OWY"
Niedawno zmar³y Janusz G³owacki pozostawi³ po sobie artystyczny dorobek, do którego warto siêgaæ. Oprócz sztuk teatralnych i felietonów pozostawi³ tak¿e rodzaj swoistych memuarów: "Z G£OWY".
Komunistyczna cenzura skutecznie i szczelnie odcz³owiecza³a artystów i w ogóle osoby publiczne czyni±c z nich byty bardziej astralne ni¿ ludzkie.
Z G£OWY to jakby k³adka umo¿liwiaj±ca przej¶cie od lukrowanej przez komunistów wersji polskiego za¶cianka do rzeczywistego ¶wiata artystów za czasów Gomu³ki, Gierka i Jaruzelskiego.

Cytat:
Janusz G³owacki "Z G£OWY"
Kopciuch (sztuka) w ogóle siê zacz±³ od tego, ¿e kto¶ opowiedzia³ mi o trzynastoletniej dziewczynce, która w czasie stosunku zabi³a swojego piêtnastoletniego kochanka drutem do rêcznych robótek, bo siê dowiedzia³a, ¿e j± zdradza. Tê dziewczynkê zamknêli w poprawczaku w Falenicy. A ten poprawczak, ¿eby brzmia³o ³adniej, nazywa³ siê schroniskiem dla nieletnich dziewcz±t. I jeden wychowawca wystawi³ w nim z dziewczynkami bajkê o Kopciuszku. Pracowa³em wtedy w tygodniku „Kultura”, a trochê wcze¶niej, na studiach, zaprzyja¼ni³em siê z Markiem Piwowskim. Marek koñczy³ akurat dziennikarkê, a ja polonistykê. Po studiach chcieli¶my obaj zdawaæ na filmow± re¿yseriê. Ale znajomy mojej mamy, który zna³ Janusza Wilhelmiego, za³atwi³ mi pracê w tym tygodniku. W rodzinie ci±gle nie by³o pieniêdzy, chocia¿ ojciec oddawa³ matce ca³± pensjê na tak zwany dom, zostawiaj±c sobie tylko na kawê i papierosy. Krótko mówi±c, nie by³o ¿adnej mo¿liwo¶ci, ¿ebym z domu dostawa³ jak±¶ kasê. Zostawa³y mizerne zasi³ki ze Zwi±zku Studentów Polskich, którymi na dodatek musia³em siê dzieliæ z przewodnicz±cym komisji stypendialnej, oraz szlak handlowy, czyli studenckie wycieczki zagraniczne. Po¿ycza³em w Warszawie parê z³otych, kupowa³em kryszta³owe wazony, które dobrze sz³y w Czechach, oraz bieliznê po¶cielow± i trójrzêdowe plastikowe grzebyki, na które by³ popyt w Budapeszcie. I je¿eli celnicy przymykali oko, up³ynniali¶my towar na ulicach, a tak¿e chodz±c po domach. Nastêpnie udawali¶my siê do sklepów w Pradze. Najlepiej siê do tego nadawa³ legendarny dom towarowy Bia³y £abêd¼. Tam nabywali¶my francuskie sk³adane fajki marki Briar, które w Polsce wstawia³o siê do komisu na Nowym ¦wiecie przy Chmielnej za dwie¶cie piêædziesi±t z³otych sztuka, oraz niedostêpn± w Polsce luksusow± politurê do mebli, która siê w Czechach nazywa³a pazlatka, i jaki¶ chyba klej, szelak siê nazywa³ czy co¶ takiego. To z kolei siê upycha³o w stolarskich zak³adach rzemie¶lniczych na Bagnie. Uzyskane t± drog± pieni±dze inwestowa³em w dziewczêta bez zasad, we wspomnianym ju¿ barze Przechodnim, w Hybrydach, przej¶ciowo w Grand Hotelu, a potem w nocnym Bristolu na Karowej; a tak¿e w nabywane na tak zwanych ciuchach d¿insy, na które siê wtedy mówi³o farmery. Ciuchy to by³o targowisko ubrañ przysy³anych z Zachodu w paczkach. W³adze je niechêtnie, ale tolerowa³y, tyle ¿e przerzucaj±c od czasu do czasu z dalekiego Grochowa gdzie¶ jeszcze dalej. Byle jak najdalej od centrum, ¿eby nie psu³y postêpowego krajobrazu. Na ciuchach przewala³y siê t³umy. I tam w³a¶nie nabiera³a szyku m³odzie¿, a i kwiat warszawskiej inteligencji. Najbardziej poszukiwane by³y amerykañskie kurtki lotnicze, wys³u¿one na wojnie w Korei. I tak± jedn±, z naszywk±: J. Henderson Jr., uda³o mi siê kupiæ. Na ciuchach mo¿na siê by³o dodatkowo napchaæ gor±cymi pyzami, przegraæ parê z³otych w miasto, w fart albo trzy karty, albo daæ siê ogólnie okra¶æ. Bo pracowa³a tam pierwsza liga z³odziei z Targowej, Brzeskiej i Z±bkowskiej. Kiedy¶ ukradziono mi tam torbê z dopiero co kupion± marynark±. Podbieg³em do ³a¿±cego miêdzy straganami sier¿anta milicji i siê poskar¿y³em. Wyci±gn±³ z raportówki notes i zapyta³: – Imiê, nazwisko i adres z³odzieja? – a kiedy powiedzia³em, ¿e nie wiem, rozbawi³ siê: – To co, chcecie, ¿ebym lata³ po bazarze i szuka³ waszej marynarki?


Cytat:
Ale poniewa¿ jestem dzieckiem szczê¶cia, zosta³em razem z legendarnym playboyem Olkiem Nale¶nikiem, ¿on± jazzmana Iz± Zabiegliñsk± i ¶liczn± blondyneczk± Ing±, która szybko zniknê³a z Polski, zaanga¿owany w kabarecie Klaps do numeru tanecznego. Tak wiêc co wieczór punktualnie o godzinie dwudziestej drugiej, ¿eby zabiæ tremê, wypijali¶my szybciutko po pó³ litra w garderobie, a nastêpnie konferansjer zapowiada³: „Tak tañczy siê bez alkoholu. Rock and roll sputnik, czyli sputniki rock and rolla”, i my w rytmie Billa Haleya wtaczali¶my siê na scenê w kolorowych koszulach i obcis³ych spodniach. Rysiek, który akurat zacz±³ prowadziæ Dziennik TV, za³atwi³ nam dobre recenzje, a moje zdjêcie z Iz± Zabiegliñsk± powieszono na wystawie sklepu z wêdlinami na Nowym ¦wiecie. S³owem, wszystko sz³o dobrze. Co wieczór po godzinie dwudziestej trzeciej wraca³em sobie spacerkiem na ulicê Bednarsk±, gdzie mieszka³em z rodzicami. Szed³em ulic± Chmieln±, na której wtedy siê znajdowa³o centrum nocnego ¿ycia. Kobiety pracuj±ce na ulicy by³y na ogó³ starsze i nie za bardzo w moim typie. Zreszt±, kusz±c klientów, odwo³ywa³y siê na ogó³ do wy¿szych uczuæ, mówi±c: „Synku, daj babci zarobiæ, twarz niewa¿na, chod¼ umrzeæ w moich ramionach z rozkoszy”. Tak wiêc co noc stawa³em przed powa¿nym problemem moralnym, czy wypada odmówiæ starszej kobiecie, która potrzebuje pieniêdzy. Te kobiety z Chmielnej, tak samo jak i te, które zarabia³y pod hotelem Polonia, by³y, jak wiêkszo¶æ spo³eczeñstwa, sfrustrowane i do socjalizmu rozczarowane. Skar¿y³y siê, ¿e wojna zabra³a im najlepsze lata ¿ycia, a obecnie mê¿czy¼ni za smoczek p³ac± grosze. Z zawi¶ci± mówi³y o m³odych kole¿ankach, które s± op³acane w dolarach. Jak wiadomo, Polacy lubi± narzekaæ. Ale muszê uczciwie powiedzieæ, ¿e oprócz takich niechêtnych reakcji na rzeczywisto¶æ spotka³em wiele m³odych dziewcz±t, które my¶la³y inaczej. Zw³aszcza tych, które przyjecha³y z biednych, powiatowych miast albo zapyzia³ych miasteczek i by³y wdziêczne ustrojowi, ¿e da³ im szansê awansu, pracy w Bristolu, Europejskim dziennym i nocnym, czyli w Kamienio³omach, oraz szansê poznawania jêzyków, zakupu mieszkania i godnego ¿ycia. Ale i te pozytywnie my¶l±ce dziewczêta, jak wszyscy arty¶ci w krajach totalitarnych, stawa³y przed nie³atwymi moralnymi wyborami. Oczywi¶cie nie chodzi³o w ogóle o to, ¿e trzeba siê by³o op³acaæ portierom. K³opot by³ ze S³u¿b± Bezpieczeñstwa, która interesowa³a siê ¿yciem Warszawy po zmroku: kto zdradza ¿onê, puszcza pieni±dze, ma dolary i takie tam ró¿ne, po¿yteczne przy szanta¿owaniu. Dziewczyny w zasadzie mog³y nie zgodziæ siê na kablowanie, ale za to grozi³y im szykany i represje. Na przyk³ad odmawiano im stempelka w dowodzie uprawniaj±cym do odwiedzenia bratniej Czechos³owacji czy NRD, wzywano do komisariatu i tam przymuszano do upokarzaj±cych us³ug, bo i za darmo, i zbiorowo. Robiono naloty na mieszkania, wystraszaj±c zagranicznych go¶ci, a nawet wywierano nacisk na ambulatoria, ¿eby odmawia³y wydania „prawa jazdy”, jakie otrzymywa³o siê co miesi±c po pomy¶lnym przej¶ciu testów na obecno¶æ chorób wenerycznych. A bez aktualnego „prawka” dzia³alno¶æ gospodarcza by³a nielegalna.
Krótko mówi±c, dla m³odych dziewcz±t, które powa¿nie my¶la³y o przysz³o¶ci, by³a to nie³atwa próba charakteru. I trudno siê dziwiæ, ¿e niektóre, stoj±ce moralnie ni¿ej, za³amywa³y siê i sz³y na tak zwan± konfidencjê. Mia³y wtedy ze strony milicji wszystkie u³atwienia i tylko jednego, oczywi¶cie nie licz±c alfonsa, opiekuna, któremu sk³ada³y meldunki i który mia³ legalne prawo je za darmo posuwaæ. By³a to bez w±tpienia sytuacja luksusowa, gdyby nie moralny dyskomfort i pogarda, jak± okazywa³y im kole¿anki, które siê nie ugiê³y. To wszystko doprowadza³o czêsto do bolesnych decyzji – wychodzenia za m±¿ za bogatego cudzoziemca i opuszczenia kraju. Tak odjecha³y Paszcza i Paskuda, Sztafeta, Patelnia i Czar Starówki, Pstynka, Kuma, Drabina i wiele innych, udaj±c siê najczê¶ciej na ziemiê w³osk± albo do zachodnich Niemiec.

Witold Jarmolowicz - Nie Wrz 15, 2019 10:55

Cytat:
Janusz G³owacki "Z G£OWY"
Nied³ugo potem znów by³em w Moskwie... [Oko³o 1997 roku]
Jeden z tie³ochranitieli opró¿ni³ na talerzyk spor± torebeczkê kokainy i zacz±³ robiæ dzia³ki. Trochê siê speszy³em, bo nie byli¶my sami. I to ogromnie Siergieja rozbawi³o. Kaza³ wezwaæ kierownika sali, który podszed³ troszkê na twarzy zielony, ale Siergiej uspokoi³ go, ¿e wszystko gra, a chodzi tylko o to, ¿e nasz przyjaciel z „maleñkoj Polszy” niespokojny jest, czy nikt nie ma nic przeciwko temu, ¿e przyjmiemy co¶ na depresjê. – Ale sk±d – rozpromieni³ siê kierownik – wdychajcie sobie na zdrowie – i siê z ulg± oddali³...

"Czwart± siostrê" przyjêto w Polsce jak najgorzej, wiêc ju¿ wiedzia³em, ¿e na ¶wiecie bêdzie sukces, bo to siê zrobi³a regu³a.
Profesor Janusz Degler, teatrolog i specjalista od Witkacego, po prapremierze we Wroc³awiu przys³a³ nawet list protestacyjny do „Gazety Wyborczej”, który wyci±³em, oprawi³em i powiesi³em ko³o tamtej recenzji z Antygony w „Washington Post”. Zaczyna³ siê tak: „Sztuka jest wulgarna, przedstawienie haniebne, a wszystko razem pod³e. Pod³e w znaczeniu liche i w najgorszym stylu. Ale i pod³e w tym sensie, ¿e niegodziwe”.
Przeczyta³em to przez telefon Janowi Kottowi.
Powiedzia³: – To niemo¿liwe. Sam to sobie napisa³e¶.

Nie mogê siê powstrzymaæ, ¿eby nie zacytowaæ takiej pere³ki.
JW


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group