Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Depresja
Autor Wiadomość
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Lip 24, 2009 20:58   Depresja

Na początek wątku proponuję lekturę tego artykułu - wywiadu z matką chorej na depresję dziewczyny, która popełniła samobójstwo. Osiem stron czytania, ale naprawdę warto:

http://kobieta.gazeta.pl/...se__please.html

Co mnie osobiście uderza w tym artykule, to zarzuty matki pod adresem psychologów/psychiatrów, którzy niby mieli jej córkę całkowicie wyleczyć. To oni skrzywdzili Magdę. No może jeszcze uraz przy porodzie albo... szczepionki. Taka jest wersja matki, która nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia. Matki, która "wsadziła" córkę do szpitala psychiatrycznego i "umyła ręce". Na dodatek oburza się, że jakim prawem dziewczynę ze szpitala wypisano (może powinni byli ją tam trzymać do końca życia?).

Cytat:
Mnie się wydaje, że Magda urodziła się z jakąś skazą. Może to była skaza wynikająca z mikrourazów w okresie porodu albo komplikacji poszczepiennych. Miała takie ataki płaczu, że w żaden sposób nie można było jej uspokoić. Wyrywała sobie włosy z głowy, tłukła głową o podłogę... Czasem wystarczyło, że przyszedł do domu jakiś gość, uciekała na górę. Mówiła, że zejdzie, jak ci ludzie sobie pójdą. - Tak zwane trudne dziecko? - Z drugiej strony bardzo ambitna. Świadectwa zawsze z wyróżnieniami, w gimnazjum sama biegle opanowała angielski, nie chodziła na żadne dodatkowe kursy. Wiersze pisała po angielsku. Tłumaczyła na polski, ale w oryginale są lepsze. Magda nie ceniła ich wcale, wyrzucała do kosza. I wymyśliła sobie liceum z międzynarodową maturą. I bez problemu się tam dostała. Mówiłam: 'Proszę cię, odłóż książkę, musisz odpocząć', a ona bez przerwy się uczyła. Sama zrobiła kurs szybkiego czytania Ciągle coś. Ja teraz, z perspektywy czasu, widzę, że ta Magdy nauka że tego było za dużo.
- Kiedy zaczęło się coś poważnego? - W liceum. Stany pogorszenia nastroju, które wiązałam z dojrzewaniem. A pierwszy atak depresji był w klasie maturalnej. Zaczęła się barykadować w pokoju. Przestawiła meble tak, że zagrodziły wejście, i zawiesiła kapę tak, że jak się wchodziło do jej pokoju, to najpierw trzeba było przejść przez jakby śluzę. Tłumaczyła, że nie może się skupić, bo słyszy telewizor z dołu.


"Urodziła się ze skazą"? Chwileczkę, czy to mówi "kochająca" matka o własnym dziecku? O dziecku, które cierpiało tak bardzo, że nie mogąc znieść tego bólu, postanowiło odejść. Miała jako dziecko ataki płaczu. Czy wówczas była pozostawiana sama sobie by się "wypłakała"? Bo kiedyś przecież takie traktowanie zalecano młodym rodzicom. Czy ktoś próbował znaleźć przyczyne tego płaczu (bo żadne dziecko nie płacze "złośliwie", tylko w ten sposób komunikuje swoje potrzeby i uczucia) czy może zwalili to na "skazę"?

Wyrywała włosy, tłukła głową o podłogę, a gdzie w tym czasie była matka? Spokojnie się przyglądała? Dziewczynka bała się w domu obcych, chowała się i nie znalazło się obok nikogo, kto by próbował zrozumieć jej uczucia, próbował pomóc jej je zaakceptować, wyrazić? Czy może mówili do niej umniejszająco "noooo popatrz, taka duża z ciebie dziewczynka, a się boisz!"? "Trudne dziecko"? A może raczej WRAŻLIWE? Nie, nie przewrażliwione, ale zwyczajnie wrażliwe. Miała pełne prawo do tej wrażliwości.

Była zdolnym dzieckim, a jednocześnie z wybitnie niskim poczuciem własnej wartości. A kto najlepiej uczy dziecko poczucia wartości jak nie rodzice? Bez przerwy się uczyła - czyli w ten sposób uciekała w naukę, tak, jak inni w wieku dorosłym uciekają w pracoholizm. I nikt się nie zastanowił od czego to dziecko ucieka? Co próbuje zagłuszyć ciągłą nauką i ambicjami?

Jako nastolatka barykadowała się w pokoju bo przeszkadzał dźwięk tv. Na to też nikt nie zwrócił uwagi? No tak, innym przecież tv nie przeszkadzało, więc po co się przejmować "wariatką". A przecież nastolatkowie są szczególnie wrażliwi i bardzo potrzebują uwagi dla swoich uczuć. Szukają potwierdzenia słuszności tych uczuć, potwierdzenia dla swoich poglądów, budzącej się odrębności, indywidualności. Wygląda mi na to, że Magda była pozostawiona sama sobie.

Cytat:
Potem zaczęło się samookaleczanie. - To było po maturze już? - Tak. Zaczęły się sznyty na rękach. Znaleźliśmy w jej pokoju pocięte kable. Nie wiem, co z tym robiła. Któregoś dnia zauważyłam, że ma obwiązany przegub, mówię: 'Magda, co się stało w rękę?'. 'Nic, kroiłam chleb'. Ja mówię: 'Jak to chleb i się chlasnęłaś w przegub?'. Ale nie było w ogóle na ten temat żadnej rozmowy. Więc poszłyśmy do psychiatry.


Dziecko się tnie, a matka nie jest w stanie o tym z nią porozmawiać, tylko odrazu odsyła do psychologa? Czyli natychmiast przerzuca odpowiedzialność za córkę na barki obcych ludzi. Matka, która powinna dla tej dziewczyny być najbliższą osobą, umywa ręce i każe obcym osobom zajmować się próbami zrozumienia Magdy! Czy w tym domu w ogóle ktokolwiek potrafił rozmawiać o UCZUCIACH?

A skąd się bierze potrzeba samookaleczania się? No właśnie z ogromu nieuświadomionych uczuć, które są postrzegane jako zbyt bolesne, zbyt trudne, że woli się poczuć realny ból, niż pozwolić sobie na konfrontację z własnym cierpieniem. Cierpienie psychiczne zostaje zastąpione cierpieniem (bólem) fizycznym, realnym. Po tym przychodzi ulga. Cięcie się, to nieświadoma forma wyrażania uczuć, to krzyk, wołanie o pomoc. Dlaczego nikt w otoczeniu Magdy nie zwrócił na to uwagi?

Cytat:
Myślę, że ona żyła z jakąś tajemnicą. Ale to nie było nic, co jej się w życiu zdarzyło naprawdę. Był jakiś potwór. Pisała o nim w takich wczesnych zapiskach od 11. roku życia. - Ten potwór był człowiekiem? - Nie wiem. Pisze: potwór.


Chwileczkę, matka mówi o "tajemnicy" istniejącej od 11 roku życia Magdy i przez te 10 lat, do dnia śmierci córki nawet nei spróbowała tę "tajemnicę" rozstrzygnąć? Nie próbowała odnaleźć i odpędzić "potwora" dręczącego jej dziecko? Przeczytałam ten akapit i natychmiast pomyślałam o tym, że Magda mogła być wykorzystywana seksualnie. Czy matce w ogóle przyszła do głowy taka myśl? A psychologom, ktorzy "leczyli" Magdę? Przecież żadne dziecko nie wymyśla takich rzeczy! Kurcze, czy na tym świecie są tylko ślepcy, którzy nie potrafią w pełni zobaczyć i zrozumieć cierpienia dziecka?

Cytat:
Pisała o sobie 'lady obrzydliwość' [...] Pisała, że nienawidzi siebie, nie znosi tej małomównej, głupkowatej 'lady obrzydliwość'


Dlaczego właśnie takie określenie, a nie inne? Czego się Magda brzydziła? Skąd taka nienawiść do siebie u młodej dziewczyny? Matka się nie zastanawiała? Nie próbowała pomóc? Znów wydaje mi się, że określenie "obrzydliwość" mogło mieć związek z wykorzystaniem seksualnym.

Cytat:
Bo ja chcę zwrócić uwagę na to, że chyba powołanie psychiatry jest czymś innym niż np. chirurga. - Chodzi o ten profesjonalny chłód, urzędniczy dystans w stosunku do kogoś tak bezbronnego?


Chciałoby się zapytać, a jak ta pani widzi SWOJE powołanie i rolę jako matki???

Cytat:
Ona chciała jeszcze być. Przychodziła, siadała na tej kanapie, patrzyła na nas, tak się wpatrywała w ojca


I jak rodzice na to reagowali? Przecież to była ewidentna próba powiedzenia - popatrzcie na mnie, oderwijcie te gały od tv i zauważcie mnie, zapytajcie, porozmawiajcie! To było przecież tak ewidentne wołanie o uwagę!!! Pytanie też, dlaczego szczególnie patrzyła w ten sposób na ojca? Czy mogło tak być że to on był "potworem", o którym pisała Magda? Czy tym spójrzeniem chciała obudzić w nim sumienie? Chciałą "zmusić", by nie wytrzymał i coś powiedział, może przyznał się?

Cytat:
Magda była spokojna i świadoma. I bezradna wobec bólu mimo kochającej rodziny.


"Mimo kochającej rodziny"... Opad rąk po całości. Po prostu nie ma takiej możliwości, że dziecko dorastające w naprawdę kochającej rodzinie rozwinie u siebie depresję i popełni samobójstwo. Było w tej rodzinie coś, o czym nie dowiemy się już, możemy jedynie spekulować. Ale na pewno nie było w niej swobody wyrażania WSZYSTKICH uczuć.

A autorka artykułu, jak to zwykle bywa, odwaliła kawał dobrej roboty mający na celu chronienie rodziców. Oskarżenie psychologów i szpitala przyszło z łatwością. Słuszne zresztą oskarżenie, nie widzę sensu bronić tak nieczułych osób. Ale co z równie słusznym oskarżeniem rodziców? Czy ktoś znajdzie odwagę by to zrobić?

Marishka

P.S. Ofiary wykorzystania seksualnego często też samookaleczją się, tną się.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pią Lip 24, 2009 22:04   Re: Depresja

M i T napisał/a:
...Ofiary wykorzystania seksualnego często też samookaleczją się, tną się...

Skoro przyszlo nam pisac o "wykorzystaniu seksualnym" to musimy
doprecyzowac kiedy wlasciwie ma ono miejsce?

Co jeszcze nie jest "wykorzystaniem" a co juz jest?

Wbrew pozorom to bardzo wazne.
.
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Pią Lip 24, 2009 22:38   

Po pierwsze, to mniej wygląda na depresję, a bardziej na inne schorzenia, chociażby jakąś nietypową formę autyzmu albo schizofrenii. No i te szczepionki. Gdzie były bęcwały stawiające diagnozę.
JW
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Pią Lip 24, 2009 22:42   

Szkoda matki a zwłaszcza córki .
no cóż nic nie zmieni się dopóki nie będzie w tym kierunku edukacji .
matka nie poznała się na tej wrażliwości ,gdyż sama odebrała zimny chów.
Och te wrażliwe dzieci ,trzeba dla nich zapomnieć o swojej wrażliwości i potrzebach.
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lip 25, 2009 00:14   

figa napisał/a:
Och te wrażliwe dzieci ,trzeba dla nich zapomnieć o swojej wrażliwości i potrzebach.


Mylisz się, Rudka, to właśnie wrażliwy i współczujący (wrażliwy na własne cierpienie, uczucia i potrzeby) rodzic potrafi w pełni dostrzec wrażliwość i inne uczucia dziecka. "Zapominając" o własnej wrażliwości zwyczajnie nie będziesz w stanie AUTENTYCZNIE dostrzec wrażliwości innych ludzi.

Marishka
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Sob Lip 25, 2009 01:14   

Czasami do wrażliwości trzeba dorosnąć , do wychowania dzieci też.
Najgorsza opcja wychodzić młodo za mąż ,obrosnąć w rodzine .
człowiek chce szaleć ,bawić sie działać -.
a tu szarość skrzeczy i obowiązki . Dlatego obrywa się nie tylko dzieciakom.
Niby młody wiek najlepszy dla zdrowia potomstwa ,ale
w średnim -dopiero krytycznie umiemy postrzegać ,
doceniać i pielegnować każdą chwile -
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lip 25, 2009 01:47   

figa napisał/a:
Czasami do wrażliwości trzeba dorosnąć


To nie tak. Wrażliwości, jak i innych uczuć, uczymy się właśnie w dzieciństwie - wyrażania lub tłumienia. Uczymy się tego od najbliższych opiekunów (przeważnie rodziców, chyba że to dziadkowie lub niania spędzają z dzieckiem najwięcej czasu), nie poprzez słowa, ale poprzez naśladowanie.

Jeśli wrażliwe dziecko za każdy przejaw swojej wrażliwości jest wyśmiewane, krytykowane, czy karane, to szybko nauczy się tłumić nie tylko własną wrażliwość ale tez zacznie później "zwalczać" ją w innych osobach. Szczególne pole do popisu będzie taka osoba miała kiedy wreszcie sama stanie się rodzicem - wówczas będzie tłamsiła wrażliwość swoich dzieci ze zdwojoną siłą, bo będzie ona jej się kojarzyć z jej własną stłamszoną wrażliwością.

Marishka
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lip 25, 2009 08:33   

figa napisał/a:

Najgorsza opcja wychodzić młodo za mąż ,obrosnąć w rodzine .
człowiek chce szaleć ,bawić sie działać -.
a tu szarość skrzeczy i obowiązki . Dlatego obrywa się nie tylko dzieciakom.
Niby młody wiek najlepszy dla zdrowia potomstwa ,ale
w średnim -dopiero krytycznie umiemy postrzegać ,
doceniać i pielegnować każdą chwile -


I tak zle i tak niedobrze.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lip 25, 2009 10:37   

M i T napisał/a:
...To nie tak. Wrażliwości, jak i innych uczuć, uczymy się właśnie w dzieciństwie - wyrażania lub tłumienia. Uczymy się tego od najbliższych opiekunów...

Zgoda, ale wychowanie to jest "sztuka balansu" np.
nie mozna z "osiolka genetycznego"(oboje rodzicow to buce)
na sile robic "intelektualisty". :hah: :hihi:

Niech dziecko idzie swoim "wrodzonym trendem" do "planktonu" 8-)
Czy "prymitywny opiekun" wykrzesze ze swojej "prostackiej duszy"
"wrazliwosc" ? :shock:

A nawet gdyby takiego "osiolka" wychowywali
specjalisci tacy jak Wy MiT, to czy udaloby sie wychowac
"lagodnego i kochajacego" planktonika?

Mysle ze nie.

Jednak kto wrobelkiem sie urodzil
ten kanarkiem nie zdechnie. 8-)
.
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Sob Lip 25, 2009 22:38   

Zgadzamm się zTobą Misiek całkowicie.
choćby dlatego ,ze dzieci ,których rodzice całkowicie olewali
często wychodzą na ludzi odporniejszych psychicznie i fizycznie.
Nie mówiłabym to w ciemno -ale mam przykład w rodzinie .
Córka kuzyna ,którą rodzice całkowicie olali -woleli popijać ,wreszcie się rozeszli
a dzieciak pętał się po babkach,ciotkach
Coprawda nie przepadam za dziećmi ,bo całe życie byłam nimi obarczana .
Pomaga mi w domu ,ogrodzie ,kuchni ,przy babce-oczywiście nie za darmo.
okazja na kieszonkowe,teraz rzadziej bo pracuje,
dorosła nam dziewczyna -W życiu wspaniale sobie radzi [mimo ,małego kalectwa
ma uraz oka] Przybiegła do mnie z zaproszeniem na ślub,
Wiem...,ze dalej chodzi o kase ...ale mimo wszystko podziwiam zaradnośc
i umiejętnośc zjednywania sobie kołkowatej rodziny.
Jak pomyśle o swoich dzieciach zwłaszcza siostrze :roll:
to jednak --Grizzly- masz racje .
_________________
pozdrawiam
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Sob Lip 25, 2009 22:47   

M i T napisał/a:
figa napisał/a:
Czasami do wrażliwości trzeba dorosnąć


To nie tak. Wrażliwości, jak i innych uczuć, uczymy się właśnie w dzieciństwie - wyrażania lub tłumienia. Uczymy się tego od najbliższych opiekunów (przeważnie rodziców, chyba że to dziadkowie lub niania spędzają z dzieckiem najwięcej czasu), nie poprzez słowa, ale poprzez naśladowanie.

Jeśli wrażliwe dziecko za każdy przejaw swojej wrażliwości jest wyśmiewane, krytykowane, czy karane, to szybko nauczy się tłumić nie tylko własną wrażliwość ale tez zacznie później "zwalczać" ją w innych osobach. Szczególne pole do popisu będzie taka osoba miała kiedy wreszcie sama stanie się rodzicem - wówczas będzie tłamsiła wrażliwość swoich dzieci ze zdwojoną siłą, bo będzie ona jej się kojarzyć z jej własną stłamszoną wrażliwością.

Marishka

Pozwole sie z Tobą niezgodzić - zobacz jak dziadkowie szaleją za wnukami .
Ja bynajmniej miłości do dzieci nauczyłam się dopiero jak ich miałam -
wczesniej ..brrrr... zawsze mówiłam ,ze ich niechce bo niecierpie
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lip 26, 2009 00:43   

No to zasadne jest dowiedzieć się, skąd wzięła się u Ciebie nienawiść - przecież tak nienaturalna - do dzieci.
Może chodzi o to, że sama nie dostałaś od rodziców uczucia, do którego każde dziecko ma prawo i którego pożąda - do tego stopnia, że potem już jako rodzic, potrafi nieświadomie używać swoich własnych dzieci jako namiastki rodziców, by one to właśnie odprawiły cud zadośćuczynienia matce lub ojcu tego, czego nie otrzymali w dzieciństwie.

Czy krzyk dzieci słyszany za oknem, drażni Cię? Czy regularny płacz dziecka też?
Jeśli tak, to masz już pierwszy istotny "drogowskaz" informujący, gdzie szperać. A szperanie się opłaca. Czemu?

Jeszcze kilka lat temu nie mogłem zaakceptować dziecka, jakim byłem. Nie mogłem tego małego Tomka w żaden sposób "przytulić". Pogardzałem nim wskutek wmówionej , indukowanej mi pogardy, ciągłej deprywacji emocjonalnej i umniejszania, jakie zaserwowali mi żyjący w wymuszonym związku rodzice. Mam takie jedno swoje zdjęcie z dzieciństwa. Pewnego wieczora rozryczałem się nad nim, poczułem współczucie, o jakie bym nie podejrzewał siebie w stosunku do siebie z tamtych czasów. Podałem rękę sobie sprzed lat, przytuliłem szczerze i mocno Tomka sprzed lat. To piękne żyć "w całości" , tworząc linearną historię własnego życia, nie wycinając z niego ani radości, ani smutku czy nienawiści. Każde uczucie, choćby nie wiem jak społeczeństwo nim pogardzało, dla wyrażającego je, stanowi najdoskonalszą wskazówkę i informację potrzebną do życia. Gdy zaniecha się słuchania własnych emocji, gdy dokonuje się permanentnego wyparcia, rachunek nie jest tylko wystawiany dla tłumiącego. To często, a prawie zawsze, rachunek na niekorzyść przypadkowych ofiar naszego wyparcia. To nie sztuka się na rodziców, powyzywać ich czy wmuszać w siebie ślepy bunt. Sztuką jest wyrazić wobec nich prawdę o swoich emocjach, umieć próbować konstruktywnie rozwiązać problem, a gdy nie ma reakcji zwrotnej, z podniesionym czołem, umieć uświadomić sobie, że nie warto walić głową w żelbeton i odejść własną ścieżką. Ścieżką autentyczną, bo choćby nie wiem, jak bolesne to było, czujesz wówczas, jak życie wstępuje w żyły, jak mózg wyrywa się do krzyku radości i całość psyche wypełnia oddech wolności.

ps: Zdaję sobie sprawę z prawdziwości twierdzenia, że im kto bardziej był maltretowany w dzieciństwie, tym silniej będzie bronił swoich katów i zaprzeczał, że wyrządzano mu krzywdę (dowody na to płyną strumieniami).
Jestem też świadomy tego, że wielkim problemem może być przepracowanie swego dzieciństwa dla ludzi, którzy już są rodzicami. Bo żeby wyswobodzić siebie, musieliby przyznać, że sami powielają patologiczny wzorzec, a zatem - wracając do meritum - musieliby, aby ten proces zatrzymać, oskarżyć winnych swych - jak dotąd nie uświadomionych na poziomie emocjonalnym, krzywd.
Freud, zanim zaprzeczył własnemu genialnemu odkryciu pochodzenia histerii i wymyślił baśniowe kompleksy podlane starogreckim sosem, musiał przeżywać straszny dyskomfort. Z jednej strony jego własne dzieciństwo, a z drugiej presja purytańskiego społeczeństwa, które jak wtedy, tak i dziś, zawsze bedzie oskarżać dziecko i chronić rodziców. Przegrał walkę o prawdę, sam tą prawdę mordując. Szkoda. Psychoanaliza utonęła w morzu pajdofobii i bezsprzecznie trudnej, wymagającej terminologii, która jednak nic nie wniosła do wciąż tak fatalnego obrazu naszych czasów. Ani Jung - omotany new-ageowym bełkotem, ani nikt potem - nawet Fromm - nie odważył się oddać prawo do wyrażania wszystkich uczuć. Nawet tak odważny wariat jak Wilhelm Reich bełkotawszy o niespełnionych lędźwiach Chrystusa, zapomniał w tym wszystkim o sednie sprawy, choć był jakże blisko. Właśnie, Fromm i Reich byli tak blisko - wielu zresztą było - ale dopiero Miller i Forward poskładały puzzle w klarowny obraz, perfekcyjnie obramowany bezwzględnie pożytecznym doświadczeniem.

Tomek
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Nie Lip 26, 2009 23:26   

Tomek ,tak daleko w psychike nie zaglądam .
Moje krzywdy z dzieciństwa sa niczym ,jakie rozczarowanie
potkało mnie w wieku dorastania .
nie chce usprawiedliwiać rodziców -ale Seneka już pisał
,ze" niewinny jest ten co niechcący stał się winnym"
Wychowana byłam w pewnych kanonach -moralności w tym uczciwości
a przedewszystkim jakgdyby z pewnym naciskiem na patriotyzm.
Nielubie tej młodej zarozumiałej osoby z opornikami i ze znaczkami solidarności.
odszczekałam Ojcu to, przed czym i przed kim mnie przestrzegał .
Nielubie swojej naiwności szczerości i ufności ,przez co popadłam w kłopoty.
Co do dzieci -to Nieeeee..wcale mnie nie drażnią za oknem ,na boisku
od tego są - te wyjce bo przynajmniej słychać co robią.
Popatrzeć i posłuchać mądre i utalentowane dzieci to przyjemność
Mam alergie na rodziców z TYMI żywymi srebrami
co po godzinnej wizycie robią z domu demolke i terroryzuja swoim zachowaniem.
wczesniej pisałam od najmłodszych lat byłam obarczana pilnowaniem
nie tylko swojego rodzeństwa ale wszystkich pociotków ,
stąd te fobie
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Lip 27, 2009 00:10   

Nie chciałbym być źle rozumiany, tzn. byłoby mi przykro, gdybym napotkał np. zarzut o jakieś forumowe wiwisekcje czy manipulacje. Po prostu wydaje mi się, że dostrzegam pewien schemat, który nieodmiennie funkcjonuje w społeczeństwie. Jako, że sam na sobie dokonałem rozległej analizy i zaznałem skuteczności pewnych teorii zastosowanych wielokrotnie w praktyce, staram się jak mogę proponować pewne rozwiązania.

To jasne, nie jestem psychologiem. Psychologia jednak interesuje mnie od baaardzo dawna. Mało tego, miałem styczność z tym środowiskiem, przeżyłem toksyczny związek z psychologiem klinicznym, troszkę przez przypadek miałem okazję popracować z ciężką młodzieżą. Zainteresowanie to nie jest czymś, co fascynuje w sposób ..no dobra, "duchowy" - jak muzyka, film, książka. Jeszcze na studiach, których - zarówno filozofii jak i religioznawstwa - nigdy nie ukończyłem zerwawszy z nimi, miałem zaprezentowany pewien ogólny rys psychologiczny na przestrzeni dziejów. Ta przydatna nauka obecnie cierpi na uwiąd, nie zdoławszy nawet na dobre rozwinąć się w swych najszlachetniejszych dziedzinach. To tyle, by rozwiać wątpliwości.

Rudka, Twój powyższy post, jest w moim uznaniu wręcz książkowym przykładem manifestacji samoumniejszenia, które z bezlitosną wręcz prawidłowością, zazębia się z usprawiedliwianiem rodziców. Nie sądzisz, że możesz nieświadomie zajadać stres i nigdy nie uwolnić się z nadwagi, tłumacząc wszystko słabościami?
Przecież jasno wynika z tekstu, że obarczono Cię zbyt dużym brzemieniem odpowiedzialności. Piszesz " Moje krzywdy z dzieciństwa sa niczym". Nie sądzisz, że takie zaniżenie własnego cierpienia, może utrudniać poznanie siebie, by móc zastartować raz jeszcze?

Tomek
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Pon Lip 27, 2009 03:08   

Ja nigdzie nie chce już startować , znielubiłam ludzi
w tej Nowej ,obłudnej i zakłamanej 3-ciej RP
Czy zajadam stress?...hmmmm... moze tak dawniej było ..
i wtedy na ironie ważyłam mniej.
teraz zyje i jadam w miare świadomie.
Nie jestem drobną Chinką ,więc niskowęglowodanówka
nie jest panaceum zwłaszcza w pogwarancyjnym wieku.
Jednego nie rozumiem ,co mi da obwinianie rodziców??
. ,o moje planktoniczne geny-czy wychowanie .
Było ,minęło -żeby mi to choć lat ujęło ?
Mówisz ,że jakbym starych zjechała to będe miała równiej pod sufitem???
a co z przyjaciółmi ,którzy noże w plecy wbijali ? co z ideałami ,hasłami
co z politykami ,którzy nas wyru...li,
to też wina rodziców?? siebie znam i gdybym miała wybierać dzieciństwo i młodośc we współczesnych realiach -po stokroć wole tamte bidniutkie ale swobodniejsze czasy.
_________________
pozdrawiam
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Pon Lip 27, 2009 10:55   

Jasne, żeby zrozumieć na czym polega wychowywanie dzieci, to trzeba je mieć, i to własne, takie, których po tygodniu kreatywnej zabawy nie można zwrócić żadnym innym rodzicom, bo nie mają nikogo innego na świecie poza nami.
Żebyśmy na głowie stawali samodoskonaląc się, to musi zadziałać instynkt wrodzony i wpojone w dzieciństwie struktury.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Pon Lip 27, 2009 11:37   

Opowiadanie utworów literackich powoduje, że tracą one swoją lekkość i blask, zaryzykuję jednak.
Jest takie opowiadanie Mrożka, jak Anioł Stróż opiekował się chłopczykiem. Anioł starał się partnersko tłumaczyć chłopcu, jak brzydko jest przeklinać, ciągnąć dziewczynki za warkocze, nie słuchać rodziców, olewać odrabianie lekcji itp. Nie wywierało to żadnego wpływu, a nawet chłopiec stawał się coraz bardziej nieznośny. Anioł cicho w kątku przeżywał gorycz porażki. Pewnego dnia, ulegając nieprzepartemu impulsowi wrzasnął do przysypiającego już chłopca: "Marsz do lekcji". Chłopczyk wymamrotał coś pod nosem i rzucił się do odrabiania zaległości szkolnych. Anioł doznał olśnienia, oto uzyskał skuteczny sposób wymuszania posłuszeństwa i pożądanych zachowań. Od tego dnia zaczął krnąbrną owieczkę kierować na drogę cnoty metodą pohukiwania, dawania fangi w czoło czy przytczka w ucho. Czasem anioł trzepnął młodziaka w ucho ot tak sobie, dla zasady. Tą metodą osiągnął znakomite efekty wychowacze. Dorastający chłopiec przestał tracić czas na głupawe zabawy z rówieśnikami i zaczął pilnie ślęczeć nad podręcznikami szkolnymi, szczególnie z chemii. Pewnego dnia rozległ się ogromny huk wybuchu i dom rodzinny wyleciał w powietrze. Daleko w polach widoczny był uciekający młodzieniec, a za nim pędził wielkimi susami Anioł Stróż, chcąc mu na koniec dać jeszcze jedną fangę.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Lip 27, 2009 22:54   

figa napisał/a:
Jednego nie rozumiem ,co mi da obwinianie rodziców??. ,o moje planktoniczne geny-czy wychowanie .


No, gdy jest ono zasadne i pozwala powrócić do szczerego kontaktu z własną sferą emocjonalną, to może mieć znaczenie kolosalne.
Właściwie to same plusy, chyba, że życie w wyparciu jest opcją. Ale wyparcie ma swoją cenę:

- przekierowanie nienawiści i złości na obiekty zastępcze
- umniejszanie siebie i odbieranie sobie chęci do rozwoju
- regresja do czasów przeszłych i zakotwiczenie się w nich
- nieumiejętność wskazania źródła emocji lub zaprzeczanie występowaniu uczuć lub zdolności do konkretnych emocji
- powielanie na dzieci krzywd wyrządzonych przez wciąż idealizowanych (lub usprawiedliwianych) rodziców
- gotowość do osobistych wyrzeczeń tłumaczonych sytuacją nie związaną bezpośrednio z własnym życiem
- sytuacja gdy : bagatelizuję własne cierpienie, albo nie chcę o nim nic wiedzieć, i w rezultacie NIE CHCĘ wiedzieć też o cierpieniu innych lub wydaje mi się tylko, że stać mnie na empatię wobec ofiar.
- możliwość wystąpienia chorób psychosomatycznych, które są sygnałem niewyrażonych uczuć złości, wściekłości. Przekierowanie ich na kozły ofiarne, nie daje ulgi.
- stan dekadencji albo też skreślanie teraźniejszości, przyszłości oraz mitologizowanie przeszłości

W moim mniemaniu, gdy wracasz do czasów komuny, masz na myśli raczej swoją młodość. A może chciałaś inaczej pokierować życiem?
Zresztą, napiszę to grubą czcionką i brutalnie: Jeśli ktoś był poniżany psychicznie lub umniejszany, pogardzany albo bity lub molestowany w dzieciństwie i nie wyrazi wobec sprawców cierpienia zupełnie naturalnych uczuć jak wściekłość, złość, nienawiść (nie chodzi o zjechanie starych Rudka, ani o ich zgnębienie), MA PRZESRANE, autentycznie porobione. Od tego zdaje się nie być żadnego wyjątku.

Nie można żyć autentycznie, oddzielając od świadomości nieprzepracowany pakiet uczuć i to jeszcze wobec najbliższych.

Tomek
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Wto Lip 28, 2009 01:19   

M i T napisał/a:


No, gdy jest ono zasadne i pozwala powrócić do szczerego kontaktu z własną sferą emocjonalną, to może mieć znaczenie kolosalne.
Właściwie to same plusy, chyba, że życie w wyparciu jest opcją. Ale wyparcie ma swoją cenę:

ależ ja się niczego nie wypieram ,ale - luki w pamięci
i naprawde niewiem czego tam szukać

- przekierowanie nienawiści i złości na obiekty zastępcze-[/quote]nie dotyczy
-
MIT napisał/a:
umniejszanie siebie i odbieranie sobie chęci do rozwoju
bywa
-
MIT napisał/a:
regresja do czasów przeszłych i zakotwiczenie się w nich
młodość
-
MIT napisał/a:
nieumiejętność wskazania źródła emocji lub zaprzeczanie występowaniu uczuć lub zdolności do konkretnych emocji
Jeżeli mam to wiem co mnie rajcujealbo złości
MIT napisał/a:

- powielanie na dzieci krzywd wyrządzonych przez wciąż idealizowanych (lub usprawiedliwianych) rodziców
No nie -mam tylko dwoje dzieci ,
więc podlizuje się jak umiem -rodziców nie idealizuje ale usprawiedliwiam.
-
MIT napisał/a:
gotowość do osobistych wyrzeczeń tłumaczonych sytuacją nie związaną bezpośrednio z własnym życiem;
Takie jest życie w rodzinie ,jak i w pracy zawodowej.
-
MIT napisał/a:
sytuacja gdy : bagatelizuję własne cierpienie, albo nie chcę o nim nic wiedzieć, i w rezultacie NIE CHCĘ wiedzieć też o cierpieniu innych lub wydaje mi się tylko, że stać mnie na empatię wobec ofiar.
- możliwość wystąpienia chorób psychosomatycznych, które są sygnałem niewyrażonych uczuć złości, wściekłości. Przekierowanie ich na kozły ofiarne, nie daje ulgi.
- stan dekadencji albo też skreślanie teraźniejszości, przyszłości oraz mitologizowanie przeszłości
Byc może ,ale o tym niewiem-nic nie skreślam -kozły.hmmm...
nikogo nie czepiam ,jak mi droge nie wejdzie -a przyszłość zawsze jest gorsza od przeszłości - bo licznik tyka coraz szybciej
MIT napisał/a:
W moim mniemaniu, gdy wracasz do czasów komuny, masz na myśli raczej swoją młodość. A może chciałaś inaczej pokierować życiem?
Prawda
MIT napisał/a:
Zresztą, napiszę to grubą czcionką i brutalnie: Jeśli ktoś był poniżany psychicznie lub umniejszany, pogardzany albo bity lub molestowany w dzieciństwie i nie wyrazi wobec sprawców cierpienia zupełnie naturalnych uczuć jak wściekłość, złość, nienawiść (nie chodzi o zjechanie starych Rudka, ani o ich zgnębienie), MA PRZESRANE, autentycznie porobione. Od tego zdaje się nie być żadnego wyjątku.

masz racje ,jeżeli aż tak żle w rodzinach bywa .

MIT napisał/a:
Nie można żyć autentycznie, oddzielając od świadomości nieprzepracowany pakiet uczuć i to jeszcze wobec najbliższych.

Tomek
Nie umiałabym nawet wyartykułować co chce od starych,
a nawet gdyby ,szkoda czasu ,nie widze dalej sensu .
Chętniej dołożyłabym tym ,których juz nie spotkam.
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Lip 28, 2009 17:35   

figa napisał/a:
Nie umiałabym nawet wyartykułować co chce od starych,
a nawet gdyby ,szkoda czasu ,nie widze dalej sensu .


Ależ owszem, takie roszczenia wobec starych rodziców nie mają sensu. Bo w ogóle nie o to chodzi by rodziców "zjechać", coś im "wygarnąć" czy domagać się jakichś nierealnych zmian czy zadośćuczynienia.

W tym wszystkim o czym z Tomkiem piszemy chodzi o zrozumienie, zaakceptowanie i świadome wyrażenie swojego dziecięcego cierpienia - bez wartościowania ("to było dla mojego dobra", "rodzice wychowali, jak umieli", "zasługiwałam na to, bo byłam niezłym ziółkiem", etc.), bez porównywania go do cierpienia innych osób ("nie miałam tak źle", "inni mieli gorzej", "moi rodzice nie byli potworami jak ten Fritzl", etc.), bez umniejszania. Póki zaprzeczamy swojemu cierpieniu i odcinamy się od niego, nie jesteśmy w stanie sobie szczerze współczuć. A to oznacza, że nie jesteśmy w stanie też współczuć innym bezbronnym, wykorzystywanym, niewinnym ofiarom, które zasługują na naszą pomoc i współczucie. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć uczuć innych, ponieważ nie rozumiemy swoich własnych uczuć i cierpienia, od których próbujemy się odciąć (bo to zbyt mocno boli, a my nie chcemy po raz kolejny przez ten ból przechodzić).

Póki uparcie zaprzeczamy swojemu dziecięcemu cierpieniu pozostajemy jego "więźniami". Wówczas albo jesteśmy do końca życia "ofiarami" (narzekamy w nieskończoność na doznane krzywdy, nie próbując niczego zmieniać i szukając akceptacji i współczucia u innych) albo "katami" (identyfikujemy się z tymi, którzy wyrządzili nam krzywdę i teraz sami wyżywamy się na słabszych "kozłach ofiarnych", mszcząc się za doznane cierpienie). A tu przecież chodzi o to, by wyrwać się wreszcie ze schematu kat/ofiara i zacząć żyć swoim własnym, świadomym, spełnionym, dorosłym życiem. Oczywiście, jeśli ktoś nalega, by pozostać "ofiarą" lub "katem", to nie da się go przekonać, że można funkcjonować inaczej.

Przyznając się przed sobą samą, że rzeczywiście w dzieciństwie byłam niewinną, bezbronną i całkowicie zależną od rodziców ofiarą, która nie zasłużyła na tak niesprawiedliwe i okrutne traktowanie, akceptuję swoje bolesne doświadczenia, włączam je świadomie do mojej pamięci, a więc przestają one stwarzać zagrożenie (dla mnie lub innych). Nie muszę już dłużej okłamywać siebie czy przenosić swoją złośc na niewłaściwe osoby. Wiem, że DAWNIEJ byłam ofiarą, bo byłam tylko małym dzieckiem i nic na to nie mogłam poradzić, nie mogłam tego zmienić. Wiem też, że TERAZ nie muszę już dłużej być ofiarą, bo teraz sama mogę decydować o swoim życiu, reakcjach i kontaktach.

Wgląd we własne cierpienie daje zrozumienie dla cierpienia innych. Mając takie zrozumienie (szczególnie chodzi mi o zrozumienie emocjonalne, nie intelektualne) nie jesteśmy dłużej w stanie krzywdzić siebie lub inne niewinne i bezbronne osoby. Nie jesteśmy w stanie stać się katem. Porzucamy też rolę ofiary, bo pamiętamy swoją dziecięcą bezsilność i uzależnienie od innych i nie chcemy tego znów doświadczyć w podobny sposób, a więc bierzemy odpowiedzialność za swoje życie na siebie i staramy się żyć świadomie, ciągle tę świadomość zgłębiając (bo to przecież proces trwający całe nasze życie).

Współczując dziecku, którym kiedyś byliśmy, "przytulamy" je, otaczamy należną opieką i pozwalamy by wreszcie "dorosło". Pewnie zauważyłaś, jak często widzi się dorosłe osoby zachowujące się dosłownie jak maluchy w piaskownicy (szczegolnie widać to np. na przykładzie polityków). To właśnie dlatego, że całkowicie odcięli się od swoich dziecięcych przeżyć, nie pozwolili temu tzw. Wewnętrznemu Dziecku dorosnąć. A więc utrwalili swoje dziecięce reakcje i dalej je powielają, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak się zachowują. Emocjonalnie pozostają wciąż na poziomie małych dzieci. A przecież mieliśmy się rozwijać, reagować bardziej świadomie!

Marishka
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Wto Lip 28, 2009 20:48   

No to teraz wszystko jasne.
z tego wynika ,że dorosłam i postąpiłam intuicyjnie -dużo wcześniej niż Pani Miler
,napisała tą psychoanalize , większość ludzi tak robi
nie licząc się z opinią .Powiedziałm a nawet wykrzyczałam -wieeeeki temu
i juz naprawde nie mam potrzeby ,chyba ,że ktoś na język nadepnie.
Człowiek normalny jest wyposażony w jakieś mechanizmy obronne
własny egocentryzm przed osaczeniem lub dyktatem .
Lenistwo ,przyjemności to nic innego jak dogadzanie sobie i własnym zachciankom
a przy okazji pobycia ze sobą .
Co do ludzkich zachowań --dobrze piszesz - odstraszają , żenują , męczą.
śmieszą i zadziwiają .Raczej unikam takich wampirów bo
energetycznie wykańczają i przychodzą po jeszcze...
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 13, 2009 18:27   

Wracając do tematu uczuć i okresu wczesnodziecięcego, znalazłam ostatnio niesamowity opis reakcji niemowlęcia na traumę (smierć matki):

Cytat:
Trzytygodniowe niemowlę, mogło się wydawać, że nic nie rozumie. Wcześniej gaworzyła, wierciła się, kwiliła, płakała. Nagle jak nożem uciął - tylko jadła i spała, bez żadnego kontaktu z otoczeniem. Przez miesiąc prawie się nie ruszała - leżała jak martwa, nie dawała sygnału, kiedy się zmoczyła, kiedy była głodna.


A inne rodzeństwo:

Cytat:
Półtoraroczna Liza przez pół roku nie urosła ani o milimetr.

Maks z dnia na dzień nabrał nowego zwyczaju - nie pozwalał niczego wyrzucać. Bo to strata. Mył i ustawiał na półce kubeczki po jogurcie. Sprawdzał, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy nie brakuje którejś pary butów, czy wszystkie zabawki są w szafce. Przestał używać kolorów - rysował tylko ołówkiem, malował czarną farbką. [...]

Gdy siadywaliśmy przy stole, każdy miał swoje miejsce. Po śmierci żony Maks zaczął siadać na miejscu mamy. Zaczynał mówić jej głosem. Zmieniała mu się intonacja, kiedy prosił o chleb, albo kiedy mówił: "Zostań, ja to przyniosę". Potem to samo robiła Liza. To było przerażające. Dzieci nie wiedziały, co robią.


Ten cytat pięknie pokazuje fizyczne reakcje małych dzieci na potężną traumę, której nie są w stanie jeszcze zrozumieć intelektualnie. Ale ciało reaguje natychmiast! To trzytygodniowe niemowle oczywiście nie będzie pamiętało tragedii, ale została ona już zakodowana gdzieś w ciele. Dla mnie ten opis był tak niesamowity, że ciarki mnie przechodziły jak czytałam...

Dziecko, które nie wie, nie rozumie, że matka umarła, reaguje ewidentną depresją, tak, jakby samo miało za chwilę umrzeć, bo zabrakło matki, bez której nie może przeżyć. Widać tu jak potężna jest więź pomiędzy dzieckiem a matką, jak wiele od niej zależy.

Myślenie (z którym wciąż można się powszechnie spotkać), że małe dziecko nic nie rozumie i potem niczego nie będzie pamiętać (a więc można na nie krzyczeć, dawać klapsy, umniejszać, szarpać, etc.) jest wybitnie szkodliwe. Ten mały przykład powyżej wyraźnie pokazuje wrażliwość niemowlęcia na traumę i natychmiastową reakcję ciała. Owszem, intelektualnie to dziecko nie rozumie tego, co się dzieje dookoła, ale przecież CZUJE. I dlatego tak ważne jest od samego początku należne dbanie o uczucia dziecka.

Marishka

P.S. Cytaty pochodzą z tego wywiadu:
http://wyborcza.pl/1,7684...ias=7&startsz=x
Szukałam info nt. tłumacza hellingerowskiego bełkotu i znalazłam rozmowę z nim o śmierci żony i wychowaniu dzieci.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 13, 2009 22:42   

Genialne stwierdzenie Marishka, tez tak odczuwam. Nawet niemowleta reaguja na wszystkie, nawet najmniejsze zmiany, a co dopiero na takie zdarzenie.
Odbiegajac troche od tematu - nadal spie razem z coreczka, od narodzin w lozeczku nie spala ani razu, wiec oddalismy je. Wiem, ze w nocy szuka kontaktu ze mna, trzymamy sie za rece zasypiajac, jest fajnie miec przy sobie taka mala zabinke :-) Wozek sie zepsul, wiec na spacerach motam ja w chuste na plecach lub brzuchu, w domu zreszta tez czesto ja nosze w hotslingu na biodrze. Mam przeciwko sobie moja mame, ktora twierdzi, ze ja rozpuszczam, ze powinna spac sama, ze bez sensu ja nosze itp.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 18:57   

JaśniePani napisał/a:
Mam przeciwko sobie moja mame, ktora twierdzi, ze ja rozpuszczam, ze powinna spac sama, ze bez sensu ja nosze itp.


Nie powierzyłabym takiej kobiecie dziecka nawet na dzień. Olać i robić swoje, nie wdawać się w dyskusje, bo jej mentalności nie zmienisz. Jej pokolenie uczono by pzostawiać dziecko płaczące, stawianie do kąta i klapsy też były w porządku. Szkoda słów...

Fajnie, że jest taka bliskość między Tobą a maleństwem!

Marishka
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 21:18   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:15, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 21:41   

JaśniePani napisał/a:
Nie wiem jak mam sie do konca uwolnic z pod jej wplywu, czy to w ogole jest mozliwe?


Będzie brutalnie.
W żadnym razie nie będzie to możliwe w przypadku Twojego nieustającego oczekiwania na zmianę u matki.
Opiekowałem się swoim trojgiem rodzeństwa. Przy najmłodszym bracie, byłem już dorosły. Ojciec wiedział, że jak tylko spróbuje go tknąć, pociągnąć za uszy, włosy - to będzie miał ze mną do czynienia. Brat był chroniony, a jednocześnie kompletnie pozbawiony ciepła rodzicielskiego. Rezultat? Zupełnie pozbawiony emaptii człowiek-maszyna do zarabiania ciężkiego kasiwa - tak przynajmniej ostatnio go odbieram.
Gdybym miał dzieci i moja matka kilka razy mimo moich uwag, zachowała się jak Twoja - więcej nie zobaczyłaby na oczy dziecka jak i mnie samego. Wiem to, bo jak czuję krzywdę, to nie usprawiedliwiam krzywdziciela, nawet swego rodziciela. Nigdy.
Wiem, wiem...zdaję sobie sprawę, że odcięcie się od matki, ojca - jest hardkorem, ale albo podejmujemy decyzję o życiu, albo rozkładamy śmierć własnego szczęścia i najbliższych na raty, czekając na spełnienie się nierealnej sytuacji.
Tu nie chodzi o konflikt pokoleń - nie wiem, kto wymyślił ten frazes. Tu chodzi o relacje krzywdziciel-skrzywdzony. A tu już są konkrety.
Ja widzę, że Ty się strasznie miotasz pomiędzy chęcią zrobienia własnego kroku, a staniem w miejscu, by nie stracić z horyzontu nadziei na matczyną miłość.

Tomek
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 21:48   

Tomek tam jeszcze cos dodalam przy poprzednie wypowiedzi.
Tak, masz racje, miotam sie, jak jej mowie cos ostro to czuje sie winna, jak jej ulegam to czuje sie jak pipka. Maz tez raz zareagowal ostrzej i ma odtad przechlapane, oczywiscie nie wprost, bo przeciez nie wypada, ale da sie odczuc. Mama jest mistrzynia wzbudzanai poczucia winy :roll: Z jednej strony chcialabym miec z nia fajne, bliskie kontakty, zwiazek, a z drugie widze, ze to jest niemozliwe, jednak ta tresc to jest niemozliwe nie chce do mnie dotrzec, ja sie z tym nie zgadzam :x Dowody na poparcie tej tezy wychodza wlasnie podczas kazdego naszego kontaktu.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Svan


Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 18
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 22:32   

Cytat:
Zdaję sobie sprawę z prawdziwości twierdzenia, że im kto bardziej był maltretowany w dzieciństwie, tym silniej będzie bronił swoich katów i zaprzeczał, że wyrządzano mu krzywdę

Do czasu,Tomek.
Jak sam dalej napisałeś:
Cytat:
Jeśli ktoś był poniżany psychicznie lub umniejszany, pogardzany albo bity lub molestowany w dzieciństwie i nie wyrazi wobec sprawców cierpienia zupełnie naturalnych uczuć jak wściekłość, złość, nienawiść (nie chodzi o zjechanie starych Rudka, ani o ich zgnębienie), MA PRZESRANE, autentycznie porobione. Od tego zdaje się nie być żadnego wyjątku.

Wydaje mi się jednak, że najsilniejszy jest tu żal. Zwłaszcza gdy mówimy o relacjach rodzić -dziecko.
Problem bardzo często polega na pozwoleniu sobie na takie uczucia. Tak naprawdę miłość dziecka do rodzica to najczystszy rodzaj miłości: dziecko kocha rodzica czy jest on krzywy, koślawy, cienki, gruby...łorewa. Zaprzeczanie swojej krzywdzie ma swoje silne podstawy w tej właśnie miłości, ale też dlatego że dziecko poniekąd chroni w ten sposób siebie: przyznanie, że Duży, który ma zapewnić bezpieczeństwo i miłość krzywdzi, że mamusia czy tatuś jest "zły", to odebranie sobie samemu gruntu spod nóg- poczucia bezpieczeństwa. Dziecko chronić rodzica chroni tak naprawdę siebie, bo chcąc zachować w sobie idealny wizerunek rodzica, może (sobie) powiedzieć :"jestem bezpieczny".
Jako dorośli ludzie możemy takie "operacje" w głowie wykonać-poczucie bezp. mamy już zwykle ugruntowane gdzie indziej, ale też widzimy, że Ci rodzice starali sie i robili wszystko jak potrafili. I właśnie na tym momencie nalezy się zatrzymać: jak potrafili.
Obserwując swojego rodzica wierzymy, że stosował najlepsze metody jakie znał. Wierzymy, że istotnie "na nas" były najlepsze i drepczemy w miejscu mówiąc "bo ja to taki krnąbrny byłem, że tylko pasek do mnie przemawiał".
A to nieprawa:ze znanych tym rodzicom metod przemawiał pasek....nie przyszło im do głowy, żeby poprosić kogoś o pomoc i zapytać czy są inne...
A zawsze są.

Cytat:
tu przecież chodzi o to, by wyrwać się wreszcie ze schematu kat/ofiara i zacząć żyć swoim własnym, świadomym, spełnionym, dorosłym życiem. Oczywiście, jeśli ktoś nalega, by pozostać "ofiarą" lub "katem", to nie da się go przekonać, że można funkcjonować inaczej
.
Cytat:
Mając takie zrozumienie (szczególnie chodzi mi o zrozumienie emocjonalne, nie intelektualne) nie jesteśmy dłużej w stanie krzywdzić siebie lub inne niewinne i bezbronne osoby. Nie jesteśmy w stanie stać się katem. Porzucamy też rolę ofiary, bo pamiętamy swoją dziecięcą bezsilność

To nie jest tak proste jak piszesz, Marishka. Można rozprawić się w sobie z żalem czy gniewem do rodzica, ale to nie wystarcza by nie stać się katem-niestety...Relacje z innymi nie są przecież już przesączone emocjami do rodzica. Nie traktujemy X, Y czyZ źle bo tatuś nam prał tyłek kablem, nie poniżamy dlatego, że doznaliśmy tego-bo znamy ten ból, ale! Wychodzić z domu w świat, dziecko przenosi do tego świata takie poczucie, że ono może być poniżane, ono może być bite-ma wczytaną taką konstrukcję świata i gdzieś w niej ulokowało siebie (zwykle poniżej poziomu podłogi)
Najgorsze jednak przed nami-nasza rola jako rodzica...tu zaczyna się dramat. Często maltretowane dzieci zakładają rodziny b. późno, a zdarza się że wcale-boją się wyrządzić krzywdę dziecku i ten lęk jest jak najbardziej zasadny.
To co czuje matka, która w dzieciństwie była bita, na "końcu palców", kiedy dziecko nadwyręża jej cierpliwość ( a kto ma dzieci ten wie, że szkraby są w tym względzie mistrzami świata :-D ) to jest coś co wprawia ją w przerażenie, rozpacz...albo daje się temu ponieść i sztafeta pokoleń ma swoją smutną kontynuacje w jej rodzinie.


JaśniePani napisał/a:
mam nadzieje, ze nie skrzywdzilam go i ze mi wybaczy w swoim dzieciecym serduszki

obyś nie skrzywdziła...bo wymaganie by dziecko wybaczyło-wzięło na swoje małe ramionka jeszcze ciężar naszej winy-jest tak potwornie, ech... obciążające dla niego...no bo pewnie, że wybaczy...w tym małym serduszku. Jak mogłoby nie wybaczyć.
Żeby tylko mamusia/ tatuś już nie płakał mu na ramieniu błagając o wybaczenie za to, ze przed chwilą stłukł dzieciaka tak, ze ten się posikał...
Jesteś młodą mamą, JaśniePani, pamiętasz własne krzywdy, czujesz pieczenie na myśl o matce, proszę Cię więc: zamiast mieć nadzieję i oczekiwać wybaczenia od dziecka...jeśli nie wiesz albo choć nie jesteś pewna jak sobie z czymś poradzić-pytaj. Ale nie swoją matkę-jak sama widzisz niezbyt dobrze się w tej roli sprawdzała-pytaj tych którzy wiedzą, pytaj specjalistów, pytaj innych rodziców...nie daj się zwieść poczuciu, że Twój sposób będzie najlepszym z możliwych.

Jaśnie Pani napisał/a:
bylam niepewna swojej roli, zbyt uzalezniona od opinii mamy, ktora prawie wcale mnie nie chwalila, nie pomagala, za to krytykowala wszystko (...)
Nie wiem jak mam sie do konca uwolnic z pod jej wplywu, czy to w ogole jest mozliwe?

Przeczytałam te słowa:
Cytat:
widocznie za malo cie bilam, ze jestes taka niedobra, wyrzucasz mnie TWOJA MATKE z domu bo dostal klapsa'
...i myślę, Jasnie Pani, żebyś jak najszybciej zaczęła pracować nad stawianiem matce granic-w trosce o własne dziecko. Z tego co piszesz łatwo nie będzie (cały czas trzyma Cię na smyczy).
Relacje m-c są dla dorosłych córek b. trudne...ale to już osobny temat.


Pozdrawiam
svan
_________________
Otwórz oczy.
A potem jeszcze raz otwórz oczy.
;-)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 22:42   

Jaśnie Pani, No to może spróbuj ograniczyć kontakty do niezbędnego minimum.
Ja sobie myślę, że gdybyś ubrała dzieci tak jak one czują się wygodnie, nie zwracając uwagi na kołtunerię, to przynajmniej będzie wiadomo, że to WY, a nie obrazek namalowany przez niedojrzałą matkę. To taki mały kroczek, a pewnie trudny. Poczucie winy przez Ciebie odczuwane, wiąże się z dzieckiem w Tobie. Ono się czuje winne, wciąż bojąc się UTRATY rodzica, którego w emocjonalnym znaczeniu, nigdy nie miało. To zaś nigdy nie było winą dziecka. Bestialstwem jest wykorzystywać nie tyle fizyczną przewagę, co bezwarunkowe oddanie dziecka.

Powiem coś ze swego życia. Gdy ojciec nakazywał mi łażenie do kościoła w okresie podstawówki, mimo, że powątpiewałem już jako dziecko w możliwość istnienia bytów nadprzyrodzonych, to jednak zdecydowanie podporządkowywałem się. Często wobec rodziców czułem jakby szczere współczucie, żal mi ich było. Pamiętam, jak ojciec mocował się z kierownicą w samochodzie. Z daleka wyglądało, jakby dostał zawału. Kiedy indziej potknął się ubrany w garniturze - też żałowałem, prawie miałem poczucie winy za to, że on się potknął !!! For what k...a?!
Magister inżynier potykający się o schody szopy w garniturze, mający kochankę lub kilka, często pijący, kłamca, ignorant. I ja miałem poczucie żalu i winy wobec takich obrazków. Widzisz, jakie to absurdalne i irracjonalne?
Z matką miałem podobnie. Ich związek oparty był o moje wpadkowe poczęcie i namowy ich rodziców. Matka nie pracowała, ojciec dobrze zarabiający, w domu było materialnie ok.
Winiłem się za ich nieudolność, niedojrzałość emocjonalną.
Ale....

... obok tych uczuć był mój obrońca we mnie - wściekłość, złość na nich, żal do nich. Te gwałtowne uczucia cały czas były obok tych fałszywych. To one właśnie wskazywały moją krzywdę. To dlatego nie wyparłem wszystkiego, może dlatego zdołałem mając 30 lat zobaczyć, kim naprawdę oni są. Parą sfrustrowanych, nieobliczalnych, niebezpiecznie nieświadomych ludzi, dla których moje osobiste szczęście jest zagrożeniem.
I nie chodzi o to, że w przypływie troski egoistycznej, dałem sobie z nimi spokój. Zrobiłem to w samoobronie. Wcześniej, o czym pisałem, próbowałem kilku mocno konstruktywnych prób znalezienia nici partnerstwa opartego na wzajemnym szacunku i współpracy. Wtedy ich reakcje na moje cholernie szczere wysiłki pokazały, kim byłem, jestem i będę w ich życiu. Uwierz mi na słowo - miałem swój 9/11 z nimi i to na forum już się nie nadaje.
No i jeszcze teksty, które pamiętam z czasu nastoletniego: "poczekaj, jak życie ci pokaże", "ja wam odpłacę" (to chyba chciał naprawdę powiedzieć swoim toksycznym starym).
Powielił cały wzorzec, jaki dostał - łącznie z tymi samymi umniejszającymi frazami, zachowaniami, jak i z oszustwem w sprawie nieruchomości. Nigdy nie oskarżył świadomie ojca i matki, którzy potraktowali go jak śmiecia, dlatego traktował mnie tak samo.
Proste, brutalne, nie znające zastosowania dobryzmu fakty.

Chcąc nie krzywdzić niewinnych, przypadkowych ludzi, koniecznym jest świadome oskarżenie kata. To tyle i aż tyle.

Tomek
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 14, 2009 23:59   

Svan napisał/a:
ale też widzimy, że Ci rodzice starali sie i robili wszystko jak potrafili. I właśnie na tym momencie nalezy się zatrzymać: jak potrafili.


Svan, nie wiem, czy dobrze zrozumiałam Twoje słowa. Chciałabym zrozumieć, czy propozycja zatrzymania się na tych słowach ma sugerować usprawiedliwianie zachowania rodziców, wybaczenie i nie drążenie dalej tematu, czy jedynie jest to zwrot mający na celu zmuszenie czytelnika do refleksji nad tymi konkretnymi słowami?

Bo jeśli chodzi o to, by uświadomić sobie, że rodzice "kochali jak potrafili" albo "kochali, ale nie umieli tego wyrazić", to uważam te określenia za szkodliwe. A to dlatego, że zazwyczaj taka refleksja przychodzi nam do głowy na samym początku przepracowywania przeszłosci i natychmiast cementuje uzależnienie od rodziców poprzez wywołanie współczucia dla nich. Problem polega na tym, że zdrowa kolejność uczuć zostaje zaburzona - nie odkryliśmy jeszcze w sobie współczucia dla siebie ale już lecimy współczuć i wybaczać rodzicom. W ten sposób nie mamy szans by dotrzeć do współczucia dla dziecka, którym byliśmy i które tak bardzo cierpiało. I cała praca staje w miejscu. Poczucie winy zostaje utrwalone.

Natomiast jeśli najpierw odnajdziemy i odbudujemy współczucie dla dziecka, którym byliśmy i przeżyjemy na nowo swoje wyparte prawdziwe (i pierońsko bolesne) uczucia, wówczas zrozumienie dla rodziców przyjdzie później w sposób naturalny i nie zakłóci na nowo naszego postrzegania traumatycznych wydarzeń z przeszłości. Można zrozumieć rodziców, ale nie kosztem ponownego wyparcia własnych uczuć i wyparcia współczucia dla dziecka w sobie. Tym bardziej, że i tak mamy "naturalny" odruch usprawiedliwiania rodziców i wybaczania.

Chodzi o to, by zrozumieć przyczyny takiego a nie innego zachowania naszych rodziców ale nie usprawiedliwiać wyrządzonych nam krzywd. Bo świadomie czy nieświadomie wyrządzona krzywda pozostaje krzywdą, bez względu na to, czy rodzic wychował jak "potrafił" czy nie. Cierpienie dziecka pozostaje cierpieniem dziecka. I chodzi właśnie o to, by przyznać przed samym sobą, jak bardzo się cierpiało, jak było się niewinną, bezbronną ofiarą. A współczując najpierw rodzicom, nie możemy współczuć cierpiącemu dziecku, którym byliśmy. Dlatego twierdzę i będe twierdzić, że najpierw należy zająć się własnymi uczuciami i cierpieniem, a dopiero potem iść dalej w swoim zrozumieniu rodziców.

Svan napisał/a:
To nie jest tak proste jak piszesz, Marishka. Można rozprawić się w sobie z żalem czy gniewem do rodzica, ale to nie wystarcza by nie stać się katem-niestety...Relacje z innymi nie są przecież już przesączone emocjami do rodzica. Nie traktujemy X, Y czyZ źle bo tatuś nam prał tyłek kablem, nie poniżamy dlatego, że doznaliśmy tego-bo znamy ten ból, ale! Wychodzić z domu w świat, dziecko przenosi do tego świata takie poczucie, że ono może być poniżane, ono może być bite-ma wczytaną taką konstrukcję świata i gdzieś w niej ulokowało siebie (zwykle poniżej poziomu podłogi)


Nigdy nie twierdziłam, że ten proces jest prosty. Wręcz przeciwnie, pisałam wielokrotnie, że jest bolesny i trudny. Dlatego tez podkreślam ciągle różnice pomiędzy INTELEKTUALNYM zrozumieniem problemu a EMOCJONALNYM przeżyciem.

Co do relacji z innymi, to bardzo często są one właśnie odzwierciedleniem, nieświadomym powielaniem toksycznych relacji z rodzicami. Jest takie pojęcie "rodzic symboliczny" albo "rodzic zastępczy". Dorosłe dziecko, które nie przepracowało swoich uczuć i relacji z dzieciństwa będzie nieświadomie wdawało się w takie relacje z partnerami/dziećmi/przyjaciółmi/szefami/psychologami/autorytetami, etc., które pozwolą mu odtworzyć dawne relacje w nadziei na to, że "tym razem będzie lepiej/uda się" (czyli uda się "naprawić" rodzica albo zyskać jego bezwarunkową miłość). Opisywałam to zjawisko powołując się na własny przykład - moje pierwsze małżeństwo, w którym mąż był dla mnie symbolicznym rodzicem (pojęłam to dopiero po prawie 9 latach małżeństwa).

Piszesz "nie poniżamy dlatego, że doznaliśmy tego", a ja myślę, że WŁAŚNIE dlatego. Byłam bita dla mojego "dobra", zaakceptowałam to jako coś naleznego i nie widziałam przez długi czas nic złego w takiej metodzie "wychowawczej". Niejednokrotnie myślałam o tym, że sama chętnie "przywaliłabym" pewnym "rozwydrzonym bahorom". Dopiero kiedy na nowo przeżyłam horror swojego dziciństwa i odnalazłam w swoim ciele wyparty ból, upokorzenie, złość, bezsilność, poczucie niesprawiedliwości, które czułam w dzieciństwie, wówczas zrozumiałam, jak krzywdzące jest bicie/klapsy/przemoc psychiczna. Od tamtego czasu myśl o podniesieniu ręki na dziecko nigdy więcej nie zaświtała w moim umyśle. Kiedyś też drażnił mnie śmiech i płacz dzieci. Teraz wywołują u mnie zupełnie inne uczucia. Mam 100% pewność, że nie stałabym sie katem dla swoich dzieci, ponieważ doskonale WIEM, jak to jest być dzieckiem, czuć jak dziecko. Kiedy juz się dotrze do tych uczuć, to nie ma odwrotu. To początek zmiany, początek budowania samoświadomości, od której już nie ma odwrotu.

Pozatym, jeśli byliśmy umniejszani w dzieciństwie, a potem zbagatelizowaliśmy to, uznaliśmy takie traktowanie za coś normalnego, to później będziemy tak samo umniejszac innych i ich uczucia. Jeśli dzieliliśmy się swoim problemem z rodzicami, a w odpowidzi słyszeliśmy "też mi problem!", "gdybym ja miał takie problemy jak ty!", "nie przesadzaj!", "zmyslasz!", "to są !", "to jest nieistotne!", etc. i jeśli zaakceptowaliśmy te reakcje jako coś normalnego (czyli utożsamiliśmy się z "katem"), to jako osoby dorosłe będziemy podobnie reagować kiedy np. ktoś przyjdzie do nas się zwierzyć ze swoich kłopotów. Nie będzie w nas współczucia dla ofiary, ponieważ obdarzyliśmy tym współczuciem kata. Będziemy bagatelizować i umniejszać uczucia innych tak samo jak kiedyś rodzice bagatelizowali nasze. To taki nieświadomy "odwet" na zupełnie niewinnych, przypadkowych "kozłach ofiarnych", osobach zastępczych. Bo rodzice wciąż będą pozostawac dla nas świętymi i nietykalnymi posągami.

Ale kiedy naprawdę dotrzemy do własnego cierpienia i krzywdy, odczujemy te wszystkie uczucia, wyrazimy je adekwatnie, wtedy będziemy uwrażliwieni na cierpienie innych i nie będziemy krzywdzić i wyżywać się na innych. Sprawdone. Potwierdzone.

Tyle, że to proces, który potrzebuje czasu, odwagi i cierpliwości, a nie każdy chce przez to przejść.

Marishka
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 10:15   

Cytat:
Marishka
P.S. Cytaty pochodzą z tego wywiadu:
http://wyborcza.pl/1,7684...ias=7&startsz=x
Szukałam info nt. tłumacza hellingerowskiego bełkotu i znalazłam rozmowę z nim o śmierci żony i wychowaniu dzieci.

Cytat:
* Zenon Mazurczak - z wykształcenia filozof, z zawodu tłumacz. Przełożył na polski m.in. książki benedyktyna i mistrza Zen Willigisa Jägera oraz niemieckiego terapeuty Berta Hellingera.

Więc świat ma pełną paletę barw, a nie tylko czarno-biały schemat.
JW
 
     
Svan


Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 18
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 12:57   

M i T napisał/a:
Svan napisał/a:
ale też widzimy, że Ci rodzice starali sie i robili wszystko jak potrafili. I właśnie na tym momencie nalezy się zatrzymać: jak potrafili.


Cytat:
Svan, nie wiem, czy dobrze zrozumiałam Twoje słowa. Chciałabym zrozumieć, czy propozycja zatrzymania się na tych słowach ma sugerować usprawiedliwianie zachowania rodziców

Nie, Marishka zupełnie nie o to mi chodziło, pisząc "zatrzymać się", sądziłam, że wynika to z dalszej części posta, którego fragment zacytowałaś, zaraz za słowami "jak potrafili".
Jeśli jednak nie dość jasno się wyraziłam, to już wyjaśniam:
Zatrzymać się w sensie przystanąć i pochylić nad tym momentem gdy mówimy "wychowali jak potrafili", ponieważ jest to punkt zwrotny gdy chodzi o to co dzieje się w głowie i sercu Jasia i Jana.
Tak jak pisałam wyżej: rodzic jest dla dziecka autorytetem, kimś kto błędów nie popełnia i wszystko wie. Co więcej dziecko zakłada, że jest kochane. Więc w oczach Jasia intencją rodzica stosującego rozwiązania siłowe nie jest, skrzywdzenie go.
Z jednej strony doznaje bólu (nie tylko fizycznego: przemoc fizyczna zawsze też jest przemocą psychiczną), z drugiej wierząc w omnipotencję rodzica jest przekonany, że zasłużył. Ma więc poczucie, że to nie rodzić popełnia bład, ale z nim jest coś nie tak.
Dopiero jako Jan, mając pewien bagaż doświadczeń, refleksji, spostrzeżeń, poznając życie zaczyna podważać kompetencje rodzicielskie mamy czy taty. Jest to o tyle trudne, że jeśli Jasiu otrzymywała od świata i od rodziców komunikat:jesteś nie taki, jesteś niewłaściwy, to jako Jan to przekonanie jest w nim bardzo mocno ugruntowane.
Tu nie chodzi Marishko, o szukanie winowajcy, oskarżanie kogokolwiek ale spotkanie Jasia i Jana w jego dziecinnym pokoju. To szalenie trudne.
Słowa "jak potrafili" nie oznaczają zgody na krzywdę, ale uznanie ich nie-umiejętności. Ani niewiedza ani brak umiejętności nie usprawiedliwia czynów, które krzywdzą innych (już nawet abstrahując od tej sytuacji). Jak czegoś nie wiemy-pytamy tego który może wiedzieć. Przy czym rodzice niezwykle często przyjmują, że oni wiedzą najlepiej i znają pełen wachlarz możliwości. Uderzenie jest bardzo skuteczne ale jest drogą na skróty. Klaps mówiąc wprost jest pewnym odruchem-tu nie ma momentu na refleksję i przemyślenia co może poczuć dziecko.
Dalej chyba nie muszę pisać, bo błędne założenie jakie zrobiłaś na początku, pociągnęło za sobą przemyślenia z jakimi w dużej mierze się zgadzam :-)


Cytat:
Co do relacji z innymi, to bardzo często są one właśnie odzwierciedleniem, nieświadomym powielaniem toksycznych relacji z rodzicami. Jest takie pojęcie "rodzic symboliczny" albo "rodzic zastępczy". Dorosłe dziecko, które nie przepracowało swoich uczuć i relacji z dzieciństwa będzie nieświadomie wdawało się w takie relacje z partnerami/dziećmi/przyjaciółmi/szefami/psychologami/autorytetami, etc., które pozwolą mu odtworzyć dawne relacje w nadziei na to, że "tym razem będzie lepiej/uda się" (czyli uda się "naprawić" rodzica albo zyskać jego bezwarunkową miłość). Opisywałam to zjawisko powołując się na własny przykład - moje pierwsze małżeństwo, w którym mąż był dla mnie symbolicznym rodzicem (pojęłam to dopiero po prawie 9 latach małżeństwa).

Tak, znam to pojęcie i choć nie odnajduję tego w swoich związkach. Natomiast moje relacje z kobietami zawsze były bardzo trudne (zwłaszcza jeśli były przełożonymi). Miałam więcej żalu do matki niż do ojca-mimo, że to on był "katem". Matka w moim odczuciu (skrzywdzonego dziecka) naraziła nas, nie potrafiła/nie chciała nas ochronić...z dzieciństwa pamiętam jej twarz kiedy zamykały się za nią drzwi a ja zostawałam sam na sam z ojcem. Była w tej twarzy, pochylonej sylwetce, uciekającym wzroku prośba:"bądź dzielna"...ale też "wybacz mi".
I to chyba najbardziej bolało.
Jako dorosła kobieta, długo starałam się "wybaczyć" matce, ale rosła we mnie złość i niezgoda na to. To co działo się między nami przez ponad 30 lat, jest dla mnie nadal bardzo trudne. Dopiero kiedy wylałam swój żal, gniew, poczucie bezsilności, odrzucając jednocześnie jej usprawiedliwienie ("zrobiłam to dla Was"->zostałam z ojcem, mimo, że pomiatał nie tylko nami ale przede wsz. nią ...i robi to nadal...ona jakby widziała tylko swoją krzywdę i swoje poświecenie "dla nas"), postawiłam ja przed faktem: przyczyniłaś się do mojego cierpienia, zaczęło się jakoś układać między nami.

Cytat:
Od tamtego czasu myśl o podniesieniu ręki na dziecko nigdy więcej nie zaświtała w moim umyśle.

Marihska, tyle, że często nie ma tutaj czasu na "myśl". Niekiedy ona nie nadąża za ręką i matki przezywają dramat , kiedy nie potrafią tej ręki zatrzymać.
Dzieje się tak m.inn. dlatego, że jeśli dziecko przekroczy jakieś granice , stan emocjonalny rodzica -zmienia się niekiedy tak bardzo, że staje sie on niejako "niepoczytalny"-na tą chwilę i ten moment.
Jeśli rodzic ma kłopot z rozpoznaniem, nazywaniem, wyrażaniem uczuć (wszystkich), to nie jest już tutaj kwestia wybaczenia/oskarżenia swojemu ojca/matki, które uwolni go od złości, żalu, poczucia bezradności bo tak naprawdę nie zmienia to jakoś diametralnie metod działania, które są bardzo, bardzo mocno i głęboko zakorzenione.
Często niezbędna jest tu pomoc psychologa.
Zobacz ilu rodziców, nie potrafi sobie poradzić z tą agresją-i przeżywają autentyczny dramat. Pewnie nie raz słyszałaś o tym, że ofiara staje się katem. To bardzo częste zjawisko...
I tutaj racjonalizacja-do jakiej skłodnność przejawiają skrzywdzeni przez rodziców dorośli ludzie - nie za bardzo pomaga, o czym sama wspominałaś. Wszystko da się wyjaśnić, można wejść w rolę kata, sedziego, adwokata, oskarżonego, oskarżyciela...ect.
Tutaj jest bardzo trudna emocjonalnie sprawa, która powoduje, ze tak trudno dorosłej osobie jest powiedzieć "tak, zostałem skrzywdzony przez tatę/mamę", ponieważ rodzi się obawa, że jesli Jan będzie musiał zobaczyć swoją krzywdę w całości, to boi się też tego, że będzie to oznaczac, że rodzić go nie kochał.
Dorosłe już dzieci obawiają się, że jesli zobaczą, że rodzic skrzywdził to będą jednocześnie musiały udzwignąć, poza poczuciem krzywdy, dodatkowy cieżar jakim jest brak miłości. A to już jest nie do zniesienia...
Ta obawa szalenie paraliżuje i nie pozwala dojrzeć swoją krzywdę-jednak jest tak, że niezwykle, niezwykle rzadko zdarzają się rodzice którzy nie kochają swojego dziecka, są wyzuci z uczuć wyższych.
Dlatego wspominałam właśnie ten moment kiedy należy spojrzeć uważniej na to co kryje się pod "jak potrafili", Marishka :-) Tu kryje się lęk, że jesli robili to najlepiej jak potrafili, to może po prostu nie kochali.
A tu nie chodzi o brak miłości, ale brak umiejętności , brak wiedzy, nie radzenie sobie rodzica we własnym życiu.

Cytat:
Nie będzie w nas współczucia dla ofiary, ponieważ obdarzyliśmy tym współczuciem kata. Będziemy bagatelizować i umniejszać uczucia innych tak samo jak kiedyś rodzice bagatelizowali nasze. To taki nieświadomy "odwet" na zupełnie niewinnych, przypadkowych "kozłach ofiarnych", osobach zastępczych. Bo rodzice wciąż będą pozostawac dla nas świętymi i nietykalnymi posągami.

hmmm...po części to prawda. Pamiętam taki obrazek, sprzed kilkunastu lat, kiedy mój kilkuletni brat, gdy został "ukarany"(czuł się skrzywdzony) siedział na taborecie w kuchni i z zaciętym wyrazem twarzy deptał łapę naszego psa (który miał "budę " pod stołem). Pies skowyczał, a brat, zalewając się łzami, zadawał ból psu (czyli słabszemu)-to mnie wprawiło w osłupienie-bo miał wtedy może 6-7 lat.
Napisałam po częsci ponieważ ten "nieświadomy odwet" to jak wspominałam wynika z nieumiejętności radzenia sobie z emocjami-radzimy sobie tak jak potrafimy, jak zostaliśmy nauczeni i czesto do głowy nam nie przyjdzie, że można inaczej. Nie zawsze jest więc to "odwet" ale np. jakiś sposób poradzenia sobie z lękiem, ze smutkiem, z bezradnością, ze złością.
Cytat:
Ale kiedy naprawdę dotrzemy do własnego cierpienia i krzywdy, odczujemy te wszystkie uczucia, wyrazimy je adekwatnie, wtedy będziemy uwrażliwieni na cierpienie innych i nie będziemy krzywdzić i wyżywać się na innych. Sprawdzone. Potwierdzone

Owszem, przy czym często spotykam się z chodzeniem na skróty przez skrzywdzone dzieci.Usłyszą gdzieś jednym uchem, że należy wyrazić ból, mają w sobie potrzebę ukarania sprawców tego bólu-czyli sami stają się katami-wymierzają sprawiedliwość zadając np. ból rodzicom-bo w ich odczuciu należy im się za to co sami przeżyli. To błędne koło. Bo wyrażenie bólu nie musi być krzywdzące dla nikogo ale jeśli traktujemy to jak miecz-to małe szanse na to, że faktycznie wyrwiemy się z zaklętego kręgu przemocy.

W dorosłym życiu czesto bywa tak, że nie możemy skierować swoich uczuć ku komuś, nie ma już obiektu. Ważny jest powód dla którego chcemy je wyrazić-czy po to, aby wymierzyć sprawiedliwość, czy po to, żeby coś dostać, czy moze po to żeby odciążyć siebie.
Ja wybieram opcję nr.3.
Problem u dzieci z domów przemocowych polega jednak na tym, że one mają zakaz na uczucia-a przynajmniej na niektóre.
Nie nauczyły się ich rozpoznawać i nieumiejętnie je wyrażają traktując swoją ekspresję jako narzędzie. Zadaniem rodzica nie jest zabronić dziecku np. przeżywania złości, bo jest "negatywna". Nie. Nie ma neg. i pozytywnych uczuć i wszystkie są ważne. Złość jest fantastycznym uczuciem, które informuje nas , że pewne granice zostały przekroczone. Rzecz w tym w jaki sposób ja informuję, że te granice zostały przekroczone...nie ma co się bawić w świętych, których nic nie złości, nic nie rusza- wręcz przeciwnie- o tym zawsze należy mówić: boli mnie Twoje zachowanie, jest mi szalenie przykro-
...a nie: jesteś zły.

Pozdrawiam wczesnojesiennie :-)
svan

ps. przerzucając przed chwilą szpargały w szufladzie, znalazłam list od mojej mamy. Jak wspominałam nasze relacje w ostatnim czasie bardzo się zmieniły - przestałam ją karać za to co mi zrobiła (a złość na nią była we mnie naprawdę oooogromna), ale też nie udaję, że nic się nie stało.
To list, który napisała do mnie jakiś czas temu gdy po raz n-ty wyplułam na nią swój żal i złość. Uderzyłam ją po sercu. Tym razem nie broniła się.
Wysłuchała i odpowiedziała mi właśnie tym listem-pełnym ciepła i prawdziwej matczynej miłości...i przyznanie się do nieumiejętności. Nie prosiła ani o wybaczenie ani nie usprawiedliwiała się ...i to było dla mnie szalenie ważne.
_________________
Otwórz oczy.
A potem jeszcze raz otwórz oczy.
;-)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 22:09   

Svan napisał/a:

To co czuje matka, która w dzieciństwie była bita, na "końcu palców", kiedy dziecko nadwyręża jej cierpliwość ( a kto ma dzieci ten wie, że szkraby są w tym względzie mistrzami świata :-D ) to jest coś co wprawia ją w przerażenie, rozpacz...albo daje się temu ponieść i sztafeta pokoleń ma swoją smutną kontynuacje w jej rodzinie.


bardzo wazne slowa.

moja mama nigdy by sie nie zdobyla na napisanie czy powiedzenie mi przepraszam, ojciec zreszta tez, uwazaja, ze pomnik rodzicow jest swiety i nieomylny.

Mysle, ze szanse na uczciwa rozmowe maja u mnie zawsze. Odczuwam jeszcze ciagle lek przed rodzicami.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Wrz 15, 2009 22:39   

JaśniePani napisał/a:
Odczuwam jeszcze ciagle lek przed rodzicami.


JaśniePani, czego się konkretnie boisz? Kiedy ten lęk odczuwasz, w jakich sytuacjach? Co się najgorszego, Twoim zdaniem, może się stać?

Wiem, że ten lęk jest ogromny i wydaje się być taki realny. Wiem, bo żyłam z nim przez 30+ lat, póki nie zaczęłam robić "porządki". Dobrze jest właśnie zacząć nad tym lękiem zastanawiać - kiedy się pojawia, co chce Ci powiedzieć, z czym się kojarzy (z przeszłości), etc.

Marishka
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Wrz 16, 2009 01:35   

Lek jest nieustanny. Wiem, ze fizycznie mi juz nie zagrazaja od dawna, ale mimo to ciagle kiedy sie z nimi spotykam, czy to kameralnie czy w wiekszym gronie, boje sie ich jakiegos nieuzasadnionego wybuchu, slow krytyki, tego ze ich rozzloszcze, ze popsuje im humor, boje sie tez ich oceny kazdej rzeczy jaka zrobie. Nienawidze sie tez z nimi widywac kiedy sa razem - od zawsze sie prawie ciagle klocili i robia to nadal, potrafia sie ponizac wzajemnie nawet w towarzystwie, ja sie wtedy pale ze wstydu, lepiej jest jak sa osobno. Kiedy sa razem od tego napiecia bola mnie nawet wlosy,cale cialo, jest mi fizycznie niedobrze, nie pamietam ani jednego spotkania ich razem (odkad nie mieszkam nimi), aby nie doszlo do sprzeczki czy awantury miedzy nimi. Kiedy jestem sama z mama to obojetnie o czym bysmy rozmawialy zawsze konczy sie na obmawianiu przez nia ojca, jak ja dreczy, niszczy, jak nas zniszczyl, ze jest psychopata itp. W sumie b trudne pytanie Marishka choc pozornie proste. najbardziej sie przejmuje tym, ze nie potrafie sie uporac z nienawiscia jaka do nich caly czas czuje, z zalem o wariackie, nienormalne dziecinstwo i mlodosc. Moje odczucia z nimi zwiazane to jak wieczna sinusoida - jak jestem na jej szczycie, szczycie przez nich mam ochote ich bic, czuje, ze tylko w ten sposob moglabym zareagowac w zgodzie ze soba, a jak jestem na dole to robie racjonalna wycofke - ze nie ma sensu, ze trzeba sie pogodzic, przestac walczyc dla swietego spokoju, ze przeciez ich kocham. A ja chcialabym miec constance, zeby juz nie mogli mi nic zrobic, zranic, zeby zadne ich slowo, wybuch nie doprowadzaloby mnie na skraj. Nie wiem czy to dobrze wyrazilam, jestem zmeczona, mala marudka zabkuje i sie lulamy przy laptoku i ogladajac Housa.
Pamietam jeszcze jedno - jako dziecko leki, moczenie nocne, juz to mowilam, ale tez nie potrafilam spiewac, krzyczec, ja piszczalamjakos i skrzeczalam. Dopiero po jakiejs jednej z wielu koszmarnej klotni z ojcem, kiedy to wykrzyczalam mu jak go nienawidze, jakim jest zlem w moim zyciu okazalo sie, ze jako nastolata mam piekny mocny glos i moge fajnie spiewac, krzyczec pelna piersia.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Radzio 

Wiek: 77
Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 79
Wysłany: Śro Wrz 16, 2009 20:41   

Witaj Jaśnie Pani!
Zaryzykuję pomóc Ci, jestem tylko mężczyzną.

JaśniePani napisał/a:
Lek jest nieustanny. Wiem, ze fizycznie mi juz nie zagrazaja od dawna, ale mimo to ciagle kiedy sie z nimi spotykam, czy to kameralnie czy w wiekszym gronie, boje sie ich jakiegos nieuzasadnionego wybuchu, slow krytyki, tego ze ich rozzloszcze,...


Tu doczytałem się dręczącego Cię pytania,

JaśniePani napisał/a:
........ak jestem na jej szczycie, szczycie przez nich mam ochote ich bic, czuje, ze tylko w ten sposob moglabym zareagowac w zgodzie ze soba, a jak jestem na dole to robie racjonalna wycofke - ze nie ma sensu, ze trzeba sie pogodzic, przestac walczyc dla swietego spokoju, ze przeciez ich kocham. ..........


a tu znalazłem na nie odpowiedź. Jesteś już dość silna żeby za "krzywdę" odpowiedzieć
" krzywdą", ale TO są przecież Twoi Rodzice, powstaje w Tobie sprzeczność, która prowadzi do frustracji, a czasami do depresji. Moja rada, to bądź "Optymalna" w żywieniu, a Twój umysł sam "znajdzie" rozwiązanie. Jeżeli uznasz, że to może za długo trwać poszukaj pomocy u "Optymalnego" terapeuty, na roślinożernych wykształciuchów nie licz.
Od siódmego roku życia usiłowałem znaleźć sposób, żeby nie słyszeć po powrocie ze szkoły : "ty skończona idiotko"; "ty kretynie"- wtedy byłem bezradny, potem próbowałem coś "popiskiwać"(wspomnę jeszcze o tym na DO i na tym forum). Po kilkudziesięciu latach wiem, że rozwiązanie jest "banalnie" proste, wziąłem się za ich michę. Mama czyta do snu książki Jana, Tato po kryjomu zajada się słoniną, a ja jestem szczęśliwy i to naturalnie :keep:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Wrz 16, 2009 20:55   

Nie rób jaj Radzio. To poważny temat jest.
Zastosowałeś luzacko-zabawowe podejście do tematu, które tu po prostu nie pracuje.

Tomek
 
     
Radzio 

Wiek: 77
Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 79
Wysłany: Śro Wrz 16, 2009 21:36   

M i T napisał/a:
Nie rób jaj Radzio. To poważny temat jest.
Zastosowałeś luzacko-zabawowe podejście do tematu, które tu po prostu nie pracuje.

Tomek


Zanim odpiszę Tobie, poczekam na odpowiedź Jaśnie Pani. To do niej adresowałem swój post .
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 00:03   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Radzio 

Wiek: 77
Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 79
Wysłany: Czw Wrz 17, 2009 23:24   

Witaj Jaśnie Pani!

JaśniePani napisał/a:

Jestem na niskoweglowodanowej i co? :roll:

Rozumiem, że ta właśnie Tobie najbardziej odpowiada, ale czy najlepiej służy Twojemu zdrowiu? Nie namawiam Cię do żadnych zmian, tylko do zastanowienia się, czy możesz za jej pomocą poprawić stan swojej duszy. Ja na efekty "czekałem" osiem lat. Ty jesteś wyjątkowa i Twój przypadek jest wyjątkowy, dlatego nie śmiem narzucać Ci mojego rozwiązania, a tylko proponuję przemyśleć je.

JaśniePani napisał/a:
[
Co do optymalnej to akurat mam dowod - kierownik katedry mojego ojca jest opty 15lat i niestety masakra, rozruszniki w sercu, dializy :shock: wrak nie czlowiek, czul sie dobrze tylko (az) 10 lat.

Tak, to nie jest odosobniony przypadek. Jednak nikt z opisujących mi te przepadki nie potrafił zaręczyć, że wie iż była to DO, bo żaden nie był w stanie "zajrzeć" im w talerz.

JaśniePani napisał/a:
Radzio najlepsze pomysly na to jak odplacic rodzicom to mialam bedac jako 15-latka na 21-dniowej glodowce i będac Krolem Jaszczurow zaczytujac sie przepiekna dla mnie poezja Jima Morrisona.


Z ostatniego postu wywnioskowałem, że powinienem jeszcze raz uważnie przeczytać Twoje wypowiedzi. Przemyślałem je i rzeczywiście Twój lęk troszkę przytłacza, ale zdecydowanie jest do pokonania. Nie proponuję żebyś cokolwiek "odpłacała" tylko żebyś zrozumiała swój lęk. Spróbuj go poznać, zbadaj czym się "żywi", to znaczy w jakich okolicznościach odczuwasz, że jest najsilniejszy. Powtórzę się, ale "dieta" jest w tym pomocna. A jeżeli nie czujesz się na siłach to skonsultuj się z fachowcem, zdecydowanie może być "nisko węglowodanowy". Ważne jest żeby mógł Ci pomóc.
A na zakończenie tego postu chciałbym Cię przeprosić, że nie spytałem o to na wstępie i zapytać-
Czy chcesz żebym dopisywał swoje rady lub sugestie odnośnie Twoich problemów?
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 00:02   

Radziooczywiscie, ze mozesz pisac i dawac mi rady, chetnie poczytam.
Ostatnim postem sie nie przejmuj, to byla taka asekuracja.
Na razie hm, panuje we mnie totalna dezintegracja jesli chodzi o moje problemy, dopiero cos tam buduje.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Radzio 

Wiek: 77
Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 79
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 07:43   

Witaj!
Tak to odczytałem................ :hug:
Co do "budowy", ja zmagam się osiem lat, a to nie znaczy, że to koniec- to etap, który pozwolił mi "lepiej zobaczyć" następny etap. :-)
Dokonasz tego szybciej- wygrałaś, będzie trwało to dłużej-..... też wygrywasz.

I na takie fajne "dzień dobry": Co to jest osiem lat, jeżeli ktoś zamierza żyć takich lat 150................................... :x





Tomku!
Obiecałem. W zasadzie odpowiedzi udzieliła "Jaśnie Pani", ja tylko dodam: spróbuj być szczęśliwy, a nie tylko poważny, wtedy łatwiej będzie Tobie zaakceptować mój sposób myślenia.

Kto "wbił" w naszą świadomość, że problemy ważne mamy rozwiązywać w sposób poważny, bo tak się przyjęło- to prawdopodobnie nie był Człowiek.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 13:17   

Tak Radzio tylko, ze dales mi rade, abym zmeinila diete moich rodzicow - widzisz to jest awykonalne. Nie mam na to wplywu.Oni sami wiedza wszystko najlepiej, Bardziej mi zawsze chodzi o rady, przemyslenia dla mnie. Tez milego dnia :papa:
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Sob Wrz 19, 2009 15:10   

Niezależnie od traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, które dobrze jest przepracować, żeby uwolnić się od ich neurotycznego wpływu na życie dorosłe, aktualna trudna sytuacja życiowa również wyzwala reakcje neurotyczne, w zasadzie wg schematu wpojonego w dzieciństwie, dlatego tak trudno jest dostrzec rozwiązanie bieżących problemów, ponieważ instynktownie powracamy do tamtych błędnych kół. Potrzebne są dwie nogi, rozliczenie się z dziecięcą przeszłością i uczenie nowych sposobów radzenia sobie dziś. I te obie nogi trzeba na zmianę przestawiać jak w marszu, skakanie na jednej tylko, umęczy nas i nie posunie daleko do przodu.
Wspomniała Pani o perfekcjonizmie. Jak każda nerwica natręctw, to ciężkie, trudne do wyleczenia schorzenie. Wynika z braku poczucia swojej wartości, bezpieczeństwa, pewności jutra. Związane jest poniekąd z nerwicą oczekiwań. Perfekcjonizm zatruwa każdą jasną chwilę życia myślą, że można było jeszcze lepiej, że trzeba nieustannie doskonalić i szlifować naszą pracę. Wynika z chęci zabezpieczenia się przed groźną, niepewną przyszłością, bo jeżeli wykonamy wszystko doskonale, to nic nas nie zaskoczy. Ponieważ nie da się przyszłości przewidzieć, perfekcjonizm wkręca nas w tryby nieustannego doskonalenia, które nie ma końca, bo zawsze wszystko można wykonać jeszcze lepiej, niż dotychczas. Wpędza nas w nieustanne poczucie winy, że nie jesteśmy najdoskonalsi. Drażni nasze otoczenie, bo nikt nie lubi nieustannie szukających dziury w całym, którzy nigdy nikogo nie pochwalą.
Paradoksalnie znika w sytuacji rzeczywistego zagrożenia, gdy trzeba podjąć rzeczywiste działania w celu rzeczywistej obrony czegoś w naszym życiu.
Skrajny przykład, to żołnierze czyszczący do połysku karabiny przed atakiem.
W zwykłym życiu, to sytuacja, gdy np. nie mogąc znosić dłużej fatalnych układów w pracy, decydujemy się na jej zmianę. Itd.
W tych wszystkich wypadkach zrozumienie dziecięcych korzeni perfekcjonizmu jest przydatne, ale niezbędne jest również podjęcie rzeczywistych działań tu i teraz oraz nauczenie się skutecznego postępowania.
JW
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 19, 2009 17:24   

Dodam, iż w sytuacjach rzeczywistego zagrożenia często sami nerwicowcy są zaskoczeni własnymi reakcjami ponieważ ich wyobrażenia mijają się z rzeczywistością....
 
     
ashkar
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 19, 2009 19:10   

Interesujące.
 
     
Radzio 

Wiek: 77
Dołączył: 30 Sie 2009
Posty: 79
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 09:35   

JaśniePani napisał/a:
Tak Radzio tylko, ze dales mi rade, abym zmeinila diete moich rodzicow - widzisz to jest awykonalne. Nie mam na to wplywu.Oni sami wiedza wszystko najlepiej, Bardziej mi zawsze chodzi o rady, przemyslenia dla mnie. Tez milego dnia :papa:


Ech dziewczyno, jak ja się cieszę, gdy do Ciebie piszę...... :pada:
Podałem tylko informację- co ja zrobiłem, żeby samego siebie "wyrwać" z błędnego koła nie krzywdząc bliźnich. Naprawdę micha pod tytułem "DO" to sprawiła(oczywiście moja micha). Ja wcale nie oczekuję, że cokolwiek zmienię. Rodzice dalej są w separacji, choć pod jednym dachem. Nadal "warczą" na siebie, a ja dalej jestem dla nich sofistą. Muszą tak myśleć, taką mają czynność mózgu. A ja nie, mnie się gęba cieszy, czego i Tobie i sobie życzę.

Mało tego, post Witolda Jamołowicza w sposób medyczny wspiera moją "pisaninkę" i podkreśla, że nie o Twoich Rodziców tu idzie, a o Ciebie i "rozerwanie" Twojego "obłędnego koła" :hug:
Dzielna jesteś :papa:
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 09:35   

M. i T. i pozostali, dziękuję za ten wątek.
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 11:48   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 12:25   

JaśniePani napisał/a:
ona zasugerowla mi porzadna psychoterapie, przepracowanie urazow z dziecinstwa, zeby moc normalnie zyc. Nie podjelam jej, wystraszlylam sie, moze jeszcze jest przede mna


Zrób to jak najszybciej, nie bój się. To jest przede wszystkim ciekawe, nie ma się czego bać. Ja przepracowałam dużo dopiero po 40-tce, jak mnie życie przyparło poważnym kryzysem na kilku płaszczyznach. Teraz jestem po rozwodzie, w nowym związku z kimś diametralnie innym (bo sama jestem kimś zupełnie innym niż przez terapią), po raz pierwszy w życiu tak naprawdę szczęśliwa.
Ty piszesz dobrze o swoim mężu, więc nie niszcz tego co dobre, tylko daj szansę swojej rodzinie zmieniając siebie. Nie ma innej drogi.
Dla rodziców nie widać szansy na zmianę, z pewnością nie poddadzą się terapii a sami z siebie się nie zmienią. Moi zamęczyli się nawzajem, skrócili tym swoje życie.
Dobrze, że po studiach wyprowadziłam się na odległość 160 km i nie byłam przez nich zbyt często nękana. Dobrze, że w pierwszych latach mojego życia dużo zajmowała się mną babcia, która była ciepła, brała mnie na kolana, opowiadała ciekawe historie i śpiewała tylko dla mnie. Inaczej byłoby źle, pewnie nie potrafiłabym właściwie okazać miłości swoim dzieciom.
Szczegóły tej terapii, jeśli chcesz, mogę Ci podać na prv, bo musiałabym coś zareklamować :hug:
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 14:02   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 14:22   

JaśniePani napisał/a:
juz jestem zla, bo mama wczoraj zapowiedziala, ze mam przygotowc piekne zestawy ubranek - wezmie aparat i bedize rozbic wnukom zdjecia


A czy zapytała się, czy Tobie ta wizyta pasuje, czy Ty i dzieci macie ochotę na taką sesję zdjęciową, czy może macie inne plany?

JaśniePani, a co by się stało takiego strasznego, gdybyś odmówiła? Gdybyś nie przygotowtywała żadnych ubranek i nie zgodziłabyś się na wizytę matki tylko po to by napstrykać zdjęć? Co by się stało? Straciłabyś "miłość" matki? A czułaś ją kiedykolwiek tak NAPRAWDĘ? Bałabyś się utraty relacji z matką? A te relacje, które z nią podtrzymujesz obecnie są wartościowe?

Piszesz, że jesteś od rana zła, że musisz gościć matkę, ale po raz kolejny zgadzasz się na to. PO CO? A co zrobisz z tę złością? Gdzie ją przelejesz, na kogo? Na siebie? Na męża? Na dzieci? Przecież wiesz, że ta (całkowicie słuszna!) złość sama nie zniknie. Krzywdzisz siebie w ten sposób i godzisz się na to by matka wciąż Ciebie krzywdziłą i miała nad Tobą CAŁKOWITĄ kontrolę. Boisz się jej, jak mała dziewczynka. Ale tylko TY możesz to zmienić, możesz to przerwać, możesz przestać robić rzeczy "dla świętego spokoju" i zadbać o siebie i swoją rodzinę.

JaśniePani napisał/a:
Ale dla swietego spokoju ustepuje i ich wystroje, bo przyjezdzaja rzadko. Inna sprawa ze juz od rana sie stresuje ta wizyta, mam ochote wszystko polerowac, powarkuje na mez i dzieci


O jakim "świętym spokoju" piszesz, skoro "powarkujesz na męża i dzieci" i złościsz się? Tak ma wyglądać "spokój"? Myślisz, że dzieci nie wyczuwają Twojego stanu emocjonalnego? Myślisz, że te wizyty i przymusowe sesje zdjęciowe nie są dla nich krzywdzące?

JaśniePani, jeśli nie sprzeciwisz się rodzicom chociaż raz i nie zaczniesz żyć po swojemu, to do końca zycia pozostaniesz w tym emocjonalnym więzieniu i uzależnieniu od nich i będziesz cierpieć i krzywdzić siebie, męża i dzieci. Bo wciąż rodzice są na pierwszym miejscu w Twoim życiu. Ich iczucia są najważniejsze, nie Twoje, nie Twoich dzieci, męża. Rodzice określają Twoje życie, dyrygują, mają Ciebie w garści. Dokładnie tak, jak w dzieciństwie. I nic się samo z siebie nie zmieni, bo tylko TY jesteś w stanie to przeciąć. Stanowczo. To nic, że się boisz ich reakcji. Pomyśl o sobie i swojej rodzinie!

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 14:34   

JaśniePani, proponuję zrobić choć raz to spotkanie po swojemu, bez żadnych zdjęć, przebieranek i udawania. Matka się oczywiście oburzy. Ale możesz na to powiedzieć, że wolisz np. skupić się na rozmowie, a nie na powierzchownych sprawach, i że jest Ci przykro, że Wasze spotkania sprowadzają się jedynie do pstrykania zdjęć. Możesz powiedzieć, że chociaż raz chciałabyś, żeby było inaczej. Matka się oburzy, i ok. Niech się oburza. Może nawet wyjśc. To też ok. Ale najwyższy czas byś miała swój własny głos w tych spotkaniach, byś miała w tym aktywny udział a nie tylko pasywnie się godziła robić to, co matka Ci każe.

Skoro nie odpowiada Ci taka forma spotkań, to od Ciebie zalezy, by to zmienić, by pokazać, że nie godzisz się na takie traktowanie. Nikt Cię nie ukarze za ten sprzeciw, nie uderzy, jak w dzieciństwie. Może być krzyk i wyzwiska, a Ty możesz swoich krzyczących "gości" spokojnie wyprosić za drzwi i poprosić o nie nachodzenie Ciebie - właśnie dla dobra Twoich dzieci, których taka atmosfera wyraźnie krzywdzi.

Czy mąż jest w tych sprawach po Twojej stronie, czy może usprawiedliwia zachowanie Twoich rodziców?

Marishka

P.S. Czując taką złość, jaka Ty czujesz w tej chwili, zadzwoniłabym do matki i powiedziała, że odwołuje to spotkanie, bo nie mam na nie ochoty i że zaprosze ją wtedy, kiedy będę na to gotowa. Bez zbędnego tłumaczenia się. Masz prawo nie godzić się na spotkania, które nie odpowiadają Ci i tak bardzo stresują.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 14:58   

JaśniePani napisał/a:

I zaraz daje przyklad z zycia - spodziewam sie dzis po poludniu wizyty rodzicow, juz jestem zla, bo mama wczoraj zapowiedziala, ze mam przygotowc piekne zestawy ubranek -

JaśniePani.Pozwolę sobie odnieść się do tego cytatu .Szczerze mówiąc,to wkurzyłam się na te słowa wypowiedziane przez Twoją mamę.Czy nie jest to traktowanie dzieci ,jak nie dzieci, tylko jak lalki?Wystroić,żeby nigdzie nie wchodziły,żeby niczego nie dotykały ,bo się ubrudzą.Po prostu,żeby stały, pięknie wyglądały i pachniały.
Widzę na codzień takie rodzinki z pięknie wystrojonymi dziećmi,tylko że te dzieci w ogóle się nie bawią,tylko stoją koło rodziców. Czy tak własnie ma wygladać dzieciństwo?
Pamiętam jak mąż mojej cioci wrzeszczał na swojego syna,bo grał w piłkę i przyszedł do domu spocony,ubrudzony.A jak niby miał wyglądać? Nie wytrzymałam wtedy i sama zwróciłam mu uwagę.
JasniePani masz prawo wkurzyć się na mnie,że ja się wkurzyłam na słowa Twojej mamy,ale właśnie tak to czuję.
Pozdrawiam.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 15:02   

Edyta, pniesz się na skrzydłach punktowo ukierunkowanej wściekłości ku wolności.
Jestem pod olbrzymim wrażeniem !!!! Szacun. Nawet jak się jeszcze nie uda, to są zawsze kolejne szansy. Zawsze.

Tomek
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 15:32   

M i T napisał/a:
Edyta, pniesz się na skrzydłach punktowo ukierunkowanej wściekłości ku wolności.
Jestem pod olbrzymim wrażeniem !!!! Szacun. Nawet jak się jeszcze nie uda, to są zawsze kolejne szansy. Zawsze.
Tomek

Tomek, wiesz komu między innymi to wszystko zawdzięczam :)
Może się nie udać,pewnie,ale wiem na co zwrócić uwagę .Będąc na tym etapie ,na którym jestem obecnie, nie sposób zawrócić i cofnąć się do punktu wyjścia,wszystko wyprzeć,pławić się w błogiej nieświadomości, tak jak to było kilka lat temu.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 15:37   

Tak się zastanawiam czy przypadkiem to NIE na propozycję ubrania dzieci w świąteczne ubranka nie jest przykrywką pod którą kryje się niechęć do rodziców, to że tak naprawdę ich nie lubię? czy każda inna propozycja z ich strony nie będzie budzić tego wewnętrznego NIE dla zasady?

Dla mnie osobiście wizyta rodziców jest zawsze mile widziana, być może dlatego nie jestem w stanie wczuć się w tak chorą sytuacje i naturalną koleją rzeczy byłby fakt iż wystroiłabym moje dzieciaczki w odświętnie ubranka (tego bym chciała) z szacunku dla rodziców, niech sobie pstrykają zdjęcia ile tylko chcą , przecież to cudowny gest z ich strony wyrażający miłość do wnuków i pośrednio do mnie, widzieć problem w czymś tak prozaicznym jest dla mnie czymś niedorzecznym.... :shoot:

Mam męża, rodzinę, jestem niezależna od rodziców , nie mieszkam z nimi więc o co chodzi? Przecież oni nie są w stanie wpływać na moje życie w sprawach zasadniczych, więc mam poczucie świętego spokoju, po co wyszukiwać sztuczne problemy które tak naprawdę nie istnieją....wystarczy dobra wola zrozumienia ich potrzeb, potrzeb które nie są w stanie zburzyć mojego życia rodzinnego ponieważ są marginalne.....no bez przesady, żyjemy w rodzinie, wśród ludzi, nie jest możliwa całkowita izolacja dla realizowania swych egoistycznych pragnień, trzeba troszeczkę pójść na kompromis by móc podtrzymać zdrowe relacje z najbliższymi....

Podkreślam jeszcze raz, w sprawach ważnych rodzice nie mają głosu ponieważ "wyfrunęłam z gniazda", dlatego uważam iż robienie problemu w sprawach marginalnych nie ma sensu, nie ma sensu niszczyć tak ważnych więzi z ludźmi którzy będą kochać nas zawsze miłością bezwarunkową czy się nam to podoba czy nie.....

Jakże inaczej wyglądał by Twój dzień gdybyś odpowiedziała matce że oczywiście iż wystroisz swoje dzieciaczki ponieważ chciałabyś mieć te zdjęcia w swoim albumie...czyż to nie jest piękne? .i problem jakby przestaje istnieć...

Nie warto pielęgnować w sobie nienawiści, bo czym jest taka postawa jak nie pielęgnowaniem złych emocji, osobiście nie wierzę w to, iż normalny człowiek jest w stanie czuć się dobrze ze świadomością utraty więzi duchowej ze swoimi rodzicami....to jest tak samo chory stan rzeczy wymagający terapii jak niezdrowe relacje między obydwiema stronami....

Podsumowując chcę podkreślić jedno, dopóki nie odbudujesz zdrowej więzi z rodzicami (a warto), każde wypowiedziane słowo z ich ust będzie drażniło, będzie postrzegane negatywnie niezależnie od tego czy będą mieli rację czy nie....będą skazani na porażkę z Twojej strony, tak jak Ty będziesz skazana na obcowanie ze świadomością utraty rodziców za ich życia.... :-(
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:11   

@JaśniePani
Nie daj się wpędzić w poczucie winy dyplomatycznymi radami Molki. Z Twoich wcześniejszych postów wynika, że to rodzice są głównymi a może jedynymi odpowiedzialnymi za Twoje dzisiejsze emocje.
Jak już przepracujesz te sprawy z dzieciństwa, przestaniesz się bać i wtedy poradzisz sobie z ustawieniem tych relacji z rodzicami. Nie chodzi o to, by ich karać tylko o postawienie im granic. Wierzę, że się tego nauczysz.
Pewnie, że to nie chodzi o te odświętne ciuszki, bo można pobawić się w niedzielę w ten przebierany teatrzyk i wszyscy będą zadowoleni.
Problem jest zanacznie grubszy, to jest prawdziwy strach przed wizytą a raczej wizytacją.
Ciesz sie Molka, że nie rozumiesz o co chodzi, bo to znazczy, że miałaś dzieciństwo, którego coniektórzy mogą Ci zazdrościć.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:26   

xvk napisał/a:

Ciesz sie ...

XVK .Jest dużo ludzi,którzy tak pięknie opisują swoje dzieciństwo,ale wiedz,że po zachowaniu tych ludzi widać gołym okiem,że coś wyparli.
Oj, ja kiedyś też opisywałam ,jakie to moje dzieciństwo było cudowne,ale jak się bliżej temu przyjrzałam,to nie było już tak różowo.
Wiesz,jak mnie wkurzały posty Marishki i Tomka,którzy trafnie ocenili moją sytuację,a ja nie mogłam tego przyjąć do wiadomosci,bo uważałam,ze powinnam być wdzięczna ,ze w ogóle mnie wychowano. Również winiłam siebie za wiele spraw,na które miałam niewielki w sumie wpływ,bo co ja ,jako dziecko mogłam zrobić,ale teraz nie tak łatwo wzbudzić we mnie poczucie winy,o czym nie tak dawno dowiedziała się moja rodzinka,która odegrała sprytnie teatrzyk i myślała,że po paru dniach zadzwonię z przeprosinami.

Można okłamywać siebie,otoczenie,ale kogoś kto przeszedł kawał zdrogi przepracowując swoją historię nie jest tak łatwo oszukać ,tak jak ja kiedyś starałam się zrobić,a Marishka i Tomek dobrze wiedzieli w czym rzecz,ponieważ Oni sami to przerabiali.
Ostatnio zmieniony przez Iga Nie Wrz 20, 2009 16:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:34   

Masz rację Igo, to była wersja optymistyczna dzieciństwa Molki, jest jeszcze możliwość wyparcia. Na szczęście niektórzy jednak mają dobrych rodziców. Myślę, że w następnych pokoleniach będzie ich coraz więcej :)
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:34   

xvk napisał/a:
@JaśniePani
Nie daj się wpędzić w poczucie winy dyplomatycznymi radami Molki. Z Twoich wcześniejszych postów wynika, że to rodzice są głównymi a może jedynymi odpowiedzialnymi za Twoje dzisiejsze emocje.
Jak już przepracujesz te sprawy z dzieciństwa, przestaniesz się bać i wtedy poradzisz sobie z ustawieniem tych relacji z rodzicami. Nie chodzi o to, by ich karać tylko o postawienie im granic. Wierzę, że się tego nauczysz.
Pewnie, że to nie chodzi o te odświętne ciuszki, bo można pobawić się w niedzielę w ten przebierany teatrzyk i wszyscy będą zadowoleni.
Problem jest zanacznie grubszy, to jest prawdziwy strach przed wizytą a raczej wizytacją.
Ciesz sie Molka, że nie rozumiesz o co chodzi, bo to znazczy, że miałaś dzieciństwo, którego coniektórzy mogą Ci zazdrościć.


doskonale rozumię o co chodzi.... :-)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:39   

M i T napisał/a:
...Ale najwyższy czas byś miała swój własny głos w tych spotkaniach, byś miała w tym aktywny udział a nie tylko pasywnie się godziła robić to, co matka Ci każe...
No tak, ale rodzice na pewno zgromadzili "spory majatek" jak Ona sie postawi
to rodzice sie "wk...ia" i wydziedzicza lub co gorsze, przepisza spadek na inne rodzenstwo
lub krewnych.

Do tego nie mozna dopuscic, bo to jest "gupie"! :what: :hah: :hihi:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:39   

xvk napisał/a:
Ciesz sie Molka, że nie rozumiesz o co chodzi, bo to znazczy, że miałaś dzieciństwo, którego coniektórzy mogą Ci zazdrościć.


Niekoniecznie. Może to być zupełnie standardowa sprawa imponująco morderczo skutecznej relacji: WYPARCIE - IDEALIZACJA. No i wskutek tego ciągotki w stronę "dobryzmu", różowej percepcji, mitologizacji i fałszowania relacji z rodzicami, a co za tym z kolei idzie - zupełnie naturalnego umniejszania.

Nie jestem też do końca pewien, czy nie chodzi o sprawy entomologiczne w połączeniu z drewnianymi, ale to tak na marginesie. A zresztą, czy czasami i to i powyższe się nie przenikają?

Tomek

ps: Misiek, nie sądzę.
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:41   

M i T napisał/a:
czy nie chodzi o sprawy entomologiczne w połączeniu z drewnianymi


a co to jest ???
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:43   

a, to była trumna Gryzzly-ego :hihi:
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:51   

Tomek, odcinanie się od rodziców jest dla ciebie czymś normalnym, natomiast zdrowe, przepełnione miłością patologia tak? cyt.WYPARCIE - IDEALIZACJA. No i wskutek tego ciągotki w stronę "dobryzmu", różowej percepcji, mitologizacji i fałszowania relacji z rodzicami, a co za tym z kolei idzie - zupełnie naturalnego umniejszania.

według Ciebie nie są możliwe zdrowe relacje między dziećmi a rodzicami? jeśli mówie że kocham swoich rodziców i nie wyobrażam sobie aby było inaczej oznacza ze jestem chora?

:shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:52   

Xvk, przepraszam, zapomniałem dodać emotikonkę z przymróżonym okiem.
Nieistotna zagadka.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Wrz 20, 2009 16:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:52   

M i T napisał/a:
A zresztą, czy czasami i to i powyższe się nie przenikają?
Tomek

Tomek,przenikają i to bardzo.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:57   

Przed chwilką zostałam zaproszona wraz z moim przyjacielem na ognisko przez moją siostrę na którym będą również moi przekochani rodzice, jestem z tego powodu przeszczęśliwa i nikt i nic nie wmówi mi że jest inaczej, że uprawiam dobryzm czy wypieram....masakra jednym słowem.

:papa: :papa: :papa: spieszę się ponieważ musimy jeszcze kawałek dojechać.... :viva:
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:58   

grizzly napisał/a:

Do tego nie mozna dopuscic, bo to jest "gupie"! :what: :hah: :hihi:
.

Przypomniał mi się kolega,który oznajmił mi ,że żenił się z dziewczyną,ale nie dlatego że ją kochał,tylko dlatego,że jej ojciec stawiał im dom-on po prostu był "mistrzem dyplomacji"-był miły dla żony,jej ojca i dla kochanki :) -urocze :)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 16:58   

grizzly napisał/a:
ale rodzice na pewno zgromadzili "spory majatek" jak Ona sie postawi to rodzice sie "wk...ia" i wydziedzicza


Tak? A co wart jest taki "majątek" kiedy utraciło się własne zdrowie i zaniedbało się męża i dzieci? Nie w każdej sytuacji można jedno pogodzić z drugim. Poza tym, z tego co rozumiem, JaśniePani nie jest finansowo zależna od swoich rodziców.

Marishka
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:02   

M i T napisał/a:
...ps: Misiek, nie sądzę...
Ja jestem prawie pewien, ze ten "drobny",
pozornie "nieistotny fakt" jest brany pod uwage przez nasza urocza forumowa kolezanke! 8-)

Gdyby nie bylo "nic do stracenia" to pewnie dawno juz by
"stanela okoniem", przecie to znane doskonale zjawisko! 8-)

Nikt inteligentny w takiej sytuacji by sie "nie stawial",
tak robia tylko "prostaczkowie" 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:04   

Molka napisał/a:
...Przed chwilką zostałam zaproszona wraz z moim przyjacielem...

Viola, pamietaj, ze ja wszystko widze!!! :hihi:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:10   

grizzly napisał/a:
Gdyby nie bylo "nic do stracenia" to pewnie dawno juz by
"stanela okoniem"


Grizzly, widocznie nie do końca rozumiesz zjawiska emocjonalnego uzależnienia (dorosłego) dziecka od maltretujących rodziców. Taką toksyczną pępowinę nie jest łatwo przeciąć i sprawy majątkowe niewiele mają z tym wspólnego.

Cytat:

Jednym z najprymitywniejszych mechanizmów obronnych jest zaprzeczenie. W obliczu zagrożenia dziecko zaprzecza temu, co się dzieje, albo zaprzecza, jakoby mu się z tego powodu działa jakakolwiek krzywda, albo zaprzecza, jakoby dana sytuacja miała jakikolwiek wpływ na jego życie.

Pojęcie zaprzeczenia, wprowadzone przez Freuda, rozwinął Robert Firestone. Jego zdaniem najprymitywniejszą postacią tego mechanizmu obronnego jest "iluzoryczna więź". Pod tym pojęciem rozumie on złudne przekonanie zawstydzanego dziecka, że łączy je z rodzicami silna więź.

Paradoksalnie, im większa dziecku dzieje się krzywda, tym silniejsze złudzenie więzi. Proces tworzenia silnej więzi dziecka z osobą, która je wykorzystuje, to jeden z najbardziej zdumiewających aspektów mechanizmu indukowania wstydu. Rodzice, którzy krzywdzą swoje dziecko, zwykle robią to w sposób nieprzewidywalny, przypadkowy. Dziecko, któremu dzieje się krzywda, traci poczucie własnej wartości i zaczyna się wstydzić. Im bardziej traci szacunek do samego siebie, tym mniejszą ma możliwość wyboru.

Przekonane, że nie ma innej możliwości, dziecko trzyma się kurczowo krzywdziciela. Istotą iluzorycznej więzi (która naprawdę jest niewolą) jest złudne przekonanie, że druga osoba jest do naszej dyspozycji, kocha nas, chroni. Iluzoryczna więź przypomina fatamorganę. Gdy już raz się wytworzy, działa automatycznie i nieświadomie.

John Bradshaw "Toksyczny wstyd"

http://www.dda.pl/index.p...id=37&Itemid=66


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:13   

Violka:

Cytat:
Tomek, odcinanie się od rodziców jest dla ciebie czymś normalnym


To zależy, czy jest ono podyktowane absolutną koniecznością. Wszystko jest w naszych postach.

Cytat:
natomiast zdrowe, przepełnione miłością patologia tak


Absolutnie nie. Przypadek JaśniePani np. jest sytuacją, która wymaga ratowania się odcięciem, ponieważ Jej rodzice są WYJĄTKOWO trujący i w żadnym razie nie są zdolni do miłości dla dziecka, nie mówiąc o podmiotowym jego traktowaniu. Miłość i szacunek ma być OBUSTRONNY. Wszystko już pisaliśmy.

Cytat:
według Ciebie nie są możliwe zdrowe relacje między dziećmi a rodzicami?


Są zdecydowanie możliwe, ale rzadko. Każdy taki przypadek jest dla mnie czymś wyjątkowo PIĘKNYM i RADOSNYM.

Cytat:
jeśli mówie że kocham swoich rodziców i nie wyobrażam sobie aby było inaczej oznacza ze jestem chora?


"nie wyobrażam sobie inaczej": tu się zastanów - nad tym zdaniem. I nad dobryzmem, i nad pozytywnym myśleniem i nad wkładaniem kijków w mrowiska. Myśli się tak, jak jest. Jak się czuje, a nie jak się marzy, by się czuć. Na pozytywnym myśleniu, to można zajechać do Kobierzyna lub na cmentarz.

Tomek
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:14   

M i T napisał/a:
...Tak? A co wart jest taki "majątek" kiedy utraciło się własne zdrowie i zaniedbało się męża i dzieci? Nie w każdej sytuacji można jedno pogodzić z drugim. Poza tym, z tego co rozumiem, JaśniePani nie jest finansowo zależna od swoich rodziców.

Marishka...
Sprytnie, sprytnie :hihi: Zdrowie owszem na pierwszym miejscu,
ale kto powiedzial, ze "starych" nie mozna edukowac? 8-)

Jest caly zestaw dzialan do zastosowania! Ale .... wlasnie, jest jedno ale,
nalezy sie umiec poslugiwac "socjtechnicznymi sztuczkami". 8-)

Kazdego mozna "kupic" to tylko kwestia "wysokosci sumy"
lub zrecznosci "socjotechnicznej". 8-)

BTW
Bardzo popularna metoda stosowana przez "zamoznych rodzicow"
z "ELITY" jest "marchewka testamentowa". 8-)
.
Oczywiscie w rodzinach "planktonich" tego brak.
Inny poziom kultury! 8-)
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:25   

I jeszcze na temat uzależnienia od toksycznych rodziców:

Cytat:

Nieprawdopodobnie silna, perwersyjna fuzja rodzic-dziecko zdarza się wtedy, gdy rodzic obiecuje miłość i jednocześnie znęca się nad dzieckiem. [...] Maltretowane dziecko spędza całe swoje dzieciństwo na poszukiwaniu Świętego Graala miłości rodzicielskiej. To poszukiwanie trwa również w wieku dojrzałym.

Susan Forward "Toksyczni rodzice"


Cytat:

Im mniej dziecko otrzymało miłości, im bardziej było odrzucane i maltretowane pod pozorem wychowania, tym bardziej człowiek dorosły przywiązany jest do rodziców i osób, na które przenosi swoje oczekiwania, w nadziei, że kiedyś wreszcie zostana spełnione.

Alice Miller "Bunt ciała"

Dzieci, które moga się bronić, nie będą destrukcyjne [...] "Popęd do niszczenia" drzemie w osobach - ofiarach, które w dzieciństwie były maltretowane i które jako dorośli nie chcą wiedzieć, co im się dawniej przydarzyło. [...]

Właśnie maltretowane dzieci wyrózniają się przez wyraźne uzależnienie, posłuszeństwo i brak krytyki w stosunku do swoich rodziców.

Alice Miller "Gdy runą mury milczenia"


Marishka
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:27   

grizzly napisał/a:
BTW
Bardzo popularna metoda stosowana przez "zamoznych rodzicow"
z "ELITY" jest "marchewka testamentowa".


Ale wtedy jest zabawnie gdy beneficjent jest lekarzem i ma dylemat czy leczyć według sztuki narażając rodziców na cierpienie i siebie na szybsze otrzymanie spadku, czy leczyć nowatorsko narażając rodziców na wyleczenie, a siebie na oskarżenie narażania życia rodziców i w efekcie pozbawienie spadku.

Nie warto być lekarzem, kiedy ma się bogatych rodziców.
:-)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 17:39   

Adam319 napisał/a:
grizzly napisał/a:
BTW
Bardzo popularna metoda stosowana przez "zamoznych rodzicow"
z "ELITY" jest "marchewka testamentowa".


Ale wtedy jest zabawnie gdy beneficjent jest lekarzem i ma dylemat czy leczyć według sztuki narażając rodziców na cierpienie i siebie na szybsze otrzymanie spadku, czy leczyć nowatorsko narażając rodziców na wyleczenie, a siebie na oskarżenie narażania życia rodziców i w efekcie pozbawienie spadku.

Nie warto być lekarzem, kiedy ma się bogatych rodziców.
:-)


No faktycznie, wtedy jest "ciezko"! :hihi:

Ale zawsze jedno rozwiazanie z "wielu" jest "optymalne".
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 21:16   

M i T napisał/a:
Violka:


"nie wyobrażam sobie inaczej": tu się zastanów - nad tym zdaniem. I nad dobryzmem, i nad pozytywnym myśleniem i nad wkładaniem kijków w mrowiska. Myśli się tak, jak jest. Jak się czuje, a nie jak się marzy, by się czuć. Na pozytywnym myśleniu, to można zajechać do Kobierzyna lub na cmentarz.

Tomek


Tomek , łapiesz mnie za słowa, :-) nie wyobrażam sobie inaczej ponieważ bardzo kocham moich rodziców, u mnie w domu nigdy nie było krzyków, nigdy nie było pyskówek natomiast rozmowa , tłumaczenia i owszem ....rodzice byli i są bardzo dużym autorytetem dla mnie, dlatego często trudno jest mi pojąć przez co ludzie muszą przechodzić, dlatego tak ciężko jest mi zrozumieć trudność w porozumieniu się z kimś kto powinien być wzorem do naśladowania, powinien służyć dobrą radą i służyć pomocą choćby słowną gdy sytuacja tego wymaga....
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 21:25   

Molka napisał/a:
...rodzice byli i są bardzo dużym autorytetem dla mnie.


A co przez to rozumiesz? Ostatecznie termin "autorytet" obrósł w nie najlepsze piórka. Bo czy autorytet to nie ta osoba, która ma to wszystko, czego ja nie mam w sobie? Bo gdybym to miał (a), to czy autorytet wciąż byłby dla mnie autorytetem, czy zwyczajnie - świetnym partnerem? Czy autorytet nie jest wygodnym siedliskiem moich marzeń, które nigdy nie zostaną spełnione? Ty wiesz, jak wielką przewagę, zwykle sprytnie wykorzystywaną, mają autorytety nad zapatrzonymi w nich ludźmi?
Do końca nie rozumiem, co mają na myśli ludzie posługujący się frazą "mój autorytet", "on jest zły, bo nie zna autorytetu".

Tomek
 
     
ashkar
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 21:47   

M i T napisał/a:
I jeszcze na temat uzależnienia od toksycznych rodziców:

Alice Miller "Bunt ciała"

Dzieci, które moga się bronić, nie będą destrukcyjne [...] "Popęd do niszczenia" drzemie w osobach - ofiarach, które w dzieciństwie były maltretowane i które jako dorośli nie chcą wiedzieć, co im się dawniej przydarzyło. [...]

Właśnie maltretowane dzieci wyrózniają się przez wyraźne uzależnienie, posłuszeństwo i brak krytyki w stosunku do swoich rodziców.

Alice Miller "Gdy runą mury milczenia"

Marishka


Wprawdzie nie do końca ufam Miller ale z tą ogólną obserwacją zgadzam się.
Ostatnio zmieniony przez ashkar Pon Wrz 21, 2009 12:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 21:48   

ashkar napisał/a:
Wprawdzie nie do końca ufam Miller


A jakie jej książki przeczytałeś (w całości)?

Marishka
 
     
ashkar
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 22:08   

M i T napisał/a:
ashkar napisał/a:
Wprawdzie nie do końca ufam Miller


A jakie jej książki przeczytałeś (w całości)?

Marishka


Mury i Zniewolone dzieciństwo. W całości ale dawno.

Takie mam jednak odczucia. Ale nie mówię że nie ma tam mądrych stwierdzeń. Chociaż trzeba to raczej traktować jako pewną wskazówkę a nie sztywną zasadę.

Odniósł bym się bardziej merytorycznie ale muszę odświeżyć literaturę aby nie popełnić niepotrzebnie błędu. Jednak tak to pozostało w mojej pamięci, i mogę się mylić ale najprawdopodobniej jednak nie.
Ostatnio zmieniony przez ashkar Pon Wrz 21, 2009 12:53, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 22:09   

M i T napisał/a:
Molka napisał/a:
...rodzice byli i są bardzo dużym autorytetem dla mnie.


A co przez to rozumiesz? Ostatecznie termin "autorytet" obrósł w nie najlepsze piórka. Bo czy autorytet to nie ta osoba, która ma to wszystko, czego ja nie mam w sobie? Bo gdybym to miał (a), to czy autorytet wciąż byłby dla mnie autorytetem, czy zwyczajnie - świetnym partnerem? Czy autorytet nie jest wygodnym siedliskiem moich marzeń, które nigdy nie zostaną spełnione? Ty wiesz, jak wielką przewagę, zwykle sprytnie wykorzystywaną, mają autorytety nad zapatrzonymi w nich ludźmi?
Do końca nie rozumiem, co mają na myśli ludzie posługujący się frazą "mój autorytet", "on jest zły, bo nie zna autorytetu".

Tomek


ok skoro słowo autorytet nie kojarzy Ci się pozytywnie powiem byli i są wspaniałymi partnerami, ludźmi którzy szczerze życzą mi szczęścia jednocześnie wykazując ogromną tolerancje, nie narzucają własnego światopoglądu, rozumieją moje potrzeby, kibicując moim poczynaniom są przepełnieni ufnością w moją dojrzałość i mądre decyzje życiowe....to zrozumienie moich potrzeb ze strony rodziców, wspieranie a nie krytyka daje mi niesamowity power do działania, do rozwijania się , nie mam poczucia tłamszenia, ingerencji, natomiast czuje miłość i wsparcie.....dlatego w pozytywnym tego słowa znaczeniu są dla mnie autorytetem ponieważ nauczyli mnie żyć w zgodzie ze samą sobą bez ograniczania mojej przestrzeni życiowej.....

czasami wydaje mi się że nawet w zaletach dopatrujesz się wad.... :-)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 22:33   

A owszem, ale w wobec tego tekstu, który napisałaś, pozostaje jedynie ufać, że wiesz, co piszesz.
Tylko zadra jest taka: czemu umniejszyłaś sytuację, jaką ma JasniePani. Przecież, skoro rodzice tak hojnie Cię obdarzyli, czemu nie widzisz, co się dzieje u naszej koleżanki? Mało tego, że nie widzisz, ale całkowicie ignorujesz jej fatalną sytuację, działania masakrycznie nieświadomych rodziców, którzy rozp....ją Jej zycie??

Tomek
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 20, 2009 22:42   

Tomek,żeby czuć,żeby współczuć,to dobrze wiesz,co trzeba zrobić inaczej spotkasz się z umniejszaniem.
Heh,przypomniała mi się moja koleżanka z dzieciństwa,która trąbiła o swoich cudownych rodzicach,a ja z moją drugą koleżanką znałyśmy przecież jej sytuację;matka piła,ojciec pił,w domu non stop awantury,a ona nigdy złego slowa na nich nie powiedziała,nie widziała tej swojej sytuacji.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 14:40   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 19:11   

M i T napisał/a:

A co przez to rozumiesz? Ostatecznie termin "autorytet" obrósł w nie najlepsze piórka. Bo czy autorytet to nie ta osoba, która ma to wszystko, czego ja nie mam w sobie? Bo gdybym to miał (a), to czy autorytet wciąż byłby dla mnie autorytetem, czy zwyczajnie - świetnym partnerem? Czy autorytet nie jest wygodnym siedliskiem moich marzeń, które nigdy nie zostaną spełnione? Ty wiesz, jak wielką przewagę, zwykle sprytnie wykorzystywaną, mają autorytety nad zapatrzonymi w nich ludźmi?
Do końca nie rozumiem, co mają na myśli ludzie posługujący się frazą "mój autorytet", "on jest zły, bo nie zna autorytetu".

Tomek


Tomku to jest tylko Twoje zdanie i Twoje odczucia na temat mojego punktu widzenia....

Dlaczego uważasz iż ignoruje sytuację Jaśnie Pani? Dlaczego próbujesz umniejszać mojej osobie?
Jeśli ktoś nie podziela Twojego zdania z automatu musi się mylić, musi nie mieć racji?

Przecież to jak widzimy daną sprawę w dużym stopniu zależy od tego co sami wewnętrznie czujemy, z jakimi doświadczeniami życiowymi borykaliśmy się czy borykamy, dlatego w pewnym sensie rozumiem Twój punkt widzenia i Twoje jedyne rozwiązanie tej sytuacji a mianowicie „ostre cięcie”, nie dopuszczasz mniej radykalnych rozwiązań...

Moją intencją nie było umniejszanie, moją intencją było pokazanie Jaśnie Pani że nie koniecznie w odbudowywaniu zdrowych relacji konieczne są ostateczne rozwiązania....

Życie to jeden wielki kompromis oraz dobra wola i nikt nie powie mi ze jest inaczej...
Naturalną koleją rzeczy jest fakt iż rodzimy się, jesteśmy wychowywani , w najmłodszych latach poddawani wzorcom ze strony rodziców, z czasem innym poza rodzinnym konfrontacjom, w późniejszym wieku zaczynamy oceniać i wyciągać wnioski na temat otaczającego nas świata sami i to dotyczy każdego człowieka, RODZICÓW TEŻ....I tutaj chcę zwrócić uwagę na jedną bardzo ważną rzecz, nieuświadomione błędy rodziców może naprawić uświadomione dziecko równocześnie nie niszcząc z nimi więzi pod jednym warunkiem.....gdy postawi się w roli dojrzałych mądrych rodziców wychowujących "niedojrzałe dzieci" (czyli własnych rodziców)....oczywiście taki scenariusz jest możliwy wówczas gdy dziecko jest w miarę dorosłe i świadome powagi sytuacji, więc w przypadku Jasnie Pani jak najbardziej....można to potraktować w kategoriach misji do spełnienia, wówczas poczujemy się pewniej, bardziej dojrzalej, no bo to My a nie rodzice jesteśmy w takim scenariuszu stroną bardziej rozumną prawda? Takie myślenie doda nam siły i determinacji w dążeniu do upragnionego celu....

Na początku trzeba wziąć pod uwagę jedną kwestię a mianowicie fakt, iż rodzice będą się buntować, będą upierać się przy swoim ponieważ być inaczej nie może.....dlatego my jako "rodzic" powinniśmy postępować dokładnie odwrotnie do zachowań prezentowanych przez naszych rodziców .....dużo ciepła, miłości, zrozumienia, raczej niewiele krytyki a jeśli już to wyrażonej umiejętnie nastawionej raczej na budowanie, podkreślanie zalet (każdy je ma) no bo ileż to razy nasi kochający nas rodzice postępowali właśnie w taki sposób ....

Jest jeden bardzo prosty sposób na "przełamywanie lodów".....skuteczny jak cholera.....gdy mama czy tata wyrażają dezaprobatę, coś się im nie podoba, próbują umniejszać...warto przyjąć pozę "przytulanki"...podejść do ojca czy mamy, przytulić się, pomruczeć słodko że tak bardzo jego czy ją kochamy i sukces murowany....nawet mogę powiedzieć jaka będzie reakcja, łezka mamuni czy tatkowi w oczku się zakręci i zły czar pryśnie tak szybko jak się pojawił....taka "przytulanka" działa niczym pielenie zachwaszczonego ogrodu, z każdym następnym wyrwanym chwastem widać coraz bardziej kolorowe przepiękne kwiaty, z każdym następnym słowem kocham Cię serce rodziców wypełniać się będzie miłością i zrozumieniem....


Jaśnie Pani życzę Ci z całego serca byś osiągnęła upragniony cel, nie zrywając więzi z rodzicami...
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 19:55   

Cytat:
Tomku to jest tylko Twoje zdanie i Twoje odczucia na temat mojego punktu widzenia....

Dokładnie tak właśnie jest.

Cytat:
Dlaczego uważasz iż ignoruje sytuację Jaśnie Pani?

Nie uważam tym razem, bo to jest oczywiste jak mała aktywność słońca tego lata.

Cytat:
Dlaczego próbujesz umniejszać mojej osobie?

Temu odwróconemu kotu, już niebezpiecznie krew napłynęła do główki. A szkoda kota.
Staraj się tak nie stawiać spraw, bo dojdzie do sytuacji, kiedy ja powiem "dzień dobry", a ktoś zarzuci mi umniejszanie czyjegoś złego dnia.

W kolejnych zdaniach piszesz bardzo toksyczne rzeczy. Bądź świadoma, że tego rodzaju promocja jednostronnego nie podpartego niczym umizgiwania się, jest analogiczna do powiedzenia osobie w depresji "weź się w końcu w garść!". To tak, jakby kazać kobiecie gwałconej znaleźć adres gwałciciela, odwiedzić go i zrobić mu loda z uśmiechem na ustach - i jeszcze za to zapłacić.
Głoszenie umiziów wobec nieczułego krzywdziciela, jest radą szkodliwą. Nie muszę rozkładać tego na czynniki pierwsze. Ja bym nie mógł spać spokojnie, gdybym komuś w sytuacji JaśniePani zalecał tego rodzaju postępowanie. Zresztą, nie wierzę, że byłaby do tego zdolna.

Tomek
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 20:38   

M i T napisał/a:
Cytat:
Tomku to jest tylko Twoje zdanie i Twoje odczucia na temat mojego punktu widzenia....

Dokładnie tak właśnie jest.

Cytat:
Dlaczego uważasz iż ignoruje sytuację Jaśnie Pani?

Nie uważam tym razem, bo to jest oczywiste jak mała aktywność słońca tego lata.

Cytat:
Dlaczego próbujesz umniejszać mojej osobie?

Temu odwróconemu kotu, już niebezpiecznie krew napłynęła do główki. A szkoda kota.
Staraj się tak nie stawiać spraw, bo dojdzie do sytuacji, kiedy ja powiem "dzień dobry", a ktoś zarzuci mi umniejszanie czyjegoś złego dnia.

W kolejnych zdaniach piszesz bardzo toksyczne rzeczy. Bądź świadoma, że tego rodzaju promocja jednostronnego nie podpartego niczym umizgiwania się, jest analogiczna do powiedzenia osobie w depresji "weź się w końcu w garść!". To tak, jakby kazać kobiecie gwałconej znaleźć adres gwałciciela, odwiedzić go i zrobić mu loda z uśmiechem na ustach - i jeszcze za to zapłacić.
Głoszenie umiziów wobec nieczułego krzywdziciela, jest radą szkodliwą. Nie muszę rozkładać tego na czynniki pierwsze. Ja bym nie mógł spać spokojnie, gdybym komuś w sytuacji JaśniePani zalecał tego rodzaju postępowanie. Zresztą, nie wierzę, że byłaby do tego zdolna.

Tomek


Tomku to jest mój punkt widzenia, ty czujesz tak ja czuje inaczej a porównanie tej sytuacji do gwałciciela jest co najmniej nie na miejscu....uznajesz tylko i wyłącznie skrajności stąd to porównanie z gwałtem.... :-)

Ja myślę że tylko w sytuacjach bardzo skrajnych nie jest możliwe odbudowanie zdrowych relacji..ojciec psychol...w każdych innych tak.....
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:02   

JaśniePani napisał/a:
Zaznaczam tez, ze moje dziecinstwo to nie byly jakies sporadyczne klapsy czy od czasu do czasu spuszczone manto. To bylo regularne bicie, szarpanie w najlepszym razie, ponizanie, przemoc psychiczna. To dotknelo mnie, brata i mame. Jako dziecko modlilam sie, zeby umrzec, zeby sie polozyc do lozka i nastepnego dnia juz nie zyc. Smierc byla wybawieniem


To tylko jeden mały fragment tego co już "wyrzuciła" z siebie dziewczyna. Twoim zdaniem Molka to nie jest psychol?

Co jeszcze "powinien" zrobić? :razz:

Łatwiej wejść w tłum ludzi i wyściskać wszystkich obcych po kolei, bo nic złego nam nie zrobili niż przytulić kogoś kto tak krzywdził, a miał być oparciem i jego zadaniem było opiekować się.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:05   

Tak gwoli przypomnienia,czytałam dokładnie wszystkie posty JaśniePani i ten cytat mi utkwił w pamięci między innymi ;
JaśniePani napisał/a:
Zaznaczam tez, ze moje dziecinstwo to nie byly jakies sporadyczne klapsy czy od czasu do czasu spuszczone manto. To bylo regularne bicie, szarpanie w najlepszym razie, ponizanie, przemoc psychiczna. To dotknelo mnie, brata i mame. Jako dziecko modlilam sie, zeby umrzec, zeby sie polozyc do lozka i nastepnego dnia juz nie zyc. Smierc byla wybawieniem. Ciekawe, czemu to rodzicom nie zyczylam smierci?

Gdybym poszła z tym do psychologa ,a ten by mi poradził przytulić tatusia,to uciekłabym od niego gdzie pieprz rośnie ,wiedziałabym,że albo mnie nie słuchał co do niego mówiłam,nie starał się w ogóle mnie zrozumieć :razz: :razz: :razz:

Edit ; xvk Razem zacytowałyśmy tę samą część postu JaśniePani :)
Ostatnio zmieniony przez Iga Pon Wrz 21, 2009 21:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:06   

Molka napisał/a:
uznajesz tylko i wyłącznie skrajności stąd to porównanie z gwałtem....


Sytuacja JaśniePani jest jak najbardziej skrajna (co wyraźnie widać z jej postów i ona sama doskonale o tym wie) a więc porównanie do gwałtu jest właściwe.

Zastanawiam się, jak pojmujesz takie pojęcia jak empatia, współczucie?

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:21   

xvk napisał/a:
JaśniePani napisał/a:
Zaznaczam tez, ze moje dziecinstwo to nie byly jakies sporadyczne klapsy czy od czasu do czasu spuszczone manto. To bylo regularne bicie, szarpanie w najlepszym razie, ponizanie, przemoc psychiczna. To dotknelo mnie, brata i mame. Jako dziecko modlilam sie, zeby umrzec, zeby sie polozyc do lozka i nastepnego dnia juz nie zyc. Smierc byla wybawieniem


To tylko jeden mały fragment tego co już "wyrzuciła" z siebie dziewczyna. Twoim zdaniem Molka to nie jest psychol?

Co jeszcze "powinien" zrobić? :razz:

Łatwiej wejść w tłum ludzi i wyściskać wszystkich obcych po kolei, bo nic złego nam nie zrobili niż przytulić kogoś kto tak krzywdził, a miał być oparciem i jego zadaniem było opiekować się.


no faktycznie przeginał, ale może jest tak iż on czuje się z tym źle, być może takie postępowanie było silniejsze od niego, nie potrafił okiełznać samego siebie, może warto podjąć kroki zmierzające do uświadomienia ojcu iż to co robił było paskudne ale zawsze można rozpocząć nowe życie przepełnione miłością, na to przecież nigdy nie jest za późno...myślę ze puki rodzice żyją warto rozmawiać choćby po to, by mogli umrzeć rozliczeni z przeszłością w poczuciu zwycięstwa nad samym sobą....przecież to że tak postępował miało swoje korzenie w jego dzieciństwie....
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:28   

Molka napisał/a:
nieuświadomione błędy rodziców może naprawić uświadomione dziecko równocześnie nie niszcząc z nimi więzi pod jednym warunkiem.....gdy postawi się w roli dojrzałych mądrych rodziców wychowujących "niedojrzałe dzieci" (czyli własnych rodziców)....oczywiście taki scenariusz jest możliwy wówczas gdy dziecko jest w miarę dorosłe i świadome powagi sytuacji, więc w przypadku Jasnie Pani jak najbardziej....można to potraktować w kategoriach misji do spełnienia, wówczas poczujemy się pewniej, bardziej dojrzalej, no bo to My a nie rodzice jesteśmy w takim scenariuszu stroną bardziej rozumną prawda? Takie myślenie doda nam siły i determinacji w dążeniu do upragnionego celu....


Uff, dawno nie czytałam tak pseudopsychologicznych toksyczności rodem z hellingerowskich, foleyowych czy innych "sekretnych" NLP-owskich książeczek.

Rada by zamienić się w rodzica własnych rodziców jest znakomita, jeśli chce się pozostać na zawsze uzależnionym od rodziców, jeśli chce się dorobić bukietu cudnych dolegliwości psychosomatycznych, zaniedbać własne życie i rodzinę oraz skrzywdzić własne dzieci. Wiem o tym nie tyle z książek ile z własnych obserwacji i doświadczenia innych osób, które stosowały dokładnie taką "metodę" - niszczac siebie i swoje rodziny. Byle tylko rodzice na zawsze pozostali "święci".

Owszem, "metoda" dobra dla osób po uszy tkwiących w nieświadomości, nie rozumiejących własnych uczuć i wypierających wszystko, co trudne i bolesne. Dla cierpiętników i misjonarzy, niedowartościowanych osób nie posiadających własnej osobowiości i pasji, samotnych cycuniów mamusi i niuni tatusia lub tkwiących od lat w nieszczęśliwych związkach z niekochanymi facetami/kobietami. Dla osób, które nie wiedzą czym jest szacunek i miłość, za to doskonale rozumieją czym jest lęk i posłuszeństwo.

Dorosłe dziecko, które zamienia się w "rodzica" swoich rodziców tworzy tak samo toksyczny układ, jak rodzic, traktujący swoje dorosłe dziecko jak 5-latka. Taka zamiana ról jest krzywdząca zarówno dla starzejącego się rodzica jak i dla dorosłego dziecka. Jeśli ktoś ma poczuć się pewniej i "dojrzalej" dzięki spełnieniu "misji" rodzicowania własnym rodzicom, zamiast skupić się na tworzeniu własnej rodziny i byciu rodzicem dla własnych dzieci, to coś jest nie tak. Albo raczej, coś w jego czy jej dzieciństwie było nie tak, skoro zamiast w naturalny sposób tworzyć własną rodzinę woli zamienić się w "rodzica" dla swoich rodziców (najcześciej właśnie kosztem własnej rodziny i dzieci). Uszczęśliwianie rodziców NIE JEST zadaniem i obowiązkiem ani małych ani dorosłych dzieci.

Proponowany przez Ciebie sposób na "przełamywanie lodów" jest cyniczny i totalnie pozbawiony empatii - szczególnie w kontekście konkretnej sytuacji JaśniePani. Być może byłabym w stanie jakoś zrozumieć Twoje "rady" gdyby były napisane bez kontekstu, ku ogólnemu rozważeniu. Ale JaśniePani w wielu postach opisywała sytuację wybitnie toksyczną, chorą, krzywdzącą. Opisywała ogrom swojego cierpienia - nie tylko dziecięcego, ale wciąż aktualnego. Opisywała swoją słuszną złość i to, jak zupełnie niechcący, z totalnej bezradności przenosi ją na męża i dzieci. Opisywała swój lęk. W tym kontekście Twoje słowa brzmią okrutnie i cynicznie, bez odrobiny współczucia dla osoby naprawdę cierpiącej i szukającej pomocy. Stanęłaś całkowicie po stronie oprawców, co więcej, "radziłaś" by okazać oprawcom współczucie i czułość. Oprawcom, którzy nie widzą nic złego w wyrządzanej przez siebie krzywdzie. A co ze współczuciem dla JaśniePani, która cierpi, płacze i miota się? Czy aby coś nie zostało tu postawione z nóg na głowę?

Marishka

P.S. Violka, zamiast zastanawiać się "może to" a "może tamto", warto przeczytać wnikliwie posty JaśniePani, bo są w nich zawarte odpowiedzi na Twoje pytania.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:35   

M i T napisał/a:

... warto przeczytać wnikliwie posty JaśniePani, bo są w nich zawarte odpowiedzi na Twoje pytania.

W ostatnim poscie JaśniePani dowiemy się jak Jej tato "czuł się z tym źle" ;
JaśniePani napisał/a:
Ojciec staral sie byc mily, ale mu to totalnie nie wychodzilo, juz chyba mu sie nie chce nawet udawac, opedzal sie od dzieci jak od much i ogladal tvn24, bo lecial jego Rymanowski. Mnie kilka razy zanegowal, specjalnie zapamietalam swoje odczucia z wtedy, nie bylo to nic nowego, czulam sie zagrozona spodziewajac sie naglego ataku. Powiedzialam mu tylko spokojnie czy naprawde musi tak mnie gnoic i zeby w koncu powiedzial wprost o co mu chodzi a jak nie moze to niech chociaz porozmawia ze mna o tym co w pracy albo o gieldzie czy o polityce.

No,ale trzeba najpierw poczytać wszystkie posty JaśniePani,zeby móc cokolwiek powiedzieć .
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:37   

Molka napisał/a:
...myślę ze puki rodzice żyją...
Trwaja "wyrafinowane rozgrywki" o wzgledy i pieniadze "OJCA", miedzy "rodzenstwem oraz mama" 8-)

Oczywiscie jest to nieuswiadomione w pelni! 8-) Nalezy wiec "przepracowac" ten aspekt
i podjac skuteczne dzialania aby w "oczach taty" zablysnoc.
Co "przelozy sie" na wieksze poczucie wspolnoty i "dotacje" 8-)

Tutaj jest konieczny "pragmatyzm stosowany". :hah: :hihi:

BTW
Tylko prosze nie mowic, ze jestem "gupi" :viva:

Owszem jak ktos ma rodzicow "planktonistow",
to i problemow tego rodzaju brak. :hah:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:40   

Tomek jestem aż za bardzo empatyczna stąd generuje takie a nie inne posty, ja bym chciała żeby Jasnie Pani kochała i była kochana przez swoich rodziców....boli mnie świadomość tego, że w jej rodzinie nie jest tak jak by tego oczekiwała, sama napisała mi że marzy o takich relacjach z rodzicami jakie ja posiadam, po przeczytaniu tego tekstu zakręciła mi się łza w oku bo pomyślałam czemu ten świat jest taki okrutny, czemu tak musi być ...ja może nie potrafię udzielać fachowych porad ponieważ nie jestem psychologiem, pisze to co dyktuje mi serce, pragnę by była szczęśliwa i najchętniej wykrzyczałabym na cały głos jej ojcu żeby się "przebudził" bo naprawdę warto...

pragnę dla niej optymalnego rozwiązania którym są zdrowe relacje z rodzicami stąd to pisanie o "przytulance", może akurat zadziała...Tomek obie strony muszą chcieć, ale tylko strona bardziej świadoma może być motorem zmierzającym w odpowiednim korzystnym dla obu stron kierunku...
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:50   

ok Tomek , jestem cyniczna, toksyczna, nie empatyczna, zadowolony? :razz:
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:51   

grizzly napisał/a:
Molka napisał/a:
...myślę ze puki rodzice żyją...
Trwaja "wyrafinowane rozgrywki" o wzgledy i pieniadze "OJCA", miedzy "rodzenstwem oraz mama" 8-)

Oczywiscie jest to nieuswiadomione w pelni! 8-) Nalezy wiec "przepracowac" ten aspekt
i podjac skuteczne dzialania aby w "oczach taty" zablysnoc.
Co "przelozy sie" na wieksze poczucie wspolnoty i "dotacje" 8-)

Tutaj jest konieczny "pragmatyzm stosowany". :hah: :hihi:

BTW
Tylko prosze nie mowic, ze jestem "gupi" :viva:

Owszem jak ktos ma rodzicow "planktonistow",
to i problemow tego rodzaju brak. :hah:
.


:*
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:54   

Violka, skuteczność krzyczenia "wake up" wobec rodziców, którzy w żaden sposób nie chcą zmienić nastawienia do krzywdzonego przez siebie dziecka (i dlatego są toksyczni), można porównać do manifestacji "prawdziwków" pod posiadłościami, gdzie debatuje Bilderberg Group. Taka sama "skuteczność".
Ręczę własną głową i jestem w pełni odpowiedzialny za swe słowa, gdy napiszę raz jeszcze: rodzice JaśniePani nie zmienią swego nastawienia, bo nie chcą, bo są nieświadomi. Do końca życia córka będzie dla nich kimś zupełnie submisyjnym, nie całkiem podmiotowym, będzie kanałem zastępczym do wrzucenia w niego nieczystości własnych starych, o których toksyczności nie wiedzą, bo sobie tego nie chcą uświadomić.

Grizzly, ja wiem, do czego pijesz. Tylko co z tego, drogi Panie wynika? JaśniePani jest osobą bardzo inteligentną, jest wykształcona, potrafi na siebie zarobić. Istnieją sytuacje, gdy albo wybierasz życie, albo stajesz się niewolnikiem płaczącym o zauważenie i o zmianę swego Pana, na którą praktycznie nie ma szans.

Tomek
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 21:59   

ALE mi cały czas chodzi o to, żeby próbować ojcu uświadomić to co w nim nieświadome....nie można nikogo przekreślać....
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 22:21   

Molka napisał/a:
nie można nikogo przekreślać....


Ale on dawno już skreślił swoją córkę.

Nie można nikogo na siłę zmieniac i uszcześliwiać (szczególnie kosztem własnego zdrowia, własnej rodziny). Nie można zyć fałszywą nadzieją. Nie można w nieskończoność walić głową w mur, no chyba że ktoś nieświadomie chce w ten bolesny sposób się zabić. Trzeba wiedzieć, kiedy zostawić mur w spokoju i skupić się na własnym życiu.

Są mury nie do przebicia. Są rodzice, którzy nie kochają swoich dzieci, nie widzą w sobie żadnej winy i nie zamierzają nigdy się zmienić (bo jest im dobrze tak, jak jest). Są sytuacje, w których nie da się osiągnąć "kompromisu", a jedynym zdrowym rozwiązaniem jest zadbanie o siebie, a nie bezskuteczne "uzdrawianie" śmiertelnie chorej relacji.

Podtrzymując w sobie fałszywą nadzieję, że może kiedyś rodzic się zmieni i będziemy wszyscy żyli długo i szczęśliwie, tylko okłamujemy siebie i żyjemy w przeszłości lub przyszłości, zamiast skupić się na teraźniejszości. Gwoli ścisłości, fałszywa nadzieja to taka, która nie ma żadnego uzasadnienia w rzeczywistości i bardziej przypomina ślepą wiarę. Zdrowa nadzieja karmi się drobnymi, realnymi zmianami, które potwierdzają, że pewne rzeczy są możliwe. Fałszywa nadzieja karmi się lękiem wyuczonym w dzieciństwie - lękiem przed opuszczeniem, przed karą, przed prawdziwymi uczuciami.

Nikt tak doskonale nie praktykuje (i nie zaleca innym) fałszywej nadziei jak DDA czy osoby (współ)uzależnione. W zasadzie to cecha bardzo charakterystyczna dla osób z dysfunkcyjnych rodzin. Takie osoby nieświadomie kierują się zasadą, że jeśli tylko jeszcze bardziej się postarają, wysilą się, przyłożą się, to rodzic się zmieni, pokocha i zaakceptuje. Takie myślenie tylko cementuje uzależnienie od toksycznego rodzica, a przeniesione później na partnera cementuje chory związek (np. z alkoholikiem, stosującym przemoc, wykorzystującym, etc.). A wszystko przez to, że wciąż żyje w takim uzależnionym człowieku chora nadzieja na zmianę w rodzicu, wbrew logice, wbrew rzeczywistości.

A najbardziej cierpią w tym wszystkim jak zwykle dzieci. Które później sami powielą ten chory wzorzec. I koło będzie skutecznie się toczyło w nieskończoność...

Marishka
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 22:59   

Marishko bardzo dobry post,takie informacje zapewne nie trafia do wszystkich,ale na pewno znajdzie sie ktos,kto zastanowi sie nad takimi slowami i wyciagnie wnioski.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Wrz 21, 2009 23:07   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 13:41   

Jaśnie Pani smutne to co piszesz, ja osobiście w swoim środowisku w którym się obracam nigdy nie miałam okazji nawet porozmawiać o tego typu historiach, jedynie z mediów, gazet ,nigdy nie patrzyłam osobom podobnym Tobie prosto w oczy, nie śledziłam mimiki ich twarzy, nie "dotknęłam" takiej osoby w sposób bezpośredni być może dlatego jest mi ciężko wyobrazić sobie tą całą gehenne...przyznaje "przytulanka" odpada w zupełności....

Pewnie najważniejszą sprawą dla Ciebie teraz jest tak pokierować własnym życiem, by kiedyś Twoje dzieci nie musiały przechodzić przez podobne piekło, byś mogła jako przyszła babcia być dla nich oparciem w chwilach trudnych , byś mogla cieszyć się ich szczęściem czego z całego serca bardzo Ci życzę... :hug:
 
     
m
Site Admin


Pomógł: 9 razy
Dołączył: 16 Sie 2007
Posty: 835
Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 13:48   

Tak abstrahując od omawianego tutaj konkretnego przypadku.

M i T napisał/a:
A owszem, ale w wobec tego tekstu, który napisałaś, pozostaje jedynie ufać, że wiesz, co piszesz.

To jest dobre. Jak już wyczerpały się wszystkie możliwości i nie ma się do czego przyczepić, to warto jeszcze zasugerować komuś, że nie wie co pisze. Jak go nie kijem to go pałką. :-)

M i T napisał/a:
Cytat:
według Ciebie nie są możliwe zdrowe relacje między dziećmi a rodzicami?

Są zdecydowanie możliwe, ale rzadko. Każdy taki przypadek jest dla mnie czymś wyjątkowo PIĘKNYM i RADOSNYM.

Przy czym ustalmy, że 'rzadko' opierasz na własnym subiektywnym postrzeganiu otaczającego Cię świata, a nie na żadnych statystykach.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 18:00   

JaśniePani napisał/a:
...No chyba Gryzzli ze by mi zaplacil :razz:...

JaśniePani, bardzo mi milo, ze nie "owijamy w bawelne". 8-)

Takie tematy o ktorych piszemy, to "najwieksze poletko"
obludy, falszu i zaklamania. Ludzie beda wymyslac "teorie"
byleby tylko nie przyznac prozaicznej racji, ze chodzi
o stosunek wlasnej wolnosci/spodziewanych zyskow. 8-)

BTW
Jestem gleboko przekonany, ze bez problemu bylbym w stanie,
"dogadac sie" z Twoim Ojcem i zainspirowac Go, do zmiany "swiatopogladu". 8-)

Mozesz mi zaufac, ze jest to wylacznie kwestia "narzedzi i metod" 8-)

Tobie, Bratu, Mami raczej nigdy sie to nie uda! 8-)
.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 22:46   

Grizzly ten moj cytat byl prowokacja, ale dzieki za dobre slowo.
O tak, ja tez jestem najzupelniej prezkonana, ze bys sie dogadal z moim ojcem.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 22:50   

JaśniePani napisał/a:
Grizzly ten moj cytat byl prowokacja, ale dzieki za dobre slowo.
O tak, ja tez jestem najzupelniej prezkonana, ze bys sie dogadal z moim ojcem.


Fakt jest faktem. 8-) Sytuacja wymaga "terapi rodzinnej".
Bez pomocy z "zewnatrz" jest to po prostu NIEWYKONALNE! 8-)
.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 22:56   

W wypowiedzi wyzej nie chcialam Cie oczywiscie porownac do niego, on po prostu lubi takich ludzi jak Ty, tak celnie ujmujacych rzeczywistosc i o Twoim swiatopogladzie.

Terapia? :roll: tak, ale chyba tylko moja wchodzi w gre jak juz, dla obrony wlasnej.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 23:22   

JaśniePani napisał/a:
...Terapia? :roll: tak, ale chyba tylko moja wchodzi w gre jak juz, dla obrony wlasnej.

Mysle, ze to tak faktycznie wyglada w TWOICH oczach,
ale ja widze inaczej, rowniez Twojego Tate. 8-)

Mysle, ze on na "swoj sposob" musi
czuc, ze "cos" jest "nie tak"! 8-)

Ale masz racje, ja na Twoja sytuacje
spogladam "przez pryzmat" swoich mozliwosci i "pozycji",
tak wiec widzimy troche "rozne obrazy"! 8-)

BTW
Juz widze jak niejaka "Opal"
z niesmakiem mysli o mnie "PYSZALEK"!!! :viva: :viva: :viva:
Pewnie nawet "termomix" jej "zazgrzyta" a "kot prycha"
no i oslawiona "miotla" pewnie "sama poleci"! :what: :hah: :hihi:
.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 22, 2009 23:29   

q.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 23:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Pią Wrz 25, 2009 19:06   

JaśniePani dziękuje za twoje posty, dużo mi dało czytanie twoich wypowiedzi.
Sylwia
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 16:32   

sylwiazłodzi napisał/a:
...dużo mi dało czytanie...Sylwia...
Sylwia, miewasz od czasu do czasu stany "depresji"? Jesli tak to co najlepiej Ciebie z "tego" leczy? 8-)
.
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 16:39   

grizzly, dlatego jestem nieobecna na forum JK a robię co innego bo jesli nawet je miewam jak piszesz to kiedyś nie chcę wylądować w szpitalu i przeporwadzam sama i z pomoca innych ludzi terapię swojego życia. Grizzly, czy ty się kiedyś "odgrizzlujesz" i napiszesz coś normalnie?

:)

A co do tego co mnie leczy? Jeszcze nie wiem, póki co dkrywam siebie przed samą sobą jak nigdy dotąd i wiem jedno: TAK MI DOBRZE I TEGO CHCĘ.

Pozdrawiam Cię,kochany misiu. :papa:
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 16:56   

sylwiazłodzi napisał/a:
...Pozdrawiam Cię,kochany misiu. :papa:...

Sylwia dziekuje za cieple slowa. 8-)

Kazdy taki gest odgania "widmo" tego co w temacie.

Moim zdaniem to "paskudztwo" jest bardziej "dokuczliwe"
od np. braku konczyn. 8-) To po prostu skutecznie zabija.

Majac predyspozycje do takich "stanow depresyjnych"
mozna zapomniec o "zdrowiu fizycznym" i "dlugim zyciu". :razz:

Dlatego "depresji" mowimy zdecydowanie NIE!!! :viva:
.
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 19:08   

grizzly napisał/a:
sylwiazłodzi napisał/a:
...Pozdrawiam Cię,kochany misiu. :papa: ...

Sylwia dziekuje za cieple slowa. 8-)

Kazdy taki gest odgania "widmo" tego co w temacie.

Moim zdaniem to "paskudztwo" jest bardziej "dokuczliwe"
od np. braku konczyn. 8-) To po prostu skutecznie zabija.

Majac predyspozycje do takich "stanow depresyjnych"
mozna zapomniec o "zdrowiu fizycznym" i "dlugim zyciu". :razz:

Dlatego "depresji" mowimy zdecydowanie NIE!!! :viva:
.


Nie chce mi się zaśmiecać tego "zgrabnego" wątku ale ja naprawdę wiem,że można się zabić ,no może prawie swoimi myślami. Jakbyś Mnie widział 3 lata temu jak siedziałam na kanapie i mówiłam na głos:mam już dość tego chorowania czuję się jakby ktos mnie truł.

Poza lekarzami oczywiście robiłam to sama swoimi myślami. Ale nie wiem dlaczego byłam tą jednostką, która gdzieś w sobie znalazła bunt, usiadła przed kompem, znalazła forum, które mi wtedy pomogło razem z lekarką wiadomą Ci również. I oto jestem. Jeszcze nie raz będzie gorzej, co nawet sama wywołuję np. jedzeniem by poczuć swój ból istniena(naprawdę doszłam i do tego!) ale będzie też coraz lepiej. Grizzly, podziękowałam Jaśnie Pani bo nieodmiennie jak ją czytałam żałowałam,że Ja znalazłam w sobie siłę na wyzdrowienie cielesne ale brak mi było wewnętrznej mądrości by lepiej mojego syna traktować od urodzenia. Za to Ją podziwiam, dlatego m.in. siebie naprawiam bo jakiś czas temu Marishka mi pomgła coś zrozumieć.

Ale nie piszę więcej bo Ty jak zwykle jakoś to "speuntujesz" po "misiowemu". :hug:

:viva:
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 19:20   

grizzly napisał/a:
sylwiazłodzi napisał/a:
...dużo mi dało czytanie...Sylwia...
Sylwia, miewasz od czasu do czasu stany "depresji"? Jesli tak to co najlepiej Ciebie z "tego" leczy? 8-)
.


Co mnie leczy? Może moje pisanie, wiersze, blog. Więcej póki co nie przyszło mi do głowy.
No i może jeszcze miękki wściekle fioletowo rózowy płaszcz z kapturem, który zakładam gdy jest chłodniej ostatnio mając "w nosie" co jest modne. Nie stosuję się póki co do świata w sprawie ubioru jeśli mogę( no bo praca i jakiś dress code obowiązuje) bo ubiór był kiedyś dla Mnie psychoterapią jak starałam się wyzwolić z myślenia,że brak jakiegoś ubrania jakie tak naprawdę bym chciała włozyć i nosić ukryje mnie przed światem bo to bzdura.

Dobra ty nie jesteś dla mnie najlepszym psyche :x terapeutą więc kończę moje wywody.

:x

:pada:
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 19:36   

sylwiazłodzi napisał/a:
No i może jeszcze miękki wściekle fioletowo rózowy płaszcz z kapturem, który zakładam gdy jest chłodniej ostatnio mając "w nosie" co jest modne.


Ja miałam kiedyś bardzo podobnie z pomarańczowym płaszczem zamszowym z lat 70-tych kupionym za absurdalnie symboliczną cenę na jakiejś "wyprzedaży majątkowej" (estate sale)... Byłam wówczas w depresji ale zauważyłam, że gdy wkładałam ten płaszcz, to czułam się pewniejsza siebie, piękniejsza, odważniejsza. W tamtym okresie zaczęłam też instynktownie zmieniać garderobę na bardziej pomarńczową, farbowałam też włosy na rudy kolor...

Oczywiście problemu to nie rozwiązało, tylko dawało chwilową namiastkę odwagi i pewności siebie. Ale powoli nauczyłam się nie uciekać od problemów, tylko nazywać rzeczy po imieniu i świadomie odbudowywać siebie.

Nadal bardzo lubię pomarańczowy, ale nie ma on już nade mną takiej "władzy" jak wtedy.

Marishka
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 19:49   

Marishka ale Ja nie zaprzeczę ,że czytałam w jakims momencie o kolorach i wpływie na człowieka. Człowiek róznymi dorgami chce się wyleczyć i poprawić. Ale jak przeczytałam o ubieraniu się w kolory jak kolory tęczy:bielizna, bluzka, spodnie, każdy z tych kolorów to no nie będę wariować na takim punkcie. To nie dla mnie póki co. A ten płaszcz wygląda dla mnie tak niesamowicie, że jak Go tylko zobaczyłam w ciuchlandzie to Go kupiłam. To chyba jedyny taki egzemplarz w Polsce. (ale nie dlatego kupuję tam ciuchy po prostu nawet używane sa z lepszych materiałów i dłużej mi służą niż nawet nowe zrobione w Polsce czy gdzieś w Chinach? Niestety angielskie metki Marks& Spencer czy inne chyba angielskie to jakościowo lepszy materiał a gdybym miała to kupić nowe to za moje 1400 zł , jeden ciuch miesięcznie? a przecież 3 lata temu musiałam wszystko kupić nowe bo schudłam o kilka rozmiarów. Zresztą nie mam z tego powdu "kaca", tak wyszło ,pracę mam taką, kiedyś może będzie lepsza, inna jak siebie ulepszę z wyższą pensją, nie to co noszę o mnie stanowi, brudna ani poszarpana nie chodzę, a czy modna? moda obecnie to już tak pojemne pojęcie...))Za mną chodziło wyobrażenie czegoś miekkiego by się w to wtulić (też psychologicznie-wiem) a o kolorach nie myslałam. A kupiłam Go już rok temu i tak stopniowo Go zakładałam, na Sylwestra by było mi ciepło, a teraz to zamiast kurtki, bo mi pasuje. A gdzieś jak widzę czarny kolor to mnie przygnębia i zdejmuję jak mi nie pasuje w połowie dnia, nawet spódnica więc... mam do tego prawo i już.
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 23:14   

Sylwiazlodzi nie powiem, ze sie ciesze, bo wolalabym tego nie przezyc, ale jednak, dobrze, ze moej wpisy jakos tam Ci pomogly. A z Twoich postow bije taki smutek.

Ja lubie sie przebierac, powiem wiecej, stroj wyraza moj nastroj, moze nawet osobowosc, jak by to powiedzial bohater Dzikosci serca. nawet kiedy smetnie snuje sie w dresie z kubkiem kawy. Generalnie lubie ciuszki i kombinowanie z moda, sprawia mi to przyjemnosc. No i z nostalgia przypominam sobie czasy LO kiedy ubieralam sie totalnie na czarno, wszystko co mialam na sobie musialam miec czarne, ciuchy, bielizna, czarny make-up, dodatki, babka od francuskiego zawsze mi mowila 'kochanie, jak ty mozesz jesc sniadanie takimi czarnymi paznokciami'.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 23:32   

Jaśnie Pani ja już pewne rzeczy po swojemu robię i akurat jak tu piszę może coś ze smutku wyszło a tak generalnie to jak u każdego różnie jest. Własnie jestem sama bo mąż jest wpracym dziecko śpi a Ja się otwieram na różne swoje sprawy. Pozdrawiam.
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
krzysztof2

Pomógł: 25 razy
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 756
Wysłany: Pon Paź 05, 2009 09:43   

WITAM :hug:

można zerknąć:
http://www.czytam.pl/k,az...artin-Paul.html

POZDRAWIAM Z ZIELONEJ GÓRY :papa:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Paź 11, 2009 16:07   

W dzisiejszej Trójkowej "Dobronocce" będzie właśnie o depresji. Gość (Mirek Słowikowski) jest generalnie w porządku, zdarzało mu się niejednokrotnie mądrze i ostro gadać, chociaż ostatnio zaczął też wpadać w bełkotliwy dobryzm. Więc trudno przewidzieć, jak potoczy się rozmowa. Ale może będzie akurat zwięźle i na temat:

http://www.polskieradio.p...ykul116662.html

Marishka

P.S. Do odsłuchania: http://www.polskieradio.p...02104021374.mp3
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Lis 20, 2009 00:53, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Lis 20, 2009 00:59   

O depresji w wielkim skrócie/uproszczeniu:

http://charaktery.eu/na-z...inach-depresji/

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lis 22, 2009 23:59   

Agata Młynarska o swojej depresji:

http://kobieta.onet.pl/wi...,relacjetv.html

Szkoda, że tak dużo czasu poświęcili gadce o lekach, no ale tego można było się spodziewać...

Marishka
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Nie Lis 29, 2009 16:24   

Nastaje chyba moda na mówienie o przeżyciach w TV i mediach. Nie krytykuję, jak ktoś chce to proszę bardzo. Oglądałam kilka dni temu wywiad Młynarskiej Pauliny z jakimś aktorem nie pamiętam nazwiska, który zdecydował się mówić, matka chora na nerki, przeszczep, ojciec picie,matka nie mogła odejść jak się wyraził ( no a wiele może- moja też nie mogła, nie umiała?) On dziecko -opiekun. Ale mnie z tym co wiem dziś m.in. dzięki M. powoduje,że ten wywiad mnie męczył. Obejrzałam bo chciałam się przekonać jak będzie. Ale ktoś zamiast tracić czas na swoje wynurzenia mógłby się zainteresować po prostu sobą, jak zrobić by mi było lepiej i iść do psychologa.

Dla mnie ten wywiad jako forma terapii dla innych to strata czasu, nic nie można się z tego dowiedzieć ani gdzie można by znaleźć pomoc, ani nic o jakieś książce. A tak słuchanie po to by wiedzieć, że ktoś czuł się tak i tak, że teraz jest trudnym partnerem to bicie piany. Młynarska też nic nie wie o tym jak rozmawiać z takimi chętnymi. Kompletna pusta pozycja w okienku.

Kurde chciałabym kiedyś dostać 1 życzenie do spełnienia od złotej rybki i zrobić wywiad z Alice Miller nawet przez tłumacza , bo nie wiem na ile zna język polski i aby puścili Go na wszystkich kanałach w polskiej TV . To by był hit. Dla mnie na pewno.

:pada:
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Gru 02, 2009 17:41   

I jeszcze jeden poglądowy artykuł na ten temat:

http://zdrowie.onet.pl/15...sychologia.html

Cytat:

Gdy światło nie rozjaśnia, a świat nie ma barw
Artur Cedro

Człowiek w depresji jest jak czarna dziura. Pochłania energię innych ludzi, próbując wypełnić próżnię, którą w sobie czuje, i zagłuszyć własną rozpacz.

O depresji słyszał chyba każdy z nas. I chyba każdy przynajmniej w przybliżeniu wie, co to słowo nazywa, w przeciwieństwie do schizofrenii, która dla wielu oznacza bliżej nieokreślone szaleństwo. W rzeczywistości jednak to nie depresja jest powszechnie znana, lecz podstawowy jej objaw – smutek. Niekiedy niesłusznie stawiamy pomiędzy nimi znak równości. Sam smutek nie zawsze przecież musi być czymś niezdrowym, patologicznym. W naturalny sposób reagujemy smutkiem, gdy wydarza się coś przykrego, gdy wszystko idzie nie po naszej myśli, gdy nasze marzenia rozmijają się z rzeczywistością, gdy myślimy o przemijaniu. Smutek jest potrzebny. Można się w nim zanurzyć, oczyścić, znaleźć ukojenie. Niekiedy zatrzymuje nas, gdy pędzimy przez życie zaślepieni egoizmem, głupotą czy nieuzasadnionym samozadowoleniem.

Smutek towarzyszący depresji jest inny. Może pojawić się nagle, bez żadnej uchwytnej przyczyny. Trwa długo i właściwie nie jest podatny na żadne zewnętrzne zmiany. Towarzyszy mu wiele innych dolegliwości. Taki smutek czyni człowieka niezdolnym do normalnego życia. Dla kogoś patrzącego z boku stan osoby pochłoniętej przez depresję bywa niezrozumiały, nieuzasadniony. A depresja jest poważną chorobą. Zdarza się, że zbiera śmiertelne żniwo. Cierpienie płynące z depresyjnego przeżywania siebie i świata popycha do samobójstwa 15-25 proc. dotkniętych nim ludzi.

Zlodowacenie emocjonalne

Typowa depresja jest dość łatwa do rozpoznania. Pojawia się obniżenie nastroju i zahamowanie lub spowolnienie normalnej aktywności psychicznej i ruchowej, a także dolegliwości somatyczne. Czasem pojawia się silny lęk, a w niektórych przypadkach także objawy psychotyczne: urojenia depresyjne, halucynacje słuchowe.

Gdy typowych objawów depresji nie ma, albo występują w niewielkim nasileniu, a pojawiają się: bezsenność, stany lękowe, natręctwa, nastawienia hipochondryczne czy uporczywe bóle głowy – to mamy do czynienia z tzw. depresją atypową bądź maskowaną (maskami są właśnie te nietypowe objawy). Często trudno ją rozpoznać. Zdarza się, że osoby dotknięte taką postacią depresji mogą być przez wiele lat leczone – oczywiście nieskutecznie – na przykład z powodu nerwicy lub bliżej nieokreślonych zaburzeń somatycznych.

Ponieważ depresja należy do zaburzeń nastroju, więc jego zmiany stanowią najbardziej typowy objaw tego cierpienia. Osoby chore na depresję przeżywają dotkliwe uczucie smutku, rozpaczy, choć mogą też odczuwać zobojętnienie lub zupełny brak uczuć nawet wobec najbliższych osób, czyli swoiste „zlodowacenie” emocjonalne. Taki stan świadczy prawdopodobnie o głębszym poziomie depresji.

W depresji człowiek ma poczucie beznadziejności własnej sytuacji i całkowitej niemożności odmiany swego losu. Chwilową ulgę przynosi płacz, choć w głębokiej depresji on również staje się niemożliwy. Chorego dręczy cierpienie, które kojarzy z samym swym istnieniem. Źródłem dotkliwego bólu psychicznego może być samo poruszanie się, wykonywanie prostych czynności, a nawet oddychanie. Towarzyszy mu też anhedonia, czyli całkowita niemożność przeżywania radości i zadowolenia, także w przyjemnych okolicznościach.

Nastrój jak reflektor oświetla rzeczywistość wokół nas. Radość „oświetla” światłem jasnym i przyjaznym, smutek to światło czarne lub co najwyżej szare. Takiej też barwy jest rzeczywistość w depresji. W tej czerni lub szarości poruszają się ludzie, jeżdżą samochody, ale kontury są rozmyte, wszystko dzieje się wolniej, w tle nie widać zieleni wiosny, nie słychać śpiewu ptaków, a dźwięki mogą sprawiać ból. Otaczający świat albo przeraża, albo jest oddalony, nierzeczywisty i obojętny. Czas zdaje się płynąć wolniej.

Gdy świat przeraża

Cierpienie depresyjne sprawia, że ktoś jeszcze wczoraj aktywny i towarzyski, zamienia się w inwalidę. Problemem jest wstanie z łóżka, zrobienie kilku kroków, umycie się, ubranie lub zaparzenie kawy. Te proste czynności pochłaniają wiele czasu i wymagają niewyobrażalnego wysiłku. Znacznie pogarsza się koncentracja uwagi i pamięć, szczególnie o bieżących wydarzeniach. Człowiek w depresji nie jest w stanie uczestniczyć w dłuższej rozmowie, nie może niczego czytać czy oglądać telewizji, odczuwa ciągłe osłabienie i zmęczenie.

Obok smutku, spowolnienia i utrudnionej komunikacji ze światem, w depresji pojawiają się też objawy świadczące o zaburzeniach funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego. To przede wszystkim kłopoty ze snem, zmiany dobowego rytmu aktywności, zaburzenia popędu płciowego i łaknienia oraz inne dolegliwości cielesne. Niektórzy autorzy sugerują, że ta właśnie grupa objawów wskazuje na depresję endogenną (wewnątrzpochodną, nieuwarunkowaną czynnikami zewnętrznymi).

Bezsenne noce i straszne poranki

Jeden z najdotkliwiej odczuwanych objawów depresji to bezsenność. Ludzie na nią cierpiący mniej śpią, budzą się bardzo wcześnie (godzina trzecia, czwarta nad ranem), nie mogą ponownie zasnąć. Czasem wydaje im się, że w ogóle nie spali w nocy. Od lekarza domagają się leków nasennych, chcą przespać koszmar. Obserwacje kliniczne wskazują jednak, że bezsenność w depresji może pełnić rolę jakiegoś wewnętrznego mechanizmu radzenia sobie z nią. Zaobserwowano bowiem, że pozbawienie snu na jedną czy dwie noce wyraźnie zmniejsza lub usuwa jej objawy. Niestety, efekt ten nie jest trwały.

Dla depresji dość typowe jest także odwrócenie dobowego rytmu aktywności. Polega to na tym, że największe nasilenie dolegliwości, a więc i najmniejszą sprawność chorzy odczuwają właśnie wtedy, gdy większość ludzi jest najbardziej aktywna, tzn. w pierwszej połowie dnia. Zdrowy człowiek z upływem dnia traci poranny zapas sił i energii, zaczyna stopniowo „wyhamowywać”, by wreszcie w godzinach popołudniowych odczuć zmęczenie, a wieczorem położyć się spać. Dla wielu osób z depresją poranki są najgorszą porą dnia. Poprawa nastroju i aktywności przychodzi dopiero po południu, a szczególnie wieczorem. Wtedy zmniejsza się też cierpienie, poprawia nastrój i aktywność, ciało zaczyna „oddychać”, znów trochę chce się żyć. Ta wieczorna poprawa powoduje, że cierpiący na depresję pragnie się nią nacieszyć, więc odwleka położenie się do łóżka, skracając w ten sposób i tak krótki, płytki sen.

Dręczący lęk i poczucie winy

Depresji towarzyszą również brak apetytu i utrata wagi. Chory nie ma ochoty na jedzenie, nawet ulubiona potrawa smakuje jak trawa. Ale też może objadać się, głównie wieczorem albo w nocy. W ten sposób stara się nieświadomie złagodzić obezwładniający go lęk.

Całości obrazu depresji dopełnia pesymistyczna ocena własnej przeszłości i teraźniejszości, brak wiary we własne możliwości, umniejszanie siebie, samooskarżanie oraz poczucie winy. Poczucie winy może mieć po części związek z rzeczywistością, gdy wynika z gorszego radzenia sobie w pracy i w domu. Bywa również całkiem absurdalne, urojeniowe, gdy chory jest przekonany, że ponosi odpowiedzialność za wszelkie nieszczęścia nękające świat.

Najbardziej dramatycznym przejawem depresji są myśli i tendencje samobójcze. Jest to utrzymujące się pragnienie śmierci, świadomego przerwania własnej egzystencji, chęć zabicia się. Chory nabiera przekonania, że samobójstwo będzie dla niego jedynym sposobem na przerwanie niemożliwego do wytrzymania bólu, na wymknięcie się z rzeczywistości, w której nie ma nadziei ani dobrych wyjść. Czasem, chcąc oszczędzić cierpień swoim bliskim, dokonuje tzw. samobójstwa rozszerzonego – pozbawia życia najpierw współmałżonka lub dzieci, a następnie siebie. Samobójstwa popełniane przez chorych na depresję często bywają dobrze zaplanowane i skuteczne.

Mózg czy urazy psychiczne?

Przyczyny większości zaburzeń psychicznych nie są w pełni poznane. Podobnie jest z depresją. Stworzono wiele teorii na temat jej pochodzenia, lecz żadna w sposób kompletny nie wyjaśnia jej istoty. W jakich kierunkach podążają poszukiwania badaczy? Wspomnieć należy o dwóch – w pewnym sensie przeciwstawnych – drogach.

Pierwszą z nich podążają ci, którzy przyczyn depresji poszukują przede wszystkim w nieprawidłowym funkcjonowaniu mózgu, a więc w czynnikach natury biologicznej. Dla nich choroba jest skutkiem zaburzeń pracy głównie dwóch układów neuroprzekaźnikowych: serotoninergicznego i noradrenergicznego. W konsekwencji leczenie depresji polega na regulacji powstałych zaburzeń poprzez podawanie leków przeciwdepresyjnych. Warto pamiętać, że depresja może towarzyszyć poważnym chorobom somatycznym, może być jednym ze skutków urazu głowy, postępującej miażdżycy naczyń ośrodkowego układu nerwowego lub wynikać ze stosowania niektórych leków przeciwnadciśnieniowych, uspokajających, nasennych, przeciwpsychotycznych czy glikokortykosteroidów.

Druga droga – psychodynamiczna – bliska jest tym naukowcom, którzy podkreślają rolę czynników natury psychologicznej w powstawaniu depresji: silnych urazów psychicznych, nierozwiązanych wewnętrznych konfliktów, pozbawienia lub udaremnienia możliwości realizacji ważnych potrzeb emocjonalnych. Szczególnie ważna byłaby utrata ważnych obiektów (ludzi, miejsc, wartości) albo udaremnienie (frustracja) osiągnięcia ważnych celów. Jeśli u podłoża zaburzenia leżą czynniki natury psychologicznej, to takie same czynniki powinny spełniać rolę leczącą. Stąd propozycje leczenia depresji przy użyciu technik psychoterapeutycznych (psychoanaliza, terapia poznawcza).

Żadna z tych koncepcji nie tłumaczy w pełni zjawiska depresji. Silne emocje mogą modyfikować przekaźnictwo chemiczne w ośrodkowym układzie nerwowym, z drugiej jednak strony nie u wszystkich osób po traumatycznych przeżyciach rozwija się depresja. Podobnie samo obniżenie nastroju, o czym już wspomniałem, nie jest zaburzeniem (przeciwnie – za nieprawidłowy uznalibyśmy jego brak, na przykład po stracie bliskiej osoby). Niepokojące staje się jego znaczne nasilenie, zbyt długi czas trwania czy dołączanie się innych objawów. Badania trwają i być może pewnego dnia otrzymamy spójny model wyjaśniający przyczyny depresji, w którym wszystkie koncepcje połączą się w jedną syntezę.

Skazany tylko na siebie

Chory na depresję jest człowiekiem samotnym. Ta samotność wydaje się podwojona, gdyż już u jej podłoża tkwi poczucie braku, utraty, wyobcowania, pogłębione później przez brak zrozumienia i odsunięcie się bliskich mu osób. Każdego dnia musi pokonywać wiele trudności, związanych nie tylko z obecnością dotkliwych objawów, ale i z wszelkimi konsekwencjami swojego stanu.

Człowiek depresyjny jest jak czarna dziura – pochłania energię innych ludzi, próbując wypełnić próżnię, którą w sobie czuje, i zagłuszyć własną rozpacz. Chce mówić o swoim cierpieniu, ale inni nie mają siły słuchać go i towarzyszyć mu. Nawet najbliżsi po pewnym czasie kapitulują i odsuwają się od niego. Nie wiedząc, co przeżywa, oskarżają go o rozczulanie się nad sobą, manipulowanie otoczeniem, lenistwo. Mówią mu, by wreszcie wziął się w garść. Dowodzą, że nie ma żadnych powodów do zmartwień. Człowiek w depresji czuje, że jest skazany tylko na siebie i na swoje siły – a tych nie ma. Wie, że nikt go nie rozumie. Zresztą, sam siebie też często nie rozumie.

Człowiek pogrążony w depresji nie jest w stanie pracować. Na początku próbuje pokonać narastającą niesprawność, ukrywa ją przed szefem i współpracownikami. Nieświadomie wyczuwa, że przerwanie pracy będzie początkiem ostatecznego poddania się. W końcu jednak załamuje się i zaczyna korzystać ze zwolnień lekarskich, z czasem coraz dłuższych. Pojawia się groźba zwolnienia z pracy.

Zagrożone staje się małżeństwo. Nie ma rozmów, nie ma wspólnego spędzania czasu, nie ma życia seksualnego. Silny i wspierający mąż staje się nagle bezradny, słaby, wymaga opieki. Dla innych członków rodziny może to być sytuacja trudna do zaakceptowania.

W podobnej sytuacji trzeba powstrzymać się od ocen i krytyki, gdyż taka postawa nie zmobilizuje chorego na depresję do większej aktywności. Zadziała raczej jak przysłowiowe dolanie oliwy do ognia – pogłębi istniejące już poczucie winy i bezwartościowości. Bardzo ważne jest udzielenie wsparcia, a jeśli zachodzi taka potrzeba – ułatwienie kontaktu z psychologiem bądź psychiatrą.

Ostatnia deska ratunku

Pojawienie się depresji u kogoś z bliskich, podobnie jak wielu innych zaburzeń psychicznych, to niewątpliwie poważna próba dla całej rodziny. Jednak w większości przypadków właściwie poprowadzone leczenie prowadzi do całkowitego ustąpienia objawów i powrotu do prawidłowego funkcjonowania.

Skuteczne leczenie depresji ważne jest również z tego powodu, że lekarze coraz częściej mówią o rosnącym podczas jej trwania niebezpieczeństwie wystąpienia choroby niedokrwiennej serca, co w konsekwencji zwiększa prawdopodobieństwo zawału. Coraz więcej dowodów świadczy też o tym, że depresja przyczynia się do wystąpienia lub zaostrzenia innych chorób somatycznych i ma wpływ na ich przebieg.

Wiedza na temat depresji i jej konsekwencji jest, niestety, nadal niewielka, nawet wśród lekarzy. Między innymi dlatego u wielu osób choroba bardzo długo pozostaje nierozpoznana albo jest źle leczona. Chory często zgłasza się do lekarza zdecydowanie zbyt późno i traktuje go jak ostatnią deskę ratunku, pokłada w nim resztki nadziei. Tymczasem bywa, że lekarz bagatelizuje problemy pacjenta, udzielając „dobrych rad” lub odwołując się do swojego doświadczenia.

Jeśli cierpienie nie złamie człowieka, może go jedynie wzmocnić. Podobnie jest z depresją. Ktoś, kto jej doświadczył, pozostanie wewnętrznie bogatszy. Będzie lepiej rozumiał ból i rozpacz drugiego człowieka. Ale czy mu pomoże, gdy spotka go na swej drodze?


Marishka
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Śro Gru 02, 2009 18:49   

Nie wiem czy to zaznaczone na czarno Marishka to znaczy,że sie z tym zgadzasz czy nie? Bo Ja na czerwono zaznaczyłam co u mnie wywołuje zniechęcenie do tego tekstu jak Go czytam.

M i T napisał/a:
I jeszcze jeden poglądowy artykuł na ten temat:

http://zdrowie.onet.pl/15...sychologia.html

Cytat:

Gdy światło nie rozjaśnia, a świat nie ma barw
Artur Cedro

Człowiek w depresji jest jak czarna dziura. Pochłania energię innych ludzi, próbując wypełnić próżnię, którą w sobie czuje, i zagłuszyć własną rozpacz.

O depresji słyszał chyba każdy z nas. I chyba każdy przynajmniej w przybliżeniu wie, co to słowo nazywa, w przeciwieństwie do schizofrenii, która dla wielu oznacza bliżej nieokreślone szaleństwo. W rzeczywistości jednak to nie depresja jest powszechnie znana, lecz podstawowy jej objaw – smutek. Niekiedy niesłusznie stawiamy pomiędzy nimi znak równości. Sam smutek nie zawsze przecież musi być czymś niezdrowym, patologicznym. W naturalny sposób reagujemy smutkiem, gdy wydarza się coś przykrego, gdy wszystko idzie nie po naszej myśli, gdy nasze marzenia rozmijają się z rzeczywistością, gdy myślimy o przemijaniu. Smutek jest potrzebny. Można się w nim zanurzyć, oczyścić, znaleźć ukojenie. Niekiedy zatrzymuje nas, gdy pędzimy przez życie zaślepieni egoizmem, głupotą czy nieuzasadnionym samozadowoleniem.

Smutek towarzyszący depresji jest inny. Może pojawić się nagle, bez żadnej uchwytnej przyczyny. Trwa długo i właściwie nie jest podatny na żadne zewnętrzne zmiany. Towarzyszy mu wiele innych dolegliwości. Taki smutek czyni człowieka niezdolnym do normalnego życia. Dla kogoś patrzącego z boku stan osoby pochłoniętej przez depresję bywa niezrozumiały, nieuzasadniony. A depresja jest poważną chorobą. Zdarza się, że zbiera śmiertelne żniwo. Cierpienie płynące z depresyjnego przeżywania siebie i świata popycha do samobójstwa 15-25 proc. dotkniętych nim ludzi.

Zlodowacenie emocjonalne

Typowa depresja jest dość łatwa do rozpoznania. Pojawia się obniżenie nastroju i zahamowanie lub spowolnienie normalnej aktywności psychicznej i ruchowej, a także dolegliwości somatyczne. Czasem pojawia się silny lęk, a w niektórych przypadkach także objawy psychotyczne: urojenia depresyjne, halucynacje słuchowe.

Gdy typowych objawów depresji nie ma, albo występują w niewielkim nasileniu, a pojawiają się: bezsenność, stany lękowe, natręctwa, nastawienia hipochondryczne czy uporczywe bóle głowy – to mamy do czynienia z tzw. depresją atypową bądź maskowaną (maskami są właśnie te nietypowe objawy). Często trudno ją rozpoznać. Zdarza się, że osoby dotknięte taką postacią depresji mogą być przez wiele lat leczone – oczywiście nieskutecznie – na przykład z powodu nerwicy lub bliżej nieokreślonych zaburzeń somatycznych.

Ponieważ depresja należy do zaburzeń nastroju, więc jego zmiany stanowią najbardziej typowy objaw tego cierpienia. Osoby chore na depresję przeżywają dotkliwe uczucie smutku, rozpaczy, choć mogą też odczuwać zobojętnienie lub zupełny brak uczuć nawet wobec najbliższych osób, czyli swoiste „zlodowacenie” emocjonalne. Taki stan świadczy prawdopodobnie o głębszym poziomie depresji.

W depresji człowiek ma poczucie beznadziejności własnej sytuacji i całkowitej niemożności odmiany swego losu. Chwilową ulgę przynosi płacz, choć w głębokiej depresji on również staje się niemożliwy. Chorego dręczy cierpienie, które kojarzy z samym swym istnieniem. Źródłem dotkliwego bólu psychicznego może być samo poruszanie się, wykonywanie prostych czynności, a nawet oddychanie. Towarzyszy mu też anhedonia, czyli całkowita niemożność przeżywania radości i zadowolenia, także w przyjemnych okolicznościach.

Nastrój jak reflektor oświetla rzeczywistość wokół nas. Radość „oświetla” światłem jasnym i przyjaznym, smutek to światło czarne lub co najwyżej szare. Takiej też barwy jest rzeczywistość w depresji. W tej czerni lub szarości poruszają się ludzie, jeżdżą samochody, ale kontury są rozmyte, wszystko dzieje się wolniej, w tle nie widać zieleni wiosny, nie słychać śpiewu ptaków, a dźwięki mogą sprawiać ból. Otaczający świat albo przeraża, albo jest oddalony, nierzeczywisty i obojętny. Czas zdaje się płynąć wolniej.

Gdy świat przeraża

Cierpienie depresyjne sprawia, że ktoś jeszcze wczoraj aktywny i towarzyski, zamienia się w inwalidę. Problemem jest wstanie z łóżka, zrobienie kilku kroków, umycie się, ubranie lub zaparzenie kawy. Te proste czynności pochłaniają wiele czasu i wymagają niewyobrażalnego wysiłku. Znacznie pogarsza się koncentracja uwagi i pamięć, szczególnie o bieżących wydarzeniach. Człowiek w depresji nie jest w stanie uczestniczyć w dłuższej rozmowie, nie może niczego czytać czy oglądać telewizji, odczuwa ciągłe osłabienie i zmęczenie.

Obok smutku, spowolnienia i utrudnionej komunikacji ze światem, w depresji pojawiają się też objawy świadczące o zaburzeniach funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego. To przede wszystkim kłopoty ze snem, zmiany dobowego rytmu aktywności, zaburzenia popędu płciowego i łaknienia oraz inne dolegliwości cielesne. Niektórzy autorzy sugerują, że ta właśnie grupa objawów wskazuje na depresję endogenną (wewnątrzpochodną, nieuwarunkowaną czynnikami zewnętrznymi).

Bezsenne noce i straszne poranki

Jeden z najdotkliwiej odczuwanych objawów depresji to bezsenność. Ludzie na nią cierpiący mniej śpią, budzą się bardzo wcześnie (godzina trzecia, czwarta nad ranem), nie mogą ponownie zasnąć. Czasem wydaje im się, że w ogóle nie spali w nocy. Od lekarza domagają się leków nasennych, chcą przespać koszmar. Obserwacje kliniczne wskazują jednak, że bezsenność w depresji może pełnić rolę jakiegoś wewnętrznego mechanizmu radzenia sobie z nią. Zaobserwowano bowiem, że pozbawienie snu na jedną czy dwie noce wyraźnie zmniejsza lub usuwa jej objawy. Niestety, efekt ten nie jest trwały.

Dla depresji dość typowe jest także odwrócenie dobowego rytmu aktywności. Polega to na tym, że największe nasilenie dolegliwości, a więc i najmniejszą sprawność chorzy odczuwają właśnie wtedy, gdy większość ludzi jest najbardziej aktywna, tzn. w pierwszej połowie dnia. Zdrowy człowiek z upływem dnia traci poranny zapas sił i energii, zaczyna stopniowo „wyhamowywać”, by wreszcie w godzinach popołudniowych odczuć zmęczenie, a wieczorem położyć się spać. Dla wielu osób z depresją poranki są najgorszą porą dnia. Poprawa nastroju i aktywności przychodzi dopiero po południu, a szczególnie wieczorem. Wtedy zmniejsza się też cierpienie, poprawia nastrój i aktywność, ciało zaczyna „oddychać”, znów trochę chce się żyć. Ta wieczorna poprawa powoduje, że cierpiący na depresję pragnie się nią nacieszyć, więc odwleka położenie się do łóżka, skracając w ten sposób i tak krótki, płytki sen.

Dręczący lęk i poczucie winy

Depresji towarzyszą również brak apetytu i utrata wagi. Chory nie ma ochoty na jedzenie, nawet ulubiona potrawa smakuje jak trawa. Ale też może objadać się, głównie wieczorem albo w nocy. W ten sposób stara się nieświadomie złagodzić obezwładniający go lęk.

Całości obrazu depresji dopełnia pesymistyczna ocena własnej przeszłości i teraźniejszości, brak wiary we własne możliwości, umniejszanie siebie, samooskarżanie oraz poczucie winy. Poczucie winy może mieć po części związek z rzeczywistością, gdy wynika z gorszego radzenia sobie w pracy i w domu. Bywa również całkiem absurdalne, urojeniowe, gdy chory jest przekonany, że ponosi odpowiedzialność za wszelkie nieszczęścia nękające świat.

Najbardziej dramatycznym przejawem depresji są myśli i tendencje samobójcze. Jest to utrzymujące się pragnienie śmierci, świadomego przerwania własnej egzystencji, chęć zabicia się. Chory nabiera przekonania, że samobójstwo będzie dla niego jedynym sposobem na przerwanie niemożliwego do wytrzymania bólu, na wymknięcie się z rzeczywistości, w której nie ma nadziei ani dobrych wyjść. Czasem, chcąc oszczędzić cierpień swoim bliskim, dokonuje tzw. samobójstwa rozszerzonego – pozbawia życia najpierw współmałżonka lub dzieci, a następnie siebie. Samobójstwa popełniane przez chorych na depresję często bywają dobrze zaplanowane i skuteczne.

Mózg czy urazy psychiczne?

Przyczyny większości zaburzeń psychicznych nie są w pełni poznane. Podobnie jest z depresją. Stworzono wiele teorii na temat jej pochodzenia, lecz żadna w sposób kompletny nie wyjaśnia jej istoty. W jakich kierunkach podążają poszukiwania badaczy? Wspomnieć należy o dwóch – w pewnym sensie przeciwstawnych – drogach.

Pierwszą z nich podążają ci, którzy przyczyn depresji poszukują przede wszystkim w nieprawidłowym funkcjonowaniu mózgu, a więc w czynnikach natury biologicznej. Dla nich choroba jest skutkiem zaburzeń pracy głównie dwóch układów neuroprzekaźnikowych: serotoninergicznego i noradrenergicznego. W konsekwencji leczenie depresji polega na regulacji powstałych zaburzeń poprzez podawanie leków przeciwdepresyjnych. Warto pamiętać, że depresja może towarzyszyć poważnym chorobom somatycznym, może być jednym ze skutków urazu głowy, postępującej miażdżycy naczyń ośrodkowego układu nerwowego lub wynikać ze stosowania niektórych leków przeciwnadciśnieniowych, uspokajających, nasennych, przeciwpsychotycznych czy glikokortykosteroidów.

Druga droga – psychodynamiczna – bliska jest tym naukowcom, którzy podkreślają rolę czynników natury psychologicznej w powstawaniu depresji: silnych urazów psychicznych, nierozwiązanych wewnętrznych konfliktów, pozbawienia lub udaremnienia możliwości realizacji ważnych potrzeb emocjonalnych. Szczególnie ważna byłaby utrata ważnych obiektów (ludzi, miejsc, wartości) albo udaremnienie (frustracja) osiągnięcia ważnych celów. Jeśli u podłoża zaburzenia leżą czynniki natury psychologicznej, to takie same czynniki powinny spełniać rolę leczącą. Stąd propozycje leczenia depresji przy użyciu technik psychoterapeutycznych (psychoanaliza, terapia poznawcza).

Żadna z tych koncepcji nie tłumaczy w pełni zjawiska depresji. Silne emocje mogą modyfikować przekaźnictwo chemiczne w ośrodkowym układzie nerwowym, z drugiej jednak strony nie u wszystkich osób po traumatycznych przeżyciach rozwija się depresja. Podobnie samo obniżenie nastroju, o czym już wspomniałem, nie jest zaburzeniem (przeciwnie – za nieprawidłowy uznalibyśmy jego brak, na przykład po stracie bliskiej osoby). Niepokojące staje się jego znaczne nasilenie, zbyt długi czas trwania czy dołączanie się innych objawów. Badania trwają i być może pewnego dnia otrzymamy spójny model wyjaśniający przyczyny depresji, w którym wszystkie koncepcje połączą się w jedną syntezę.

Skazany tylko na siebie

Chory na depresję jest człowiekiem samotnym. Ta samotność wydaje się podwojona, gdyż już u jej podłoża tkwi poczucie braku, utraty, wyobcowania, pogłębione później przez brak zrozumienia i odsunięcie się bliskich mu osób. Każdego dnia musi pokonywać wiele trudności, związanych nie tylko z obecnością dotkliwych objawów, ale i z wszelkimi konsekwencjami swojego stanu.

Człowiek depresyjny jest jak czarna dziura – pochłania energię innych ludzi, próbując wypełnić próżnię, którą w sobie czuje, i zagłuszyć własną rozpacz. Chce mówić o swoim cierpieniu, ale inni nie mają siły słuchać go i towarzyszyć mu. Nawet najbliżsi po pewnym czasie kapitulują i odsuwają się od niego. Nie wiedząc, co przeżywa, oskarżają go o rozczulanie się nad sobą, manipulowanie otoczeniem, lenistwo. Mówią mu, by wreszcie wziął się w garść. Dowodzą, że nie ma żadnych powodów do zmartwień. Człowiek w depresji czuje, że jest skazany tylko na siebie i na swoje siły – a tych nie ma. Wie, że nikt go nie rozumie. Zresztą, sam siebie też często nie rozumie.

Człowiek pogrążony w depresji nie jest w stanie pracować. Na początku próbuje pokonać narastającą niesprawność, ukrywa ją przed szefem i współpracownikami. Nieświadomie wyczuwa, że przerwanie pracy będzie początkiem ostatecznego poddania się. W końcu jednak załamuje się i zaczyna korzystać ze zwolnień lekarskich, z czasem coraz dłuższych. Pojawia się groźba zwolnienia z pracy.

Zagrożone staje się małżeństwo. Nie ma rozmów, nie ma wspólnego spędzania czasu, nie ma życia seksualnego. Silny i wspierający mąż staje się nagle bezradny, słaby, wymaga opieki. Dla innych członków rodziny może to być sytuacja trudna do zaakceptowania.

W podobnej sytuacji trzeba powstrzymać się od ocen i krytyki, gdyż taka postawa nie zmobilizuje chorego na depresję do większej aktywności. Zadziała raczej jak przysłowiowe dolanie oliwy do ognia – pogłębi istniejące już poczucie winy i bezwartościowości. Bardzo ważne jest udzielenie wsparcia, a jeśli zachodzi taka potrzeba – ułatwienie kontaktu z psychologiem bądź psychiatrą.

Ostatnia deska ratunku

Pojawienie się depresji u kogoś z bliskich, podobnie jak wielu innych zaburzeń psychicznych, to niewątpliwie poważna próba dla całej rodziny. Jednak w większości przypadków właściwie poprowadzone leczenie prowadzi do całkowitego ustąpienia objawów i powrotu do prawidłowego funkcjonowania.

Skuteczne leczenie depresji ważne jest również z tego powodu, że lekarze coraz częściej mówią o rosnącym podczas jej trwania niebezpieczeństwie wystąpienia choroby niedokrwiennej serca, co w konsekwencji zwiększa prawdopodobieństwo zawału. Coraz więcej dowodów świadczy też o tym, że depresja przyczynia się do wystąpienia lub zaostrzenia innych chorób somatycznych i ma wpływ na ich przebieg.

Wiedza na temat depresji i jej konsekwencji jest, niestety, nadal niewielka, nawet wśród lekarzy. Między innymi dlatego u wielu osób choroba bardzo długo pozostaje nierozpoznana albo jest źle leczona. Chory często zgłasza się do lekarza zdecydowanie zbyt późno i traktuje go jak ostatnią deskę ratunku, pokłada w nim resztki nadziei. Tymczasem bywa, że lekarz bagatelizuje problemy pacjenta, udzielając „dobrych rad” lub odwołując się do swojego doświadczenia.

Jeśli cierpienie nie złamie człowieka, może go jedynie wzmocnić. Podobnie jest z depresją. Ktoś, kto jej doświadczył, pozostanie wewnętrznie bogatszy. Będzie lepiej rozumiał ból i rozpacz drugiego człowieka. Ale czy mu pomoże, gdy spotka go na swej drodze?


Marishka


zlodowacenie emocjonalne-przecież można byc takim i nie być w depresji, można mieć tysiące znajomych, przyjaciół, mężczyzn, kobiet w zalezności od płci i orientacji seksualnej a nikomu nie pokazywac co czujemy w środku. Mozna mówic komuś, że się Go kocha a w środku czuć ,że to nie do końca jest to czujemy.
Jeśli cierpienie nie złamie człowieka - dobrze,że napisał to jeśli autor tekstu. A nawet z tym słowem jesli- czy może wzmocnić? może niektórzy żyją z depresją ale całe zycie z Nia walczą, albo żyja na "pół gwizdka"? W ogóle to ten artykuł dla Mnie chciał pokazać dwie strony przeciwne ale jakoś Mnie takie postawienie sprawy nie pasuje. Załatwia się takimi tekstami coś " na chwilę".
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Gru 02, 2009 21:35   

sylwiazłodzi napisał/a:
zlodowacenie emocjonalne-przecież można byc takim i nie być w depresji, można mieć tysiące znajomych, przyjaciół, mężczyzn, kobiet w zalezności od płci i orientacji seksualnej a nikomu nie pokazywac co czujemy w środku. Mozna mówic komuś, że się Go kocha a w środku czuć ,że to nie do końca jest to czujemy.


Oczywiście. Przecież to "zlodowacenie" nie zostało przedstawione jako jedyna cecha osób cierpiących na depresję. Ale jest dość charakterystyczna, bo łącząca się też z takim zaniedbywaniem siebie i zwykłych czynności codziennych o których mowa jest dalej w artykule.

Jasne, że można być osobą oziębłą emocjonalnie nie będąc przy tym w depresji. Temu nikt nie zaprzecza. Taka oziębłość wynika z dzieciństwa i tego w jaki sposób nauczyliśmy się radzić sobie z uczuciami (m.in. czy wolno nam było je swobodnie wyrażać). Z tej niemożności adekwatnego rozpoznawania i wyrażania uczuć jedna osoba rozwinie depresje, druga astmę, trzecia nerwicę, czwarta rzs, a inna jeszcze jakiś inny SYMPTOM.

Generalnie uważam, że depresja ma swoje źródło w niemożności bycia sobą, w staraniu się dopasować do jakiegoś narzuconego (z zewnątrz) obrazu kim mamy być. Ponieważ jest to zazwyczaj sprzeczne z naszymi prawdziwymi potrzebami/pragnieniami/możliwościami, to powstaje nieznośne "pęknięcie" (albo "konflikt wewnętrzny" jak to niektórzy fachowcy określają). Im bardziej staramy się dostosować do tego nierealnego obrazu, tym bardziej czujemy, że jest to nieosiągalne. Czujemy się nic nie warci, winni, etc. Najczęściej zaczyna się to w dzieciństwie, kiedy dziecko nie może mieć własnych uczuć, własnych potrzeb i marzeń, a musi dostosować się do rodziców, spełniać ich oczekiwania, tłumić swoje uczucia.

Tak to widzę (w wielkim skrócie, bo już dużo na ten temat pisałam wcześniej w tym wątku) m.in. na podstawie własnych doświadczeń z depresją.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Gru 27, 2009 22:12   

"Małżeństwo zapobiega depresji", ok, ale nie można pisać tak ogólnikowych artykułów, bo przeciętny czytelnik pomyśli, że jakiekolwiek małżeństwo jest lepsze niż singlostwo. Nie ma ani słowa o tym, że małżeństwo z osobą toksyczną może doprowadzić do depresji i "nadużywania różnych substancji", a takie przykłady przecież zna prawie każdy z nas. Tak się robi wodę z mózgu przez stosowanie półprawd i niedopowiedzeń. Czyli "omletowa" psychopapka:

http://portalwiedzy.onet....10491,info.html

Cytat:

Małżeństwo zapobiega depresji
PAP / 2009-12-27

Małżeństwo to samo zdrowie - zmniejsza ryzyko depresji i stanów lękowych. Gdy się jednak kończy, problemy ze zdrowiem psychicznym mogą uderzyć ze zdwojoną siłą - informuje pismo "Psychological Medicine".

Oboje małżonkowie (a nie tylko kobiety, jak sugerowały wcześniejsze badania) zyskują na psychicznym zdrowiu w porównaniu z osobami nie będącymi w sformalizowanym związku - twierdzi psycholog kliniczna Kate Scott z nowozelandzkiego University of Otago po analizie danych niemal 34,5 tys. osób z 15 krajów - uczestników trwającego dziesięć lat badania Światowej Organizacji Zdrowia. Stan małżonków porównywano ze zdrowiem osób stanu wolnego oraz owdowiałych.

Jeśli już w małżeństwie zdarza się depresja, to rzadziej dotyczy ona mężczyzn - zaobserwowała Scott. Badaczka wiąże to z tradycyjnym podziałem ról w rodzinie. Natomiast według WHO, im kobiety są lepiej wykształcone, tym rzadsze jest wśród nich to zaburzenie.

Małżeństwo zmniejsza również ryzyko związane z nadużywaniem różnych substancji, choć zasada ta dotyczy bardziej kobiet, niż mężczyzn. Zdaniem Scott, ten wyraźny brak symetrii można tłumaczyć tym, że w większości związków to najczęściej kobiety zajmują się dziećmi.

Małżeństwo jest "zdrowe", dopóki trwa. Jego koniec oznacza także koniec "osłonowego" działania na psychikę. Gdy separacja, rozwód albo śmierć jednego z małżonków kładzie małżeństwu kres, wówczas rośnie ryzyko zaburzeń zdrowia psychicznego. Paniom grozi bardziej ucieczka w nałogi, panom - depresja.

"Nasze badanie wskazuje na to, że zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn, związek małżeński jest korzystny dla psychiki. Cierpienie oraz zmiany związane z końcem związku mogą jedna sprawić, że ludzie stają się bardziej podatni na rozwój zaburzeń psychicznych" - tłumaczy autorka badań.


Marishka
 
     
ashkar
[Usunięty]

Wysłany: Nie Gru 27, 2009 22:34   

sylwiazłodzi napisał/a:

zlodowacenie emocjonalne-przecież można byc takim i nie być w depresji, można mieć tysiące znajomych, przyjaciół, mężczyzn, kobiet w zalezności od płci i orientacji seksualnej a nikomu nie pokazywac co czujemy w środku. Mozna mówic komuś, że się Go kocha a w środku czuć ,że to nie do końca jest to czujemy.
Jeśli cierpienie nie złamie człowieka - dobrze,że napisał to jeśli autor tekstu. A nawet z tym słowem jesli- czy może wzmocnić? może niektórzy żyją z depresją ale całe zycie z Nia walczą, albo żyja na "pół gwizdka"? W ogóle to ten artykuł dla Mnie chciał pokazać dwie strony przeciwne ale jakoś Mnie takie postawienie sprawy nie pasuje. Załatwia się takimi tekstami coś " na chwilę".


Te wszystkie teksty niestety nie są obliczone na jakąkolwiek pomoc ludziom czy rozwiązywanie problemów. Wręcz mają na celu zaciemnianie.

Bardzo słusznie zauważyłaś tutaj delikatnie mówiąc niedociągnięcia.

Powiem więcej osoba oziębła to osoba psychopatyczna, czyli psychiczna. natomiast co do depresji, jeżeli też można o tym w ogóle mówić w takim kontekście, bowiem depresja to zwyczajowo stan przygnębienia ale nie permanentny. No więc jeżeli ktoś ma permanentnego doła to wynika to ze stanu zdrowia i z psychiką ma niewiele wspólnego o tyle o ile psychika potrzebna jest do działania, chociażby do tego aby szukać pomocyi lekarstwa.

Zmierzam do tego że psychologia to w gruncie rzeczy szarlataneria i może wbrew pozorom bardzo zaszkodzić. Już to ze względu na przypisywanie wszystkim problemu źródeł w psychice, juz to ze względu na łądowanie wszsytkiego do jednego wora i już to na fakt mechanicznego podejścia do problemów. Co właśnie w dużej mierze prowadzi do odczłowieczenia i wyprania z uczuć, a więc do oziębłości.

Jeżeli ma się problem emocjonalny, z kimś w rodzinie to najlepiej się modlić, natomiast kiedy się ma problem ze zdrowiem to trzeba niestety ale szukać rozwiązania w drodze do zdrowia.

Reszta to zbędna paplanina, w której lubują się ludzie których psychika mocno szwankuje i wciąż muszą się pilnować. Z tym że oni popełniają właśnie ten wieczny bład, gdyby bowiem swoje prośby skierowali do Boga to by sobie w końcu z tym poradzili.

Co się narodziło z ducha, duchem jest. A co się narodziło z ciała ciałem jest.
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Nie Gru 27, 2009 23:41   

a czasami najśmieszniejsze jest to co przydarza się Mnie samej,
bo wychodząc z każdego poza pierwszym spotkaniem z terapeutą przeraża mnie jakieś jego słowo, słowa i cały czas się zastanawiam czy to ze Mną jest coś nie tak? czy może jednak z Nim? bo Ja jak umiem szukam pomocy a On niestety jak umie tę pomoc oferuje i co jest straszniejsze?
Bo czy dobry terapeuta w reakcji na moje słowa może powiedzieć: ale Pani nie ma depresji!

No fajnie tylko dlaczego Ja mam wątpliwości? słysząc te słowa. Ze strachu? Czy gram silną a chciałabym się uwieśić na Jego ramieniu i wyryczeć i wyzłościć i unicestwić wszystko wokół siebie a siedzę tylko i mówię. Czy dlatego, że nie mam ochoty mimo tego, że gdzieś mi On jako terapeuta nie pasuje póki co Go nie zmieniać!. Kogo wpędzam do lochu siebie czy Jegomyśląc o Nim ,że jest złym terapeutą. Na przekór komu, czemu? i co włąsciwie oznacza dla tych co leczą słowo depresja? Mam wrażenie, że naukę i wiedzę do czegoś się nagina jak dietę z piramidy żywienia i to co mówi większość wobec tego co Ja już wiem o jedzeniu. Czuję się pod czyimś dyktandem, wyobrażeniem, czyimś kierunkiem, wkurza Mnie to a jednocześnie prowokuje do pytań i analizowania siebie. Gdzieś przeczytałam ciekawe słowa:, że pyta się Nas o uczucia jakby zakazując myśleć a przecież by cos poczuć o czym nie wiemy musimy to też przemyśleć, wyciągnąć wnioski by zmienić swoje postepowanie, uczucia na jakąś sytuację impuls, wydarzenie, osobę.

Definicje o sobie w psychiatri zaczynam odbierać jak BTW Kwaśniewskiego. Inni twierdzą, że rozumieją i też ma to Mi pomóc a Ja nie rozumiem, wkurza Mnie to i dopiero ktoś kto chce mówić do Mnie " po mojemu" jak dr.Witoszek uczy Mnie, że można znaleźć swój sposób. Ale mnie się nie chce przechodzić przez 10 terapeutów, nie wyobrażam sobie czemu miałoby służyć gadanie tego samego co na 1 spotkaniu jeszcze 10 razy każdemu nowemu skoro Ja już nie będę tą samą osobą, nie wierzę, że nie będę inna. Kazde słowo, opowiadanie , które już na głos wypowiedziałam Mnie zmieniło. Każdy kolejny terapeuta zobaczy coś innego we Mnie , więc skąd będzie On/a wiedzieć jaką część Mnie już poprzedni wyleczył, pomógł mi itp...

Wiem, że naukowa psychologia i psychiatria powinny Mi pomóc ale Mi jakoś z tym wszystkim "nie po drodze". Znów dochodzę do wniosku,że sama z książką się czuję lepiej i tym co książka mi daje. Tak, wiem uciekam od ludzi, od ich ocen, jak mnie widzą, interakcji. Sorry, bo jak się rozpiszę to wyjdzie jednak, że pewnie niewiele Mi brakuje do depresji-skoro to stan przejściowy z górami i dołkami a Ja tak mam czasami tak, czasami inaczej.
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sty 30, 2010 15:10   

Ci, co chcą poprawić sobie depresyjny nastrój zakupocholizmem, niech lepiej uważają:

http://zdrowie.onet.pl/15...iekawostki.html

Cytat:

Robiąc zakupy możesz nabawić się depresji

Zbyt duży wybór podczas zakupów może wywołać uczucie niepewności i przygnębienia, twierdzą amerykańscy psychologowie.

Za każdym razem, kiedy wybieramy jeden spośród wielu produktów, zaczynamy martwić się, że popełniliśmy błąd. Towarzyszące podjęciu decyzji przygnębienie jest tym większe, im większa była liczba możliwości wyboru.

Zdaniem badaczy, nagminna konieczność stawania przed kolejnymi wyborami w codziennym życiu – nie tylko podczas zakupów, ale również w innych zwyczajnych czynnościach – może stać się przyczyną depresji.


:faint:

Marishka
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Sob Sty 30, 2010 19:52   

taaaak?
a ja wlasnie wrocilam z szoppingow, i juz mi lepiej zdecydowanie
tak sie wkrecilam, ze zamkneli mi market, i nie bede miala co jesc w tym tygodniu :foch:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sty 30, 2010 20:00   

A może coś w tym jednak jest?

Pomijając lęk przed tym, że trafiam do marketu akurat gdy CIA ma w planie wypieprzyć w powietrze połowę galerii handlowej i obarczyć tym np. swoich wychowanków, czyli Al-Kaidę, to gdy widzę monstrualną ilość towaru i jeszcze więcej ludzi, to jednak po pewnym czasie mózg mi się lasuje. Wolę malutkie, doskonale zaopatrzone i wyspecjalizowane sklepiki z dzwonkiem nad drzwiami i szeroko uśmiechniętą, doskonale zorientowaną starszą lub w średnim wieku panią/panem za ladą.

Nie umiem powiedzieć, co powoduje, że ogrom towaru przy jednoczesnej wiedzy, co konkretnie pragnę nabyć, powoduje lekką obsuwkę klimatu.

Ale żeby od razu depresyjny nastrój? Co za koły!

Tomek
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Sob Sty 30, 2010 20:14   

A noooo, ja tez nie znosze tak zwanych "domow handlowych", zwlaszcza ze w jednym przez jakis czas pracowalam w weekendy w czasie studiow, i strasznie depresyjnie na mnie dzialalo tamto miejsce, nie przesadzam - mialam mega dola jak musialam isc do pracy. Wiele rzeczy sie to skladalo: brak naturalnego swiatla, ludzie ktorzy tam pracowali, musztra, korporacyjnosc, drastyczny konsumpcjonizm, dlugo by wymieniac... :razz:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 02, 2010 18:43   

Masz deprechę? Zjedz se banana. A najlepiej 10 bananów :what: :faint: :

http://www.medonet.pl/zdr...l#czytaj-wiecej

Cytat:

Szczęście tryska z banana

Odpowiednie żywienie może poprawiać nastrój, tłumić lęki i niepokoje i polepszać koncentrację oraz wpływać na pamięć.

Zdrowie stanowi jeden z najważniejszych czynników warunkujących harmonijny rozwój człowieka, jego rolę w społeczeństwie, zdolność wykonywania ważnych zadań i osiąganie zamierzonych celów. Nie od dziś naukowcy i lekarze przekonują nas, że sposób odżywiania ma ogromny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Bez wątpienia dawni lekarze stosowali odpowiednie żywienie jako jedną z metod leczenia. W starożytnym Egipcie Pliniusz twierdził, że spożywanie surowej kapusty może leczyć 87 chorób, początkowo zresztą kapustę uprawiano do celów leczniczych. Znano także lecznicze działanie cebuli i czosnku.

Najnowsze badania wykazują, że określone pokarmy mogą nas utrzymać w zdrowiu i pełni energii, pozwalają uniknąć wielu drobnych kłopotów ze zdrowiem, jak również zapobiegać wielu poważnym chorobom. Odpowiednie żywienie może poprawiać nastrój, tłumić lęki i niepokoje i polepszać koncentrację wpływać na pamięć. Nikt obecnie nie zaprzecza, że dieta jest jednym z fundamentalnych sposobów leczenia różnych chorób. Żywność może mieć właściwości przeciwkrzepliwe, przeciwdepresyjne, przeczyszczające, antybiotykopodobne, moczopędne, przeciwkaszlowe. Wiele z obecnie używanych leków zostało uzyskanych z roślin, w których występują tysiące substancji czynnych wpływających na nasz organizm. O tym, że surowe warzywa dostarczają nam witamin wie zapewne każdy z nas, ale istnieją także owoce, które mogą nam pomóc w walce z tak ciężkim schorzeniem jakim jest depresja. Banan jest jedynym owocem zawierającym tryptofan, aminokwas wymagany przez organizm do produkcji serotoniny (5-HT; 5-hydroksytryptamina).

Po stosunkowo nieskomplikowanym (oraz miłym) procesie, jakim jest zjedzenie banana następuje cały szereg biochemicznych przemian doprowadzających do powstania 5-HT. W ośrodkowym układzie nerwowym zwierząt i człowieka serotonina pełni rolę neuroprzekaźnika. Bierze udział w regulacji wielu istotnych funkcji fizjologicznych, takich jak stany emocjonalne, sen, pamięć, ból, pobieranie pokarmu, zachowanie seksualne, procesy termoregulacyjne, krążenie krwi, praca serca oraz napięcie mięśni gładkich. Jej niedobór może być przyczyną bardzo poważnych zaburzeń psychicznych, takich jak bezsenność, stany lękowe, czy też depresja.

Mimo prawie 30 lat badań stosowane w psychiatrii leki przeciwdepresyjne są skuteczne tylko u części pacjentów, wymagają długotrwałego podawania, powodują szereg uciążliwych (a czasem niebezpiecznych dla zdrowia) efektów ubocznych i nie zawsze doprowadzają do całkowitego wyleczenia. Tak więc na pewno lepiej dla nas będzie nie mieć z tymi lekami styczności. Zjedzenie 10 bananów dostarcza około 100 mg 5-HTP co znacząco podnosi poziom 5-HT w mózgu, według wyżej przedstawionych faktów może nas to chronić przed popadnięciem w depresję. Oprócz tryptofanu każde 100 g bananów dostarcza organizmowi prawie 400 mg potasu, który odgrywa bardzo ważną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu mięśni jak również w utrzymaniu równowagi elektrolitycznej ciała. Banany są jednymi z nielicznych owoców zawierających 6 głównych grup witamin, w tym witaminy A, C i B6. Zawierają przeszło 3 razy więcej wielocukrów niż inne owoce. Średniej wielkości banan posiada około 130 kalorii tj. około jedną kalorię na gram. Banany są polecane jako jedne z najbardziej lekkostrawnych owoców o małej zawartości tłuszczu i sodu. Przeciętny Australijczyk je około 20 kg bananów każdego roku tj. około 30 metrów tego owocu. Nie popadajmy więc w depresję i gdy jest nam źle i smutno sięgnijmy po banana.

Dr n. med. Krzysztof Tokarski, pracownik Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie


Panu dr n. med. Krzysztofowi Tokarskiemu, pracownikowi Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie serdecznie dziękuje przemysł bananowy oraz wszystkie szczęśliwe małpy tego świata.

:roll:

Marishka

P.S. Kangur i Syriusz, przyznajcie się, ile metrów banana zjedliście w ub. roku i jak ten pokarm wpłynął na Wasze "szczęśliwsiejsze" postrzeganie świata? :-D
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Mar 02, 2010 19:38   

M i T napisał/a:
Masz deprechę? Zjedz se banana. A najlepiej 10 bananów :what: :faint: :
P.S. Kangur i Syriusz, przyznajcie się, ile metrów banana zjedliście w ub. roku i jak ten pokarm wpłynął na Wasze "szczęśliwsiejsze" postrzeganie świata? :-D

Musze miec wielka depreche, bo jadam 0 (zero) metrow banana rocznie.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Mar 02, 2010 19:59   

banana sie dostaje a nie je.... :shoot:
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Wto Mar 02, 2010 20:31   

żeby były zdrowe kości pić mleko 3 szklanki dziennie!
czekolada, banany na poprawę nastroju etc.

Oglądam podobne programy zagraniczne w TVN Style i Polsat albo ich polskie wersje i się dziwię niezmiernie nadal, że to funkcjonuje wciąż i wciąż. Ostatnio Mnie rozwaliła sałatka z samych węgli bez grama tłuszczu tylko z łyżką octu balsamicznego i innych przypraw do smaku a jednym z dodatków były kiełki. Ja już bym tego nie przełknęła. To wolę zjeść 2 banany jak już jestem w miejscu gdzie nic innego pod ręką nie mam. Dziś do tego był jeszcze kabanos. :)

A co do depresji aby było w temacie: oglądaliście?
Depresja w TVP Kultura -6 części

http://www.youtube.com/wa...feature=related
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Mar 02, 2010 22:38   

Gratulacje dla oglądających TVNy i łykających wszystko co oni tam powiedzą i nakażą.

Głupi i tak sam zawsze zrobi sobie krzywdę. Więc TVN jest jakby usprawiedliwiony.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Mar 02, 2010 22:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Mar 31, 2010 20:10   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Pią Kwi 09, 2010 08:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Mar 31, 2010 22:10   

witam,
przepraszam, dopiero teraz skojarzyłem, ze spod nicku MiT piszą dwie osoby różnej płci :)
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 01, 2010 09:15   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Pią Kwi 09, 2010 08:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Kwi 01, 2010 13:24   

DonCicio napisał/a:
Ale to "mnie nie rusza". Przerobiłem w 3 lata całą swoją historię, dotarłem do wypartych wspomnień - choćby właśnie tych "ściennych lotów". Ale nie mogę nad sobą zapłakać, nie umiem, zmuszam się czasem, ale nie idzie..


Sam sobie znakomicie odpowiedziałeś, podając fundamentalną przyczynę utrzymującego sie stanu rzeczy. Jeśli "nie rusza", znaczy to emocjonalne oderwanie od siebie z tamtych czasów. Klasyczny przykład rozkminki tylko na poziomie intelektualnym, natomiast sfera emocji jest zamrożona.
Prawda jest niemiłosiernie brutalna. Jeśli tego emocjonalnie nie odrobisz, nie zaznasz żadnej poprawy. Na dodatek, w pojedynkę, bez udziału autentycznie zaangażowanej, współczującej osoby, to wysiłek wręcz tytaniczny. Nie znam przypadku, by ktoś sam się wygrzebał.
Oczywiście, są mechanizmy obronne, tyle że to coś w rodzaju zażycia piguły na bolącą głowę.

Tomek
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Czw Kwi 01, 2010 20:45   

M i T napisał/a:
DonCicio napisał/a:
Ale to "mnie nie rusza". Przerobiłem w 3 lata całą swoją historię, dotarłem do wypartych wspomnień - choćby właśnie tych "ściennych lotów". Ale nie mogę nad sobą zapłakać, nie umiem, zmuszam się czasem, ale nie idzie..


Sam sobie znakomicie odpowiedziałeś, podając fundamentalną przyczynę utrzymującego sie stanu rzeczy. Jeśli "nie rusza", znaczy to emocjonalne oderwanie od siebie z tamtych czasów. Klasyczny przykład rozkminki tylko na poziomie intelektualnym, natomiast sfera emocji jest zamrożona.
Prawda jest niemiłosiernie brutalna. Jeśli tego emocjonalnie nie odrobisz, nie zaznasz żadnej poprawy. Na dodatek, w pojedynkę, bez udziału autentycznie zaangażowanej, współczującej osoby, to wysiłek wręcz tytaniczny. Nie znam przypadku, by ktoś sam się wygrzebał.
Oczywiście, są mechanizmy obronne, tyle że to coś w rodzaju zażycia piguły na bolącą głowę.

Tomek

Te przypadki to widziane z kabiny projekcyjnej, Panie Ekspercie? Co za bufonada.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 20:05   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Sob Kwi 10, 2010 00:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 21:01   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:14, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 21:38   

Don Ciccio, sfera którą poruszasz może wg. mnie dotyczyć zbyt silnego wyparcia co może być wprost proporcjonalne do natężenia, z jakim odczułeś krzywdę wtedy - nie teraz, nie dziś - bo wielu gada, że np. lanie uczyniło z nich lepszych ludzi. Doskonale znam takie osoby. Przed nimi trzeba okopywać się mentalną fosą.

Jaśniej w temacie samodzielności dochodzenia do siebie?

Jeszcze raz: nie znam osobiście ani jednej osoby, która samotnie potrafiła dać sobie radę z demonami przeszłości. W pojedynkę jest straszliwie ciężko zdobyć się na oskarżenie kogoś tak potężnego jak rodzic, zwłaszcza że większość pospólstwa jest głęboko przeświadczona o submisyjnej roli dziecka wobec rodziców do końca ich dni i ciągle potem.

Potrzebne jest autentyczne, przepełnione empatią wsparcie najlepiej kogoś, kto sam przeżył degradację osobowości zaserwowaną przez rodziców i się z tego wylizał, ale nie resetując przeszłości w teraźniejszość, tylko odnajdując emocjonalną więź z dawnym sobą.
Koniec końców, ostateczna rozgrywka ma się dokonać w Tobie i dzięki Tobie. Nie jestem w stanie podać Ci jakiejkolwiek recepty, nawet nie wiem co Cię spotkało. Co więcej psychologia (poza tym, ja nie jestem psychologiem, wypowiadam się tylko o tym, co sam obserwuję i sam doświadczam/doświadczyłem !!! ) nie ma prawa - w swym obecnym kształcie - obiecywać niczego więcej jak zastępczych form analogicznych do zażycia tabletki na ból głowy, który i tak wróci. Nauka ta doskonale idealizuje toksycznego rodzica, wynosi go na piedestał i wyświęca. Poza tym rozwinęła się w pakiet zupełnie idiotycznych i bajkowych recept na uzdrowienie i sukces, które albo w swym ogólnym celu mają człowieka znieczulić i zrobić z niego konformistyczne i bezmyślne cielę, albo po prostu zarobić na naiwności klienta.

ps: Jak zaangażowany jest Twój terapeuta? Na czym to polega?

Tomek
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 22:49   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:14, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 23:27   

Zmień terapeutę na psychologa. Ten psychiatra ma ten sam problem co Ty i sam go nie przepracował, dlatego on Ci nie pomoże. Trzy lata i wiele poświęconych godzin jest też dowodem na to.
Może być skuteczny w pomaganiu ludziom z innymi problemami ale nie w takim problemie jaki ma on sam. Ten etap musisz zakończyć bo nie posuniesz się dalej.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 23:30   

No to trzy sprawy może:

- pierwsza: uważaj na znalezienie sobie rodzica w postaci terapeuty (proces nieświadomy, ale można się złapać).

- po drugie: może coś w obszarze gwałtowniejszych uczuć? Wywściekałeś się? Wyzłościłeś? Może ta działka uczuć jest ścięta lodem?

- co do terapeuty: za długo to trwa, no i czy on czasem nie robi Ci za matkę? ( interpretacja Marishki - jak znam życie, Jej zdolności analityczne i niessssamowity instynkt, to może mieć RACJĘ). Chodzi o to, że terapeuta jakby za Ciebie przeżywa uczucia. Ty sam ich nie widzisz (nie czujesz).

Za dłuugo to trwa.



ps: Przedziwne: miałeś prawie analogiczną sytuację jak ja. Jednak jest jedna istotna różnica. Ja bardzo się wkurzałem, gdy działa mi się krzywda. Wszystkie moje przeprosiny, jakie na mnie wymuszono, cedziłem przez zęby i nieszczerze - nie miałem za co w większości się kajać. Potem lazłem do pokoju i płakałem, że przeprosiłem. To nie tak miało być. Poziom wsparcia od rodziców? U mnie zerowy. Całe życie to dążenie do mocy. Świadomie zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym tylko bardziej oderwał się od siebie, to nie tylko dla mnie mogło się to źle skończyć.

Rodzice. Kim powinni być? Co powinni dać? Chyba poczucie mocy, stanowczość, uczciwość, gotowość do empatii, pewność siebie, pomagają kształtować silną, samodzielną osobowość. To nie jest trudne, o ile sami nie pozwolili sobie tego odebrać, a nawet gdy tak się stało, zdołali poprzez emocjonalną swiadomość i wewnętrzną pracę, zbudować się z rozsypanych kawałków. Tylko wtedy można posiadać dziecko. Adekwatny rodzic poprzez wychowanie w poczuciu bezpieczeństwa, jest już w stanie przygotować swe dziecko na całe życie - tak, by nie musiało odgrywać niepotrzebnego dramatu swojego wczesnego życia poprzez zestawy objawów o źródle których nie wie. Wychowuje tak, by zaoszczędzić dziecku zbędnej pracy.
Łatwiej jest torować sobie drogę w życiu osobie wychowanej w poczuciu bezpieczeństwa (nie mylić, kurfa, z chowem bezstresowym!! ).

Tomek

ps: O właśnie! Xvk dobrze napisała.
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Kwi 05, 2010 23:32, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Pon Kwi 05, 2010 23:52   

DonCicio napisał/a:


Jest zaangażowany jako lekarz psychiatra. Dzięki jego pomocy zmieniłem obraz moich rodziców - wcześniej ich idealizowałem. Głównie matka była wyparta, a okazało się, że dzięki niej mam te wszystkie twory nerwicowe. Jemu jest bardzo smutno jak słucha moich historii (nawet płacze), a mi nie jest smutno. Ja żałuję, że przez rodziców straciłem życie (coś jakbym siedział w więzieniu i nie mógł dysponować swoim zyciem).
Ja intelektualnie rozumiem co sie dzieje w nerwicy, ale emocjonalnie jakos nie moge zaplakac. Owszem, jest mi bardzo bardzo smutno, ze np. nie mam dziewczyny, mam prace dosc byle jaka itp, ale jakos moja historia mnie nie wzrusza.
Lekarz jest zaangażowany to nie ulega watpliwosci: poswieca mi czas dodatkowy (zostaje u niego kilka godzin 3 razy w tygodniu, czasem rozmawiamy nawet 10 godzin non stop. Jesc mi robi, chodzimy na zakupy - takie ludzkie odruchy. Ten lekarz mial podobna matke do mojej i przezyl juz praktycznie wszystko co najgorsze (kilka rozwodow), wiec nie mam watpliwosci, ze mnei rozumie.

.. w moim przypadku to nie wchodzi w gre, bo facet leczy mnie praktycznie za freeko, to co place to tak symbolicznie raczej. Daleki jest od przypisywania leków, ja nie brałem nigdy leków.

A moze ten twoj lekarz jest pedalem? A ty potrzebujesz dziewczyny.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 00:02   

M i T napisał/a:
Chodzi o to, że terapeuta jakby za Ciebie przeżywa uczucia.

Dokładnie tak, psychiatra płacze nad Tobą ale tak naprawdę to nad sobą. Podłączył się pod Twoją terapię i załatwia swoje problemy. Pewnie nieświadomie się podlączył, ale to jest nieprofesjonalne. Takie zachowanie u psychologa jest podstawowym błędem w sztuce. To jest psychiatra, nie wiem jak ich szkolą.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 00:18   

No i te 10 godzin "terapii" plus gotowanie obiadków :faint: ? To inna skrajność, niż mierzenie sesji z zegarkiem w ręku i kamienną twarzą. Ale wciąż skrajność. Na dodatek taka, która mnie pachnie "matkowaniem".

Też się zgadzam, że teraopeuta może w ten sposób "przepracowywać" własne nierozwiązane problemy. Dlatego dobrze byłoby zadać mu kupę niewygodnych pytań. Chociaż wątpię, by odpowiedział.

Marishka
 
     
ali
[Usunięty]

Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 00:19   

M i T napisał/a:
No to trzy sprawy może:


Łatwiej jest torować sobie drogę w życiu osobie wychowanej w poczuciu bezpieczeństwa (nie mylić, kurfa, z chowem bezstresowym!! ).

Tomek

.

ha
jak czytam takie historie to nie wiem co mam myśleć
ale dla mnie jesteście rozciaćkanymi dupkami
nie radzącymi sobie z życiem
ja tak dobrze nie miałem i takich problemów nie miewam
za mało dostaliście w dupę i dlatego rozczulacie się nad sobą
żebyście odrośli i wyprostowali trza wpierw wyrównać was z glebą

wtedy się dżwigniecie sami
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 00:59   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:14, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 01:02   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 01:12   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 10:43   

DonCicio napisał/a:
Czy się wyzłościłem. Nie dano mi takiej możliwości w sensie konfrontacji z rodzicami tej złości.

Nie musisz się wyzłościć w obecności rodziców. To można zrobić na terapii, w gabinecie terapeuty.
DonCicio napisał/a:
Fakt, obecnie terapeuta robi mi za rodzica w znacznej czesci.

DonCicio napisał/a:
W mojej sytuacja zmiana terapeuty wiaze sie z refleksją: obecny terapeuta mnie oszukal, skoro stwierdzil, ze jest w stanie mi pomoc, a zna mnie dlugo. Nie bierze ode mnie kasy, zeby byc wiarygodnym, bo ja od roku mu powtarzam, a nawet mam pretensje, ze mnie w buca robi.


Wygląda, że nie jest świadomy własnych ograniczeń. Jest słabym fachowcem w tym temacie. Zdaje sobie sprawę, że stoisz w miejscu i dlatego pracuje za darmo. Nie wywiązał się z kontraktu terapeutycznego i powinien sobie dawno odpuścić Twój przypadek. Tak to widać z boku.
Terapeuta, który pracuje z kimś długo i nie ma rezultatów powinien się poważnie zastanowić dlaczego i coś z tym zrobić. Można zmienić rodzaj terapii. Uczciwie jest wtedy polecić klientowi innego psychologa i nie marnować dalej czasu swojego i tego człowieka.
Nie każdy terapeuta jest dla każdego klienta. To są tylko ludzie i też mają swoje słabe punkty, jakieś nierozwiązane problemy. Kiedy ten problem pokryje się z problemem klienta to efekty bywają takie jak u Ciebie.
Zastanów się, do czego on Cię potrzebuje? Przyjaciela sobie poszukał, bo jest samotny?
Bo terapia tak nie wygląda! To jest bardzo nieprofesjonalne i dlatego nieskuteczne. Okazanie ciepła, współczucia, zrozumienia, wsparcia w gabinecie – tak. Zaprzyjaźnianie się, robienie za rodzica poza tym gabinetem nie pomaga w terapii, raczej przeszkadza.
DonCicio napisał/a:
2 lata szukalismy klucza, jakichs zasad panujacych w tej rodzienie. Bezskutecznie

Bezskutecznie? Tak długo? To znowu świadczy o słabych umiejętnościach tego psychiatry.
DonCicio napisał/a:
od pol roku objawy mam znacznie nasilone. Nasilily sie pod wplywem tej nowej swiadomosci.

To jest zaczęta terapia ale niedokończona. Mówiąc obrazowo masz pootwierane rany ale jeszcze trzeba je leczyć i zamykać. Do tego poszukaj bardzo doświadczonego psychologa.
Ostatnio zmieniony przez xvk Wto Kwi 06, 2010 11:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 12:18   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:15, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 12:32   

DonCicio napisał/a:
choć lubi gadać o swoich historiach, o żonach których padł ofiarą, o dzieciach i alimentach.

Wysłuchujesz jego problemów. Jednak do czegoś Cię potrzebuje, czy jest tego świadom, czy nie, obojętne. 8/
To niedopuszczalne, żeby ktoś, kto miał pomagać, obarczał Ciebie swoim balastem życiowym. On Cię dołuje, opowiadając Ci pesymistyczne historie. Z serca doradzam - zakończ to.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 13:05   

:-D
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:12, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 14:16   

DonCicio napisał/a:
na szukanie nowego terapeuty nie bardzo mam energię.


Ok, to może dobrze jest zrobić sobie małą przerwę i spróbować czegoś innego dla odmiany? Nie wiem, ile i jakie książki czytałeś próbując sobie pomóć? Czy Twój terapeuta coś Ci polecał? Co okazało się pomocne, a co nie, jeśli w ogóle?

Co do wywściekania się na rodziców, to Xvk dobrze pisze, że najczęściej dochodzi do tego w gabinecie terapeuty (często poprzez przeniesienie na terapeutę uczuć żywionych do rodziców), przy umiejętnym pokierowaniu terapią. Ale można też spróbować inaczej. Można na przykład napisać list do rodziców (do każdego z osobna), w którym wygarniesz im absolutnie wszystko, nie przejmując się ani słownictwem, ani stylem. Bo tak naprawdę nie będziesz tego robić dla nich, lecz dla siebie. Niektórzy piszą takie listy przez wiele godzin lub nawet dni, próbując wyrazić wszystkie żale i pretensje, które się uzbierały. Podczas takiego pisania, można całkiem niespodziewanie dotrzeć do różnych swoich uczuć, i o to właśnie chodzi!

Taki list przeważnie ląduje w szufladzie. Niektórym tego wystarczy, inni odczuwają potrzebę fizycznej konfrontacji z rodzicami lub wysłania takiego listu (bardziej stonowanego, przemyślanego). W moim przypadku było tak, że byłam zadowolona ze swojego listu, więc go wysłałam. Był on zresztą uzupełnieniem rozmowy konfrontacyjnej, do której doszło rok wcześniej. Ale i jedno i drugie odbyło się po tym, jak już wcześniej wywściekałam się w obecności Współczującej Osoby - Tomka. Dlatego przy rozmowie z rodzicami nie odczuwałam potrzeby podnoszenia głosu, bluzgania czy wyżywania się.

DonCicio napisał/a:
przyjaciela tez we mnie nie ma - choć lubi gadać o swoich historiach, o żonach których padł ofiarą, o dzieciach i alimentach.


Skoro wtajemniczył Ciebie w szczegóły swojego życia intymnego, to ciekawe, czy też cokolwiek opowiadał o swoim dzieciństwie, rodzicach i obecnych z nimi stosunkach? Bo to ma wpływ na jego zachowanie z klientami (jak też słusznie zauważyła Xvk).

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Kwi 06, 2010 14:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 14:48   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:13, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 15:42   

DonCicio napisał/a:
Dodam, ze gosc jest alkoholikiem i spora czesc rozmow przeprowadzil "na bani". Mi to odpowiada, bo jak jest na rauszu to lepiej gada, bez alkoholu jest sztywniak i malkontent.


Aaaaaaaaaaaa no i tu wypadałoby zadać sobie pytanie, "dlaczego tak się stało, że utkwiłem w chorym układzie z uzależnionym, mało profesjonalnym i niekompetentnym facetem, skoro pełno jest dookoła wartościowych terapeutów?" Co w Tobie (w Twojej przeszłości? osobowości?) każe tkwić w tym układzie zamiast poszukać osoby wartościowej, która będzie w stanie Ci pomóc? Co sprawia, że pomimo tego, że dostrzegasz rażące wady terapeuty i brak postępu w terapii, powstrzymujesz się od odcięcia tej "pępowiny"?

A może w pewnym sensie nieświadomie się "karzesz" poprzez taką toksyczną relację z terapeutą? A może w pewnym sensie się "dowartościowujesz", bo przyjmujesz rolę rodzica dla terapeuty, wysłuchując jego zwierzeń? Może czujesz się "lepsiejszy", bo np. nie pijesz, jak on? Może to Ty jesteś w tym "związku" z litości i szkoda Ci go uciąć, bo nie wiesz, jak terapeuta zniesie takie "rozstanie"? Nie wiem, jak jest, ale jedno jest pewne, wasze relacje nie są zdrowe. Tym bardziej, że od 3 lat niewiele się zmieniło, a cała praca ograniczyła się jedynie do intelektualnego zrozumienia sytuacji.

Piszesz, że udało Ci się odciąć od toksycznej rodzinki. Co w takim razie powstrzymuje Ciebie przed odcięciem się od terapeuty? Jak Ty to widzisz? Napisałeś: "na szukanie nowego terapeuty nie bardzo mam energię." To ciekawe, bo z twoich postów widać, że na pocieszanie i wysłuchiwanie terapeuty energię masz. To jak to jest? A może jest tak, że lepsza jest ta znajoma beznadziejność, niż to nieznane, które wiąże się z poszukiwaniem innej osoby, godnej zaufania?

Coś Cię trzyma na tej uwięzi i tylko Ty wiesz, co to jest.

Marishka

P.S. Na terapeutę też nie możesz się wściec? A może jednak wydarłeś się na niego kilka razy, a on skulił się i zgodził "terapeutyzować" Ciebie za darmochę, z poczucia winy i/lub lęku przed twoim kolejnym wybuchem. Jak to było?
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 17:12   

DonCicio napisał/a:
Dlaczego nie potrafię zrzucić odpowiedzialności za moje kompleksy na rodziców? Zrzucam je na siebie i czuje się winny za mój stan ducha.


Bo to trochę nie tak z tą odpowiedzialnością. Rodzice są odpowiedzialni za to, jak traktowali Ciebie w dzieciństwie, kiedy byłeś całkowicie bezbronny i absolutnie od nich uzależniony. Nie miałeś wówczas wpływu na krzywdę, jaką Ci wyrządzali. Nie mogłeś też niczego innego zrobić ze swoim cierpieniem, jak tylko je wyprzeć. Rodzice zasiali w Tobie kompleksy, to prawda. Bo działo się to wówczas, kiedy byłeś na to podatny, byłeś bezbronny.

Ale ten okres na szczeście się skończył. Nie jesteś od rodziców zależny, sam decydujesz o swoim życiu, a więc też o swoich kompleksach. Teraz to właśnie TY jesteś za nie odpowiedzialny, w tym sensie, że MOŻESZ tych kompleksów się pozbyć. Inna rzecz, że jest to piekielnie trudna sprawa, wymagająca czasu, ogromnej cierpliwości (dla siebie) i pracy nad sobą. Nie da się pstryknąć palcami, pomantrować kilka afirmacji czy przeczytać jedną książkę i nagle stać się inną osobą.

Dla mnie ten podział odpowiedzialności jest dość wyraźny i jednocześnie pełny optymizmu a nawet mocy. Tak, w dzieciństwie rodzice wyrządzili mi dużo krzywdy, co spowodowało, że przez 30+ lat miałąm niemal zerowe poczucie własnej wartości i całą kupę innych kompleksów. Kiedy sobie to uświadomiłam to się potężnie i wypłakałam, bo przeszłości nie da się zmienić. Ale jednocześnie odczułam ulgę i radość, że TERAZ rodzice nie mają takiego wpływu na moje życie, jak w dzieciństwie i że TERAZ to ode mnie zależy, co z tym życiem zrobię i jak się zmienię. Ta świadomość odpowiedzialności za siebie była przerażająca, bo nigdy wcześniej tak jej nie odczułam. A jednocześnie była wyzwalająca i optymistyczna. Bo nagle zrozumiałam, że nie muszę starać się być taka, jaką inni chcieli mnie widzieć. Oczywiście, to był dopiero początek procesu który dość intensywnie trwał przez ok. 3 lata, i wciąż trwa (ale o wiele spokojniej), bo zgłębianie własnej świadomości (jak już się zacznie) trwa do końca życia :)

Tak więc ja tę odpowiedzialnośc widzę tak: rodzice spieprzyli początek mojego życia, bo mieli wóczas na nie decydujący wpływ a ja (jako dziecko) nie mogłam nic na to poradzić. I to jest , bolesne i godne potępienia. Bo mogłam zaoszczędzić sobie wielu niepotrzebnych błędów. ALE to wszystko jest już w PRZESZŁOŚCI, na którą nie mam wpływu. Mogę jedynie przeżyć swoistą "żałobę" i wywściekać się. Nic więcej. Natomiast mam realny wpływ na to, co robię i kim jestem TERAZ, a to już nie jest zależne od moich rodziców, tylko ode mnie. Nie jestem całkowicie bezbronna, jak w dzieciństwie i dla mnie to jest piękne i inspirujące.

Dlatego opowiadam się za adekwatnym umiejscowianiem odpowiedzialności. Np. mój ojciec jest 100% odpowiedzialny za to, że mnie bił i molestował, ale to ja jestem teraz w 100% odpowiedzialna za to, co z tymi przeżyciami zrobię, jak je wykorzystam w obecnym dorosłym życiu.

Marishka

P.S. Ważne jest by przeżyć żałobę, że nie miało się takich rodziców, jakich potrzebowaliśmy w dzieciństwie i że to już nigdy nie da się "naprawić". Świadomość tego, że nie było się należnie kochanym i szanowanym dzieckiem, pierońsko boli. Ale jeśli tego nie zrobimy, będziemy do końca życia wikłać się w relacje z osobami w których będziemy nieświadomie doszukiwać się "rodziców" i/lub odgrywać na różne sposoby swoje przeżycia z dzieciństwa. To jest błędne koło, o którym tak często się pisze. Jako osoby dorosłe nie potrzebujemy już rodziców i ich bezwarunkowej akceptacji. To boli, że nie dostaliśmy tego w dzieciństiwe, ale tego nie da się "nadrobić" ani zrekompensować w żaden sposób. Można jedynie odczuć/przeżyć w pełni ten ból i iść dalej, nie szukając tamtej miłośći i nie oczekując jej od przyjaciół/partnerów/terapeutów/polityków/guru.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 17:41   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:13, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 18:23   

DonCicio napisał/a:
90% idzie w komin (np.myśli natrętne i walka z nimi).


Jakie konkretnie myśli uważasz za "natrętne"? Co do walki, to moim zdaniem nie tędy droga. Ja bym przystopowała i zastanowiła się, co to za myśli i skąd się wzięły, kiedy pojawiły się po raz pierwszy, w jakich sytuacjach się pojawiają, co za tym się kryje i czy przypadkiem nie przypominają one czegoś z przeszłości?

Natrętnych myśli nie da się pozbyć poprzez zaciekłą "walkę" z nimi ale poprzez zrozumienie. To tak jak z uczuciami.

DonCicio napisał/a:
M i T napisał/a:
skoro pełno jest dookoła wartościowych terapeutów


:-) nie wierze, podobnie jak z innymi ludzmi, wcale nie ma pelno dookola wartosciowych osob..


Masz rację, źle się wysłowiłam, za bardzo skrótowo. Chodziło mi o to, że można znaleźć o wiele lepszych terapeutów niż ten gość. Bo nawet na podstawie tak skąpego opisu widać poważny problem i brak profesjonalizmu.

Ciekawe jest to, jak bardzo go bronisz (pomimo tego, że sam zauważasz problemy z taką terapią). Rodziców nie bronisz, natomiast obronę i usprawiedliwianie przerzuciłeś na terapeutę.

A co do wartościowych ludzi, to uważam, że jesty ich pełno dookoła tak samo jak i skończonych drani. Nie wierzę w żadne "sekretne" pitolenie o "przyciąganiu", ale uważam, że mamy wpływ na to z kim chcemy i nie chcemy być i to my decydujemy o doborze ludzi w swoim otoczeniu. Nie biorę się szacować, czy na świecie więcej jest , czy wartościowych osób, bo nie o to chodzi. Chodzi o to, by starać się nie uprawiać ani czarnowidztwa ani huraoptymizmu, tylko zdawać sobie sprawę z tego, że pełno jest różnego rodzaju jak i wspaniałych osób i że to jest ok. I że nie muszą nas wszyscy kochać, tak samo jak i my nie musimy wszystkich kochać. Ale dobrze jest zachowywać się adekwatnie do sytuacji/osoby. Ależ mi wyszło moralizowanie, kurcze... :what:

Chodzi mi o to, że świat - moim zdaniem - nie jest ani "dobry" ani "zły" i że nie warto patrzeć ani przez "czarne" ani przez "różowe" okulary. Bo raz jest tak, a raz inaczej. Spotykamy na swojej drodzę zarówno jak i wspaniałe osoby. I dobrze! Sęk w tym by nauczyć się z tym żyć i odpowiednio reagować. Ufff... koniec truizmów i moralizowań :-D

DonCicio napisał/a:
Obiecał mi, że mnie wyleczy i znam faceta którego wyleczył. Ma opinię dobrego fachowca - przy innych pacjentach nie pije.. Dodatkowo jego diagnoza była trafna. On twierdzi, ze mnie wyleczy.


"Obiecał wyleczyć", "twierdzi, że wyleczy", "ma opinię"... ok, ale jak to się ma do rzeczywistości, którą opisałeś wcześniej i do Twoich prawdziwych uczuć wobec tego pana? Od 3 lat "twierdzi, że wyleczy", ok, dobrze Ci z tym twierdzeniem? Nie miewasz wątpliwości, złości, żalu, frustracji? Ile lat chcesz jeszcze żyć nadzieją, że może kiedyś Cię "wyleczy"? I z czego konkretnie ma Ciebie wyleczyć? I co z tego, że "ma opinię" i że kogoś kiedyś "wyleczył" (z czego?), bo z każdym klientem jego relacja będzie inna, więc w tym przypadku liczą sie TWOJE uczucia, a nie dyplom na ścianie. Chyba że czyjś autorytet dla Ciebie jest ważniejszy niż Twoje własne odczucia...

Terapię oparta na takiej nadziei można ciągnąć w nieskończoność. A to, że ten pan nie pobiera od Ciebie opłat może skutecznie cementować Twoje uzależnienie. Bo gdybyś płacił, to mógłbyś wymagać. Mógłbyś uznać, że szkoda kasy na terapię, która stanęła w miejscu. Ale skoro niepłacisz, to niby nie masz nic do stracenia. Ale to tylko pozory...

Marishka
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 18:36   

Don Cicio, jeżeli mogę dać  ci radę, to daj sobie spokój z terapiami i terapeutami. Z tego co piszesz masz wystarczającą świadomość tego co się z tobą wyprawiało.

Jeżeli jesteś zdrowy to po prostu żyj, jeżeli ze zdrowiem kiepsko to zajmij się zdrowiem.

Piszesz że masz 10% energi, jeżeli tak jest to znaczy że z twoim organizmem jest coś nie tak i od tego musisz zacząć. nie chcę cię zmuszać ale powinieneś dla siebie samego zrobić podsumowanie swojego stanu, jeżeli nie miałeś świadomości że twoja matka to tyran i dopiero uśiwadomiła ci to terapia to możesz mieć problemy z postrzeganiem innych rzeczy. Bardzo mnie interesuje twój stan zdrowia, samopoczucie, przebyte choroby, czy się leczyłeś, jak się leczyłeś. Czy brałeś np. psychotropy, jak długo, z jakim efektem itp. Możliwie wszystko, wszystkie jakie uważasz za interesujące, ciekawe ważne.

Od siebie mogę powiedzieć że miałem/mam podobną sytuację życiową do twojej.

JEDNA RZECZ JESZCZE BARDZO MNIE FRAPUJE. To co wpisałeś w zawód, napisałeś tam "Alchemik". To być może zdradza cię w pewien sposób. Zastnawiam się, choć biorę pod uwagę że to może być tylko... przypadek?
    e


Aha, i masz jeszcze brata który najprawdopodobniej ma dużo trudniej niż ty. Pomyśl, nawet jeżeli twoje stosunki z bratem nie są dzisiaj dobre, jak mu pomóc.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Kwi 06, 2010 19:14, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 19:40   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:13, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:04   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:13, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:31   

DonCicio napisał/a:
szkoda mi czasu i energii jaką w to wszystko włożyłem.


A nie szkoda czasu i energii, które w to wciąż wkładasz i nawet sam nie wiesz, jak długo jeszcze będziesz wkładać?

DonCicio napisał/a:
On twierdzi, ze teraz czas zajac sie moim zyciem, ze wlasciwie to proces terapii jest w ostatnim etapie, ze nic wiecej nie odkryjemy, stad mam zajac sie swoim zyciem


No tak... Może pan terapeuta uważa, że skoro pomógł Ci zrozumieć, że rodzice są do kitu i Ty tę wiedze zaakceptowałeś, to można się skupić na teraźniejszości. A ja czytam Twoje posty i widzę, że w tej terapii "umknęło" najważniejsze - dotarcie do UCZUĆ i przeżycie ich na nowo. Właśnie po to m.in. potrzebny jest dobry terapeutam który jest w stanie stworzyć bezpieczne warunki, w których można wreszcie pozwolić sobie na "wyrzucenie" z siebie całej kupy niewygodnych i bolesnych uczuć. Z Twoich opisów wnioskuję, że do tego w ogóle nie doszło, pomimo trzech lat terapii. Intelektualną świadomość swojej sytuacji masz na bardzo wysokim poziomie, ale uczucia wciąż pozostają "zamrożone". Dlatego czujesz, że stoisz w miejscu. Dlatego ja uważam, że potrzebna jest jakakolwiek zmiana tej sytuacji, czyli chociażby na początek odejście od tego terapeuty.

Bo tak stać w miejscu można w nieskończoność, bojąc się zrobić jakikolwiek krok do przodu lub do tyłu. Odnoszę wrażenie, że masz w sobie dużo z perfekcjonisty. Boisz się zrobić jakikolwiek krok, bo może okazac się błędem i spotka Cię za to "kara" lub umniejszanie (jak w dzieciństwie). A to również wiąże się lękiem przed odpowiedzialnością. Może dlatego tkwisz w relacji z tym panem, bo obarczyłeś go odpowiedzialnością za swoją terapię (powiedział przeciez, że Cię "wyleczy"!)? I może to ta wiara w to, że to on ma Ciebie "wyleczyć" nie pozwala Ci do końca samemu przejąć odpowiedzialność za zmianę siebie?

Ja rolę terapeuty widzę zupełnie inaczej. Ma pomóc Tobie samodzielnie odkopać uczucia i wpaść na pomysł, jak zmienić siebie. Ma Ci towarzyszyć w tym procesie, dawać pomocne "narzędzia", stwarzać bezpieczne środowisko, ale całą "brudną" i pierońsko ciężką pracę i tak odwalasz sam. Obecność terapeuty ma ten proces ułatwić, byś nie czuł się w tym osamotniony i niezrozumiany. Ale to, co opisujesz wygląda na utrudnianie, nie ułatwianie tego procesu.

Może mała przerwa na zaczerpnięcie świeżego łyku powietrza dobrze Ci zrobi? Bo mnie się wydaje, że zaczynasz powoli się dusić w stęchłym powietrzu od 3 lat nie wietrzonego pokoju...

Marishka

P.S. Co do budowania poczucia własnej wartości, chyba kiedyś gdzieś tu pisałam (może w wątku o asertywności, nie pamiętam). To się buduje powolutku, zaczynając od jednej małej konkretnej cegiełki. Ale to dobry temat na osobny wątek. Może założysz i opowiesz, jak Twój terapeuta pomógł Ci w tym, jak się za to zabrał? Jeśli chcesz, rzecz jasna.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:39   

Poza tym, wszystko się ze sobą logicznie wiąże. To, że masz niskie poczucie własnej wartości i wciąż w pewnym sensie "słyszysz" głos umniejszającej Ciebie matki, wiąże się z brakiem współczucia dla siebie z dzieciństwa. Czyli w pewnym sensie, jesteś po stronie swoich karcących rodziców, a nie po stronie małego DonCicio, którym byłeś i który nie zasługiwał na takie traktowanie. I póki będziesz trzymać ich stronę (w swoim umyśle), będziesz sam siebie umniejszał, niedoceniał, karcił i powstrzymywał. Tak, jak oni to robili. A musieli, skur...le być w tym doskonali, skoro teraz Ty sam to sobie zapodajesz od tylu lat! I jak tu się nie wściec?!

Marishka
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:44   

DonCicio.
Wyslij swego terapeute do MiT-ow albo do diabla.
Odwiedz lekarza optymalnego niech ci ustawi diete, najprawdopodobniej zaleci prady selektywnw na CUN.
Zarejestruj sie na ktoryms portalu matryminialnym. W Gazecie Wyborczej jest za darmoche. Na platnych portalach szanse moga byc lepsze.
W neurastenii mozesz miec problem ze seksem. Zanim doniesiesz to rozlejesz. Jesli tak masz, to zapoznaj najpierw starsza doswiadczona kobiete. Na starej piczy dobrze sie cwiczy. Jak juz pokonasz ten problem, to na ktoryms z portali matrymonialnych albo w inny sposob znajdziesz to czego szukasz.
Powodzenia i glowa do gory.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:46   

DonCicio napisał/a:

Stan zdrowia:
- fizyczny - praktycznie zdrowy. Czasem w stresie układ pokarmowy mi świruje, ale to jest od psychiki zalezne. Zbadałem sobie prawie wszystko i nic mi nie dolega. (mam miłą panią dr rodzinną i skierowała mnie chyba na wszystkie badania).

- psychiczny - zdiagnozowana nerwica i takie klimaty depresyjne, a wszystko to związane z totalnie niskim poczuciem własnej wartości.


No jak dla mnie to wygląda jednak na problemy somatyczne. Też tego nie dostrzegałem przez długi czas.

No to jeszcze napisz jak się odżywiasz. Jak odzywiałeś się w dzieciństwie. Teraz doczytałem że byłeś w szpitalu, jeśli możesz napisać co się stało i co tam ci robili (lekarstwa). Założe się że źle się odzywiasz, a w twoim przypadku jest to podstawa. Nie możesz tutaj brać zwykłej miary ponieważ normalnie człowiek nie ma takich problemów na głowie. Musi mieć na uwadze że ty z ciagłym stresem masz zwiększone zapoptrzebowanie na białko, witaminy i minerały. Tak jak pisze Kwasniewski że w przypadku osób chorych ilość białka powinna być nawe 2g na 1kg masy ciała. Oczywiście to jest początek drogi, bo z samego odżywiania nic jeszcze nie wynika, ale bez tego jesteś skazany na te 10 procent a pewnie na systematyczne pogarszanie się. Nie trać czasu, kolejnych lat na obgadywanie problemów z jakimkolwiek terapeutą. To jest instytucjonalne oszustwo, nikt ci tego czasu nie zwróci.

Jeszcze jedno, jakie używki stosowałeś i stosujesz, jak często. Alkohol, marihuana, inne?


Poza tym jesteś zdaje się egoistą. To cię ogranicza choć też daje ci pewne korzyści. Twój brat na pewno potrzebuje pomocy, pomyśl o tym. Piszesz o tym w tak oczywisty sposob a zostawiasz go na pastwe losu. On nie jest taki jak ty, a ty jako starszy brat masz niejako obowiazek, chociazby wlasnie dlatego ze juz cos rozumiesz. Nie po to aby się dodatkowo stresować ale miej to na uwadze. Wiesz co myślę, że robisz źle, nie masz mu mówić że ma sie za siebie wziąć, albo że ma iśc do psychologa. To nie ta doga. Jeżeli chcesz mu pomóc to musisz się przemóc jak z tymi dziewczynami i powiedzieć że jakby co to może na ciebie liczyć. Możesz mu powiedzieć, bo przecież to cię nic nie kosztuje jak widzisz sytuację z matką i że zawsze może na ciebie liczyć.

Terapię bym już skończył bo te terapie to są bzdury. To kim jest twoja matka mógłby uświadomić ci każdy postronny uczciwy i rozgarnięty obserwator. Jeżeli chcesz sobie poukładać to zrezygnuj z terapii na rzecz zadbania o swoje zdrowie. Jeżeli zdecydujesz się na to to myślę że trzeba by się jednak rozmówić z rodzicami, a nie chować głowę w piasek. niestety ale w tej chwili robisz dokładnie to samo co twoi rodzice po których tak jeździsz. A zauważ że oni mogli w domu mieć podobne sytuacje, z tym że kiedyś było trochę gorzej z psychologami itp. I miej świadomość że Kat wcale nie jest taką szczęśliwą osobą, wręcz przeciwnie.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Kwi 06, 2010 21:20, w całości zmieniany 5 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:49   

DonCicio, czytam każdy Twój post z zapartym tchem, z każdym postem szczęka opada mi coraz niżej.... :-] wiesz nerwica dopada ludzi wrażliwyc o delikatnej konstrukcji psychicznej, zresztą powiem Ci iz to samo dotyczy nałogów, alkoholizmu, Ty w nerwice, brat w alkoholizm i jedno i drugie jest ucieczka od rzeczywistości, niestety w "slepą uliczke".
DonCicio ta ciągła kontrola samego siebie , skupianie się na sobie powoduje napięcie, dosłowne napięcie wszystkich partii mięśni a to z kolei wymaga nakładów ogromnej ilości energii stąd masz poczucie "zużytego kapcia" , stąd brak energii na normalne funkcjonowanie.

Wiesz tak sobie pomyslałam ze może warto ta swoja psyche wziąć sposobem, tzn. skoro ona wypompowuje z ciebie życie, energie, może warto zacząć jakby od końca, tzn. zrobić coś co zwiększy w Tobie poklady energii, czyli faktycznie postawić na dobre odżywianie, zrezygnować z pustych kalorii typu slodycze, dostarczyć dobrego białka, może zywienie niskoweglowodanowe wysokotluszczowe, poczułbyś więcej energii , to zmobilizowałoby Cie do działania nie tylko zawodowego ale rowniez w sferze prywatnej, poczułbyś chęć spotkania sie z kims np. z dziewczyna po pracy, bo ja odnosze wrażenie, iz Tobie po pracy juz sie nic nie chce, brak energii..... takie spotkanie z dziewczyna prawdopodobnie nakreciłoby Cie pozytywnie, dało impulsa ze to jest fajne, mile , dajace poczucie iz jestes komuś potrzebny, być moze przestałbysś skupiać sie na sobie a zaczałbys mysleć o niej, to z kolei zrelaksowaloby Cie, nie czulbys takiego napięcia wiec zyskałbyś energie i kolo zaczęłoby sie nakręcać pozytywnie..... wówczas na spokojnie moglbyś przeanalizowac swoje zycie, a z drugą osobą ta analiza jest o tyle łatwiejsza, iz pozwala na wygadanie sie, na wyrzucenie z siebie tego co boli.... samemu jest ciezko, trudno polemizuje sie ze ścianą, ona jest kiepskim odbiorcą......

Jestes bardzo wartosciowym chłopakiem, wrazliwym, mądrym, z zasadami, Ty jestes do kochania a nie chorowania. :hihi: :hug:
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 20:57   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:03, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 21:17   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:04, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 21:24   

Rozumiem, mam podobne doświadczenia, tylko bardziej pogmatwane. Jeżeli jest tak jak piszesz to narazie nie ma co. Jeszcze brat do ciebie przyjdzie z przeprosinami, ale póki co ty musisz pomyśleć o sobie. Nie dziw się że chciał cię wydziedziczyć, on ma jeszcze gorzej od ciebie, tylko nie potrafi rozpoznać problemu.

Robiłeś badania i to poważne, czyli z twoim organizmem nie jest w porządku. I to raczej bardzo nie w porządku. Jeżeli chcesz ciągnąć temat to pisz. Ja mogę z góry powiedzieć tylko że musisz postawić na odzywianie, spokój (to akurat masz), ruch. Do tego przydałoby się jeszcze jakieś rozsądne oczyszczanie. Na przykład sauna.

Nie wiem jak cię do tego przekonać (ty brata też nie przekonałeś), ale jeżeli żyłeś w takim stresie, a to wynika z twoich opowieści, to twój organizm dostał po garach i jego siły systematycnie opadały. Jeżeli do tego odzywiałeś się śmieciowo dostarczając organizmowi słaby budulec a ostre paliwo to go zajechałeś. Stąd twoje wizyty w szpitalu. Być może nie jest tak źle jak by mogło się wydawać, skoro masz siłę. Miej jednak świadomość, że poważny stres niszczy dużo białka i wypłukuje z organizmu różne substancje, sprawiając nie raz że człowiek czuje się jak pijany. Wiąże się to też z alergią pokarmową, której objawy nie są tak oczywiste jak w alergii chemicznej i daje właśnie objawy takie jak opisujesz. Częściowo tylko się domyślam bo napisałeś tylko ogólnie o pobycie w szpitalu i braku energii. Zastanawiam się dlazego nie dostrzegasz tego że twój organizm jest osłabiony, podejrzewam że masz silną konstytucję. Jeśli można wiedzieć ile maasz wzrostu, ile ważysz i jaką budowę ciała (szczupły, średni, mocny)?
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Kwi 06, 2010 21:33, w całości zmieniany 6 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 21:32   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:04, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 21:37   

Te wyniki są nieważne.
Ważne co ty czujesz, to że robiłeś badania. Czyli coś tam jest co nie daje ci spokoju. Człowiek który nie ma problemów nie robi takich badań. To nie jest pobranie krwii tylko już powazniejsze badania a co może istotniejsze ukierunkowane badania.
Jeżeli chodzi o czynnościowe zaburzenia to wybacz ale ja już wyrosłem z takich bajek, u każdego jest to czynnościowe, całe życie jest czynnościowe. TAk jak pisał twórca terminu "stress".

Co to znaczy "za ostra" dieta? Mięso i tłuszcz? Czy może chleb i makarony, albo ciasteczka i napoje?

Lekarz który "zauważa" że pacjent ma "kręgosłup w stresie" powinien pomyśleć o jakimś innym zawodzie. To po prostu się w głowie nie mieści. Ja kiedyś jak jeszcze szukałem pomocy u znachorów i lekarzy słyszałem podobne brednie i żadnych konkretów, najwyżej piguły.

Kręgosłup w stresie pewnie wydaje ci się że strress to kwestia psychiki. Otóż znowu cię rozczaruję, stress to realne reakcje biochemiczne. Tak więc po pierwsze dostarczenie odpowiedniego paliwa, po drugie oczyszczenie organizmu. Chociaż odpowiednie odzywianie i ograniczanie śmieciowego żarcia jest praktycznie jednoznaczne z oczyszczaniem.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Kwi 06, 2010 21:42, w całości zmieniany 5 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 21:56   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:04, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:08   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Pią Kwi 09, 2010 08:57, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:11   

DonCicio napisał/a:
Kangur napisał/a:
Jesli tak masz, to zapoznaj najpierw starsza doswiadczona kobiete. Na starej piczy dobrze sie cwiczy.


Wujkowi Dobrej Radzie dziękujemy już chyba,

W zasadach obcowania z kobietami bardzo przypomina Pan mojego terapeutę... jestem w stanie sporo zrozumieć, ale czy Pan przypadkiem nie ocipiał ?

To nie ja ocipialem, tylko ty chlopie szukasz cipy i nie potrafisz sobie z tym poradzic.
Przestan sie sie rozczulac nad soba i idz chlopie do lekarza optymalnego niech ci ustawi diete. Czytales artykul Nelki o witaminie B12?:http://www.dobradieta.pl/forum/viewtopic.php?p=123385&highlight=#123385
Moze tam lezy twoj problem? Jak sam sobie nie chcesz pomoc, to ci nikt inny nie jest w stanie pomoc. Jak uczen sie chce nauczyc, to najlepszy nauczyciel nie pomoze.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:14   

Kangur, twoje podejście jest co najmniej nieodpowiedzialne. Wizyta u lekarza optymalnego to już rozsądna rada.
_________________

 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:19   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:38   

DonCicio napisał/a:
Kangur napisał/a:
Jak uczen sie chce nauczyc, to najlepszy nauczyciel nie pomoze.


Chyba Pan się przecenia..

Nie uwazam sie za zadnego nauczyciela, ale uwazam ze lekarz optymalny bedzie dla ciebie najlepszym rozwiazaniem i nauczycielem. Rob cos chlopie ze soba i skorzystaj z tej rady. Inaczej bedziesz woda na mlyn dla MiT-ow.
Beda teoretyzowac i szufladkowac ciebie przez kilka lat jak twoj "terapeuta".
Zapamietaj powiedzenie Ali: W zdrowym ciele zdrowe ciele.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:44   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Sob Kwi 10, 2010 00:54, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 22:49   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 23:25   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:05, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 23:36   

Don Cicio.

Rodzice zmanipulowali przeciwko mnie troje rodzeństwa, przy czym istotne jest, że dwoje z nich traktowali prawie tak samo fatalnie jak mnie. Mimo tego, brat i siostra stanęli po stronie katów.
Miałem też kuzynkę. Właściwie to ja ją wychowywałem (nauczyłem chodzić, mówić, dawałem spokój i uśmiech), bo żona mojego wujka jak i on sam - to para niedojrzałych, strasznych, agresywnych ludzi. Kuzynka była bita po twarzy, wyzywana, wyszydzana, poniżana, karana jak w obozie (miała stać nieruchomo przez jakiś czas, jako niemowlę bita i pogardzana, jako 10 latka także bita i pogardzana, a w wieku nastu lat - pogardzana (nie wiem czy bita). Potem w zasadzie opuściła dom, by związać się z paskudnym draniem, który ją lał tak jak matka/ojciec. Teraz, po latach, wróciła do swoich katów - i służy jako pomoc domowa - nie ma swej kasy, ma ograniczone prawa, jej zadaniem jest opiekować się starą alkoholiczką (babką). To ponoć kara za swego rodzaju wyłudzenie kasy, zresztą to nieważne, bo teraz uważana jest oficjalnie za powracającą-marnotrawną. Nikt już nie pamięta, nikt nie wspomina że była katowana. Jebane kołtuny.

Po co to piszę? Żeby m.in. unaocznić proces wyparcia SŁUSZNEJ wściekłości, co wiąże się i jakby tłumaczy związanie się z draniem i "dobrowolny" powrót do rodzinnego kata w glorii i pochwałach ze strony zbitej w klikę powierzchownej, toksycznej rodziny (bo nie tylko oni się "cieszą", korzystają z tego również inni).

Ty Don Ciccio jesteś hektary przed moją kuzynką i setkami tysięcy innych ludzi, bo kumasz niewiarygodnie o co biega.

Co jeszcze? Masz w sobie ogromną chęć ZEMSTY na rodzicach. Problem z tym, że jeśli będzie się ona nadal utrzymywać - mimo uzyskania totalnej od nich niezależności i pola do rozwoju - to znaczyć będzie, że jesteś od nich uzależniony emocjonalnie. Te subtelności są ważne.
Postaraj się też zwracać uwagę na to, czy wszelkie Twoje sukcesy nie będą próbami udowodnienia im, że jesteś lepszy, że masz ich gdzieś, np. w tyle. Żyjesz świadomy emocjonalnie: dla siebie i dla swoich najbliższych (ew. partnerka, ew. dzieci).

Masz rację, Kangurzy stosunek do kobiet jest przedmiotowy, rynsztokowy i ohydny. Lecz Torbacz się wyżywa, więc niech pluje i charczy. Internet jest pojemny, co nie Kangur?

AAaaa... i jeszcze Twój lęk o pracę. Mam to samo, tym bardziej że wskoczyłem na kierowniczy stołek, a ponadto grozi mi kredyt. Mimo, że coś tam przerobiłem w tej swojej psyche, często odczuwam wrażenie "inwigilacji" przez otoczenie, zwłaszcza że jestem cokolwiek niewygodną osobą (staram się pracować uczciwie, a to wystarczy, by narobić sobie od groma wrogów, wystarczy też nie lizać i nie rozdawać komplementów - za to też płacisz).
Jesteś wykształcony i inteligentny, może spróbuj w odpowiednim czasie swej własnej działalności, gdzie żaden sfrustrowany debil nie będzie Ci sapał i cmokał nad głową.

W każdym razie, przystopuj sobie, by znaleźć czas na zastanowienie się. Też jeszcze nie tak dawno byłem chory na prefekcjonizm - w rezultacie zaczynałem wiele czynności, żadnej nie skończyłem. Metoda małych kroczków, zawsze i wszędzie dobrze się sprawdza.
Różowe okulary nie sprawdzają się nigdy, no chyba że - jak napisał Zenon - lepiej nie wiedzieć, że się jest nieszczęśliwym ;)

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Kwi 07, 2010 01:32, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Kwi 06, 2010 23:48   

DonCicio napisał/a:
rakash napisał/a:
Te wyniki są nieważne.


czemu nieważne? przecież stwierdzają, że organizm jest zdrowy, ale to że źle funkcjonuje to już kwestia psychiki.


Widzę że tego nie rozumiesz. To jest właśnie kłamstwo medycyny. Zostawią cię aż będzie naprawdę niedobrze, wtedy bedą cię leczyć. Na tym zarabiają żeby nie pomóc tylko potem pomagać w nieskończoność. Z uśmiechem na ustach oczywiście. Wyobraź sobie że lekarze są częssto też tak popieprzeni jak rodzice.
Nic tu nie mogę zrobić, prócz tego że przekazać ci to co wiem, a ty musisz mi zaufać i uwierzyć. Zrobisz oczywiście jak zechcesz.

Basen i sauna odpada? To mam dla ciebie złe wiadomości, bo basen i sauna to jest właśnie ta droga do przezwyciężenia problemów. Do tego słońce!

Cóż będziesz chodził i wierzył "specjalistom" którzy ci nie pomogą. Twoja sprawa. Po tym co piszesz wynika jasno że jesteś w pewnym etapie życia w którym zmierzasz na dno. O tym żeby się wziąć w garść, wziąć za siebie, zacząć itp. usłyszysz od niejednego znawcy i specjalisty, jak dobrze zapłacisz to też. Tylko nie usłyszysz nigdy, nie licz na to co konkretnie musisz zrobić. Ci ludzie tego nie wiedzą po prostu, a najlepszym przykłądem jest twój terapeuta który sam wiesz co robił i co robi. On się niszczy bo nie widzi wyjścia, ty masz wybór.

Ja owszem chodziłem do terapeutów, wiedziałem jedynie że pieprzą bez sensu i nic mi to nie daje. W najlepszym wypaadku natknąłem się na osobę taką jak ty która mi współczuła i pomogła tak jak umiała. Ale człowiek nie tego potrzebuje kiedy ma problemy.

Moja sytuacja jesst bardzo podobna do twojej, nie dokładnie taka sama, ale wpisuje się w te same popierniczone realcje rodzinne. Nie ma to już znaczenia, długo próbowałem zmienić moich starych, niestety z ich strony to jest gierka.

Jeżeli chcesz się z tego wykaraskać to zacznij od początku, czyli od zdrowia. Lepsze zdrowie, to lepsza odpornośc na stresy, to lepsza energia, lepiej funkcjonoujacy system nerowwy , mózg i tak w koło.

Po prostu zacznij jeść codziennie 150g białka, do tego tłuszczu i jak najmniej węgli. O ruchu na świeżym powietrzu, basenie i saunie nie wspomnę. Na początku nie musisz się stresować niepotrzebnie, zacznij od tego co możesz robić. Ale świeżego powietrza niczym nie zastąpisz, tak jak i słońca oraz odpowiedniego pokarmu, jakiś minimalny wysiłek na początek musisz włożyć. Nie ma inaczej.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Kwi 06, 2010 23:53, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 00:13   

DonCicio napisał/a:
Moje uczucia - frustruje mnie 99% ludzi, ktorych spotykam, więc nie mogę patrzeć przez ten pryzmat.


To zdanie jest ważne. Jest w nim przebłysk i natychmiastowe jego zgaszenie. "Nie mogę patrzeć przez ten pryzmat" - jaki, konkretnie? I dlaczego "nie możesz"? Co się najgorszego stanie, Twoim zdaniem, jeśli jednak przez ten (jaki?) pryzmat popatrzysz?

Wspominasz wielokrotnie o swoim malkontentstwie i frustracji. Ciekawa jestem, na czym to konkretnie polega? Za co się tak obwiniasz, konkretnie? Jak na razie, nie zauważyłam w Twoich postach nieadekwatnego "malkontentstwa".

Zauważyłam, że nie wymieniłeś żadnych innych uczuć, prócz głównie frustracji (jeszcze był lęk). Myślę, że skoro to uczucie jest tak wyraziste i dominujące, to warto byś mu się uważnie przyjrzał. Może się okazać, że za tym, co w tej chwili ogólnie nazywasz frustracją, kryje się cała masa innych, podobnie niewygodnych, uczuć.

Marishka
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 01:15   

M i T napisał/a:

Masz rację, Kangurzy stosunek do kobiet jest przedmiotowy, rynsztokowy i ohydny. Lecz Torbacz się wyżywa, więc niech pluje i charczy. Internet jest pojemny, co nie Kangur?
Tomek

Taki zas***** domorosly psycholog terapeuta jak ty wie najlepiej jaki jest moj stosunek do kobiet. O taaaaak internet jest pojemny na mity MiTow.
Zrozumcie jedno, ze w zdrowym ciele zdrowy duch, a nie odwrotnie. Kopie tego miekczaka w tylek, aby cos ze soba zrobil. On dalej malkotenci i wy mu w tym pomagacie. Jak do niego nie docieraja inteligentne uwagi, to trzeba sprobowac zastosowac chamska metode. Zareagowal. Wiec jest na dobrej drodze.
Mam nadzieje, ze sie zastosuje do propozycji Rakasha odnosnie odzywiania.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 12:07   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:02, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 13:23   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:03, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 13:42   

DonCicio napisał/a:
Ksiazek mi nie polecal, bo wiekszosc tematycznych juz przeczytalem. Pomocne są ksiązki Alice Miller.

Co tematycznego przeczytałeś, oprócz A.Miller ?
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 13:43   

DonCicio napisał/a:
Kangur napisał/a:
Kopie tego miekczaka w tylek ... Jak do niego nie docieraja inteligentne uwagi... Zareagowal.... Wiec jest na dobrej drodze.


Nie mam więcej pytań :-)

Mistrzu prowadź mnie! Wskaż mi drogę panie.. :pada:

Jak masz korony na zebach - usun
Jam masz zeby leczone kanalowo - wyrwac
Jak masz plomby amalgamatowe -wymienic na kompozytowe. Wymiana musi dokonana zgodnie z obowiazujacym protokolem przez doswiadczonego dentyste.
Jak tego nie zrobisz i nie zmienisz diety na zalecana przez Rakasha doigrasz sie wiecej chorobsk. Wtedy przestaniesz zartowac i malkotencic.
Potrafisz sie zmobilizowac jak czujes bat nad soba.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 13:57   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:03, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 14:06   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:03, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
zeto555 

Pomógł: 3 razy
Wiek: 56
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 1035
Skąd: podlasie
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 14:14   

A po co zmieniac rodzicow? Czy nie lepiej zaczac wlasne zycie niz tkwic jedna noga w tym co bylo? Moze czas przestac myslec o tym co Cie spotkalo zlego , a zaczac myslec o tych fajnych chwilach, ktore mozesz sobie sam stworzyc. Zycie przeszloscia nie prowadzi do niczego dobrego. Zacznij zyc po swojemu i nie ogladaj sie na to co bylo . Nie chcesz byc wolnym , chcesz zemsty czy co? po co Ci to potrzebne. Z zemsta jest przewaznie tak, ze jak juz ja osiagniesz to braknie Ci czasu na wlasne, lepsze zycie. I nie sluchaj "autorytetow" pokroju pana MIT, bo widac, ze on mial wielkie problemy w dziecinstwie a teraz wciaga w to innych. Stary, zacznij zyc po swojemu nie ogladajac sie na to co bylo, a rodzicom mozesz kiedys pomoc w zyciu, nawet myslac, ze zrobili Ci kiedys krzywde. Zobaczysz jaka to ulga.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 14:30   

DonCicio napisał/a:

Dojście do prawdy, że rodziców jednak nie zmienię zajęło mi ok. 2,5 roku. Taka prawda - nie dasz rady ich zmienić.

Czyli straciles 2,5 roku w swoim zyciu. Jak bedziesz miec swoje dzieci to zromumiesz dlaczego dzieci nie moga zmienic rodzicow. Walczyles z wiatrakami. Trzeba bylo zaczac od zmiany siebie. Duzo czytales ale tylko wybiorczo. W tej literaturze co czytales sa takie zalecenia.
Ciebie nie moze zmienic twoj terapeuta przez 2 lata, kpisz z zalecen forumowiczow, a ty chciales zmienic swoich rodzicow. Daj sie sam zmienic, doktorze.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
Ostatnio zmieniony przez Kangur Śro Kwi 07, 2010 14:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
zeto555 

Pomógł: 3 razy
Wiek: 56
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 1035
Skąd: podlasie
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 14:44   

Po co zmieniac siebie? czy nie lepiej uwolnic sie od zlego otoczenia i zaczac zyc inaczej?
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 14:51   

Don Cicio (to z "Godfather" ten nick?)

Do teraz termin "toksyczny rodzic" zdążył już narobić trochę zamieszania. Nawet się upowszechnił i strywializował. Traktowany jest również jak szkodliwy wymysł, podczas gdy znakomicie określa charakterystykę poczynań nieadekwatnych rodziców.
Susan Forward napisała najbardziej chyba niewygodną książkę psychologiczną, jaką sobie można wyobrazić. Chodzi o sławną już i wielokrotnie tu przywoływaną "Toxic Parents".
Jak masz ochotę, zmierz się z nią. Ta pozycja ma szansę wkrótce utonąć w morzu zapomnienia lub być zalaną siekającymi umysł poradnikami "know how".
Zawiera także praktyczne wskazówki i co bardzo ważne - skupia się też na przemocy psychicznej, czego nie ma odpowiednio wypunktowanego np. u Alice Miller, bo ta ustawia nadrzędnie przemoc fizyczną i jej niewątpliwe konsekwencje.
Kobiety te nawzajem świetnie się uzupełniają.

Poza tym:
- szybko zdałeś sobie sprawę z bezowocności prób zmiany rodziców. Mi to zajęło grubo ponad 10 lat. Łapałem się też okazjonalnie na pojedyńczych przypadkach wcinania się w psychę myśli, że "może kiedyś.. coś ich tknie". Aż do daty 18.07.2009. Dokładnie od tego momentu, resztki jakichkolwiek nawinych nadziei dematerializowało się absolutnie. Unicestwieniu uległo też kilka innych wątpliwości.

- jak dotrzesz do swoich uczuć, a na pewno Ci się uda - wiem to po sobie i po Marishce, ruszysz swoją drogą nie oglądając się zanadto do tyłu. Przynajmniej nie na tyle, by przeszłość stanowiła barierę dla rozwoju.

- jeśli obawiasz się, że Twoja prawda, Twoje przeżycia spowodują u rodziców jakieś niepożądane skutki, że zrujnują ich zdrowie - znaczy to, że wciąż jest ISTOTNY PROBLEM. To efekt szantażu emocjonalnego i resztek ochrony rodziciela z czasów dzieciństwa - niezależnie od tego, jak krzywdzili. U Susan Forward jest o tym bardzo merytorycznie.

Na koniec.
Uwierz mi, wolałbym trzymać się z rodziną, być związany międzypokoleniową więzią, kooperować z nimi, pomagać im i uczyć się od nich, samemu też coś wnosząc - ale musiałby być to ZDROWY, KONSTRUKTYWNY układ. Musi być wzajemny szacunek, wzajemna empatia, wzajemna chęć, umiejętność szczerego przyznania się do błędów. Tkwić w syfie w imię tradycji, presji społeczeństwa, nawoływania do szacunku dla starszych, 4 przykazania, nieuleczonych ran mentalnych - to ratalne samobójstwo. To grozi jednym: życiem manekina, niewolnika własnych idealizacji i wypartych uczuć.

Niektórzy potrafią góry przenosić w imię próby udowodnienia rodzicom, że jednak coś znaczą, a oni pozostają głusi na to - mało tego, dla nich to nie zasługa: sukces dziecka. To stwarza zagrożenie. Takich ludzi się omija, unika i całkowicie dyskwalifikuje ze swego życia, które jest tylko jedno. Jeśli wszelkie próby konstruktywnego rozwiązania konfliktu, ne przynoszą rezultatów, to jest tylko jedno wyjście: podążyć własną drogą i skupić się na tych ludziach, którzy stanowią faktyczną wartość, nie na osobach wysysających z nas całe życie.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Kwi 07, 2010 14:53, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
zeto555 

Pomógł: 3 razy
Wiek: 56
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 1035
Skąd: podlasie
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 15:00   

Dokladnie to samo napisalem i to bez wymądrzania sie i komplikowania tego co proste. MIT , jestes mistrzem w gmatwaniu tego co proste. Prosta wypowiedz czasem wiecej moze zrobic dobrego.
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 15:03   

Myślę, że zarówno powiedzenia "w zdrowej duszy, zdrowe ciało", jak i "w zdrowym ciele zdrowy duch" są jednocześnie prawdziwe. Można zacząć z dowolnej strony. Duch kształtuje materię, a materia ducha. Np ogarniesz się na początku od strony psyche, to i pokarm zaczniesz lepiej przyswajać, lepiej zarządzać hormonami, a może nawet wybierać zdrowsze jedzenie, nie zapychać stresu słodyczami. I odwrotnie - zaczniesz wpierw lepiej jeść, to głowa będzie lepiej pracować, mniej ci będzie przeszkadzać u innych.

Ja się wyleczyłem z nerwicy natręctw bez żadnej psychologii czy leków, samą tylko dietą niskowęglowodanową i solaryzacją. Dość szybko, bo w kilka miesięcy.

Natomiast z czasem po euforii doszedłem do "ściany". Przyszły momenty stagnacji, dieta już od jakiegoś czasu niczego nie poprawiała, nie usprawniała ani myślenia, ani etyki życiowej. Wydaje mi się, że Weston i Kwaśniewski choć mądrze pisali, nieco smalcowników i kamczadali pokolorowali. Gdy sobie to uświadomiłem, dopiero zaczęło się szukanie w psychologii i ciężka praca nad własnym charakterem.

ps. Basenu bym nie odrzucał. Dieta to dobry start, nie cel sam w sobie. Ruchu się zachce na niej, nie bój się.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
Ostatnio zmieniony przez Waldek B Śro Kwi 07, 2010 15:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 15:42   

Waldek B napisał/a:
Myślę, że zarówno powiedzenia "w zdrowej duszy, zdrowe ciało", jak i "w zdrowym ciele zdrowy duch" są jednocześnie prawdziwe. Można zacząć z dowolnej strony.

Absolutnie zgadzam się z Waldkiem i tymi, którzy wcześniej radzili zabrać się również za ciało, dietę, ruch – taki który sprawi Ci przyjemność, słońce, woda, łażenie po górach, masaże pleców dla tego zestresowanego kręgosłupa, itp.
Problem można ugryźć z różnych stron i po kolejnych krokach zobaczysz efekty. To jest wtedy motywujące.

Wracając do wątku ewentualnej kontynuacji terapii przez Ciebie.
„Problem” jest w tym, że jesteś bardzo inteligentny, wykształcony, oczytany. Każdy psycholog wie, że takim ludziom najtrudniej przeprowadzić terapię. Opór jest silny. Klient „wie lepiej”, bo on to rozpracował intelektualnie, swoje wie i trzyma się tego twardo . Ktoś mniej wykształcony w takiej samej sytuacji łatwiej włączy uczucia, posłucha terapeuty, bo uzna go za autorytet i szybciej załatwi problem.
Dla Ciebie terapeuta musi być z „najwyższej półki”, doświadczony lub inteligentniejszy od Ciebie :)
Dobra jest też terapia grupowa u dobrego fachowca, bo wtedy musisz pracować intensywniej a stać Cię na dużo.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 16:47   

Kangur napisał/a:
DonCicio.
...Odwiedz lekarza optymalnego niech ci ustawi diete, najprawdopodobniej zaleci prady selektywnw na CUN.
Zarejestruj sie na ktoryms portalu matryminialnym. W Gazecie Wyborczej jest za darmoche. Na platnych portalach szanse moga byc lepsze.
W neurastenii mozesz miec problem ze seksem. Zanim doniesiesz to rozlejesz. Jesli tak masz, to zapoznaj najpierw starsza doswiadczona kobiete. Na starej piczy dobrze sie cwiczy. Jak juz pokonasz ten problem, to na ktoryms z portali matrymonialnych albo w inny sposob znajdziesz to czego szukasz.
Powodzenia i glowa do gory...

To bylo PIEKNE! :hihi:

Za to "KOCHAM" Kangura! :viva:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 16:52   

DonCicio napisał/a:
Kangur napisał/a:
Jesli tak masz, to zapoznaj najpierw starsza doswiadczona kobiete. Na starej piczy dobrze sie cwiczy.


Wujkowi Dobrej Radzie dziękujemy już chyba,

W zasadach obcowania z kobietami bardzo przypomina Pan mojego terapeutę... jestem w stanie sporo zrozumieć, ale czy Pan przypadkiem nie ocipiał ?


"DonCicio" a moze za przeproszeniem,
lepiej "DonCipcio"!!! :what: :hah:

Cosik mnie "siem" zdaje,
ze ty nie samiec lecz "samica" jestes! :viva:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 16:55   

DonCicio napisał/a:
...W zasadach obcowania z kobietami bardzo przypomina Pan mojego terapeutę...
To Twoje zdanie jest "BARDZO ZNAMIENNE"
i zdradza Twoja tozsamosc! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:15   

rakash napisał/a:
...Rozumiem, mam podobne doświadczenia, tylko bardziej pogmatwane...
To bylo oczywiste, od pierwszych Twoich postow! 8-)

BTW
Byloby fajnie gdybys opisal bardziej szczegolowo te doswiadczenia! 8-)
.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:26   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Pią Kwi 09, 2010 08:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:27   

DonCicio napisał/a:
...A ja faktycznie robie jeszcze jeden blad...

Oj, tych bledow to by sie "nazbieralo". :hah:

Pytanie jaka metoda sobie pomagac? :shock:
Tyle rad a na dodatek nawet te "sprosne"! :viva:
Jaka "metodologie" wybrac? :shock:

Moja rada na opisane problemy to zachowanie ROZWAGI!

Moim zdaniem rodzaj pomocy dla Ciebie
musi byc uzalezniony m.i. od Twojego "wygladu"?
Jaki on jest Twoim zdaniem? Czy masz np. "szpetna facjate"? itp 8-)
.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:38   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:01, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:42   

DonCicio napisał/a:
...Wykształcenie to pewien zasób wiedzy z danej dziedziny, a uczucia to uczucia :) Wykształceniem nie nadrobię tej sfery...

Wiesz to nie jest takie jednoznaczne! 8-)

Chyba jako czlowiek po "DZIENNYCH STACJONARNYCH"
powinienes rozumiec i zauwazyc, ze kazde takie studia
to "bariera" nie do pokonania "fizycznie"
dla "mlotkowca pospolitego" :hihi:

Jest chyba rowniez jasne, ze "uczucia" ktore sa zwiazane z "psyche"
nie mozna fizycznie oddzielic od "ciala"! :viva:

Oczywisty jest wniosek, ze prymitywny "mlotkowiec pospolity"
bedzie mial "uczucia" kategorii "planktonicznej" :viva:

I o tym radze niezapominac! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:51   

DonCicio napisał/a:
...To właśnie jest w psychologii piękne, że po spontanicznej wypowiedzi dowiadujesz się o kimś sporo, może nawet więcej niż on sam wie o sobie.
...
Podpisuje sie pod tym zdaniem "wszystkimi czterema lapami" !!! :hah:

Masz 100% racje, ale ponadto musimy uwzglednic postulat "efektywnosci"!!! 8-)
dokonanej "percepcji i analizy".

Chyba nie bedziesz forsowal "hasla", ze wszyscy PSYCHOLOGOWIE
sa rowni? :shock:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 17:59   

DonCicio napisał/a:
...Prostytutki są zarówno wykształcone jak i po maturze...

Naprawde! :hah: widze, ze jestes "obeznany w temacie" :hah: :hihi:
.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:00   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:02, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:06   

DonCicio napisał/a:
...W zasadach obcowania z kobietami bardzo przypomina Pan mojego terapeutę...
W tych kilku slowach "zakodowana" jest
istotna "czesc" Twojej "choroby". 8-)

Niewatpliwie z twoich postow wynika ze:
Twoj "grzechotnik slabuje"! :viva:

Takie sa "nagie i nieprzyzwoite" fakty! :hihi:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:12   

DonCicio!
Jestes niezalezny finansowo, nie mieszkasz z rodzicami , czy Ty zdajesz sobie sprawe w jak komfortowej jestes sytuacji? Masz wrecz rewelacyjna okazje ku temu by odciac sie od przeszlosci i zajac sie swoim zyciem, takie permanentne analizowanie przeszlosci nie pozwala isc do przodu, spojrzec w przyszlosc optymistycznie. :razz:
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:16   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Pią Kwi 09, 2010 08:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:17   

DonCicio napisał/a:
...Samemu trudno zmienić siebie...

Z tym "zmienianiem" to niestety nastapila juz dawno
taka mala "dewaluacja" znaczenia tego slowa. 8-)

Najlepiej rozpoczac od spraw oczywistych i prostych
czyli od "grzechotnika"! 8-)
Uwierz, ze to bardzo "wdzieczny pacjent"! 8-)

Natomiast efekty "kuracji" zazwyczaj sa SPEKTAKULARNE!!! :viva:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:20   

DonCicio napisał/a:
...Jestem przyblokowany...

Nie pisz JA JESTEM, bo to niescisle jest! 8-)

Nie wahaj sie tego nazwac po imieniu!!! :viva:

Masz chorego "GRZECHOTNIKA"!!! :hah: :hihi:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:41   

Molka napisał/a:
...czy Ty zdajesz sobie sprawe w jak komfortowej jestes sytuacji...
Jest prawie pewne, ze sobie nie zdaje sprawy. 8-)

Mam nadzieje, ze wspolnymi silami bedzie latwiej
uswiadomic Koledze po STUDIACH STACJONARNYCH
istote problemu! 8-)

Osoby ktore naleza do "rasy" mniej cenionej przez "spoleczenstwo",
czyli do "mlotkowcow pospolitych" maja o wiele trudniej,
gdy podobnych "dolegliwosci" doswiadcza! :shock:

Niewatpliwie jest to duzy "PLUS DODATNI" w sytuacji
opisanej przez DonCicio. 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 18:58   

ali napisał/a:
M i T napisał/a:
No to trzy sprawy może:


Łatwiej jest torować sobie drogę w życiu osobie wychowanej w poczuciu bezpieczeństwa (nie mylić, kurfa, z chowem bezstresowym!! ).

Tomek

.

ha
jak czytam takie historie to nie wiem co mam myśleć
ale dla mnie jesteście rozciaćkanymi dupkami
nie radzącymi sobie z życiem
ja tak dobrze nie miałem i takich problemów nie miewam


Ali a znasz ten dowcip:?
"Przychodzi Siwak do lekarza i mowi "panie doktorze, mam migrene"
A lekarz na to "panie Siwak, migrene to moze miec artysta, naukowiec, a pana to po prostu leb ..." :what: :hah:

Co ja chcialem przez to napisac? :viva:

To proste! Zaleznie od tego do jakiej "rasy" nalezymy
takie mamy "choroby", ot co! :hihi:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:08   

DonCicio napisał/a:

Ale coś mi to odcięcie się nie wychodzi. Sytuacja w której jestem dodatkowo mnie denerwuje - bo jestem niezależny, a nie mogę w pełni funkcjonować. Jestem przyblokowany tj. jazda samochodem na 1wszym biegu.


DocCicio!
Wiesz, myślę ze Twoim problemem jest rownież niewłaściwe postrzeganie kobiet, z góry zakładasz iż w kontaktach z nimi wypadniesz źle, to podstawowy Twój błąd ponieważ takie myślenie poniekąd dyskwalifikuje Cie na wejściu, negatywne nastawienie rodzi negatywne zachowania, być może tak jest, iż źle wypadasz w obecności kobiet ponieważ emanujesz na zewnątrz uprzedzeniami a one to wyczuwają. Poza tym masz atut, wykształcenie a to otwiera Tobie szersze "pole manewru" jeśli chodzi o wybór partnerki..... :-) , poza tym jesteś facetem wiec po niekad tez masz przewagę ponieważ facet jako "zdobywca" jest dobrze postrzegany w przeciwieństwie np. do kobiet.... :-)
Jeśli nie zdobędziesz się na odważny krok będziesz tkwił w miejscu.... na prawdę warto, jest tyle wspaniałych, mądrych, wykształconych pięknych kobiet, daj im szanse poznania Twego wrażliwego , pełnego ciepła wnętrza.... :hug: , myślę i pisze to z pełną świadomością 8-) TYLKO MIŁOŚĆ MOŻE CIĘ UZDROWIĆ.

zresztą tak stało się to w przypadku MIT, bo mnie sie tak pocichutku zdaje :x ze przede wszystkim to "dopasowanie grzechotki do grzechotnika" poczyniło w ich przypadku cuda.... :hihi: :viva:
Ostatnio zmieniony przez Molka Śro Kwi 07, 2010 19:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:17   

Molka napisał/a:
Masz wrecz rewelacyjna okazje ku temu by odciac sie od przeszlosci i zajac sie swoim zyciem, takie permanentne analizowanie przeszlosci nie pozwala isc do przodu, spojrzec w przyszlosc optymistycznie. :razz:


No to nie jest już nawet rada "dobrystyczna", lecz wręcz ze wszech miar toksyczna. Molka, problem wielu osób polega właśnie na tym, że odcinają się od swojej przeszłości i uczuć z nią związanych. Przez co nie są w stanie funkcjonować w przysłowiowym "tu i teraz", tylko są w przeszłości (rozpamiętywanie) lub przyszłości (bujanie w obłokach).

Sęk w tym, by przeszłość w pełni zintegrować, a nie odcinać się. To co sugerujesz, to zwykłe wyparcie. To tak, jak z odcinaniem własnych kończyn. Nie da się od przeszłości "odciąć", bo jest ona integralną częścią nas, tym, co m.in. tworzy naszą teraźniejszość i przyszłość. Bez tego zrozumienia nie da się w pełni zdrowo funkcjonować.

Tak więc przeszłość należy zrozumieć, zaakceptować (bo nie da się jej zmienić) i w odpowiedni sposób "zakodować" w umyśle. Tylko wówczas staje się bezpieczna i przestaje "ingerować" i przeszkadzać w naszej teraźniejszości. "Odcięta" siedzi w nieświadomości i stamtąd "rządzi" nami.

Z odcinaniem się od przeszłości jest dokładnie tak samo, jak z odcinaniem się od niewygodnych uczuć. A przecież tyle razy ten temat wałkowało się na tym Forum...

Co do "permanentnego analizowania", to skoro ma ono miejsce, to znaczy, że problem nie został jeszcze rozwiązany, a jedynie krąży się wokół niego, bojąc się poruszyć to, co najstraszniejsze. W przypadku Dona Cicio, są to wyparte, "zamrożone" emocje. I póki nie zostaną odnalezione i "uwolnione" (w pełni przeżyte), to "permanentne analizowanie" nie ustąpi, albo będzie powracac co jakiś czas. Podobnie nerwica i depresja, a także różne objawy somatyczne.

Bo samo tylko analizowanie problemu nie rozwiązuje. Owszem, pomaga, daje nawet pewną ulgę, ale problem pozostaje. I żeby nie było wątpliwości, to problemem nie są emocje, ale KONIECZNOŚĆ ICH WYPARCIA, która pojawiła się jeszcze w dzieciństwie i z którą większość osób nie daje sobie rady w wieku dorosłym. Bo sęk w tym, by te uczucia odnaleźć, połączyć z konkretnymi wydarzeniami (na ile się da) i wreszcie skierować pod właściwym adresem. Trudne jak cholera, ale prawdziwie wyzwalające!

Marishka
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:20   

rakash napisał/a:
...Cóż będziesz chodził i wierzył "specjalistom" którzy ci nie pomogą... usłyszysz od niejednego znawcy i specjalisty, jak dobrze zapłacisz to też. ...

Co my tutaj widzimy? 8-) Oto nasz "Pan egalitarny"
udziela "snietych porad"! :hah:

Zrezygnuj z PLATNYCH SPECJALISTOW
zastosuj "darmochowa mudlitwe" plus "losiem zoltek z podgardlem" :viva:

A zapomnialem, jeszcze "basen z sauna"
najlepiej "w meskim" towarzystwie
bron "bochsze z grzechotkami" :hah: :hihi:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:27   

Molka napisał/a:
zresztą tak stało się to w przypadku MIT, bo mnie sie tak pocichutku zdaje


Nie, tu się bardzo mylisz, chociaż opisywałam "jak to się stało" niejednokrotnie na Forum.

Poznanie tak wspaniałej Osoby jaka jest Tomek stało się dla mnie możliwe tylko i wyłącznie po tym, jak NAJPIERW w znaczącym stopniu odbudowałam poczucie własnej wartości i pewności siebie. Wiedziałam czego mi brakuje i czego szukam w Partnerze. Miałam wyraźnie zdefiniowane wartości i mówiłam o tym wprost. Pozbyłam się perfekcjonizmu i nauczyłam się mówić "nie". Zdałam sobie sprawę z błędów popełnionych w pierwszym małżeństwie oraz z moich w tym 50% odpowiedzialności. W dużej mierze emocjonalnie odpępowiniłam się od rodziców. I DOPIERO WTEDY byłam gotowa na stworzenie Związku partnerskiego, a nie polegającego na nieświadomej relacji rodzic/dziecko.

Gdybym wcześniej nie odwaliła kawał samodzielnej pracy, wciąż tkwiłabym w toksycznym związku i nie dałabym szansy miłości Tomka. Albo inaczej, nie dałabym SOBIE szansy na taką Miłość i szczeście.

Dlatego nikomu nie polecam wikłąnia się w związek, jeśli wpierw nie rozwiąże się dużej części swoich problemów i nie odbuduje się poczucia własnej wartości.

Marishka

P.S. To straszny truizm, ale naprawdę nie da się autentycznie i zdrowo kochać drugą osobę, jeśli najpierw nie pokocha się samej siebie. Dlatego uważam, że Don Cicio dobrze kombinuje, by najpierw zająć się poczuciem własnej wartości.
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Kwi 07, 2010 20:19, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:30   

Marishka!
Wiedzialam ze ustosunkujesz sie do tej mojej wypowiedzi, na pewno masz racje ale do cholery DonCicio wiele sobie uswiadomil iz dalej tkwi w miejscu... to dla mnie jest jakas paranoja! Ale popatrz, nie zaprzeczysz iz Ty i Tomasz odnalezliscie sens zycia poprzez wlasna milosc, uczucia, wowczas bylo i jest duzo łatwiej, dlatego mi chodzilo miedzy innymi o to by Don Cicio choc na chwile przestal myslec o tej parszywej przeszlosci a skupil sie na znalezieniu kogos kto nada sens jego zyciu, przeciez bez motywacji niczego nie osiagnie, bedzie dreptal w miejscu w nieskonczonosc, a milosc, wsparcie drugiej osoby z pewnoscia moze ten caly proces w kierunku pozytywnym przyspieszyc i w koncu zakonczyc ten koszmar.... sam sobie nie poradzi.... :razz:
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:37   

M i T napisał/a:
Molka napisał/a:
zresztą tak stało się to w przypadku MIT, bo mnie sie tak pocichutku zdaje


Nie, tu się bardzo mylisz, chociaż opisywałam "jak to się stało" niejednokrotnie na Forum.

Poznanie tak wspaniałej Osoby jaka jest Tomek stało się dla mnie możliwe tylko i wyłącznie po tym, jak NAJPIERW w znaczącym stopniu odbudowałam poczucie własnej wartości i pewności siebie. Wiedziałam czego mi brakuje i czego szukam w Partnerze. Miałam wyraźnie zdefiniowane wartości i mówiłam o tym wprost. Pozbyłam się perfekcjonizmu i nauczyłam się mówić "nie". Zdałam sobie sprawę z błędów popełnionych w pierwszym małżeństwie oraz z moich w tym 50% odpowiedzialności. W dużej mierze emocjonalnie odpępowiniłam się od rodziców. I DOPIERO WTEDY byłam gotowa na stworzenie Związku partnerskiego, a nie polegającego na nieświadomej relacji rodzic/dziecko.

Gdybym wcześniej nie odwaliła kawał samodzielnej pracy, wciąż tkwiłabym w toksycznym związku i nie dałabym szansy miłości Tomka. Albo inaczej, nie dałabym SOBIE szansy na taką Miłość i szczeście.

Dlatego nikomu nie polecam wikłąnia się w związek, jeśli wpierw nie rozwiąże się dużej części swoich problemów i nie odbuduje się poczucia własnej wartości.

Marishka


ale Tomek musisz przyznac nie byl w takim punkcie wyjscia jak Ty! :-) wlasnie dzieki Tobie odzyskal rownowage , na pewno mialas w tym niemaly udzial dlaczego? dlatego poniewaz udalo Ci sie pokonac sama siebie, wiec spotykajac na drodze czlowieka " nieprzepracowanego" bylas w stanie mu pomoc, tak samo Don Cicio moglby miec taka szanse podobnie jak Tomasz... byc moze kobiety sa silniejsze psychicznie i latwiej im pokonac swa psyche, a mezczyzni maja z tym wiekszy problem.... mysle ze Don Cicio potrzebuje zdrowej, uczuciowej, empatycznej madrej kobiety..... 8-)
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:39   

:-D
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:11, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:41   

M i T napisał/a:
...Gdybym wcześniej nie odwaliła kawał samodzielnej pracy, wciąż tkwiłabym w toksycznym związku i nie dałabym szansy miłości Tomka. Albo inaczej, nie dałabym SOBIE szansy na taką Miłość i szczeście...
Marishka...

Marishka, "gienieralnie" to jasno opisujesz "kolejnosc" czynnosci,
ale moze ja zle "postrzegam"? Czyli w Twoim konkretnym przypadku
bylo tak:
1.) rany z dziecinstwa
2.) nieudane malzenstwo (przyczynowo zwiazane z 1.)
3.) proces przepracowywania 1.) jako podstawowe remedium (bez seksu)
4.) "zyciodajny" sex (warunkowany uprzednim przepracowaniem "bez sexu")

Czy tak? Czy cos "pomlotkowalem"? 8-)
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:46   

grizzly napisał/a:

A zapomnialem, jeszcze "basen z sauna"
najlepiej "w meskim" towarzystwie
bron "bochsze z grzechotkami" :hah: :hihi:
.

misiu byles kiedys z "grzechotka" w saunie? ja bylam z "grzechotnikiem".... :hihi:
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:53   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:12, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 19:59   

DonCicio napisał/a:
M i T napisał/a:
Sęk w tym, by przeszłość w pełni zintegrować, a nie odcinać się. To co sugerujesz, to zwykłe wyparcie. To tak, jak z odcinaniem własnych kończyn. Nie da się od przeszłości "odciąć", bo jest ona integralną częścią nas, tym, co m.in. tworzy naszą teraźniejszość i przyszłość. Bez tego zrozumienia nie da się w pełni zdrowo funkcjonować


Dokładnie, ale integracja znaczy dotarcie do tych zamrożonych emocji i ich przeżycie. Co nadal stanowi problem, bo nie mogę tego zrobić - jakby moje przeżycia nie potrafią zrobić na mnie wrażenia. Historie innych ludzi mnie wzruszają, ale moja własna nie może tego zrobić.

Molka odnośnie kobiet to nie kieruje się ich wykształceniem, to zgubne, tragiczne w skutkach. Historia z moją eks i kilka innych znajomości pokazuje, że jest grupa kobiet, którym wykształcenie nie służy. Nigdy nie przyznaje się do dr, nie chce żeby ktoś polubił mnie za dokonania. Podobnie ja nie szukam wybitnie wykształconych jednostek, dość często osoby takie wbite są w chore ambicje, po prostu mgr/dr przed nazwiskiem nadbudowują poczucie własnej wartości.
Eks często twierdziła, że kocha mnie za wygląd i intelekt - wówczas przeoczyłem tak nośna informację zwrotną! Teraz od razu skasowałbym tę znajomość.. Ktoś kto kocha za intelekt i ładną buzię nie ma pojęcia o uczuciach. Jakkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mieć ładną dziewczynę oraz obowiązkowo mądrą i uczuciową - a to już poker :-)

Don Cicio, uwierz doswiadczonej kobiecie :hihi: iz kocha sie za cos, przeciez nie jest tak ze zakochujemy sie w "slupie telegraficznym" , nie, zakochujemy sie dlatego ze cos nas w drugiej osobie zafascynowalo, moze to byc wlasnie intelekt, wiesz on jest najbardziej sexi... :-D , moze to byc wyglad, sposob bycia, wyslawiania sie, prestiz, itd itd. wiec skoro kobieta powiedziala iz uwielbia Twoj "mozg" , Twoja sliczna facjate? dlaczego poczytales jej to za negatyw? to ze podobalo sie jej Twoje wnetrze bylo czyms tak oczywistym iz pewnie nawet o tym nie wspominala.... czesto jest tak iz mowimy drugiej osobie ze ma piekne oczy, usta bo to jest cos co odbieramy percepcyjnie na pierwszych spotkaniach ale podswiadomie i tak w dalszej perspektywie zwracamy uwage na rzeczy istotniejsze dlatego warto dac komus szanse glębiej go poznając, nie mozesz "kasowac" kobiety po kilku spotkaniach.... :-D
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:03   

DonCicio napisał/a:
...Są związki o działaniu terapeutycznym i wprost przeciwnie - jak mawia mój terapeuta.. W związku o charakterze terapeutycznym rośnie poczucie wartości obojga partnerów, a w związku toksycznym jedno buduje poczucie własnej wartości kosztem drugiego - i po rozstaniu to widać, zazwyczaj pokrzywdzona strona ląduje u psychiatry, albo wpada w depresję. Strona która zdominowała związek odchodzi "podbudowana" i pewna siebie, jednocześnie krzywdząc drugą - zabierając jej poczucie wartości - niejako uzależniając ją od siebie...

DonCicio, ten "Terapeuta" nie jest wcale taki, jakim go "malujom" :hah:

Na twoim miejscu to "pochopnie" bym z jego pomocy nie rezygnowal! 8-)
.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:07   

:medit:
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:10, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:11   

DonCicio napisał/a:
Molka napisał/a:
Don Cicio, uwierz doswiadczonej kobiecie


Kangur pewnie takiej uwierzył kiedyś.. i zobacz co się z nim stało ;-)

Kochać za prestiż - prostytucja :)

DonCicio masz racje z Kangurem! :keep:

Ale "kto tu mowi" ze prostytucja jest ZLA? :shock: :hah:

Oj, to nie tak mialo byc! :hah:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:15   

DonCicio napisał/a:
Molka napisał/a:
Don Cicio, uwierz doswiadczonej kobiecie


Kangur pewnie takiej uwierzył kiedyś.. i zobacz co się z nim stało ;-)

Kochać za prestiż - prostytucja :)

nie tylko za prestiz, to mily dodatek jest.... przeciez jestes czlowiekiem wyksztalconym, oczytanym, rozgarnietym, o czyms ze swoją lubą trzeba gadać prawda? no poziom inteletualny w związku jest bardzo wazny, dobrze jest się dobrac tak by w pewnym momencie nie poczuc przy boku ukochanej totalnej nudy, "przepasci intelektualnej", w przeciwnym wypadku zacznie Cie po prostu wkurzac, taka jest prawda..... :-)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:23   

Molka napisał/a:
...Don Cicio, uwierz doswiadczonej kobiecie :hihi: iz kocha sie za cos,..
Viola "poruszyla" zagadnienie o FUNDAMENTALNYM ZNACZENIU!!! :hug:

Niestety ze wszystkich stron slyszy sie "zaklamane"
zupelnie FALSZYWE oceny, dotyczace mechanizmu UCZUCIA! 8-)

Najbardziej "prymitywna rasa" osobnikow
lansuje wlasnie "teo-ryjki" o rzekomej bezinteresownosci
fenomenu "GRZECHOTKA-grzechotnik"
co jest po prostu smieszne. 8-)
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:34   

grizzly napisał/a:
Molka napisał/a:
...Don Cicio, uwierz doswiadczonej kobiecie :hihi: iz kocha sie za cos,..
Viola "poruszyla" zagadnienie o FUNDAMENTALNYM ZNACZENIU!!! :hug:

Niestety ze wszystkich stron slyszy sie "zaklamane"
zupelnie FALSZYWE oceny, dotyczace mechanizmu UCZUCIA! 8-)

Najbardziej "prymitywna rasa" osobnikow
lansuje wlasnie "teo-ryjki" o rzekomej bezinteresownosci
fenomenu "GRZECHOTKA-grzechotnik"
co jest po prostu smieszne. 8-)
.


nio taka jest PRAWDA misiunciurku :hihi: " przeciez czlowiek jest istotą żywą, czujaca, myslaca, odbierajaca tysiace bodzcow w kazdej sekundzie zycia, wiec ocenia, analizuje, obserwuje, kojarzy, mysli perspektywicznie, ma wrodzone poczucie bezpieczenstwa wiec byc inaczej nie moze, kocha za cos a nie mimo wszystko..... 8-)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:45   

Molka napisał/a:
ale Tomek musisz przyznac nie byl w takim punkcie wyjscia jak Ty!


Byłem bardziej "przepracowany" od Marishki. To są fakty. Poszło nam łatwiej, bo ja miałem więcej spokoju i zrozumienia, a Marishka była na bardzo dobrej drodze - no i jest odważniejsza ode mnie :)
Skąd Ty masz przeciwne informacje? Toż pisaliśmy tyle razy.

Don Cicio, Molka ma rację pisząc, że kocha się za coś. Miłość jest wynikiem wyboru, a ten dokonuje się poprzez wartościowanie. No nie róbmy mit-ów!

Odrzucasz kobiety, bo masz małe o sobie mniemanie. Może boisz się odrzucenia, nadmiernego oceniania. U nas to wszytsko było jakieś oderwane od normalnych przypadków. Ja nie należę do gości zaczepiających kobiety na ulicy lub walących do nich z kwiatkiem. W ogóle podrywactwo jest mi kompletnie nie znane. Szczęśliwie się odnaleźliśmy z Marishką na różnych końcach świata. Byłem 100% kandydatem na singla i to w dużej mierze zadowolonego z tego stanu rzeczy. Zawsze marzyłem o dużym uczuciu, odrzucałem również sporo, powiedzmy "okazji", bo nie chciałem wikłać się w powierzchowne romansidła.

W sprawach podbojów damskich serc, nie jestem dobrym doradcą 8-) U mnie liczy się tylko i wyłącznie jakość relacji - i w związku z tym jej trwałość. Podobnie myśli Marishka, więc może dlatego m.in. potrafiliśmy się "zobaczyć" przez ocean.

ps: Doradzanie komuś z problemem "utknięcia na pierwszym biegu" w typie: "weź się w garść", "zrób coś chłopie ze sobą" lub "idź się rozerwij, znajdź sobie duupę" czy "zamocz w końcu korzenia w picz, to ci przejdzie", należą do wyjątkowo planktonicznych, nic nie wnoszących, "proletariackich" zagrywek. Wypowiadane są zwykle od niechcenia, bez jakiegokolwiek zaangażowania, niosą ze sobą raczej pogardę niż pomoc.

Tomek
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:46   

Molka napisał/a:
..nie tylko za prestiz, to mily dodatek jest...

Prawda jest taka, ze kazdego "OSOBNIKA" oceniamy
co najmniej w wielu "kategoriach" swiadomie i "podswiadomie",
nie wspominam nawet o wplywie "karmicznym" ;-)
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:54   

M i T napisał/a:
Molka napisał/a:
ale Tomek musisz przyznac nie byl w takim punkcie wyjscia jak Ty!


Byłem bardziej "przepracowany" od Marishki. To są fakty. Poszło nam łatwiej, bo ja miałem więcej spokoju i zrozumienia, a Marishka była na bardzo dobrej drodze - no i jest odważniejsza ode mnie :)
Skąd Ty masz przeciwne informacje? Toż pisaliśmy tyle razy.

Tomek


nie wiem, jakos tak skojarzyłam, ze Marishka byla "przepracowana" a Tobie pomogla wiele zrozumiec, jesli sie mylilam a okazuje sie ze tak to przepraszam Was :hug:
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 20:57   

grizzly napisał/a:

Prawda jest taka, ze kazdego "OSOBNIKA" oceniamy
co najmniej w wielu "kategoriach" swiadomie i "podswiadomie",
nie wspominam nawet o wplywie "karmicznym" ;-)
.

misiarku jak to pieknie zebrales do "k....y" :viva:
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:03   

M i T napisał/a:
...ps: Doradzanie komuś z problemem "utknięcia na pierwszym biegu" w typie: "weź się w garść", "zrób coś chłopie ze sobą" lub "idź się rozerwij, znajdź sobie duupę" czy "zamocz w końcu korzenia w picz, to ci przejdzie", należą do wyjątkowo planktonicznych, nic nie wnoszących, "proletariackich" zagrywek. Wypowiadane są zwykle od niechcenia, bez jakiegokolwiek zaangażowania, niosą ze sobą raczej pogardę niż pomoc.
Tomek..
Sporo racji jest! Dlatego w sprawach eksploatacji "grzechotek"
najbardziej przydatny jest opracowany,
w miare dokladny "algorytm" czynnosci "przedplcennych". :hihi:

Niezmiernie wazne jest rowniez, aby byl on "skrojony na miare"
danego "zepsutego grzechotnika" 8-)

Nie mozna zastosowac "recepty somsiada" bez STUDIOW STACJONARNYCH
dla Osoby z "DOCHTORATEM" :hah: :hihi:

Takie "praktyki" to jest czysty "egalitaryzm przedzygotyczny"! :hah:
.
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:10   

DonCicio napisał/a:
rakash napisał/a:
Moja sytuacja jesst bardzo podobna do twojej, nie dokładnie taka sama, ale wpisuje się w te same popierniczone realcje rodzinne. Nie ma to już znaczenia, długo próbowałem zmienić moich starych, niestety z ich strony to jest gierka.


Cały myk, żeby nie chcieć rodziców zmieniać. Zresztą to jest niemożliwe: są zazwyczaj bezkrytyczni wobec siebie i od nas starsi, a wyobraź sobie co czułaby osoba w wieku np. 50 lat, kiedy zdałaby sobie sprawę, jak bardzo zniszczyła komuś życie. Gdyby to do niej dotarło prawdopodobnie nie mogąc naprawić wyrządzonego zła popełniłaby samobójstwo. Dlatego za wszelka cenę rodzice będą wypierać i uciekać od przeszłości.
Dojście do prawdy, że rodziców jednak nie zmienię zajęło mi ok. 2,5 roku. Taka prawda - nie dasz rady ich zmienić.


Jednak bym polemizował. Zależy jeszcze co rozumiesz pod "zmieniać". W końcu sam chodzisz na terapię, a one są od zmieniania. Tak jak ty masz możliwość zmiany tak i oni mają taką możliwośc. Świadomość zniszczenia komuś życia to nie jest ta droga, to co sie stało to się nieodstanie. Chodzi o to że oni jako ludzie mają ze sobą poważne kłopoty, a tak naprawdę mimo wyparcia nie zmienia to faktów. Wypbraź sobie że oni też dostają ostro po głowie. Oczywiście trzeba mierzyć siły na zamiary. Nie chcę znowu cię jakoś umoralniać, raczej wyrażam moje zdanie. Ty akurat masz już taką sytaucję że możesz sprawy swoje pozałatwiać. Chowanie głowy w piasek nie jest dobre. Myślę że w twoim wypadku mógłbyś spokojnie rozmówic się z ojcem. Oczywiście taki proces jest trudny i żmudny, a czasem człowiek po prostu nie ma na to czasu a raczej zdrowia.
_________________

 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:14   

:medit:
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:22   

DonCicio napisał/a:
M i T napisał/a:
Don Cicio, Molka ma rację pisząc, że kocha się za coś. Miłość jest wynikiem wyboru, a ten dokonuje się poprzez wartościowanie. No nie róbmy mit-ów!


Toteż o tym mowa, że kochasz za coś, z tym że dla Molki najbardziej wartościowe są pieniądze i wygląd.
A kochać można też np. za wrażliwość, ciepło, a kochanie za prestiż (np. nowe audi A8) jest nielotem :)


Sam widzisz że nie jest z tobą najgorzej, w każdym razie coś ci odebrano, ale każda sytuacja ma dwie strony. Może pora dojrzeć tą drugą.
_________________

 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:22   

:roll:
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:22   

rakash napisał/a:
... Wypbraź sobie że oni też dostają ostro po głowie...

Jakie to "loczywiste", taka "zemsta" uczyniona "renkom Boga" :hah:

"Zoba" DonCicio jak "prosty lud parafialny"
potrafi "rozumowac" :what: :hah: :viva:

BTW
O reperacji za pomoca "profesjonalnej grzechotki" ani "siem" nie "zajonknie"! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:28   

rakash napisał/a:
Sam widzisz że nie jest z tobą najgorzej, w każdym razie coś ci odebrano, ale każda sytuacja ma dwie strony. Może pora dojrzeć tą drugą.
Tak, DonCicio, "rekolekcje" czas zaczac! :what:
"Najlepij" w meskim "klasztorniku" :hah:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:28   

DonCicio napisał/a:
M i T napisał/a:
Don Cicio, Molka ma rację pisząc, że kocha się za coś. Miłość jest wynikiem wyboru, a ten dokonuje się poprzez wartościowanie. No nie róbmy mit-ów!


Toteż o tym mowa, że kochasz za coś, z tym że dla Molki najbardziej wartościowe są pieniądze i wygląd.
A kochać można też np. za wrażliwość, ciepło, a kochanie za prestiż (np. nowe audi A8) jest nielotem :)

Don Cicio a na jakiej podstawie doszedles do wniosku ze dla Molki najwazniejsze sa pieniadze? :shock: :-D i wyglad, lo masakra , takie czynie wrazenie? no nie mozna sugerowac sie opiniami innych.... :faint: owszem , nie oszukujmy sie, pieniadze sa bardzo wazne, ulatwiaja zycie, ale tak jak prestiz sa milym dodatkiem do calosci, oczywiscie ze czlowiek z jego bogatym wnetrzem, czuloscia, wrazliwoscia, dobrocia, poziomem intelektualnym to priorytet i to nie podlega jakby dyskusji.... pieniadze tez w pewien sposob swiadcza o Tobie, o tym ze masz "leb na karku"... sa niejako wykladnia Ciebie..... potrafisz zapracowac na rodzine, zapewnic jej poczucie bezpieczenstwa, znaczy ze jestes ok. :-)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:37   

DonCicio napisał/a:
...z tym że dla Molki najbardziej wartościowe są pieniądze i wygląd...
DonCicio, ciekawe jakim sposobem "doszlusowales" do takich wnioskow? :shock:

A moze jednak sie mylisz i decydujacym "parametrem"
jest "technika sprawiania rozkoszy" ? :hah:
Radze nie lekcewazyc tego parametru! 8-)

A co do pieniedzy PELNA ZGODA!
Dobrze oceniasz, ze "DOCHTORAT"
jest o wiele mniej cenionym parametrem
w stosunku do "PIENIEDZY". :hihi:
.
Ostatnio zmieniony przez grizzly Śro Kwi 07, 2010 21:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:48   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:48   

Molka napisał/a:
...Don Cicio a na jakiej podstawie doszedles do wniosku ze dla Molki najwazniejsze sa pieniadze? ...
Mam powazne podejrzenia,
ze DonCicio nalezy do wyznawcow "filozofii egalitarnej" :razz: ,
nie jestem chyba goloslowny, poniewaz "przebija to" z jego postow! 8-)

DonCicio ma problemy z ustaleniem "hierarchii wartosci",
jest powaznie "zagubiony"! :shock:

Nie potrafi sie identyfikowac i tkwi jakby w "rozkroku"
niby ma "DOCHTORAT" ale proletariackie pochodzenie
nie pozwala sie jemu odciac od "poglowia mlotkowcow pospolitych" :hah:

Czyli mamy "rasowy" kryzys "tozsamosci"! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 21:50   

DonCicio napisał/a:
...strasznie się wątek zaburaczył od wczoraj :-)...

Tak, tak 8-) Juz my wiemy "towarzyszu" gdzie was "boli"! :hah:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Kwi 07, 2010 22:55   

DonCicio uwazam, iz zrobiles dobry krok wchodzac tutaj na forum, :-) pobedziesz dluzej, poznasz wszystkich blizej, dojdziesz do wniosku ze Ci z pozoru zlosliwi wcale nimi nie sa, :-P mysle ze samotnosc o ktorej pisales bedzie mniej odczuwalna, :-)
wierze w to , iz dasz rade i wyjdziesz na prosta.... :shoot:
Ostatnio zmieniony przez Molka Czw Kwi 08, 2010 07:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 00:12   

Bardzo ciekawy watek. Musze troszke nadrobic.

Donno prosze, jestesmy troche podobni w doswiadczeniach, lecz ja potrafie wzbudzic w sobie zal za te wszystkie krzywdy na zawolanie, jak sobie cos przypomne potarfie sie zryczec, choc ostatnio juz tego nie robie. NIezly jestes z tymi 2,5latami, mi to zajelo 15 :-/
Napisze cos wiecej jak poczytam, tak na pierwszy rzut oka od razu mi sie przypomina historia silnej depresji i samobojstaw Tomka Beksinskiego, zobacz jak mozna sie totalnie wyalienowac z zycia http://www.youtube.com/watch?v=sPGUTZW1w2w

Pracujesz na uczelni, hm, to chore miejsce :roll: bardziej zgnilego miejsca to juz chyba nie ma. Rzadza chamy i wypyszczone pustaki, uczciwi niestety zostaja wyautowani.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 01:32   

Jaśnie Pani, przyjaciel Tomka był świadkiem na naszym ślubie. Teraz tak sobie myślę, że gdyby choć na przekór , Tomek jeszcze pożył kilka lat, byłaby szansa na poznanie go osobiście. Wielka szkoda. Gdy się z Radia Kraków dowiedziałem, że nie żyje, a potem że przyczyną śmierci było samobójstwo, zdębiałem. W każdym razie zabrakło jednego z najlepszych pasjonatów filmu, muzyki i niezrównanego tłumacza z angielskiego. Odszedł w przedziwnym, bardzo symbolicznym momencie. Deklarował, że nie wejdzie w kolejny wiek i słowa dotrzymał. A ponoć kilka dni przed śmiercią, prosił ojca, by ten zamówił mu jakieś płyty przez net. Wszystko wyglądało niby normalnie.

Zniknęła cała rodzina. Matka nie żyje, potem Tomek, na końcu zamordowano ojca. Bardzo smutna historia.

Tomek
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 08:45   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:10, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 09:21   

DonCicio napisał/a:
I co ciekawe mam 90% skuteczność. Ćwiczę i weryfikuję swoje diagnozy, .......

Szewc bez butow.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 09:29   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:10, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 09:35   

:medit:
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:10, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 09:57   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:10, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
tajden 
tajden


Pomógł: 5 razy
Wiek: 75
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 217
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 10:00   

Jest jeszcze druga strona medalu: co sądzić o kobiecie, która ulega właśnie tym tanim technikom, której imponuje np. drogie auto. Co sądzić o kobiecie, która po pierwszym spotkaniu zaprasza do siebie na weekend.[/quote]
To znak nowych czasów, nienormalnych ale nowych.
Kobieta chce dorównać mężczyznom w bardzo wielu sferach życia: karierze, stanowisku, biznes-women, nawet tak prozaicznej czynności (ohyda!) jak palenie papierosów na ulicy.
A więc uważa, że podrywanie mężczyzny, zapraszanie od razu do siebie jest równoznaczne z tym jakby to robił mężczyzna.
A to rozumowanie jest bardzo chore. Bo widzę zanik tej prawdziwej kobiecości, nawet jak jest piękna i zgrabna. Alienacja kobiety na jej własne życzenie. Tak ja to widzę.
Z nowoczesnością nie ma to nic wspólnego.
Ale mam wielką przyjemność spotykać czasem kobiety ( w różnym wieku), nawet bardzo młode, które nie zatraciły swojej kobiecości, są subtelne i nazywają się prawdziwymi kobietami.
_________________
Na DO - 9 lat.
 
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 10:16   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:08, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 10:57   

DonCicio napisał/a:
Piszesz o terapii grupowej - za nerwowy jestem, żeby komuś pomóc, pewnie dość szybko bym go opierniczył :-)

Bardzo dobrze. Ciebie też by ktoś pewnie opierniczył, bo z boku lepiej widać, jak sam to doskonale wiesz. O to chodzi, żeby się dużo działo, żeby było twórczo, uwalniały się emocje. Wtedy jest terapeutycznie. Terapia grupowa jest w moim odczuciu bliżej życia i skuteczniejsza, niż spotkania w cztery oczy przez długi czas z tą samą osobą.
Dynamika grupy ma swoją moc :)

DonCicio napisał/a:
....A najmądrzejszym facetem z jakim rozmawiałem jest facet po 7 klasach, sąsiad.

Jak najbardziej zgadzam się. Też spotkałam takie osoby i słuchałam ich wtedy z wielkim zainteresowaniem :)
Moja uwaga dotycząca wykształcenia dotyczyła przede wszystkim zwrócenia uwagi na wysoce prawdopodobny większy opór w terapii, bo ty dużo wiesz (czytałeś), z psychologii też.
I mądry też jesteś, jak zdążyłam zauważyć :-D
 
     
tajden 
tajden


Pomógł: 5 razy
Wiek: 75
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 217
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 13:07   

DonCicio napisał/a:
tajden napisał/a:
A więc uważa, że podrywanie mężczyzny, zapraszanie od razu do siebie jest równoznaczne z tym jakby to robił mężczyzna.


Wracając do źródeł, zapraszanie nowo poznanej kobiety do siebie przez mężczyznę w celach powszechnie wiadomych (nie reguła, ale pewnie spora część przypadków) chyba nie jest przejawem szczególnego męstwa?

Mój kolega najbardziej lubi kobiety nieśmiałe, bo one nie śmią odmówić... :-D
_________________
Na DO - 9 lat.
 
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 13:47   

DonCicio napisał/a:
...Wracając do źródeł, zapraszanie nowo poznanej kobiety do siebie przez mężczyznę w celach powszechnie wiadomych (nie reguła, ale pewnie spora część przypadków) chyba nie jest przejawem szczególnego męstwa?...

Zastanawiam sie, dlaczego stosujesz taka "tania" prowokacje? :hihi:

Kazdy normalny po STUDIACH STACJONARNYCH wie,
ze "czas" ladowania w przyslowiowym "lozku"
uzalezniony jest od wielu czynnikow! 8-)

Przy spelnieniu pewnych kryteriow moze to trwac
kilkanascie minut i jest zupelnie normalne! :viva:

Natomiast u kogos chorego jak Ty "rytualy przedplcenne"
moga trwac np. 6 miesiecy
i "final" moze byc GLEBOKA PATOLOGIA!, 8-)
ktora "z urzedu" zainteresuja Prokuratora. :razz:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 13:52   

tajden napisał/a:
...Mój kolega najbardziej lubi kobiety nieśmiałe, bo one nie śmią odmówić... :-D...
Wiem, ze to zart 8-), ale rownie dobrze,
moze byc to, skuteczna "metoda" na "cienkiego grzechotnika" :hah:
.
 
     
tajden 
tajden


Pomógł: 5 razy
Wiek: 75
Dołączył: 15 Mar 2010
Posty: 217
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 15:27   

grizzly napisał/a:
tajden napisał/a:
...Mój kolega najbardziej lubi kobiety nieśmiałe, bo one nie śmią odmówić... :-D ...
Wiem, ze to zart 8-) , ale rownie dobrze,
moze byc to, skuteczna "metoda" na "cienkiego grzechotnika" :hah:
.

Wiesz, że to żart, ale jednak komentujesz. Mało inteligentna wypowiedź po STUDIACH STACJONARNYCH... :papa:
_________________
Na DO - 9 lat.
 
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 16:11   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:08, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 16:27   

DonCicio napisał/a:
większe prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego, albo znajomego znajomego

Tak, rozumiem.
Jest jeszcze inna możliwość grupowa, wyjazdowa, tygodniowa, intensywna, niemal cołodobowa. Taka burza mózgów z dużymi emocjami. Szybkie efekty dla takich zaawansowanych w terapii jak Ty. Dla całkiem początkujących za mocne, nie powinni wcale takich przyjmować i chyba tego nie robią. Dla Ciebie powinno być w sam raz.
Wtedy znacznie mniejsze prawdopodobieństwo spotkania znajomego :)
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 19:26   

DonCicio a jak samopoczucie dzisiaj? :-)
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 21:19   

8-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:09, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Kwi 08, 2010 23:54   

Tomek mna tez wstrasnela smierc Tomka. W sumie w tym filmie doglebnie doprecyzowal co nadaje zyciu sens - MILOSC. Fajnie ze znacie jego przyaciela, zawsze bylam ciekawa jego relacji z rodzicami, ojcem, zwlaszcza gdy byl maly, jaki wplyw na niego mialo malarstwo taty, jego niecodzienne doswiadczenia, pamietam takie zdjecie z gazety pochodzace chyba z albumu rodzinnego - maly Tomek w wielkiej klatce dla ptakow, ojciec na zewnatrz.

Don z dedykacja dla Ciebie http://www.youtube.com/wa...feature=related 8-)

Co do Twojego psychiatry to jest podobny do moich wujkow tez psychiatrow, bardzo ciekawi ludzi, pasjonujacy wrecz, to wlasnie oni zainteresowali mnie wieloma sprawami,literatura, muzyka, wprowadzili w prawdziwy swiat, pokazali, ze jest inaczej, oni i jedna ciotka, to oni pierwsi powiedzieli na glos, ze moi starzy sa nienormalni, czesto mnie bronili. Niestety, sami byli ostro pokiereszowani, zawsze mi sie wydawali az 'brudni' od swoich problemow - pili, brali i nie tylko, kazdy mial pogmatwane zycie, totalny chaos. Dopiero pozniej zobaczylam, ze tez mna nieraz manipulowali dla wlasnych korzysci. Zreszta nie wazne, na pewno zrobili dla mnie wiele dobrego, ale tez skutecznie odstarszyli ludzi swojej profesji.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:05   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:09, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:10   

JaśniePani napisał/a:

Pracujesz na uczelni, hm, to chore miejsce :roll: bardziej zgnilego miejsca to juz chyba nie ma. Rzadza chamy i wypyszczone pustaki, uczciwi niestety zostaja wyautowani.

no moj przyjaciel duzo opowiadal mi o tym specyficznym srodowisku, faktycznie kto uczciwszy i kumatszy nie ma tam czego szukac..... teraz sobie bardzo chwali, zalozyl wlasna dzialalnosc i "dmucha" na wszystkich... jest lekarzem z tytulem doktora, swietnie sobie radzi teraz.... :-)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:26   

Molka kto chce sie na uczelni urzadzic musi byc bezwzgledny. Ja bym wolala zalozyc budke z rajstopami niz tam zostac :x zawsze jak tam szlam do pracy afirmowalam sie ta piosenka http://www.youtube.com/watch?v=WRD_ziNmcnQ :-D na uczelni ludzie sa juz nie dwu- a pieciolicowi, niestety. Praca tam to dla normalnego szybka droga ku wypaleniu :razz:
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:27   

Cicio, o czym Ty mowisz - "nikt go nie znal"???
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:31   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:32   

DonCicio napisał/a:
Jasne jest, że relacje rodzinne mieli chore. Ojciec artysta - popatrz na jego obrazy: zimno, przerażenie i bijąca z nich totalna samotność. Tomek dostał w posagu to od ojca, więc nie miał szans... dziwne byłoby, gdyby skończył inaczej.
A skad wiesz, ze ich relacje byly chore? Znales ich? Przerazajace obrazy o niczym nie swiadcza. Tak samo np upodobanie do ogladania horrorow, moze to jakas kompensacja wlasnie normalnosci? Moja kuzynka w wieku 10lat namietnie ogladala horrory, miala takie poczucie bezpieczenstwa w domu, poukladanosci, ze wlasnie ogladanie przerazajacych obrazow bylo dla niej dawka emocji.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:34   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:36   

no, nie wiem. Wydaje mi sie, ze generalizujesz. NIe wydawalbym takich pewnych siebie sadow, ze dom rodzinny jest w stanie dobrze zaimpregnowac przed depresja czy inna choroba. Sa jeszcze inne czynniki.

A wypowiedz Kasi R akurat wydaje mi sie szczera. I tez nie mozna ocenic ich przyjazni po kilkuminutowym filmie.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:41   

;-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Nie Kwi 11, 2010 11:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:48   

Don Cicio, obrazy starego Beksińskiego mogły nie mieć znaczenia. Ja sam uwielbiam horrory, malarstwo Gigera i wszelakie okropieństwa - o ile to fikcja lub sztuka :viva:
Są inne argumenty przemawiające za konfliktem na linii Beksa-ojciec. Od dziecka się przeciwko niemu buntował, chciał być zauważony. Pierwsze próby samobójcze - liceum.
Ojciec zmasakrował w filmie twierdzeniem "on nie kochał życia". A może przeprojektował swoje na syna? Może Tomek nie potrafił go (życia) pokochać, bo: a) b) c) itd.

Czy cierpiał na depesję? Jasne, że tak.
Ciągle miał jakieś roszczenia wobec ojca - a to, że ten już całkiem odłożył pędzel na rzecz znienawidzonych przez niego kompów, że czasem myli głowę ojca z monitorem.
Myślę, że senior nie dał mu czasu (tak mi się wydaje), należytej uwagi i wielu innych rzeczy, a wiedział, że syna ma supermegawrażliwego.
Nie wiem, jak z matką. Wydawała się być niesamowicie serdeczna, tyle że mogły to być pozory. Rodzina Beksińskich to jak Usherowie u Poe - tak myślę od dłuższego czasu. Oni byli jakby skazani. W tym temacie EOT, bo za dużo z mojej strony spekulacji, a i tak niewiele to zmieni - całą rodzinę trafił szlag.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Kwi 09, 2010 00:53, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:48   

Don:-) wlasnie.

Daj innym byc soba, daj im sie pokazac, nie denerwuj sie, gdy sa inni niz Ty chcesz. 8-)
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Pią Kwi 09, 2010 00:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 00:50   

racja racja :-)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 02:04   

Generalnie nie ma nigdy tak, ze "nikt go nie znal". Nikt mu nie mogl pomoc, to owszem.
I moja hipoteza jest podobna jak Tomka, ze TB popelnil ostateczna probe zwrocenia na siebie uwagi, oczywiscie zapewne nieuswiadomiona. (Moge i na pewno sie myle.) Zaskakujaco wiele osob pada ofiara tej kompulsji.
 
     
DonCicio 

Dołączył: 31 Mar 2010
Posty: 61
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 08:27   

:-)
Ostatnio zmieniony przez DonCicio Pią Kwi 09, 2010 08:34, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 13:07   

Przesłuchałem w ubiegłym roku dziesiątki godzin rozmów Beksów z Dmochowskim. Co zwróciło wtedy moją uwagę, to niesamowita elokwencja, oczytanie, błyskotliwe poczucie humoru, bezwstydna otwartość tego malarza. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego.

Druga sprawa. Naprawdę autodestrukcyjne odżywianie. Diety tak oderwanej od natury próżno szukać gdziekolwiek. Może dzieci autystyczne i ich jagodzianki na śniadanie, obiad i kolację są porównywalne. Ja wiem, że redukcjonizm jest be, ale tego pominąć się po prostu nie da. Zapijanie słodzonego mleka z tubki coca colą. Mięso tylko konserwowane, słodzone soki i kilo ptasiego mleczka na deser. Jest nawet film przedstawiający Zdzisława podczas spożywania posiłku. Siada przy stole i pstryk! załącza mu się totalna nieświadomość. Jak w transie w ok minutę czasu zjada wielką michę ryżu z gulaszem, zapijając każdy kęs dwoma puszkami piwa.

Oczywiście można dyskutować, w jakim stopniu problemy z psyche i etyką życiową wpływały na michę, a w jakim stopniu micha na duszę. Od pewnego momentu było to już chyba błędne koło.

Relacje ojcowsko-synowskie. Młody i stary Beks gadali ze sobą jak kumple. Nie czuło się tego, że jeden jest ojcem drugiego. Pamiętam jeszcze, że Zdzisław powiedział w jakimś wywiadzie, że syna spłodził po to, by mieć z kim fajnie pogadać gdy on dorośnie. Natomiast brzydził się niemowlętami i dziećmi do lat 12. Stąd wnioskuje, że wychowanie małego Tomka pozostawił całkowicie żonie.

Jeszcze utkwił mi taki komentarz Zdzisława na temat syna, iż ten chciałby żyć w świecie gdzie wszyscy ludzie byli by zabawkami poruszającymi się niczym w filmie pod jego dyktando. A tu wielkie rozczarowanie, bo nie ma tak dobrze, mało tego niektóre zabawki są silniejsze od reżysera.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
Ostatnio zmieniony przez Waldek B Pią Kwi 09, 2010 13:11, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 14:38   

Waldek B napisał/a:
...Oczywiście można dyskutować, w jakim stopniu problemy z psyche i etyką życiową wpływały na michę, a w jakim stopniu micha na duszę. Od pewnego momentu było to już chyba błędne koło...

Duzo racji jest w tym co napisales. 8-)

Jednak moim zdaniem wewnetrzny "stan psyche"
u "depresjanta" :hihi:, takiego jak "Don-non-kobieton" :hah:
jest NIEBEZPIECZNIEJSZY od wplywu "michy" czy "karmy" :razz:

Ten chory "stan psyche" moze ZABIC szybciej
od raka, miazdzycy, czy "mlotkowcow pospolitych" 8-)

Pocieszajacym jest jednak fakt, ze "darmochowa" Terapia Grupowa
w naszym FORUMOWICZOW wykonaniu, moze uratowac "ofiare" przed smiercia! 8-)
.
Ostatnio zmieniony przez grizzly Pią Kwi 09, 2010 14:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 09, 2010 14:49   

Waldek B napisał/a:
...Jeszcze utkwił mi taki komentarz Zdzisława na temat syna, iż ten chciałby żyć w świecie gdzie wszyscy ludzie byli by zabawkami poruszającymi się niczym w filmie pod jego dyktando. A tu wielkie rozczarowanie, bo nie ma tak dobrze, mało tego niektóre zabawki są silniejsze od reżysera...

Czy to jakies "aluzje zoltkowo-podgardlane" :hah:

No znamy przecie "ten scenariusz"! I racja!
No bo "kamien nazebny" mozna "wyskrobac",
ale z "tuscu" eliksiru mlodosci i zdrowia "siem" nie zrobi! :hah:
.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Kwi 20, 2010 23:40   

grizzly napisał/a:
Waldek B napisał/a:
...Oczywiście można dyskutować, w jakim stopniu problemy z psyche i etyką życiową wpływały na michę, a w jakim stopniu micha na duszę. Od pewnego momentu było to już chyba błędne koło...

Duzo racji jest w tym co napisales. 8-)

Jednak moim zdaniem wewnetrzny "stan psyche"
u "depresjanta" :hihi: , takiego jak "Don-non-kobieton" :hah:
jest NIEBEZPIECZNIEJSZY od wplywu "michy" czy "karmy" :razz:

Ten chory "stan psyche" moze ZABIC szybciej
od raka, miazdzycy, czy "mlotkowcow pospolitych" 8-)

Pocieszajacym jest jednak fakt, ze "darmochowa" Terapia Grupowa
w naszym FORUMOWICZOW wykonaniu, moze uratowac "ofiare" przed smiercia! 8-)
.

Myslac o DonCicio przypomina mi sie kawal:
- Jantos!!!! Ales zacail, tos sie zacail !!!
Krzyknela kobieta nadziewajac sie po ciemku na dyszel.

DonCicio tez sie zaczail ze swoim PhD.

Misiu masz racje, ze stan psyche moze zabic zawodowego psychologa szybciej niz kazda inna choroba.
Jako przyklad moze posluzyc ostatni zamach w metrze moskiewskim przez 26-letnia kobiete z wyksztalcenia psycholog.

Cytat:
Можем ли мы понять, изучая историю, по крайней мере, первой девушки, которая была золотой, «отличницей», которая молодая, ей, по-моему, 18 лет... Второй – 26, которая с двумя дипломами, и кстати, психолог профессиональный.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 21, 2010 15:30   

Kangur napisał/a:
...Jako przyklad moze posluzyc ostatni zamach w metrze moskiewskim przez 26-letnia kobiete z wyksztalcenia psycholog...

Niestety FAKTY sa nieublagane, dlatego wspominam od czasu do czasu,
ze zyjemy w przedsionku ATOMOWEJ ZAGLADY! :razz:

Tak malo sie o tym pisze, mysli i dyskutuje! :shock:

Problem niestety ISTNIEJE i NARASTA! :razz:
.
 
     
Maad


Pomógł: 18 razy
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 1172
Wysłany: Śro Kwi 21, 2010 15:34   

masz na myśli wariatów w Korei i Iranie, czy naszego nieprzewidywalnego przyjaciela od "wszyscy jesteśmy Polakami"?
_________________
Wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, powoduje tycie albo ... jest po angielsku.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Czw Kwi 22, 2010 20:45   

Cytat:
женщины, состоящие в браке более десяти лет, страдают психическими депрессиями в 4 раза чаще, чем женщины незамужние.
При этом, женатые мужчины, наоборот, страдают от депрессий в 4 раза реже, чем холостяки.


Mezatki po dziesieciu latach cierpia na depresje 4 razy czesciej niz kobiety samotne.
Mezczyzni z kolei, odwrotnie, single choruja 4 razy czesciej na depreche niz zonaci.

Misiu, jaki stad wyciagniesz wniosek? Ja to rozumuje tak, ze kobiety maja sie rozwodzic aby uszczesliwic samotnych mezczyzn.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Kwi 27, 2010 23:08   

TVN 24 do usług. Arcik, w którym naukowcy dowodzą, że czekolada może być bezpośrednią przyczyną depresji. :papa: (żegna zakutanych w kaftany bezpieczeństwa naukowców z Kalifornii)

Cytat:
Ludzie, którzy częściej jedzą czekoladę, mogą być bardziej podatni na depresję. - Czekolada może być bezpośrednią przyczyną depresji - informują naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego.
Wiele osób uważa, że czekolada poprawia ich nastrój. Jednak brak na to dowodów. Lekarze Uniwersytetu Kalifornijskiego przeprowadzili badania, aby sprawdzić, jak jest naprawdę.


Całość tu:

http://www.tvn24.pl/-1,16...,wiadomosc.html

A ja myślę, że przebywanie w jednym pokoju z do połowy tylko napełnionym akwarium, powodować może ataki niepohamowanej wściekłości.

Tomek
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Śro Kwi 28, 2010 20:14   

M i T napisał/a:
TVN 24 do usług. Arcik, w którym naukowcy dowodzą, że czekolada może być bezpośrednią przyczyną depresji.

A ja myślę, że przebywanie w jednym pokoju z do połowy tylko napełnionym akwarium, powodować może ataki niepohamowanej wściekłości.

Tomek


Ta sama bajka co z wódką i wszystkim co stanowi truciznę, brak umiaru. To szkodzi, oczywiste więc że przyczynia się do "depresji", a raczej do osłabienia, bo depresja psychiczna jest zawsze wpisana w życie.
_________________

 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 14:25   

Paweł-poprostu napisał/a:
nie chce wam coś wyrzucać ale czemu tacy jesteście, co wy do cholery przeżyliście że się rozczulacie nad sobą czemu ludzie są tacy słabi i płytcy nie wyznajecie głębszych wartości.


Często w tym wątku pada stwierdzenie "rozczulanie się nad sobą"...
Cały problem w tym, że tutaj nikt z chorych na depresje nie rozczula sie nad sobą w sensie - dla zasady. Sporo osob chorych na depresje opisuje swoista "niemoc"z ktorej nie ma drogi wyjscia. Po prostu nie ma. Nikt nie rozczula sie nad soba z tego powodu, ze nie co robic w domu.
Specyfika depresji to po prostu bezradnosc, smutek, czarna dziura, bezsens istnienia. Czarna dziua, ktorej nic nie jest w stanie wypelnic. A juz na pewno nie wyksztalcenie, pieniadze, znajomosc 5 jezykow obcych, duza grupa znajomych. Nie mowie przyjaciol, bo ja watpie, ze ktos chcialby miec takiego przyjaciela jak ja - chorego na depresje i marudzacego, ze wszytsko jest do kitu. Przeciez dla kobiety bylbym utrapieniem.
Kiedys pisalem o pieniadzach i moge powiedziec jedno, ze duza ich ilosc nie zalatwia depresji, a u mnie depresja sie poglebia wraz z iloscia pieniedzy. I nie piszcie, ze sie chwale, bo nie o to mi chodzi. Chce pokazac, ze w przypadku depresji kasa nie zalatwia niczego.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 14:36   

To jest oczywiste, kasa sama w sobie jest tylko kasą. Za dużą kasę można stracić zycie. A co dopiero mówić o depresji.Bystry Romek, radzę zainteresować się tematem nerwic i schizofrenii, to co ty nazywasz depresją jest niczym innym jak właśnie procesami które prowadzą w efekcie do poważnych problemów. Wiadomo że tego co było nie da się zmienić, rzecz w tym żeby żyć tak aby te obciążenia nie zaburzały świadomości, naszego Ja.
_________________

 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lip 24, 2010 14:56   

Bystry_Romek napisał/a:
...a u mnie depresja sie poglebia wraz z iloscia pieniedzy...

Domniemywam, ze pewnie slyszysz od czasu do czasu
taki "slaby glosik" pytajacy: a moze sie jednak leczyc? :hihi:

BTW
Jesli masz pieniadze to "wszystko" jest mozliwe! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lip 24, 2010 14:59   

rakash napisał/a:
...radzę zainteresować się ...

Tak......... :hah: juz to widze jak chory
zainteresuje "siem" i "za darmoche"
nastapi cudowne "uleczenie". :hah: :hihi: :viva:
.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 17:57   

grizzly napisał/a:
"za darmoche"


Aż tak bardzo bolą Cię kwestie pieniędzy? :)
Możemy na forum zrobić składkę dla Ciebie, nie martw się!
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lip 24, 2010 18:14   

Bystry_Romek napisał/a:
grizzly napisał/a:
"za darmoche"


Aż tak bardzo bolą Cię kwestie pieniędzy? :)
Możemy na forum zrobić składkę dla Ciebie, nie martw się!


Mnie? Raczej Ciebie. 8-)
Podobno je masz a sukcesy w leczeniu slabe. :shock:

Czy aby rozumiesz, ze zdrowie i zycie kosztuje wiele "pracy"? :hihi:

BTW
Pieniadze to taki niezly "ekwiwalent" tej "pracy". 8-)

.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 18:54   

grizzly napisał/a:
Podobno je masz a sukcesy w leczeniu slabe.


O pieniądzach wspomniałem ku przestrodze dla innych, który moga uciekać w zarabianie coraz to większych pieniędzy. U mnie to było takie zapychanie pustki kasą.
Nie leczę się. Mam obawę, że terapeuta okaże się konowałem.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 19:12   

Bystry_Romek napisał/a:


O pieniądzach wspomniałem ku przestrodze dla innych, który moga uciekać w zarabianie coraz to większych pieniędzy. U mnie to było takie zapychanie pustki kasą.
Nie leczę się. Mam obawę, że terapeuta okaże się konowałem.


Nie ma innych.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Sob Lip 24, 2010 19:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 19:57   

Bystry_Romek napisał/a:
grizzly napisał/a:
Podobno je masz a sukcesy w leczeniu slabe.


O pieniądzach wspomniałem ku przestrodze dla innych, który moga uciekać w zarabianie coraz to większych pieniędzy. U mnie to było takie zapychanie pustki kasą.
Nie leczę się. Mam obawę, że terapeuta okaże się konowałem.

Unikaj niedzwiedzia. Moze ci zrobic niedzwiedzia przysluge.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 21:22   

Bystry_Romek napisał/a:
ja watpie, ze ktos chcialby miec takiego przyjaciela jak ja - chorego na depresje i marudzacego, ze wszytsko jest do kitu. ....
Kiedys pisalem o pieniadzach i moge powiedziec jedno, ze duza ich ilosc nie zalatwia depresji, a u mnie depresja sie poglebia wraz z iloscia pieniedzy. I nie piszcie, ze sie chwale, bo nie o to mi chodzi. Chce pokazac, ze w przypadku depresji kasa nie zalatwia niczego.

Romku,
nie jest jeszcze z Tobą tak źle.
Gdybyś miał głęboką depresję nie pisałbyś na forum, odczuwałbyś dojmujący ból wewnętrzny, o wiele gorszy od bólu fizycznego, nie byłbyś w stanie nawet słuchać muzyki.
Co do kasy w aspekcie depresji masz całkowitą rację. Wydaje mi się jednak, że dla tak młodego jak Ty człowieka zbawienny byłby stan przeciwny: całkowity brak kasy. Zagrożenie bytu i konieczność zapewnienia sobie przetrwania byłyby dobrym bodźcem dla Twojej psychiki i organizmu. Uważam, że depresja rodzi się w warunkach "letnich" lub "ciepłych".
Na Twoim miejscu zgłosiłabym się na ochotnika do jakiejś misji i podjęła trud stawienia czoła prymitywnym warunkom.
Słyszałam opowieść pewnej zakonnicy, która 30 lat temu założyła szpital w Kongu i nadal go prowadzi. Paliwo do generatora prądu w tym szpitalu wożone jest ciężarówkami z odległości 870km. Droga przez busz.
Pozdrawiam
EAnna
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Sob Lip 24, 2010 21:59   

EAnna,
mądrze napisałaś, a Twoja wypowiedź rodzi następne pytania. Pomaganie chorym osobom w Kongu - tak, ale czy to nie będzie podobna próba wypełnienia pustki we mnie? Podobnie jak z pieniędzmi: zawsze dążyłem, że jak będę miał o tysiąc zarobku miesięcznie więcej, to wtedy będę szczęśliwszy. Dawniej był okres, że klepałem biedę. Potem było lepiej, ale moja depresja (lęk) zawsze były przy mnie.
10-8 lat temu byłem zaangazowany w ruch, ktory prowadzili klerycy (nie, nie była to oaza... to malopolskie wydawnictwo prokatolickie). Ale poznajac go od srodka musialem nie tylko pozostawic to srodowisko, ale rowniez odejsc z Kosciola. Nie chce mieszac w depresje zakonnic, ksiezy, ani nikogo z ruchów religijnych.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 12:13   

Bystry_Romek napisał/a:

Pomaganie chorym osobom w Kongu - tak, ale czy to nie będzie podobna próba wypełnienia pustki we mnie?


Wydaje mi się, że takie działanie, tylko po to, aby zaspokoić swoją pustkę, jest egoistyczne; może przynieść więcej szkód niż korzyści. Na pewno nie przyniesie większego efektu w samorozwoju. Jeżeli człowiek robi takie rzeczy z czystej chęci pomagania i z miłości (nie dla przepracowania swoich problemów) wtedy ma to dopiero sens.

To tak jak z dzieckiem, niektórzy piszą, że urodzenie dziecka rozwiązuje problemy. Nie nie i jeszcze raz nie. Jeżeli człowiek wcześniej nie przepracuje swoich WŁASNYCH problemów, te same problemy będą miały ich dzieci.

Bystry_Romek napisał/a:

Potem było lepiej, ale moja depresja (lęk) zawsze były przy mnie.


Zauważ, że lęk towarzyszy każdemu człowiekowi, bez wyjątku. Jeżeli ktoś będzie się upierał, że niczego się nie boi, ja bym się upierała,że po prostu swój lęk czymś zakrył, stłumił. Ważne, że jesteś świadom swojego lęku. To, że odczuwasz lęk nie czyni Cię gorszym ani lepszym od innych. Możesz poprostu spróbowac go zaakceptować...

Zostaw swoich rodziców w spokoju, zajmij się sobą, a oni niech sobie BĘDĄ wraz ze swoimi problemami. Są tacy jacy są, zostali tak wychowani i Ty tego nie zmienisz. Tylko oni sami mają taką moc. A Ty masz moc uleczyć siebie. Psycholog może Ci wskazac drogę, ale napewno ne zrobi tego za Ciebie.

Zastanów się jeszcze nad tym, iż człowiek często swoje braki widzi u innych.

Pozdrawiam
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 14:45   

Bystry_Romek napisał/a:
EAnna,
mądrze napisałaś, a Twoja wypowiedź rodzi następne pytania. Pomaganie chorym osobom w Kongu - tak, ale czy to nie będzie podobna próba wypełnienia pustki we mnie? Podobnie jak z pieniędzmi: zawsze dążyłem, że jak będę miał o tysiąc zarobku miesięcznie więcej, to wtedy będę szczęśliwszy. Dawniej był okres, że klepałem biedę. Potem było lepiej, ale moja depresja (lęk) zawsze były przy mnie.
10-8 lat temu byłem zaangazowany w ruch, ktory prowadzili klerycy (nie, nie była to oaza... to malopolskie wydawnictwo prokatolickie). Ale poznajac go od srodka musialem nie tylko pozostawic to srodowisko, ale rowniez odejsc z Kosciola. Nie chce mieszac w depresje zakonnic, ksiezy, ani nikogo z ruchów religijnych.


W czym więc problem? Może powinieneś przestać konc entrować się na zarabianiu kolejnych tysiąców a zacząć zastanawiać się nad tym co ważne, na czym polega życie i powiedzmy zadowolenie, szczęście.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Nie Lip 25, 2010 14:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 16:36   

Bystry_Romek napisał/a:
Pomaganie chorym osobom w Kongu - tak, ale czy to nie będzie podobna próba wypełnienia pustki we mnie?

Pustki mają to do siebie, że wymagają wypełnienia jeżeli mają zniknąć.
Obojętnie, czy jest to pomoc głodującym, powodzianom, chorym, rozwijanie własnych talentów/ poszukiwania geologiczne/praca ze zwierzętami/itd/itp.
Chyba, że lubisz tę pustkę, wręcz ją pielegnujesz. Twoje deklaracje werbalne nie muszą być zgodne ze stanem faktycznym.
Wszyscy znani mi alkoholicy i palacze twierdzą, że chcieliby rzucić to świństwo a tak naprawdę uwielbiają picie i palenie :roll: .
Odkrycie w sobie pasji to dobra metoda na definitywne wyzbycie się kiepskich stanów psychicznych.
Jeżeli śpisz dłużej niż 3h na dobę to wszystko leży w zakresie Twoich własnych możliwości. Jeżeli jednak nie jesteś w stanie spać dłużej to bez pomocy lekarza raczej się nie obędzie.
sinsemilla napisał/a:
Zostaw swoich rodziców w spokoju, zajmij się sobą, a oni niech sobie BĘDĄ wraz ze swoimi problemami. Są tacy jacy są, zostali tak wychowani i Ty tego nie zmienisz. Tylko oni sami mają taką moc. A Ty masz moc uleczyć siebie.

To bardzo mądra rada.
Pozdrawiam i oczekuję od Ciebie lepszych wieści. (W każdym razie nie dziel włosa na czworo)
EAnna
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 20:16   

Romku jesteś za bystry na depresje.
Nie rozumiem twojego podejścia do świata, dla jednego tragedią jest złamać paznokieć dla drugiego zabić lunatykując najbliższą rodzinę, tylko od ciebie zależy co jest dla ciebie tragedią, nie ma co się rozczulać nad sobą Life is brutal ale i jakie piękne :viva: . Przestań pedałować i weź się za siebie, znajdź cel. Nie bądź miękkim palcem robiony, Jan ma racje:
Kangur napisał/a:
Everything is in your head.

Pamiętaj jesteś taki za jakiego się uważasz.
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 20:48   

Paweł-poprostu napisał/a:
Everything is in your head... jesteś taki za jakiego się uważasz.


też widziałem The Secret, kilka razy obejrzałem. Zgoda, wszystko jest w głowie. Tyle, że w mojej głowie/sercu jest patologiczny/głęboki smutek. Nawet nie moge sprawdzic czy sekret dziala, bo ciagle smutny jestem. Chodzi o to, że nic nie jest w stanie mnie ucieszyć na dłuższy czas. Rozumiem co chcesz powiedzieć przez "Przestań pedałować i weź się za siebie, znajdź cel". Z tym, że u mnie to jakos dziwnie się w głowie zrobiło - cokolwiek osiągnę, to mi nie pomaga. Nikoniecznie mam na mysli sfere zawodową. Jest we mnie głeboka chęć zniszczenia siebie, co sukcesywnie robię izolując się i nie dbając o siebie - ostatnio mialem isc na zabieg, ale stwierdzilem, ze to bez sensu. Smutek wewnetrzny - na zewnatrz w pracy uchodze za bardzo otwarta osobe- po prostu taka gram. Głeboka cheć zniszczenia siebie. Taki smutek ktorego nic ni ejest w stanie zapełnić. Zdaje sobie sprawe, ze nawet gdyby ktos pokochal mnie i byl ze mna to i tak po pewnym czasie ten smutek zacznie dominowac.
Zdaje sobie sprawe ze moze jestem chory na paranoje, albo psychoze jakas.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Pon Lip 26, 2010 11:53, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 22:29   

Bystry_Romek napisał/a:
Tyle, że w mojej głowie/sercu jest patologiczny/głęboki smutek. Nawet nie moge sprawdzic czy sekret dziala, bo ciagle smutny jestem. Chodzi o to, że nic nie jest w stanie mnie ucieszyć na dłuższy czas.

Może to dziwne ale rozumiem ciebie, czujesz to samo co ja do niedawna. Pustkę, ból i mimo wszystko chęć życia na tyle silną by nie skończyć ze sobą, to jest najgorsze samo destrukcja. Ja miałem wiele momentów na granicy wytrzymałości ale zawsze słyszałem cichy głos: "k*rwa roz*ebie wszystko" z czasem to zmieniało się w: "udowodnię wam". I tak się stało dzięki ukrytej ambicji cierpienie zamieniłem za pasje jedną,2,3,4,5,6. Teraz chce iść w ślady mojego dziadka wielkiego geniusza lecz jakże niedocenionego, znał się na wszystkim od astrofizyki po politykę wymyślił nawet silnik lecz nie zdążył go opatentować, bo umarł na raka ku*rwa sam Bóg mnie nie powstrzyma by coś zrobić co się nawet ludziom nie śniło. Choć bym miał całe życie na to poświęcić.
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
Ostatnio zmieniony przez Paweł-poprostu Nie Lip 25, 2010 23:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 22:51   

Bystry_Romek napisał/a:
grizzly napisał/a:
"za darmoche"


Aż tak bardzo bolą Cię kwestie pieniędzy? :)
Możemy na forum zrobić składkę dla Ciebie, nie martw się!


Z grizlym " nie wygrasz" . On jest w swojej konwencji odkąd pamiętam moją bytność w necie czyli od mojego początku - 4 lata temu na innym forum. A jeśli chodzi o przyjemności. To pieniądze nie rozwiążą bo poza seksem - dla niektórych płatnym , narkotykami czy piciem - inne ciekawsze odloty może Nam dać tylko nasze ciało ,czytaj m.in.mózg. Choćby coś takiego jak powiedzenie po 30 latach czegoś o czymś się myślało, że nigdy nie powie się komuś bliskiemu. Można by przyczepić skrzydła i latać.

Nieważne więc tak do końca jakim sposobem ale by dojść do swojego dobrego samopoczucia, szczęścia, odlotów miłosnych, radosnych sekund i jakich tam chcemy dni w życiu. Byle w naszym pojęciu dobrym samopoczuciu.
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 23:23   

kurna
sorry, ale nie moge tego czytac... znaczy - re "depresja"
ostatnio przegladalam bardzo dobry artykul na ten temat pana Witolda, polecam lekture
imo, depresja ma w 90% przyczyne organiczna, i dieta mozna to dosc dobrze kontrolowac
porady, ktore tutaj sie pojawialy, typu "wez sie w garsc, zajmij sie czyms" sa kompletnie bezuzyteczne, mniej wiecej tak zasadne jak polecanie osobie po amputacji nog, zeby "wziela sie w garsc, i po prostu przeszla sie na spacer" - a jak nie, to znaczy, ze on po prostu nie chce
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 23:38   

Dla zainteresowanych, na temat depresji jest osobny, długi i ciekawy wątek:

http://www.dobradieta.pl/...t=16222&start=0

Marishka
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Nie Lip 25, 2010 23:50   

_flo napisał/a:
depresja ma w 90% przyczyne organiczna, i dieta mozna to dosc dobrze kontrolowac

Droga flo nikt tego nie kwestionował :-) .
Szczerze wierze a raczej wiem o wpływie diety na strukturę myślenia, depresje a nawet podejmowanie decyzji czy charakter.
Więc tutaj muszę się zgodzić z Panem Witoldem, jesteś tym co jesz.
Czyli ja jestem jeszcze szczypiorniakiem
Mamy też tu kilku jajcarzy - blee :razz:
Kapuścianych głąbów i żółtków.
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
Ostatnio zmieniony przez Paweł-poprostu Nie Lip 25, 2010 23:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Lip 25, 2010 23:53   

_flo napisał/a:
...porady, ktore tutaj sie pojawialy, typu "wez sie w garsc, zajmij sie czyms" sa kompletnie bezuzyteczne, mniej wiecej tak zasadne jak polecanie osobie po amputacji nog, zeby "wziela sie w garsc, i po prostu przeszla sie na spacer" - a jak nie, to znaczy, ze on po prostu nie chce...
:viva: :hug: :hug: :hug:

To bylo BOSKIE!!! 8-)

Tutaj widac WIELKA KLASE Flo! 8-)

KOCHAM "CIEM" :viva:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Lip 25, 2010 23:55   

Paweł-poprostu napisał/a:
...
_flo napisał/a:
depresja ma w 90% przyczyne organiczna, i dieta mozna to dosc dobrze kontrolowac

Droga flo nikt tego nie kwestionował :-)...


Ja, kwestionuje!!! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 00:05   

M i T napisał/a:
...A ja myślę, że...
Tomek
za malo pisze i rozmawia sie o "depresji". 8-)

A przecie to choroba WYLECZALNA. 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 00:18   

sylwiazłodzi napisał/a:
...
Bystry_Romek napisał/a:
grizzly napisał/a:
"za darmoche"


Aż tak bardzo bolą Cię kwestie pieniędzy? :)
Możemy na forum zrobić składkę dla Ciebie, nie martw się!


Z grizlym " nie wygrasz" . On jest w swojej konwencji odkąd pamiętam moją bytność w necie czyli od mojego początku - 4 lata temu na innym forum...

Tutaj nie chodzi o "pieniadze" jeno o ratowanie zdrowia i zycia! 8-)

Romek moze byc zdrowy!!!!! 8-)

Jestem tego pewien na 1000%! :viva:

Mamy kwestie skutecznaj TERAPII!!!
Jak na razie jest ZLE lub BARDZO ZLE.

Ta sytuacja zaczyna bardzo przypomina te ze s+p. Jerzym. :razz:
(mam na mysli kluczowy LETALNY mechanizm)
.
 
     
sylwiazłodzi 
AutismLowCarbDiet

Pomogła: 13 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 20 Mar 2007
Posty: 1774
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 00:19   

To na chwilę zejdę z tematu:

Grizly, możesz kwestionować ile chcesz, masz szczęście, że takie czasy już minęły, podobnie jak Kangur, choćby i nasz forumowy.
:)

Łapy i stek z niedźwiedzia były przez całe wieki przysmakiem w
Chinach, Rosji i na Litwie. Dzisiaj mięso to spożywa się niezwykle
rzadko, niekiedy jeszcze na Alasce. Ta więc tylko gwoli ciekawości
zapoznamy się ze sposobem przygotowania potrawy z niedźwiedzia przez
chińskich mistrzów kuchni z prowincji Szantung i Hunan. A więc łapy
zwierzęcia oblepiano gliną, a następnie pieczono tak długo, aż glina
stwardniała i popękała. Po wystudzeniu zdejmowano glinę ze skórą i
sierścią. Tak upieczone mięso trzeba było ugotować do miękkości,
często zmieniając wodę. Po odcedzeniu zalewano je czystą zimną wodą,
dodawano pierś kurczaka i szynkę pokrajaną w paseczki, doprawiano
przyprawami, białym wytrawnym winem i - po krótkim duszeniu - potrawa
była gotowa. Natomiast wędzona szynka z niedźwiedzia przypomina
podobno w smaku szynkę westfalską, którą, jak wiadomo można spożywać
na surowo.


http://bocznica.org/texty/rafal.txt

o innych smakołykach na tej stronie poczytajcie sami :)
_________________
Powołałam "Fundację Rodzin i Terapeutów Autyzm bez granic"
*w 2012 zostałam dietetykiem*
moja www / my website
Autyzm dieta niskowęglwodanowa - Autism Low Carb Diet

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 00:23   

Twierdzenie, jakoby depresja ma swe 90% źródło w nieodpowiedniej zawartości talerza, ma dokładnie taką samą wartość merytoryczną jak twierdzenie, że seks oralny powoduje nowotwory.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Lip 26, 2010 00:25, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 00:37   

M i T napisał/a:
...seks oralny powoduje nowotwory...
Tomek...

No tutaj jest to bardziej prawdopodobne! :viva:

Jak ktos ma "zagrzybionego paszczura"
lub "wirusy" harcuja miedzy szczerbami ...... to kto wie? :hah: :hihi:
.
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 00:40   

M i T napisał/a:

Twierdzenie, jakoby depresja ma swe 90% źródło w nieodpowiedniej zawartości talerza, ma dokładnie taką samą wartość merytoryczną jak twierdzenie, że seks oralny powoduje nowotwory.

Jednym slowem - trolling.
No trudno, moja reputacja mą przewodniczka. 8)

btw, moge utargowac 20%, wiecej nie. 8)
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 09:46   

M i T napisał/a:
Twierdzenie, jakoby depresja ma swe 90% źródło w nieodpowiedniej zawartości talerza, ma dokładnie taką samą wartość merytoryczną jak twierdzenie, że seks oralny powoduje nowotwory.

No nie, ale gdy kobieta zafunduje aral dwudziestu "mudżyną z Afryka" jednego wieczoru 8/ to nie obejdzie się bez płukania żołądka :hihi: .
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 12:05   

M i T napisał/a:
Twierdzenie, jakoby depresja ma swe 90% źródło w nieodpowiedniej zawartości talerza, ma dokładnie taką samą wartość merytoryczną jak twierdzenie, że seks oralny powoduje nowotwory.

Tomek

Panie Tomaszu jaki ma wpływ żywienie na strefę psychofizyczną?
Ogromny, nie tylko podczas rozwoju kiedy decyduje praktycznie o wszystkim od inteligencji po wzrost na poszczególnych etapach rozwoju, o ocenach w szkole: najlepiej się uczą ci którzy żywią się najgorzej i w późniejszym etapie ci co najlepiej, o nastawieniu do życia, a także depresjach.
Kształtuje nas żywienie i wpływ środowiska.
Wpływ środowiska: to wpływ społeczność, społeczność składa się z poszczególnych ludzi "jednostek"
A na ich funkcje umysłu wpływa właśnie żywienie, no pobudliwość psychoruchową i zdolności empatyczne Ludzie są zdegenerowani nie myślą jak powinni nie zastanawiają się w danej chwili są nieprzewidywalni. To wszystko doprowadza do patologi i nienaturalnej chęci czynienia zła, degeneracja bierze nad nami górę i tu silna wola nie wystarczy gdy podstawowe funkcje umysłu są mocno zniekształcone.
Doceniam wpływ wychowana na zachowanie itd. lecz co decyduje o tym że mi się mówi że jestem dobrze wychowany choć wychowuję się w patologicznej rodzinie, a z innymi młodzianami jest wprost odwrotnie.
Proszę to przemyśleć Panie Tomaszu.



http://www.youtube.com/watch?v=6a84ylEI4pk
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 14:32   

_flo, nie ma takiego podziału na 90%. Jeżeli jest podział to nie tego typu.

Jest depresja i depresja. Jak mowa jest o depresji w kontekście obniżonego nastroju, spowodowanego przejściowymi trudnościami i brakiem hartu lub jakimiś przejściowymi zaburzeniami fizjologicznymi to nic specjalnego nad czym należałoby się rozwodzić.

Słuchałem ostatnio audycji prowadzonej przez słynną Grażynę Dobroń, było (chyba jak zawsze) o depresji. Zadzwoniła inteligentna pani która pochwaliła się że od niedawna wie na czym polegają jej depresje., otóż brakuje jej receptorów serotoninowych! GD zagaiła że ważna jest witamina D (wiadomo D jak depresja) i zapytała kiedy słuchaczka ma te depresje. Odpowiedź brzmiała że w zimę, a w zasadzie przy końcu zimy. No ale teraz jest już dobrze przecież bo wiadomo że depresję mają ci którym brakuje receptorów i trzeba poprawiać naturę tabletkami.

Paweł-poprostu napisał/a:

Panie Tomaszu jaki ma wpływ żywienie na strefę psychofizyczną?
Ogromny, nie tylko podczas rozwoju kiedy decyduje praktycznie o wszystkim od inteligencji po wzrost na poszczególnych etapach rozwoju, o ocenach w szkole: najlepiej się uczą ci którzy żywią się najgorzej i w późniejszym etapie ci co najlepiej, o nastawieniu do życia, a także depresjach.

Kształtuje nas żywienie i wpływ środowiska.
Wpływ środowiska: to wpływ społeczność, społeczność składa się z poszczególnych ludzi "jednostek"

A na ich funkcje umysłu wpływa właśnie żywienie, no pobudliwość psychoruchową i zdolności empatyczne Ludzie są zdegenerowani nie myślą jak powinni nie zastanawiają się w danej chwili są nieprzewidywalni. To wszystko doprowadza do patologi i nienaturalnej chęci czynienia zła, degeneracja bierze nad nami górę i tu silna wola nie wystarczy gdy podstawowe funkcje umysłu są mocno zniekształcone.

Doceniam wpływ wychowana na zachowanie itd. lecz co decyduje o tym że mi się mówi że jestem dobrze wychowany choć wychowuję się w patologicznej rodzinie, a z innymi młodzianami jest wprost odwrotnie.


To znaczy że ty odżywiasz się lepiej od innych, czy jak to rozumieć ?
Skoro twoi rodzice są patologiczni to jak to ze sobą ożenić, jadasz inaczej niż oni?

Dobrze twierdzisz że wpływ środowiska, tego bliskiego i tego dalekiego. I dobrze myślisz że ważny jest grunt. Pamiętaj jeszcze że są geny, twoi rodzice mogli się wprawdzie zdegenerować pod wpływem silnych czynników , ale twoi dalsi przodkowie mogli być bardzo zdrowymi ludźmi w odróżnieniu od tych zwyrodnialców którzy na przykład dzisiaj są przy korycie i rządzą, a ich ojcowie i dziadowie zajmowali się wyrywaniem paznokci i strzelaniem w tył głowy.

Piszesz o rodzicach, a ciekawy jestem jakich masz dziadków, czy może jak ich wspominasz jeżeli nie żyją.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Lip 26, 2010 14:47, w całości zmieniany 6 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 14:52   

Paweł-poprostu napisał/a:
...Doceniam wpływ wychowana na zachowanie itd. lecz ...

wychowanie to nic innego jak WIELKA MANIPULACJA! 8-)

Po prostu pranie "musku". :hihi:

Jesli "rodzice" to "planktoniczni idioci" to efekt wiadomy,
jesli jescze dziala otoczenie "egalitarne" to mamy WIELKIE SZAMBO! 8-)

I co ...... zadna "wiedza z pod peruczki"
utopiona w "tuscu" nie pomoze! 8-)
.
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 15:47   

grizzly napisał/a:
wychowanie to nic innego jak WIELKA MANIPULACJA

I tak i nie. W sensie stosowanych technik: TAK, w sensie znaczeniowym: NIE.
Wychowanie to przystosowanie do życia w społeczeństwie a człowiek to zwierzę społeczne, społeczne i jeszcze raz ...
Małe zwierzęta też są wychowywane przez matki oraz swoje społeczeństwo. Jak sobie za dużo pozwalają to są podgryzane lub karcone łapą.
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 16:17   

EAnna napisał/a:
grizzly napisał/a:
wychowanie to nic innego jak WIELKA MANIPULACJA

I tak i nie. W sensie stosowanych technik: TAK, w sensie znaczeniowym: NIE.
Wychowanie to przystosowanie do życia w społeczeństwie a człowiek to zwierzę społeczne, społeczne i jeszcze raz ...
Małe zwierzęta też są wychowywane przez matki oraz swoje społeczeństwo. Jak sobie za dużo pozwalają to są podgryzane lub karcone łapą.


Z głupkami się nie dyskutuje. Głupkowi nie zależy na prawdzie tylko na wciąganiu innych w swoją głupotę.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Lip 26, 2010 16:17, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 16:34   

rakash napisał/a:
EAnna napisał/a:
grizzly napisał/a:
wychowanie to nic innego jak WIELKA MANIPULACJA

I tak i nie. W sensie stosowanych technik: TAK, w sensie znaczeniowym: NIE.
Wychowanie to przystosowanie do życia w społeczeństwie a człowiek to zwierzę społeczne, społeczne i jeszcze raz ...
Małe zwierzęta też są wychowywane przez matki oraz swoje społeczeństwo. Jak sobie za dużo pozwalają to są podgryzane lub karcone łapą.


Z głupkami się nie dyskutuje. Głupkowi nie zależy na prawdzie tylko na wciąganiu innych w swoją głupotę.


Jak to WSPANIALE, ze jestes z nami na forum! :hihi:

Mam cos dla Ciebie Rakash:
http://pl.wikipedia.org/w...a_Kambod%C5%BCy

To wlasnie dzieki takim "intelektualistom" jak Ty,
pojawiaja sie na Ziemi takie "enklawy", wytwory podobne twojej,
"mundrosci" i egalitarnej filozofii. :hihi:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 16:55   

EAnna napisał/a:
...Wychowanie to przystosowanie do życia w społeczeństwie a człowiek to zwierzę społeczne, społeczne i jeszcze raz ...


Samo slowo "wychowanie" z pewnoscia ma rozne znaczenie
dla "mlotkowca pospolitego" i CZLOWIEKA po STUDIACH WYZSZYCH STACJONARNYCH. :hihi:

Tak wiec uskuteczniany "algorytm" ma bardzo "zroznicowana wartosc",
ze "siem" tak delikatnie wyraze! :hah:

Na to wszystko naklada sie jeszcze, genetycznie uwarunkowana
sprawnosc intelektualna "zygotki" :viva:

Tak wiec wszystko zaczyna sie od "grzesznego sexu". :hihi:
.
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 17:34   

rakash napisał/a:
Piszesz o rodzicach, a ciekawy jestem jakich masz dziadków, czy może jak ich wspominasz jeżeli nie żyją.

Niestety nie żyją, wszyscy zmarli na raka :sad: . Od strony matki miałem dziadka istnego geniusza, znał się na wszystkim z wykształcenia mistrz elektryk poza tym astrofizyk amator, wynalazca wymyślił silnik niestety nie zdążył go opatentować. Do dziś mam jego zapiski i rysunki coś niesamowitego, tłumaczył biblie z wielu języków min. łacińskiego, stare babki mówiły mi że znał całą na wyrywki. Oprócz tego interesował się polityką, medycyną, fizyką i innymi. Wyglądam podobno tak jak on nawet tak się zachowuje ( jestem ciągle zamyślony). Jako dziecko chodziłem po psychologach, że niby cofnięty w rozwoju byłem, zamiast bawić się z dziećmi rysowałem jakieś kółka z magnesami, gadałem o planetach, no i się przechwalam dokładnie tak samo 8-) .
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 17:51   

Paweł-poprostu napisał/a:
Jako dziecko chodziłem po psychologach, że niby cofnięty w rozwoju byłem, zamiast bawić się z dziećmi rysowałem jakieś kółka z magnesami, gadałem o planetach, no i się przechwalam dokładnie tak samo


Twój Dziadek w Polsce nie miał szans na opatentowanie silnika. Przykłady geniuszy w naszym kraju, którzy byli szykanowani dla zasady można mnożyć. Klasyczny przykład: pan Jacek Karpiński. Myślę, że co najmniej połowa polaków zna jego historię, a jeśli nie to wstyd.

Bardzo zaciekawiło mnie, czy działasz coś twórczo, może coś badasz?
Ciągali Cię po psychologach, bo Cie nie rozumieli. Wszyscy wielcy ludzie byli nierozumiani przez społeczeństwo. Geniusz rodzi się w samotnosci przeważnie. Poza mną rzecz jasna, ja stanowie wyjatek potwierdzający tę regułę :)
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Pon Lip 26, 2010 18:10, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 18:15   

Bystry_Romek napisał/a:
Bardzo zaciekawiło mnie, czy działasz coś twórczo, może coś badasz?

Jeszcze do nie dawna badałem właściwości antyoksydacyjne glusolanu epigalokatechiny po beztlenowej fermentacji alkoholowej zielonej herbaty. Pozyskałem wódkę herbacianą, lecz że nie miałem żadnych warunków do badań to ją wypiłem. Ach nie za pomne nigdy jak się długo świeży oddech utrzymywał :hihi: , gumy miętowe się przy tym chowają :viva: . Dietetyka to jest kolejna która się interesuję nie będę znowu wszystkich pozostałych wymieniał, bo ludzie źle sobie o mnie pomyślą.
Bystry_Romek napisał/a:
Geniusz rodzi się w samotnosci przeważnie. Poza mną rzecz jasna, ja stanowie wyjatek potwierdzający tę regułę

Zgadam się (żart) hehe :-D
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 18:45   

Paweł-porostu to co piszesz napawa optymizmem, jednak masz dopiero 16 lat, a z tej perspektywy życie wygląda trochę inaczej. W tym rzecz właśnie aby za bardzo nie szarżować w życiu, bo można przeszarżować. No ale jeżeli w tym wieku masz świadomość z czego wynikają podstawy życia, to można powiedzieć żeś ubezpieczony przezornie i dasz sobie radę. Lecz zawsze trzeba mieć rękę na pulsie. i przede wszystkim wiedzieć do czego się zmierza w życiu, bo sama siła, nauka, osiągnięcia nie wystarczą.
To się widzi przeważnie trochę później, w wieku lat nastu ma się dużo energii i wiary, potem nie jest tak różowo. Dlatego z wszelkimi Sekretami i podobnymi propagandówami ostrożnie.
_________________

 
     
alejasienieznam 

Wiek: 35
Dołączył: 13 Maj 2009
Posty: 340
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 18:50   

http://www.youtube.com/watch?v=UF8uR6Z6KLc

"Stay hungry, stay foolish" 8-)

polecam w całości, może jest gdzieś wersja z napisami pl.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 18:57   

Paweł-poprostu napisał/a:
Pozyskałem wódkę herbacianą


Ciągali Cię po psychologach.. niezauważając kryjących sie w Tobie możliwości!
Paweł nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z potencjału swojej produkcji. Gdzie okiem sięgnąć leje sie wódka. Miliony polaków pracują cały tydzień po to, zeby w weekend odpoczać, a wiemy, ze dla większości z nich nie ma bardziej wydajnej i oryginalnej formy odpoczynku jak zalać pałę. Producenci wódek prześcigają się w nazewnictwie wabiąc użytkowników subtelnymi nazwami, kolorem oraz kształtem butelki. A tutaj okazuje się, że odkryłeś niszę - wódka herbaciana. Widze spory potencjał, z jednej strony sięgnie po nią kwiat narodu - mężczyźni w wieku każdym, a z drugiej kobiety (porzucone, nierozumiane).

Ale Pawle do rzeczy, szukasz może inwestora? :roll:
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Pon Lip 26, 2010 18:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 19:11   

Bystry_Romek napisał/a:
le Pawle do rzeczy, szukasz może inwestora?

Bystry_Romku Ty nawet poczuciem humoru mnie zaskakujesz :viva: , czyżby lepszy dzień?
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 19:33   

Paweł-poprostu napisał/a:
czyżby lepszy dzień?


u mnie nie ma lepszy/gorszy dzień. Wszystkie są równie smutne i dobijające. Przeczytałem wątek o depresji, jak i kilka podobnych na innych forach. Doskonale rozumiem co jest u mnie przyczyna depresji - toksyczni rodzice (odrzucenie. mnie odrzucono dlatego ja odrzucam siebie i innych, neguje siebie jak mnie negowano). Z tym, ze ta wiedza niewiele zmienia, w zasadzie nic nie zmienia.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Pon Lip 26, 2010 19:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Lip 26, 2010 20:14   

Bystry_Romek napisał/a:
...Doskonale rozumiem co jest u mnie przyczyna depresji - toksyczni rodzice...

A ja mysle, ze wcale doskonale z tym rozumieniem
jeszcze nie jest. 8-)

Gdybys rozumial to twoje zachowanie byloby inne.
Wlasnie miedzy innymi Twoj problem polega na tym,
ze jestes BEZRADNY. 8-)
.
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 21:45   

rakash napisał/a:
witamina D (wiadomo D jak depresja) i zapytała kiedy słuchaczka ma te depresje. Odpowiedź brzmiała że w zimę, a w zasadzie przy końcu zimy.

Depresja to stan zapalny w musku. I wszystko co sie z tym laczy.

tip: pacjenci po operacji kosci cierpia na ciezsza depresje pooperacyjna, niz po innych operacjach
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
Ostatnio zmieniony przez _flo Pon Lip 26, 2010 21:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 21:51   

_flo napisał/a:
rakash napisał/a:
witamina D (wiadomo D jak depresja) i zapytała kiedy słuchaczka ma te depresje. Odpowiedź brzmiała że w zimę, a w zasadzie przy końcu zimy.

Depresja to stan zapalny w musku. I wszystko co sie z tym laczy.

tip: pacjenci po operacji kosci cierpia na ciezsza depresje pooperacyjna, niz po innych operacjach

Zastosowac stara znana metode. Klina wybic klinem. Czyli "musk" potraktowac "muskiem".
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 21:55   

Kangur napisał/a:
Czyli "musk" potraktowac "muskiem".

Tak, kwasy omega-3 sa stawiane na pierwszym miejscu z tego co wiem - jesli idzie o leczenie depresji.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:03   

_flo napisał/a:
rakash napisał/a:
witamina D (wiadomo D jak depresja) i zapytała kiedy słuchaczka ma te depresje. Odpowiedź brzmiała że w zimę, a w zasadzie przy końcu zimy.

Depresja to stan zapalny w musku. I wszystko co sie z tym laczy.

tip: pacjenci po operacji kosci cierpia na ciezsza depresje pooperacyjna, niz po innych operacjach


To ciekawa teoria, ale w sumie racjonalna. Stan zapalny. Jak zapalny to trzeba gasić.
_________________

 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:16   

Dla scislosci, o-3 dobrze sie sprawdza u osob, ktore nie maja rownoleglych do depresji stanow lekowych (imo, to mowi wiele jesli chodzi o etiologie), rownie dobrze jak antydepresanty.
http://article.psychiatri...=14398263362258
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:17   

Więc wcinać mózgi i pozostałe organy wewnętrzne 8-) . Można jeszcze dodać surowe długo dojrzewające kiełbasy, sery, miód, owoce i sosy warzywne (surowe oczywiście :-D ) to nam wychodzi " śmaćne" i zdrowe LC.
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
Ostatnio zmieniony przez Paweł-poprostu Pon Lip 26, 2010 22:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:32   

_flo napisał/a:
Dla scislosci, o-3 dobrze sie sprawdza u osob, ktore nie maja rownoleglych do depresji stanow lekowych (imo, to mowi wiele jesli chodzi o etiologie), rownie dobrze jak antydepresanty.
http://article.psychiatri...=14398263362258


Pytanie nie jest o to co działa tylko co jest normalne, zdrowe, sensowne i logiczne. Jeżeli się pali to sikawką na pewno nie są antydepresanty. Może i O-3 tak ale nie paskudna chemia. Ja bym mimo wszystko gasił.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Lip 26, 2010 22:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:33   

si :)
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:35   

_flo,
Antydepresanty łagodzą skutki depresji. nie mają nic wspólnego z jej przyczynami.
Nie wiem, czy jest ktoś na forum, kto zjadł więcej niż ja kwasu omega 3, może Grizzli.
Mi w każdym razie depresji to nie złagodziło. Ogólnie odzywiam sie zdrowo
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Pon Lip 26, 2010 22:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:38   

Nic nie pisalam o antydepresantach majacych leczyc przyczynowo depresje.
Do Twojego przypadku tez ani razu nie nawiazalam, to by bylo chyba mocno aroganckie, dyskusje prowadze obok.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Lip 26, 2010 22:42   

Bystry_Romek napisał/a:
_flo,
Antydepresanty łagodzą skutki depresji. nie mają nic wspólnego z jej przyczynami.


Jeżeli działanie antydepresantów można nazwać w ogóle łagodzeniem. Raczej tylko pozornie.

Bystry_Romek napisał/a:

Nie wiem, czy jest ktoś na forum, kto zjadł więcej niż ja kwasu omega 3. Mi w każdym razie depresji to nie złagodziło.


Jedzenie O-3 to nieporozumienie. Jeżeli już to dbanie o to aby była ich dostateczna ilość w pożywieniu. Jeżeli zaś uzupełnianie to w niezbyt dużych dawkach ale systematycznie i też nie przez jakiś długi czas.

Tylko że pewnie twoje depresja nie jest spowodowana "zapaleniem w musku". W każdym razie nie w takim aspekcie jak podawała flo.

Bystry_Romek napisał/a:

Ogólnie odzywiam sie zdrowo


Czyli jak? ( To jest pytanie retoryczne ) I czy od zawsze cieszysz się dobrym zdrowiem?
A jak kondycja?

Jedzenie to nie wszystko. Szczególnie dla organizmy który jest obciążony, osłabiony.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Lip 26, 2010 22:53, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 00:27   

rakash napisał/a:

Tylko że pewnie twoje depresja nie jest spowodowana "zapaleniem w musku". W każdym razie nie w takim aspekcie jak podawała flo.

W tym samym aspekcie.
Jaka jest przyczyna pierwotna zas w tym konkretnym przypadku Romka (zakladajac, ze to nie Klononowicz - sorry), czy aby nie jakis nieuswiadomiony lek, gniew itp., tego sie nie dowiemy.
Tak to widze w wielkim uproszczeniu.
"Systemic inflammation" - cale zlo tego swiata :P
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 00:38   

Muszę się zgodzić. Chociaż w przypadku złości, gniewu to musi być już problem na poziomie nerwowym, a więc nerwica. Odżywianie jest istotne, ale sama depresja jest jakby skutkiem ubocznym. Systemic inflammation' jak to mundrze nazywasz to bardzo niedoceniany dzisiaj diobeł. Pytanie co robić aby zgasić. Ja bym się raczej kierował ku działaniu na układ nerwowy, powiedzmy PS albo lepiej dbanie o te nerwy poprzez odpowiednie ćwiczenia. Gadanie o depresji jest jałowe.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Lip 27, 2010 00:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 01:04   

Bystry_Romek napisał/a:
_flo,
Nie wiem, czy jest ktoś na forum, kto zjadł więcej niż ja kwasu omega 3, może Grizzli.
Mi w każdym razie depresji to nie złagodziło. Ogólnie odzywiam sie zdrowo

Skad wiesz ile Ω-3 zjadl Grizzly?. W jakiej postaci byl zjedzony przez ciebie Ω-3.
Moze zadaniem tego twego jedzenia Ω-3 bylo zapewnienie pacjenta dla konowala i wspomaganie koncernu farmaceutycznego?
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 12:58   

Kangur napisał/a:
Skad wiesz ile Ω-3 zjadl Grizzly?.


Bo niedzwiedzie jedzą ryby!

Ja tez jem ryby codziennie. Od kilku lat. nie łykam gotowych produktów z apteki, bo one się źle wchłaniają. Z apteki to kupuje zioła i tran. Czasem też KinderBiovital bo mi cholernie smakuje..
kondycje mam dobra, kocham chodzic po górach i jezdze sporo rowerem. Mam tez w domu lawke i robie podstawowe cwiczenia.
Nerwice moge miec tez, gniew? chodze nabuzowany jak bomba nuklearna.. Lęk też mam np. przed ludzmi..

Kononowicz miał na imię Krzysztof, a nie Roman ;)
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Wto Lip 27, 2010 13:03, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 13:05   

Bystry_Romek napisał/a:
a tez jem ryby codziennie. Od kilku lat.

No to moze sie zatrules rtecia :P
W bialku ryb akumuluja sie bardzo spore ilosci rteci.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 13:10   

Poza tym zakladam, ze ryby to spozywaswz smazone / gotowane, a nie na surowo.
Po obrobce termicznej te kwasy tluszczowe sa nic nie warte, a wrecz zaczynaja byc trujace.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 14:24   

Bystry_Romek napisał/a:

Nerwice moge miec tez, gniew? chodze nabuzowany jak bomba nuklearna.. Lęk też mam np. przed ludzmi..


No więc. Problem masz zdiagnozowany. Jedzenie ryb codziennie i inne O-3 ci nie pomogą bo nie w tym problem. Musisz sobie odpuścić. Nerwy, układ wegetatywny to pierwsza sprawa którą możesz regulować. Dalej jest trudniej, ale jeżeli jesteś zdrowy ogólnie to ten poziom powienien być wystarczający.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Wto Lip 27, 2010 14:26, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 20:37   

_flo napisał/a:
Bystry_Romek napisał/a:
a tez jem ryby codziennie. Od kilku lat.

No to moze sie zatrules rtecia :P
W bialku ryb akumuluja sie bardzo spore ilosci rteci.

A jak na dodatek masz jeszcze plomby amalgamatowe, to teraz juz znasz przyczyne swojej depresji.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 21:10   

Kangur napisał/a:
plomby amalgamatowe

o co chodzi?
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 21:23   

Bystry_Romek napisał/a:
Kangur napisał/a:
plomby amalgamatowe

o co chodzi?

Czym masz zatkane dziury w zebach?
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
alejasienieznam 

Wiek: 35
Dołączył: 13 Maj 2009
Posty: 340
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 21:42   

http://www.google.pl/imag...l=&oq=&gs_rfai=

to są plomby amalgamatowe. Jeśli masz to priorytetowo się ich pozbądź, bo to niezły syf. Ale mój brat jest w podobnym wieku i nie nie zakładali mu już amalgamatowych, mi tym bardziej.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lip 27, 2010 22:01   

Kangur, Ok już rozumiem.
Miałem taka jedną na 6tce, ale 2 lata temu wymieniłem na plombę nową, robioną w ponoć najnowszym trendzie (w sumie to nie widać, że ona jest). I mam jeszcze 3 inne zeby robione tym sytemem (2 lata temu). Ale jak to sie nazywa to nie wiem, muszę zapytac w klinice.
A implanty są "zdrowe"? miałem wypadek i muszę wstawić niebawem 2 zęby.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Wto Lip 27, 2010 22:08, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 07:27   

Niestety nie będę mógł już często odpisywać na tym forum. Zostałem pozbawiony komputera i wyrzucony z domu nie pierwszy i nie ostatni raz. Chłopak mojej siostry zablokował mi dostęp do internety i zablokował wszelkie prawa administratorskie także nie mogę nic zrobić. Na dodatek się z nim pobiłem, a raczej to on znienacka mnie zaatakował od tyłu uderzając kilkakrotnie w potylice wywiązała się szarpanina. Wywróciłem go niestety na własną nogę koleś waży ok. 110kg przy czym ja niecałe 60kg, dotkliwie zmiażdżył mi nogę lecz wstałem i go uderzyłem w twarz. Miał wiele szczęścia że tylko go obtarło i dał rade uciec do łazienki :hah: . Moja siostra zadzwoniła do rodziców mówiąc że się rzuciłem na jej chłopaka i go pobiłem. Rodzice przyszli ze sklepu jak zwykle nie licząc się z moim zdaniem wyrzucili mnie z domu. Teraz piszę od kolegi, jestem załamany lecz się nie poddam stawiłem sobie nowe cele, a moja motywacja jest nie do opisania. Zwyciężę lub polegnę, ale na pewno się nie poddam. .
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 08:25   

Paweł-poprostu napisał/a:
Zwyciężę lub polegnę, ale na pewno się nie poddam.

Paweł,
nie należy się kopać z koniem. Łatwiej osiągniesz zwycięstwo metodami dyplomatycznymi.
Nie darmo istnieje pojęcie inteligencji emocjonalnej. W "stadnym" społeczeństwie jest nie do przecenienia.
Życzę odzyskania dawnych możliwości jak najszybciej.
Pozdrawiam, EAnna
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 10:44   

Paweł-poprostu napisał/a:
Niestety nie będę mógł już często odpisywać na tym forum. Zostałem pozbawiony komputera i wyrzucony z domu nie pierwszy i nie ostatni raz.

Nie wytrzymasz bez jajcowania. Pokazesz sia pod innym nikiem.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 11:28   

gadanie o dyplomacji. Chłopak jest nie głupi, a oni go rzeczywiście lekceważą. Na to wygląda. Jedyne co to mógłby przyjść do nich i prosić o łąskę. A to żadna inteligencja emocjonalna nie jest. Tutaj nie jest brak inteligencji z jego strony tylko ze strony rodziców niestety.
_________________

 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 11:48   

Eanna napisał/a:
Paweł,
nie należy się kopać z koniem. Łatwiej osiągniesz zwycięstwo metodami dyplomatycznymi.
Nie darmo istnieje pojęcie inteligencji emocjonalnej. W "stadnym" społeczeństwie jest nie do przecenienia.
Życzę odzyskania dawnych możliwości jak najszybciej.

Dyplomacja, inteligencja emocjonalna, a widzisz może sendo sprawy? Paweł musi być porywczy bo tak wygląda jego obecne życie. Inną sprawą jest dyplomacja i inteligencja emocjonalna a inna szmacenie się. Wczuć się w rodziców? No proszę Cię bez takich. W moim rozumowaniu walka z nimi nie ma sensu, najlepiej ich olać a energię zainwestować w coś innego, chociażby w coś dzięki czemu Paweł będzie mógł się sam utrzymać w godnych warunkach. Patrząc na jego wiek to będzie duże wyzwanie ale powtarzając za Nietzchem: "What doesn't kill us makes us stronger.
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 12:27   

Kangur napisał/a:
Paweł-poprostu napisał/a:
Niestety nie będę mógł już często odpisywać na tym forum. Zostałem pozbawiony komputera i wyrzucony z domu nie pierwszy i nie ostatni raz.

Nie wytrzymasz bez jajcowania. Pokazesz sia pod innym nikiem.

Przepraszam ale całkowicie nie zrozumiem twojego postu
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
zeto555 

Pomógł: 3 razy
Wiek: 56
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 1035
Skąd: podlasie
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 12:58   

Paweł-poprostu napisał/a:
Na dodatek się z nim pobiłem, a raczej to on znienacka mnie zaatakował od tyłu uderzając kilkakrotnie w potylice wywiązała się szarpanina. Wywróciłem go niestety na własną nogę koleś waży ok. 110kg przy czym ja niecałe 60kg, dotkliwie zmiażdżył mi nogę lecz wstałem i go uderzyłem w twarz. Miał wiele szczęścia że tylko go obtarło i dał rade uciec do łazienki :hah:

Juz to widze. Facet z waga 100kg rozwalilby ci pyszczek , robiac z niego galarete, a ten uciekl do lazienki- niezla sciema.
Swieta racja Kangur!!!
Ostatnio zmieniony przez zeto555 Sob Lip 31, 2010 12:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 13:46   

zeto555 napisał/a:
Juz to widze. Facet z waga 100kg rozwalilby ci pyszczek , robiac z niego galarete, a ten uciekl do lazienki- niezla sciema.
Swieta racja Kangur!!!

Jest o 10cm wyższy, waży tyle bo jest gruby. Zwykły drewniak, nie wiem czy jest ode mnie silniejszy bo jak się ostatnio ze mną siłował to go ręka rozbolała i przerwał pojedynek.
Poza tym wiesz co się składa na siłę uderzenia: masa i przyspieszenie, to teraz pomyśl sobie: koleś ma siłę porównywalna do mnie ale go strasznie masa tłuszczu ogranicz wali jakby tępo spowolnili, ja za to mam wielokrotnie lepsze przyspieszenie. To kogo uderzenie będzie silniejsze? Jeszcze rozumiem jakby on mięśnie miał ale to zwykła kaleczna pokraka do tego tchórz bo na prawdę dopiero co wstawałem i machnąłem jakby od niechcenia a on stchórzył. Nawet samo to że rzucił się na mnie od tyłu o czymś świadczy. Gruby nie znaczy odważny. A jak chcesz to przyjeżdżaj też możesz się ze mną spróbować bo słaby to nie jestem raczej na szybkość stawiam i z twojej twarzy mogę zrobić "galarete". To dla twojej świadomości optymalny artykuł z którego możesz wywnioskować że wysoki wzrost jest bardzo niekorzystny dla parametrów fizycznych ( wata za miast mięśni): http://webcache.googleuse...l&ct=clnk&gl=pl
Żeby tego nie wiedzieć, co z ciebie za optymalny.
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
Ostatnio zmieniony przez Paweł-poprostu Sob Lip 31, 2010 15:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
zeto555 

Pomógł: 3 razy
Wiek: 56
Dołączył: 09 Mar 2010
Posty: 1035
Skąd: podlasie
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 21:37   

Paweł-poprostu napisał/a:
A jak chcesz to przyjeżdżaj też możesz się ze mną spróbować bo słaby to nie jestem raczej na szybkość stawiam i z twojej twarzy mogę zrobić "galarete".

Szkoda slow na Ciebie dzieciaku. Chyba nigdy nie musiales stanac na przeciw faceta.
Ten post swiadczy jak bardzo jestes jeszcze dzieckiem.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lip 31, 2010 22:57   

zeto555 napisał/a:
...Chyba nigdy nie musiales stanac na przeciw faceta...

Widze, ze masz "doswiadczenia". :hihi:
A czy przypadkiem nie klekales aby latwiej "bylo"? :viva: :hah:
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lip 31, 2010 23:12   

Paweł-poprostu napisał/a:
...Niestety nie będę mógł już często odpisywać na tym forum. Zostałem pozbawiony komputera i wyrzucony z domu nie pierwszy i nie ostatni raz...

Ciekawi mnie kim jest twoja siostra i jej chlopak? 8-)
.
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 23:33   

zeto napisał/a:
Juz to widze. Facet z waga 100kg rozwalilby ci pyszczek , robiac z niego galarete, a ten uciekl do lazienki- niezla sciema.

Biłeś się kiedyś? Dużo walk odbyłeś? Jeśli tak to jakich strickte ulicznych czy z jakimiś zasadami. Ćwiczyłeś cokolwiek?
 
     
Amasimar 
Rebis

Pomógł: 1 raz
Wiek: 31
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 53
Skąd: Polkowice
Wysłany: Nie Sie 01, 2010 23:21   

zeto555 napisał/a:

Szkoda slow na Ciebie dzieciaku. Chyba nigdy nie musiales stanac na przeciw faceta.
Ten post swiadczy jak bardzo jestes jeszcze dzieckiem.




e e e... Panie zeto niech Pan lepiej nie drażni wilka bo zaatakuje Pana cała wataha...
U nas panuje drakońskie prawo, więc radzę uważać. To u nas diabeł mówi dobranoc...
_________________
What we experience, will teach us how to live-just to not hurt others.
 
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Sie 01, 2010 23:39   

Cytat:
U nas panuje drakońskie prawo, więc radzę uważać. To u nas diabeł mówi dobranoc...

Ależ wszędzie panuje jedno i to samo prawo, to że ludzie nie chcą żeby "prawo dżungli" rządziło nie zmienia faktu że jest to prawo które zawsze będzie funkcjonować.
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Sie 01, 2010 23:52   

iliq napisał/a:
"prawo dżungli"

No cóż, chcesz pokoju szykuj się do wojny, czyli powiększ swoje możliwości obronne do znacznie wykraczających poza możliwą ocenę wykonaną niefachowym rzutem oka.

Jeśli da się uciec uciekaj.

Jeśli nie da się uciec, a uważasz, że starcia da się uniknąć wykonaj strzał ostrzegawczy taki, by przeciwnik przecenił Twoje umiejętności i godnie mógł się wycofać.

Jeśli nie da się uciec i uważasz, że starcia nie da się uniknąć, zrób wszystko by przeciwnik Cię zlekceważył, a zrozumiał swój błąd dopiero gdy już nie będzie zdolny do kontynuowania walki.

Unikanie starcia jest zawsze pierwszoplanowe, no chyba, że chcesz by stado szanowało Cię ze strachu.

Oczywiście takie myślenie nie ma nic wspólnego z „depresją”, „depresję” można rozładować nie fizycznie, a wyrażając na forum swoje uczucia, ale to już nie moja działka.

Ale mi się napisało „fizyczne rozładowanie uczuć” – nawet jeśli chodzi o seks z miłości brzmi to patologicznie.
:-)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 00:00   

Adamie też sobie cenię Sun Tzu :) Nie tyle chodzi mi o depresję co o to że jak idzie na mnie grupa dresów nocą to nie ma czegoś takiego jak prawo polskie etc. Albo uznają że nie warto atakować albo że warto, wszędzie są te same zasady chociaż publicznie się o nich nie mówi.
Ostatnio zmieniony przez iliq Pon Sie 02, 2010 00:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:10   

iliq napisał/a:
Cytat:
U nas panuje drakońskie prawo, więc radzę uważać. To u nas diabeł mówi dobranoc...

Ależ wszędzie panuje jedno i to samo prawo, to że ludzie nie chcą żeby "prawo dżungli" rządziło nie zmienia faktu że jest to prawo które zawsze będzie funkcjonować.


Bzdura, to prawo wyznają ci którym to jest na rękę. Do tego podpierają swoje zakłamanie błędnym pojmowaniem natury wierząc że stworzyła nas bezmyślna siła, jesteśmy wynikiem ewolucji i że tylko najsilniejsi przetrwają. Nie, i jeszcze raz nie! To są prymitywne teorie dla nierozgarniętych jednostek, które nie potrafią sobie znaleźć miejsca.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Sie 02, 2010 13:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Amasimar 
Rebis

Pomógł: 1 raz
Wiek: 31
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 53
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:13   

Cytat:
Ależ wszędzie panuje jedno i to samo prawo, to że ludzie nie chcą żeby "prawo dżungli" rządziło nie zmienia faktu że jest to prawo które zawsze będzie funkcjonować.


Typowy tok myślenia ludzi z wielkiego miasta, nie chodzi mi o prawo krajowe.
Nie rozumiecie jak to jest być dzieckiem stepu gdy widok wilka, sarny lub dzika w odległości 10 metrów nie jest niczym nadzwyczajnym a do domu wraca się jedynie co kilka dni żeby mieć jeszcze jakąś styczność ze światem póki życiówki się nie dopełni...
Mogę się założyć, że wystarczyłoby tą waszą grupkę dresów wpuścić na 3 dni do lasu i albo umarli by ze strachu albo z głodu albo zagryzieni przez wilka który tak naprawde może zostać najlepszym przyjacielem.
_________________
What we experience, will teach us how to live-just to not hurt others.
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:15   

Wczoraj właśnie widziałem sarnę, a właściwie jelonka z jednego metra, i to przez dłuższy czas. Całkiem w mieście. No właściwie to kilka minut drogi na nogach od centrum średniego miasta w Polsce. A dziki to w ogóle żaden wyjątek w mieście.

Poza tym co do życia w lesie i rozumienia świata muszę się zgodzić. Gadki o "dżungli' są typowe dla ludzi nie mających dość intelektu aby objąć dysonans jaki jest dziełem 'cywilizacji'. Po to aby nie zginąć pod ciężarem dysonansu i nie paść rażonym jak ta małpa (ich bliski kuzyn - tylko 2% róznicy!).
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Sie 02, 2010 13:19, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Amasimar 
Rebis

Pomógł: 1 raz
Wiek: 31
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 53
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:27   

rakash napisał/a:
Poza tym co do życia w lesie i rozumienia świata muszę się zgodzić. Gadki o "dżungli' są typowe dla ludzi nie mających dość intelektu aby objąć dysonans jaki jest dziełem 'cywilizacji'.


No właśnie a oni i tak dalej będą żyć w tym swoim zabobonicznym przekonaniu... Na to już niestety nic nie poradzimy.
_________________
What we experience, will teach us how to live-just to not hurt others.
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:33   

Na to akurat mamy wpływ.

Ciekawe że ci wyznawcy najczęściej są zagorzałymi zwolennikami różnych mdłych artystów, którzy popluwają swoje rzewne poronione jak cała ta ideologia kawałki.

Biedne misie. Słyszę jak w duszy kwilą że "life is brutal". Ile razy to 'słyszałem'.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Sie 02, 2010 13:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Amasimar 
Rebis

Pomógł: 1 raz
Wiek: 31
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 53
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:42   

Według nich stoimy na antypodach a sami plotą androny.
_________________
What we experience, will teach us how to live-just to not hurt others.
Ostatnio zmieniony przez Amasimar Pon Sie 02, 2010 13:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 13:44   

Amasimar napisał/a:
Według nich stoimy na antypodach a sami plotą androny.


Bezzębne sepleniące drapieżniki muszą robić dużo zadymy.
_________________

 
     
Amasimar 
Rebis

Pomógł: 1 raz
Wiek: 31
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 53
Skąd: Polkowice
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 14:33   

Arrrr! Long life the forest!
_________________
What we experience, will teach us how to live-just to not hurt others.
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sie 02, 2010 14:40   

Long live the fighters!

Cywilizacja = depresja.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Sie 02, 2010 14:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Śro Sie 04, 2010 00:53   

Ja też kiedyś widziałem sarenki i koziołka. Skubany nastawił poroże, żebym mu panienek nie przejechał. Nie przejechałem, bo lakiernik drogi jest.

A tak w ogóle, dlaczego cywilizacja jest równoważna z depresją?
JW
 
     
Maad


Pomógł: 18 razy
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 1172
Wysłany: Śro Sie 04, 2010 08:47   

Bo wynaleziono zegarek :razz:
dopóki porę dnia wyznaczało słonko na niebie, to żyło się spokojnie i leniwie
_________________
Wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, powoduje tycie albo ... jest po angielsku.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Sob Paź 02, 2010 20:44   

Odnośnie depresji. Wiecie może jaki mechanizm stoi za tym, że człowiek nie jest w stanie się cieszyć z pozytywnych wydarzeń? Np. coś mu się uda, na co czekał długo. Odniesie jakiś swój osobisty sukces. Czemu osoby chore na depresję nie są w stanie cieszyć się życiem? Czemu nic je nie cieszy (nie zawsze, ale często).
To właśnie ten element niezrozumiały przez zdrowych ludzi. Co stoi za tym (jakie zdarzenia z dzieciństwa), że trudno cieszyć się życiem (w sytuacji obiektywnie bez problemowej)?
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Sob Paź 02, 2010 20:53   

Mechanizm poczucia bezsensu.
_________________

 
     
RAW0+ 

Pomógł: 41 razy
Dołączył: 11 Wrz 2009
Posty: 1943
Wysłany: Sob Paź 02, 2010 22:55   

Bystry_Romek napisał/a:
Wiecie może jaki mechanizm stoi za tym, że człowiek nie jest w stanie się cieszyć z pozytywnych wydarzeń?

Każda depresja jest objawem rozczarowania iluzją. To taki mechanizm obronny naszej psychiki i wg mnie największą głupotą jest mówienie że trzeba walczyć z depresją. Otóż nie walczyć a skierować całą uwagę i energię na jej zrozumienie (nie chodzi o zrozumienie abstrakcyjne werbalizujące przyczyny), a można to osiągnąć tylko przez emocjonalne przebywanie z tym stanem, tak jakby dosłowne "stanie" się tą emocją, tym uczuciem. I wtedy depresja pęka jak bańka mydlana i nie ma śladu po niej w psychice.
A to, że nie potrafisz się cieszyć z pozytywnych wydarzeń wynika z tego, że nieodkryte iluzje zatruwają nasze życie. Trzeba je odkrywać co wymaga wysiłku i często śmierci naszych tzw. poglądów tzn. utożsamień, a jak wiadomo człowiek jest mało skłonny do wysiłku, który nie przynosi spektakularnych wyników.
Ostatnio zmieniony przez RAW0+ Sob Paź 02, 2010 23:01, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Paź 02, 2010 23:33   

Romek swiadomosc, ze kiedys umrzemy.

To see the world in grain of sand,

and the sky in beautiful flower.

To close infinity in the palm of your hand,

and eternity in hour.





Gdyby drzwi percepcji zostały oczyszczone, wszystko wydawałoby się nam takie jakie jest - nieskończone.

Miłość nie pragnie, aby jej dogadzano, ani nie stara się wcale o własną wygodę; lecz troszczy się o dobro innych i buduje Niebo pośród piekielnej rozpaczy [ - to zrozumialam z chwila, gdy przyszly na swiat moje dzieci.]

William Blake
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Sob Paź 02, 2010 23:51   

Tak tak zrozumiałaś. Raczej jesteś na haju. A to co zacytowałaś właśnie o tym mówi. W 68 był nawet cały ruch który się starał utrymywać na haju non stop. Widać po ich poczynaniach dzisiaj kiedy doszli do władzy jak to kochają i nie dbają o własne wygody.

I nie zawężaj tego do swoich dzieci, bo ci którzy mają władzę też swoim dzieciom od pyska nie odejmą.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Sob Paź 02, 2010 23:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Nie Paź 03, 2010 00:09   

RAW0+ napisał/a:
Bystry_Romek napisał/a:
Wiecie może jaki mechanizm stoi za tym, że człowiek nie jest w stanie się cieszyć z pozytywnych wydarzeń?

Każda depresja jest objawem rozczarowania iluzją. To taki mechanizm obronny naszej psychiki i wg mnie największą głupotą jest mówienie że trzeba walczyć z depresją. Otóż nie walczyć a skierować całą uwagę i energię na jej zrozumienie (nie chodzi o zrozumienie abstrakcyjne werbalizujące przyczyny), a można to osiągnąć tylko przez emocjonalne przebywanie z tym stanem, tak jakby dosłowne "stanie" się tą emocją, tym uczuciem. I wtedy depresja pęka jak bańka mydlana i nie ma śladu po niej w psychice.
A to, że nie potrafisz się cieszyć z pozytywnych wydarzeń wynika z tego, że nieodkryte iluzje zatruwają nasze życie. Trzeba je odkrywać co wymaga wysiłku i często śmierci naszych tzw. poglądów tzn. utożsamień, a jak wiadomo człowiek jest mało skłonny do wysiłku, który nie przynosi spektakularnych wyników.


Przyłączam się do tego. Szukałbym przyczyn depresji, ale koncentrowałbym energię na ty co robić i przede wszystkim robiłbym to co jest potrzebne do wyjścia z depresji. POza tym pewne sytaucje, życie przynosi różne komplikacje i czasami depresja może się pojawi. jest ona naturalną właśnie obroną organizmu zmuszającą nas do zmiany. Tak samo jak choroba.
_________________

 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 02:17   

Znakomicie! Kolejna brzemienna merytorycznie "Dobronocka". Zaproszony gość - były pracownik korporacji cierpiący na depresję i szereg chorób (wrzód dwunastnicy, zapalenie płuc, wrzód żołądka), których podłoże zostało przez cierpiącego na nie pacjenta zidentyfikowane jako psychosomatyczne. Facet nie potrafił czuć (blokada emocjonalna poza dojmujących smutkiem). Pozbył się depresji i wymienionych chorób poprzez pracę nad przeszłością, nazywaniem uczuć i ich "przywołaniem." Leki potraktował jedynie jako "grę wstępną" mającą na celu postawić go na nogi, żeby w ogóle dało się ruszyć z miejsca.
W wieeeelkim skrócie tak to wyglądało.
Czatujcie na podcast, bo warto. Kolejny materiał dowodowy, że uczuć nie wrzuca się do kubła na niewygodne śmieciory :)

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Paź 18, 2010 03:25, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 12:23   

M i T napisał/a:
Facet nie potrafił czuć (blokada emocjonalna poza dojmujących smutkiem). Pozbył się depresji i wymienionych chorób poprzez pracę nad przeszłością, nazywaniem uczuć i ich "przywołaniem." Leki potraktował jedynie jako "grę wstępną" mającą na celu postawić go na nogi, żeby w ogóle dało się ruszyć z miejsca.

Tomek


Nie ma to jak gra wstępna!

Nazywanie uczuć leczy, a jakże.

Kto chce niech wierzy w takie bajki o kozetce.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Paź 19, 2010 19:51   

Audycja już jest do odsłuchania pod adresem:

http://www.polskieradio.p...epresje-w-pasje

Bardzo lubię takie historię osób, którym się udało i którzy potrafią o tym mówić konkretnie (nawet jeśli bardzo prostym językiem), bez dobrystycznego bełkotu. Polecam, bo dla odmiany jest okazja posłuchac "zwykłego" człowieka, a nie psychologa.

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Gru 15, 2010 14:00   

Depresja tym razem poporodowa i jej skutki:

http://wiadomosci.onet.pl...-wiadomosc.html
Cytat:

Zabiłam swoje dziecko
14/12/2010, 09:32 Maciej Stańczyk

Ona płakała, marudziła, a ja chciałam tylko odpocząć. Przystawiłam więc poduszkę do jej twarzy i przycisnęłam. Na chwilę, dosłownie na kilka sekund. Madzia ucichła. Potem okazało się, że nie oddycha – mówiła przed sądem Agnieszka, która udusiła swoją czteromiesięczną córeczkę. Do zbrodni kobieta przyznała się po jedenastu latach.

Prolog i epilog

Prolog tej sprawy ma miejsce w kwietniu 1999 roku. Lekarze z pogotowia w Bartoszycach dostają wezwanie do mieszkania, w którym umiera czteromiesięczna dziewczynka. Dziecko nie oddycha, nie ma wyczuwalnego tętna, ma za to rozszerzone źrenice. Reanimacja nie przynosi rezultatu. Lekarze stwierdzają zgon dziecka. Matka wtedy płacze. Nie może uwierzyć w to, co się stało.

- Trzy miesiące temu Madzia przeszła zapalenie płuc, dzisiaj rano też ciężko oddychała, ale potem było już wszystko w porządku. Leżała na tapczanie, popłakiwała. Zostawiłam ją dosłownie na kilka minut. Poszłam do kuchni zapalić papierosa. Kiedy wróciłam, córka już nie oddychała. Od razu zadzwoniłam na pogotowie – opowiada lekarzom roztrzęsiona kobieta.

Uwierzyli jej. Stwierdzili, że zgon dziecka nastąpił bez konkretnej przyczyny – na przykład na skutek tzw. nagłej śmierci łóżeczkowej, która czasami przytrafia się niemowlakom. Biegły ogląda ciało dziewczynki i nie stwierdza żadnych obrażeń świadczących o działaniu osób trzecich. Śmierć dziecka była naturalna – orzeka. Prokuratorzy więc po czterech dniach od śmierci dziecka umarzają dochodzenie. Madzia pochowana jest w małej białej trumience.

Epilog rozgrywa się po jedenastu latach, dokładnie w marcu 2010 roku. Do prokurator Krystyny Kozdój z Prokuratury Rejonowej w Bartoszycach przychodzi kurator sprawujący nadzór nad rodziną R. Opowiada o Agnieszce, Wojciechu, trójce ich dzieci i rodzinnym sekrecie, który właśnie ujrzał światło dzienne.

- Cierpię już tyle lat. Ze wszystkiego się już wyspowiadałam księdzu. Udusiłam poduszką swoją czteromiesięczną córeczkę. Byłam w depresji – zwierza się Agnieszka kuratorowi. Spokojnie, z rezygnacją w głosie.

Kurator wszystko powtarza w prokuraturze. Krystyna Kozdój postanawia na nowo wszcząć umorzone jedenaście lat temu dochodzenie. Biała trumienka z ciałem Madzi zostaje wykopana do ekshumacji.

Historia trudnego życia

Żeby choć trochę zrozumieć tę historię, trzeba cofnąć się dalej niż jedenaście lat. Przynajmniej tak mówią psychiatrzy, którzy badali Agnieszkę. Kobieta nie miała łatwego życia. Agnieszka nie znała swoich biologicznych rodziców, z przerwami wychowywała się w domu dziecka. Z przerwami, bo gdy miała dwa lata została adoptowana przez małżeństwo z Iławy. Mieli ją bić, upokarzać, a przybrany ojciec miał ją nawet molestować seksualnie odkąd skończyła trzynaście lat. Przynajmniej tak nastoletnia wtedy Agnieszka opowiadała przed sądem. Ten jednak uniewinnił mężczyznę. Po wyroku Agnieszka prosi, żeby przybrani rodzice odesłali ją z powrotem do domu dziecka. Ma wtedy szesnaście lat.

Z "bidula" często ucieka. Bodaj na jednym takim gigancie poznaje Marka, potem Wojtka, jego brata. Wojtek jest od niej starszy o siedemnaście lat. Jest rolnikiem, ma rentę. Cierpi na padaczkę i jest opóźniony w rozwoju. Nie potrafi czytać, napisać umie tylko swoje nazwisko. Zostają parą. Agnieszka zachodzi w ciążę. Rodzi dziewczynkę. Magdę.

"Panie Wojtku, chodź pan, coś się dzieje z dzieciakiem"

Dziewczynka ma miesiąc, kiedy zapada na zapalenie płuc, na szczęście wychodzi z tego. Rodzina Wojtka obwinia za chorobę dziecka Agnieszkę. Nie akceptują jej. Ona nie radzi sobie z małą. Macierzyństwo ją zwyczajnie przerasta, ma depresje poporodową. Nie umie zająć się dzieckiem. Tego dnia Magda płacze.

- Wtedy w domu byłam sama. Magda leżała na tapczanie, płakała. Byłam zmęczona, nikt mi nie pomagał. Wojtek jeździł do "ruskich" po towar na handel, jego rodzina mówiła, że nie umiem się opiekować dzieckiem. Dziecko płakało. Obok leżał "jasiek". Wzięłam poduszkę. To był impuls. "Jaśka" przystawiłam do twarzy. Nie chciałam zabić, nie chciałam udusić, nie chciałam, żeby Magda przestała oddychać. Chciałam się położyć – zeznaje Agnieszka najpierw przed prokuratorem, a potem przed sądem. Dopiero w 2010 roku.

W 1999 roku prowadzi swoją grę. Biegnie po pomoc do sąsiadki, wzywa pogotowie. Przeżywa śmierć córki. Być może na pokaz? Być może naprawdę jest w szoku? Do końca niewiadomo. Wojtkowi o niczym jednak nie mówi. Ukrywa prawdę przed wszystkimi.

Wojtek: - Byłem wtedy na bazarze, handlowałem towarem. Przybiegł sąsiad i mówi "panie Wojtku, chodź pan, coś dzieje się z dzieciakiem". Agnieszka była już w szpitalu. Zapłakana, roztrzęsiona. Powiedziała, że Magda nie żyje. Nie chciała o tym rozmawiać. Ja nie miałem żadnych podejrzeń.

Magda, Karolina, Piotr

Pogrzebem zajmuje się Bożena, siostra Wojtka. Oni wszędzie z nią chodzą, ale to ona podejmuje trudne decyzje. Kupuje białą trumienkę, biały kaftanik, sweterek. Wszystko dla Magdy. Agnieszka jest w szoku. Przynajmniej tak utrzymuje.

W końcu Agnieszka i Wojtek biorą ślub. Żałoba mija, na świat przychodzą dzieci – dwie dziewczynki i chłopiec. Najstarszej córce rodzice znów dają na imię Magda. Jest jeszcze Karolina i Piotrek. Chłopiec jest niepełnosprawny, niewidomy od urodzenia. W domu układa się różnie. Wojtek popija, znęca się nad żoną. Policja zakłada rodzinie tzw. niebieską kartę. Przynajmniej raz w miesiącu dom R. odwiedza kurator. Chyba podziałało, bo rodzina wydaje się wychodzić na prostą. On przestał przychodzić do domu pijany, ona o mężu wypowiada się dobrze, a dzieci są zadbane. Rodzina R., żyje skromnie – z renty Wojtka i pomocy społecznej, bo Agnieszka nigdzie nie pracuje.

Pan Darek z internetu

Pozorna sielanka kończy się na początku tego roku. Rodzina R. zakłada w styczniu internet. Agnieszkę sieć pochłania, przed komputerem przesiaduje całymi dniami. Miesiąc później wyjdzie na jaw, że założyła konto na portalu randkowym, że flirtuje z nieznajomymi mężczyznami. Właśnie przez internet poznaje Darka. Mężczyzna jest od niej starszy o trzynaście lat, mieszka w Warszawie, jak Agnieszka skończył podstawówkę i zarabia na życie naprawiając tramwaje. Zaprasza Agnieszkę do stolicy. Wynajmuje pokój w hotelu. Kobieta mówi mężowi, że jedzie do koleżanki, po czym znika na kilka dni.

Darek w prokuraturze: - Powiedziałem, że ją kocham, ona powiedziała, że kocha mnie. Mieliśmy kontakty seksualne.

Później kochankowie spotykają się jeszcze raz, znów w Warszawie. Tym razem Agnieszka zabiera ze sobą najstarszą córkę – Magdę.

Magda w prokuraturze: - Mama wcześniej opowiadała mi, że poznała innego pana. Prosiła, żebym nie mówiła o tym tacie. Pan Darek obiecał zabrać nas do Gdańska, nad jakieś jeziorko.

Romans wychodzi jednak na światło dzienne. Wojtek wpada w szał. Znów zagląda do kieliszka, kłóci się w domu. Z rodzinnej sielanki zostają strzępy. Atmosfera robi się nerwowa. Agnieszka nie wytrzymuje. Podczas jednej ze sprzeczek wykrzykuje mężowi, że jedenaście lat temu zabiła ich małą córeczkę. Wojtek początkowo myśli, że to żart, zszargane nerwy, że żona się z nim zwyczajnie droczy. Któregoś razu podsłuchuje jednak rozmowę telefoniczną Agnieszki z Darkiem. Kobieta opowiada kochankowi o zbrodni sprzed lat. Teraz to Wojtek jest w szoku.

Zemsta

Mija kilka dni zanim mężczyzna zdecydował się ujawnić prawdę. – Przyszedł do mnie, przymierzał spodnie, był roztrzęsiony. Zapytałam o co chodzi – wspomina Bożena. To właśnie siostrze Wojtek wyjawił rodzinną tragedię. Bożena uruchomiła całą machinę. Całą historię opowiedziała kuratorowi rodzinnemu, poszła złożyć też zawiadomienie do prokuratury. Kurator zapytał Agnieszkę czy to prawda. Przyznała się bez oporów.

Agnieszka przed prokuratorem: Długo się do tego przygotowywałam. Mąż i siostra wiedzieli o tym wcześniej, szantażowali mnie. Tajemnice wyjawili z czystej zemsty.

Prokuratura wznawia śledztwo, prosi psychiatrów, żeby zbadali Agnieszkę. Biegli orzekają, że nie ma przeszkód, żeby Agnieszka uczestniczyła w ewentualnym procesie, jednak zaznaczają, że "w krytycznym okresie kobieta była w stanie skrajnego wyczerpania psychicznego. Dodatkowo nakładał się na to bagaż doświadczeń życiowych, a partner zamiast oparcia stanowił zagrożenie". To wszystko okoliczności łagodzące zbrodnię, której dopuściła się Agnieszka.

Pod koniec czerwca prokurator Krystyna Kozdój formułuje akt oskarżenia wobec Agnieszki. Śledczy zarzucają kobiecie, że w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia przyłożyła poduszkę do twarzy córki, w wyniku czego spowodowała zatrzymanie czynności oddechowych. Niemniej przestępstwa dokonała mając ograniczone zdolności do rozpoznania znaczenia czynu.

Już na procesie prokuratura żąda dla Agnieszki kary czterech lat pozbawienia wolności. Sąd jest jeszcze łagodniejszy. Skazuje kobietę na dwa lata i osiem miesięcy odsiadki. W uzasadnieniu wyroku sędzia Olgierd Dąbrowski-Żegalski pisze: "Stopień społeczny szkodliwości czynu jest bardzo wysoki. Oskarżona dokonała zamachu na najwyższą wartość chronioną przez prawo. Sąd jednak wziął pod uwagę to, że oskarżona kierując się poczuciem winy ujawniła okoliczności popełnionej zbrodni. Tylko dzięki jej wyjaśnieniom sprawę można była rozpoznać i wyjaśnić".

Wyrok jest nieprawomocny. Nie wiadomo czy Agnieszka będzie składała apelację. Darek z Warszawy jest przekonany, że kobieta jest dobrą matką. – Zaprosiła mnie do siebie. Przyjechałem, obserwowałem i widziałem. Obiad na stole był gorący, lekcje odrobione – zeznał przed sądem. Mężczyzna chciałby ułożyć sobie z życie z Agnieszką. Zaproponował jej ślub, choć oficjalnie wciąż jest ona mężatką.

Przy pisaniu artykułu korzystałem z akt sprawy Agnieszki R., które znajdują się w Sądzie Okręgowym w Olsztynie, gdzie toczył się proces kobiety.

Autor: Maciej Stańczyk
Źródło: Onet.pl


Marishka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Gru 19, 2010 14:59   

M i T napisał/a:
Audycja już jest do odsłuchania pod adresem:

http://www.polskieradio.p...epresje-w-pasje

Bardzo lubię takie historię osób, którym się udało i którzy potrafią o tym mówić konkretnie (nawet jeśli bardzo prostym językiem), bez dobrystycznego bełkotu. Polecam, bo dla odmiany jest okazja posłuchac "zwykłego" człowieka, a nie psychologa.

Marishka

Wysłuchałem sobie ją dziś z rana.
Ciekawa, bardzo.
Niektóre momenty wzruszające :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Nie Gru 19, 2010 15:34   

Ja czyn tej kobiety potępiam :-( , ale wrzucam tej kobiety do wora :->
_________________
marzena kiwi
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Gru 19, 2010 19:39   

Ta kobieta wg mnie była chora, ogromna burza hormonów a w takim stanie człowiek przestaje kontrolowac rzeczywistosc....

Pamietam kobiete którą pogotowie przywiozło do szpitala z powodu burzy hormonów tarczycy, kobieta krzyczała, była agresywna, niczego nie pamiętała gdy odzyskała równowage...
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 20, 2010 09:33   

pozwolę sobie zacytować post sprzed ponad roku, bo właśnie zacząłem czytać ten temat od początku:
Molka napisał/a:
no bez przesady, żyjemy w rodzinie, wśród ludzi, nie jest możliwa całkowita izolacja dla realizowania swych egoistycznych pragnień, trzeba troszeczkę pójść na kompromis by móc podtrzymać zdrowe relacje z najbliższymi....

Primo, nie chodzi tu o jakieś egoistyczne pragnienia, lecz o zdrowe życie w zgodzie z samym sobą
Secundo, kompromis, jeśli w ogóle można tak go nazwać, będzie tylko przypieczętowaniem CHORYCH relacji
to a propos sytuacji Neski i tego, czy miała godzić się na ubranie swoich dzieci "galowo" po to, żeby zadowolić swoich rodziców
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Pon Gru 20, 2010 09:37, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Pon Gru 20, 2010 09:39   

Hannibal napisał/a:
Primo, nie chodzi tu o jakieś egoistyczne pragnienia, lecz o zdrowe życie w zgodzie z samym sobą
Secundo, kompromis, jeśli w ogóle można tak go nazwać, będzie tylko przypieczętowaniem CHORYCH relacji

Ależ istotą życia, od czasów pierwszej prakomórki jest kompromis pomiędzy środowiskiem wewnętrznym, potrzebą wzrostu i rozwoju, a ograniczeniami stawianymi przez świat zewnętrzny.
JW
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 20, 2010 09:58   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Ależ istotą życia, od czasów pierwszej prakomórki jest kompromis pomiędzy środowiskiem wewnętrznym, potrzebą wzrostu i rozwoju, a ograniczeniami stawianymi przez świat zewnętrzny.

Ok, ale tutaj chodziło o zupełnie inny rodzaj kompromisu, Panie Witoldzie.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Pon Gru 20, 2010 19:11   

Molka, burza hormonów , tu zgadzam się, ale ona wszystko pamięta, czyli nie potrafiła zapanować na sobą, nad emocjami i to jest chore, nienormalna reakcja . to bardzo źle jak ludzie nie potrafią opanować swojej agresji, jak ta kobieta, która nie miała wyobraźni w chwili , nie wiem, chyba szału.
_________________
marzena kiwi
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Gru 20, 2010 19:42   

kiwi4 napisał/a:
Molka, burza hormonów , tu zgadzam się, ale ona wszystko pamięta, czyli nie potrafiła zapanować na sobą, nad emocjami i to jest chore, nienormalna reakcja . to bardzo źle jak ludzie nie potrafią opanować swojej agresji, jak ta kobieta, która nie miała wyobraźni w chwili , nie wiem, chyba szału.

kiwi4 deprecha poporodowa to choroba która w jakims procencie dopoada połoznice, w tym stanie nie są w stanie pielęgnowac maleństwa, rozwałka nie do opisania, bezradnosc, niemoc, przy braku pomocy ze strony najblizszych, lekarza moze autentycznie dojsc do tragedii, te matki odtrącają dzieciaka, ich mózgi pracują zupełnie iracjonalnie... :razz:
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Pon Gru 20, 2010 19:48   

To prawda, wiele jest takich przypadków, chorych przypadków ;-(
_________________
marzena kiwi
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Wto Gru 21, 2010 21:41   

Hannibal napisał/a:
Witold Jarmolowicz napisał/a:
Ależ istotą życia, od czasów pierwszej prakomórki jest kompromis pomiędzy środowiskiem wewnętrznym, potrzebą wzrostu i rozwoju, a ograniczeniami stawianymi przez świat zewnętrzny.

Ok, ale tutaj chodziło o zupełnie inny rodzaj kompromisu, Panie Witoldzie.

Panie Hannibalu, kompromis, to kompromis. I na poziomie komórkowym i na poziomie świadomości. Przecież nasza świadomość wynika z budowy komórek nerwowych. W ich budowie możemy odnaleźć echa swojej psychiki.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 02:19   

Dobra wiadomość dla Talerzowych Dreptaczy/redukcjonistów żywieniowych, upatrujących przyczyn deprechy w niewłaściwym składzie zapasów kuchennych. Otóż, jak wynika z latynoskich badań, 150 mln nieszczęśników cierpi obecnie na depresję nie wskutek ciężkich przeżyć związanych z psyche, ale z powodu spożywania tłuszczów nasyconych, obecnych w mięsie i maśle. Szczerze mówiąc, z przerażeniem i pewnym ubawieniem odkryłem, że wiadomość ta jest bardziej idiotyczna i o wiele bardziej tragikomiczna, niż oficjalna wersja wydarzeń 9/11 :hah:
http://www.medonet.pl/zdr...esji,index.html
Cytat:
Naukowcy z hiszpańskiego Uniwersytetu Navarra i Uniwersytetu Las Palmas de Gran Canaria doszli do tego wniosku podczas obserwacji ponad 12 tys. ochotników. Choć na początku badań żaden z badanych nie wykazywał objawów depresji, po upływie sześciu lat zdiagnozowano 657 nowych przypadków.

Gdy badacze porównali diety uczestników, okazało się, że osoby spożywające więcej tłuszczów trans (obecnych m.in. w utwardzanych tłuszczach roślinnych, przetworzonej żywności i niektórych produktach mlecznych) byli o 48 proc. bardziej narażeni na depresję w porównaniu z osobami unikającymi produktów zawierających te tłuszcze.

Jednocześnie zaobserwowano, że dieta - bogata w tłuszcze wielonienasycone zawarte w rybach morskich i olejach roślinnych, a także jednonienasycone występujące w oliwie z oliwek - redukowała ryzyko zaburzeń zdrowia psychicznego.

Wyniki te współgrają z danymi na temat większej zachorowalności na depresję wśród mieszkańców północy Europy w porównaniu z mieszkańcami południowych krajów, gdzie przeważa dieta śródziemnomorska.
(ciekawe, że olali wpływ słabego nasłonecznienia na północy. Nawet TO pominęli.)

Liczba osób cierpiących na depresję na świecie wzrosła w ciągu ostatnich lat i obecnie wynosi około 150 milionów. Zdaniem prowadzącej badania Almudeny Sánchez-Villegas, jest to wynikiem "radykalnych zmian związanych ze źródłami tłuszczów konsumowanych na Zachodzie, gdzie pewne rodzaje zdrowych tłuszczów, jak wielonienasycone i jednonienasycone obecne w orzechach, olejach roślinnych i rybach, zastąpiono tłuszczami nasyconymi i trans, które występują w mięsie, maśle i innych produktach, m.in. masowo produkowanych słodkich przekąskach i fast foodach".(PAP)

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Sty 31, 2011 02:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 02:51   

komentarz do tego badania
http://evolutionarypsychi...ssion-risk.html
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 10:30   

Doopa. Nie ma żadnej tak zwanej depresji.

Mój komentarz jest taki że nasłonecznienie wybitnie korzystnie wpływa na zdrowie, ale co mi po 30'C przez cały rok jak mi czego innego brakuje.

Głupi ci naukowcy jak beczka prochu.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Sty 31, 2011 10:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 12:32   

rakash napisał/a:
Doopa. Nie ma żadnej tak zwanej depresji.

Mój komentarz jest taki że nasłonecznienie wybitnie korzystnie wpływa na zdrowie, ale co mi po 30'C przez cały rok jak mi czego innego brakuje.

Głupi ci naukowcy jak beczka prochu.


_flo napisał/a:
komentarz do tego badania
http://evolutionarypsychi...ssion-risk.html


Tłuszcze trans... wszystko co sztuczne jest szkodliwe. Ale ile się jada tych tłuszczy trans? Dużo gorsze są kiepskie oczyszczone pieczywo i inne junk food.
_________________

 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8789
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 23:35   

Nic nowego. Już ze 7 lat temu naukowcy sprawdzili na szczurkach korzystny wpływ kwasu, bodajże arachidonowego, na łagodzenie depresji.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 01:44   

W rzeczy samej. Szczury w takim stopniu zbliżone są do homo sapiens, że należałoby im nadać prawa wyborcze.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Lut 01, 2011 01:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 02:22   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
(...)Przecież nasza świadomość wynika z budowy komórek nerwowych. W ich budowie możemy odnaleźć echa swojej psychiki.
JW

Odwieczne pytanie co było pierwsze, jajko czy kura.
Może tak w uproszczeniu:

Czy posty które Pan pisze wynikają z budowy komputera?
Czy oprogramowanie forum wynika z budowy komputera?
Czy system Windows wynika z budowy komputera?
Czy oprogramowanie karty sieciowej wynika z budowy komputera?

Czy budowa komputera wynika z potrzeby istnienia forum internetowego?

To drugie zdanie o echu dobre jest, nawet w przyszłości możemy odnaleźć echa przeszłości, w przeszłości echa przyszłości, nawet w budowie kuchenki mikrofalowej możemy odnaleźć echa budowy układu pokarmowego człowieka.

Podsumowując "echa" jak najbardziej ale "wynika" to ogromny kaliber, jednokierunkowa zależność i trudno mi się pogodzić z "nasza świadomość wynika z budowy komórek nerwowych" chociaż generalnie wspieram "nasze zdrowie wynika z jedzenia", ale psychika też tu ma decydujące znaczenie i trudno powiedzieć, że pacjenta się nie da wyleczyć bo jego neurony działają nieprawidłowo przez co nie chce on podjąć wysiłku zdrowego odżywiania, przez co jego neurony działają jeszcze bardziej nieprawidłowo ...

Piję do tego, że praprzyczyną jest poparte szczerym wysiłkiem wyrażenie wolnej woli, a reszta się musi dopasować, uznajmy myśl za organizatora materii, bo inaczej trzeba uznać, że materia dostatecznie skomplikowana zaczyna się organizować, dążyć do reprodukcji w podobnej skomplikowanej formie, zaczyna walczyć z innymi skomplikowanymi formami podobnymi w 99,999% o prawo do samopowielania ...

I tu jest dobry początek depresji.

p.s.
Nawet tego co napisałem nie czytam, jakąś myśl przekazałem, nie sądzę by chęć przekazania tej myśli wynikała z chęci neuronów do reprodukcji w podobnym kształcie ... choć kto wie może to jest jakiś trop.
:-)

EDIT:
Jeszcze taka myśl, dwa identyczne komputery z identycznym oprogramowaniem grają ze sobą w szachy, czy wiadomo jaki będzie wynik rywalizacji, od czego on zależy, pewnie od tego w którym momencie zostanie naciśnięty klawisz "start", czy twórca komputera i oprogramowania zna wynik rywalizacji, czy jest to dla niego ciekawe ...
:-)
Ostatnio zmieniony przez Adam319 Wto Lut 01, 2011 03:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 09:03   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Przecież nasza świadomość wynika z budowy komórek nerwowych.
JW

Ja jestem zdania, iż świadomość nie ma nic wspólnego z ciałem fizycznym (eterycznym też). :-)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 10:50   

sinsemilla napisał/a:
Witold Jarmolowicz napisał/a:
Przecież nasza świadomość wynika z budowy komórek nerwowych.
JW

Ja jestem zdania, iż świadomość nie ma nic wspólnego z ciałem fizycznym (eterycznym też). :-)


Ale musi gdzieś mieć punkt zaczepienia w ciele. Szyszynka? Jaka jest rola DMT? Halucynogeny mogą leczyć depresję a mogą ją też wywoływać. Od czego to zależy?
Ja nie znam odpowiedzi 8-)

I jeszcze, OT, a niech tam 8-) : Co to znaczy poszerzać świadomość? Czy umysłowe zdobywanie wiedzy nie jest poszerzaniem świadomości?
Jeżeli nasza świadomość jest taka świadoma, to dlaczego nie leczy swojego ciała " z automatu "? Dlaczego człowiek ma zabiegać o poznanie świadomości a ta cho...ra sama nie raczy się zająć swoim ciałem? 8-)

Dziękuję za ew. odpowiedzi :->
Ostatnio zmieniony przez gramakawa Wto Lut 01, 2011 11:11, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 11:33   

gramakawa napisał/a:

Ale musi gdzieś mieć punkt zaczepienia w ciele. Szyszynka? Jaka jest rola DMT? Halucynogeny mogą leczyć depresję a mogą ją też wywoływać. Od czego to zależy?
Ja nie znam odpowiedzi 8-)

I jeszcze, OT, a niech tam 8-) : Co to znaczy poszerzać świadomość? Czy umysłowe zdobywanie wiedzy nie jest poszerzaniem świadomości?
Jeżeli nasza świadomość jest taka świadoma, to dlaczego nie leczy swojego ciała " z automatu "? Dlaczego człowiek ma zabiegać o poznanie świadomości a ta cho...ra sama nie raczy się zająć swoim ciałem? 8-)

Dziękuję za ew. odpowiedzi :->

Szyszynka? :-D Las Vegas Parano:-)

Meksykańscy szamani uważają(a ja się zgadzam), że świadomość położona jest na powierzchni naszego ciała energetycznego.

Gramakawa, a czy masz świadomość (jesteś świadoma) we snach? Wielu nie ma jej na jawie :-)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 13:23   

sinsemilla napisał/a:
Gramakawa, a czy masz świadomość (jesteś świadoma) we snach? Wielu nie ma jej na jawie

po sensemilli na pewno wiele osób jest świadoma w snach :)
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 13:41   

Bystry_Romek napisał/a:
sinsemilla napisał/a:
Gramakawa, a czy masz świadomość (jesteś świadoma) we snach? Wielu nie ma jej na jawie

po sensemilli na pewno wiele osób jest świadoma w snach :)


Tak, w snach jest to łatwo poznać, albo masz wpływ na to co Ci się śni, albo sen Cię sam niesie 8-) Ja natychmiast się budzę, jak tylko uświadomię sobie, że te pie...ły to sen :hihi:
Ale co znaczy być świadomym na jawie? Pomijam przypadki całkowitego zamroczenia, czymkolwiek. Czego jesteś świadoma sinsemilla? Co wiesz, oprócz tego, czego się dowiedziałaś z książek, lub/i internetu, lub/i z telewizji, lub/i z gazet, lub/i od innych ludzi ( soook :-> ) ? To pytania z gatunku " a dlacego " zadawane bez końca przez dzieci. To jeszcze przed Tobą i Twoim maluszkiem :-) , co odpowiesz? Jest jakaś odpowiedź, czy pytania są za głupie? :keep: To nie tylko do Ciebie, sinsemilla 8-)
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 13:42   

Bystry_Romek napisał/a:

po sensemilli na pewno wiele osób jest świadoma w snach :)

No mi się to niestety nie zdarza zbyt często :) Czekam cierpliwie na moc :-)
Za to dziś,jak spałam, świadomie obserwowałam swój sen. To nie ten wątek,więc eot. :x
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 13:52   

gramakawa napisał/a:

Ale co znaczy być świadomym na jawie? [...]

Znaczy to co znaczy :-) Bycie Tu i Teraz, bez wewnętrznego dialogu. Za dużo opisów szkodzi, tu tylko praktyka. 8-)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 13:54   

:-)
Zwierzęta też są Tu i Teraz. To się niczym nie różnimy 8-) Teraz EOT.
Ostatnio zmieniony przez gramakawa Wto Lut 01, 2011 14:01, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 14:05   

gramakawa napisał/a:
:-)
Zwierzęta też są Tu i Teraz. To się niczym nie różnimy 8-) Teraz EOT.

Tak. Dzieci też (do pewnego wieku?)...
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 14:08   

sinsemilla napisał/a:
gramakawa napisał/a:
:-)
Zwierzęta też są Tu i Teraz. To się niczym nie różnimy 8-) Teraz EOT.

Tak. Dzieci też (do pewnego wieku?)...


Hm, "bądźcie jako dzieci".... hm :-/
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 14:16   

gramakawa napisał/a:
"bądźcie jako dzieci"....
... i do przodu w Górę :-D
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 14:22   

sinsemilla napisał/a:
gramakawa napisał/a:
"bądźcie jako dzieci"....
... i do przodu w Górę :-D


I tak się leczy depresję, cnd. :-D :-D :-D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:19   

Są różne wyjścia z sytuacji, gdy współforumowicz zasrywa wątek i wiedząc o tym, nie może, kuurwa, przestać:

- nakazać brać duupę w troki i wypieprzać do stosownego wątku (sposób, nazwijmy to, Walta Kovalsky'ego)
- grzecznie poprosić o trzymanie się tematyki
- niegrzecznie poprosić o trzymanie się tematyki
- grzecznie zaproponować czat.onet.pl
- niegrzecznie zaproponować czat.onet.pl
- umiejętnie skierować rozmowę na właściwy tor

Ze względu na poziom off-topa, a to jest wbrew pozorom bardzo ważne, wybrałem sposób zatytułowany: grzecznie zaproponować czat.onet.pl. Dodam: dział śmiejąco-ezoteryczny.
W przypadku olania tej wspaniałomyślnej, lecz pełnej hipokryzji z mojej strony opcji (bo ja uwieeeelbiam Walta Kovalsky'ego!!), rzecz pozostaje po stronie moderatorów. A oni:

- mogą olać moje sugestie
- posłużyć się Waltem Kovalskym
- wywiązać się z funkcji porządkującej, bo to chyba jedyna sensowna funkcja jakiegokolwiek moderowania.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Lut 01, 2011 16:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:27   

Tomek, za to Twój post, to już typowy objaw depresji :-)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:31   

Widzę, że masz cokolwiek blade o niej pojęcie.

Tomek
 
     
soook

Pomógł: 10 razy
Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 389
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:35   

Co by z robił Clint Eastwood ? Depresja na , małopolskę naszła .
Uśmiech szacunku do Czytelników . :->




.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:47   

M i T napisał/a:
Widzę, że masz cokolwiek blade o niej pojęcie.

Tomek

Oczywiście. Dla mnie ten twór nie istnieje,no chyba,że taka depresja geograficzna.
Piszesz, że obsry...m wątek,a sam to robisz swym wpisem :faint: :-)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:47   

Recykling
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Wto Lut 01, 2011 16:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 16:47   

M i T napisał/a:
Tomek

nie przenoś na Forumowiczów swoich frustracji.
Takie miłe panie tu piszą ;)
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
Ostatnio zmieniony przez Bystry_Romek Wto Lut 01, 2011 16:51, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 17:15   

M i T napisał/a:
Widzę, że masz cokolwiek blade o niej pojęcie.

Tomek


Ja mam, cokolwiek 8-)
Początkiem depresji jest zawsze uczucie bezsilności wobec jakiejś sytuacji.
Jeżeli scenariusz się powtarza deprecha gotowa. Każdy ma jakiś swój słaby punkt w swojej psychice. Otrzymując "ciosy"od, najczęściej bliskich, dodatkowo skuty kajdanami religii, dobrego wychowania, a także empatii!!! ( odpowiednie podkreślić ), nie odparuje ciosu i jedyną droga "ucieczki" jest ucieczka w siebie. W tym procesie podstawową rolę odgrywa świadomość, no ale to już jest inny wątek, 8-)
Powtórzę: uczucie bezsilności! Pozdrawiam.

A znając przyczynę łatwo wyleczyć skutek, dietą też można się pobawić, ale to efekt placebo.
No nie mogłam wytrzymać :x
Ostatnio zmieniony przez gramakawa Wto Lut 01, 2011 17:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 17:34   

gramakawa napisał/a:
M i T napisał/a:
Widzę, że masz cokolwiek blade o niej pojęcie.

Tomek

(...)Powtórzę: uczucie bezsilności! (...)
No nie mogłam wytrzymać :x

Tomek wyraził swoje uczucie bezsilności dosyć świadomie z dystansem i na wesoło, nie wiem czy czerpał z tego przyjemność, bo jeśli tak to to depresja raczej nie jest.
:-)
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 17:42   

Adam319 napisał/a:
gramakawa napisał/a:
M i T napisał/a:
Widzę, że masz cokolwiek blade o niej pojęcie.

Tomek

(...)Powtórzę: uczucie bezsilności! (...)
No nie mogłam wytrzymać :x

Tomek wyraził swoje uczucie bezsilności dosyć świadomie z dystansem i na wesoło, nie wiem czy czerpał z tego przyjemność, bo jeśli tak to to depresja raczej nie jest.
:-)


Ale ja ten tego no wiesz w ogóle jeszcze nie działa 66.6 sorki rozporki :-/

EOT

Tomek, ja tak ogólnie. A najwięcej o sobie :->
Ostatnio zmieniony przez gramakawa Wto Lut 01, 2011 17:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 17:49   

gramakawa napisał/a:
Tomek, ja tak ogólnie. A najwięcej o sobie

Dogadacie się.
:-)
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 18:02   

Adam319 napisał/a:
gramakawa napisał/a:
Tomek, ja tak ogólnie. A najwięcej o sobie

Dogadacie się.
:-)


Tomek już ma dziewczynę :-D
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 18:16   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Nic nowego. Już ze 7 lat temu naukowcy sprawdzili na szczurkach korzystny wpływ kwasu, bodajże arachidonowego, na łagodzenie depresji.
JW


Naukowcy. 7 lat. Panie Witoldzie. Nie siedem a 77. Po co komu kwasami arachidonowymi się zajmować. Przecież W zdrowym ciele Zdrowy Duch. I to w sumie tyle w temacie. Owszem te badania niektóre są pomocne, ale jak czytam o wnioskach to nie mogę uwierzyć że ci badacze są tak mało inteligentni. Brak wyobraźni niestety pokazuje że im też czegoś brakuje.
_________________

 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 20:16   

gramakawa napisał/a:
Tomek już ma dziewczynę

to żona, a nie dziewczyna.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 20:43   

Znów będzie OT, ale jak tu nie odpowiedzieć?

Bystry_Romek napisał/a:
gramakawa napisał/a:
Tomek już ma dziewczynę

to żona, a nie dziewczyna.


Dobrze wiem, czytam DD od poczatku. Podziwiam MiT-ów za jednomyślność. Jedna dusza w dwóch ciałach. No i wybudowali dom :-> Ja się z tym borykam kilka lat, więc doceniam :-)
Ale już bez prowokacji proszę :papa:
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 21:12   

Ja Romek Ciebie doskonale rozumiem. Nocuje u nas czasami kolega córki ( 18 lat ), mający depresję z powodu swego ojczyma. Ot, tak po prostu, podłoga ma 48m2 :-D , więc się zmieści. Tylko ten powód to nie ojczym, który jest s...synem, a matka, której nie chce skrzywdzić. Czyli bezsilność sytuacji. Powiedziałam mu, czas na samotną wędrówkę, bez oglądania się za siebie. Czy to pomoże? Czas nas uczy pogody :-) Pozdrawiam.
 
     
Bystry_Romek 


Wiek: 41
Dołączył: 06 Cze 2010
Posty: 126
Wysłany: Wto Lut 01, 2011 21:52   

gramakawa napisał/a:
matka, której nie chce skrzywdzić

nie chce jej skrzywdzić poprzez swoje odejście z domu??
przecież to tylko jego wyobraźnia, bo na matce to wrażenia nie zrobi przecież, zakładam, że i tak miała go gdzieś. Mi jakoś kontakt z matką na zdrowie nie wyszedł, a jak pisałem: całe otoczenie matki źle skończyło. Został jeszcze mój brat "w miarę żywy", ale do jego autodegradacji jest jakieś max. 5 lat.
_________________
Steve prowadź mnie!
http://www.youtube.com/watch?v=wvsboPUjrGc
 
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Wto Lut 01, 2011 22:03   

Bystry_Romek napisał/a:
gramakawa napisał/a:
matka, której nie chce skrzywdzić

nie chce jej skrzywdzić poprzez swoje odejście z domu??
przecież to tylko jego wyobraźnia, bo na matce to wrażenia nie zrobi przecież, zakładam, że i tak miała go gdzieś. Mi jakoś kontakt z matką na zdrowie nie wyszedł, a jak pisałem: całe otoczenie matki źle skończyło. Został jeszcze mój brat "w miarę żywy", ale do jego autodegradacji jest jakieś max. 5 lat.


.....nie! Poprzez pogonienie "ojczyma", bez ślubnego, który zrobił piekło z ich domu. Nie robi tego, bo żal mu matki, która go kocha. Sytuacja jest inna,niż u ciebie, ale ból rozłąki ten sam. Ale nieuchronny, do wzrostu :-) Jak nie pomogłam, szukaj dalej, do skutku! Powodzenia :-)
 
     
krzysztof2

Pomógł: 25 razy
Dołączył: 14 Maj 2009
Posty: 756
Wysłany: Śro Lut 02, 2011 12:51   Re: Depresja

WITAM :hug:

Prosty sposób na depresje zwłaszcza w rejonach o słabym nasłonecznieniu to wykorzystanie lamp antydepresyjnych - obecnie duży wybór na rynku - nie muszą być wcale drogie
http://www.kappa-medyczny...nial-light.html
http://www.kappa-medyczny...y-terapeutyczne


POZDRAWIAM Z ZIELONEJ GÓRY :papa:
Ostatnio zmieniony przez krzysztof2 Śro Lut 02, 2011 12:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved