Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Kim jest neurotyk?
Autor Wiadomość
alejasienieznam 

Wiek: 35
Dołączył: 13 Maj 2009
Posty: 340
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Sie 31, 2009 23:58   Kim jest neurotyk?

pytanie w temacie kieruję do wszystkich, ale liczę na MiTów ;-)
Kim jest neurotyk? Do tej pory używałem tego "pojęcia" niewłaściwie, tak przynajmniej wydaje mi się po przeczytaniu paru "tekstów" wpisując słowo neurotyk w google.
A po przeczytaniu tych paru "tekstów" po pierwsze, wiem, że źle rozumiałem znaczenie słowa(szczerze nie wiem dlaczego), po drugie znalazłem u siebie w znacznym stopniu neurotyka.
Więc, kim jest neurotyk? 8-)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 01, 2009 00:13   

widze, ze MiT maja przerabane na tym forum :-)

ja jak ogladam Housa lub wertuje encyklopedie medycyny tez mam wszystkie objawy 8-)
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Wrz 01, 2009 01:11   

Przerąbane - i to dosłownie - mają bohaterowie kapitalnego norweskiego czarno-humorzastego slashera "Dead Snow" :viva:

Amysedamyradę.

Neurotyk, jak zwykło się myśleć, to Woody Allen:)

Neurotyk choruje na nerwicę (np. napady lęków, fobie, poczucie zagrożenia, gwałtowne reakcje, stan "podwyższonego poczucia niebezpieczeństwa", objawy psychosomatyczne itd, itp.). Skąd nerwica? Skąd wzięła się np. moja nerwica? To dla mnie oczywiste. Dobre jedzenie, spanie nieco tonizuje objawy, ale nie ma bata, że leczy przyczynowo. Jestem dzieckiem ludzi, którzy nic do siebie nigdy dojrzałego nie czuli, moja matka została w ciąży bardzo mocno wystraszona, a przeze mnie, moje istnienie, doszło w końcu do wymuszonego ślubu. Nigdy nie miałem żadnej czułości rodzicielskiej, żadnej empatii, po narodzinach leżałem z innymi noworodkami z dala od ciepła piersi i brzucha matki, ale też nie dałem sobie wcisnąć poczucia winy za to, że durnie musieli się wiązać, bo mieszkają w Katolandzie oraz wskutek nieustających namów mojej babki.
Czy ludzie rodzą się ze skłonnością do nerwic? A może ludzie w trakcie okresu prenatalnego dostają nie te dawki i nie tych hormonów co trzeba? A może istotne jest, jak wygląda emocjonalna relacja matki z nienarodzonych jeszcze dzieckiem?



Mówi się też, że nadmiernie emocjonalna, nieadekwatna rekacja na daną sytuację, jest neurotyczna, ale w końcu i tak wszystko sprowadza się do destrukcyjnej roli deficytów wczesnodziecięcych i ich oddziaływania na całe późniejesze życie. A ja tego bym tak nie chciał widzieć!
Wolałbym sielankę pod tytułem: rodzice mądrzeją, osiągają emocjonalną dojrzałość, przepraszają dzieci za zrypanie psychiki i wszyscy potem żyją długo i szczęśliwie - zbyt często siebie nie nachodząc. Ale to piękne przypadki, wyjątki, wyjątki wyjątków. Z reguły jest tak, że dorosłe dzieci budują pomnik nawet najbardziej koszmarnym rodzicielom, a szęśliwe wyjątki wiedzą jak się wychodzi z grzęzawiska. Rany pozostają, ciało pamięta bo warunkowanie to nie bajka na dobranoc, lecz rozwinięta samoświadomość pozwala na to, by rana zamieniła się w bliznę. Budowanie pomnika dla kata, powoduje że rana toczy wciąż ropę i krwawi, a jak można zająć się NIEWIDOCZNYM SKALECZENIEM?

Tomek
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Wto Wrz 01, 2009 06:54   

Bardzo trafny opis.
Neurotyk, w największym skrócie to człowiek, który nie do końca potrafi skutecznie rozwiązywać swoje problemy życiowe. Pojawia się wówczas nerwica - neuroza, jako koślawy, ale jednak działający mechanizm obronny umożliwiający jakiekolwiek funkcjonowanie. Żeby były skuteczne, te mechanizmy są nieświadome i sporo trzeba się napracować, żeby je zrozumieć u siebie. O wiele łatwiej dostrzec je u innych.
W większości wypadków fundamentem nerwicy są traumatyczne przeżycia w pierwszych latach. Ponieważ istnieje mechanizm wpajania, wszystko, co działo się w pierwszych 6 latach odciska swoje piętno na całym dorosłym życiu. Co gorsza, jest prawie nie do zmiany. Naturalną koleją rzeczy najsilniejszy wpływ w tym okresie wywierają rodzice. Od nich, a raczej od tego, jak sami zostali wychowani zależy, czy zostanie położony fundament pod nerwicę u dziecka.
Niektóre badania na zwierzętach wykazują, że nerwica rozwija się na bazie traumatycznych przeżyć "dziecięcych". Jeżeli dzieciństwo przebiegało bez urazów, w dorosłym życiu trauma nie wyzwala objawów nerwicowych.

Wszakże w dorosłym życiu bardzo silne przeżycia traumatyczne nawet u osób nie neurotycznych są w stanie wyzwolić neurozę, czego klasycznym przykładem nerwica obozowa u osób, które przeszły przez obozy koncentracyjne.
Ostatnio pojawiły się doniesienia, że również mikroorganizmy, np. pierwotniaki potrafią wytwarzać toksyny, które stymulują określone obszary mózgu i powodują przymus mycia rąk, dzięki czemu rozmiękła skóra dłoni ułatwia ekspansję mikroorganizmów do środowiska i zakażanie innych osób.

Jest kilkanaście różnych mechanizmów neurotycznych służących obronie. Jednak u danej osoby zazwyczaj przeważa jeden mechanizm.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Wto Wrz 01, 2009 07:37   

Rodzice wywierają przemożny wpływ na swoje dzieci, to oczywiste. Najgorsze są urazy niezbyt silne, ale często powtarzające się, powodują największe spustoszenie psychiki.

Jednak również silna jednokrotne trauma wyzwala nerwicę, nawet u kochanego dziecka.
Gdzieś tu pisałem o przykładzie pacjenta Junga, który cierpiał na astmę do chwili, kiedy nie przypomniał sobie, że jako dziecko wpadł głową w zaspę śniegu. Kiedy to odkrył, astma ustąpiła.
Klasyczną przyczyną fizjologiczną nerwicy jest zbyt wczesny lub zbyt późny poród. Wcześniaki częściej niż reszta populacji cierpią na agorafobię, natomiast dzieciom przenoszonym dolega klaustrofobia.

W ogóle okres prenatalny również wywiera wpływ na naszą psychikę, a jest powszechnie lekceważony. Do niedawna medycyna (znowu przypomnijmy, pod wpływem "przodujących" anglosasów) traktowała noworodka jak nic nie czujące zwierzątko. Traumatyczny i bez tego poród, zamieniono dla noworodka i matki w technologiczną torturę.
Wszyscy obecnie żyjący przeszliśmy u progu życia przez ten bezduszny rytuał dehumanizacji i uprzedmiotowienia.
Być może powszechność tych praktyk na porodówkach jest przyczyną obecnego rozpowszechniania się psychopatycznej osobowości, którą aktualnie lansuje się w korporacjach jako wzór skuteczności działania bez zbędnych skrupułów.
JW
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Wrz 01, 2009 14:15   

Panie Witoldzie, ten bezduszny rytual na porodowkach da sie latwo obejsc w dzisiejszych czasach. Juz w ciazy zrobilam tzw badanie terenu czyli zwiedzalam sobie wszystkie porodowki we wszystkich szpitalach w moim miescie. Bylam lekko w szoku po tych wizytach i stwierdzilam 'nie ma mowy w takich warunkach". Pierwsze co to znalazlam kontakt na 'sprawdzona' polozna, wg mnie najwazniejsza osoba podczas porodu, lekarz to raczej za tlo robi jak wszystko przebiega ok. Umowilam sie z taka, obgadalam kwote, jaka ja zadowoli i tym sposobem, nielegalnie, zapewnilam sobie i dziecku przynajmniej komfort psychiczny rodzenia. Nie skomentuje tego, ze taka babke trzeba finansowo motywowac do wykonywania TYLKO swoich obowiazkow, nie obchodzi mnie to. Bylabym w stanie zaplacic duzo wiecej za taka opieke niz poswiecac siebie i dziecko i rodzic jak 'laski' z ulicy, po tym co widzialam. No, i mialam porod w swoim pokoiku, z polozna, ktora byla na kazde moje zawolanie, z mezem, mozliwoscia poruszania sie a nie lezenia caly czas nieruchomo na plecach i bycia oglupiana Dolarganem, pomogla mi muzyka, czeste prysznice, duza wanna z ciepla woda, ktora lagodzila skurcze, rece meza masujacego moje plecy, taktowna polozna z cieplym uspokajajacym glosem, a nie jakis dracy jape babiszon prymitywny. Synek i coreczka zaraz po porodzie byli otuleni pieluszkami przez meza, potem przytulani przeze mnie i nie wypuszczani z objec na moment (system rooming-in), no nastepnego dnia to juz trzeba brac nogi za pas i zwiewac ze szpitala jak szybko tylko mozna. Lekarz jak mowilam tylko zerknal czy wszystko ok, moja polozna robila nawet szycie.
Majac te doswiadczenia to gdyby byla taka mozliwosc na pewno zdecydowalabym sie na porod w domu.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Wto Wrz 01, 2009 23:29   

Łatwo, jak się ma pieniądze. Jak się nie ma odłożonych chociaż paru tysięcy, to trzeba znosić upokorzenia i pomiatanie.
Tymczasem tu nawet nie chodzi o jakieś ekstra warunki, wystarczy, żeby pozwolono kobiecie rodzić w wygodnej pozycji, zamiast ją rozkładać na plecach jak tucznika do oprawiania i żeby pozwolono na kontakt z dzieckiem po porodzie. Teraz, po akcji Gazety Wyborczej Rodzić po ludzku to się trochę zmienia.
Ale do niedawna nie było mowy nawet o przytuleniu maleństwa po narodzinach. Względy higieniczne. Przecież to kpina. To sterylny szpital jest źródłem najgorszych patogenów a nie skóra matki.
My, wszyscy obecnie dorośli, jesteśmy naznaczeni piętnem bezmyślnie produkowanej traumy porodowej, wyłącznie dla wygody i spokoju personelu. Jesteśmy skazani na alergie, astmę, ponieważ do naszego układu trawiennego w pierwszym roku życia wprowadzano obce gatunkowo białka z mleka krowiego i pszenicy. Pod presją pediatrów, którzy nie wiedzieli, co czynią.
Teraz medycyna tamtą szarlatanerię naprawia.
Są już przyjazne porody, zaleca się karmienie piersią przez rok i dłużej.

A WSZYSTKO PO TO, ŻEBY POTEM TOKSYCZNYMI SZCZEPIONKAMI ZNISZCZYĆ ODPORNOŚĆ, UKŁAD NERWOWY DZIECKA ITD.
Od 2001 roku do dziś nie znalazł się żaden pediatra ani producent chętny do przyjęcia adekwatnej dawki toksyn, którą sami przecie ordynują niemowlętom w szczepionkach. Pomimo, że obecnie w sierpniu 2009 nagroda wynosi 210 tys. dolarów.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Wrz 02, 2009 00:01   

Panie Witoldzie, KAPITALNY post!!

Tomek
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Wrz 02, 2009 07:28   

Nie jest tak zle - poloznej dalam 400zl, mialam przygotowane jeszcze 600zl w razie czego na znieczulenie zewnatrzoponowe, ale nie bylo potrzebne. Kilka tysiecy (3tys-6tys w zaleznosci od miasta) kosztuja porody w prywatnej klinice. Dzis chyba w adnym szpitalu nie zabiera sie dzieci mamom. W moim nawet sie nie myje od razu i nie odsluzowuje w ogole, od razu na brzuch, zeby zlapalo bakterie od mamy a nie ze szpitala. Pytalam polozna o to odsluzowanie, tlumaczyla, ze potem czesto takie dzieci odsluzowane brutalnie nie chca ciagnac cyca, boja sie miec cos w buzi.
Te zmiany zaczely sie chyba w latach 90. a wczesniej wiadomo - cala przepasc szkod jak Pan pisal.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Wrz 02, 2009 08:00   

Panie Tomku, dziękuję!

Wracając do nerwic.
Jak komuś bulgoce w brzuchu, a medycyna nie potrafi znaleźć organicznej przyczyny, to diagnozuje nerwicę wegetatywną i problem z głowy. Nic się z tym nie da zrobić. Niekiedy, jeżeli lekarz z dwójką ma chwilę czasu i znielubił namolnego pacjenta, to wypowie kilka zdań o potrzebie odstresowania się.
Człowiek zostaje zostawiony sam sobie z problemem. Dosłownie. Jak bulgocze, to i wzdyma. Ciężko wysiedzieć osiem godzin w pracy z ludźmi, zważywszy, że w naszym kraju wydawanie odgłosów fizjologicznych jest niemile widziane, a wręcz kompromitujące. Patrząc na puste ławy poselskie podczas posiedzeń, wypisz wymaluj, oni mają ten problem. I pewnie też dla odstresowania walczą jak lwy o prawo picia wódki w sejmie.
To nie są żarty. Taka nerwica wegetatywna, chociaż nie ma żadnej przyczyny, zamienia życie w udrękę gorszą niż choroba wieńcowa. A medycyna rozkłada bezradnie ręce. I to jest szczęście w nieszczęściu. Bo na nerwicę wegetatywną medycyna ma tylko psychotropy, które leczą objawowo, ale niczego nie załatwiają, a z upływem lat nasilają chorobę, powodując rozliczne działania uboczne.
Naprzemienne zaparcia, biegunki, puste odbijania, wytwarzanie gazów, bóle brzucha, to wszystko jest postrzegane jako odosobniona, nieuleczalna choroba. Pacjent zaczyna traktować te objawy jak każdą inną chorobę, którą medycyna mogłaby wyleczyć, gdyby istniała odpowiednia pigułka. Nerwica staje się tym samym, co wrastający paznokieć albo ropiejący palec, które jak wiadomo nie wymagają psychoterapii, tylko interwencji chirurga. I gdyby tylko znalazł się lekarz, który wie, jak to wyleczyć, pacjent oddałby ostatnie pieniądze, żeby przestało wreszcie wzdymać i boleć. Zaczyna się wędrówka od jednego specjalisty do drugiego. Zaczyna się poszukiwanie coraz bardziej utytułowanych lekarzy i coraz bardziej wymyślnych urządzeń diagnostycznych wtykanych z obu końców układu pokarmowego.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Czw Wrz 03, 2009 09:06   

Zespół jelita drażliwego, to znakomity przykład nerwicy polietiologicznej.
Przyczyną tego zespołu jest wszystko, co tylko można sobie wyobrazić:
1. Wrodzona konstytucja układu nerwowego, delikatna i wrażliwa na stres.
2. Wychowanie w dzieciństwie i wpojone wówczas wzorce.
3. Traumy wczesnodziecięce.
4. Przebyte choroby.
5. Trudna sytuacja życiowa i stresujące środowisko.
6. Osobowość stawiająca sobie wysokie standardy, szczególnie etyczne
7. Niewłaściwy sposób żywienia.
8. Uboczne skutki leczenia różnych chorób, nie zawsze powiązanych z tym zespołem.
9. Brak ruchu.

Żeby pozbyć się nadwrażliwości jelit, trzeba prowadzić terapię na tych wszystkich frontach. A nieborak wędruje od jednego wąskiego specjalisty do drugiego, rozpaczliwie oczekując, że któryś wreszcie uwolni go od tak prostej choroby, jak bulgotanie w brzuchu i ból.
W systemie nowoczesnej medycyny TO SIĘ NIE MOŻE UDAĆ!
Każdy specjalista dołoży swój kamyczek. Powstanie lawina, która wepchnie pacjenta w psychotropy i depresję.
Najbliźsi stracą w końcu cierpliwość i odejdą. Nie będą w nieskończoność współczuć osobie, której się nieustannie cuchnąco odbija i wydala śmierdzące zgnilizną gazy, bulgocze w stwardniałym brzuchu, która ma zaparcia i jest nieustannie przygnębiona, niechętnie uczestniczy w erotycznych igraszkach, bo ciągle ją coś boli i jakaś kulka zalega w jelicie grubym. Kulka, której ani cofnąć ani wydalić nie można.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Wrz 03, 2009 14:19   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
W większości wypadków fundamentem nerwicy są traumatyczne przeżycia w pierwszych latach.


Osobiście skłaniam się bardziej ku trochę innej obserwacji, według której to nie traumy same w sobie, ale niemożność wyrażenia uczuć z nimi związanych jest przyczyną nerwic.

Proponuję zastanowić się nad następującym cytatem:

Cytat:

Z dzieckiem w dwóch pierwszych latach jego życia można zrobić nieskończenie wiele: można je kształtować, kierować nim do woli, wpajać mu dobre nawyki, można je bić i karać bez żadnych złych skutków dla opiekuna, bo dziecko nie szuka odwetu. Dziecko tylko wtedy może przezwyciężyć wyrządzoną mu krzywdę bez poważnych skutków, jeśli wolno mu się bronić, to znaczy wyrazić swój ból i gniew. Zabrania mu się jednak reagować na swój sposób, gdyż rodzice nie mogą ścierpieć jego krzyku, rozżalenia, złości i zakazują mu tego ostrym spójrzeniem lub innymi środkami wychowawczymi, tak ze dziecko wkrótce się uczy, że ma siedzieć cicho. Jego milczenie potwierdza wprawdzie skuteczność metod wychowawczych, niesie jednak ze sobą zagrożenie dla dalszego rozwoju. Jeśli dziecko pozbawia się prawa do odpowiedniej reakcji na przecierpiane urazy, upokorzenia i wywarcie na nim przemocy w najszerszym znaczeniu tego słowa, te przeżycia nie mogą zintegrować się z jego osobowością, jego uczucia pozostaną stłumione, a potrzeba ich wyrażenia pozostanie beznadziejnie nie zaspokojona. I to właśnie owa beznadziejność znalezienia możliwości wyrażenia uczuć powstałych w związku z doznanymi urazami wpędza większość ludzi w ciężkie kłopoty psychiczne. Nie w realnych wydarzeniach, ale w konieczności wyparcia uczuć tkwi źródło nerwic. [...] taki tragiczny stan rzeczy przyczynia się także do czegoś innego niż tylko do nerwicy.

[...]

Nerwice i psychozy nie są bowiem bezpośrednimi skutkami rzeczywistych frustracji, ale wyrazem wyparcia urazów. Jeżeli zmierza się przede wszystkim do tego, by tak wychowywać dzieci, aby nie zdawały sobie sprawy, co się im wyrządza, co się im odbiera, co przy tym tracą, kim mogłyby się stać, gdyby je inaczej traktowano, i kim istotnie są, i jeśli takie wychowanie zaczyna się dośc wcześnie, to jako dorośli, niezależnie od stopnia ich inteligencji, będą później uznawać cudzą wolę za swoją własną. Jak może taki człowiek wiedzieć, że mu złamano wolę, jeśli nie było mu dane doświadczyć, że się ją posiada? A przecież może to stać się przyczyną choroby. Choćby dziecko zaznało głodu, przeżyło ucieczkę i bombardowanie, a było przy tym poważnie traktowane przez rodziców jako samoistna osoba, z powaga i szacunkiem, nie zapadnie na psychiczną chorobę z powodu tych rzeczywiście przeżytych dramatycznych wydarzeń. Może nawet zachowywać w dobrej pamięci te przeżycia (jeśli miało przy sobie jakąś bliską osobę) i wzbogacać nimi swój wewnętrzny świat.

Alice Miller Zniewolone dzieciństwo: Ukryte źródła tyranii (Media Rodzina, 1999)


Marishka
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 08:26   

http://forumhumanitas.ipb...3&mode=threaded
Wywiad Anny Bikont z Alice Miller
Cytat:
" Przytacza Pani statystyki: 60 procent terrorystów niemieckich okazało się być dziećmi pastorów. Rozumiem zatem, że lepiej, jeśli wychowaliśmy się w rodzinie bijącego alkoholika o niskim statusie społecznym niż w rodzinie bijącego pastora?
" Możliwe, że tak, bo w przypadku pastora dochodzi cały ładunek hipokryzji. Dziecko jeszcze bardziej zmuszane jest do myślenia, że to, co mu się przydarza, jest dobre i święte.

W swoje książce Miller opisuje, jak wychowywano dzieci według zaleceń Daniela Schrebera, którego książki miały w Niemczech około 40 wydań. przedstawiały system wychowania dziecka od jego przyjścia na świat. Schreber twierdził, że krzyki to tylko fanaberie, przejaw uporu, który stanowczo trzeba złamać. Noworodek miał być poddawany wojskowemu drylowi i bity przy pierwszym płaczu, aż oduczy się płakać. przytulanie i okazywanie emocji uznawał Schreber za przejaw słabości, który może spaczyć charakter na całe życie. Uczył, jak ćwiczyć dziecko w sztuce rezygnowania. Opisywał sceny z własnego domu, jak to kazał niani położyć sobie dziecko na kolanach, samej jeść gruszkę i nie dać dziecku ani kawałka. Jednak się ugięła, podała kęs gruszki malcowi i została natychmiast zwolniona z pracy.

" Z takich niemowląt wyrastali oprawcy w obozach śmierci " mówi Alice Miller . " Jeden syn doktora Schrebera popełnił samobójstwo, drugi zakończył życie jako chory psychicznie. miał paranoję. Freud napisał o nim,. że żywił homoseksualne uczucia do ojca, ponieważ w jego urojeniach powtarzał się straszliwy lęk przed Bogiem, który go prześladował. A przecież to wcale nie było urojenie, on tak się bał ojca.

" Czy na podstawie różnic w stylu wychowania można wytłumaczyć, dlaczego Niemcy były podatne na faszyzm, a Rosja na komunizm?

" Pewnie tak. Nie wiem, jak w Rosji wyglądało wychowanie. Ale czy zna Pani jakieś inne powody, które by tłumaczyły faszyzm w Niemczech?

Wyrywanie zdań z kontekstu nie jest najlepszą praktyką. Wszakże nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Alice Miller, polska Żydówka, żyjąca po wojnie w Niemczech, a potem w Szwajcarii, która po 50 latach spotkała się ze swoją siostrą żyjącą w Warszawie, cały czas obraca się w kręgu kultury, germańskiej, anglosaskiej i jej analizy niezupełnie przystają do świata słowiańskiego, aczkolwiek i tutaj są ważne i poruszające.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 10:20   

Cytat:
Przytacza Pani statystyki: 60 procent terrorystów niemieckich okazało się być dziećmi pastorów.

Coś w tym jest. Protestantyzm powiązany z kulturą przede wszystkim anglosaską i germańską powoduje powoduje największe stłumienie i nasilniejsze kompleksy. Alice Miller potwierdza to, co niedawno tu pisałem o anglosasach.
Analizy Miller są niezwykle trafne, wszakże dotyczą przede wszystkim tamtych społeczeństw. Z całym dla niej szacunkiem, nie można słowo w słowo przenosić jej przemyśleń na nasz grunt i czynić z niej bezdyskusyjny autorytet.
Zaimplementujemy sobie wówczas prawdziwy obraz świata istniejącego gdzie indziej. To tak, jak byśmy chcieli sprawnie biec po ścieżce, podglądając przez peryskop ścieżkę po drugiej stronie wysokiego muru.
Alice Miller jawi się jako apodyktyczna osoba, która nie przyjmuje innej wizji świata i przyczyn patologii, niż jej własne koncepcje.
W tym względzie Karen Horney przyjechawszy do Ameryki, potrafiła wznieść się ponad freudowskie koncepcje i bystrze zauważyła, że pozaeuropejskie społeczeństwo wytwarza też odmienne, pozaeuropejskie kompleksy, nieprzystające do klasycznej psychoanalizy.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 10:38   

Prosty test.
Cytat:
Opisywał sceny z własnego domu, jak to kazał niani położyć sobie dziecko na kolanach, samej jeść gruszkę i nie dać dziecku ani kawałka. Jednak się ugięła, podała kęs gruszki malcowi i została natychmiast zwolniona z pracy.


Dziecko nie było bite.
Nie chodzi o to, że gruszka zawiera szkodliwą fruktozę. Wyobraźmy sobie, że zamiast gruszki był smaczny jogurt albo pożywne żółtko.
Czy tu, na tym forum, wśród ewidentnie polskojęzycznych osób, którym na pewno zdarzało się stracić cierpliwość i przylać klapsa, czy tu są osoby, które uważają, że opisane postępowanie wyrabia mocny charakter u dziecka i służy jego dobru?
Czy w imię wyższego celu, jakim jest wychowanie, zrobilibyście coś takiego swojemu dziecku? Albo cudzemu?
JW
 
     
MONIKAW 


Pomogła: 2 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 27 Cze 2007
Posty: 546
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 11:02   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
http://forumhumanitas.ipbhost.com/index.php? Wszakże nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Alice Miller, polska Żydówka, żyjąca po wojnie w Niemczech, a potem w Szwajcarii, która po 50 latach spotkała się ze swoją siostrą żyjącą w Warszawie, cały czas obraca się w kręgu kultury, germańskiej, anglosaskiej i jej analizy niezupełnie przystają do świata słowiańskiego, aczkolwiek i tutaj są ważne i poruszające.
JW

Nie tylko germanskiej i anglosaskiej a dzieciństwo Ceausescu i jego dramatyczne skutki
dla rumuńskiego społeczeństwa w "Gdy runą mury milczenia".
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 11:14   

Witold Jarmolowicz napisał/a:

Czy w imię wyższego celu, jakim jest wychowanie, zrobilibyście coś takiego swojemu dziecku? Albo cudzemu?
JW

Nie zrobiłabym tak.Raz przypatrzyłam się pewnej sytuacji.
Dwójka rodzeństwa bawiła się z kolegą.Przyszła mamusia rodzeństwa i dała im jakieś czekoladki,a temu koledze nie dała.Widziałam jak maluch był zakłopotany,jak niemal chciało mu się płakać .
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 12:10   

Mimo wszystko, Miller była zewnętrznym obserwatorem Rumunii i patrzyła przez pryzmat doświadczeń germańskich.
Oddalenie wpływa na postawy i postrzeganie tego samego w różny sposób.
Klinicznym przykładem Polacy w Chicago i Londynie podczas ostatnich wyborów. W Chicago wygrał miażdżącą większością PIS, w Londynie PO. Wyniki były jednoznaczne, bez wahań w pobliżu centrum. A przecie i tu i tam głosowali nasi współplemieńcy, gorąco zaangażowani w sprawy polskie. Nie byli chłodnymi obserwatorami. A jednak wystąpiła tak ogromna, bezdyskusyjna różnica zdań, co do przyszłości Polski.
Tym bardziej Miller, stojąca w rozkroku pomiędzy Polakami, Żydami i Germanami, uciekająca przed zagładą, musiała patrzeć przez pryzmat swoich doświadczeń na egzotycznych dla niej Rumunów.
Trudno jest zrozumieć mechanizmy obcego społeczeństwa, o ile w ogóle jest to możliwe. Zauważmy, że Polaków już nawet bracia Czesi nie rozumieją. Nie mówiąc o tym, że sami Polacy też nie zawsze się rozumieją. To jak taki sztywniak Anglik ma skumać, że w Polsce nieustanne mówienie o zakrętach nie stanowi przekleństwa i rozładowania stłumionej dziecięcej agresji, ale występuje jako przecinek w zdaniu oraz komputerowy timeout na wznowienie procesów myślowych. Tak samo naturalny, jak podnoszenie nogi przez psa przy każdym krzaczku. Taki rodzaj semantycznego znakowania swojej własności intelektualnej.
No, może intelektualnej, to zbyt wiele powiedziane.
JW
 
     
MONIKAW 


Pomogła: 2 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 27 Cze 2007
Posty: 546
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 12:49   

Witold Jarmolowicz napisał/a:

Nie mówiąc o tym, że sami Polacy też nie zawsze się rozumieją. JW

Chyba od tego należałoby zacząć . 8-)
Czytając Alice Miller nie specjalnie dostrzegam różnicę między "wychowaniem" protestanckim a naszym katolickim. Chyba raczej zalezy to od świadomośći jednostki (rodzica) a nie szerokości geograficznej.
Wyjątkiem może jest tu Skandynawia gdzie całe społeczeństwo żyje świadomie a nie
tylko jego jednostki.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 13:23   

Panie Witoldzie, już pomijając naoczne obserwacje wynikające z ukierunkowania np. mojej uwagi na problem traktowania dzieci, lektura oficjalnej strony Miller (listy czytelników), uwidacznia, że schemat umniejszania dzieci, przekracza bariery kulturowe i rasowe. Piszą ludzie z wszystkich kontynentów, wychowani w różnych wyznaniach, wśród różnych systemów społecznych. Wydaje się, że błędem jest podział między mentalność anglosaską czy słowiańską, zwłaszcza w kontekście globalizacji i przenikania kulturowego. Ja sięgam dalej - uważam, ze nawet skrajny izolacjonizm nie przeszkodziłby w zaobserwowaniu tego samego, powtarzającego się schematu o nieświadomym powieleniu wzorca wynikłego z dyktatorskiego modelu relacji rodzic-dziecko.

Monika, nie wiem, czy zgodziłbym się z tą idealizacją Skandynawów. Tam się ma dobrze drugi "potwór": bezstresowe wychowanie, na którym niestety uwaga Alice Miller za mało się koncentruje. A szkoda.

Tomek

cdn
 
     
MONIKAW 


Pomogła: 2 razy
Wiek: 46
Dołączyła: 27 Cze 2007
Posty: 546
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 15:30   

M i T napisał/a:

Monika, nie wiem, czy zgodziłbym się z tą idealizacją Skandynawów. Tam się ma dobrze drugi "potwór": bezstresowe wychowanie, na którym niestety uwaga Alice Miller za mało się koncentruje. A szkoda.

Tomek

cdn

Dlatego napisałam "może". Oczywiście najlepiej aby było idealnie- normalnie ale zastanawiam się co z dwojga złego lepsze. Spojrzeć na państwa skandynawskie jednak to tam występuje najmniejsza przestępczość co sprawia, że człowiek czuje się bezpiecznie.
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 12:32   

To jeszcze trzeba określić, który okres w Skandynawii mamy na myśli, czy ostatni, czy z czasów Ingmara Bergmana, albo jeszcze dawniej z czasów Strindberga. Przecież to właśnie oni opisywali ponure klimaty rodzin protestanckich i patologie, które się z nich wywodziły.
No i wreszcie nie udawajmy, że Alice Miller nie napisała tego, co napisała:
Cytat:
60 procent terrorystów niemieckich okazało się być dziećmi pastorów.

JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 12:40   

Ta dyskusja nie doprowadzi do niczego sensownego, jeżeli będziemy mieszać epoki.
Globalizacja to wytwór końca XX wieku i dopiero się rozkręca.
A tutaj cały czas się odwołujemy do struktur społecznych sprzed kilkudziesięciu lat, które były różne w różnych społeczeństwach i kształtowały się w naturalny, odmienny sposób w każdym społeczeństwie.
Poza tym nie ogłupiajmy się nawzajem udowadniając, że nie ma istotnych różnic charakterologicznych pomiędzy Polakami i Niemcami.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 12:49   

No to warto też być uczciwym i dodać, jak wspaniale czarna pedagogika ma się na łonie kościoła katolickiego. Bo o protestantach to już Nietzsche słusznie wzmiankował, że gorsi są nawet od samych katolików. I tu pojawia się pytanie o różnicowanie wśród poszczególnych członków - wyznawców, bo przecież nie jest dobrze zapominać o indywidualnościach mimo wszytsko obecnych nawet w tak anty-racjonalistycznych ugrupowaniach jak religijne.
Pytanie, czy czwarte przykazanie nie jest czasem jednym z najbardziej zbrodniczych NAKAZÓW? Wyobrażacie sobie NAKAZ miłości do partnera bez względu na to, jakim jest człowiekiem? Czemu wyjątkiem ma być rodzic? Bo co? Dlatego, że jest rodzicem?

Do tego całego zamieszania dochodzą setki innych ważnych pytań i zagadnień bardziej pasujących do analiz i rozpraw, niż na forumowe, waskie poletko, gdzie krótkie, trafne posty są najbardziej pożądane. No i jak tu pisać, by 80% społeczeństwa polskiego nie poczuło się urażonym? Ja tam się akurat kołtunami nie zwykłem przejmować, więc...ale czy to w ogóle ma sens? Jak można rozmawiać o miłości do człowieka, kiedy drogę do niego zagradza głęboko wpojona przez tradycję - pachem czy presją - instytucja bytu pomyślanego? Przyznam szczerze, że jednak jestem cholernie mało tolerancyjnym człowiekiem.

Tomek
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Wrz 08, 2009 20:31   

Mówimy tu o nerwicy. Nerwica powstaje wskutek niemożności wyrażenia (czyli wyparcia, stłumienia) uczuć związanych z jakimś traumatycznym przeżyciem. I bez względu na to czy ktoś wychował się w rodzinie protestanckiej, katolickiej, muzułmańskiej, ateistycznej, "elitarnej", "planktonicznej", chińskiej, szwedzkiej, polskiej, anglo-saskiej czy jakiejkolwiek innej, to - jeśli nie dane mu było przezyć i adekwatnie wyrazić uczucia w obliczu jakiejś traumy - zapadnie na nerwice.

Uczucia nie znają podziału na "katolickie", "protestanckie", "polskie", "chińskie", "dobre" czy "złe". Uczucia po prostu są. I są po to by je przeżywać. Najlepiej świadomie.

Marishka
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Wto Wrz 08, 2009 20:52   

No.... jest troche tych rodzin ,nawet do głowy by mi nie przyszło ,ze tego aż tyyyyyle.
sadze ,że gorzej jest w pracy :mad: z ludżmi -
jak robić ,żeby mieć przyklejony uśmiech i w klienta ,szefa ,
współpracownika nie rzucic qqq..rami, czy latajacym przedmiotem
nie pokazać po sobie
zgorszenia ,niezadowolenia ,lub obrzydzenia .
praca z dziecmi ..ufff.. masakra -tu bym upatrywała najwięcej nerwic
w domu fraszka -nikt za to nie da w doope ani nie wyrzuci
,najwyżej wymieni się głośniej poglądy.
Amerykanie maja to perfekt opanowane ,
ale w pieleszach maseczke chyba zdejmują dla kurażu .
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Wrz 08, 2009 21:41   

figa napisał/a:
jak robić ,żeby mieć przyklejony uśmiech i w klienta ,szefa ,
współpracownika nie rzucic qqq..rami, czy latajacym przedmiotem


Rudka, naprawdę chciałabyś chodzić cały dzień z takim sztucznym bananem na twarzy? :shock: Ale to właśnie taki "przyklejony uśmiech" jest m.in. źródłem wielu problemów. Mówimy tu o tłumieniu uczuć, a więc też o takim "uśmiechu". Przeciwieństwem tego wcale nie musi być rzucanie mięchem czy przedmiotami, tylko np. normalne mowienie o swoich prawdziwych uczuciach. Można to zrobić spokojnie, wierz mi.

Poza tym, mówimy tu ciągle o ADEKWATNYM wyrażaniu uczuć. Czy rzucanie mięchem/przedmiotami do szefa/klienta/małzonka/dziecka/psa, etc. jest naprawdę adekwatne (pomijam sytuacje w których np. nasze życie jest zagrożone)? Może warto zastanowić się, co wywołuje w nas taką reakcję?

figa napisał/a:
Amerykanie maja to perfekt opanowane ,
ale w pieleszach maseczke chyba zdejmują dla kurażu .


Ale Amerykanie cierpią na cały bukiet schorzeń psychicznych i somatycznych. Wiesz ile osób jest na Prozaku czy innych psychotropach? Wiesz ile leków wciska się małym dzieciom? Długo by opowiadać...

Marishka
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Wto Wrz 08, 2009 22:22   

Neurotyk jest osobą, która nie potrafi odnaleźć przyjemności w przedkładaniu rozumnego działania ponad uczuciami, co daje w kość otoczeniu, kiedy uczucia te są negatywne.
:-)
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Wrz 09, 2009 08:02   

Tak a propos, Alice Miller miała swoje dzieci i męża?
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Wrz 09, 2009 08:15   

Cytat:
Pytanie, czy czwarte przykazanie nie jest czasem jednym z najbardziej zbrodniczych NAKAZÓW? Wyobrażacie sobie NAKAZ miłości do partnera bez względu na to, jakim jest człowiekiem? Czemu wyjątkiem ma być rodzic? Bo co? Dlatego, że jest rodzicem?

Na mój gust w słowach "Czcij ojca swego i matkę swoją" nie ma mowy o bezwzględnym posłuszeństwie dla kata, ale właśnie humanitarne, asertywne uwrażliwienie na potrzeby starych rodziców. Młodzi są wystarczająco silni i nie potrzebują ochrony.
W następnym przykazaniu jest jak byk "Nie zabijaj"
Nie ma mowy o tym, że zabijanie dzieci wyłączono z tego nakazu. Nie ma mowy o tym, że swoje dzieci można zabijać dosłownie, ani w przenośni, niszcząc ich psychikę. To też zabijanie i tak właśnie interpretuje się to przykazanie w katolicyźmie. Właśnie to przykazanie zakazuje agresji, również psychicznej.
Podobnie, "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu" zakazuje mamić i okłamywać wszystkich, swoje dzieci również.
"Nie cudzołóż" i "Nie pożądaj żony bliźniego swego" nakazuje szacunek żonie swojej, wszystkim żonom i wszystkim kobietom, nakazuje bycie wzorowym mężem.
'Ani żadnej rzeczy, która jego jest" Każdej, nie tylko materialnej, ale również duchowej, psychicznej. Czyż to nie jest właśnie pierwowzór asertywnego uwrażliwienia na innych?
Z faktu, że niektórzy używają Krzyża jako maczugi, nie wynika, że Wszechmogący takie wzorce przekazał Mojżeszowi.
JW
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Śro Wrz 09, 2009 11:35   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Z faktu, że niektórzy używają Krzyża jako maczugi, nie wynika, że Wszechmogący takie wzorce przekazał Mojżeszowi.


„słów ich słuchajcie, ale czynów nie naśladujcie.” (Mt. 23, 3-4)

Zawsze mi się bardzo podobało to zastrzeżenie, że mądrości warto wysłuchać, ale już nie koniecznie warto naśladować uczynki mądrości te głoszących.
:-)
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Czw Wrz 10, 2009 06:40   

No i wreszcie przykazanie
"Kochaj bliźniego swego jak siebie samego"
Spłodzone dzieci nie zostały enumeratywnie wyłączone z tego nakazu.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Czw Wrz 10, 2009 06:43   

Adam319 napisał/a:
Zawsze mi się bardzo podobało to zastrzeżenie, że mądrości warto wysłuchać, ale już nie koniecznie warto naśladować uczynki mądrości te głoszących.
:-)

Coś w tym jest. Guru światowej ekonomii, Karol Marks sam nie prowadził żadnej działalności gospodarczej, ale żył na koszt Engelsa.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 24, 2011 20:27   

http://www.medonet.pl/zdr...wica,index.html

Cytat:
Spokojnie, to tylko nerwica

Wedle szacunków zmaga się z nimi 8 milionów Polaków. A choć zaburzenia nerwicowe nazywane są chorobą duszy, cierpi przez nie również ciało. Bagatelizowane i nieleczone mogą trwać latami. Czy wystarczy wziąć się w garść, by pokonać nerwicę?

Krystyna za kilka lat przejdzie na emeryturę, ale szczerze przyznaje, że gdyby tylko mogła, już dziś zrezygnowałaby z pracy. Nie dlatego, że nie lubi swego zajęcia ani osób w firmie. Ba, z kilkoma współpracownikami przyjaźni się, jest szanowana, doskonale wywiązuje się z obowiązków, a szefowie ją chwalą. Twierdzi, że czuje się pewnie, bo wie, że jest dobrym fachowcem. Mimo to, od kiedy pamięta, każdego ranka pochyla się nad muszlą klozetową i wymiotuje. Bo znowu musi iść do pracy.

Fragmenty układanki

Psycholog Dominika Bronz przyznaje, że coraz częściej ma do czynienia z pacjentami nerwicowymi. – Zwykle trafiają do mnie kierowani przez innych lekarzy: internistów, kardiologów, neurologów, gastrologów. Kiedy okazuje się, że dolegliwości, na które uskarżają się chorzy, nie mają potwierdzenia w rzeczywistości, bo ich ciało jest zdrowe, trzeba zająć się duszą – opowiada. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ chory musi powiązać ze sobą kilka faktów, które początkowo wydają się do siebie zupełnie nie pasować. Bo co łączy napadowe migrenowe bóle głowy tak silne, że prowadzą do utraty przytomności, z nową posadą, a silny ucisk w klatce piersiowej, nasuwający na myśl zawał serca, z przeżyciami z dzieciństwa? Okazuje się, że bardzo wiele.

– Trudno wskazać jednolite przyczyny nerwic, bo każdy pacjent jest inny i inaczej reaguje. Zazwyczaj podatność na zachorowanie tkwi jednak w nas samych. Częściej dotyka osoby wrażliwe, mające mniejszą odporność na pokonywanie trudności, gorzej radzące sobie ze stresem i presją otoczenia. Zaburzenia nerwicowe mogą mieć związek ze sferą zawodową, ale nie muszą. Ich źródła szuka się również w doświadczeniach z dzieciństwa, w traumatycznych sytuacjach i przeżyciach. Dotyczą one na przykład osób, które jako dzieci były zastraszane, bite, narażane na długotrwały stres, pochodzą z domów alkoholowych. Istnieje także wiele czynników zewnętrznych, które mogą zwiększyć ryzyko pojawienia się zaburzeń nerwicowych. Zalicza się do nich presję otoczenia, występowanie sprzeczności między obowiązkami a potrzebami, konflikty rodzinne – tłumaczy psycholog.

Stres, który boli

- Ostatnio mieliśmy dosyć trudny okres – przeprowadzka do innego miasta, poszukiwanie pracy, no i lada dzień spodziewamy się dziecka. Mój mąż przypłacił to wszystko dziwnymi objawami. Zaczęło się od usztywnienia karku, a gdy to przeszło, po kilku dniach zaczął narzekać na ból barku. Potem pojawiła się wysypka na całym ciele i gorączka. Był u lekarza, w szpitalu zrobiono mu wszystkie badania (badania krwi, RTG klatki piersiowej, EKG itp). Okazało się, że jest zdrów jak ryba. Mąż podjął pracę, zaczęło się wszystko układać, aż tu nagle pewnego dnia znowu budzi się z bólem pod żebrami po lewej stronie, z bólem barku, czasami drętwieje mu ręka i nie może nią ruszać cały dzień, ma drgawki i napady zimna nawet w nagrzanym pomieszczeniu. Mam wrażenie, że ten ból wędruje po całym ciele – napisała na forum internetowym poświęconym nerwicy zrozpaczona żona, prosząc o radę. Dostała mnóstwo odpowiedzi. To nerwica wegetatywna – prorokowali internauci.

To nie rak

W zależności od przyczyn powstawania psychologowie rozróżniają kilka rodzajów zaburzeń nerwicowych. Jednym z nich jest właśnie nerwica wegetatywna. W jej przypadku silne bodźce lub długotrwały stres rozregulowują pracę układu nerwowego i dochodzi do zaburzeń w funkcjonowaniu poszczególnych narządów wewnętrznych.

– Chorzy nerwicowi naprawdę odczuwają duszności, silny ból, mają wrażenie ściskania w gardle, czują suchość w ustach, zlewają się potami, mdleją, wymiotują, cierpią na bezsenność, zawroty głowy, drętwienia kończyn. Wielu ma problemy z układem trawiennym. Kilku moich pacjentów pogotowie zabierało z pracy z podejrzeniem zawału, inni byli przekonani, że mają nowotwór, bo tak bolała ich głowa. Większość z nich była całkowicie przekonana, że ich organizm nie funkcjonuje prawidłowo. Szukali przyczyn bólu u najróżniejszych specjalistów. Kiedy okazywało się, że objawy te nie płyną z ciała, ale z duszy, reagowali w dwojaki sposób – opowiada Dominika Bronz i przytacza przykłady pacjentów, którzy oddychali z ulgą, gdy słyszeli: „To nie rak, tylko nerwica”. Byli jednak i tacy, którzy czuli się oszukani, zlekceważeni, nie przyjmowali do wiadomości diagnozy. – Zwykle taka postawa wynika z obawy przed zmianami. Prościej jest przyjmować leki na nadciśnienie czy sen, niż zmienić styl życia, przewartościować wiele rzeczy i zacząć nad sobą pracować – wyjaśnia psycholog i dodaje, że bez tego nie sposób uporać się z nerwicą wegetatywną. Najskuteczniejszym sposobem jej leczenia jest bowiem psychoterapia.

Porządek w głowie

Kiedy do Dominiki Bronz trafia pacjent uskarżający się na dolegliwości cielesne, nie stawia od razu diagnozy. – Na początku należy wykluczyć wszelkie zmiany organiczne, dlatego psycholog współpracuje z lekarzami, rehabilitantami. Może się przecież okazać, że chory mający problemy z układem trawienia, na skutek zbyt częstych skurczy naczyń błony śluzowej żołądka, nabawił się wrzodów. Nieleczone zaburzenia nerwicowe mogą prowadzić do dysfunkcji narządów, zwykle tych najsłabszych – tłumaczy psycholog i zaznacza, że niekiedy psychoterapię wspomaga się leczeniem farmakologicznym. – Czasem trzeba szybko uspokoić pacjenta albo zwyczajnie stłumić ból. Jednak zaburzeń nerwicowych nie powinno się leczyć tylko farmakologią, bo wówczas jedynie tłumimy objawy, a nie pracujemy nad przyczynami zaburzeń. W efekcie pacjent nie zdrowieje, a tylko zaczyna lepiej funkcjonować – wyjaśnia.

A jak przywrócić znerwicowanemu człowiekowi porządek w duszy i głowie? Kierując go na psychoterapię grupową albo indywidualną. Ta pierwsza sprzyja budowaniu zaufania do drugiego człowieka, redukcji lęku, uczeniu się nowych relacji emocjonalnych. Pacjent porównuje swoje doświadczenia z przeżyciami innych osób, naśladuje pewne postawy, nabiera nowej perspektywy, poznaje inne objawy choroby, ale przede wszystkim zdobywa przy tym wiedzę o sobie. W przypadku terapii indywidualnej bardzo ważna jest nić porozumienia z terapeutą, zaufanie do niego i szczerość. – Niekiedy łatwiej zwierzyć się obcej osobie niż komuś bliskiemu. Najważniejsze jednak, by pacjent sam przed sobą przyznał się do pewnych rzeczy, poszukał przyczyn stresu albo lęku, uświadomił sobie, w jakich sytuacjach występują dane objawy i z czym się one wiążą, a potem nauczył się technik radzenia sobie z zaburzeniami nerwicowymi. Pierwszy etap terapii trwa zwykle 3 miesiące i obejmuje kilkanaście spotkań. Po tym czasie wspólnie decydujemy, co robimy dalej – opowiada Dominika Bronz i zaznacza: – Wychodzenie z zaburzeń nerwicowych wymaga wiele pracy nad sobą, ale bardzo często kończy się sukcesem.

Tekst: Anna Niewiadomska

Marishka
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved