Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
(nie tylko) o bezstresowym wychowaniu
Autor Wiadomość
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
  Wysłany: Wto Maj 19, 2009 13:02   (nie tylko) o bezstresowym wychowaniu

Bardzo dobry artykuł/wywiad:

Cytat:

Bezstresowe wychowanie krzywdzi dzieci
18.05.2009 Wojciech Harpula / Onet.pl

Dyscyplina w wychowaniu może tylko pomóc. Dzieciom trzeba wyznaczać granice i nie obawiać się stosowania kar. Odbieranie im tego doświadczenia jest błędem – mówi w rozmowie z onet.pl psycholog Barbara Woszczyna, dyrektorka Krakowskiego Ośrodka Terapii

Ile czasu dziennie poświęca statystyczny polski rodzic na kontakty z dzieckiem?

W Polsce nikt tego kompleksowo nie sprawdzał. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że rodzic w ciągu doby poświęca dziecku średnio 17 minut. I są to głównie kontakty oparte na relacji zakazu i nakazu: nie dotykaj tego, wyrzuć śmieci, odrób zadanie domowe. To polecenia, a nie bliski kontakt. Podobnie jest w Polsce.

Rodzice to głównie nadzorcy?

Rodzice, z którymi rozmawiam, często mówią, że nie mają czasu na to, by być z dzieckiem. Zabiegają o dobra materialne, są zmęczeni, zestresowani. Ich kontakty z pociechą ograniczają się w dużym stopniu do kontroli postępów w nauce. Są „policjantami edukacyjnymi”, którzy sprawdzą, czy dziecko nie ma złych stopni, czy odrobiło zadanie domowe, kiedy będzie miało klasówkę. Egzekwują to, co w ich świadomości ma decydujący wpływ na dalsze życie ich pociechy.

Dbają o wykształcenie dziecka. Trudno im się dziwić.

Oczywiście, to jak najbardziej zrozumiałe. Kontrola czynności edukacyjnych jest potrzebna, ale relacje z dzieckiem nie mogą rozgrywać się tylko na tej płaszczyźnie. Obserwujemy, że od kilku lat rośnie liczba dzieci z problemami emocjonalnymi. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest to spowodowane zaburzeniami w relacjach dziecka z rodzicami. Skąd się biorą dzieci agresywne, z dużym poziomem lęku, apatyczne, depresyjne? Bo rodzice popełnili błędy wychowawcze, zaniedbali swoje dzieci. Nie potrafili się z nimi komunikować, przekazywali złe emocje, odtrącali dziecko, byli nadmiernie wymagający. Lub przeciwnie: pozwalali na wszystko, chronili dziecko przed każdą niedogodnością, zdmuchiwali mu każdy pyłek spod nóg. Obie te postawy są błędne.

Po kolei. Co to znaczy, że rodzic nie potrafi komunikować się z dzieckiem?

Dzieje się tak wtedy, gdy rodzice mówią językiem barier komunikacyjnych: oceniają, moralizują, pouczają. Taki właśnie język dominuje w polskich domach.

A kto ma pouczać i oceniać dziecko, jak nie rodzic?

Pouczanie i ocenianie to typowe bariery komunikacyjne. Powodują opór, agresję, złość. Rodzice powinni częściej komunikować się z dzieckiem na poziomie emocji. Konfrontować się z nim, ale mądrze. Mówić: widzę, słyszę, martwi mnie coś, nie lubię czegoś, oczekuję czegoś. A nie: masz to zrobić, zrób to, jesteś bardzo niegrzeczny.

Aniu, oczekuję, że posprzątasz zabawki. Aniu, posprzątaj zabawki. To duża różnica?

Posprzątaj to zwykły nakaz. Pan każe dziecku postąpić tak, jak pan tego chce. Natomiast dziecko może mieć na ten temat zupełnie inne zdanie.

No tak, pewnie wolałoby nie sprzątać zabawek.

Jeżeli rodzic będzie nawiązywał kontakt z dzieckiem podczas codziennych czynności i dawał dobry przykład, to dziecko poukłada zabawki nawet bez przypominania. Kiedy rodzic chce, żeby maluch posprzątał swoje rzeczy, może zapytać: a co my z tym zrobimy? I pokazać, co można zrobić z zabawkami czy ubraniami, gdzie je wsadzić, jak je poukładać. Umówić się z dzieckiem, że teraz sprzątamy. Określić, ile czasu nam to zajmie, w czym rodzic może pomóc. I dopiero wtedy egzekwować wykonanie umowy. Można oczywiście wydać kategoryczne, bezdyskusyjne polecenie, ale to nie jest dobra metoda. Znane powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają jest głęboko antypedagogiczne. Bardzo ważne jest, by dzieci miały głos. W przeciwnym razie wyrosną na psychiczne kaleki.

Co pani ma na myśli?

Demokratyczne, partnerskie relacje z dzieckiem, które powinno dostawać alternatywne komunikaty. Dzięki temu uczy się podejmowanie decyzji. Dziecko nie musi rano ubrać podkoszulka z Kubusiem Puchatkiem, bo rodzic tak sobie wymyślił. Jeśli jest taka możliwość, to należy zapytać dziecko: jaki podkoszulek dziś ubierzemy, z Kubusiem Puchatkiem czy z Tygryskiem? Wtedy dziecko rozumie, że istnieje alternatywa. Można zapytać: co będziemy robili w weekend? Co dziś zjemy na kolację?

Nie można bezustannie podsuwać dziecku „gotowców”, pokazywać mu, że istnieje tylko jeden, nakazowy kanał komunikacji. Jeżeli maluch cały czas będzie dostawał od rodziców „gotowce”, to nie będzie szukał rozwiązań, nie będzie potrafił dokonywać wyborów. Będzie czekał, aż ktoś zadecyduje za niego. Wychowany w ten sposób człowiek nie poradzi sobie później w życiu, bo życie rzadko kiedy oferuje gotowe rozwiązania przeróżnych problemów i sytuacji. Pozostawianie dziecku pola do autonomii, do decyzji, jest równie ważne jak podtrzymywanie codziennego kontaktu i przekazywanie dziecku coraz to nowych obowiązków. Już dwulatek powinien mieć swoje obowiązki.

Co może robić dwulatek?

Pewne czynności dziecko może wykonywać już od momentu, w którym sprawnie nauczy się chodzić. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nauczyć je wkładania klocków do pojemnika czy układania misia do snu w odpowiednim miejscu. Natomiast dwuletnie czy trzyletnie dzieci są w stanie świetnie poradzić sobie z prostymi obowiązkami domowymi: sprzątaniem zabawek, odkładaniem książek, zamiataniem podłogi, rozkładaniem sztućców na stole, odkładaniem naczyń do zlewu. Czterolatek potrafi sam świetnie posmarować kanapkę. Powinien więc przygotować kolację razem z mamusią, a nie dostać wszystko gotowe na stół. Wspólne przygotowanie posiłku to świetna okazja do rozmowy i współpracy rodzica z dzieckiem. W taki właśnie sposób można nawiązać autentyczny kontakt ze swoją pociechą.

To w dużej mierze od rodziców zależy jak szybko dziecko opanuje pewne schematy. Oczywiście są dzieci z bardzo żywiołowych temperamentem, którym trzeba z uporem maniaka pokazywać, jak wykonuje się daną czynność. Jeżeli jednak przejdą taki trening samodzielności, to później nie będą protestowały, gdy trzeba będzie ubrać się do szkoły czy spakować plecak. Nawet nadaktywne dziecko poradzi sobie, gdy poświęcimy mu czas.

Znów wracamy do problemu braku czasu dla dziecka.

Bo nie da się od niego uciec. Dziecko nie może czekać, aż rodzice zarobią wreszcie na lepszy samochód czy większe mieszkanie. Pięćdziesiąt procent zdolności człowieka do uczenia się rozwija się w pierwszych czterech latach życia. Podczas tych decydujących lat tworzą się połączenia nerwowe, na których opiera się cała przyszła zdolność przyswajania wiedzy i umiejętności. A kto jest pierwszym nauczycielem dziecka, jak nie rodzic? To z rodziców dzieci czerpią pierwsze wzorce. Chłoną jak gąbka. Dlatego tak ważna dla rozwoju dziecka jest atmosfera w rodzinie. To przecież w rodzinnym domu dziecko spędza najwięcej czasu.

Co składa się na dobrą atmosferę domową?

Jeżeli dom będzie przestrzenią, w której dziecko czuje się bezpiecznie, w którym ma stałość pewnych czynności, to będzie się rozwijało prawidłowo. Natomiast jeśli ma w domu huśtawkę emocjonalną i cały czas słyszy od mamy, taty i babci „nie wolno”, to można przypuszczać, że będzie miało problemy. Pedagogika mówi, że uczyć można słowem, wychowywać tylko przykładem. W związku z tym wzór rodzica jest najważniejszy.

Jaki powinien być ten wzór?

To powinien być rodzic współdziałający z dzieckiem. Rodzic rozumiejący dziecięcą potrzebę bliskości, która jest potrzebą ponadczasową i ponadkulturową. Wiek 3-4 lat to wiek pytań. Dziecko pyta: a na co, po co, a czemu? A rodzice często odpowiadają: nie mam teraz czasu, idź się pobaw. To kompletnie nieporozumienie. Właśnie wtedy mama czy tata powinni być z dzieckiem i odpowiedzieć na jego pytania. Powinni zatrzymać się przy dziecku, bo potrzebuje ono wsparcia.

Często widzimy, jak małe dziecko skubie mamę za spódnicę. To oznacza: bądź ze mną mamo, wprowadzaj mnie w świat dorosłych. Kiedy maluch nie ma zaspokojonej potrzeby bliskości, pojawia się u niego poczucie zagrożenia. To odbija się na jego rozwoju. Już 16-miesięczne dziecko może być małym agresorem lub przyjmować postawę wycofaną.

Błędy wychowawcze można popełnić tak wcześnie?

Bardzo wcześnie. Dzieci uczą się drogą naśladownictwa. Jeżeli dziecko jest zdrowe i ma częsty, bliski kontakt z rodzicami, to będzie błyskawicznie poznawać otaczający je świat. Trzeba wtedy pokazywać mu naszą odpowiedzialność i obowiązkowość oraz bardzo starać się, by zachować równowagę między zaspokajaniem jego potrzeb a wyznaczaniem granic, których nie może przekraczać. Dwulatek rozumie już zakazy słowne. Powinien otrzymać jasny komunikat od rodziców: to wolno robić, tego robić nie należy.

A co rodzic powinien zrobić, jeśli dziecko przekracza granicę?

Reagować. Błędy wychowawcze polegają na braku konsekwencji oraz nieumiejętnym stosowaniu nagród i kar. Kara jest potrzebna w wychowaniu. Musi być jednak poprzedzona upomnieniem, uwzględniać motywację dziecka i nastąpić bezpośrednio po przewinieniu dziecka. Dziecko musi wiedzieć, że jeżeli przekroczy granicę, to musi ponieść konsekwencje. Odbierania mu tego doświadczenia jest błędem. Rodzice często jednak chcą mieć „święty spokój” i nie reagują, gdy pociecha robi coś, czego robić nie powinna. Takie postępowanie wpisuje się w model tzw. bezstresowego wychowania.

Bezstresowe wychowanie jest możliwe?

Jest nieporozumieniem. Bo czym jest stres? To stan napięcia, pobudzenia spowodowany czynnikiem zewnętrznym. Stresu nie da się uniknąć. Wcześniej czy później dziecko zetknie się z trudną sytuacją. I powinno być na ten moment przygotowane. Musi nauczyć się, jak radzić sobie ze stresem. Musi wiedzieć, że nie każda jego potrzeba zostanie szybko i bezwarunkowo zaspokojona. Jeżeli rodzice w domu będą spełniali każdą zachciankę dziecka, zrobią mu krzywdę. W przedszkolu czy szkole na spełnianie zachcianek nie będzie już miejsca.

Jak mądrze wyznaczać dzieciom granice?

Krzyś bardzo chce pobawić się telefonem komórkowym taty. Tata powinien mu tę komórkę pokazać, zaspokoić jego ciekawość. Jednocześnie musi powiedzieć: to jest komórka taty, tata nie może ci jej dać.

Krzyś zaczyna krzyczeć.

To tata wysyła krótki, jasny komunikat: widzę, że dalej chcesz komórkę taty. Nie mogę się z tym zgodzić. Nie lubię jak krzyczysz. Stawia Krzysiowi granicę. Uczy go, że są pewne rzeczy, które należą do dorosłych. Pokazuje mu, że nie zawsze dostanie to, czego chce. Dziecku jako osobie należy się pełna akceptacja. Natomiast rodzice niekoniecznie muszą akceptować zachowanie dziecka. Gdy jest nieposłuszne, trzeba skonfrontować się z maluchem, by zmienić jego zachowanie.

No dobrze. Ale Krzyś nadal chce komórkę i wpada w histerię.

Jest wiele sposobów na pokonanie ataku histerii. Można odwrócić uwagę dziecka lub po prostu usiąść i poczekać, aż Krzysiowi przejdzie. Zostawić go ze swoją złością, czuwając oczywiście, by nie zrobił sobie czegoś złego. Dziecku nic się nie stanie, jak trochę pokrzyczy. Histeria jest teatralnym gestem, jest próbą wymuszenia określonego zachowania u rodziców. Nie wolno wtedy ustąpić. Żelazna konsekwencja jest podstawa wszelkich oddziaływań wychowawczych. Dziecko musi zrozumieć, że dana sytuacja nie może zakończyć się jego sukcesem. Bo jak tata się ugnie i w końcu da Krzysiowi komórkę, to Krzyś nauczy się, że krzykiem jest w stanie wymusić na rodzicach określone zachowanie.

Czyli dyscyplina jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła?

Odrobina dyscypliny może tylko pomóc. Czasami przychodzą do mnie mamy i mówią: mój synek ma ADHD, bo cały czas się wierci, nie może się na niczym skupić. A często o żadnym ADHD nie ma mowy. Taki chłopczyk może być dzieckiem żywym i po ludzku niewychowanym. Nikt nie wyznaczył mu granic, nie spotkała go żadna kara za to, że kopnął rówieśnika w piaskownicy. Nie ma obowiązków, które porządkują jego świat.

Pamiętajmy, że nie istnieje gotowa instrukcja obsługi dziecka. Małego człowieka można poznać i zrozumieć tylko wtedy, gdy nawiąże się z nim autentyczną więź emocjonalną. A to można zrobić tylko wtedy, gdy rodzic ma czas, siłę i ochotę na codzienne bycie ze swoim dzieckiem. Nie obok niego, ale z nim. Jeżeli tak się stanie, to nawet największy urwis będzie wiedział, że rodzice chcą dla niego jak najlepiej. I kiedy mówią, że czegoś robić nie należy, to on to zrozumie i zaakceptuje. A tego życzyliby sobie chyba wszyscy rodzice.


http://dziecko.onet.pl/26...,1,artykul.html

Marishka

P.S. Na miejscu p. psycholog sprecyzowałabym jednak bardzo wyraźnie, co oznacza "stosowanie kar". Jak znam życie, wiele osób może to zinterpretować jako przyzwolenie na np. dawanie dziecku klapsów. Nie użyłabym też określenia "agresor" w stosunku do dziecka.
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Maj 12, 2011 21:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Cze 17, 2009 14:42   

Chore, przedmiotowe traktowanie dziecka - jako doskonały "dodatek" dopasowany do "wizerunku" rodzica:

Cytat:

Pokaż mi twoje dziecko, a powiem ci, kim jesteś
10.06.2009 Dota Szymborska

Kiedyś wystarczyło mieć dobry zegarek, markową torebkę i designerskie ubrania. Dzisiaj modne gadżety zostały zastąpione przez idealnie wystylizowane... dzieci.

Moda na maluchy panuje już w wielu kręgach m.in artystycznym, korporacyjnym...
- Traktowanie dziecka jak przedmiot, z pewnością nie pozostaje obojętne dla jego psychiki – mówi psycholog Ewa Świątkowska - Sytuacje, gdy od malucha wymaga się tego, by był częścią wizerunku rodzica, stawiają małego człowieka w trudnym położeniu. Kilkulatek przestaje zachowywać się jak dziecko, zaczyna odgrywać „przedstawienie”, by sprostać oczekiwaniom matki czy ojca.

Ewa jest mamą czteroletniego Antosia, ma trzydzieści jeden lat i mieszka w Warszawie. Na co dzień zajmuje się sprzedażą designerskich ubranek dla dzieci i bardzo zleży jej na tym, by „bywać” w artystycznym środowisku.

Pytana o to, gdzie spędziła ostatnią niedzielę odpowiada:
– W Centrum Sztuki Współczesnej! Cieszyłam się, że Antoś spotka znajome dzieci i czegoś się nauczy. Ważne dla mnie było również to, że zobaczę tam też moich stałych i potencjalnych klientów!

- Zadbałam o to, by Antoś był odpowiednio ubrany – dodaje Ewa – przecież mój syn jest trochę jak wizytówka mojej firmy.

Dla Ewy spotkanie w CSW z okazji Dnia Dziecka było okazją do tego, by dzięki swojemu małemu synkowi „pokazać się” szerszej „publiczności”, pochwalić się i jednocześnie zaprezentować ubranka z najnowszej kolekcji.

- W CSW wszystkie dzieci były starannie i przemyślanie ubrane – relacjonuje Ewa – wszystkim rodzicom zależy, by ich pociechy dobrze się prezentowały, to przecież zupełnie normalne. Nie wiedzę nic złego w tym, że od swojego syna wymagam trochę więcej niż inni rodzice – dopowiada Ewa.

To, co dla Ewy jest oczywiste, dla wielu dorosłych brzmi dość abstrakcyjnie.
- To chora sytuacja – mówi Świątkowska, – gdy dorośli używają dziecka do promowania siebie. Lansowanie własnej osoby dzięki swojej córce czy synowi jest rzeczą naganną.

Nie trzeba daleko szukać, by spotkać kolejną mamę, która również traktuje swojego maluszka przedmiotowo.

Iwona, dobrze ubrana, z Omegą na ręku i okularami Diora, jest mamą czterolatka. Pracuje w korporacji i tak jak Ewa skończyła już trzydzieści lat.

- Pracuję po kilkanaście godzin dziennie – mówi Iwona – zarabiam dobrze, ale płacę za to wysoką cenę. Niestety rzadko widuję swojego syna. Nie chcę, by ktoś pomyślał, że dbam tylko o siebie, a nie pamiętam o swoim dziecku.

Iwona niedzielę spędziła ze swoim czteroletnim Franiem na firmowym pikniku z okazji Dnia Dziecka.
- Pojechałam kilkadziesiąt kilometrów pod Warszawę. Tam moja firma zorganizowała plenerową imprezę dla dzieci z okazji ich święta. – opowiada Iwona - Muszę przyznać, że przemyślałam starannie, w co ubiorę Frania. Zależało mi na tym, by mój synek wyglądał ładnie, tak, by wszyscy wiedzieli, iż jest zadbanym dzieckiem, któremu nic nie brakuje.

Zarówno Ewa jak i Iwona dbają o to, by synowie pasowali do ich wizerunków. Dwaj mali chłopcy nie są traktowani jak dzieci, lecz jak dodatki, obok zegarka, torebki, auta. Aktywna mama potrzebuje dziecka, by dobrze się prezentować.

Dopóki lansowanie siebie przy użyciu dzieci ogranicza się do tego, by z maluchem pójść na piknik, który jest adresowany do młodej publiczności, nikomu nie dzieje się krzywda. Niektórzy rodzice, niestety popadają w skrajności, jeżeli chodzi o budowanie swojego wizerunku matki czy ojca. Tacy dorośli zabierają ze sobą małego przedszkolaka na wernisaż, który zaczyna się o dziewiątej wieczorem, nie dbając o potrzeby dziecka, lecz o swój interes.

- Warto by rodzice pamiętali, iż ich dzieci też są ludźmi – konkluduje Świątkowska – maluchy mają swoje potrzeby, nie mogą być traktowane jak przedmioty.

Artystyczny Dzień Dziecka w CSW, firmowy piknik na podwarszawskiej wsi – te dwa wydarzenia powinny być przede wszystkim czasem, w którym maluchy będą się dobrze bawić ze swoimi rodzicami. Opisane historie, przedstawiają sytuacje, w których to, w co dzieci będą ubrane, nagle stało się częścią wizerunku dorosłych.

Niektórzy rodzice posuwają się dalej, wymagając od swoich pociech, by stały się kopią ich samych.

- Zdarzają się matki, które ubierają córki w dziecięce wersje swoich ubrań, jednocześnie wymagając od dziewczynek, by zachowywały się tak jak one – opowiada Świątkowska - Takie odgrywanie roli wpędza maluchy w pułapkę. Dziewczynki przestają odróżniać świat realny od tego, który kreują dla nich ich własne mamy – podsumowuje psycholożka.

Dorośli często zapominają o tym, że dzieci to nie okulary czy torebka, którą można zaimponować znajomym. Rodzice, którzy traktują maluchy, jako część wizerunku, który sobie budują, powinni się zastanowić, czy oni sami chcieliby być tak przedmiotowo traktowani np. przez swoich przełożonych.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości, jednakże właśnie takim, a nie innym podejściem do wychowania dziecka dorośli wpływają na bieg przyszłych wydarzeń.
- Odetchnijmy głęboko i zastanówmy się na sobą i swoich zachowaniem – radzi Świątkowska.

Często taka chwila refleksji wystarczy by zauważyć, iż nasze priorytety np. kariera negatywnie wpływa na rodzinę. Niestety wielu dorosłym brakuje tego momentu na zastanowienie. Warto pamiętać o tym, jak szybko dzieci przestają być maluszkami, dorastają. Błędem jest pozbawianie syna czy córki dzieciństwa tylko po to, by spełnić ambicje dotyczące kreowania swojego wizerunku.

Dota Szymborska
Instruktorka wychowania, redaktor naczelna portalu www.wczesnaeduakcja.com



http://dziecko.onet.pl/28...es,artykul.html

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Sty 13, 2010 15:28   

O rodzicach-"helikopterach" i niesamodzielnych dzieciach, wychowywanych pod bezstresowym kloszem:

http://dziecko.onet.pl/39...,1,artykul.html

Cytat:

Uczmy dzieci się nudzić
12.01.2010 Jennifer Gish, The New York Times

Skłonność rodziców do nadmiernego kontrolowania życia dzieci spowodowała, że dzisiejsza młodzież jest mniej niezależna i kreatywna niż poprzednie pokolenie.

W ostatnich dziesięciu latach zrobiło się głośno o „rodzicach-helikopterach”, którzy rozpieszczają swoje dzieci i skrupulatnie planują każdą minutę ich życia. Taka postawa jest coraz częściej krytykowana, o czym świadczą dwie wydane w tym roku książki, propagujące luźniejsze podejście do wychowania – „Simplicity Parenting: Using the Extraordinary Power of Less to Raise Calmer, Happier and More Secure Kids” Kima Johna Payne’a i Lisy M. Ross oraz „Free-Range Kids” Lenore Skenazy.

Filozofia wychowania zakładająca, że mniej znaczy więcej i postulująca wydłużanie czasu wolnego oraz ograniczenie ingerencji rodziców może się wydać nieco staroświecka. Jej zwolennicy twierdzą jednak, że obecne pokolenie uzależnionej emocjonalnie młodzieży i zestresowanych dzieci nadgorliwych rodziców jest samo w sobie wystarczającym argumentem za tą koncepcją.

Kim John Payne, terapeuta rodzinny ze stanu Nowy Jork i współautor pierwszej książki, twierdzi, że dzieci odczuwają tak dużą presję ze strony rodziców, że zaczynają się zachowywać podobnie jak dzieci uchodźców, które niegdyś leczył z zespołu stresu pourazowego.

Zdaniem Kathleen Crowley, profesor psychologii na College of Saint Rose, skłonność rodziców do nadmiernego kontrolowania życia dzieci spowodowała, że dzisiejsza młodzież jest mniej niezależna i kreatywna niż poprzednie pokolenie.

Kiedy dwadzieścia lat temu Crowley ogłaszała na zajęciach ze studentami, że zrobi test, nie było dyskusji. Dziś, jak mówi, studenci oczekują, że dokładnie im wytłumaczy, jak mają się przygotować. Ci sami młodzi ludzie przychodzą do niej z płaczem, ponieważ dostali pierwszą w życiu czwórkę i nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić.

Skutek tego „przedłużonego dojrzewania” jest taki, że absolwentom, którzy rozpoczynają kariery zawodowe, trzeba obecnie zapewniać w pracy doradztwo i szkolenia, by mogli się przystosować do nowego środowiska. – Gdy rozmawiam z rodzicami – zarówno jako matka, jak i psycholog rozwojowy – jesteśmy zdumieni, że nasze dzieci, które mają po 18, 19, 20 lat, są tak mało samodzielne – dodaje Crowley, która z bólem przyznaje, że sama w przeszłości zachowywała się jak „helikopter” i była przerażona, kiedy jej 16-letni syn powiedział, że nie zrobi kanapki z tuńczykiem dla młodszego brata, bo nie potrafi się posługiwać otwieraczem do puszek. – Nie są osobami niezależnymi, a patrząc na style wychowania w ostatnich dziesięciu-kilkunastu latach, zrobiliśmy wszystko, by ich od siebie uzależnić. Nadzorowaliśmy każdą ich czynność. Ustalaliśmy im plan dnia. Wybieraliśmy jadłospis. Trzymaliśmy ich w domu, by uchronić ich przed czyhającymi rzekomo na każdym kroku zagrożeniami.

W przeciwieństwie do poprzednich pokoleń rodziców, obecni tatusiowie i mamusie sami byli wychowywani w kulturze strachu. Dziś są bombardowani doniesieniami telewizyjnymi o porwaniach nieletnich osób i reklamami lokalizatorów GPS dla dzieci. Czasopisma poświęcone wychowaniu zamieszczają artykuły, które zdradzają „sekret lepszych stopni” lub radzą, co zrobić, „by twój dzidziuś był bardziej rozmowny”. Presja, by być „dobrym rodzicem”, jest coraz silniejsza.

Dlatego właśnie młodzi ludzie, którzy dorastali, jeżdżąc po podwórku na rowerach i grając w piłkę, dopóki ich matki nie zawołały ich na kolację (krzycząc z okna, a nie dzwoniąc na komórkę), stali się rodzicami, którzy skazują swoje dzieci na zabawę w domu lub co najwyżej w ogródku i wożą je trzy razy w tygodniu na treningi oraz w pozostałe cztery dni na inne zajęcia.

Żeby dzieci przypadkiem nie nudziły się w czasie jazdy, kupują im odtwarzacze DVD, angażują się w ich szkolne kłótnie, pisząc e-maile do dyrektora i dzwoniąc do rodziców ich niegrzecznych kolegów, oraz pomagają dzieciom za wszelką cenę uniknąć porażki, siedząc wraz z nimi nad pracą domową i nie pozwalając, by kiedykolwiek odczuły na własnej skórze konsekwencje jej nieodrobienia.

Dlatego też Payne i autorzy tacy jak Skenazy, którą nazwano „najgorszą matką Ameryki”, ponieważ w zeszłym roku pozwoliła swojemu 9-letniemu dziecku jechać samemu nowojorskim metrem, przekonują dzisiejszych rodziców, że trzeba dawać dzieciom więcej swobody, bo inaczej w ogóle nie dorosną. – To nieprawda, że staną się leniwe i mało ambitne – mówi Payne. – Moim zdaniem ta metoda pozwala wychować inteligentne, odnoszące sukcesy dzieci, które nie wyrosną na nerwowych i niezrównoważonych dorosłych.

Payne zdradza, że prowadził terapię z dziećmi z typowej podmiejskiej klasy średniej, które przejawiały symptomy zespołu stresu pourazowego. – Z tym, że one nie przeżyły jakiegoś pojedynczego, dużego urazu. Doszedłem do wniosku, że to nie tyle zespół stresu pourazowego, co skumulowana reakcja stresowa – tłumaczy. – Kiedy mówi się o przygotowaniu dzieci do życia w świecie, ja zawsze pytam: „W czyim świecie?”.

Payne przychodzi do domów swoich klientów z torbą na śmieci, do której wrzuca niepotrzebne zabawki – zbyt duża ich liczba może przytłoczyć psychicznie małe dzieci. Sugeruje też ograniczenie – o ile nie wyeliminowanie – czasu spędzanego przed telewizorem. Ostrzega rodziców, by nie dyskutowali o kłopotach w pracy ani o medialnych doniesieniach o przemocy, dopóki dzieci nie położą się spać. Daje też rodzicom „pozwolenie”, by usiedli i poczytali sobie gazetę. Dzieci powinny wówczas same zdecydować, jak spędzić czas.

Nuda – problem, który niegdyś rodzice zupełnie lekceważyli, lub rozwiązywali go, obarczając dzieci obowiązkami, stał się zmorą, której nowocześni rodzice za wszelką cenę chcą uniknąć. Crowley wspomina, jak jej najmłodszy syn spytał, czy może wziąć ze sobą GameBoya na uroczystość wręczenia dyplomów w szkole jego starszego brata, żeby się nie nudzić. – Odpowiedziałam: „Będziesz się nudził, bo tak ma być. To bardzo ważna umiejętność i trzeba ją opanować”. Gdybym sama nie nauczyła się wytrzymywać na nudnych spotkaniach, nie udałoby mi się tyle osiągnąć w życiu – mówi. – Dziś nie uczymy już dzieci, że nuda jest czymś normalnym. Nudząc się, możemy uruchomić swoje własne kreatywne myślenie.

Jak zatrzymać helikopter? Kim John Payne, terapeuta i pedagog, ma dla rodziców następujące rady:

Posprzątać rupiecie: Przeciętne dziecko ma ponad 150 zabawek, mówi Payne. Zostawcie na widoku kilka ulubionych zabawek dziecka, a resztę schowajcie. Tak samo z książkami: zmieniajcie co jakiś czas książki i zabawki na „wystawie”, by dziecko mogło nacieszyć się każdą z nich, a jednocześnie nie musiało przekopywać się przez całą stertę.

Harmonogram: Najlepsze dla dziecka proporcje to jedna trzecia czasu wolnego, jedna trzecia na kreatywne zabawy i jedna trzecia na zaplanowane, zorganizowane zajęcia. Wprowadźcie rodzinne tradycje, takie jak „wieczór z pizzą” lub „wieczór gier”, które poprawiają humor dziecka.

Czas wolny: Wykorzystajcie „błogosławieństwo”, jakim jest nuda, radzi Payne. Pełne zajęć i wrażeń dni przeplatajcie tymi spokojniejszymi. Wprowadźcie też obowiązkowy czas wolny, zarówno dla dzieci, jak i dla siebie.

Ciche chwile: Nie rozmawiajcie zbyt dużo z dziećmi w wieku do 9 lat o ich uczuciach. One same jeszcze do końca ich nie rozumieją, a naleganie, by sprecyzowały, co czują, może spowodować, że staną się nerwowe, dodaje Payne. Niech rozmowy i problemy dorosłych pozostaną między dorosłymi. Ograniczcie też to, o czym mówi się w waszym domu do tego, co „życzliwe, szczere i potrzebne”.


Kilka uwag. Nie wiem, czy pasuje mi tu określenie "nuda". Chociaż z drugiej strony, sama jako dziecko często używałam tego słowa. Kiedyś przeglądałam swoje pamiętniki z okresu dzieciństwa (zaczynałam je w wieku 8 lat) i uderzyło mnie tom jak często pisałam w nich, że się "nudziłam". Było to określenie na dno w których nic się nie działo, nie odwiedzała mnie rodzinka czy przyjaciele, nie miałam uciążliwych obowiązków do wykonania, nie musiałam nigdzie iść, etc. Po prostu mogłam bawić się, robić to, na co JA miałam ochotę, co sobie sama wymyślałam. Tak to pamiętam. Myślę, że autorowi artykułu chodziło właśnie o coś podobnego. Zgadzam się, że "nuda" pojmowana w takim znaczeniu sprzyja kreatywności.

Nie zgadzam się natomiast stanowczo z ostatnią radą - by nie mówić z dzieckiem o uczuciach, tym bardziej do wieku 9 lat. To karygodny, niewyobrażalny błąd. Co innego 2-latek, ale 9-latek jest już dość dużym dzieckiem i powinien umieć określać cały wachlarz różnych uczuć. Widzę tu sprzeczność w artykule, bo z jednej strony mówi się o uczeniu dziecka samodzielności, a z drugiej, sugeruje się rodzicom by nie uczyli dziecka właściwego rozpoznawania uczuć. A przecież to jest też ważna część samodzielności! Rozmawianie o uczuciach (a nie tylko pytanie dziecka co czuje), nazywanie uczuć, to podstawa. Dziecko pozostawione sam na sam ze swoimi uczuciami aż do wieku 9 lat nie będzie w stanie je samodzielnie poukładać i właściwie nazwać, bo tę umiejętność nie wyłapuje się z powietrza.

Rozeznanie w uczuciach daje też poczucie bezpieczeństwa. I tu ważne jest by rodzice podkreślali (tzn. pokazywali całym swoim zachowaniem), że wszystkie uczucia są równie ważne w naszym zyciu, że nie ma "lepsiejszych" uczuć. I tu ważne jest by nie obarczać dziecko odpowiedzialnością za uczucia dorosłych. A ponieważ jest to temat trudny, to autor artykułu postanowił go spłycić, sugerując by rodzice nie omawiali z dziećmi żadnych uczuć, zamiast wskazać rodzicom jak robić to mądrze i na poziomie zrozumiałym dla dziecka.

Czy o tym będziemy rozmawiać, czy nie, ale dziecko czuje, ma różne uczucia, i dlatego nie jest "tabula rasa". Że te uczucia nie potrafi odrazu prawidłowo nazwać nie oznacza, że ich nie wyraża. Wyraża chociażby poprzez płacz. Jeśli od najwcześniejszych lat rodzice nie pomogą mu właściwie te uczucia wyrażać/kierować, to w wieku dojrzałym będzie z tego dziecka emocjonalny kaleka, uzależniony (emocjonalnie) od innych. A autorowi artykułu chodziło przecież o samodzielność. Więc coś mi tu nie gra...

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Sty 13, 2010 15:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 04, 2010 14:34   

Andrzej Wiśniewski o bezstresowym wychowaniu i potrzebie stawiania granic:

http://www.wysokieobcasy....?as=1&startsz=x

Cytat:

Zabroń mi wreszcie! Czyli odpowiedzialność rodziców
Agnieszka Jucewicz
2010-08-24, ostatnia aktualizacja 2010-08-19 17:35

Jeśli dzieciom pozwala się na wszystko w imię tzw. niekrępowania wolności czy bezstresowego wychowania, to one zaczynają eskalować swoje różne ekstremalne zachowania po to, by te granice wreszcie się pojawiły. Testują rodziców, żeby wzbudzić jakąś reakcję, bo granice dają im poczucie bezpieczeństwa - rozmowa z psychologiem Andrzejem Wiśniewskim

Co by pan powiedział o rodzinie, w której trzylatek decyduje o tym, kiedy idzie spać, gdzie śpi, co je i o jakiej porze?

Powiedziałbym, że to dramat dla dziecka.

Ja słyszałam używane w tym kontekście słowo 'szacunek'. 'Szanuję swoje dziecko, więc daję mu prawo wyboru'.

Zgadzam się, że okazywanie szacunku to duża umiejętność rodzicielska, ale trzeba umieć odróżniać szacunek od lęku rodziców przed stawianiem granic, przed konfrontowaniem dziecka z zaleceniami rodziców. Kiedy damy dziecku zbyt dużo wolności w podejmowaniu decyzji, zwłaszcza w obszarze, w którym brak mu doświadczenia, to ono po prostu tej odpowiedzialności nie udźwignie. Rodzice lubią sobie dorabiać różne ideologie, które usprawiedliwiają ich zachowanie - np. ideologię 'bezstresowego wychowania', 'traktowania po partnersku' czy jakiegoś innego 'programu wychowawczego', który rzekomo ma służyć dziecku i wspierać jego rozwój. Ale to całe racjonalizowanie często jest po prostu po to, żeby zagłuszyć lęk rodzica.

Jaki lęk?

W dzisiejszych czasach sukces dzieci w zdobywaniu życiowych osiągnięć jest jednym z podstawowych sposobów uzyskiwania prestiżu społecznego przez rodziców. Myślę, że stąd bierze się dość powszechny lęk rodziców o to, że może się okazać, iż jest się złym rodzicem, który niewystarczająco kocha, niewystarczająco się troszczy, niewystarczająco dużo poświęca czasu. To widać szczególnie wtedy, gdy rodzice idą na wywiadówkę. Idą i od razu myślą: 'Boże, co ja tam o sobie usłyszę, czego tam znowu nie dopilnowałem, nie zrobiłem, co zaniedbałem?'. Drugim obszarem lęku jest obawa, czy moje dziecko będzie się dobrze rozwijać, jeśli nie dostanie tego czy tamtego, np. najnowszego modelu komputera, jeśli nie nauczy się angielskiego lub nie posiądzie innych umiejętności, które są bardzo potrzebne w dzisiejszym świecie, bo wyścig szczurów przyspiesza i zaczyna się coraz wcześniej. W związku z tym rodzice cały swój wysiłek wkładają w to, żeby udowodnić sobie i całemu światu, że jednak potrafią bardzo zadbać o swoje dzieci.

Zadbać to znaczy ulegać?

Bardzo często to się przekłada na uleganie, czyli nieumiejętność stawiania granic. A dzieci potrzebują granic, bo one im zapewniają poczucie bezpieczeństwa. Rodzice, którzy umieją zachować równowagę pomiędzy miłością, czyli dostarczaniem takich ciepłych, pełnych akceptacji uczuć, a stawianiem granic, ci, którzy umieją powiedzieć: 'Nie wolno', 'Nie zgadzam się', 'Masz wrócić o 23 i koniec', świetnie sobie radzą z wychowywaniem dzieci, bo dają im poczucie oparcia i w sobie, i w jasnych zasadach, które panują w domu.

A jeśli tych zasad nie ma? Albo dzieci o nich decydują?

Jeśli dzieciom pozwala się na wszystko w imię tzw. niekrępowania wolności, jakiegoś głupiego bezstresowego wychowania, nietemperowania osobowości, eksplorowania świata albo jeszcze innej ideologii, to one zaczynają eskalować swoje różne ekstremalne zachowania po to, żeby te granice wreszcie się pojawiły. Testują rodziców, żeby wzbudzić jakąś reakcję. Słyszałem, jak starsze dzieci w takich rodzinach mówią nawet: 'No, nakrzycz na mnie! Daj mi klapsa! Powiedz, że nie mogę!'.

Jak wygląda takie wołanie o granice?

Dzieci robią się niegrzeczne, agresywne, niemiłe. Kilkulatek przeciążony odpowiedzialnością, niemający oparcia w stanowczych rodzicach ucieka się do takich zachowań jak bierna agresja, bunt. Ucieka, krzyczy, zamyka się w sobie. Niektóre dzieci próbują w heroiczny sposób podejmować jakieś decyzje, ale to jest zawsze dramat. Kiedy takie dziecko dojrzewa, jest jeszcze gorzej, bo nastolatki muszą się buntować, ale muszą też mieć rodziców z autorytetem. To bardzo trudna sytuacja dla obu stron - dziecko się wyrywa spod kontroli, ale musi to robić tak, żeby rodzice czuli, że je trzymają. Nastolatki potrafią znaleźć i trafić w takie czułe punkty u rodziców, takie obszary ich obaw, że rodzice czują się, jakby ich kochane i czułe dzieci stały się ich największymi gnębicielami. Mówią na przykład: 'Jesteś złym ojcem, złą matką', 'Nie kocham cię', 'Tylko czekam, aż skończę 18 lat i opuszczam ten potworny dom'. Przestraszeni rodzice czują się niepotrzebni, obrażeni i często sięgają po jedyny dostępny im środek obrony - robią wtedy tzw. fochy: zamykają się, obrażają, odcinają od kontaktu. Nie potrafią, boją się powiedzieć, że coś im się nie podoba, coś ich złości w zachowaniu dzieci. Obrażają się, zamiast się konfrontować i mówić: 'Nie zgadzam się na takie zachowanie, chociaż mi na tobie i kontaktach z tobą bardzo zależy'. Bardzo trudno im się znaleźć w takie sytuacji, nie rozumieją, że mogą czegoś zakazać, mogą być stanowczy, nie zgodzić się na coś i jednocześnie nie zrywać kontaktu. Mają tendencję do wycofywania uczuć i to są bardzo niebezpieczne sytuacje dla nastolatka, który tego kontaktu bardzo potrzebuje. On traci możliwość porozumienia, zostaje zupełnie sam i często prowadzi to do niebezpiecznego w rozwoju więzi dzieci i rodziców długotrwałego zerwania kontaktu.

Jaką cenę dziecko płaci za to, że rodzic oddaje mu władzę?

W maksymalnym wymiarze to jest utrata dzieciństwa. Znam takie rodziny, w których dzieci decydowały o wszystkim: gdzie się jedzie na wakacje, na co się wydaje pieniądze, jak się spędza wolny czas. Wystarczy tylko, że rodzic przeczyta w pozostawionym niby przez nieuwagę pamiętniku dziecka, że przy takich rodzicach to tylko się zabić. Wtedy rodzice wpadają w panikę i dokonuje się rodzinny zamach stanu - starzy godzą się na wszystko, czego dzieci zapragną. Dla dzieci, które w ten sposób zdobywają - przeważnie niechcianą - władzę, są to sytuacje dramatyczne. Zerwany zostaje bezpieczny i rozwojowy dla obu stron autentyczny kontakt. Dzieci przedwcześnie stają się dorosłe, a jednocześnie uwikłane w konflikt domowy nie nabierają takich umiejętności, jakie są potrzebne w kontaktach z rówieśnikami - umiejętności negocjacji, rywalizacji, ustępowania, budowania jakiejś spontaniczności, zadowolenia z siebie.

Stają się apodyktyczne?

Powiedziałbym raczej, że zbyt odpowiedzialne. Takie dzieci mają potem w dorosłym życiu kłopoty z tworzeniem partnerskich związków, gdyż wyszukują sobie takie osoby, którymi trzeba się opiekować, albo w ogóle nie wchodzą w związki, bo boją się zostać usidlone w pozycji opiekuna.

To zaskakujące, co pan mówi. Wydawało mi się, że dzieci, które 'rządzą' w domu, uważają, że to one są najważniejsze i to one dyktują warunki. Tacy 'mali tyrani'.

Nie. To są dzieci, które mają poczucie mniejszej wartości i ciągłej niepewności. Są samotne, bez wsparcia, opuszczone przez rodziców, za których jeszcze czują się odpowiedzialne.

Z takich dzieci rzadko wyrastają tyrani.

A co z rodzicami, którzy mówią: 'Moje dziecko jest najlepsze, najładniejsze, najfajniejsze'. Oni też nie znają granic?

To jest trochę inna bajka. To są rodzice tzw. oświeceni, a raczej pseudooświeceni, którzy się gdzieś naczytali i nasłuchali, że dziecko należy nieustannie chwalić bez względu na to, co robi, i nie dostarczać mu frustracji w postaci negatywnych komentarzy. Uważam, że to jest jeden z głupszych mitów, które krążą po świecie wśród różnych spraw związanych z wychowaniem. Przede wszystkim ciągłe chwalenie jest z gruntu nieprawdziwe. Dzieci natychmiast wyczuwają, że to, co słyszą, jest pewnego rodzaju fałszem emocjonalnym. Bo w życiu nigdy tak nie jest, że wszystko, co robimy, robimy świetnie i wszystko się nam udaje. Oczywiście dzieci często wchodzą w tę "grę" i potrafią ją cynicznie wykorzystywać. Stają się nieufne wobec komunikatów, które słyszą, i zaczynają sprawdzać, co się pod nimi kryje, a jedynym sposobem sprawdzania jest bycie niegrzecznym. Dziecko nie zapyta: 'Mamo, dlaczego ty mnie tak bardzo chwalisz? Dlaczego mówisz, że świetnie mi idzie w sporcie, kiedy wszyscy inni mówią co innego?'. W związku z czym dzieci testują taką sytuację, żeby ona się jakoś ujednoznaczniła, bo tęsknią za tym, żeby były jasno postawione granice i adekwatny przekaz o tym, że są kochane.

Ale przecież takie dzieci ciągle otrzymują komunikat, że są kochane. Kiedy zachowują się niegrzecznie, rodzice tłumaczą: 'A bo on ma taki temperament', 'Jest żywy' albo 'Od małego ma swoje zdanie'.

To wynika z tego, że rodzic boi się stawiać granice, boi się interweniować i racjonalizuje sobie swój lęk, tłumacząc sobie i innym, że ma jakieś wyjątkowe dziecko. Wtedy pojawia się stwierdzenie: 'Jasiu, nie bij wujka, bo się spocisz!'. Efekt jest oczywiście ten sam - dziecko czuje się opuszczone i samotne.

Jeśli rodzice chcą osiągnąć jakieś sukcesy w wychowaniu, muszą być autentyczni i spontaniczni. Muszą być czytelni emocjonalnie dla swojego dziecka. Nazywać rzeczy po imieniu. Porażkę nazywać porażką, ale nie zostawiać dzieci samych z tą porażką. Można powiedzieć: "Nie udało się, ale jestem z tobą, możemy o tym porozmawiać, ustalimy jakiś plan, żeby następnym razem było inaczej. Mogę cię przytulić, pocałować, pójdziemy do kina, pogadamy" - żeby dziecko nie otrzymało z kolei takiego komunikatu, że jest ważne tylko wtedy, kiedy odnosi sukcesy.

Są oczywiście tacy rodzice, którzy wylewają na dziecko kubeł zimnej wody, kiedy odnosi sukces, bo mają w głowie jakiś chory pomysł, że jak się dziecko chwali, to się je rozpuści. Ale to jest przegięcie w drugą stronę.

Jakie koszty ponosi takie dziecko, które jest bez przerwy chwalone?

Czuje się niepewnie. Paradoksalnie, jako dorosły ma kłopoty z poczuciem wartości. Bo świat przynosi bardzo różne doświadczenia, również takie, w których ludzie mają do nas pretensje, są niezadowoleni z tego, co robimy, są na nas źli. Takie dziecko się nie zahartuje. Ono nie wie, jak się zachować w sytuacjach trudnych, bo najważniejsze dla niego osoby postanowiły je przed tym ochronić. A od rodziców najłatwiej, najbezpieczniej byłoby przyjąć negatywne informacje.

Dlaczego niektórym rodzicom tak trudno jest stawiać granice?

To są przeważnie rodzice o dużym poziomie lęku i małym poczuciu własnej wartości. Boją się, że jak postawią granice, to nie będą fajni, zostaną odrzuceni przez dzieci, nie będą przez nie kochani. A dzieci to oczywiście bardzo szybko wyczuwają i w różnych rozgrywkach mówią do takiej mamy, kiedy są niezadowolone: 'Nie kocham cię!'. Ona zamiast powiedzieć: 'No, no, ja ci zaraz dam!', zaczyna się przejmować, zamartwiać i główkować, co by tu zrobić, żeby to dziecko ją jednak kochało i było szczęśliwe. Kiedy dziecko rzuci się na ulicę, bo nie dostało cukierka, krzyczy i tupie, taka przerażona matka natychmiast mu kupi tego cukierka, żeby je udobruchać. Ona boi się kompromitacji, opinii innych ludzi. Myśli, że inni pomyślą, że jest złą matką. Nie ma takiej wewnętrznej pewności, że ma prawo powiedzieć swojemu dziecku 'nie'.

Skąd ten brak pewności?

W psychologii są takie pojęcia jak 'ludzie zewnątrzsterowni' i 'wewnątrzsterowni'. Oczywiście te sposoby budowania relacji ze światem powstają w ważnych relacjach w dzieciństwie. Zewnątrzsterowni bardziej się orientują na to, żeby otoczenie było z nich zadowolone, a wewnątrzsterowni mają taki kompas wewnętrzny, który im mówi, czego chcą, a czego nie chcą, i posługują się nim w podejmowaniu decyzji. Wewnątrzsterowna matka spokojnie reaguje na to, że jej dziecko rzuciło się na ulicę. Powie: 'Uspokój się, wstawaj natychmiast!'. Znajduje adekwatny sposób reakcji na trudną sytuację. Zna swoje granice i kategorycznie się nie zgadza na takie zachowanie. Natomiast matka zewnątrzsterowna wpada w panikę, stresuje się tym, jak otoczenie zareaguje. Żeby dziecko spacyfikować, natychmiast spełnia jego zachciankę. I jest dramat, bo takie zachowanie się utrwala, a matka żyje w coraz większym przekonaniu, że jest złą matką. Jednocześnie świat doświadczeń dziecka staje się chaotyczny, nieuporządkowany, a więc pełen lęku i zagrożeń.

Czy coś można powiedzieć o rodzinach, w których wychowali się ludzie zewnątrzsterowni?

Dużo niepokoju wynosi się z takich rodzin, w których było się kochanym w warunkowy sposób. 'Kocham się, bo wynosisz śmieci'. 'Kocham cię, bo masz dobre stopnie i jesteś grzeczna'. 'Mój syn jest wspaniały, bo sobie dobrze radzi w walkach z rówieśnikami'. Wszystkie te warunkowe sposoby dawania uczuć rodzą napięcie i lęk - lęk, który uzależnia potem ludzi dorosłych od opinii innych osób. Spełnianie oczekiwań i pracowanie na dobrą opinię u innych ludzi staje się wartością ważniejszą niż świadomość, czego ja chcę i co dla mnie jest ważne. Kiedy tacy dorośli mają dzieci, zdarza się, że opinia dziecka staje się ważniejsza od ich własnej, więc robią wszystko, żeby to dziecko zadowolić.

Czy tacy rodzice mają jakieś korzyści z tego, że oddają władzę dzieciom?

Duże, bo dziecko, które musi decydować za wszystkich, zwalnia rodziców z odpowiedzialności za ich własne problemy, za relację, którą mają między sobą. W takiej sytuacji zawsze w tle jest jakiś konflikt rodzicielski bardziej lub mniej uświadamiany. W psychologii, w terapii rodzin to się nazywa 'utrójkątowieniem relacji'. Różnie to może wyglądać. Niekoniecznie musi być tak, że dziecko rządzi i rozkazuje rodzicom. Dziecko, które czuje się odpowiedzialne za rodzinę, może np. uciec w chorobę albo sprawiać kłopoty wychowawcze, albo się zamyka, albo wchodzi w sojusz z jednym rodzicem przeciwko drugiemu. W takiej sytuacji rodzice mogą zawiesić swoje spory, gdyż 'mają problem z dzieckiem'. Znam taki przypadek, gdy nastoletnia dziewczyna potrafiła swoim absolutnie destrukcyjnym zachowaniem doprowadzić do tego, że rozwiedzeni rodzice opuścili swoich nowych partnerów i zeszli się z powrotem, żeby się nią zajmować. Tak dzieci czasami ciężko psychicznie pracują, aby uratować małżeństwo rodziców, spójność rodziny.

Powiedział pan o sojuszu dziecka z jednym rodzicem przeciwko drugiemu. Czy nie jest tak, że w rodzinie, w której jeden rodzic jest bardzo uległy, drugi automatycznie zamienia się w policjanta i tutaj pojawia się pole do powstawania sojuszy. 'Ja i fajny tata kontra mama policjantka'?

To, że ktoś jest uległy, wcale nie oznacza, że tylko takie zachowania prezentuje, a to, że ktoś jest dominujący, nie oznacza też, że tylko takie zachowania prezentuje. Bardzo często uległość jest formą agresji, a dominowanie jest formą wołania o kontakt i bliskość. Problem jest gdzie indziej. Rodzice, kiedy wchodzą do związku, wnoszą jakiś posag w sensie doświadczeń. Mają wzajemne oczekiwania w stosunku do partnera, wizje dotyczące związku. Często przyczyną konfliktu w parze jest brak poczucia wartości partnerów. Wtedy obydwoje uważają, że ta druga strona ma kochać bezwarunkowo, zaspokajać wszystkie ich potrzeby. Ale taka sytuacja na dłuższą metę nie może trwać. W życiu pary nieuchronnie pojawiają się kryzysy, złość, niezadowolenie z partnera. Wtedy padają zdania: 'Ty mnie niewystarczająco kochasz', lub: 'Ty mi niewystarczająco pomagasz'. Ona mówi: 'Ja jestem dla ciebie nieważna'. On mówi: 'Ja mam za mało uczuć'. Pojawia się wtedy dużo frustracji, złości, walki, agresji. Jeśli w swoim mniemaniu nie dostaje się czegoś od partnera, to się tego szuka na zewnątrz. I to jest bardzo dobre pole do tworzenia sojuszy i do tego, żeby właśnie dzieci wzięły odpowiedzialność za rodziców. Stają się one elementem tej gry, tego tańca rodzinnego. Córka się przyjemnie uśmiecha, jest miła, mówi miłe rzeczy. Wtedy łatwo stworzyć sojusz z córką. I w ten sposób sygnalizuje się swojej żonie: 'Widzisz, nasze dziecko się poznało na tym, kto tu jest dobrym człowiekiem. Gdybyś ty widziała to, co widzi nasza córka, toby nasza relacja wyglądała zupełnie inaczej'. Ten mechanizm jest zresztą najczęstszym powodem powstawania wszelkiego rodzaju zdrad.

To zapytam inaczej. Czy jest jakiś sposób na to, żeby wpłynąć na rodzica, który bez przerwy ulega i w naszym mniemaniu krzywdzi w ten sposób dziecko?

Jeśli spostrzegam, że mój partner nie stawia jasno granic, to mam wręcz obowiązek mu powiedzieć: 'Dosyć! Nie zgadzam się, żeby było tak, że ty bez przerwy rozpieszczasz nasze dziecko, a ja w związku z tym muszę stawiać granice, wymagać, zakazywać, i żądam, żebyśmy ustalili jakiś wspólny front'. Ale trzeba to zrobić na osobności, bez dziecka, żebyśmy mogli razem wypracować jakieś stanowisko. Jeśli taki kryzys nastąpi, to pojawia się szansa na zmianę. Rodziny zawsze się zmieniają wtedy, gdy dochodzi do jakiegoś kryzysu, nawet małego. Kiedy ludzie się ze sobą pokłócą, wywalą różne swoje pretensje i nie poobrażają się na siebie na śmierć i życie, wtedy można powiedzieć sobie takie rzeczy, których nigdy przedtem by się nie powiedziało. Jeśli ludzie potrafią się w tej kłótni nawzajem usłyszeć, wtedy jest szansa na porozumienie i zmianę. Natomiast w przypadkach, nazwijmy to, patologicznych, kiedy właśnie jeden z rodziców jest w sojuszu z dzieckiem przeciwko drugiemu, tego typu interwencje są w zasadzie niemożliwe. W takich układach cała rodzina albo przynajmniej rodzice powinni udać się po profesjonalną pomoc, bo to sygnalizuje dużo głębsze problemy w ich relacji.

Wtedy pracuje się z całą rodziną?

Najlepiej. Albo przynajmniej z parą małżeńską - żeby takim rodzicom pokazać, że używają swojego dziecka do tego, co tak naprawdę dzieje się między nimi. Ponieważ dziecko jest używane jako argument. I płaci za to ogromną cenę, bo jeżeli mówi coś miłego ojcu, to się gniewa mama, a jeśli powie coś miłego matce, to ojciec się czuje zdradzony. Miłość, bliskość w rodzinie przestają mieć charakter autentycznego, spontanicznego źródła rozwoju, stają się właśnie wspomnianymi wcześniej warunkowymi uczuciami.

Czy jak pan patrzy na przestrzeni lat, to widzi pan dzisiaj więcej rodziców, którzy mają problem z wytyczaniem granic dzieciom np. w związku z tym, że są bardziej zapracowani i w ten sposób, pozwalając im na wszystko, rekompensują swoją nieobecność?

Na pewno coś takiego jest, ale stawianie granic jeszcze jakoś im się udaje, natomiast widać, że dzisiejsi rodzice mają ogromny problem z budowaniem bliskości z dziećmi, szczególnie tymi większymi. Nie traktują dzieci jak partnerów w rozmowie. A trzeba pamiętać, że dzieci nie są naszymi partnerami w zasadzie w żadnej innej dziedzinie poza jedną - okazywaniem uczuć. Jeżeli chodzi o życiowe doświadczenia, to my po prostu wiemy lepiej, jesteśmy mądrzejsi. Jeśli natomiast chodzi o uczucia, to są one niezależne od doświadczenia. Dzieci przeżywają takie same uczucia jak my i obie strony mogą sobie tutaj bardzo dużo powiedzieć. Nawet jeśli dziecko jest bardzo małe.

Czy podstawą budowania autorytetu jest umiejętność rozmawiania o uczuciach?

To jest nasz obowiązek. Szczególnie rozmawiania o uczuciach trudnych. I to powinno działać w dwie strony. My powinniśmy umieć komunikować dzieciom, że mamy do nich o coś pretensję, że jesteśmy źli, że się na coś nie godzimy, i dzieci również mają mieć prawo do wyrażania takich uczuć w stosunku do nas. Takie uczucia są w życiu nieuchronne i w żaden sposób nie przekreślają miłości. One tylko świadczą o tym, że nasza relacja jest prawdziwa. A dopiero w takiej relacji można czuć się bezpiecznie. Kiedy mówię partnerowi lub dziecku, że coś mnie złości, coś mi się nie podoba w jego zachowaniu, i potrafię także okazywać miłość, to wtedy właśnie najbardziej dbam o swoich bliskich.

Źródło: Wysokie Obcasy


Marishka
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Paź 07, 2010 22:50   

Bomba wszystkie artykuly!
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:33   

A ja mam pytanie.
Czy jest możliwe, by dziecko wychowywane w przemocy i psychicznej i fizycznej przez rodziców delikatnie mówiąc nie obdarzonych szczególną inteligencją. Przez ludzi którzy dążą tylko do konfliktu, przemocy. Gdy to własna matka powtarza dziecku od najmłodszych lat, że nie potrzebnie go urodziła. Gdzie ojciec to alkoholik skupia cała swoją nienawiść na dziecku udaje, że zaraz się pchnie nożem, trzymając go w ręce i mówiąc dziecku by siedziało i patrzyło, jak najpierw zabije je, a potem siebie.
Dziecko te jest nieśmiałe za co wyśmiewane w każdym środowisku nie mające pomocy znikąd, żadnego autorytetu kompletnie nikogo, żadnych nadziei tylko szara rzeczywistość. Czy takie dziecko najzupełniej same może się podnieść, odbić z dna mając do dyspozycji tylko bibliotekę szkolna. W której to kształtuje swoje zainteresowania. Kierując się nienawiścią czyta i czyta uznając to za sens swojego istnienia, by wypchać pustkę, otchłań która gdy, by miała możliwość pożarła żywcem wszelkie istnienie. I się udaje, czytając odkrywając sens życia i jej bezsens. Dziecko otworzyło się, świadome siebie z nadzwyczajnie wysoką samooceną. Wiedząc, że może wszystko, i jest to tylko kwestą motywacji. Motywacji która nie ma końca gdy znajdzie wspólne ujście z nienawiścią.
I tak osoba ta otaczając się wąskim gronem ludzi, którzy podzielają te same poglądy, życie nabiera rozpędu na które spogląda przez pryzmat optymizmu, świadome swojej inności.
Czy psychologia albo przynajmniej ludzka logika potrafi wytłumaczyć takie zjawisko?
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pią Paź 22, 2010 12:48   

Psychologia na to jak na lato, psychologi nie potrzebny jest Bóg.
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Pią Paź 22, 2010 17:49   

Paweł-poprostu napisał/a:
Czy takie dziecko najzupełniej same może się podnieść, odbić z dna mając do dyspozycji tylko bibliotekę szkolna.

Chylę czoła przed WIELKIM CZŁOWIEKIEM. Chciałabym mieć taką wewnętrzną siłę.
:hug:
_________________
Pozdrawiam
EAnna
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Maj 12, 2011 21:30   

Bardzo fajna rozmowa z "europejskim autorytetem w dziedzinie wychowania", który zwraca szczególną uwagę na szacunek i szczerość wobec dziecka oraz to, jak możemy się od dzieci uczyć:

http://dziecko.onet.pl/60...,1,artykul.html
Cytat:

Spokojnie, to tylko dziecko
09.03.2011 Christina Berndt

Duńczyk Jesper Juul, europejski autorytet w dziedzinie wychowania radzi rodzicom, aby budowali z dziećmi partnerskie relacje i podchodzili do wychowania swoich pociech na większym luzie.

SZ: W burzliwej dyskusji poświęconej najlepszym metodom wychowawczym niestrudzenie apeluje pan do rodziców o większy spokój. Jednak zdaje pan sobie sprawę, że czasami dzieci potrafią nam zaleźć nieźle za skórę.

Jesper Juul: Jasne, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Najbardziej stresującym aspektem wychowania jest to, że dzieci wymagają od nas wzmożonej uwagi i ciągłego zainteresowania. Jednak wielu rodziców zupełnie niepotrzebnie wyolbrzymia skalę problemu.

Jak znaleźć „złoty środek” wychowawczy?

Nierzadko dorośli bombardują dzieci nadmierną uwagą, choć brakuje im czasu dla siebie lub współmałżonka. Takie zatracenie się w służbie dziecku nie wychodzi maluchom na dobre. Dzieci nie potrzebują nadmiernej uwagi rodziców, lecz partycypowania w ich codziennym życiu. (...) W przedszkolu uczą się bycia dzieckiem - śpiewają, tańczą. Natomiast nie wiedzą nic o świecie dorosłych. Efekty widać gołym okiem. Wielu młodym ludziom brakuje podstawowych kompetencji życiowych. Łatwo wpadają w depresję, bo nie wiedzą, jak uporać się z najprostszymi rozczarowaniami i porażkami.

Czy przedszkole nie jest odpowiednim miejscem do zbierania pierwszych doświadczeń życiowych? Przebywając w gronie rówieśników dzieci przeżywają wiele rozczarowań, frustracji i poznają smak rywalizacji.

Przedszkole rzeczywiście uczy frustracji, ale nie tego, jak z nią walczyć. To zadanie rodziców. Podobnie, jak wykształcenie kompetencji w sytuacjach stresowych. Proszę pamiętać, że współczesne dzieciaki żyją pod ciągłą presją. Zanim skończą 15 lat przebywają około 25 tys. godzin w różnych placówkach wychowawczo-oświatowych. To ciężka praca.

Ponieważ oznacza stawienie czoła wielu trudnym wyzwaniom?

Ponieważ dzieci i dorośli muszą zmierzyć się z sytuacjami, na które nie mają praktycznie żadnego wpływu. Pobyt w przedszkolu wyzwala wzmożoną aktywność i staje się źródłem wielu podniet. Niektóre dzieci są od nich wręcz uzależnione. Po odebraniu z przedszkola zasypują rodziców pytaniami o to, jak spędzą resztę dnia. Ważne, aby rodzice potrafili powiedzieć: „Teraz pobaw się trochę sam. Muszę ugotować obiad albo mieć pół godzinki tylko dla siebie”. W ten sposób przedszkolaki stopniowo poznają świat dorosłych. Proszę mi uwierzyć, że dzieciaki potrafią znieść znacznie więcej stresu niż dorośli, znacznie znacznie więcej...

... podobne wrażenie odnosi codziennie wiele młodych matek...

(Śmiech) Matki także powinny nauczyć się, jak sobie radzić ze stresem wychowawczym. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby poprosiły: „Miałam za sobą męczący dzień. Możesz mi pomóc?” (...) Wówczas dziecko uczy się, że i ono może być wsparciem dla rodziców. To cenne doświadczenie.

Niektórzy z rodziców uważają wychowanie za istny dopust Boży.

Dorosłych męczy nie tyle stres związany z wychowaniem, lecz dążenie do perfekcjonizmu. Wystarczy, że dziecko nie śpi przez trzy noce z rzędu, a matki już zamartwiają się jaki popełniły błąd. Rodziców najbardziej dręczy przeświadczenie, że ich obowiązkiem jest nieustanne wychowywanie dzieci. Tymczasem niekiedy warto wrzucić na luz i zwyczajnie cieszyć się z obcowania z dziećmi. Wówczas przekonamy się, jak wiele zależy od naszego zachowania. Określone postawy rodziców głęboko wpływają na rozwój dziecka. Tak naprawdę dzieci potrzebują jedynie naszej obecności i miłości.

Coraz częściej rodzice odnoszą wrażenie rozmowa z dziećmi przypomina rzucanie grochem o ścianę.

To, co większość dorosłych rozumie pod pojęciem wychowania nie odnosi zamierzonego efektu pedagogicznego. Zachowanie naszych pociech w wieku dwudziestu lat nie jest rezultatem wychowania, lecz współżycia w rodzinie. Rodzice dostarczają dzieciom dobrych i złych wzorców wychowawczych przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Każdy z nas pragnie świecić przykładem.

To idealistyczne wyobrażenie, bardzo trudne do spełnienia. Powinniśmy sobie wyraźnie powiedzieć, że jesteśmy wzorem godnym naśladowania, koniec i kropka. Nie musimy miotać się między poczuciem winy i obowiązku. Dzieci nie mają żadnego problemu z zaakceptowaniem naszych błędów, pod warunkiem, że przejmujemy za nie odpowiedzialność, otwarcie przyznajemy się do naszych słabości i dostrzegamy granice naszych możliwości wychowawczych. W przeciwnym razie wzbudzamy w dzieciach poczucie winy. Fakt, że staramy się być dobrymi rodzicami wynika z stąd, że wyciągnęliśmy wnioski z błędów popełnionych przez naszych rodziców. Przecież często zapewniamy: nie chcę być taki jak oni.

Niejednokrotnie pan powtarzał, że początkowo był okropnym ojcem. Dlaczego?

Byłem ciągle sfrustrowany. Na przykład nie wiedziałem, jak bawić się z synem i źle się czułem w roli dorosłego kompana do zabawy. Dopiero zawód terapeuty rodzinnego uświadomił mi, że mogę nauczyć się wszystkiego od syna. Pewnego razu zapytałem go: „Nie znam tej zabawy. Nauczysz mnie?” Nawet pani sobie nie wyobraża zadowolenia malującego się na jego twarzy.

Jasne, że był w siódmym niebie. Dzieci uwielbiają rządzić i komenderować dorosłymi.

I bardzo dobrze. W ten sposób rodzice i dzieci zaczynają ze sobą rozmawiać. Decydującym czynnikiem kształtującym relacje z moim synem nie było to, co zrobiłem dobrze albo źle, lecz to, że wchodziłem w rolę ojca u jego boku. Wspólny proces uczenia tworzy płaszczyznę do nawiązania bardzo dobrych relacji. Jeżeli przyjmuję rolę nauczyciela, a dziecko ucznia nie nawiązujemy żadnych relacji, a jedynie odgrywamy ścisle określone role. Nie chodzi o to, aby dzieci miały nad nami nieograniczoną władzę. Jednak powinniśmy traktować poważnie ich opinie bądź pragnienia! (...)

Jednym słowem należy szukać kontaktu, a nie tworzyć dystans.

Dokładnie. Dawniej rodzice karali dziecko, bo nie chciało iść do łóżka o rozsądnej porze. Proszę sobie wyobrazić następującą sytuację: facet słucha głośno muzyki, do pokoju wchodzi żona i krzyczy: „Ile razy powtarzałam, żebyś nie rozkręcał radia? Za karę nie obejrzysz dzisiaj wiadomości sportowych”.

Czy chce pan przez to powiedzieć, że między rodzicami a dzieckiem mają obowiązywać podobne relacje, jak między dorosłymi?

Podstawowe zasady współżycia są podobne. Chodzi o obecność, gotowość do dialogu i wzajemną akceptację.

Przecież rodzice są od podejmowania decyzji. Czy jedno i drugie nie wyklucza się wzajemnie?

Oczywiście, że nie. Dziecko potrzebuje opiekuńczego przewodnika, który nauczy je, jak samodzielnie radzić sobie z wyzwaniami życiowymi. Okazywania szacunku nie należy mylić z całkowitym równouprawnieniem. Dzieci potrzebują rodziców, którzy dokładnie wiedzą, czego oczekują od swojej latorośli. Procesu wychowania nie powinny kształtować sztywne konwencje, lecz granice osobiste. Rodzic ma całkowite prawo do tego, aby powiedzieć: „Nie poczytam ci teraz książki, bo chcę przejrzeć gazetę.” Albo: „Zrobiłam dzisiaj długi wywiad z pewnym duńskim terapeutą i jestem zmęczona”. W życiu nie zawsze jesteśmy szczęśliwi, ale zawsze powinniśmy być wobec siebie szczerzy.

A co pan sądzi o nagradzaniu zamiast karaniu?

Nagradzanie jest postmodernistyczną wersją kary. Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy żona nagradzałaby męża za zachowania zgodnie z jej oczekiwaniami. W tym wypadku nie ma mowy o jakiejkolwiek bliskości, lecz o stosunkach szef-podwładny.

Amy Chua, autorka książki „Bojowa pieśń tygrysicy” odrzuca zachodni model wychowania bezstresowego i domaga się od rodziców ciągłego podnoszenia poprzeczki. Ona sama także była wobec swoich córek szczera aż do bólu i jasno mówiła, czego od nich oczekuje.

Autorytarny model wychowawczy sprawdza się dopóty, dopóki dzieci nie napotykają na swej drodze większych problemów. Początkowo spełniają oczekiwania rodziców, ponieważ dzieci nie pragną niczego innego, jak uszczęśliwić rodziców. Jeżeli córki autorki książki dotknie kiedyś trudne wydarzenie losowe nie będą wiedziały, jak stawić mu czoła i mogą się załamać. Przecież pragniemy, aby nasze dzieci wyrosły na ludzi o zdrowym kręgosłupie psycho-społecznym. W tym sensie metody wychowawcze Amy Chua nie są skuteczne.

Ale z dziećmi trzeba rozmawiać?

Rozmawiać i być szczerym. W pierwszych dziesięciu latach życia dziecka trzeba nawiązać z nim trwałe relacje, aby w przyszłości nie wpadło w uzależnienie od narkotyków lub mediów elektronicznych. W wieku dwunastu lat jest już za późno na nadrabianie zaległości wychowawczych. Praktycznie rodzice niewiele mogą wskórać, jeżeli nastolatek w wieku dojrzewania bierze narkotyki albo godzinami siedzi przed telewizorem. Jeżeli jednak nasze relacje opierają się na wzajemnym szacunku i mamy z dziećmi wspólny język, wówczas możemy porozmawiać o tym, co nas niepokoi.

Trudno rozmawiać z upartym trzylatkiem.

U dziecka etap narodzin samoświadomości, a co za tym idzie autonomii wiąże się z pędem do demonstrowania własnej woli. Ciągłe mówienie „nie” oznacza chęć uniezależnienia się. Czy to nie jest cudowne? Nie ma problemu, jeżeli podchodzimy do tego w ten właśnie sposób. Jeżeli jednak traktujemy zachowanie dziecka zbyt osobiście, zaczynają się kłopoty.

Czasami rodzice muszą przeforsować swoje cele, na przykład punktualne wyjście do pracy.

Naturalnie dzieciom nie zawsze to odpowiada, a u rodziców rodzi się frustracja. Zresztą w świecie dorosłych jest podobnie. Nie znam męża, który choć raz nie musiał czekać na żonę te cholerne dwadzieścia minut. Człowiek sfrustrowany ma całkowite prawo, aby powiedzieć: „Posłuchaj, nie podoba mi się twoje zachowanie”.

Myśli pan, że to wystarczy?

Mój brat jest przekonywującym dowodem skuteczności powyższych metod wychowawczych. Po przyjściu na świat drugiego dziecka starszy syn był piekielnie zazdrosny o nowego członka rodziny. Pewnego dnia bratu wpadły w ręce moje książki. Początkowo był sceptyczny i twierdził, że moje rady nie sprawdzą się w praktyce, ale później przyznał mi rację. Opowiedział mi, jak pewnego dnia ze łzami w oczach oznajmił starszemu synowi: „Twoje zachowanie bardzo mnie boli“. Od tamtej pory starszy syn ani razu nie uderzył młodszego brata. Być szczerym i autentycznym - oto rozwiązanie problemu.

Zatem, jeżeli chcę, aby dziecko ubrało się w ciągu pięciu minut, muszę go najpierw poprosić, a potem konsekwentnie egzekwować polecenie?

Dokładnie. Dziecko powinno zmieścić się w wyznaczonym czasie bez ciosania mu kołków na głowie. Jeżeli dziecko ma możliwość powiedzenia „nie”, to raczej nie powie „tak”. Możemy co najwyżej wymusić na maluchu bezwzględne posłuszeństwo. W ten sposób szkolimy rekrutów w wojsku, ale nie wychowujemy dzieci. To niezwykle ważne, aby rodzice rozmawiali z dziećmi o własnym zachowaniu. (…)

Czego nie wolno nam mówić?

Jesteś nieznośny - to przykład jednego z klasycznych zdań o negatywnym wydźwięku. Pamietajmy, że dzieci są otwarte i bardzo łatwo je zranić. Dlaczego odczuwamy strach? Ponieważ nasi rodzice ciągle nas ranili.

Zatem możemy płakać, krzyczeć i złościć się?

Tak, wolno nam robić wszystko, byle dziecka nie obrażać i nie tłamsić jego osobowości. Neoromantycy uważają, że nadmiar uczuć jest szkodliwy. Moim zdaniem oziębłość emocjonalna wyrządza dziecku znacznie większe szkody.


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Sie 03, 2011 11:27   

Pozbawione prawdziwego dzieciństwa, przeładowane tzw. "dodatkowymi zajęciami", spełniające niezaspokojone ambicje rodziców, współczesne dzieciaki w Polsce:

http://dziecko.onet.pl/65...1,artykuln.html

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Sie 12, 2011 15:25   

Oczywiste oczywistości :D

http://dziecko.onet.pl/16...ac,galeria.html

Cytat:

Apel Twojego dziecka, czyli co powinieneś wiedzieć wychowując

1. Nie psuj mnie dając mi wszystko, o co Cię proszę. Niektórymi prośbami jedynie wystawiam Cię na próbę.

Dzieci mają ogromny apetyt na życie, chcą czerpać z niego pełnymi garściami. Często trudno im odkładać przyjemności w czasie – chciałyby mieć wszystko natychmiast. Nie wiedzą, że istnieją ograniczenia lub trudno im się z nimi pogodzić. Mają potrzebę ciągłego badania granic swoich możliwości. Potrzebują czasu, żeby nabrać doświadczenia i przekonać się, jak funkcjonuje świat.

Ważne, żebyś pamiętał, że poprzez rozsądne reagowanie na prośby malucha pozwalasz mu uczyć się cierpliwości, mądrej rezygnacji, planowania i snucia marzeń.

2. Nie obawiaj się postępować wobec mnie twardo i zdecydowanie. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa.

Dzieci czują się dużo bezpieczniej, kiedy rodzice jasno wytyczają im granice. Reguły dają poczucie stałości i porządku, są jak drogowskazy. Jeżeli dzieci wiedzą, w którym miejscu się znajdują, to nie czują potrzeby, by bez przerwy testować granice.

3. Nie postępuj tak, abym czuł się mniejszy niż jestem. To sprawia, że postępuję głupio, żeby udowodnić, że jestem duży.

Naturalne jest, że rodzice odczuwają lęki dotyczące bezpieczeństwa swoich dzieci. Martwią się o nie i dużo energii poświęcają na kontrolę zagrożeń. Natomiast dzieci równie dużo siły poświęcają na nieustanne badanie otoczenia. Tę potrzebę mają wpisaną w proces rozwoju. To pozwala im zdobywać doświadczenia, dorastać, dojrzewać. Rodzice – w dobrej wierze i w poczuciu troski – starają się ograniczać te dziecięce studia nad światem. Taka postawa budzi bunt malucha. Dziecko zaczyna walczyć o swoje prawo do odkrywania świata, robi na przekór rodzicom badając, czy rzeczywiście mają rację i zwyczajnie (jak to w walce, gdzie głównym celem staje się wygrana) popełnia błędy. Paradoksalnie, wychowawczym rozwiązaniem jest zaufanie dziecku i danie mu przestrzeni na odkrywanie świata.

4. Nie karć mnie w obecności innych. Najbardziej mnie przekonujesz, gdy mówisz do mnie spokojnie i dyskretnie.

Karcąc dziecko publicznie, rodzice budują w nim głównie poczucie wstydu; sprawiają, że czuje się on upokorzony, smutny i zły. Daleko stąd do celu, jakim było skorygowanie zachowania. Uczenie norm dokonuje się w intymnym, serdecznym związku między rodzicem a dzieckiem, w atmosferze zaufania i akceptacji. Upokorzone dziecko zajmuje się własnym upokorzeniem, a nie pracą nad tym, jak nie popełniać błędów. Stwarzając atmosferę spokoju i dyskrecji dajemy mu dobrą przestrzeń do korygowania swoich błędów.

5. Nie ochraniaj mnie przed konsekwencjami tego, co zrobiłem. Potrzebne mi są również bolesne doświadczenia.

Dzieci tylko w miarę zdobywania własnych doświadczeń mogą stać się bardziej odpowiedzialne i zdolne do przewidywania skutków swoich decyzji. Uczą się myślenia przyczynowo-skutkowego, zaczynają kojarzyć jakie konsekwencje mają konkretne zachowania. Dzięki temu nabierają poczucia wpływu na własne życie. Zadaniem rodziców jest pozwolić dzieciom doświadczać zarówno sukcesów, jak i porażek. Tylko wtedy nauczą się wybierać właściwą drogę, a w razie niepowodzeń – pozbierać się po bolesnym upadku.

6. Nie przejmuj się zbytnio, gdy mówię „Ja Cię nienawidzę”. To nie Ciebie nienawidzę, ale ograniczeń, które stawiasz przede mną.

Dzieci w procesie rozwoju uczą się wyrażać, nazywać i kontrolować swoje emocje. To trudne i ważne zadanie w procesie stawania się dojrzałym człowiekiem. Tak, jak zwykle to bywa na początku nauki – zaczynają od pewnej nieporadności. To zupełnie jak z wylewaniem soku z kubeczka i przewracaniem się podczas stawiania pierwszych kroków. Z tą różnicą, że te fizyczne niezgrabności łatwo przyjmujemy i wybaczamy. Warto zdać sobie sprawę, że niezręczność może pojawić się także w przypadku wyrażania emocji. Rodzic – jako najbliższy i najważniejszy dla dziecka człowiek – jest adresatem jego uczuć. Zarówno tych ciepłych i radosnych, jak i trudnych i smutnych. Czasem maluch walczy w ten - raniący dla rodzica sposób - o bycie zauważonym. Traktujmy to jako coś naturalnego i rozwojowego.

7. Nie przejmuj się zbytnio moimi małymi dolegliwościami. Pomyśl jednak czy nie staram się przy ich pomocy przyciągnąć Twojej uwagi, której tak bardzo potrzebuję.

Od najwcześniejszego okresu życia dzieci doświadczają szczególnej troski rodzicielskiej, gdy są chore i cierpią. Bywa, że w trudniejszych momentach swojego życia tęsknią do tej opieki i uwagi. Czasem wstydzą się prosić rodzica o czułość lub nie wiedzą jak to zrobić. W zastępstwie siebie do zaopiekowania wysyłają bolący brzuszek, ząb i palec. Ważne jest, żebyśmy jako rodzice potrafili odpowiednio ciepło zareagować na tę potrzebę troski, ochrony i uwagi.

8. Nie gderaj. Będę się bronił, udając głuchego.

Niezaprzeczalnie wychowanie dzieci to wielokrotne powtarzanie wskazówek i zasad. Cała sztuka polega na wyczuciu różnicy między cierpliwością i rozumieniem błędów dziecka, a monotonnym gderaniem. Pamiętaj, że nieustannie powtarzając najbardziej słuszne i najmądrzejsze zdania, bardziej kierujesz je do siebie – utwierdzając się w swoich racjach, odreagowując złość i walcząc z bezradnością. Wypróbowany przez pokolenia rodziców repertuar: „bo ty zawsze, bo ty nigdy, bo ty znowu, bo jak zwykle…” po prostu się nie sprawdza.

9. Nie dawaj mi pochopnych obietnic, bo czuję się bardzo zawiedziony, gdy ich później nie dotrzymujesz.

Czasami trudno w to uwierzyć, ale jesteś, Rodzicu, najważniejszą postacią dla swojego dziecka. Ono właśnie Ciebie wybiera na swój wzór do naśladowania. Spełniając obietnice, dajesz mu poczucie bezpieczeństwa i budujesz zaufanie – do Ciebie i do świata. Natomiast gdy jej nie dotrzymasz, dziecko przeżywa rozczarowanie, czuje się lekceważone, mało dla Ciebie ważne. Dzięki Tobie może się nauczyć, że warto dbać o ludzi – tak jak Ty, dbasz o nie.

10. Nie przeceniaj mnie. To mnie krępuje i niekiedy zmusza do kłamstwa, aby nie sprawić Ci zawodu.

Rodzice lubią zawyżać poprzeczkę. Robią to, żeby dziecko było bardziej ambitne i dało sobie radę w życiu. Obdzielają je uczuciami w zależności od osiągania wyznaczonych celów. Jeśli dziecku nie uda się spełnić ambicji rodziców, to ma poczucie, że zawiodło i że może utracić ich miłość. Receptą okazuje się kłamstwo – może ochronić przed zrobieniem rodzicom przykrości, utrzymuje dobry wizerunek dziecka, łagodzi lęk przed brakiem akceptacji i miłości. Zastanówmy się, czy zależy nam w relacji z dzieckiem na tego rodzaju iluzji? Zróbmy w naszej rodzinie miejsce na akceptację dziecka takiego, jakim jest. Dużo tego miejsca potrzeba…

11. Nie zmieniaj swoich zasad postępowania w zależności od układów. Czuję się wtedy zagubiony i tracę wiarę w Ciebie.

W wychowaniu dzieci ważne jest trzymanie się jasnych reguł. Dzięki nim dziecko zyskuje poczucie bezpieczeństwa i wskazówki, jak się poruszać po świecie. Wie, co jest dobre, a co złe, jakie są zasady i oczekiwania, co jest nieprzekraczalne i obowiązuje niezależnie od okoliczności. Rodzice muszą być czytelni i przewidywalni dla swoich pociech. Jeżeli ustaliłeś, że nie wolno skakać po kanapie, to nie wolno, nawet wtedy, gdy Ty chcesz spokojnie porozmawiać przez telefon.

12. Nie zbywaj mnie, gdy stawiam Ci pytania. Ja znajdę informację gdzie indziej, ale chciałbym mieć w Tobie przewodnika po świecie.

Dla swojego małego dziecka jesteś najmądrzejszy i najważniejszy na świecie. W okresie buntu nastolatek czasami walczy z tym, co mu wcześniej przekazałeś. Takie jest prawo nastolatka. Im dziecko jest młodsze, tym bardziej świat wygląda tak, jak Ty to go przedstawisz. Ty budujesz jego korzenie, które wyposażą go w wiedzę, wartości i przekonania na dalsze życie. Sięgnie do nich bezwiednie mierząc się różnymi problemami. Tłumacząc dziecku świat, oferujesz mu kawałek siebie – na zawsze.

13. Nie mów, że mój strach i moje obawy są głupie. Dla mnie są bardzo realne.

Jako dorosły człowiek wiele w swoim życiu widziałeś, mierzyłeś się z wyzwaniami, pokonywałeś lęki, znasz zagrożenia. Dla Twojego dziecka to ziemia nieznana. Nowe rzeczy są nie tylko ciekawe, ale też budzą strach. Kiedy ma się 4 lata, to smok mieszkający pod łóżkiem jest realny i okrutnie prawdziwy. Dziecko zdecydowanie bardziej oczekuje, że wygonisz potwora i będziesz bohaterem w jego oczach, niż tego, że się roześmiejesz, powiesz, że bestii nie ma i zostawisz je samo, przerażone, ze swoim lękiem. Zapukaj do siebie i przypomnij sobie swoje przyspieszone bicie serca w momencie wizyty u dentysty – choć dziś wiesz, że to wcale nie boli. Jak widzisz – niewiele trzeba, by się bać. Niewiele też – by ten strach ukoić.

14. Nigdy nawet nie sugeruj, że Twoje cechy to doskonałość i nieomylność. Przeżywam bowiem zbyt wielki wstrząs, gdy widzę, że tak nie jest.

Dzieci kochają rodziców takimi, jakimi są. Najważniejsze, żeby byli autentyczni w kontakcie ze swoim dzieckiem. Wielki, nieomylny i doskonały jest tylko dziecięcy bohater – Superman. Dziecko – widząc, że Ty nie jesteś idealny – może też łatwiej zaakceptować swoje niedoskonałości czy błędy i stać się dla siebie bardziej wyrozumiałe. Dla Twojej pociechy dużo lepsze jest obserwowanie i uczenie się od Ciebie, jak radzić sobie z problemami, niż udawanie, że ich nie ma.

15. Nigdy nie myśl, że usprawiedliwienie się przede mną jest poniżej Twojej godności. Wzbudza ono we mnie prawdziwą serdeczność.

Rodzice na ogół myślą, że nawet, gdy popełnią błąd, to sprawa jest zamknięta i lepiej do niej nie wracać, bo stracą w oczach dziecka autorytet. Nie próbują jej naprawiać, wolą przemilczeć. Tymczasem w dzieciach jest dużo tolerancji dla naszych błędów. Kochają nas i chcą mieć z nami dobre relacje. Zdecydowanie lepiej odbierają, gdy przyznasz się, że się pomyliłeś i usprawiedliwisz się, przeprosisz, niż kiedy trwasz w obojętnym milczeniu. Właśnie wtedy dziecko jest zdezorientowane. Nie rozumie, czy to oznacza, że dalej się gniewasz, czy też tę trudną sytuację uważasz za nieważną i niewartą wspomnienia. Dzieci wybaczają rodzicom nieskończenie wiele. Tym chętniej, im częściej przyznajesz się do swoich błędów.

16. Nie zabraniaj mi eksperymentowania i popełniania błędów. Bez tego nie mogę się rozwijać.

Rodzice często żyją w naiwnej wierze, że przekazując dzieciom całą swoją mądrość życiową, uchronią je przed popełnieniem błędów, które oni robili i znajdą dla nich bardziej bezpieczne ścieżki życia. Ufają, że to uczyni najmłodszych bardziej szczęśliwymi, wolnymi od trosk i przykrych konsekwencji. Tymczasem dzieci, na każdym etapie swojego rozwoju, mają naturalną i intensywną ciekawość świata. To ona powoduje, że (zarówno maluch, jak i nastolatek) ciągle potrzebują nowych doświadczeń, sprawdzają przekazywane przez rodziców informacje, nabierają doświadczenia i testują różne rozwiązania. Ta eksploracja otoczenia to pewna naturalna mądrość, dzięki której człowiek uczy się żyć. Przez to każdy w pełni staje się istotą ludzką, poznaje w czym jest dobre, kiedy może zaufać sobie i innym.

17. Nie zapominaj jak szybko dorastam. Jest Ci zapewne trudno dotrzymać mi kroku, ale – proszę Cię – postaraj się.

Rodzice musza pamiętać, żeby rosnąć razem ze swoimi dziećmi. Na początku wydaje to się łatwe: pędzisz za dzieckiem, które przemierza świat na trzykołowym rowerku i wydaje ci się, że nadążysz bez żadnego problemu. Potem Twój maluch przesiada się na większy i większy rower, więc i Ty musisz zmienić swoje tempo. Przez życie wędruje się na różne sposoby. Czasem razem, czasem osobno. Ważne, żebyś podczas tej wędrówki był gdzieś blisko, choćby w tle, ale czujny i gotowy udzielić wsparcia. Dziecko – nawet gdy nabiera szybkiego tempa – nie chce Ciebie zupełnie zostawiać. Tak jak Ty, nie chcesz zostawić jego. Czasem dziecko, zmęczone eksperymentowaniem, potrzebuje usiąść przy Tobie i odpocząć. Wiedzieć, że jesteś, wysłuchasz, przytulisz i dasz mu ochłonąć od zgiełku świata.


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 28, 2011 16:06   

"Szkodliwy nadmiar wrażeń"

http://dziecko.onet.pl/67...,1,artykul.html
Cytat:

23.08.2011 Dorota Smoleń

Zapewniamy naszym dzieciom mnóstwo atrakcji, rozrywek, wrażeń. A one - zamiast skakać z radości - ryczą i spazmują. Niewdzięczne paskudy!

Dzieci Magdy, czterolatek i sześciolatek, wyjechały na wakacje zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Po dwóch dniach u dziadków chłopcy pojechali z mamą i babcią na trzydniową wycieczkę do znajomych, wrócili do dziadków, po trzech dniach wyruszyli na pięciodniowy objazd rodzinno-towarzyski, następnie spędziły tydzień u jednych dziadków i kolejny u drugich, wróciły do domu w piątek, w sobotę starsze dziecko obchodziło urodziny w kulkolandzie, a po dwóch dniach przyjechała do nich na tydzień ciocia z kuzynami.

Chłopcy, zamiast być zachwyceni życiem pełnym wrażeń i doznań, jeden po drugim dostali tak spektakularnej histerii, że Magda nie mogła wyjść z szoku. Jeszcze nie widziała ich w takim stanie. Kiedy była dzieckiem, większość wakacji spędzała w domu, nikt nie zapewniał jej tylu rozrywek. Chciała, żeby jej dzieci miały co wspominać i proszę, jak jej podziękowały!

Czy to na pewno niewdzięczność i dowód na to, że współczesnym dzieciom przewraca się w głowach, bo mają za dobrze?

Komentuje psycholog Karolina Piękoś, mama pięciolatki i trzylatka:

- Układ nerwowy dziecka dojrzewa jeszcze przez długi czas po jego narodzinach. Są noworodki, które już od początku sygnalizują rodzicom zwiększoną wrażliwość na bodźce. Popołudniowy niepokój, częste pobudki w nocy, płacz pozornie bez przyczyny mogą być spowodowane przeładowaniem bodźcami ze świata zewnętrznego. W przypadku kilkumiesięcznego dziecka do przeciążenia bodźcami doprowadzić wyjątkowo łatwo - wystarczy zabrać je do centrum handlowego. Problem ten dotyczy jednak nie tylko maluchów - również starsze dzieci potrafią mocno odreagowywać nagromadzenie pozytywnych i negatywnych emocji. Mówiąc dosłownie: czasami chorują z nadmiaru wrażeń.

W opisanej historii można zauważyć, że chłopcy Magdy praktycznie nie mieli czasu na spokojne dostosowanie się do nowych miejsc, ponieważ mama - chcąc zapewnić dzieciom interesujące wakacje - trochę za bardzo skumulowała atrakcje.

W przypadku czterolatka przeżywanie ciągłych zmian jest tym trudniejsze, że dziecko jest w wieku określanym przez psychologów jako „nie do opanowania”. Często jest bardzo ruchliwe, spragnione nowych wrażeń, a jednak jego układ nerwowy nie może nadążyć i pojawiają się histerie - najczęściej ze zmęczenia albo właśnie z powodu przeładowania układu nerwowego bodźcami - nawet jeżeli te są sytuacjami dla dziecka miłymi.

Sześciolatki są spokojniejsze i nieco bardziej dojrzałe, natomiast jak wszystkie inne dzieci czują się najbezpieczniej przy ustabilizowanym trybie życia. Nagromadzenie wyjazdów może się odbić niekorzystnie na zachowaniu dziecka - pamiętajmy, że stres powinno się rozumieć nie tylko w jego znaczeniu negatywnym. Częste zmiany miejsca zamieszkania, otoczenia, przebywanie z coraz to nowymi osobami, rozregulowanie planu dnia wpływają na dzieci obciążająco.

Dziecko w wieku przedszkolnym wciąż jest małym dzieckiem i to, co potrzebne mu do szczęścia najbardziej, to ustalone reguły, rytm dnia i obecność bliskich osób.

W opisanej powyżej sytuacji warto zastanowić się nad jeszcze jednym zagadnieniem: dlaczego staramy się dzieciom zapewnić tak dużo atrakcji w tak krótkim czasie? Czy spełniamy w taki sposób swoje potrzeby z dzieciństwa, czy próbujemy się wpasować w czyjeś oczekiwania (bo fajna mama, tata to tylko tacy, którzy cały czas gdzieś z dzieckiem biegną, nieustannie mu coś organizując?) lub też mamy poczucie, że w taki sposób musimy im wynagrodzić brak czasu na co dzień - co przy dwójce pracujących rodziców zdarza się bardzo często.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Sie 28, 2011 16:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Sie 29, 2011 22:12   

mnie sama by rozbolala glowa przy takiej karuzeli wrazen. Z doswiadczenia wiem, ze najwazniejsze jest staly rytm dnia malucha i obecnosc mamy, niemowleta doslownie cale dnie wtulone noskiem w mame a starsze majace mame lub tate do dyspozycji.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 03, 2011 18:14   

Skąd się biorą zestresowane dzieci?

http://zwierciadlo.pl/201...resowane-dzieci
Cytat:

Za radzenie sobie ze stresem odpowiedzialne są siła i odporność psychiczna. A one nie są dane raz na zawsze. Dlatego rodzice nadwrażliwych dzieci powinni podejść do tego problemu zadaniowo: Co muszę dla dziecka zrobić, żeby sobie lepiej w życiu radziło – mówi Katarzyna Kloskowska-Kustosz, coach i właścicielka firmy badawczo-doradczej 4 Business & People, mama 20-letniej Zosi.

– Czy współczesne dzieci są zestresowane?

– Tak. Czasami słyszy się opinie: Dzieci to mają fajnie, bo żyją bezstresowo. Ja się z tym nie zgadzam. Bo co to jest stres? Reakcja organizmu na stawiane mu wymagania, przy czym dużą rolę odgrywa tu rozbieżność między wymaganiami a wynikami. A wymagania stawiane dzieciom są ogromne. Zdecydowanie więc stres dotyczy również dzieci, i małych, i dużych.

– Jakie są jego przyczyny?

– Presja sukcesu, rywalizacja, zbyt duże nastawienie na wyniki. Drugie źródło to poczucie winy, że nie spełniam oczekiwań. A często spełniać nie mogę, bo te oczekiwania są wygórowane. Kolejna przyczyna stresu – wymaganie od dzieci, że będą się zachowywać, myśleć jak dorośli, co nie daje im szansy na to, żeby pobyły dziećmi.

– Szkoła też dostarcza sporej dawki stresu.

– To prawda. Dzisiaj dzieciom jest trudniej, bo wymaga się od nich nie tylko zwykłego odrabiania lekcji, ale większego zaangażowania, myślenia całościowego. I to dobrze. Szkopuł tylko w tym, że dzieci nie otrzymują wsparcia, że nie uczy się ich, jak się uczyć, że często są pozostawione same sobie.

– Jak pomóc dzieciom w radzeniu sobie ze stresem?

– Moja firma 4 Business & People prowadzi badania nad siłą i odpornością psychiczną. Badamy ich wpływ na różne sfery życia, także dzieci. Okazuje się, że siła i odporność psychiczna przekładają się na sukcesy, na radzenie sobie w życiu. Jeśli są duże, to radzimy sobie ze stresem, a jeśli radzimy sobie ze stresem, to udaje nam się osiągnąć tyle, ile zamierzaliśmy.

– Co składa się na naszą siłę i odporność psychiczną?

– To zdolność do osiągania wyników i szczytowej formy pomimo presji, trudności i przeszkód. Dlatego jest to jeden z ważniejszych sposobów radzenia sobie ze stresem. Na siłę i odporność psychiczną składa się kilka czynników. Po pierwsze, podejście do wyzwań. Osoby z wysokimi wynikami w tym zakresie lubią zmiany, widzą w nich szansę na rozwój, na przeżycie czegoś fajnego. Osoby unikające zmian czują się dobrze w znanym, przewidywalnym środowisku. I tu rodzice mogą zrobić bardzo wiele, bo podejście do wyzwań to jeden z ważniejszych elementów decydujących o radzeniu sobie w życiu.

– Jak możemy wpłynąć na dzieci, by chciały podejmować wyzwania?

– Duże znaczenie ma kształtowanie wzorów właściwych postaw wobec tego, co się dzieje w świecie. Bo jak się na ogół do czegoś ustosunkowujemy? Przyjmujemy postawę krytyków albo wchodzimy w rolę ofiary i biernie obserwujemy albo też stajemy się nawigatorami: jest, jak jest, pomyślę, co w tej sytuacji mogę zrobić. Rodzice powinni pokazywać, że można podchodzić do zadań konstruktywnie.

– Czyli zaświadczać to własnym przykładem?

– Tak. Siłę i odporność psychiczną mogą budować u dzieci rodzice, którzy zbudowali te cechy u siebie. Warto przy tym pamiętać, że zachowania negatywne mogą nam się zdarzać. Chodzi o to, żeby nauczyć się przez nie przechodzić i sobie z nimi radzić. Dziecko płacze, krytykuje nas, bo jest w trudnej sytuacji? Prezentuje dość typową postawę. Nie wolno wtedy robić tego, co ono, czyli na przykład krzyczeć, tylko spokojnie tłumaczyć, co zaszło, i wspólnie szukać wyjścia. Postawa nawigatora, który myśli konstruktywnie i działa, powoduje, że problem udaje się rozwiązać. A kiedy rozwiązujemy problem, znika też stres. Dzieci stresuje to samo, co nas, tylko my mamy wypracowane, mniej lub bardziej skuteczne, sposoby radzenia sobie w takich sytuacjach. Dzieci natomiast ciągle się tego uczą, dlatego bardzo potrzebują wsparcia, przytulenia, powiedzenia: teraz czujesz się skrzywdzony, ale zastanówmy się, co możemy zrobić. Takie kreowanie inicjatywy jest niesłychanie ważne.

– Wróćmy do siły i odporności psychicznej.

– Drugim czynnikiem jest tu poczucie wpływu. Czy mam wpływ na własne życie? Na to, co mnie otacza? Czy umiem kontrolować emocje? Z kontrolowaniem emocji u dzieci może być trudno ze względu na labilny system nerwowy, ale można i trzeba uczyć je spokojnych reakcji. Na przykład zaproponować: Zanim coś powiesz, weź kilka głębszych oddechów, policz do dziesięciu. Osoby z niską siłą i odpornością psychiczną często trzymają emocje na wodzy, ale potem wybuchają i przenoszą złość na innych. Natomiast te z wysoką potrafią zarządzać emocjami, przyglądać się, co się z nimi dzieje. I jeśli chcą, to je wyrzucają na zewnątrz, a jeśli nie, to je powstrzymują. Dzieci często nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Dlatego warto uczyć je nazywania emocji: Wygląda na to, że jesteś zła, rozżalona, zazdrosna i tak dalej. Dajemy im w ten sposób możliwość bardziej świadomego przyjrzenia się swoim reakcjom i porozmawiania o tym, co przeżywają. Trzeba też pokazywać, że są czynniki, na które nie mamy wpływu, więc nie ma sensu się nimi denerwować. Tu natomiast, gdzie wpływ mamy, trzeba podjąć działania. Kolejnym czynnikiem siły i odporności psychicznej jest wytrwałość, zaangażowanie w dążeniu do celu. Osoby z wysokimi wynikami w tym obszarze nie poddają się pod wpływem przeszkód, co więcej – te przeszkody je motywują. I tu znowu ogromna rola rodziców, żeby motywować dzieci do wytrwałości. Najbardziej sprawdzają się pochwały, nagrody.

– A nam, niestety, na usta zawsze ciśnie się krytyka.

– Krytyka, nakazy, zakazy zabijają poczucie wpływu, rodzą wyuczoną bezradność. Dzieci przyjmują rozkaz i nie ma już miejsca dla nich, ich inicjatywy, kreatywności. Oczywiście najlepszy jest złoty środek – równowaga pomiędzy dyscypliną a swobodą, wyznaczaniem granic a dawaniem wolności, strefą naszego wpływu a samodzielnym decydowaniem dzieci.

– Czy badania mówią coś o wpływie poczucia wartości na to, jak dziecko radzi sobie w szkole i życiu?

– Tak. Poczucie wartości to czwarty składnik siły i odporności psychicznej – składają się na nie pewność swojej wiedzy i umiejętności oraz pewność siebie w relacjach interpersonalnych. Nasze badania pokazały, że obydwa te rodzaje poczucia wartości bardzo przydają się w życiu. Osoby pewne siebie podejmują się nowych zadań, mimo że często nie mają odpowiedniej wiedzy i umiejętności, ale wierzą, że zdobędą je w trakcie realizacji zadania. Z drugiej strony bywa, że ludzie o wysokich umiejętnościach i kompetencjach wycofują się z działania, bo nie wierzą, że im się uda. Dlatego tak ważne, żeby rodzice wzmacniali w dziecku przekonanie, że potrafi, że w danej dziedzinie jest świetne. Przecież u każdego dziecka można znaleźć taki obszar, w którym się wyróżnia.

– Rodzice pilnują, żeby dziecko uczyło się, kształtowało umiejętności. Siłą i odpornością psychiczną raczej nie zaprzątają sobie głowy.

– I to, niestety, okrutnie się mści. O sukcesie decydują oczywiście wiedza, umiejętności, ale także siła i odporność psychiczna. Słyszymy czasem o sportowcach mających te same umiejętności, na treningach osiągających te same wyniki. Co sprawia, że podczas zawodów jedni potrafią zwyciężyć, a inni przegrywają? Decydują o tym właśnie siła i odporność psychiczna. Podobnie dzieje się w pracy, w szkole. Marzy mi się, żeby rodzice i nauczyciele znali techniki pomagające dzieciom wzmacniać siłę i odporność psychiczną. W Wielkiej Brytanii, z którą współpracujemy, uczy się już tego nauczycieli. To ważne, bo nasze badania pokazują, że dzieci z wyższą siłą i odpornością psychiczną osiągają w szkole lepsze wyniki, są nastawione do życia optymistycznie. Co ciekawe, do pewnego momentu siła i odporność psychiczna rosną wraz z wiekiem tak samo u chłopców, jak i u dziewczynek, ale od 12. roku u chłopców rosną dalej, natomiast u dziewczynek zaczynają spadać.

– Dlaczego?

– Bo chłopcy silni i odporni psychicznie traktowani są jako przedsiębiorczy, przebojowi, a dziewczynki o takich cechach postrzega się jako niegrzeczne, pyskate, takie, które należy usadzić. Dlatego rodzice powinni szczególnie u córek wzmacniać poczucie własnej wartości, a nie strofować ich za asertywność, odwagę, nonkonformizm.

– W ten sposób pomogą też córkom w opanowaniu stresu?

– Kiedy poczucie wartości rośnie, stres maleje. Podobnie jest z poczuciem wpływu i wytrwałością. Jeżeli te czynniki rosną, maleje stres, wszystkie badania nam to potwierdzają.

– Nadwrażliwcy bardziej się stresują?

– Ktoś zdefiniował stres w postaci równania matematycznego – to wrażliwość emocjonalna podzielona przez zasoby plus wsparcie. Dzieci nadwrażliwe muszą mocniej budować swoje zasoby, powinny także otrzymywać większe wsparcie. Rodzice, którzy zauważają, że ich dzieci są nadwrażliwcami, nie powinni się denerwować, tylko podejść do tego zadaniowo: Co muszę dla dziecka zrobić, w co je wyposażyć, żeby sobie lepiej w życiu radziło.

– Ograniczać nadwrażliwcom sytuacje stresujące?

– Nie. Myślenie, żeby chronić takiego wrażliwca, nie jest dobre. Każde dziecko musi nauczyć się radzenia sobie z trudnościami, a nie ich omijania. Dziecko wrażliwe trzeba tylko „poobkładać poduszkami”. Zawsze należy przyjrzeć się własnym pociechom, zastanowić się, w czym powinniśmy im pomóc. Czasem pracy wymaga poczucie wartości, czasem wytrwałość. Nasze badania pokazują, że młodzi ludzie mają bardzo często dużą pewność siebie, ale ich zaangażowanie i wytrwałość są niskie, co przekłada się na niskie efekty działań, a w konsekwencji rodzi stres. Trzeba też pamiętać, że siła i odporność psychiczna nie są dane raz na zawsze – mogą się rozwijać, ale też spadać. W pierwszym przypadku stres maleje, w drugim – rośnie. Dlatego tak ważne jest wzmacnianie psychiki dziecka.

Marishka
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Pon Wrz 05, 2011 01:48   

Cytat:

– Tak. Siłę i odporność psychiczną mogą budować u dzieci rodzice, którzy zbudowali te cechy u siebie. Warto przy tym pamiętać, że zachowania negatywne mogą nam się zdarzać. Chodzi o to, żeby nauczyć się przez nie przechodzić i sobie z nimi radzić. Dziecko płacze, krytykuje nas, bo jest w trudnej sytuacji? Prezentuje dość typową postawę. Nie wolno wtedy robić tego, co ono, czyli na przykład krzyczeć, tylko spokojnie tłumaczyć, co zaszło, i wspólnie szukać wyjścia. Postawa nawigatora, który myśli konstruktywnie i działa, powoduje, że problem udaje się rozwiązać. A kiedy rozwiązujemy problem, znika też stres. Dzieci stresuje to samo, co nas, tylko my mamy wypracowane, mniej lub bardziej skuteczne, sposoby radzenia sobie w takich sytuacjach. Dzieci natomiast ciągle się tego uczą, dlatego bardzo potrzebują wsparcia, przytulenia, powiedzenia: teraz czujesz się skrzywdzony, ale zastanówmy się, co możemy zrobić. Takie kreowanie inicjatywy jest niesłychanie ważne.

Kiedyś Tomek pytał się o regulację emocji.
Ten akapit jest właśnie o tym.
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Wrz 08, 2011 13:26   

M i T napisał/a:
Oczywiste oczywistości :D

http://dziecko.onet.pl/16...ac,galeria.html

Cytat:

13. Nie mów, że mój strach i moje obawy są głupie. Dla mnie są bardzo realne.

Jako dorosły człowiek wiele w swoim życiu widziałeś, mierzyłeś się z wyzwaniami, pokonywałeś lęki, znasz zagrożenia. Dla Twojego dziecka to ziemia nieznana. Nowe rzeczy są nie tylko ciekawe, ale też budzą strach. Kiedy ma się 4 lata, to smok mieszkający pod łóżkiem jest realny i okrutnie prawdziwy. Dziecko zdecydowanie bardziej oczekuje, że wygonisz potwora i będziesz bohaterem w jego oczach, niż tego, że się roześmiejesz, powiesz, że bestii nie ma i zostawisz je samo, przerażone, ze swoim lękiem. Zapukaj do siebie i przypomnij sobie swoje przyspieszone bicie serca w momencie wizyty u dentysty – choć dziś wiesz, że to wcale nie boli. Jak widzisz – niewiele trzeba, by się bać. Niewiele też – by ten strach ukoić.



Marishka

Ostanio miałam "przeprawę" ze strachem w pokoju synka.
Strach był panem i prosił moje dziecko o mamę :roll:

Porozmawiałam ze strachem, powiedziałam, że jak chce, to niech mamę weźmie..

Synek ucieszył się, gdy rano zobaczył, że mama nie została "zabrana", a i stracha już od tego czasu nie ma lub został pacyfistą. :)
:)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 11, 2011 19:05   

Gdy dziecko sobie nie radzi

http://www.edziecko.pl/st..._nie_radzi.html

Cytat:

Joanna Rokicka
2011-09-09, ostatnia aktualizacja 2011-09-09 17:36


Bywa, że dziecko nie potrafi sprostać oczekiwaniom otoczenia - słabo się uczy, nie jest wysportowane, nie ma talentu do języków obcych. Nie nadąża za aspiracjami i wysoką poprzeczką, jaka mu stawiają rodzice. Co zrobić w takiej sytuacji i jak pomóc dziecku, by nie straciło wiary w siebie?

Od przedszkola trwa wyścig szczurów. Rodzice chcą by ich potomek dobrze się uczył, rozwijał pasje, chodził na zajęcia dodatkowe, poznawał języki obce, uprawiał sporty. Nasze dziecko musi być najmądrzejsze, najbardziej obyte i najlepiej wychowane. Angielski dla niemowlaków, nauka czytania dla dwulatków, matematyka dla pięciolatków. Stajemy na głowie by nasze dzieci pracowały nad rozwojem swoich talentów niemal od narodzin. Ale co zrobić gdy dziecko ma kłopoty z nauką i nie przyswaja łatwo nowych umiejętności?

Trudno być dzieckiem


Zdaniem psycholożki i psychoterapeutki Agaty Marszałek, trudno jest być i rodzicem i dzieckiem w dzisiejszym świecie. Już przed narodzinami matki wpadają w pułapkę porównywania się z innymi mamami. Początkowo wiąże się to z kwestiami typu ile waży twoje dziecko, ile mierzy, ile przytyłaś w ciąży. Potem porównujemy: ile śpi twój maluch, czy już raczkuje, kiedy wyrósł mu pierwszy ząb. Mamy cierpią, jeśli okazuje się, że ich bobas jest z czymś w tyle. Przenosi się to dalej w czasie i przestrzeni na to, jakie przedszkole wybierają rodzice, ile w nim jest godzin zajęć i jakiego rodzaju. - Panuje zasada, że im więcej, im dziwniejsze i bardziej ekskluzywne, tym lepiej. W zasadzie tym lepsze mam dziecko - mówi psycholożka. - Skutkuje to tym, że kilkuletnie maluchy uczą się dwóch języków, chodzą na lekcje baletu, śpiewu, tańca, na basen, poza tym rozwijają zdolności plastyczne i sportowe - wymienia.

Pozwól na nudę i podsuń pomysły

Efekt jest taki, że dzieci nie mają czasu na odpoczynek, na zwykłą zabawę samochodzikiem czy lalką albo nudę, która paradoksalnie też jest potrzebna dziecku do rozwoju kreatywnego myślenia. Po pewnym czasie okazuje się, że dzieciom się nie chce a to, czym się fascynowały, budzi niechęć. A rodzice zadają sobie wtedy pytanie: "Co się stało z tym kreatywnym, pełnym energii i pomysłów dzieckiem - może za mało zajęć?" - Dla dziecka ważne jest, by widziało, że rodzic akceptuje, cieszy się i uczestniczy w pewnym sensie w jego zainteresowaniach - tłumaczy Agata Marszałek. - Przyjedzie na mecz, w którym gra dziecko, ogląda prace narysowane na zajęciach z rysunku, dopyta się co nowego na kole naukowym. Dobrze jest, jeśli rodzice są uważni i mają dobry kontakt z dzieckiem. Wtedy mogą podsuwać dziecku pomysły na uczestniczenie w takich zajęciach, które będą zgodne z zainteresowaniami i naturą dziecka. Bo dziecko nie zawsze wie jaka jest oferta zajęciowa, więc rodzic może pomagać w ten sposób rozwijać potencjał dziecka tak, by czerpało z tego satysfakcję - dodaje.

Każde dziecko jest inne

Jedne lubią być zarzucane dużą ilością zadań, obowiązków i oczekiwań - czują, że wyzwania to coś dla nich, chcą starać się im sprostać, nawet porażki je mobilizują. Inne potrzebują pozytywnej motywacji, zamykają się w sobie, gdy usłyszą choć cień dezaprobaty w głosie rodzica, nie wierzą w siebie, powoli walczą ze swoimi ograniczeniami. Nie można zaprojektować dziecka na swoje podobieństwo, Ma prawo do własnych pasji, zainteresowań, ulubionych przedmiotów. Dziecko informatyka niekoniecznie będzie genialne na zajęciach komputerowych, a humanistki brylować z języka polskiego. - Dobrze jest traktować dziecko jako odrębną osobę, z jej własnymi pomysłami, zainteresowaniami i pomagać dziecku rozwijać to, co sprawia mu przyjemność i daje satysfakcję - tłumaczy psychoterapeutka. - Idzie za tym akceptacja tego, że dziecko może odbiegać od wyobrażeń rodziców a jednocześnie rozwijać swój potencjał.

Czego pragnie dziecko a nie rodzic

7-letni Szymon z Krakowa chodził na zajęcia z piłki nożnej, bo jego tata jest fanem futbolu i od dziecka zaszczepiał mu miłość do piłki. - Marzyłem, że zostanie drugim Podolskim a on stał zagubiony na boisku i nie wiedział co ze sobą zrobić - wspomina 38-letni Tomek, jego tata. Na początku nie odpuszczał, choć widział, ze synek nie radzi sobie z piłką, nie lubi starć z kolegami, jest zalękniony. Po pewnym czasie porzucił plany związane z futbolem i zauważył, że synek lubi bawić się jego rakietą do tenisa. Zapisał go na zajęcia na pobliskim korcie i to był strzał w dziesiątkę. - Mały wyraźnie odżył i uwielbia grać w tenisa, zaczął nawet startować w turniejach - opowiada Tomek. - Rodzice tworzą sobie pewne schematy i oczekiwania dotyczące tego, jakie będzie ich dziecko już w momencie, kiedy nie ma go jeszcze na świecie - komentuje Agata Marszałek. - Przeważnie składają się na nie własne oczekiwania, ambicje, doświadczenia. Dobrze jest, jeśli rodzice są świadomi i umieją rozpoznać co jest ich, a co dziecka pragnieniem, ambicją lub potrzebą.

Gdy ma trudności

Jednak okazuje się, że nasze chęci i zapał dziecka nie zawsze wystarczą, zwłaszcza w szkole. Są sprawy, na które nie mamy wpływu, dziecko może nie okazać się tak mądre i utalentowane, jak tego oczekiwaliśmy, potrzebować roku dłużej w zerówce, szkoły z mniejszymi wymaganiami, wsparcia w odrabianiu lekcji i opanowywaniu materiału. W przypadku kłopotów szkolnych zawsze niezbędne jest wsparcie i bezwarunkowa miłość rodziców. Problemem dla rodziców często staje się fakt, kiedy dziecko nie tylko nie ma ochoty lub predyspozycji do większości zajęć pozaszkolnych, ale ma też kłopoty z samymi lekcjami. Tak jak 6-letni Kacper z Poznania, który ma trudności z nauką i koncentracją, dysleksję, stwierdzono u niego też nadwrażliwość sensoryczną. Co wtedy? - Po pierwsze należy sobie jasno powiedzieć i zaakceptować fakt, że nasze dziecko ma kłopot z nauką. Nie traktować tego jako tragedii, ale pola, na którym nasze dziecko potrzebuje naszej pomocy - radzi psychoterapeutka.

Zaakceptuj, chwal i nie porównuj

- Nie porównujmy dziecka z innymi dziećmi. Znajdźmy wspólnie z dzieckiem obszar, w którym czuje się dobrze i osiąga sukcesy, np. aktywność sportowa, taniec, relacje z kolegami, rysowanie, cokolwiek, w czym czuje się dobre. Nie stawiajmy przed nim zbyt wygórowanych oczekiwań, bo będzie skazane na doświadczanie porażek, które będą odbijać się na poczuciu wartości. Jednocześnie rozmawiajmy o tym, że wiemy, że jest mu trudno np. opanować czytanie, że pomożemy mu sobie z tym poradzić - dodaje. Przede wszystkim, nie koncentrujmy się tylko na ocenach przynoszonych przez dziecko, ale na wysiłku, jaki wkłada w pracę nad daną trudnością. Chwalmy za postępy. Poświęćmy mu maksimum czasu tak, by czuło, że ma w nas wsparcie i że nie są nam obojętne jego kłopoty. Starajmy się nie zapomnieć o tym, że oprócz nadrabiania zaległości szkolnych lub braków dziecko miało czas na to, by po prostu się pobawić.

Sprawdź jego rozwój i zdrowie

Warto też jak najwcześniej uchwycić konkretny problem, z jakim dziecko boryka się w szkole. Im wcześniej zainterweniujemy, tym damy dziecku większe szanse na wyrównywanie braków. Bywa, że przyczyną kłopotów z nauką i przyswajaniem wiedzy są po prostu problemy zdrowotne. Dlatego warto zbadać słuch, popracować nad wadą wymowy pod opieką logopedy, jeśli istnieje, zapisać na zajęcia wyrównawcze, jeśli dziecko powinno nadrobić jakieś umiejętności, a przede wszystkim przeprowadzić testy, które sprawdzą rozwój psycho-pedagogiczny dziecka w danym wieku. Zdaniem psycholożki, ważny jest też dobry kontakt z nauczycielem i pedagogiem szkolnym, poinformowanie go o rodzaju problemu, który widzimy.

- Ważne, by dziecko, które nie radzi sobie w szkole nie poczuło się "wytykane" przez kolegów, gorsze, ponieważ powodować to może jeszcze większy stres, niepewność, obniżenie poczucia własnej wartości i niechęć do udziału w zajęciach szkolnych. Ważne by dziecko czuło się autentycznie akceptowane i kochane nie za to jakie jest, na ile zajęć chodzi i jakie oceny przynosi ze szkoły, ale po prostu za to, że jest - podkreśla.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Wrz 11, 2011 19:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 20, 2011 13:28   

qv
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 27, 2011 20:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Wrz 22, 2011 00:07   

Neska napisał/a:
w szkole podobno slabsze od innych, nie radza sobie

W jakim sensie? Słaba pamięć? Brak koncentracji?

Mój siostrzeniec też poszedł od września do I klasy, już w pierwszym tygodniu nauczyciel wymagał od dziecka sylabowania wyrazów :shock: Też sobie nie radzi z nauką... Ale mądra cwana główka wymyśliła, żeby poprosić mamę o lek "na mózg".
Siostra zaczęła podawać mu tran czy tam omega 3, oczywiście przed podaniem opowiedziała o super działaniu leku na mózg.
:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved