Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozwód (i uczucia z nim związane)
Autor Wiadomość
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Sie 26, 2009 20:47   Rozwód (i uczucia z nim związane)

Całkiem sensowny wywiad:

http://kobieta.gazeta.pl/..._rozwodzie.html

Cytat:

Blizna po rozwodzie

Z Kubą Jabłońskim, psychologiem i psychoterapeutą z Ośrodka Pomocy i Edukacji Psychologicznej "Intra" w Warszawie, rozmawia Dorota Krzemionka z redakcji "Charakterów".
2009-08-24, ostatnia aktualizacja 2009-08-25 20:36

Choć pobierając się obiecujemy: "nie opuszczę cię aż do śmierci", bywa, że związek umiera. Rozstajemy się, ale nadal nosimy drugą osobę w sobie. Jedni próbują to zaklepać, założyć plaster na niewyjętą drzazgę, i mówią "wszystko jest okej". Drudzy stale rozpamiętują swoje zranienie. Cierpią, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. Czy jest inne wyjście? Jak żyć po rozwodzie?

DOROTA KRZEMIONKA: - Czy jest coś takiego jak dobry rozwód? Jak się dobrze rozwieść?

KUBA JABŁOŃSKI: - Nie lubię tego sformułowania. Rozwód jest zawsze dramatycznym doświadczeniem, a jego skutki nie są do końca przewidywalne.

Rzeczywiście, amerykańscy psychiatrzy Thomas Holmes i Richard Rahe na swojej skali zdarzeń wywołujących stres, rozwód umieszczają na wysokim, drugim miejscu. Towarzyszą mu zwykle negatywne emocje: złość, wściekłość, poczucie zranienia, krzywdy, porażki. Czy to jest nieuchronne?

Nieuchronne i potrzebne. Takie emocje pojawiają się i musimy je do końca przeżyć. Jesteśmy przyzwyczajeni do przeżywania smutku po śmierci kogoś bliskiego. Rzadko kiedy dopuszczamy wtedy do siebie złość. Złość do osoby, która odeszła . A to błąd. W przypadku rozwodu łatwiej poczuć złość. Różnie natomiast możemy ją wyrażać, niekoniecznie tłukąc naczynia, rozbijając szyby. Jeżeli kochaliśmy i ten związek był dla nas wszystkim, a teraz musimy z niego zrezygnować, to uczucia złości, przerażenia i niepewności "co dalej?", muszą się pojawić. To dotyczy również osoby, która decyduje się na odejście, choć jest ona w nieco innej emocjonalnie sytuacji, ma poczucie większej kontroli nad nią. W końcu ona pierwsza wiedziała, że dojdzie do rozwodu. Ale mimo to także przeżywa złość, lęk i poczucie winy: co ja robię tej drugiej, kiedyś bliskiej, osobie, dzieciakom... Także ona traci coś dla siebie ważnego. Przypomina to odrywanie plastra ze skóry. Wiemy, że to boli. Wielkość plastra oznacza stopień zaangażowania emocjonalnego, wzajemnej zależności i bliskości. Im większy plaster, tym bardziej boli.

Gdyby więc Pan usłyszał spokojne stwierdzenie, że rozstaliśmy się bez emocji...

To pomyślałbym, że to komunikat dla mediów, wersja oficjalna, a nie wiemy, co tam się naprawdę wydarzyło.

Być może tak naprawdę nie był to związek emocjonalny, lecz tylko kontrakt dwóch osób. Albo partnerzy zaprzeczają swym emocjom. Trzeba więc dopuścić smutek, potem złość?

Albo na odwrót, bo niektórzy mają lepszy kontakt ze złością. Jej wyrażenie redukuje bolesne napięcie, a przy tym daje poczucie większego wpływu na rzeczywistość, gdy coś idzie nie po naszej myśli. Natomiast smutek wiąże się z bezsilnością. Należy dopuścić wszelkie pojawiające się uczucia, by ułatwić sobie "zrywanie plastra więzi". Małżeństwo, a także każdy bliski związek emocjonalny sprawia, że uwewnętrzniamy drugą osobę, nosimy ją w sobie. Nawet jeśli on czy ona fizycznie znika, nadal jest w nas. Ten mechanizm pozwala nam przetrwać, gdy się rozstajemy z partnerem . Pomaga też przy rozstaniach emocjonalnych, gdy się kłócimy, czujemy się zawiedzeni, skrzywdzeni i odsuwamy się od współmałżonka, bo mamy go dość. Obraz partnera, który nosimy w sobie, pomaga nam do niego wrócić. Wyrywanie tego obrazu z siebie po rozwodzie boli i nie można tego zrobić natychmiast. Nie da się od razu kogoś innego wsadzić w to puste miejsce. To byłby rodzaj ucieczki od przeżywania.

Czy w tym procesie rozstawania się po rozwodzie można wyróżnić jakieś etapy?

Tak. Pierwszy z nich to zaprzeczanie. Myślimy: to niemożliwe, że on mnie zostawił. Potem pojawia się złość: jak on mógł mi to zrobić! Złość może mieć różną postać: ktoś wpadnie w furię, inny będzie mniej cierpliwy, wciąż rozdrażniony bez powodu, albo będzie się oskarżać i wściekać na siebie. Następnie doświadczamy smutku, żalu, lęku, beznadziei, braku perspektyw. Myślimy: nie dam rady, nie przeżyję tego. Ale przeżywamy i pojawia się etap targowania się: może jeszcze się uda, spróbujmy. Jest to forma zaprzeczania, iluzji, że jeszcze możemy mieć wpływ na to, co się stało. Wydaje się nam, że to tylko zły sen, obudzimy się i wszystko będzie dobrze. To niebezpieczny i trudny moment. Cały świat przewrócił się do góry nogami, straciliśmy poczucie bezpieczeństwa, zaufania i nadziei. Nie wiemy, co teraz z nami będzie. To wszystko budzi ogromny lęk. Aby go obniżyć, nasila się potrzeba utrzymania za wszelką cenę małżeństwa. Gotowi jesteśmy wiele zrobić, by nie dopuścić do rozwodu. Pojawia się pytanie: dokąd możemy się posunąć, starając się zatrzymać partnera? Deklarujemy, że się zmienimy, że wszystko przebaczymy. Zdarza się, że pacjenci będący na tym etapie pytają mnie, co robić? Mówię im, aby byli sobą, słuchali swoich uczuć, ale w staraniach o utrzymanie małżeństwa zatrzymali się, gdy poczują, że dotarli do granicy poczucia własnej godności.

Gdzie jest ta granica?

Trudno powiedzieć, gdzie ona przebiega. Dla jednej osoby to będzie zgoda na seks, dla innej poproszenie partnera o coś albo podanie mu zupy. Dla niektórych osób rozeznanie się we własnym poczuciu godności bywa trudne, co ma często związek z ich wcześniejszymi doświadczeniami. Jeśli tak jest, to potrzebna jest psychoterapia. Ale ludzie zazwyczaj doskonale czują, kiedy tę granicę przekraczają. Nie warto tego robić pod wpływem lęku. Kiedy on opadnie, może okazać się, że za wiele zostało powiedziane lub zrobione i nie można się z tego wycofać, nawet gdybyśmy chcieli. W końcu przychodzi etap, gdy osoba, która wcześniej myślała, że sobie nie poradzi bez partnera, staje przed wyzwaniem: "jak mam żyć bez niego ze świadomością, że kiedyś był?". Aby sprostać temu wyzwaniu, musimy skonfrontować się z tym, że jesteśmy sami, że partner odszedł i musimy bardziej niż poprzednio liczyć tylko na siebie, szukać sposobu zaspokajania ważnych dla nas potrzeb. Na tym ostatnim etapie pozbywamy się całkowicie "plastra", choć pod nim zostają ślady, zabliźnione rany. Mimo nich wracamy do satysfakcjonującego życia. Czasami jeden z eks-małżonków przechodzi te fazy, a drugi zatrzymuje się i pozostaje na etapie zaprzeczania emocjom, a tak naprawdę tkwi w nich po uszy. Nie może tym samym wybaczyć ani partnerowi, ani sobie tego, co się stało. Bo ten piąty, ostatni etap jest tak naprawdę jakimś rodzajem wybaczenia.

Wiele osób twierdzi, że nie czuje już do drugiej osoby żalu, ale tak naprawdę on gdzieś tkwi w nich. Wyobrażają sobie, że eks-małżonek do nich powraca, albo obmyślają, jak się na nim zemścić. Wciąż są z nim w związku.

Tak, to dwa skrajne sposoby zachowania osób, które pozostają w emocjonalnej więzi z eks małżonkiem po rozwodzie. Jedni próbują to zaklepać, założyć plaster na niewyjętą drzazgę i mówią "wszystko jest okej, mogę dalej żyć". To typ twardziela. Drudzy stale rozpamiętują swoje zranienie. Cierpią, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. I jedni, i drudzy tak naprawdę nie żyją w pełni. Tym, co im to uniemożliwia, jest niejasna dla nich samych, trudna do określenia, lecz przyciągająca ich uwagę siła. Jerzy Mellibruda nazywa to zjawisko "nieprzebaczoną krzywdą". Dlaczego ktoś grzęźnie w tej pułapce? Bywa, że sytuacja rozwodowa obnaża w nas dawne mechanizmy funkcjonowania, które kiedyś pozwalały nam przetrwać w "zwariowanym" świecie, a dziś zupełnie nie przystają, wręcz uniemożliwiają poradzenie sobie z sytuacją rozwodu. Budzą się demony przeszłości , do ujarzmienia których niezbędna jest psychoterapia.

Czy jeśli już wybaczyłam eks-mężowi, to możemy po rozwodzie zostać przyjaciółmi?

Według mnie to absurdalne. Kiedyś w podobnej sytuacji dziecko zadało rodzicom pytanie: to po co w ogóle się rozwodziliście? Choć psychologicznie taka sytuacja jest możliwa: bo zwiększa się między eks-małżonkami dystans psychologiczny i dlatego stają się dla siebie milsi. Pojawia się ambiwalencja: z daleka się lubimy, z bliska kłócimy. Nie widzę jednak sensu, by dążyć do przyjaźni, bliskości po rozwodzie. To by mi przypominało zachowanie dzieci w piaskownicy: pokłócą się, dadzą sobie wiaderkami po głowach, zabiorą zabawki, uciekną, a za chwilę znów bawią się razem. U dorosłych jest to jednak przejaw niedojrzałości. Lepiej po prostu przebaczyć sobie wzajemne krzywdy. Wtedy, gdy się spotkamy na przyjęciu, nie rzucimy się sobie do gardeł, nie uciekniemy, zachowamy jakiś rodzaj poprawności społecznej.

Ostatnio przeczytałam o targach rozwodowych i możliwości urządzenia przyjęcia po rozstaniu. Ma to sens?

Jestem temu przeciwny, to nie ten moment. Przypomina to stypę po śmierci bliskiej osoby, ale sytuacja jest inna. Zmarły odchodzi, nie ma go i kończy się pewien etap. Stypa pomaga przejść etap zaprzeczania: wspominamy zmarłego, gruntujemy jego obecność podczas nieobecności. A po rozwodzie ten drugi zostaje i ma się - z perspektywy osoby, która została - lepiej. W tym przypadku mamy do czynienia ze zwykłą komercjalizacją i próbą przeniesienia pewnych rytuałów, bez zastanowienia się, czemu one służą.

Niektórzy rozwodzą się wiele razy. Parafrazując Marka Twaina, mogliby powiedzieć: "Rozwód? Nic trudnego, wiem, bo rozwodziłem się wiele razy". Co Pan sądzi o takich przypadkach?

Nie wierzę im. Nie wyobrażam sobie, żeby po takiej manifestacji kryzysu, jaką jest rozwód, nic się w człowieku nie zmieniało. To trochę tak, jak z kierowcą, który parę razy w miesiącu miewa stłuczki i kolizje i cały czas utrzymuje, że jest świetny, że to inni jeżdżą beznadziejnie. Jeśli rzeczywiście tak myśli, to znaczy, że nie zna do końca samego siebie. Że się oszukuje. Pytanie: z jakiego powodu tak robi?


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Sie 26, 2009 21:04   

I jeszcze trochę o relacjach, lękach i zerwaniach:

Cytat:

Kiedy blisko znaczy najdalej
Dariusz Bugalski

Niektórzy tak boją się odrzucenia czy rozstania, że aby zmniejszyć przewidywany ból, starają się zawczasu zmniejszyć swoje zaangażowanie. Nie pozwalają na zbytnią bliskość, boją się otworzyć na drugiego człowieka - wyjaśnia Edward Buzun

Jesteśmy istotami społecznymi, dlatego też nasze pragnienia, myśli i uczucia kierujemy do innych ludzi. Pragniemy, aby wokół nas były bliskie nam osoby, z którymi moglibyśmy dzielić myśli i uczucia. Sprawia nam przyjemność, kiedy możemy czuć ich dotyk. Z radością przyjmujemy wyrazy zrozumienia i akceptacji. To samo możemy dać drugiej osobie. Jeśli bliski związek jest źródłem przyjemności, to dlaczego czasem boimy się cieszyć bliskością, obawiamy się otworzyć na drugiego człowieka w związku partnerskim lub małżeńskim? Dlaczego niektórzy ludzie nie mogą zadowolić się jednym związkiem i podbijają coraz to nowe serca? Może stoi za tym lęk przed zaangażowaniem i związaniem się z kimś na całe życie?

Raz osiągnięty stan bezpieczeństwa, bliskości i przyjemności nie jest stały. Bliskość może zmieniać się w czasie, w płynny sposób przekształcać się w dystans. Jeśli nasza potrzeba kontaktu nie zostanie zaspokojona tak, jak tego chcemy, pojawia się uczucie lęku.
Doświadczenie lęku w relacji z inną osobą może wiązać się z sytuacjami, które naruszają naszą potrzebę bliskości. Partnera możemy postrzegać jako niedostępnego i wycofującego się z bliskości, kiedy popada w depresję lub inną chorobę psychiczną, w alkoholizm bądź pracoholizm. Kiedy ma romans i zdradza nas, również odczuwamy bolesne oddalenie połączone z odrzuceniem. Tego rodzaju sytuacje odzwierciedlają się w więzi między osobami. Zaczynamy patrzeć na nasz związek z uczuciem lęku i braku bezpieczeństwa, gdyż postrzegamy go jako kruchy, niepewny, obciążający i mało wspierający. Jeśli w przeszłości byliśmy w związku, który łączył się z frustracją potrzeb bliskości, wchodząc w nowy związek możemy się obawiać, że spotka nas podobne doświadczenie i że narazi nas ono na bolesne przeżycia.

Najtrudniejszym momentem w każdej relacji jest śmierć bliskiej osoby. Ogarnia nas wtedy bezradność – nie mamy możliwości nawiązania bliskiego kontaktu z człowiekiem, którego wciąż pragniemy, za którym tęsknimy. Czujemy się opuszczeni i samotni. Ktoś, kto przeżył podobną sytuację, w kolejnych związkach może obawiać się śmierci bliskiej osoby. Już sama myśl, że kochana i ważna osoba mogłaby umrzeć, napawa nas lękiem i przerażeniem. Wyobrażanie sobie sytuacji ostatecznego rozstania może być tak trudne, że aby zmniejszyć przewidywany ból, staramy się zawczasu zmniejszyć nasze zaangażowanie. Nie pozwalamy na zbytnią bliskość, by w bolesnym momencie śmierci w znacznie mniejszym stopniu przeżyć ból straty.

Wtedy jeszcze nie wiemy, że paradoksalnie zwiększy to nasze cierpienie zarówno w teraźniejszości, jak i w przyszłości. Nie pozwalając sobie na zaangażowanie, jednocześnie mniej czerpiemy z bliskości. Czujemy wtedy cały czas frustrację naszych potrzeb. A kiedy już umiera bliska osoba, ból straty jest większy, bo niesie ze sobą świadomość tego, o ile więcej mogliśmy czerpać z kontaktu z tą osobą, kiedy jeszcze żyła. Czujemy pustkę. Może ona wiązać się z poczuciem, że kiedy odchodzi ktoś bliski, to wraz z nim odchodzi także nasza ważna część. Większe zaangażowanie niesie nadzieję, że pomimo śmierci ukochanego człowieka, co odczujemy jako bolesną stratę, zostaniemy jednak z poczuciem tego, jak dużo czerpaliśmy z tego kontaktu. Część bliskiej osoby zostaje z nami w naszych przeżyciach i wspomnieniach.

Irvin Yalom opisuje w książce „Kat miłości” terapię kobiety, która bojąc się bliskości, unikała wszelkich kontaktów z ludźmi. Podporządkowała temu styl całego swojego życia. Miała dużą nadwagę powstałą w wyniku nadmiernego objadania się. Pełniło ono kilka funkcji. Z jednej strony jedzenie dawało tej kobiecie poczucie napełnienia, które rekompensowało poczucie pustki emocjonalnej. Z drugiej strony nadmierna tusza chroniła ją przed zainteresowaniem ze strony mężczyzn. Kobieta obawiała się bowiem zaangażowania, przewidując powtórzenie traumatycznej straty. Przeżyła ją, gdy miała 12 lat: kochany przez nią i kochający ją ojciec zmarł z powodu choroby nowotworowej. Opisując przeżywany przez nią konflikt, Yalom cytuje Otto Ranka: „Unikamy życia, ponieważ chcemy uniknąć śmierci”.

Jeśli podobne traumatyczne doświadczenia rzutują na ważny dla nas związek, obawiamy się ponownego zerwania więzi. Może się wtedy pojawić mechanizm obronny polegający na odtwarzaniu traumy. Przybiera on postać wzoru zachowań: osoba wchodzi w bliskie związki, po czym zrywa je, jeśli tylko zacznie nawiązywać się bliska relacja z drugim człowiekiem. Może też podejmować zachowania prowokujące do odrzucenia i zerwania relacji przez partnera. Takie działania pozwalają uniknąć zagrażającego lęku i bezradności, gdyż dają poczucie kontroli – kiedy ja pierwszy odchodzę, druga osoba nie może ze mną „zerwać”.

Pierwszymi osobami w naszym życiu, z którymi nawiązujemy bliską więź, są rodzice lub opiekunowie. Relacje z nimi są matrycą naszego sposobu odczuwania oraz wchodzenia w partnerskie i intymne związki. Matryca więzi z ważnymi osobami jest złożona: z jednej strony składa się z naszych własnych emocji i fantazji, które wnieśliśmy do relacji z rodzicami, a z drugiej – z doświadczonych i uwewnętrznionych reakcji oraz zachowań matki i ojca. Jeśli zatem zostaliśmy przez naturę obdarzeni większą skłonnością do reagowania lękiem, to w naszych związkach będziemy usiłowali cały czas tworzyć zachowania obronne mające niwelować ten lęk. Jeśli jako dzieci spotkaliśmy się z reakcjami i zachowaniami rodziców, które wiązały się z frustracją naszych potrzeb skierowanych pod ich adresem, to będziemy się obawiać zawodu i rozczarowania w sytuacji, gdy zaczniemy kierować swoje potrzeby do innych osób.

Teorie psychoanalityczne podkreślają wpływ więzi z matką na rozwój osobowości. Z perspektywy rocznego dziecka moment, kiedy matki nie ma w pobliżu, oznacza, że znikła na zawsze, co oczywiście wiąże się z uczuciem ogromnego przerażenia. Tak małe dziecko nie jest jeszcze w stanie wytłumaczyć sobie, że wróci ona za jakiś czas. Sposób przejścia przez ten naturalny etap rozwojowy w pewnej mierze zależy od zachowań matki. Badania przeprowadzone przez Johna Bowlby’ego dowodzą wpływu częściowego (związanego z częstymi zmianami osób opiekujących się dzieckiem) lub całkowitego zerwania kontaktu z matką na to, że dziecko nie może stworzyć stałego i całościowego jej wyobrażenia. Ponieważ obraz matki jest związany z obrazem, jaki dziecko tworzy o sobie (dziecko czuje się na tyle warte, na ile czuje się kochane), to opuszczenie przez nią odzwierciedla się w negatywnej samoocenie, braku akceptacji siebie i trudnościach w odczuwaniu siebie jako niezależnej, odrębnej osoby.

Jeśli widzimy swoje potrzeby (np. pragnienie dotyku) jako zagrażające, obciążone poczuciem winy, utrudnia to bliskość z drugą osobą. Ta nasza część, która krytykuje i oskarża nas za chęć przyjemności, powstrzymuje nas przed impulsywnymi dążeniami (w zależności od teorii psychologicznej można ją nazwać Superego, Surowy Rodzic, Krytyk Wewnętrzny). Przeżywanie tego rodzaju konfliktu między dwiema częściami nas samych rodzi cierpienie i ból, dlatego usiłujemy „wyrzucać” jedną z tych części na zewnątrz. Wówczas widzimy w drugiej osobie naszą impulsywną, pełną pragnień bądź złości część (Id, Spontaniczne Dziecko, Wewnętrzne Dziecko).

Obawiając się kontaktu, tak naprawdę obawiamy się emocji i pragnień, których w sobie nie akceptujemy i którym zaprzeczamy. I odwrotnie: jeśli widzimy w bliskiej osobie źródło negatywnych ocen i naszego poczucia winy, może to być obraz narzucony przez naszą krytyczną część, niepozwalającą nam na swobodne wyrażanie siebie. Im bardziej będziemy chcieli zbliżyć się do drugiego człowieka, co wynika z głębszych pragnień, tym bardziej będziemy się obawiali, że kiedy tylko ujawnimy swoje pragnienia, ów człowiek ukarze nas albo skrytykuje. Co więcej, możemy nie tylko obawiać się, że ten ktoś nie zaakceptuje nas w części, ale że odrzuci nas w całości, definitywnie zrywając związek.

Bliskość może też wiązać się z wyobrażeniem, że staniemy się osobą uzależnioną od partnera. Naraża ono na bolesne przeżywanie braku dostępności partnera w chwilach, kiedy właśnie jest potrzebny. Wiąże się również z bolesną świadomością, że nie można mieć drugiej osoby na zawsze i wyłącznie na swoich warunkach. Z kolei pragnienie doświadczenia zależności od partnera wiąże się z chęcią zlania się z nim. Jest to ekstatyczne uczucie, jednak u osób, które przeżywają niepewność co do swojej tożsamości, może budzić lęk przed zniknięciem lub wchłonięciem przez drugą osobę, jeśli dopuszczą one do takiego stopnia bliskości.

Kiedy zachowania i reakcje partnera decydują o tym, na ile czujemy się wartościowi, wtedy każde drobne niezadowolenie odbieramy jak cios w naszą godność albo poniżające upokorzenie. Aby uniknąć tak bolesnego momentu, niektórzy ludzie tworzą tzw. fałszywe self, w którym budują sobie poczucie, że na wszystko mają wpływ i ze wszystkim sami sobie poradzą. Osłabia to jednak realne poczucie bycia kochanym i wartościowym, a druga osoba staje się właściwie częścią naszej tożsamości.

Tam, gdzie oczekujemy przyjemności, gdzie pojawiają się potrzeby i kiedy dążymy do ich spełnienia, często zdarzają się trudności. Mogą się one wiązać z czynnikami zewnętrznymi, czyli tym, jakiego rodzaju doświadczenia przynosi nam druga osoba, a także z tym, jak wewnątrz siebie przeżywamy i postrzegamy nasze relacje z innymi ludźmi oraz siebie. Czasem trzeba przejść daleką drogę, aby być blisko.

Edward Buzun
http://charaktery.eu/styl...czy-najdalej/1/


Marishka
 
     
are

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 06 Mar 2005
Posty: 744
Wysłany: Sob Sie 29, 2009 01:45   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

Standardowy w naszej moherowej wsi tekst dukany podczas ślubu juz sam za siebie mówi - ślub "po polsku" to pomyłka. Zresztą prawie na całym świecie wygląda ów text tak samo. A fajny tekst slubu znajduje się w książce "Rozmowy z Bogiem". Jest tam mowa m. in. o tym, że "strony" zobowiązuja sie byc razem tylko tak długo, jak długo służy to rozwojowi każdej ze stron. Jak służyc przestaje, to naturalnym staje się rozwód w pokoju i zrozumieniu. Ale co tam, u nas taki KK zrobi wszystko, żeby do rozwodu nie doszło, choćby mąz bił żonę 3x dziennie na kwaśne jabłko - w imię Boga Wszechmogącego, w Trójcy Jedynego Prawdziwego.

Niestety, zapomniałem, w którym to było tomie (są 3).
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Sob Sie 29, 2009 11:22   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

are napisał/a:
Standardowy w naszej moherowej wsi tekst dukany podczas ślubu juz sam za siebie mówi - ślub "po polsku" to pomyłka. Zresztą prawie na całym świecie wygląda ów text tak samo.


skoro małżeństwo panie kolego jest jakąś tam ustaloną formułą to zrozumiałe jest że na całym świecie ma podobne założenia. i ma wielu zwolenników mimo że z powodów społecznych (chociażby miejsce dla dziecka w przedszkolu) czy fiskalnych korzystniejsze jest unikanie go.
tymczasem przeróżni homeopaci, wcale nie moherowi, walczą o swoje prawo do małżeństwa, skąd ta magia w tej instytucji? przecież łatwiej i korzystniej dla nich byłoby wymyślenie nowej formuły na czas określony, np. całżeństwo = związek oparty na całusach, bałżeństwo = związek bałamutny, czy kałżeństwo = ... a zresztą tam :)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Sie 29, 2009 15:30   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

are napisał/a:
Jest tam mowa m. in. o tym, że "strony" zobowiązuja sie byc razem tylko tak długo, jak długo służy to rozwojowi każdej ze stron. Jak służyc przestaje, to naturalnym staje się rozwód w pokoju i zrozumieniu.
jestes pewien, ze rozumiesz co napisales? I ze to ma sie odnosic do zwiazku malzenskiego? :roll:
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sie 29, 2009 15:35   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

are napisał/a:
Standardowy w naszej moherowej wsi tekst dukany podczas ślubu juz sam za siebie mówi - ślub "po polsku" to pomyłka. Zresztą prawie na całym świecie wygląda ów text tak samo.


A co stoi na przeszkodzie by wypowiedzieć własny tekst przysięgi? "Na całym świecie" już od dawna takie coś jest praktykowane ku wspólnemu zadowoleniu wszystkich zainteresowanych stron. W Polsce też przy odrobinie wysiłku i wyobraźni można powiedzieć to, co się chce powiedzieć.

Marishka
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Sie 29, 2009 15:48   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

zbiggy napisał/a:
...czy kałżeństwo = ... a zresztą tam :)...

:shock: :razz: :hihi:
Przypomnial "misie" kawal o "brudnych gaciach"
Bylo tam zdanie "bo kobiety lubia ..... braz". 8-)
.
 
     
are

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 06 Mar 2005
Posty: 744
Wysłany: Sob Sie 29, 2009 23:15   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

M i T napisał/a:
A co stoi na przeszkodzie by wypowiedzieć własny tekst przysięgi? "Na całym świecie" już od dawna takie coś jest praktykowane ku wspólnemu zadowoleniu wszystkich zainteresowanych stron. W Polsce też przy odrobinie wysiłku i wyobraźni można powiedzieć to, co się chce powiedzieć.


Tu nie chodzi o to, żeby wyterkotać jakas liberalna formułkę, tylko żeby od poczatku miec zamar ją stosować.

A że nic nie stoi na przeszkodzie... Coz z tego, skoro ludzie tak nie robią. Choćby ten ustęp:

Kod:
Jest tam mowa m. in. o tym, że "strony" zobowiązuja sie byc razem tylko tak długo, jak długo służy to rozwojowi każdej ze stron. Jak służyc przestaje, to naturalnym staje się rozwód w pokoju i zrozumieniu.


Zna ktoś jedną chociaż parę, która żeniła się w ten - albo jeszcze sensowniejszy - deseń?
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Nie Sie 30, 2009 07:55   Re: Rozwód (i uczucia z nim związane)

are napisał/a:

Zna ktoś jedną chociaż parę, która żeniła się w ten - albo jeszcze sensowniejszy - deseń?


nie mogę uwierzyć że tak bezinteresownie się przejmujesz losem "moherowego planktonu".

musi być w tym jakiś inny haczyk - Are czy mamy Ci gratulować ??

(moja rada : nie bierz panny na raw paleo bo jako raw vegan byłbyś dla niej tak smakowitym kąskiem że mogłaby schrupać swojego Arusia :) )
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Sie 30, 2009 11:36   

Czy ktoś kogoś zmusza do "klepania" tych tekstów i brania ślubu kościelnego? Przecież nikt nikogo tam siłą nie zanosi,a to,że ktoś "klepie" ten tekst bezmyślnie to już jego sprawa.
Byłam na kilku ślubach ,na dwóch tylko małżonkowie patrzyli sobie w oczy ,kiedy wypowiadali "te" słowa,a reszta patrzyła na księdza i powtarzała słowa zupełnie jak automat :razz:
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Sie 30, 2009 11:54   

Iga napisał/a:
...patrzyła na księdza i powtarzała słowa zupełnie jak automat...

Malzenstwo "powinno" byc zawarte z chwila pojawienia sie "dziecka"
natomiast sex, tak jak zawsze chodzil "swoimi drogami" tak i bedzie nadal. :-)

Czyli:

Jest aborcja - slubu niema! :shock: :viva: :hihi:
.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Sie 30, 2009 12:01   

grizzly napisał/a:
Iga napisał/a:
...patrzyła na księdza i powtarzała słowa zupełnie jak automat...

Malzenstwo "powinno" byc zawarte z chwila pojawienia sie "dziecka"
natomiast sex, tak jak zawsze chodzil "swoimi drogami" tak i bedzie nadal. :-)
.

Może i masz rację 8-) Muszę to jeszcze przemyśleć 8-)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Sie 30, 2009 12:46   

Iga napisał/a:
...Może i masz rację 8-) Muszę to jeszcze przemyśleć 8-)...

Bardzo ulatwilo by to zycie, nie wspominam o gwaltownym wzroscie liczby urodzen,
zastosowanie mojego systemu czyli praktyka podzielenia sexu na:

a.) sex prokreacyjny (odplatny)
b.) sex rekreacyjny (bezplatny)

Rozwiazanie takie jest Genialne w swojej prostocie
i likwiduje wiekszosc wad obecnego "niewydolnego" juz systemu. 8-)

Jesli was to ciekawi to moze osobny temat zalozymy. :viva:
.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Sie 30, 2009 12:58   

grizzly napisał/a:

Jesli was to ciekawi to moze osobny temat zalozymy. :viva:
.

Masz na mysli sex prokreacyjny -odpłatny i ten bezpłatny? :)
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Nie Sie 30, 2009 13:07   

grizzly napisał/a:

a.) sex prokreacyjny (odplatny)


rozumiem, że ta sugestia to sprytne posunięcie by wydusić trochę kapuchy z forumowego kolegi?

Cytat:

A pewno ze przystoi, gdyz poniewaz jestem wielbicielem Grizzlego.

Grizzly! Jesli to czytasz, to chce miec z toba dziecko!
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Sie 30, 2009 13:12   

No,ale własnie-kto komu miałby płacić???
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pią Sty 03, 2014 15:26   

całkiem przypadkiem znalazłam ten temat.
Iga zagięła pytaniem , do dziś bez odpowiedzi.
:)


rozwód rodziców przeżyłam.
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Pią Sty 03, 2014 15:35   

sinsemilla napisał/a:
rozwód rodziców przeżyłam.
A ja w zasadzie mogę powiedzieć, że nie przeżyłem, a narodziłem się ponieważ, że jestem skutkiem rozwodu rodzica. :-x
Ostatnio zmieniony przez vvv Pią Sty 03, 2014 15:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Sob Sty 04, 2014 12:04   

A ja sie tak zastanawiam czy to nie jest tak że z decyzją rozstania, rozwodu podejmujemy kiedy już jest tak źle że nie da się na siebie patrzeć, nienawidzimy się oraz stanie się coś nazwijmy to starasnego??

Żony alkoholokików odchodzą kiedy Ci przestają pić.

Kobiety bite najczęściej odchodzą kiedy facet - bo to oni najczęściej biją- zaczyna bić dzieci.

no i kwestia nienawiści przy podziale majątku, bo to ja pracowałem to ja kupiłem w końcu jesteśmy społeczństwem konsumpcyjnym. Cheć zemsty i pokazania wyższości.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Sob Sty 04, 2014 19:19   

Współczuć należy tym, którzy na własne życzenie, nie maja do kogo się odezwać w święta i wylewają swoje frustracje na forach.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Sob Sty 04, 2014 20:16   

No wysłałbyś jakąś fotkę świąteczną z papugą na choince czy wężem po grecku, a nie wylewał frustracje z powodu frustracji na forach, nowe kosiarki kupujesz, czy stare jakoś przezimowały, a w ogóle to jak zimują kosiarki (chyba nie wszystkie w zamrażalniku)?
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Nie Sty 05, 2014 09:31   

Brutalna prawda jest taka, że rozwody i zdrady pojawiają się tam, gdzie jest za dobrze. To nie ma nic wspólnego z rozumem, prawami, godnością. To jest instynkt przetrwania, który wymusza w trudnych warunkach współpracę. Tak reagują wszystkie zwierzęta żyjące w parach. W ciepłych rejonach obfitujących w pożywienie samiczka najczęściej kolejnego potomka płodzi z innym partnerem. W surowych rejonach północnych para wspólnie walczy o przetrwanie bez skoków w bok.
JW
 
     
Grzegorz Rec 

Dołączył: 18 Lis 2013
Posty: 1852
Ostrzeżeń:
 3/2/3
Wysłany: Nie Sty 05, 2014 12:32   

Kangur kupuje tyle kosiarek bo kręci swoją wersję filmu "Kosiarz umyłów" :hah:
_________________
Incurably Himself
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Nie Sty 05, 2014 15:16   

Grzegorz Rec napisał/a:
Kangur kupuje tyle kosiarek (...)

Kangur stawia krowy w niezręcznej sytuacji, albo będą kosić i żreć trawę, albo padną z głodu, ale w "zimie" to chyba trzeba te kosiarki albo ocieplić albo zamrozić, choć w sumie temperatura minimalna w ciągu ostatniego roku wyniosła +2 stopnie czyli chyba koszenie trawy cały rok.
:razz:
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Nie Sty 05, 2014 19:45   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Brutalna prawda jest taka, że rozwody i zdrady pojawiają się tam, gdzie jest za dobrze. To nie ma nic wspólnego z rozumem, prawami, godnością. To jest instynkt przetrwania, który wymusza w trudnych warunkach współpracę. Tak reagują wszystkie zwierzęta żyjące w parach. W ciepłych rejonach obfitujących w pożywienie samiczka najczęściej kolejnego potomka płodzi z innym partnerem. W surowych rejonach północnych para wspólnie walczy o przetrwanie bez skoków w bok.
JW



Całkowicie się z Panem nie zgadzam. Moja mama zawsze mi powtarzała że większość par by się rozpadlo gdyby kobiety mialy iść gdzie zwlaszcza gdy są małe dzieci. Ostatnio rozmawialam z koleżanką chcialaby rozwodu ale tak jak powiedziala Dagmara ale gdzie ja mam iść?? Pracuje zarabia najniższą krajową, mieszkają u jego rodzicow w domu i co dalej?? Takich rodzinn jest bardzo dużo zarobki minimalne.

Godność?? Panie Witoldzie gdzie jest godność kobiet - żon alkoholików, ktorzy biją, znęcają się bo smrud to maly problem???

Dla Pana Kobieta rozumna to ta, która cale życie spędza u boku swego męża mimo że ją obraża, poniewiera??

Trudne warunki wymuszają współpracę wtedy kiedy dzieci chorują, kiedy jedna osoba traci pracę, odchodzi bliska osoba to są trudne sytuację. Ale czy jedna strona krzywdzi mniej lub bardziej świadomie druga wtedy kto z kim musi współpracować???

Porównuje Pan do zwierząt ale zwierzeta odrzucają dzieci slabe i kalekie też mamy tak robic???
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pon Sty 06, 2014 14:42   

Ma Pani prawo się nie zgadzać.
Tylko, że taka dodatnia korelacja pomiędzy dobrymi warunkami życia a częstością rozwodów istnieje i u ludzi, i u zwierząt. Przyczyną jest wrodzony instynkt. Można się oburzać i rozpatrywać to w kategoriach etycznych, godności, prawa do szczęścia, ale nie zmienia to faktu, że i nasze i zwierzęce mózgi reagują tak, jak napisałem.
Po to mamy jakieś ludzkie odruchy, żeby łagodzić te brutalne instynkty.
Wszakże, jak wielokrotnie pisałem, z instynktem nie można wygrać. Więc cienko widzę poprawę naszego człowieczeństwa.
Najlepiej to widać na negatywnym przykładzie polskiej klasy politycznej, gdzie znaczna część polityków to sprzedajne ścierwa bez cienia przyzwoitości. Dlatego piosenka Kazika "Prosto" utrzymuje się od tygodni na czele list przebojów.
Tyle, że politycy zachowują się dokładnie tak, jak oczekuje tego społeczeństwo. Dokładnie!
W polityce i wśród top management oraz przywódców sekt sukcesy osiągają psychopaci, bo oni najlepiej grają na emocjach naiwniaków.
JW
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Pon Sty 06, 2014 15:22   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Ma Pani prawo się nie zgadzać.
Tylko, że taka dodatnia korelacja pomiędzy dobrymi warunkami życia a częstością rozwodów istnieje i u ludzi, i u zwierząt. Przyczyną jest wrodzony instynkt. Można się oburzać i rozpatrywać to w kategoriach etycznych, godności, prawa do szczęścia, ale nie zmienia to faktu, że i nasze i zwierzęce mózgi reagują tak, jak napisałem.
Po to mamy jakieś ludzkie odruchy, żeby łagodzić te brutalne instynkty.
Wszakże, jak wielokrotnie pisałem, z instynktem nie można wygrać. Więc cienko widzę poprawę naszego człowieczeństwa.
Najlepiej to widać na negatywnym przykładzie polskiej klasy politycznej, gdzie znaczna część polityków to sprzedajne ścierwa bez cienia przyzwoitości. Dlatego piosenka Kazika "Prosto" utrzymuje się od tygodni na czele list przebojów.
Tyle, że politycy zachowują się dokładnie tak, jak oczekuje tego społeczeństwo. Dokładnie!
W polityce i wśród top management oraz przywódców sekt sukcesy osiągają psychopaci, bo oni najlepiej grają na emocjach naiwniaków.
JW



A czy to też nie jest tak że ludzie o dobrj pozycji społecznej finansowej częściej zdradzają czy też rozwodza ponieważ ich na to stać...... ja obracam się raczej wśód ludzi biednych i malo majetnych i czesto słyszę że gdybym miała gdzie odejść bo bym poszła w większości przypadków na rodzine nie można liczyc. Ludzie bogaci nie maja tkich zamrtwień nie podoba mi się zamykam pewien rozdział i idę dalej, tez potem częściej widać takie sytuacje w mediach. Gdybym miała dobrą pracę moje życie wyglądało by inaczej poszła bym z dziecmi do nowego domu i zyła spookojnie a tak .........

To jak to jest z tym instynktem u ludzi biednych, którzy zyja do końca życia razem z musu a u ludzi na pozycji, bogatszych mając 2-3 partnerów. Prosze o wyjaśnienie.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Pon Sty 06, 2014 15:23   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Ma Pani prawo się nie zgadzać.
Tylko, że taka dodatnia korelacja pomiędzy dobrymi warunkami życia a częstością rozwodów istnieje i u ludzi, i u zwierząt. Przyczyną jest wrodzony instynkt. Można się oburzać i rozpatrywać to w kategoriach etycznych, godności, prawa do szczęścia, ale nie zmienia to faktu, że i nasze i zwierzęce mózgi reagują tak, jak napisałem.
Po to mamy jakieś ludzkie odruchy, żeby łagodzić te brutalne instynkty.
Wszakże, jak wielokrotnie pisałem, z instynktem nie można wygrać. Więc cienko widzę poprawę naszego człowieczeństwa.
Najlepiej to widać na negatywnym przykładzie polskiej klasy politycznej, gdzie znaczna część polityków to sprzedajne ścierwa bez cienia przyzwoitości. Dlatego piosenka Kazika "Prosto" utrzymuje się od tygodni na czele list przebojów.
Tyle, że politycy zachowują się dokładnie tak, jak oczekuje tego społeczeństwo. Dokładnie!
W polityce i wśród top management oraz przywódców sekt sukcesy osiągają psychopaci, bo oni najlepiej grają na emocjach naiwniaków.
JW



A czy to też nie jest tak że ludzie o dobrj pozycji społecznej finansowej częściej zdradzają czy też rozwodza ponieważ ich na to stać...... ja obracam się raczej wśód ludzi biednych i malo majetnych i czesto słyszę że gdybym miała gdzie odejść bo bym poszła w większości przypadków na rodzine nie można liczyc. Ludzie bogaci nie maja tkich zamrtwień nie podoba mi się zamykam pewien rozdział i idę dalej, tez potem częściej widać takie sytuacje w mediach. Gdybym miała dobrą pracę moje życie wyglądało by inaczej poszła bym z dziecmi do nowego domu i zyła spookojnie a tak .........

To jak to jest z tym instynktem u ludzi biednych, którzy zyja do końca życia razem z musu a u ludzi na pozycji, bogatszych mając 2-3 partnerów. Prosze o wyjaśnienie.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pon Sty 06, 2014 17:25   

gusia_29 napisał/a:
A czy to też nie jest tak że ludzie o dobrj pozycji społecznej finansowej częściej zdradzają czy też rozwodzą ponieważ ich na to stać...
I ludzie i zwierzęta reagują tak samo. Po pierwsze, samce każdego gatunku są predestynowane do gotowości bez viagry, ponieważ dla przetrwania gatunku ważna jest sprawna prokreacja. Naturalny cykl płodności istot żeńskich powoduje, że taka okazja trafia się nieczęsto i samiec musi być gotowy, bez zbędnych wahań i szukania w sobie odpowiedniego nastroju.
I wśród zwierząt i wśród ludzi partnerka jest tym bardziej skłonna do zdrady, im niższy jest status społeczny partnera. Logicznie rzecz biorąc, u samców powinno być odwrotnie i chyba tak jest. Tzn. samiec stojący nisko w hierarchii stada ma mniejsze szanse bzykania, niż samiec alfa.
U ludzi to jest przykryte otoczką cywilizacyjną, ale działa podobnie. Zamożność i zdolność planowania przyszłości trochę zmieniają obraz i zachowania są mniej spontaniczne, bardziej wyrachowane, jednak również podlegają tym regułom. Natomiast należy oddzielić w tych rozważaniach rozwód i zdradę, bo to są różne sprawy, a rozwód jest właściwy tylko ludziom. Tak, jak właśnie napisałem, zamożni, żyjący bezpiecznie, łatwiej się rozwodzą. Mniej zamożni muszą się jakoś tolerować, pomimo niechęci. To działa instynktownie, rozum dokonuje tylko racjonalizacji.
JW
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Śro Sty 08, 2014 10:59   

Panie Witoldzie pisze Pan o instynkcie u ludzi jak i u zwierząt, Ale w końcu nie wszystkie zwierzęta łączą się w pary na cale życie prawda?? Jest do tego jeszcze modliszka. Poza tym porównanie zwierząt i ludzi nie do końca jest dla mnie zrozumiałe. W końcu my jak ludzi oprócz instynktu mamy rozum, otoczkę cywilizacyjną, człowiek - rodzaj ssaków naczelnych z rodziny człowiekowatych, Ale prosze mi napisać czy wśrod zwierząt są też alkoholicy, narkomani, hazardziści oraz istnieje takie zjawisko jak przemoc domowa?? Bo jeśli NIE to porównywanie do zwierząt nie ma sensu. Oczywiście należy oddzielić rozwód od zdrady temat jest Rozwód. Więc nad tym się skoncentrujmy. Myślę że fakt że status majątkowy ma wpływ na podjęcie decyzji o rozstaniu bo gdybym miała szanse na alimenty w kwocie 2.000 nie mieszkałabym z partnerem perspektywa ściągania z bezrobotnego?? Poza tym czy za wszelką cennę należy ratować związek, który tak naprawdę po mału staje się więzieniem dla wszystkich. Jest taka piosenka HEY

http://www.youtube.com/watch?v=1Q3N1oAGIu4
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Sty 08, 2014 13:29   

W zasadzie wszystkie zachowania człowieka można zaobserwować u zwierząt. Co więcej, wszystkie zachowania, nawet te najbardziej drastyczne, można wyjaśnić z punktu widzenia efektywności przetrwania gatunku. Wspomniana modliszka, tak szokująca ludzi, w trakcie kopulacji odgryza samcowi głowę i to dopiero umożliwia skuteczną kopulację pozostałej reszcie samca. Dzięki temu wyklute z jaj potomstwo ma od razu na miejscu źródło białka, co zwiększa szanse przetrwania.
W przypadku ssaków i ptaków, które muszą nauczyć swoje potomstwo skomplikowanych zachowań i muszą się nim opiekować, taka strategia jest niemożliwa, ponieważ wychowywanie wymaga wiele wysiłku obojga rodziców.
Od prabakterii począwszy, a na człowieku skończywszy, wszystko podlega bezosobowym prawom przyrody. Niezależnie, jak bardzo byśmy cenili ludzki umysł, podlegamy tym prawom tak samo, jak dajmy na to pszczoły. Tyle, że możemy sobie świadomie o tym podyskutować, czego zwierzęta nie potrafią.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Sty 08, 2014 13:54   

gusia_29 napisał/a:
... temat jest Rozwód. Więc nad tym się skoncentrujmy. Myślę że fakt że status majątkowy ma wpływ na podjęcie decyzji o rozstaniu bo gdybym miała szanse na alimenty w kwocie 2.000 nie mieszkałabym z partnerem perspektywa ściągania z bezrobotnego?? Poza tym czy za wszelką cenę należy ratować związek, który tak naprawdę pomału staje się więzieniem dla wszystkich. Jest taka piosenka HEY
http://www.youtube.com/watch?v=1Q3N1oAGIu4
Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie o swój związek. Nie ma nic gorszego, niż wtrącanie się osób postronnych. Nie przypadkiem tak złe konotacje ma teściowa.
To jest właśnie kliniczny przykład na to, że rządzi nami instynkt. Teoretycznie dobre i złe rady powinny pomóc w rozwiązaniu konfliktu małżeńskiego. Tymczasem dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, a dobre rady przyspieszają tylko rozpad związku.
Nawet wyszkoleni psychoanalitycy w USA ostatecznie wyrodzili się w swoistą mafię, która przyniosła wiele szkód.
Oczywiście, że łatwiej się rozwieść ludziom zamożnym, co też powszechnie obserwujemy. Właśnie dlatego, że mają zapewnioną egzystencję.
Wszakże wcale nie znaczy, że z tego powodu są szczęśliwi. Spektakularnym przykładem jest tu Marylin Monroe i wiele znanych osób ze sztandarową księżną Dianą.

Wbrew pozorom świadomość przymusu wspólnej egzystencji wcale nie jest złą, ponieważ od początku kieruje nastawienie psychiczne partnerów na uczciwą współpracę. Za tym nastawieniem rozwijają się pozytywne interakcje, bo tak to działa instynktownie. Niezależnie od najlepszych rozumowych intencji. I znacznie skuteczniej od nich.
W dzisiejszych czasach nie ma bezpośredniego zagrożenia życia z głodu, tak, jak było jeszcze 100 lat temu i tak samo jak w stadzie szczurów rozpadają się silne więzi społeczne. Żaden rozum tego nie powstrzyma, bo to instynkt działa.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Śro Sty 08, 2014 14:20   

gusia_29 napisał/a:
Ale prosze mi napisać czy wśrod zwierząt są też alkoholicy, narkomani, hazardziści oraz istnieje takie zjawisko jak przemoc domowa??
Oczywiście, że te wszystkie zachowania możemy obserwować wśród zwierząt. Jest mnóstwo prac etologów.
Przykład reniferów, które nastrzelają się sfermentowanymi jabłkami ukazuje pijaństwo zwierząt. Z narkomanią jest trudniej, bo zwierzęta nie mają dostępu do narkotyków. Jednak w laboratorium można zwierzęta doprowadzić do tego, że zdechną z głodu, a będą nieustannie uruchamiać sobie jakąś przyjemność. Przemoc domowa jak najbardziej istnieje wśród zwierząt. Są np. ptaki zwane głuptaki, które żyją w parach i przeciętnie co dwie minuty wybucha awantura i tłuką się po łbach. Dzięki czemu cementuje się siła związku.
No, teraz mi się dostanie. :)
Szef stada, lew, kończy tak, że inny młodszy lew wreszcie zwycięża, przepędza rywala a młode lwiątka zagryza, dzięki czemu uzyskuje dostęp do samic. A szefowanie to nie tylko możliwość kopulacji, ale również możliwość jedzenia. Polują bowiem samice, samiec lew przychodzi na gotowe i nikt nie śmie mu przeszkodzić w uczcie jako pierwszemu.

Najbardziej spektakularny jest przykład osła nigeryjskiego. Rozmnażanie tego zwierzęcia w zoo spędza sen z powiek dyrektorom. Odbywa się to w akcie niezwykle brutalnym, gdzie osioł bezlitośnie kopie i gryzie samicę. Robi to, bo może, bo samica nie ma dokąd uciekać. W naturalnych warunkach osioł zachowuje się dżentelmeńsko, ponieważ musi zachęcić samicę do siebie, inaczej wybierze innego osła.
JW
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Śro Sty 08, 2014 19:21   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Oczywiście, że te wszystkie zachowania możemy obserwować wśród zwierząt. Jest mnóstwo prac etologów.
Przykład reniferów, które nastrzelają się sfermentowanymi jabłkami ukazuje pijaństwo zwierząt. Z narkomanią jest trudniej, bo zwierzęta nie mają dostępu do narkotyków. Jednak w laboratorium można zwierzęta doprowadzić do tego, że zdechną z głodu, a będą nieustannie uruchamiać sobie jakąś przyjemność. Przemoc domowa jak najbardziej istnieje wśród zwierząt. Są np. ptaki zwane głuptaki, które żyją w parach i przeciętnie co dwie minuty wybucha awantura i tłuką się po łbach. Dzięki czemu cementuje się siła związku.
No, teraz mi się dostanie. :)
Szef stada, lew, kończy tak, że inny młodszy lew wreszcie zwycięża, przepędza rywala a młode lwiątka zagryza, dzięki czemu uzyskuje dostęp do samic. A szefowanie to nie tylko możliwość kopulacji, ale również możliwość jedzenia. Polują bowiem samice, samiec lew przychodzi na gotowe i nikt nie śmie mu przeszkodzić w uczcie jako pierwszemu.

Najbardziej spektakularny jest przykład osła nigeryjskiego. Rozmnażanie tego zwierzęcia w zoo spędza sen z powiek dyrektorom. Odbywa się to w akcie niezwykle brutalnym, gdzie osioł bezlitośnie kopie i gryzie samicę. Robi to, bo może, bo samica nie ma dokąd uciekać. W naturalnych warunkach osioł zachowuje się dżentelmeńsko, ponieważ musi zachęcić samicę do siebie, inaczej wybierze innego osła.
JW




Oj Panie Witoldzie ja tu poważnie o poważnych rozwodach bo to tragedia dla rodziny a tym bardziej jeśli są dzieci a Pan poważny człowiek o osiołkach mi pisze . Już nie wspomnę o leniwych lwach, a ja się dziwie że mój partner, spod znaku Lwa, czekał aż mu obiad podam pod pysk i jeszcze proszę powiem, bo bez proszę to nie zjadł, no i się chłopina nie doczekał tego obiadu A to wszystko bo leniwy lew.

Szczęście, że jestem człowiekiem a nie głuptakiem............. bo nie dość, że rozum by mi odebrało to jeszcze bym musiała bić tego mojego biednego lwa. A mnie cementowanie ani trochę nie w głowie, no chyba, że cementowe buciki dla kilku osób by się przydały.... ale tu zeszłam z tematu. Na szczęście my ludzie cement5ujemy w przyjemniejszy sposób.
Więc Panie Witoldzie zapytam w prosto z mostu jak to jest z tymi rozwodami????
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
g69 

Wiek: 54
Dołączył: 27 Lis 2013
Posty: 331
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 10:04   

Moim zdaniem z rozwodami jest tak,jak z urządzeniami technicznymi .Kiedy inżynierowie wypuszczają na rynek jakieś urządzenie ,to dołączają instrukcję obsługi .Przestrzeganie,tej instrukcji przyczyni się do bezawaryjnej eksploatacji .
Uważam,że w świecie zwierząt ta instrukcja jest zaprogramowana i to na bardzo wysokim poziomie naukowym,a zarazem jest przekazywana z chwilą narodzin.
Każdy rodzaj zwierząt,może mieć nie co inny program. Niektóre łączą się w pary dożywotnie inne tylko do wydania potomstwa,ale w każdym rodzaju wszystko odbywa się według zaprogramowanej mądrości.
Jeżeli chodzi o ludzi nie rodzimy się z taką mądrością,ale za to mamy rozum i wolną wolę.
Sami więc możemy do umysłu wprowadzić odpowiednie dane i jeśli zechcemy to możemy z godnie z tą instrukcją żyć.
Oczywiście do tanga potrzeba dwojga zgodnych ciał i serc .W innym przypadku mamy do czynienia z nierównym jarzmem ,które często prowadzi do zniszczenia urządzenia jakim jest małżeństwo.
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 10:33   

g69 napisał/a:
Moim zdaniem z rozwodami jest tak,jak z urządzeniami technicznymi .Kiedy inżynierowie wypuszczają na rynek jakieś urządzenie ,to dołączają instrukcję obsługi .Przestrzeganie,tej instrukcji przyczyni się do bezawaryjnej eksploatacji .
Uważam,że w świecie zwierząt ta instrukcja jest zaprogramowana i to na bardzo wysokim poziomie naukowym,a zarazem jest przekazywana z chwilą narodzin.
Każdy rodzaj zwierząt,może mieć nie co inny program. Niektóre łączą się w pary dożywotnie inne tylko do wydania potomstwa,ale w każdym rodzaju wszystko odbywa się według zaprogramowanej mądrości.
Jeżeli chodzi o ludzi nie rodzimy się z taką mądrością,ale za to mamy rozum i wolną wolę.
Sami więc możemy do umysłu wprowadzić odpowiednie dane i jeśli zechcemy to możemy z godnie z tą instrukcją żyć.
Oczywiście do tanga potrzeba dwojga zgodnych ciał i serc .W innym przypadku mamy do czynienia z nierównym jarzmem ,które często prowadzi do zniszczenia urządzenia jakim jest małżeństwo.



Sami oczywiście możemy wprowadzić sobie dane- życie z moim partnerem do końca życia. Ale pamiętajmy o tym że nawet jeśli będziemy robić wszystko jak najlepiej strać się i poświęcać to jeśli ta druga osoba tego nie będzie chciała to nic nie zrobimy a swoje dane możemy wyrzucić do kosza. Bo w tym cały jest ambaras aby dwoje chciało na raz. Inna kwestia też jest czy mamy takie same oczekiwania w dniu ślubu czy na początku związku po 5 czy po 10 latach. Zmieniamy się nasze oczekiwania od życia również.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 12:56   

Dokładnie Pani opisała problem.
Zarówno mężczyźni, jak i kobiety mają wrodzone predyspozycje, które w dzieciństwie są wzmacniane albo wygaszane przykładem rodziców. Potem na zachowania wpływają korygująco możliwości życiowe. Bogaty ma większe możliwości, więc łatwiej umysł rozgrzesza go z rozwodu, bo go stać na to.
Przykład Romana Polańskiego pokazuje, że pomimo swobodnego stylu bycia chroni swoją żonę i dzieci od 1989. Rozwiódł się tylko raz i to ta jego pierwsza żona trzykrotnie zmieniała partnerów życiowych. Elizabeth Taylor rozwodziła się 7 razy.

Zazwyczaj jest tak, że jedne osoby notorycznie się rozwodzą, a inne nie. Bo to jest wrodzone i uwarunkowane dzieciństwem. Zamożność tylko ułatwia rozwody, a bieda utrudnia.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 13:04   

gusia_29 napisał/a:
Ale pamiętajmy o tym że nawet jeśli będziemy robić wszystko jak najlepiej strać się i poświęcać to jeśli ta druga osoba tego nie będzie chciała to nic nie zrobimy a swoje dane możemy wyrzucić do kosza.
Niestety, często jest tak, że bezgraniczne poświęcenie kobiety tylko niecierpliwi partnera, któremu potrzeba kobiety trzymającej go krótko. Ale to są indywidualne sprawy i najgorszą rzeczą jest wtrącanie się osób trzecich.
Podobnie w zarządzaniu zespołami ludzkimi uległość prowadzi do rozwydrzenia podległych pracowników bez żadnego pożytku dla wspólnego dobra.
JW
 
     
g69 

Wiek: 54
Dołączył: 27 Lis 2013
Posty: 331
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 13:49   

Jest takie powiedzenie,że mężczyzna powinien:
Zbudować dom, Posadzić drzewo ,Spłodzić syna.
Niestety mężczyźni często przypominają trutnie zdolne,tylko do prokreacji i nie dlatego,że tak są zaprogramowani ,ale dlatego,że im tak wygodnie .Tacy nie wezmą odpowiedzialności za losy rodziny,gdyż najchętniej schowają się za plecami swoich energicznych kobitek.
Uważam każdy że może popracować nad zmianą osobowości mimo różnego dzieciństwa a jak nie to albo męczarnia z taką osobą ,albo wypad z ula.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 14:16   

g69 napisał/a:
Jest takie powiedzenie,że mężczyzna powinien:
Zbudować dom, Posadzić drzewo ,Spłodzić syna.
Niestety mężczyźni często przypominają trutnie zdolne,tylko do prokreacji i nie dlatego,że tak są zaprogramowani ,ale dlatego,że im tak wygodnie .Tacy nie wezmą odpowiedzialności za losy rodziny,gdyż najchętniej schowają się za plecami swoich energicznych kobitek.
Uważam każdy że może popracować nad zmianą osobowości mimo różnego dzieciństwa a jak nie to albo męczarnia z taką osobą ,albo wypad z ula.

gender , troche bardziej rozumiem:)
taki obrazek, z tym drzewem domem i synem...

siła kobiet rośnie .
Szkoda, że nie narkęcili jeszcze Seksmisji II - świat facetów , ah ;D
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Ostatnio zmieniony przez Joannaż Czw Sty 09, 2014 14:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 17:01   

g69 napisał/a:
Jest takie powiedzenie,że mężczyzna powinien:
Zbudować dom, Posadzić drzewo ,Spłodzić syna.
Niestety mężczyźni często przypominają trutnie zdolne,tylko do prokreacji i nie dlatego,że tak są zaprogramowani ,ale dlatego,że im tak wygodnie .Tacy nie wezmą odpowiedzialności za losy rodziny,gdyż najchętniej schowają się za plecami swoich energicznych kobitek.
Uważam każdy że może popracować nad zmianą osobowości mimo różnego dzieciństwa a jak nie to albo męczarnia z taką osobą ,albo wypad z ula.



Nie masz czasem wrażenie że Polska wjest wylęgarnią MAMICH SYNKÓW?? Ż kobiety może nie z naszego pokolenie ale nasze mamy babcie wychowywaly tak synków, że synek nie musi ggotować, sprzątać bo od tego jest kobieta. Kiedy usłyszałam os swojej koleżanki że u niej w domu jej 15 letania córka sama musi sobie wyprać ubrania ale jej 16 letni synek juz nie bo to przecież synek to mnie szczykneło nie powiem gdzie. I co tu się dziwic że potem mamy takich wygodnych, którzy chcą mieć wszystko podane z pieknym uśmiechem.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 17:06   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
gusia_29 napisał/a:
Ale pamiętajmy o tym że nawet jeśli będziemy robić wszystko jak najlepiej strać się i poświęcać to jeśli ta druga osoba tego nie będzie chciała to nic nie zrobimy a swoje dane możemy wyrzucić do kosza.
Niestety, często jest tak, że bezgraniczne poświęcenie kobiety tylko niecierpliwi partnera, któremu potrzeba kobiety trzymającej go krótko. Ale to są indywidualne sprawy i najgorszą rzeczą jest wtrącanie się osób trzecich.
Podobnie w zarządzaniu zespołami ludzkimi uległość prowadzi do rozwydrzenia podległych pracowników bez żadnego pożytku dla wspólnego dobra.
JW


Panie Witoldzie ma Pan calkowita racje. Chodzilo mi o przedstawienie skrajnej sytuacji że jedna strona nie zbuduje i nie utrzyma związku - chodzi mi o udany związek. Ja akurta nie jestem typek, ktory trzyma krótko faceta.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
g69 

Wiek: 54
Dołączył: 27 Lis 2013
Posty: 331
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 18:26   

Dlatego podoba mi się pewne powiedzenie:
Jeżeli źle się masz ożenić,lepiej wcale się nie żenić
Ale z drugiej strony ktoś kiedyś zauważył:
Czy się ożenisz,czy się nie ożenisz zawsze będziesz tego żałował.
Od czego więc zależy trwałość związku?
Takie żartobliwe powiedzenie :
Żeby kobieta była z mężczyzną,to
musi go bardzo kochać i dobrze rozumieć.
Żeby mężczyzna był z kobietą,to:

musi ją trochę kochać i nie próbować zrozumieć.
Czy te zdania kryją jakąś mądrość,czy są tylko żartem każdy sam pewnie znajdzie odpowiedź
 
     
gusia_29 

Wiek: 46
Dołączyła: 03 Gru 2013
Posty: 382
Wysłany: Czw Sty 09, 2014 21:25   

Jest jeszcze jedno powiedzonko

Że mężczyzna modli się przed ślubem aby kobieta się nie zmieniła, a kobieta aby mężczyzna się zmieni.

We wszystkich tych powiedzonkach można znaleźć coś prawdy i kłamstwa. Na ile to każdy rozważy sam.
_________________
Myslovitz - Nienawiść
 
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Pią Sty 10, 2014 20:26   

g69 napisał/a:
[b]Żeby kobieta była z mężczyzną,to
musi go bardzo kochać i dobrze rozumieć.
To się nie uda, bo w facecie nie ma nic do rozumienia, żadnej tajemnicy. To mięśniak w końskich okularach z poszufladkowanym umysłem. :)
JW
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Pią Sty 10, 2014 20:55   

g69 napisał/a:
Żeby kobieta była z mężczyzną,to

musi go bardzo kochać i dobrze rozumieć.


Im mniej kocha tym wyżej stawia poprzeczkę.
A mężczyznom wydaje się, że są zdobywcami i to uwielbiają.
Lubią zajączka gonić :viva: .
_________________
Pozdrawiam
EAnna
Ostatnio zmieniony przez EAnna Pią Sty 10, 2014 20:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 10, 2014 20:56   

EAnna napisał/a:
g69 napisał/a:
Żeby kobieta była z mężczyzną,to

musi go bardzo kochać i dobrze rozumieć.


Im mniej kocha tym wyżej stawia poprzeczkę.
A mężczyżnom zdaje się, że są zdobywcami i to uwielbiają.
Lubią zajączka gonić :viva: .

Święta prawda. :P
 
     
gea

Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 1354
Wysłany: Śro Kwi 16, 2014 23:45   

Rozwijanie się jest najważniejsze.
Gdy widzę w mendiu różnej formy rażenia i ugniatania mózgów (prasa, radio,TV- podaję aby nie było wątpliwości o czym mówię)…
Rozmigdaloną celebrycką parę zakochanych nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni, robi mi się teraz niedobrze. Bo w poprzedniej mentalnej świadomości traktowałam to jako ciekawostkę, acz bez emocji.
Taka bowiem cudnej urody Monisia porzuciła kolejny związek, tym razem z dobrostanem 2 synów, na rzecz nowego partnera. Być może dane dotyczące nowego partnera są nieaktualne, bo doszło do kolejnego zakochania jeden krok. ( humor z podgrupy: seksualny. Rozmowa, jedna pani do drugiej: „ Wyszłam za mąż i nie żałuję swego kroku.” A druga : „ Ja też nie żałowałam, ale nic z tego nie wyszło”)
A partner ów, zniewolony urodą, choć cokolwiek świeżość już tracącą tejże Monisi, porzucił swoją żonę ze stadkiem (bodaj) 4 dzieci. I teraz w świetle publicznym promienieją swoim szczęściem, bo – jak powiedziała mi znajoma- się zakochali. Teraz się rozwijają w nowych związkach. I ponoć WSZYSCY nadal, całymi rodzinami, są szczęśliwi. Nie wyłączając byłych małżonków z pozostałymi dziećmi. Po prostu idylla. Tak przecież napisane było w „Pani do bani” i „ Kobiecie na gorąco” oraz w „Życi* na wysokich obcasach”. * (bo „d upie” nie wypada pisać).
Kiedy kolejny raz docierały do mnie urywki z obsypanego Oskarami „4 wesel i pogrzebu”, zdałam sobie sprawę, że to co ja zawsze traktowałam jako naciąganą fikcję, młodzi mogą traktować jako wzorzec do naśladowania. I kiedy ze ślicznych usteczek aktorki o aniołkowatej urodzie - Andie MacDowell- pada wyliczanka jej seksualnych partnerów. Wraz ze szczegółami miejsc „akcji”, ja nie mam wątpliwości. Takich mianowicie, że normalny mężczyzna byłby zestresowany nieco i się zastanowił nad przyszłością związku z takim „aniołkiem”. Zauroczenie Charlsa- Hugh Granta (świetnie zagrane) tym radosnym tarzaniem się ślicznotki, gdzie bądź i z kim bądź, jest mocno naciągane. Ja się trochę znam na bajkach. Ale młodzież żeńska może sobie przyswoić ideał używania życia zaprezentowany przez ślicznotkę. Tarzać się bowiem z uciechą - każdy może (trochę lepiej, lecz chyba znacznie gorzej, jak śpiewał kiedyś w Opolu Jerzy Stuhr).On śpiewał o śpiewaniu a ja b. lubię parafarazezować i zmieniłam czasownik na „tarzać się”)
Kolega mojego syna po 10 latach małżeństwa został z „ niczym”. Jego żona na wakacjach egzotycznych zauroczyła się we wczasowiczu. Tenże znajomość potraktował jako przygodę, bo nie zamierzał wiązać się z wakacyjną pupą. Ponoć miał tłumaczyć, że nie chce rozbijać jej związku ze względu na dziecko. Jednak małżeństwo się rozpadło. P. to niezwykle pracowity, zdolny i odpowiedzialny człowiek. Jego była żona manipuluje teraz córką i utrudnia kontakt z ojcem. Córka, wg. słów żony, nie chce się z ojcem widywać. Dziecko zapytane przez ojca, czy to prawda, spuściło głowę i nic nie odpowiedziało. Pani psycholog ( kolejna kretynka tej profesji) potwierdziła, że dziecko tak zdecydowało. P. jest załamany, bo kocha dziecko i wie, że córka też jest z nim związana. I tak cała trójka ładuje sobie konflikty biologiczne. Ich rozwiązanie będzie miało traumatyczny przebieg, zwłaszcza dla dziecka. Pewnie się zdziwi mamusia, gdy się okaże, że córka ma cukrzycę albo białaczkę. Ale to jeszcze nie teraz, bo na razie się wszyscy „ ładują” negatywnymi emocjami. Jak się domyśliłam - mamusia dziecka jest DDA, jak również jej mamusia, która manipuluje córką i wnuczką. Łańcuszek psychuszkowy zapewne ciągnie się pokoleniami.
Długie lata przyjaźniliśmy się ze starym adwokatem o 40 letnim stażu ze specjalnością „rozwody” ( przeżył 6 lat obozu jenieckiego w Dachau i te przeżycia mocno mu kręgosłup moralny ustabilizowały). Kiedyś przyrównał drugi związek dwojga ludzi do pakowania się w używane buty. Twierdził, że w drugim związku ludzie już są bardziej „uważający” i gdyby tak się zachowywali w pierwszym związku, to rozwodów by nie było.

I teraz wyciągnęłam sobie cytaty, które mnie bardzo zainspirowały. Choć długo się opierałam, aby nie wciągnąć się i nie komentować. Jednak potrzeba gryzienia i kopania okazała się nie do opanowania.
are napisał/a:
Standardowy w naszej moherowej wsi tekst dukany podczas ślubu juz sam za siebie mówi - ślub "po polsku" to pomyłka. Zresztą prawie na całym świecie wygląda ów text tak samo. A fajny tekst slubu znajduje się w książce "Rozmowy z Bogiem". Jest tam mowa m. in. o tym, że "strony" zobowiązuja sie byc razem tylko tak długo, jak długo służy to rozwojowi każdej ze stron. Jak służyc przestaje, to naturalnym staje się rozwód w pokoju i zrozumieniu. Ale co tam, u nas taki KK zrobi wszystko, żeby do rozwodu nie doszło, choćby mąz bił żonę 3x dziennie na kwaśne jabłko - w imię Boga Wszechmogącego, w Trójcy Jedynego Prawdziwego.
Niestety, zapomniałem, w którym to było tomie (są 3).
Tu nie chodzi o to, żeby wyterkotać jakas liberalna formułkę, tylko żeby od poczatku miec zamar ją stosować.
A że nic nie stoi na przeszkodzie... Coz z tego, skoro ludzie tak nie robią. Choćby ten ustęp:
Kod:
Jest tam mowa m. in. o tym, że "strony" zobowiązuja sie byc razem tylko tak długo, jak długo służy to rozwojowi każdej ze stron. Jak służyc przestaje, to naturalnym staje się rozwód w pokoju i zrozumieniu.
Zna ktoś jedną chociaż parę, która żeniła się w ten - albo jeszcze sensowniejszy - deseń? .


BARDZO mnie powyższe treści zainspirowały - desenie żenienia, umowy stron oraz liberalne formułki do ich stosowania.
Pytanie nurtujące mnie, to nazwisko autora 3 tomowego dzieła z konkluzją dotyczącą rozwoju w związku. Z wetkniętym do tego boskim usankcjonowaniem. Niczym kwiat w g ówno. Zapewne się nie dowiem, chociaż jestem niezwykle zaintrygowana. Konotacjami religijnymi owej zapierającej mój umysł deseniowej umowy matrymonialnej. Szczena mi nawet opadła. I to nie sztuczna. Szczególnie jakoby KK miał cokolwiek do powiedzenia w jakiejkolwiek kwestii ( nie mówiąc nawet o rozwodach), z którą społeczeństwo katolickie en bloc by się liczyło. KK próbuje, ale to jest głos wołającego na przysłowiowej puszczy. Woła w kościele, do którego chodzą wymierające mohery.
Młodzi ludzie a także starzy, przeżywszy długie lata degeneracji w komuszym ustroju, mają zmanipulowane mózgi. Łącznie ze mną, o czym zorientowałam się jakieś pół roku temu. Gdyby mi ktoś, ten niedawny czas temu powiedział, że będę bronić KK, powiedziałabym, że jest opętany.
Zdecydowanym wrogom ideałom cywilizacji łacińskiej ( podstawowa wykładnia jest zawarta w 10 przykazaniach Dekalogu. Jest sprecyzowana wyraźnie a nawet łopatologicznie) Proponuję grać w otwarte karty i jasno wyrażać swoje zamiary i oczekiwania względem otoczenia. Ażeby zaoszczędzić sobie i ofiarom skutków życiowej pomyłki.
Po co w ogóle osobie o poglądach odległych od wsi (zramolałym moherem zalatującej) jakieś związki homo czy nie homoniepewne. Jeśli jest umowa totalnym przeżytkiem, to konsekwentnie należy się tego trzymać. I nie mącić, że się umawia, chyba że na piwo.
Ja bym to lepiej ujęła i to jest krótszy wariant umowy deseniowej: „Będę z Tobą dopóki mi się nie znudzi.” Bo jest oczywiste, że znudzony człowiek się nie rozwija.
Ale to przecież funkcjonuje, wszyscy zaakceptowali, nawet bez ustnych deklaracji. Tekstami o miłości międli się w każdej piosence, na ogół w stylu rozpaczliwym. Nie wiedzieć czemu. Widno w potrzeby trafia.
Tylko czy w ogóle słowa są potrzebne, jak wiadomo o co chodzi.
W związku z prawidłami ontogenezy zaspokojenie najbardziej istotnych potrzeb obejmuje funkcje dotyczące oddychania, odżywiania i rozmnażania. I więcej do szczęścia nie potrzeba. Już gadom to wystarcza. Nawet zresztą nie dają rady z ogarnianiem i mają kłopoty zdrowotne. Owe funkcje mieszczą się w tkankach wywodzących z endodermy. Jak ktoś przez przypadek ewolucyjnie posiada fantomy móżdżku i kory mózgowej, niech sobie nie zaprząta neuronów jakimiś wyższymi potrzebami. Bo mu to dopiero zaszkodziłoby.
Gdyby przypadkiem exemplum w osobie forumowicza natchnionego mądrościami trójksięgu znalazło się w deseniowym związku …
To ja mu naprawdę nie życzę, bo nie jestem złośliwa. Aby mu wjechał w poślady desperat i zgruchotał stelaż kostny oraz przemaglował narządy wewnętrzne. Co powodowałoby, że nie mógłby się rozwinąć jednostronnie na szpitalnym posłanku. Oraz żeby się tam na przemian nie rozwijał ale zwijał ( z bólu, ale przecież to jest tylko sytuacja nieprawdopodobnie wydumana, czyli abstrakcyjna) W pokoju ze zrozumieniem. W takiej sytuacji jest duużo czasu na wykombinowanie super deklaracji obustronnie obowiązującej w „związku”. Jeśli wyjedzie z placówki medycznej na 4 kołowcu- będzie mógł tę deklarację przedstawić ochotniczce do partnerstwa. Partnerstwa dla rozwoju, rzecz jasna. Tłumy ochotniczek do umowy już przebierają nogami z ochoty.
Tak więc, czy normalny człowiek może komuś życzyć takiego okropieństwa? Normalny nie może.
Jasność i uczciwość w relacjach międzyludzkich jest wartością cenną. I dlatego, w celu uniknięcia nieporozumień, zalecam wrogom moherowych umów noszenie tiszertu z deklaracją „Podu pcymy ?” Dla tych, którzy mają o sobie mniemanie, że som elytom, może być eleganckie zagajenie w języku obcym :” Łudż ju goł tu bed ływ mi?” To jest oczywiście wariant deklaracji, uważam ciekawy i oryginalny.
„KK” rozpada się od wewnątrz oraz od zewnątrz. Ostatni chrześcijanie zostaną poddani przymusowej eutanazji. Postawa oporu wobec nowych "wartości" w stylu eutanazja czy gender świadczy o nienormalności. Zasady z Dekalogu obowiązujące w cywilizacji łacińskiej są przeżytkiem. Na medycynie nie uczą się już etyki- jest niepotrzebna. Każdy teraz może się rozwijać jak mu się podoba. Róbta co chce ta. Jest cudnie. New Age w całej krasie.
A o czymś takim to nawet nie myślcie
http://www.msnbc.msn.com/...s/#.TqHM23LefZU


Cytat:
"It was really strange, they were holding hands, and dad stopped breathing but I couldn't figure out what was going on because the heart monitor was still going," said Dennis Yeager. "But we were like, he isn't breathing. How does he still have a heart beat? The nurse checked and said that's because they were holding hands and it's going through them. Her heart was beating through him and picking it up."


90-letnia Norma i o cztery lata starszy Gordon żyli razem w szczęśliwym związku ponad 72 lata. Po tym jak oboje ucierpieli w wypadku samochodowym ich historię rozsławiły pielęgniarki opiekujące się nimi w szpitalu. Musiały nawet zsunąć łóżka by para do ostatnich chwil mogła trzymać się za ręce. Pierwszy zmarł 94-letni Gordon, jego żona odeszła niewiele ponad godzinę później - informuje TVN24.
„Rozwód. Dziś już nikt nad nim nie dyskutuje. W obecnej kulturze jest taki oczywisty. Fakty jednak są takie, że on … nie istnieje. Może zdarzyć się tak, że z jakichś przyczyn sąd biskupi wyda orzeczenie o nieważności małżeństwa, ale oznacza to, że małżeństwo nigdy nie nastąpiło, a nie że od tego momentu jest nieważne. Jeżeli małżeństwo jest ważnie zawarte, jest nierozerwalne. Tak zwany rozwód czyni w życiu społeczeństwa ogromny zamęt. Po pierwsze wraz z jego pojawieniem się zaistniała możliwość uczynienia z kochanki legalnej żony, czyli nazwano romans nową miłością, a tym samym słowo „miłość” utraciło swój sens. Bo skoro „miłość” może być do dowolnej liczby kolejnych osób, to właściwie staje się ona tylko jednym z uczuć, które, jak wiadomo, są zmienne. Rozwód dał też możliwość rozbicia rodziny bez patrzenia na los dzieci. Dzieciom, zamiast mamy czy taty, daje się pieniądze…”
Ireneusz Krosny


Mój moherowy zryty beret żrą bezkarnie mole.
_________________
gea
 
     
vvv
^^^


Pomógł: 12 razy
Wiek: 52
Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3494
Wysłany: Czw Kwi 17, 2014 00:17   

gea napisał/a:
90-letnia Norma i o cztery lata starszy Gordon żyli razem w szczęśliwym związku ponad 72 lata. Po tym jak oboje ucierpieli w wypadku samochodowym
Cytat:
"They're very old-fashioned. They believed in marriage till death do us part,"
Gordon is quoted as saying, "I can't go until she does, because I got to stay here for her."
Last Wednesday, the couple decided to drive into town and, tragically, became involved in a car accident at the intersection of Highway 30 and Jessup Avenue, just west of Marshall Town. According to state troopers, Gordon accidentally positioned his vehicle in front of an oncoming car.
Gordon died at 3:38 p.m., holding hands with Norma.
At 4:48 p.m., exactly one hour after her husband had passed, Norma passed as well. The family said the couple will be cremated and their ashes mixed together.

:|
 
     
magda906 

Dołączyła: 29 Cze 2014
Posty: 26
Wysłany: Pią Sty 26, 2018 14:59   

Mi niestety też przyszło przechodzić przez rozwód.. ale jakoś dałam radę. Długo nie rozpaczałam, wiedziałam że najlepiej zająć czymś umysł. Założyłam konto na portalu randkowym kochaj.pl i byłam na kilku randkach, to pomogło mi zostawić rozwód za sobą.
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Sob Kwi 30, 2022 09:32   

Cytat:
https://magazynkontakt.pl/jestem-katoliczka-gorszego-sortu-katoliczki-po-rozwodzie-czuja-sie-gorsze/
... Po tym, jak po wielu latach zdecydowałam się z nim rozwieść, urządził mi piekło – wyzywał mnie i życzył mi jak najgorzej. Trafiłam do szpitala psychiatrycznego z ciężką depresją. Ponieważ zawsze byłam wierząca, po wyjściu z oddziału poszłam też do kościoła. Chciałam uczestniczyć w mszy i przyjąć komunię „dla nabrania sił” do dalszego życia. Przed komunia przystąpiłam do spowiedzi – i nie dostałam rozgrzeszenia jako rozwódka. Ksiądz powiedział mi, że niszczę sakramentalny związek i nie mam prawa przystępować do sakramentów.

Odeszłam od konfesjonału, klęczałam przed ołtarzem i płakałam – bardzo chciałam przyjąć Pana Jezusa, być z nim blisko, mieć swoje miejsce w Kościele. Miałam nadzieje, że wiara pomoże mi się pozbierać, że znajdę w niej ukojenie – w końcu Bóg jest miłosierny. Dzisiaj, mimo że minęły lata, czuje się jak katoliczka gorszego sortu. Ratowałam siebie i swoje dzieci przed tyranem, a i tak nie mogę wejść w ponowny związek, nawet jeśli trafiłabym na mężczyznę, który by mnie szanował. Mam też żal o to, że Kościół tak wiele wymaga od innych, sprzeciwia się rozwodom, a toleruje w swoich szeregach ludzi, którzy dopuszczają się pedofilii. Mimo wszystko – wierzę w Boga. Czy w Kościół? Sama nie wiem. Na pewno nie w taki...
Biedna kobieta. Wielebny nie raczył jej powiedzieć, że mogła się starać o unieważnienie kościelnego małżeństwa i być pełnoprawną członkinią Kościoła Katolickiego, a nawet ponownie poślubić kogoś, wzorem Kurskiego.
Minęły lata i ona nie może otrząsnąć się z traumy, a mogła przecierpieć dwa lata prawnych kołomyjek w Kościele i odzyskać wolność sumienia oraz wyznania.
Wystarczyło, co łaska, dla teologicznych kauzypedrów, którzy nie mogą udzielić co prawda rozwodu, ale mogą unieważnić małżeństwo, nawet wielodzietne.
Jak zwał, tak zwał, wychodzi na jedno.
Dwa -trzy tysia to cena też niewygórowana za wolność sumienia.
JW
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8787
Wysłany: Nie Maj 15, 2022 07:56   

https://www.kobieta.pl/ar...ubu-koscielnego
Ciekawe, co było podstawą stwierdzenia nieważności małżeństwa w przypadku Kurskiego, który spłodził dzieci w sakramentalnym związku.
JW
 
     
Piotrx 

Pomógł: 8 razy
Dołączył: 14 Lut 2010
Posty: 1453
Wysłany: Pon Maj 16, 2022 06:53   

To unieważnianie małżeństwa to jest po prostu biznes na naiwnych ludziach. Tak samo kiedyś sprzedawano odpusty.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved