Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
O nienawiści (i złości)
Autor Wiadomość
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Lut 27, 2009 22:28   O nienawiści (i złości)

Jako punkt wyjściowy dla tej dyskusji proponuję lekturę znakomitego artykułu Alice Miller na temat nienawiści. Autorka trafia w sedno.

Cytat:
Czym jest nienawiść?

Słowo nienawiść kojarzy się zazwyczaj z pojęciem niebezpiecznego złorzeczenia, przekleństwa, którego trzeba unikać i pozbyć się tak szybko jak tylko jest to możliwe. Słyszy się często, że nienawiść jest dla jednostki niczym trucizna, która uniemożliwia wyzdrowienie z zaznanych w dzieciństwie urazów. Ponieważ odcinam się zdecydowanie od tej opinii, często zdarza mi się być źle zrozumianą. Jak dotąd wszystkie moje wysiłki, by rzucić nieco światła na ten problem i pogłębić jego zrozumienie, nie przyniosły znacznego rezultatu.

Dlatego właśnie tym osobom, które chciałyby podążyć za moim rozumowaniem, polecam lekturę jednego z rozdziałów mojej książki Ścieżki życia, zatytułowanego: „Jak rodzi się nienawiść?”. Muszę zaznaczyć, iż w rozdziale tym, napisanym w 1996 roku, zawarta jest pewna refleksja, wynikła z powszechnej dziś tendencji, by za wszelką cenę chronić rodziców, której to tendencji w międzyczasie się pozbyłam (więcej piszę o tym w mojej książce: Bunt ciała).

Ja również uważam, że nienawiść może zatruwać organizm, lecz ma to miejsce tylko wtedy, gdy jest ona nieuświadomiona i kierowana w stronę obiektów zastępczych, tzw. kozłów ofiarnych. Nie ma, w takiej sytuacji, podstaw, by uczucie to znikło samoistnie czy wyparowało. Przyjmijmy, że nienawidzę pracujących wokół imigrantów, lecz nie jestem w stanie zobaczyć, w jaki sposób traktowali mnie moi rodzice, gdy byłam dzieckiem – jak pozostawiali mnie, jako niemowlę, płaczącą godzinami lub jak nigdy na mnie nie patrzyli z miłością. Cierpię więc z powodu utajonej nienawiści, która może towarzyszyć mi całe życie, objawiając się w mojej nienawiści do imigrantów i wywołując w moim ciele różne symptomy.
Jeśli poznam zło, jakie z powodu swego zaślepienia wyrządzili mi rodzice i będę mogła świadomie odczuć bunt przeciwko ich zachowaniom, to nie będę musiała przenosić mojej nienawiści na osoby, które nie mają z nią nic wspólnego.

Z upływem czasu, moja dopuszczona i przeżywana nienawiść w stosunku do rodziców będzie słabnąć lub nawet, na pewien czas, zniknie, choć wydarzenia życia codziennego lub napływ wspomnień mogą ją gwałtownie znów wskrzesić. Jednakże teraz wiem już, o co chodzi i skąd we mnie ta nienawiść. Dzięki przeżyciu i odczuciu tych emocji mam świadomość i zrozumienie dla swoich reakcji i moja nienawiść nie popchnie mnie do zabijania nikogo ani do wyrządzania jakiejkolwiek krzywdy.

Spotykamy czasem ludzi, którzy posuwają się aż do tego, by dziękować swoim rodzicom za otrzymane niegdyś ciosy, lub którzy twierdzą, że już dawno zapomnieli o seksualnej przemocy, której byli ofiarami, i wybaczyli im te „grzechy” modląc się za nich, lecz którzy, jednocześnie, nie są w stanie wychowywać swoich dzieci inaczej, niż w sposób gwałtowny, przemocowy, lub nadużywający je seksualnie. Pedofile obnoszą się z miłością do dzieci i nie są świadomi tego, że w głębi duszy mszczą się za to, co im wyrządzono, gdy sami byli dziećmi. Nawet, jeśli nie odczuwają świadomie tej nienawiści są poddani jej dyktatowi.

Utajona nienawiść jest naprawdę niebezpieczna i trudno się jej pozbyć kiedy nie jest zwrócona w stronę osoby, która jest jej sprawcą, lecz w kierunku obiektów zastępczych. Zazwyczaj utrzymuje się wtedy przez całe życie pod przykrywką przeróżnych perwersji i stanowi zagrożenie dla otoczenia, jak i dla osoby, która ją odczuwa.

Rzecz ma się zupełnie inaczej w przypadku nienawiści uświadomionej, będącej naturalną i uzasadnioną reakcją, gdyż ta, jak każde uczucie, opada, gdy ją dopuścimy i pozwolimy jej przebrzmieć. Jeśli zdobędziemy się uznanie faktu, że rodzice traktowali nas w sposób sadystyczny, możemy odczuć jedynie nienawiść. Jak wspomniałam, może ona słabnąć lub całkiem zniknąć, lecz nie chodzi tu o zabieg, jakiego można dokonać za jednym zamachem. Rozległości poniżenia i złego traktowania w dzieciństwie nie da się ogarnąć jednym spojrzeniem. Jest to proces rozłożony w czasie, podczas którego poszczególne aspekty dawnego maltretowania dopuszczane są do świadomości, jeden po drugim, tak by uczucie nienawiści mogło z nas wypływać w miarę naszych psychicznych możliwości. Nie jest ono wtedy niebezpieczne. Jest raczej logiczną konsekwencją tego, co stało się niegdyś i co staje się dla dorosłego zrozumiałe we wszystkich aspektach dopiero teraz, choć to dziecko musiało latami dźwigać cały ten ciężar w milczeniu.

Oprócz reaktywowanej nienawiści do rodziców, oraz nienawiści utajonej i skierowanej do obiektów zastępczych jest jeszcze nienawiść skierowana do osoby, która dokucza nam dziś, w sensie fizycznym lub psychicznym, lub która trzyma nas w swej władzy i od której nie możemy się uwolnić lub myślimy, że nie możemy. Tak długo jak zależymy od tej osoby lub myślimy, że jesteśmy od niej zależni, nie możemy zrobić nic innego jak tylko czuć do niej nienawiść. Trudno wyobrazić sobie człowieka, który jest torturowany i nie odczuwa nienawiści do swego prześladowcy i kata. Jeśli nie pozwala sobie na te uczucia, tłumiąc je, to odczuje je z pewnością jego ciało. W biografiach chrześcijańskich męczenników, którzy byli torturowani, można znaleźć opisy straszliwych chorób, najczęściej chorób skóry. Ciało opiera się w ten sposób zdradzie siebie samego. Jeśli „święci” musieli przebaczyć swoim oprawcom, ich skóra była żywym dowodem siły ich stłumionej nienawiści.

Jednakże wyzwolenie się z rąk oprawcy nie musi oznaczać bycia skazanym na życie w ciągłej nienawiści. Uczucie bezradności i niemocy oraz uczuć wtedy odczuwanych może oczywiście wracać. Lecz z czasem poziom nienawiści najpewniej będzie się zmniejszał (ten aspekt rozwinęłam w mojej książce Bunt Ciała). Nienawiść jest tylko uczuciem i jakkolwiek by nie było ono silne jest tylko dowodem, że żyjemy i odczuwamy. Jeśli usiłujemy je tłumić, musimy zapłacić za to wysoką cenę. Sama nienawiść ma nam coś do powiedzenia na temat naszych zranień, na temat naszej wrażliwości i wartości, jakie wyznajemy, i pozostaje nam tylko nauczyć się jej słuchać i rozumieć sens jej przekazów. Jeśli to potrafimy nie musimy się jej więcej bać. Gdy nienawidzimy dwoistości, hipokryzji i kłamstwa to dajemy sobie prawo by je zwalczać wszędzie, gdzie jest to możliwe lub rezygnujemy z utrzymywania kontaktów z ludźmi, którzy dają wiarę kłamstwu. Lecz jeśli zachowujemy się w taki sposób, jakby nas to nie dotykało, to zdradzamy samych siebie.

Wymóg wybaczania, z którym spotykamy się prawie wszędzie, oprócz swojego rujnującego i niszczycielskiego wymiaru zachęca nas również do zdrady siebie samego. Zalecane przez religię i tradycyjną moralność wybaczenie przedstawiane jest w różnych terapiach w zwodniczy i oszukańczy sposób jako droga do „wyleczenia”. Nie jest trudno udowodnić, że ani modlitwy ani ćwiczenia z autosugestii, tak drogie „pozytywnemu myśleniu”, nie mogą wymazać prawowitych i naturalnych reakcji obrony w obliczu poniżenia i ciosów zadawanych dziecku. Straszliwe choroby męczenników, którzy przeżyli tortury pokazują dobitnie cenę, jaką trzeba zapłacić za stłumienie swoich uczuć.

Czy nie byłoby prościej zapytać siebie o to, do kogo właściwie skierowana jest moja nienawiść i uświadomić sobie, że jest ona całkowicie uprawomocniona? Zgodnie z tą hipotezą dajemy sobie możliwość życia z pełną odpowiedzialnością za nasze uczucia, nie odrzucając ich i nie płacąc za tę „cnotę” wybaczania ceny, jaką są choroby.

Jeśli terapeuta obiecuje, że dzięki terapii (ewentualnie, dzięki wybaczeniu) pozbędę się na koniec nieprzyjemnych uczuć, takich jak złość, furia czy nawet nienawiść – moja nieufność gwałtownie się budzi. Cóż za człowiek byłby ze mnie, jeśli nie mogłabym reagować złością na niesprawiedliwość, złośliwość, pretensjonalność lub arogancką głupotę? Czy moje wewnętrzne życie nie byłoby wtedy w jakiś sposób okaleczone?

Udana terapia może mi pomóc nabrać umiejętności bycia w kontakcie ze wszystkimi moimi uczuciami oraz z moją własną historią, co zapewni mi zrozumienie i wytłumaczenie dla intensywności moich reakcji. Pozwoli też złagodzić tę intensywność, nie zostawiając w ciele przypadkowych śladów, jakie odciskają się w nim, gdy dochodzi do tłumienia emocji, które nie mogły dotrzeć do poziomu świadomości.

W terapii mogę nauczyć się rozumieć moje emocje, uznawać je za swoich sprzymierzeńców i przyjaciół, za swoich obrońców, zamiast się ich obawiać, potępiać je i zwalczać. Nawet, jeśli tego właśnie nauczyliśmy się kiedyś od naszych rodziców, nauczycieli, księży - dziś musimy uznać, że ta autoamputacja, jakiej poddały się te osoby, jest niebezpieczna i że my sami staliśmy się, w sposób jednoznaczny, ofiarami tej kastracji.

Jest jeszcze wiele krajów, gdzie w ośrodkach nauczania szkolnego bicie jest integralną częścią procesu „wychowania”, czyli obowiązującą „metodą wychowawczą”. Lecz żaden nauczyciel nie będzie bił dzieci, jeśli sam nie był bity i jeśli, będąc dzieckiem, nie musiał się nauczyć tłumić swoją własną złość; jeśli jednak był bity i wykorzystywany i musiał stłumić związaną z tym nienawiść, to potem, pracując z dziećmi przenosi ją na nie, nie widząc i nie rozumiejąc dlaczego to robi. Sądzę, że świadomość tego fenomenu mogłaby uchronić całe rzesze dzieci przed brutalnością. Podobnie, gdyby mężowie stanu mieli pełną świadomość i jasność tego, jaka była ich historia osobista – narody uniknęłyby ich okrucieństwa i zaślepienia.

To nie nasze uczucia stanowią niebezpieczeństwo i zagrożenie dla nas i dla naszego otoczenia. Niebezpieczne jest właśnie coś przeciwnego, odcinanie się od nich ze strachem. Właśnie to jest powodem istnienia tylu szaleńców, kamikadze i systemu sądownictwa, w którym nikt nic nie chce wiedzieć o rzeczywistych przyczynach przestępstw, ponieważ wciąż istnieje ten potężny przymus ochrony rodziców zbrodniarzy i pozostawiania w cieniu tragicznych historii życia osób dokonujących tych przestępstw.


http://www.koniecmilczeni...art/3amczy.html

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Mar 08, 2011 15:18, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 12:34   

Bardzo dobry tekst. Czytając go pomyślałam, że w naszym społeczeństwie jest chyba bardzo dużo nieuświadomionej i źle skanalizowanej nienawiści. "Kozłami ofiarnymi" tej nienawiści są osoby które łatwo nam jednoznacznie ocenić i potępić: seryjni mordercy, matki zabijające własne dzieci, pedofile... A nasza nienawiść skierowana przeciwko nim tak naprawdę wynikać może z naszych własnych krzywd doznanych w dzieciństwie.

Ja też mam własną historię związaną z nienawiścią. Chętnie ją Wam w skrócie opowiem.

Był kiedyś ktoś, kogo darzyłam dużym szacunkiem i autorytetem. Podziwiałam ją i ceniłam. Ten ktoś dopuścił się skrajnej nieuczciwości i zdrady wobec mnie, ale również wobec innych osób (nie byłam jedyną ofiarą). Uwierzcie mi, że nigdy nikomu nie życzyłam źle. Dla mnie najgorszą rzeczą, której można komuś znienawidzonemu życzyć było urodzenie ciężko chorego dziecka. Uwierzcie, że było we mnie tyle nienawiści, że bez wahania życzyłam tej kobiecie wszelkiego zła, również tego w moim mniemaniu najgorszego - ciężko chorego potomka. To była dla mnie granica nienawiści. Nigdy nie doznałam jej silniej. To wydarzenie i ta osoba w znacznym stopniu ukształtowała moje spojrzenie na ludzi i rzeczywistość. Przekonała mnie , że NIKOMU NIE MOŻNA UFAĆ, ŻE LUDZIE SĄ ŹLI: KŁAMIĄ, KRADNĄ, ŻE KAŻDY CHĘTNIE MNIE SPRZEDA ZA GARŚĆ SREBRNIKÓW. Że nic się na to nie poradzi, bo tak po prostu jest. Że nie ma niczego stałego, na czym można by się oprzeć. Trudno mi było żyć w takim świecie.
Dziś uważam, że ta osoba zrobiła dla mnie wiele DOBREGO. Że dzięki niej odzyskałam coś, co dawno straciłam. I dzięki temu, co przeżyłam jestem lepszym człowiekiem. Jak to się stało? Gdy już sięgnęłam dna nienawiści do niej, ale również w ogóle otaczającego mnie świata. Gdy moja nieufność i oczekiwanie wszystkiego, co najgorsze osiągnęło apogeum - zrozumiałam ŻE TAK NAPRAWDĘ JEST KTOŚ, KOMU MOGĘ UFAĆ. Jest nim JEZUS. I choć moja droga nowa do Niego dopiero się rozpoczęła, mam przeczucie, że prowadzi mnie w dobrym kierunku :)

PS. Sorki za teologiczny wydźwięk, nie temu miał służyć ten wątek :) Ale to moja opowieść o nienawiści...
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lut 28, 2009 13:19   

Yo_ga79 napisał/a:
Uwierzcie, że było we mnie tyle nienawiści, że bez wahania życzyłam tej kobiecie wszelkiego zła, również tego w moim mniemaniu najgorszego - ciężko chorego potomka..

Musiała Tobie ta osoba bardzo dopiec.
Nie zostałam jeszcze tak zraniona,zebym komuś życzyła źle-i mam nadzieję,ze nie będę.Z resztą wychodzę z założenia,że nie warto życzyć źle.
Jesli ktoś nas skrzywdził -sam kiedyś dozna krzywdy i nie musi być to krzywda pochodząca od nas-nic w przyrodzie nie ginie-ja tak myślę.
Poza tym Yo_ga nie masz takiego poczucia,że to co zyczymy komuś może do nas wrócić?Ze możemy doświadczyć naszych złych życzeń?
Tak pytam z ciekawości...
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 14:59   

Iga napisał/a:
Yo_ga79 napisał/a:
Uwierzcie, że było we mnie tyle nienawiści, że bez wahania życzyłam tej kobiecie wszelkiego zła, również tego w moim mniemaniu najgorszego - ciężko chorego potomka..

Musiała Tobie ta osoba bardzo dopiec.
Nie zostałam jeszcze tak zraniona,zebym komuś życzyła źle-i mam nadzieję,ze nie będę.Z resztą wychodzę z założenia,że nie warto życzyć źle.
Jesli ktoś nas skrzywdził -sam kiedyś dozna krzywdy i nie musi być to krzywda pochodząca od nas-nic w przyrodzie nie ginie-ja tak myślę.
Poza tym Yo_ga nie masz takiego poczucia,że to co zyczymy komuś może do nas wrócić?Ze możemy doświadczyć naszych złych życzeń?
Tak pytam z ciekawości...


Tak, Iga dokładnie mam takie wrażenie. Sądzę, że życzenie które wysyłamy w świat mogą do nas wrócić. Dlatego nigdy nikomu nie życzyłam źle. Ale ten jeden raz było inaczej. Dla mnie samej było to duże zaskoczenie. Do tamtej chwili nie wiedziałam, że jestem do tego zdolna. Dlatego bardzo się przestraszyłam siły własnej nienawiści. I dlatego to doświadczenie było tak trudne.
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 15:49   

Yo_ga79 napisał/a:
Dlatego nigdy nikomu nie życzyłam źle. Ale ten jeden raz było inaczej. Dla mnie samej było to duże zaskoczenie. Do tamtej chwili nie wiedziałam, że jestem do tego zdolna. Dlatego bardzo się przestraszyłam siły własnej nienawiści. I dlatego to doświadczenie było tak trudne.


To doświadczenie było piękne! Być może po raz pierwszy w życiu pozwoliłaś sobie odczuć to, co naprawdę czułaś, nie wypierając, nie odrzucając. W chwili, gdy się wściekłaś i pozwoliłaś sobie życzyć "źle" osobie, ktora Ciebie skrzywdziłą, byłaś w pełni SOBĄ. Nie starałaś się być lepszą niż w rzeczywistości (bo tak nakazuje "moralność"), po prostu zrobiłaś to, co w tamtej chwili wydało się być naturalne.

Yo_ga, czy wykrzyczałaś swoje "życzenie" tej osobie w twarz, czy tylko pomyślałaś o tym? To jest też ważne.

Z życzeniem komuś "źle" i z nienawiścią jest tak, że są nam potrzebne po to, by w rzeczywistości nie wyrządzić znienawidzonej osobie krzywdy. Na przykład, kiedy pozwoliłam sobie wreszcie odczuć w pełni uzasadnioną nienawiść do ojca, to okazało się, że nie odczuwam potrzeby wykrzyczeć mu tego w twarz, nie odczuwam potrzeby ubliżać, dręczyć czy poniżać. Dzięki temu że WCZEŚNIEJ w samotności, bezpiecznie wyraziłam swoją nienawiść, w trudnej rozmowie z ojcem mogłam zachować spokój i godność.

A wiesz, co się działo wcześniej? Ponieważ panicznie bałam się nienawiści, wypierałam ją, zaprzeczalam, że ją czuję, wówczas nieświadomie przerzucałam swoją nienawiść do ojca na osobę zastępczą (ówczesnego męża). Kłócąc się z mężem (który swoimi słowami przypominał mi ojca), krzyczałam "nienawidzę cię!", chociaż nie było podstaw dla tego uczucia w stosunku do męża. To była typowo nieadekwatna reakcja. Ojciec wówczas byl dla mnie "święty", nietykalny, idealny, chroniony. Kiedy wyraźnie zrozumiałam, że tak naprawdę nienawidzę ojca, a nie ówczesnego męża, to potrzeba krzyczenia na niewłaściwą osobę znikła. Na właściwą osobę też nie miałąm potrzeby krzyczeć, ponieważ zrozumiałam, że nie o to wcale chodzi i że taki krzyk na ojca nie przyniósł by mi ulgi.

Ulgę przyniosła mi ŚWIADOMOŚĆ SŁUSZNEJ NIENAWIŚCI. Przyznałam przed samą sobą, że mam pełne prawo tak się czuć w stosunku do osoby, która wyrządziła mi tyle krzywdy. Zrozumiałam, że to uczucie jest właściwe i adekwatne. Ponieważ JA SAMA to zrozumiałam, zaakceptowałam i przeżyłam (odczułam tę nienawiść w swoim ciele), to nie musiałam już tej nienawiści eksponować nazewnątrz, a tym bardziej kierować na inne osoby.

Chodzi właśnie o zrozumienie i dopuszczenie do siebie wszystkich swoich uczuć, jakkolwiek trudne by one nie były. Wówczas są one bezpieczne, nie są w stanie wyrządzić krzywdę nam lub innym. Bo czym jest krzywda, którą wyrządzamy innym? Jest nieświadomą próbą opowiedzenia innym o tej krzywdzie, której my sami kiedyś doświadczyliśmy. Ponieważ wypieramy własne cierpienie i prawdziwe uczucia z nim związane, to jedyną możliwością wyrażenia tego, co przeszliśmy jest nieświadome powielenie krzywdy, wyrządzenie jej najczęściej zupełnie przypadkowej osobie (nie mającej nic wspólnego z naszym prawdziwym krzywdzicielem). Stąd m.in. morderstwa...

Marishka
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 16:02   

M i T napisał/a:


Yo_ga, czy wykrzyczałaś swoje "życzenie" tej osobie w twarz, czy tylko pomyślałaś o tym? To jest też ważne.


Marishka


Zwerbalizowałam to, ale nie do niej wprost. Powiedziałam o tym bliskiej osobie, mojemu Mężowi. On mnie wysłuchał w jej zastępstwie (na zasadzie: wiesz, niienawidzę jej bo...., życzę jej tego i tego bo....). Było w tym sporo emocji.
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 16:21   

Yo_ga79 napisał/a:
Zwerbalizowałam to, ale nie do niej wprost.


No właśnie! I dlatego nie musiałaś np. rzucać się na tę osobę z pięściami, ubliżać jej czy "źle życzyć" w twarz. I dlatego Twoja nienawiśc odeszła (tak zrozumiałam, że odeszła)...

Dla mnie jest to przykład zdrowego wyrażenia swoich uczuć. Można też znaleźć wiele innych sposobów (np. pociąć zdjęcia, wypisać wszystko, co się czuje do tej osoby, można malować, grać, tańczyć, krzyczeć w lesie, etc.) - każdy odnajduje swój twórczy sposób na zdrowe wyrażanie swoich uczuć. Dla mnie również rozmowa z Mężem jest najlepszą terapią, ponieważ wzajemnie się wspieramy, wysłuchujemy się, omawiamy wszystko. Sprawdziło się też u mnie pisanie i malowanie. Dla mnie takie wyrażanie uczuć od dziecka było czyms instynktownym.

Uważam też, że czasem "dojrzewamy" do potrzeby konfrontacji z osobą, która nas skrzywdziła. Wtedy ważne jest , by być do tego odpowiednio przygotowanym.

Marishka
 
 
Svan


Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 18
Wysłany: Nie Mar 08, 2009 21:41   

Dopuszczenie do głosu swoich uczuć istotnie jest ważne, niemniej warto najpierw nauczyć sie je dostrzegać, rozpoznawać, nazywać..."zarządzać" nimi , tak, zeby nie rzucały nami od ściany do sciany.
Bo przyjmijmy, ze namierzamy w sobie złość czy wręcz nienawiść, być może ją werbalizujemy /celowo ominę ten etap, bo nad nim już się tu pochylano/...i co dalej?
W moim odczuciu to niezywkle ważny moment: co zrobimy ze sobą takim Złym, krzywdzącym? Czy daliśmy sobie prawo do tego by mieć w sobie jakiś ciemny element?
Ile wysiłku kosztuje przyznanie się przed samym sobą: wiem, ze zrobiłam komuś krzywdę, zachowałam się nie tak, zraniłam kogoś, bo wiem, ze chciałam, ze to był taki odruch...Kiedy robię taki wgląd w siebie, mój rozum nie jest już w stanie /mnie/ oszukać, ze to stało się przypadkiem..
Wtedy powstaje taka kolizja, bo naprawdę bardzo trudno dotknąć siebie złego, dotrzeć do siebie takiego jak nie chcemy /nie ukarać się za to/. Zobaczyć tego diabełka który jest cały czas z nami jest.
Czasami mówię o sobie źle- głownie po to, żeby sobie samej dać po łapach, przestraszyć kogoś, usprawiedliwić przed nie podejmowaniem się czegoś...tyle, ze przecież zło jakie gdzieś tam we mnie i w każdym jest, jest czymś zupełnie naturalnym, nie jest to żadna dewiacja.
Sama złość czy chęć zemsty jest czymś złym-ale to naturalny odruch człowieka- my wszyscy tak czujemy. Tylko jedni nad tym panują, inni udają ze tego nie ma /to ci prawie święci/,a jeszcze inni dotykają i starają się z tym jakoś pracować. To, ze chcemy czasem kogoś kopnąć w kostkę nie ulega wątpliwości. I możemy albo od tego uciekać albo się z tym mierzyć albo to fałszować.
Dla mnie osobiście to b. trudne doświadczenie, bo często nie daję sobie przyzwolenia na potknięcia /=>uczucia...niestety/. Zwłaszcza te najbardziej ludzkie.
_________________
Otwórz oczy.
A potem jeszcze raz otwórz oczy.
;-)
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 15:21   

"Zdrowy gniew - co to takiego?" Czyli, jak pomagać dziecku w wyrażaniu złości. Trochę zbyt powierzchownie, ale ujdzie:

http://dziecko.onet.pl/60...,1,artykul.html

Cytat:

Nasze babki mówiły „Złość piękności szkodzi“. Nie chciały, by ich córki okazywały gniew, robiły histerie, od synów oczekiwały posłuszeństwa. Współczesne mamy i ojcowie wychowują swoje dzieci mniej rygorystycznie, jednak złość nadal jest emocją, z którą nie radzą sobie ani rodzice, ani ich dzieci. Bez względu na to, czy mają pięć, piętnaście czy pięćdziesiąt lat.

Bernard Golden, psychoterapeuta wykładający w chicagowskiej Illinois School of Professional Psychology uczy rodziców czym jest „zdrowy gniew“. Tłumaczy, że gniew nie tylko jest zjawiskiem normalnym, ale ma bardzo istotne znaczenie dla zdrowego rozwoju dziecka.

Rodzic rozumiejący gniew

- Nie cierpię jak Wiktor się złości! – mówi Kinga, mama trzylatka. - Bardzo wiele nerwów kosztują mnie histerie mojej córeczki – dodaje Anna, mama pięcioletniej Zuzi.

Wielu rodziców zmaga się z podobnymi emocjami, negatywnie reagują na gniew i przejawy złości swoich dzieci. Dlaczego? Po pierwsze, rodzice nie rozumieją zachowania maluchów. Po drugie, nie widzą oni powodu, dla którego syn czy córka mieliby się zachowywać w sposób niegrzeczny. Po trzecie, czują się bezradni i nie wiedzą jak reagować na dziecięcą złość..

Antidotum dla zagubionych rodziców mogą być rady psychoterapeuty. Bernard Golden koncentruje się na przygotowaniu dzieci do radzenia sobie z gniewem. Ważne jest to by maluchy uczyły się reagować jak najszybciej na falę złości czy gniewu tak, by nie ulegał on eskalacji, nie przemieniał się w agresję.

- Ponieważ, jak wiele mam, staram się by mój synek był szczęśliwym dzieckiem, tym bardziej trudno zrozumieć mi jego złość – opowiada Kinga.

- Wiktorek nie ma łatwego charakteru, potrafi gniewać się o wszystko. Wiele czasu zabrało mi zaakceptowanie jego zachowania. Zrozumiałam, że powinnam swojemu dziecku dawać takie samo prawo do niezadowolenia i złości, jakie daję mężowi czy samej sobie. – wyjaśnia mama chłopczyka.

Golden w swojej książce „Zdrowy gniew. Jak pomagać dzieciom i nastolatkom w radzeniu sobie z gniewem“ wyjaśnia rodzicom, że złość jest naturalną ludzką emocją. Co ważne, jest często reakcją na inne emocje, wiele mówi o naszych pragnieniach i potrzebach.

Gniew z naukowego punktu widzenia


Zanim jednak rodzice i dzieci nauczą się radzić sobie z gniewem, warto zrozumieć, czym jest naprawdę ta reakcja emocjonalna. Gniew może (ale nie musi) mieć nastawienie agresywne, wtedy mówimy o złości. By ocenić poziom i natężenie gniewu stworzono specjalną skalę ekspresji gniewu - SEG. Zdaniem naukowców gniew składa się z trzech głównych elementów – myśli, reakcji fizjologiczne i zachowania. Co ważne, naukowcy są zgodni – gniew może być kontrolowany.

Wyróżnia się trzy sposoby wyrażania gniewu: agresywny – człowiek pragnie zniszczyć to, co wywołuje w nim gniew, pasywny – czyli tłumienie gniewu, całą złość człowiek kieruje do siebie oraz asertywne polegające na dążeniu do zmiany sytuacji na taką, która tego gniewu już powodować nie będzie.

Zdrowy gniew

Zdaniem Goldena, zdrowy gniew ma miejsce w sytuacji, gdy dziecko (niezależnie od swojego wieku) jest świadome swoich emocji. Dlatego bardzo ważne jest by rodzice uczyli dzieci nazywania uczuć. Gdy dziecko wie i rozumie, co się z nim dzieje, łatwiej jest mu przepracować swój gniew czy nawet złość.

Golden podaje ważny przykład, za pomocą którego rodzice są w stanie prześledzić zdarzenia i pojąć dlaczego dziecko się złości. Trzeba wyobrazić sobie sytuację, gdy maluch nie dostaje do ręki swojej ulubionej zabawki. Golden dzieli ją na sześć etapów, z których ostatni to gniew. Pierwszy etap to motywacja – maluch pranie miłości, zabawy, rozrywki. Następny to oczekiwania – dziecko uważa, że rodzice kupią, dadzą mu zabawkę jeżeli je kochają. Dalej ma miejsce wydarzenie – rodzice nie kupili, nie dali zabawki maluchowi. Dziecko wyciąga wniosek – rodzice jego nie kochają, nie chcą bym się bawił, by było mi dobrze. Następnie u dziecka pojawiają się emocje poprzedzające gniew czyli poczucie zranienia, rozczarowania i na koniec pojawia się gniew. Do zadań rodzica należy przerwanie tego zaklętego kręgu. Dorosły powinien pomóc dziecku odkryć, że wnioskowanie jest błędne. Brak zakupu czy podania zabawki wcale nie oznacza braku miłości rodziców. Wyjaśnienie dziecku jego toku myślenia oczywiście nie zmieni jego niezadowolenia ale pozwoli maluchowi poczuć się zrozumianym i kochanym. W efekcie jego kolejny gniew będzie dużo słabszy, nie będzie wpływał na jego poczucie własnej wartości.

Rodzicu, jeśli poznasz cykl zdrowego gniewu, zrozumiesz, że Twoja pociecha, która odmawia umycia zębów nie zachowuje się złośliwie, nie robi Ci na złość ani nie podważa Twojego autorytetu. Rady Goldena pomogą Twojemu dziecku radzić sobie z gniewem. A Tobie pozwolą uniknąć nerwów i wielu bezsensownych kłótni i histerii.


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Wrz 27, 2011 20:52   

Jak ja "uwielbiam" tego rodzaju "naukowe odkrycia" :roll:

Zgodnie z obecnym wszem i wobec promowanym tryndem, złość jest uczuciem wyjątkowo niepożądanym. Nie zastanawiaj się więc skąd ta złość się pojawiła i co chce zakomunikować, tylko zapchaj się piersią indyka w sosie migdałowo-pieczarkowym z porządną porcją szpinaku, popij mlekiem, zagryź czekolada i możesz z uśmiechem na gębie błogo się przespać, zalany tryptofanem. A wszystkie problemy same się rozwiążą, a "negatywne" :what: uczucia przestaną w ogóle się pojawiać, wiadomo...

ARRRRRGHHHHH!

http://wiadomosci.onet.pl...,wiadomosc.html

Cytat:

Odkryto nietypową przyczynę złości i agresji
dzisiaj, 17:26 KK / PAP

Złość i agresja mogą być rezultatem niewłaściwej diety - ustaliła międzynarodowa grupa naukowców, w tym Włochów. Według nich dobry humor mogą zapewnić na przykład surowy szpinak i twardy włoski ser owczy, pecorino.

Wyniki badań ekspertów z uniwersytetu w Cambridge, opublikowane w specjalistycznym piśmie "Biological Psychiatry", przeanalizował włoski związek rolników indywidualnych Coldiretti. Przedstawił on rodakom menu złożone z potraw i składników, które pomagają zwalczać nerwowość i agresję dzięki podwyższonej zawartości tryptofanu, czyli obojętnego elektrycznie aminokwasu. To jemu właśnie przypisuje się własności relaksacyjne.

Zespół specjalistów, na czele z włoskim neurologiem Lucą Passamontim, wykazał, że przyczyną złego humoru i utraty spokoju jest spadek ilości serotoniny w mózgu, a do tego dochodzi zarówno wtedy, kiedy rezygnujemy z posiłku, jak i gdy jemy niewłaściwe rzeczy.

Szczególnie skutecznym gwarantem dobrego humoru i uczucia relaksu są zdaniem ekspertów migdały i mleczko pszczele, a także surowa boćwina, surowy szpinak i jajka. Na liście polecanych produktów są też czekolada, orzechy, mleko, fasolka, cukinie, mięso indycze, grzyby hodowlane, ryba dorada i herbatniki z mąki razowej.

Aby uniknąć zmian humoru i ataków złości oraz nerwowości, nie można zapominać o tym menu - podkreślił włoski związek rolników. Zauważył zarazem, że wszystkie składniki podanego jadłospisu są ogólnodostępnymi, stałymi elementami codziennej włoskiej kuchni.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Wrz 27, 2011 20:53, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Are.is.back.4ev 
Are is back forever

Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 278
Wysłany: Wto Wrz 27, 2011 22:04   

M i T napisał/a:
Jak ja "uwielbiam" tego rodzaju "naukowe odkrycia"

M i T napisał/a:
ARRRRRGHHHHH!


Jak Ty nienawidzisz naukowców... Oczywiście jest to tylko prasówka. Badania zapewne dotyczyły możliwości zastosowania tego aminokwasu we farmaceutykach i tyle, reszta to dodatek dziennikarza albo kilku. Pisze to jako autor 48-iu takich artykułów.

Naiwność tego postu troche przypomina ekspertyzy budowlane o WTC, swoją drogą.

PS Widze, że Jezus strikes back ;-)
Ostatnio zmieniony przez Are.is.back.4ev Wto Wrz 27, 2011 23:48, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved