Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
wątek pedagogiczny (filmy)
Autor Wiadomość
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 22:04   wątek pedagogiczny (filmy)

nie jest to jakaś wielka sprawa, ale ciekawy jestem opinii innych.
dzisiaj oglądałem z córką (3,5 r.) smerfy i chętnie oglądała fragmenty w wiosce, ale jak pojawiał się Gargamel to marudziła że już nie chce oglądać (ale jak proponowałem że wyłączymy to też nie chciała za bardzo). No i tak się zastanawiam, że sprawa może mieć więcej wymiarów niż na pierwszy rzut oka widać (tak jak z tymi cukierkami Golemana, jeżeli wiecie o czym mówię). Zacząłem jej opowiadać że bajki są tak zrobione że niektórzy są dobrzy, a inny źli żeby były ciekawe, ale na końcu wszystko będzie ok, ale ciekawy jestem jak inni to załatwiacie? (tzn w skrócie chronić czy jakoś przeprowadzić, ale jeżeli np. Marishka ma jakieś przemyślenia na taki temat to chętnie się zapoznam :)
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 22:31   

Moje dziecię jest już duże, ale ten etap, o którym piszesz mam już za sobą.

Na pewno jest to indywidualna sprawa względem każdego dziecka. Nigdy nie należy straszyć dziecka takimi strachami jak baba jaga czy inne paskudztwa. Niepotrzebnie wzbudzamy strach przed nieznanym, a jeszcze jak to ma przełożenie na postaci z bajek, to skutek jest taki, że bajki mogą siać niepokój.
Występowanie postaci pozytywnych czy negatywnych przekładałam na postaci z życia, nie koniecznie ludzi. Dziecko musi mieć świadomość, że istnieją takowe i nie należy się ich bać. Należy kształtować w dziecku prawidłowe reakcje na postaci wywołujące negatywne odczucia.
To, że dziecko nie pozwala wyłączyć telewizora mimo, że się boi oglądając np. Gargamela, świadczy o tym, że jest ciekawe tej innej postaci, że jest to coś nowego i odmiennego a boi się, bo nie zna tego. Nie jest to strach przed konkretną postacią tylko strach przed nieznanym.

Wychowując swoje dziecię nigdy nie zostawiałam go z pytaniami bez odpowiedzi, choćby ich było tysiąc to odpowiadałam cierpliwie na wszystkie, nawet jeśli odpowiedż była trudna albo niezrozumiała dla dziecka, bo te pytania pojawiały się od kiedy tylko zaczął mówić.

Tyle na szybko. Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony przez aukuba Pią Kwi 24, 2009 22:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 22:31   

Moje dzieci oglądały "minimini" -tam były łagodne bajki :) O misiach i takich tam...aż za łagodne :)
A potem już oglądały The Simpsons i zadziwiające było dla mnie to,że rozumiały humor w nich przedstawiony :)
PS.Chyba Ci nie pomogłam zbytnio ... :)
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 05:57   

może nie do końca w temacie, ale wg mnie są lepsze zajęcia dla dziecka niż oglądanie telewizji - wyjście z nim do parku, lasu, pojeżdżenie na rowerze (jak mały to z tyłu w foteliku), etc. posłuchać sobie śpiewu ptaków, uwrażliwiać się na przyrodę... a nie jakieś ekranowe bajki :-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 06:29   

Hannibal napisał/a:
wyjście z nim do parku, lasu,


do lasu powiadasz?
od razu przypomina mi się bajka Jaś i Małgosia w wersji Grimmów, brzmi jak horror klasy B:

- rodzice wyprowadzają dzieci do lasu i tam je zostawiają bo w domu jest za mało jedzenia (robią to dwa razy, więc chyba jeszcze nie byli "na rezerwie" ale to już szczegół nad którym scenarzysta się nie skupił za bardzo)
- dzieci znajdują chatkę z piernika, dach z ciastek, okna z cukru i jedzą to (sic! - to taki smaczek - horror low-carbera :hah: )
- baba jaga ma zamiar zjeść dziecko
- dzieci żywcem palą starą kobietę

ale po tym wszystkim wracają do domu i żyją długo i szczęśliwie
więc jest luz i można powiedzieć bajka jest optymistyczna, żartobliwa, wesoła, z akcentami humorystycznymi :)

[ Dodano: Sob Kwi 25, 2009 06:46 ]
aukuba napisał/a:

Na pewno jest to indywidualna sprawa względem każdego dziecka. Nigdy nie należy straszyć dziecka takimi strachami jak baba jaga czy inne paskudztwa.


ja to mam załatwione tak, że już dawno jej powiedziałem że baby jagi nie ma (muszę się pilnować żeby nie chlapnąć czegoś takiego o Mikołaju :)
no ale w konkretnych sytuacjach, gdy w bajce jest nastrój niepokoju to i tak się oczywiście boi, mimo że na poziomie świadomym wie, że to bajka z płyty lub w książce.

No dobra, pisząc to wydaje mi się że przybliżyłem się do bardziej precyzyjnej definicji tego, o czym zacząłem w tym wątku i tak wygląda moja synteza pytania, stan na dzisiaj:

Pewne sytuacje powodują dyskomfort u dziecka, mogę kontrolować poziom tego stresu, ale czy lepiej (z myślą o rozwoju) odsuwać w czasie kontakt z tym stresem dopóki się da, czy stosownie do wieku próbować ten dyskomfort wprowadzać i oswajać?

aukuba napisał/a:

Należy kształtować w dziecku prawidłowe reakcje na postaci wywołujące negatywne odczucia.


tu pojawia się pytanie, jaka reakcja jest prawidłowa? i czy tylko jedna jest prawidłowa? a jeżeli nie to kiedy jaka? (wygląda to jak czepianie się drobiazgów ale wcale nie - jest to zachęta do zejścia z ogółu na poziom konkretnych przykładów.

[ Dodano: Sob Kwi 25, 2009 06:53 ]
Iga napisał/a:
Moje dzieci oglądały "minimini" -tam były łagodne bajki :) O misiach i takich tam...aż za łagodne :)

A potem już oglądały The Simpsons i zadziwiające było dla mnie to,że rozumiały humor w nich przedstawiony :)


mam tylko tyle co mi telewizor złapie z powietrza, więc o MM może tylko pomarzyć (i w sumie dobrze). Są jakieś teletubisie które mam na płytach ale to z kolei za nudne dla mnie :)
a Simpsonów zna jako "bajkę dla taty" ale specjalnie jej to nie bawiło (kiedy jeszcze leciało to na którymś z kanałów)
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 07:15   

zbiggy napisał/a:
od razu przypomina mi się bajka Jaś i Małgosia w wersji Grimmów, brzmi jak horror klasy B:

Przede wszystkim bracia Grimm pisali bajki a nie baśnie, to zasadnicza różnica. Na pewno nie są one przeznaczone dla dzieci.

zbiggy napisał/a:
tu pojawia się pytanie, jaka reakcja jest prawidłowa? i czy tylko jedna jest prawidłowa? a jeżeli nie to kiedy jaka? (wygląda to jak czepianie się drobiazgów ale wcale nie - jest to zachęta do zejścia z ogółu na poziom konkretnych przykładów.


Ile osób tyle definicji :evil:

[ Dodano: Sob Kwi 25, 2009 07:19 ]
zbiggy napisał/a:
i tak się oczywiście boi, mimo że na poziomie świadomym wie, że to bajka z płyty lub w książce


Ma się nie bać, bo nie ma czego się bać a nie dlatego, że ma świadomość, że to tylko "wymyślona" bajka czy film.
Poziom świadomy, że to płyta? Hmmm chyba nie o taką świadomość chodzi.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 08:25   

Lęk(banie się czegoś/kogoś),smutek,wzruszenie,radość,złość/nienawiść,miłość są zupełnie naturalnymi uczuciami człowieka, więc nie pojmuję dlaczego dziecko miałoby nie bać się,bo nie ma czego się bać.Ależ oczywiście taki Gargamel może wzbudzać u dziecka lęk tak samo jak Smerfy sympatię i nie oczekiwałabym od dziecka 3 i pół rocznego ,że zrozumie,że Gargamel to gamoń,który i tak nic Smerfom nie zrobi, skoro jego ton głosu,jego wygląd,jego zachowanie,dom pokazany w atmosferze grozy,przy tym groźna muzyka świadczą ,że jest straszny (straszny dla dziecka).
Czy u Was oglądanie filmów wzbudza emocje?Zapewne tak.
Ja osobiście nie oglądam horrorów,bo serce wali mi jak młot,denerwuję się itd.I nic by nie zmieniła czyjaś gadka,że nie mam się bać,bo to tylko film i nie ma się czego bać-odczuwam lęk i koniec-nie zaprogramuję się tak,żebym nie oczuwała,skoro te filmy są tak zrobione,żeby lęk wzbudzać ,to są horrory ,a nie komedie.
Kilka lat temu oglądałam "Statek widmo" ,"Omen","Inni" i narazie mam dosyć.
Obecnie oglądałam filmy,które wycisnęły z moich oczu łzy i gdyby mi np. mąż ,z którym oglądałam te filmy powiedział "nie płacz,bo to przecież tylko film",to powstałaby między nami pewnego rodzaju bariera,a tak razem odczuwaliśmy podobnie i było miło.
Nie mówię,że mamy się bać razem z dzieckiem tego Gargamela,ale nie powinniśmy też dziecka zbijać z tropu i wmawiać mu ,że taki Gargamel nic nikomu nie zrobi,skoro dziecko widzi ,że robi.
Gdy wracam czasem do domu i jest już ciemno ,też się boję takich "Gargameli",żeby mi nie zrobili krzywdy i to jest całkiem naturalne.
Sumując powtarzam,że te uczucia są całkiem naturalne i nie należy ich tłumić ani u dziecka,ani u siebie .

[ Dodano: Sob Kwi 25, 2009 08:42 ]
zbiggy napisał/a:

mam tylko tyle co mi telewizor złapie z powietrza, więc o MM może tylko pomarzyć (i w sumie dobrze).

Co racja,to racja.Takie bajki ogromnie dzieci wciągają.
Sama miałam problem,żeby dzieci oderwać od Małego zoo Lucy,od Dużego Misia w Niebieskim Domu (czy jak tam to było...),Sztruksika(Sztruksik był super :) ),Elmo i od wielu innych.Cóż trzeba kntrolować oglądanie,żeby nie za dlugo itd.
Te bajki jeszcze przełknęłam -bo nawet były całkiem miłe,nie wzbudzały agresji,postacie z bajek dobrze się do siebie odnosiły i było całkiem miło,ale jak zobaczyłam bajki na Disney Channel,to; :faint: :faint: :faint: Powiedziałam NIGDY -teksty po prostu :faint:
Jedynie co,to jak już były starsze (rok temu to w sumie było) ,to zaczęły oglądać The Simpsons ,raz na miesiąc,czasem 2 razy na miesiąc,czy raz na 2 mies. jeździmy z córkami do kina na jakiś fajny film.
To byłoby tyle :)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 18:36   

Bardzo dobry, mądry artykuł o uczuciach:

http://www.edziecko.pl/ma...40,5245928.html

Cytat:

W świecie uczuć
Justyna Dąbrowska
2008-06-02, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 14:50

Zły, smutny, zadowolony, przestraszony... Pomóżcie dziecku rozpoznawać i nazywać uczucia. To pomoże i jemu i Wam...

"Daj spokój, jesteś już przecież duży" - mówi ojciec czteroletniego Maćka, gdy na dźwięk grzmotu jego syn z przestrachem kryje buzię w dłoniach. A mama trzyletniej Małgosi nie może zrozumieć, dlaczego dziewczynka wpada w złość, gdy nie uda jej się zawiązać sznurowadeł. "No i po co się tak złości - mówi, sama nieco zirytowana.

Czasem trudno jest nam przyjąć i zaakceptować uczucia naszych dzieci. Wolelibyśmy, żeby się nie bały, nie złościły, nie wpadały w rozpacz z powodu niepowodzeń. Chcielibyśmy, żeby były wesołe, ale razi nas, kiedy objawiają swoją radość zbyt hałaśliwe...

Wielu z nas wyrosło w domach, w których otwarte wyrażanie uczuć nie było akceptowane. Zresztą cała nasza kultura wzmacnia i nagradza raczej opanowanie i emocjonalny chłód niż spontaniczne okazywanie uczuć. Od małego uczymy się więc, że lepiej jest stłumić to, co się czuje, niż to światu objawić. I zdarza się, że robimy to tak skutecznie, że przestajemy ich być świadomi.

A tymczasem nasze emocje, których doświadczamy, są jak znaki informacyjne - mówią nam, co nas boli, co wzbudza lęk, co daje przyjemność i poczucie bezpieczeństwa. Odgradzając się od własnych uczuć wiemy o sobie mniej. A jednocześnie to, co staramy się wyprzeć, wcale nie znika. Tłumione uczucia czekają tylko, by znaleźć sobie ujście. Najczęściej nie wprost. Dziecko, któremu nie wolno się otwarcie złościć, może np. zacząć dokuczać młodszemu bratu. Maluch, który ciągle słyszy: "No i co masz taką skwaszoną minę" schowa swój smutek za jęczenie i marudzenie albo będzie go zagłuszał bezmyślnym oglądaniem telewizji.

Dlatego pozwólmy dzieciom na otwarte wyrażanie uczuć, pokażmy im, jak mogą sobie z nimi radzić. W ten sposób nie tylko będziemy je lepiej znać i rozumieć, ale także damy im duży kapitał na przyszłość. Jak pokazały badania amerykańskich psychologów, dzieci świadome swoich uczuć, mające nad nimi kontrolę, osiągają lepsze wyniki z arytmetyki, lepiej czytają, potrafią się lepiej koncentrować, sprawiają mniej problemów wychowawczych.

Kwartet uczuciowy

Niemal z chwilą przyjścia na świat człowiek jest w stanie wyrazić cztery podstawowe uczucia.

ZADOWOLENIE

Uśmiechem, machaniem rączkami, chichotem, twoje dziecko daje znać, jak bardzo jest szczęśliwe widząc nad sobą twoja twarz, tuląc się do ciebie, a później biegając, figlując z tatą, bawiąc się z kotem na trawniku. Z reguły rodzice nie mają nic przeciwko wyrażaniu radości czy zadowolenia, chyba że dziecko robi to w sposób głośny i hałaśliwy.

ZŁOŚĆ

Najczęściej dzieci okazują złość krzycząc, tupiąc, zaciskając pięści, bijąc, kopiąc, gryząc, rzucając przedmiotami, plując. Jeżeli w dzieciństwie musieliście tłumić własną złość, np. w obawie przed karą, możecie teraz uważać złoszczenie się dziecka za niedopuszczalne. Albo możecie być wobec takiego zachowania bezradni, gdyż sami nie mieliście okazji nauczyć się radzenia sobie z własna złością.

SMUTEK

Chyba wszystkie dzieci, gdy są smutne, niezadowolone lub nieszczęśliwe, płaczą. Przeważnie łzy budzą czułość i współczucie. Ale czasem płacz dziecka wywołuje złość ("Ledwo ukołysałam go do snu, a on znowu płacze") lub poczucie winy ("Widać nie jestem dobrą matką, skoro nie potrafię go uspokoić"). Czasem też rodzice uważają, że chłopcy nie powinni płakać i wymagają tego od swoich synów. Później z tych chłopców wyrastają mężczyźni, którzy swój smutek czy rozpacz wyrażaja np. w postaci złości.

STRACH

Dziecko, które się czegoś zlękło, może się trząść, pocić, może się schować pod stołem, a na przyszłość będzie się starało w ogóle unikać sytuacji wzbudzającej lęk.

I znowu zdarza się, że rodzice usiłują "oduczyć" dzieci strachu, zwłaszcza chłopców. Robią tak w przekonaniu, że chłopcy powinni być zawsze odważni, albo sądzą, że z dzieci okazujących strach wyrastają maminsynki, ofermy, życiowe niedojdy. Tymczasem dziecko, które musi tłumić swój strach, wcale nie boi się mniej; za to przeżywa swój lęk w samotności.

Naprzeciw uczuciom

Jeżeli jednak spróbujesz otworzyć się na uczucia swojego dziecka, przyjąć nie tylko radość, ale także lęk, smutek czy irytację, łatwiej będzie Ci je kochać, takie, jakie jest. A to ma ogromne znaczenie dla jego samooceny i poczucia własnej wartości. Oto plan działania.

Przypomnij sobie własne dzieciństwo

Jak reagowali twoi rodzice, gdy byłeś zły, smutny, szczęśliwy, gdy się czegoś bałeś? Jakie uczucia wzbudzały w tobie ich reakcje? Co chciałbyś, żeby robili w takich sytuacjach?

Odpowiedzi na te pytania powinny pomóc ci zrozumieć twój stosunek do uczuć twojego dziecka. A to jest warunek jakiejkolwiek zmiany.

Akceptuj to, co jest

Nasz stosunek do uczuć dziecka wyraża się nie tylko w słowach, ale także w gestach, spojrzeniu, tonie głosu. Te sygnały odbiera nawet najmłodsze niemowlę. Jeśli nie musi długo płakać, żeby ktoś się nim zajął, kiedy czuje obecność mamy w chwilach lęku czy samotności, uczy się, że jego uczucia i potrzeby są ważne dla innych, że w najbliższych osobach może szukać oparcia. A kiedy dziecko już trochę podrośnie i wyraźnie czymś zmartwione snuje się z kata w kąt, nie mów mu: "No, uśmiechnij się, popatrz jaki piękny dzień. Lepiej pograj trochę w piłkę". W ten sposób wcale go nie pocieszysz, pokażesz mu tylko, że albo nie dostrzegasz jego uczuć, albo je lekceważysz.

Opowiedz, co czujesz

Tak jak pokazujesz dziecku różne przedmioty, uczysz je ich nazw i wyjaśniasz, po co one są (To jest piłka, zobacz, jak można nią rzucać"), tak samo możesz nazywać i objaśniać jego uczucia. Kiedy twój maluch ucieka z przerażeniem na widok krzyżaka, powiedz np. "Widzę, że się boisz takich kosmatych pająków". I zaraz potem opowiedz mu o sobie: "Kiedy byłam mała, okropnie bałam się os, krzyczałam na ich widok ze strachu".

To dla dziecka bardzo ważne, kiedy słyszy, że nie tylko ono przeżywa smutek, lęk, wstyd czy zazdrość. Może sobie wtedy pomyśleć: "Mama i tata rozumieją mnie, też tacy byli".

Gdy nie umiesz poznać i nazwać tego, co dziecko przeżywa, wystarczy że je zauważysz i poświęcisz dziecku uwagę, proponując np. "Chodź do mnie na kolana, co?"

Pomóż dziecku radzić sobie z uczuciami

To nie takie trudne. Po pierwsze, pomóż mu zrozumieć, co wzbudziło jego uczucie. Pamiętaj, że kilkulatki nie umieją analizować swoich emocji, więc pytanie: "Dlaczego jesteś zły?" lub "Co ci jest?" nie ma sensu. Lepiej powiedzieć po prostu: "Widzę, że jesteś wściekły. Pewnie uważasz, że ciągle zajmuję się twoją siostrzyczką. Czy rozłościło cię, że wzięłam ją na ręce?"

Następny krok to pokazanie dziecku, jak może sobie poradzić ze swoim uczuciem: "Nie wolno ci bić siostry, ale możesz walić w poduszkę albo kopać w materac. To pomaga się wyzłościć".

Rozmawiajcie o uczuciach

Czytając bajki, oglądając filmy, rozmawiajcie o tym, co czują bohaterowie: Brzydkie Kaczątko było bardzo smutne i samotne, siostry zazdrościły Kopciuszkowi, krasnoludki ucieszyły się, kiedy Królewna Śnieżka ocknęła się ze swego snu itd. Możecie też przypomnieć sobie, co was ostatnio zezłościło, ucieszyło, kiedy płakaliście, byliście rozczarowani i opowiedzieć o tym dziecku.

Co warto robić, a czego nie

ZŁOŚĆ


Lekceważenie i odrzucenie:

- Nie mów przy mnie takim tonem!
- Nie będę tego dłużej słuchać!
- Przestań robić takie miny!
- Ale jesteś niegrzeczny!
- W tej chwili się uspokój!

Akceptacja i zrozumienie:

- Wygląda na to, że miałeś ciężki dzień.
- Ale jesteś zły!
- Masz prawo być zły, ale nie wolno ci bić innych.
- Pokażę ci, jak możesz wyładować swoją złość.

SMUTEK

Lekceważenie i odrzucenie:

- Nie przejmuj się tym tak bardzo.
- Nie bądź dzidzią.
- Też masz zmartwienie!
- Natychmiast przestań się mazać.
- Już ja ci dam powód do płaczu.

Akceptacja i zrozumienie:

- Widzę, że się czymś martwisz
- Każdy ma czasem ochotę trochę sobie popłakać.
- Jak się człowiek wypłacze, to jest mu potem trochę lżej.
- Ja też płaczę, kiedy spotka mnie coś przykrego.

STRACH

Lekceważenie i odrzucenie:

- No i czego tu się bać!
- Przecież to nie jest takie straszne.
- Nie bądź tchórzem!
- Daj spokój, to przecież tylko film.
- Taki duży, a boi się.

Akceptacja i zrozumienie:

- To rzeczywiście może człowieka przestraszyć.
- Ja też nie lubię takich strasznych filmów.
- Chodź, razem wygonimy tego potwora spod łóżka.
- Jak będziesz starszy, nie będziesz się bał tylu rzeczy, zobaczysz.
- Kiedy byłem mały, też bałem się psów.

INNE UCZUCIA

Lekceważenie i odrzucenie:
- Przestań, co ty wyprawiasz.
- Nie mów tak!
- Nie przesadzaj!
- Wstyd mi za ciebie.
- Nie wygłupiaj się.

Akceptacja i zrozumienie:

- Czasem czuję się tak samo jak ty.
- Może coś na to razem poradzimy?
- Chodź, się przytul, to czasem pomaga.


Podobają mi się te przykłady umniejszających (i tak bardzo powszechnych) haseł oraz mądre, zdrowe, szanujące uczucia dziecka zamienniki tych haseł.

I jeszcze kilka słów o tym jak traktować dziecięce lęki:

http://www.edziecko.pl/ro...61,4924794.html

http://www.edziecko.pl/pr...45,3710511.html

Marishka
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 20:04   

MIT bardzo fajny artykuł.

Hannibal masz takie podejście jak ja. Pudła telewizyjnego bym nie dał. Za to dzieciaki zabierał bym na matę, do lasu, do sadu, uczył jak zasadzić coś, jak pływać.

Wyobrażacie sobie żeby gość będący mistrzem pływania, mający medale nie nauczył swoich dzieci pływac? To jest może skrajny przykład z mojej rodziny gdzie telewizor stał w centralnym punkcie jak jakiś ołtarz. Ja bym się starał takiego błędu nie popełnić.


Wracając do Smerfów to jest to bajka propagandowa mająca w pewnym stopniu indoktrynowac dzieci nowej ery, łagodnie zaszczepić im pewne pozytywne skojarzenia dotyczące celów elit i przygotować na nadchodzące czasy nowego porządku. Ekomuna żyjąca harmonijnie na łonie przyrody, rządy filozofów, humanizm, czapki frygijskie, nawiązania do mistycznej alchemii, feniksy, kamień filozoficzny, symbole, eliksiry, wszechobecne grzybki będące świętym sakramentem dla wtajemniczonych gnostyków. Liczba niebieskich zgadza się z liczbą stopni w pewnej loży. W wiosce poza smerfetką nie ma kobiet podobnie jak i owym ugrupowaniu, gdyż "białogłowa sekretu nie dochowa". Niebiescy modląc się jakby specjalnie naśladują ludzi religijnych, z tym, że swoje litanie wznoszą do... Matki Natury. Chciwy Gargamel, jak się już niektórzy domyślają to oczywiście karykatura księdza katolickiego/ortodoksyjnego rabina, odwiecznych konkurentów masonów-gnostyków.

O wiele bliżej mi do ezo masoneri niż do jakichkolwiek kościołów ale swojemu dziecku bym jednak limitował wszelką telewizyjną produkcję.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 20:09   

Waldku,jesli dziecko sobie oglądnęło Smerfy ,czy jakąś inną bajkę,to wcale nie znaczy,że siedzi przed TV cały dzień. Wszystko jest dla ludzi (nawet TV,nie wspomnę o Internecie)-ważne w tym wszystkim,żeby mądrze z tego korzystać.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 20:36   

Waldek B napisał/a:
Pudła telewizyjnego bym nie dał. Za to dzieciaki zabierał bym na matę, do lasu, do sadu, uczył jak zasadzić coś, jak pływać.


I jedno i drugie można przecież ze sobą pogodzić nie wpadając w żadną skrajność. Mnie np. urzekło to, że Zbiggy ogląda bajki RAZEM ze swoją córeczką, prawdopodobnie je też razem omawiają. To ważne, bo buduje więź, uczy rozpoznawania uczuć, dyskutowania o tym, co się ogląda. To zupełnie co innego niż posadzenie dzieciaka przed telewizorem i pozostawienie samemu sobie.

Myślę, że nie ma sensu całkowicie izolować dziecko od telewizorów czy bajek na DVD (bo tak samo należałoby później odizolować od komputera, komórki, etc.). O wiele ważniejsze jest nauczenie dziecka zdrowego podejścia do takich narzędzi, a dziecko najlepiej tego się uczy obserwując zachowanie rodziców. Jeśli TV nie jest najbardziej czczonym przedmiotem w domu i nie jest włączone 24/7, a domownicy często komentują to co oglądają i również zachęcają dziecko do wyrażania opinii na ten temat, to nie powinno być problemu.

Gorzej jeśli dziecko jest pozostawione samo sobie, a TV pełni rolę jedynego "nauczyciela i wychowawcy". Albo kiedy sadzi się dziecko przed TV by nie "przeszkadzało" rodzicom w ich ważnych, dorosłych sprawach. To zupełnie zmienia postać rzeczy.

Pamiętam jak swego czasu bulwersowało mnie zachowanie wielu moich znajomych w Stanach, którzy sadzali swoje kilkumiesięczne bobaski przed specjalnym "rozwojowym" wideo dla dzieci (np. z serii Baby Einstein) by mieć spokój. To m.in. znakomity sposób by wychować osobę która później będzie uzależnioną od TV i bezmyślnego łykania przedstawianej tam papki.

Tak więc ja uważam, że jeśli maluszek ogląda TV/DVD, to lepiej zawsze z kimś, kto mu w tym oglądaniu będzie towarzyszył i pomagał (obecnością, słowem, wsparciem, wyjaśnieniem, zrozumieniem). Ważne też by zachęcać dziecko do dyskusji, by słuchać, co ono ma do powiedzenia na temat oglądanej bajki, a nie tylko narzucać własną jedyną słuszną interpretację.

Tak to widzę :)

Marishka
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 20:43   

Bardzo fajnie to widzisz moim zdaniem.

[ Dodano: Sob Kwi 25, 2009 20:52 ]
Iga napisał/a:
Waldku,jesli dziecko sobie oglądnęło Smerfy ,czy jakąś inną bajkę,to wcale nie znaczy,że siedzi przed TV cały dzień. Wszystko jest dla ludzi (nawet TV,nie wspomnę o Internecie)-ważne w tym wszystkim,żeby mądrze z tego korzystać.


Jasne, że umiar jest najważniejszy. Co do internetu to zawiera sporo przewag nad TV, wymaga interakcji, no i oferuje lepszy wybór.

Telewizor jednak ma w sobie większy potencjał zua i w ogóle to służy tak naprawdę do tuczenia planktonu glamurem i dyskursem.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 20:59   

MiT dzięki za arcik :)

Waldek B napisał/a:

Hannibal masz takie podejście jak ja. Pudła telewizyjnego bym nie dał. Za to dzieciaki zabierał bym na matę, do lasu, do sadu, uczył jak zasadzić coś, jak pływać.


chłopaki może za parę lat Wam się poszczęści i przysposobicie sobie jakiegoś bobaska. tylko nie dawajcie mu hajów starszych niż on sam bo sanepid się czepi :)
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 21:06   

:hah:

A tak na powaznie, "haje" to chyba nie dla maluchów.

Tak przy okazji gdzieś czytałem, że małe dzieci trawią dobrze jedynie mleko matki i surowe mięso. Ktos coś o tym wie czy to jest fakt?
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 21:17   

oczywiście, że chodzi o umiar, ale jak zostanę już niedługo sam w domu to po prostu zrezygnuję z telewizora i na to miejsce postawię jakiś ładny kwiat :)
oglądnąć można wiele wartościowych rzeczy w internecie - 21' calowy monitorek powinien wystarczyć na takie seanse ;)
Waldek B napisał/a:
A tak na powaznie, "haje" to chyba nie dla maluchów.
Tak przy okazji gdzieś czytałem, że małe dzieci trawią dobrze jedynie mleko matki i surowe mięso. Ktos coś o tym wie czy to jest fakt?

zależy jakie haje i zależy jaki to maluch - myślę, że od pierwszego roku życia można mu wprowadzać lekko "dojrzałe" mięska i organy
a z tym trawieniem mleka matki i surowego mięsa to jak najbardziej masz rację - kumaci pediatrzy to zalecają, ale oficjalnie się tego nie uświadczy, bo zaraz ekskomunika środowiskowa zrobiłaby porządek :-o
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8793
Wysłany: Nie Kwi 26, 2009 01:14   

Bracia Grimm nie pisali bajek. Oni je spisywali. Postawili sobie za cel zachować je dla potomności. Coś tak, jak w Polsce Oskar Kolberg.
W przeciwieństwie do Andersena, który bajki wymyślał, bajki braci Grimm to świadectwo tamtych czasów. Odbija się w nich psychika i nieświadome procesy ówczesnych ludzi.
Komuna z lubością powtarzała propagandowy epitet: ociekające krwią baśnie braci Grimm i długo ich nie drukowała.
Logika bajek zawierająca nieświadome treści powoduje, że są tam rzeczy okrutne.
Ale okrutne w wersji filmowej, po wizualizacji. Opowiadane nie szokują. Nic dziwnego, bajki były tworzone przed epoką kina, jako teksty przeznaczone wyłącznie do opowiadania.
Nie da się ich dosłownie sfilmować. Tzn. da się, ale dosłowna wersja musi szokować dzieci, w przeciwieństwie do wersji opowiadanej.
Coś podobnego stało się z Trylogią Sienkiewicza. Przecież ocieka ona krwią, torturami, a jednak wielki czarodziej słowa i nastroju tak to przedstawił, że Trylogię czyta się z zapartym tchem, nie zauważając potoków krwi. Natomiast w wersji filmowej reżyserzy musieli ograniczać te krwawe sceny. Wizualizacja była zbyt szokująca.

Niedawno omawiany Czerwony Kapturek też zawiera elementy horroru nie nadające się do oglądania przez dzieci, takie jak pożeranie babci i Kapturka oraz patroszenie żywcem wilka.
Z tych powodów klasyczne bajki nie nadają się do dosłownego sfilmowania, ponieważ były tworzone jako przekaz słowny do opowiadania przez zaufane osoby znane dziecku.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Sie 09, 2009 14:34   

Kolejny dobry artykuł nt. wychowania:

http://www.edziecko.pl/ro...html?as=1&ias=2

Cytat:

Wychować w dobrym stylu
Tekst Justyna Dąbrowska
2009-06-17, ostatnia aktualizacja 2009-06-18 10:57


Czy zastanawialiście się kiedyś, jaka forma rządzenia panuje w waszym domu? Czy waszej rodzinie nie grozi przypadkiem anarchia a może wręcz przeciwnie - totalitaryzm?

Rodzina jest grupą społeczną i jak każda grupa ma swoją strukturę. Żeby mogła dobrze działać musi mieć jasne reguły, musi mieć przywódcę, jakiś cel działania, określone role członków. Dobrze jest, jeśli wszyscy zgadzają się co do podstawowych norm, jeśli wiedzą co ich czeka i jakie mają zadania. Rodziny, tak jak grupy bywają bardzo różne i są w różny sposób zarządzane. Wygląda na to, że jedne sposoby zarządzania bardziej służą dzieciom a inne mniej. Spróbujemy się temu przyjrzeć bliżej.

Posłuszeństwo przede wszystkim

Przez setki lat, jeszcze w wieku XIX nie uznawano autonomii dziecka, uważano że dzieci nic nie rozumieją i niewiele czują. Rodzina w swoim konserwatywnym wydaniu miała jednego szefa w postaci ojca, który na tę rodzinę zarabiał - pozostali członkowie byli mu bez reszty podporządkowani. Choć wiele się zmieniło, styl autorytarny, oparty na posłuszeństwie można nadal spotkać w wielu rodzinach.

• Monarchia absolutna

W takich rodzinach jedną z podstawowych wartości jest posłuszeństwo. Dzieci mają słuchać starszych, podporządkowywać się ich decyzjom, spełniać oczekiwania. Uznaje się, że rodzice z samego tylko faktu, że mają taką pozycję w rodzinie, wiedzą wszystko lepiej. To oni decydują o wszystkim albo prawie wszystkim, i oczekują, że dzieci uznają ten porządek. Tu nie dyskutuje się o poglądach, nie rozważa się alternatywnych rozwiązań, nie szuka się kompromisów. Na pytanie "dlaczego mam tak zrobić?" dziecko słyszy "bo tak ci powiedziałem. Na pytanie "dlaczego nie mogę tego robić" odpowiedź brzmi "bo nie".

• Zawiedziony władca

Bardzo często w takiej rodzinie władzę sprawuje samodzielnie ojciec, oczekując od pozostałych członków rodziny, że się podporządkują. Taki władca absolutny, (czasem tyran) często nieświadomie powiela wzorce wyniesione z własnego domu rodzicielskiego w którym jego ojciec również grał rolę monarchy. Tak naprawdę często za tą rolą kryje się strach przed okazaniem słabości, smutku, rozczarowania czyli uczuć, które każdy człowiek od czasu do czasu przeżywa - nawet najsilniejszy mężczyzna.

• Posłuszeństwo zniewala

Dzieci, które wyrastają w takich rodzinach, mogą potem pójść bardzo różnymi drogami. Niestety na ogół nie są to drogi łatwe. Dziecko przyzwyczajone do tego, że wychowuje się w kulcie posłuszeństwa i w lęku przed karą - nie bardzo umie polegać na sobie. Często jest przepełnione lękiem (w domach autorytarnych posłuszeństwo egzekwuje się surowo). Ma niskie poczucie własnej wartości, nie miało bowiem okazji przekonać się, że umie samo podejmować mądre i dobre decyzje. W okresie dojrzewania może nadal być uległe i podporządkowane (dotyczy to szczególnie dziewcząt) może też gwałtownie "zerwać się z krótkiej smyczy", zbuntować się, uciec z domu, zerwać wszelki kontakt z rodzicami. Będzie to tylko pozorne odzyskanie wolności - wybierze po prostu inną, często destrukcyjną formę podporządkowania się.

Wolność przede wszystkim

Jako bunt wobec stylu autorytarnego powstał styl liberalny, nazywany przez niektórych demokratycznym. W tych rodzinach uznano, że dziecko jest takim samym człowiekiem jak dorosły. Powinno mieć więc takie same prawa jak dorosły - przede wszystkim prawo do nieograniczonej swobody. Liberalni rodzice buntowali się wobec wszelkich norm i rygorów narzucanych przez autorytety zewnętrzne. To w tych czasach zaczęto karmić dzieci na żądanie i brać je w nocy do łóżka. Wtedy wróciły do łask cygańskie chusty i nosidła, które ułatwiały matce stałe noszenie dziecka przy sobie.

• Bez stresu?

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zeszłego wieku niezwykle popularny, zwłaszcza w Ameryce, stał się termin "wychowanie bez stresu". Chodziło o to, by dziecku oszczędzić wszelkich przykrości i cierpień, by tak dalece spełniać jego potrzeby, żeby nie miało okazji do łez. Można to zrozumieć - po latach nieuznawania faktu, że dzieci coś czują, próbowano "zadośćuczynić" dziecięcym cierpieniom i dokonaniom "czarnej pedagogiki" starając się minimalizować strach i łzy. Jednak pomysł choć w założeniu szlachetny, był całkowicie utopijny. Wychowanie bez stresu, jest iluzją a jeśli nawet miewa miejsce to owocuje cierpieniem - tyle że odroczonym w czasie. Dziecko nie przyzwyczajone do tego, że życie czasem boli, cierpi podwójnie kiedy styka się z pozarodzinną rzeczywistością do której trzeba się dostosować.

• Dzieciaki u steru

Liberalne rodziny, których i dzisiaj możemy wiele spotkać, charakteryzują się przede wszystkim tym, że nie wiadomo za bardzo kto w nich rządzi. Ponieważ nie jest jasne, kto pełni rolę szefa, a raczej wszystko wskazuje na to, że na tym stanowisku jest wakat - próżnię wypełniają ochoczo dzieci dyktując rodzicom porządek dnia, pory posiłków, porę kładzenia się spać, to kto z kim śpi, co będzie na obiad, czy można rozmawiać przez telefon a nawet kiedy kto idzie do toalety. Takie przyzwalające postawy rodziców kryją bezradność i zagubienie, nieumiejętność jasnego określenia swoich wymagań. Tacy rodzice nie czują się pewnie w swojej roli. Być może mają mało oparcia w sobie w i w najbliższym otoczeniu, być może są przepełnieni lękiem. Pozwalając jednak dzieciom na wszystko - nie wychowują ich, tylko pozostawiają samym sobie.

• Kto tu jest dorosły?

Liberalni rodzice nie chcą dzieciom robić przykrości, boją się swojej stanowczości. W wielu takich rodzinach pokutuje fałszywe przekonanie, że stawiając dziecku granice, można mu zafundować traumę. Tymczasem, wbrew pozorom dzieci wychowywane w takich domach nie wyrastają na szczęśliwych i niezależnych ludzi. Są to często osoby bardzo zagubione, o zachwianym poczuciu bezpieczeństwa. To co miało być wolnością, jest często przeżywane jako porzucenie albo opuszczenie, z którego potem trudno jest się w życiu dorosłym otrząsnąć.

Rozsądek przede wszystkim

Trzecia opcja jest pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy dwiema wymienionymi powyżej. Mówi się o niej, że jest oparta na autorytecie. To o niej pisali Janusz Korczak, Benjamin Spock, Penelopa Leach i Thomas Gordon. W tej koncepcji uznaje się zarówno prawo dziecka do samostanowienia jak i prawo rodziców do trzymania rodzinnego steru w rękach. W przeciwieństwie do poprzednich - ten styl rządzenia wymaga wiele wysiłku i twórczej inwencji. Trzeba bowiem wiedzieć w jakich sprawach można pozostawić dziecku swobodę, a w jakich trzeba samemu decydować.

• Dzieci szybko rosną

Ponieważ dzieci nieustannie się zmieniają i rozwijają trzeba dostosowywać wymagania do zmian. Podział "sfer wpływów" w rodzinie nie może być ustalony raz na zawsze. Wiadomo, że nawet niemowlę może decydować o tym kiedy i ile będzie jadło, ale nie zdecyduje w co się ma ubrać. Dwulatkowi można pozostawić wybór pomiędzy dwoma sweterkami, ale nie można wymagać, by sam dobierał sobie przyjaciół. Przedszkolak sam decyduje z kim się bawi, ale nie umie obronić się przed napaścią rówieśnika. Styl autorytatywny wymaga od rodziców, by stale przyglądali się swojemu dziecku i oceniali jak wiele wolności można mu podarować.

Oprócz swobody czyli symbolicznych "skrzydeł" dziecku potrzebne jest bezpieczeństwo czyli "korzenie". Aby móc się rozwijać musi czuć, że ktoś czuwa nad tym, jak toczy się jego życie.

To daje dziecku poczucie bezpieczeństwa

• Wie, że w każdej sytuacji może liczyć na rodziców

• Wie że rodzice mówią to co myślą i myślą to co mówią

• Każdy dzień ma swój rytm, jest przewidywalny

• Zawsze dotrzymuje się danego słowa

• Kiedy dziecko jest chore zawsze jest ktoś przy nim

• Nigdy nie zostaje samo w domu zanim nie będzie umiało poradzić sobie w sytuacji zagrożenia

• W domu nie stosuje się kar fizycznych, krzyku, obwiniania, straszenia, wyśmiewania

• Każde uczucie dziecka jest akceptowane (choć nie każde zachowanie)

Tu rodzi się szacunek

Jeżeli dziecko wie, że może liczyć na swoich rodziców, zaczyna ich w sposób naturalny traktować jak autorytet. To nie jest autorytet z nadania, tylko taki który rodzice sobie wypracowali. Cierpliwością, stanowczością i ciepłem sprawiają, że obie strony zaczynają się wzajemnie szanować, słuchać swoich racji i szukać kompromisów. Jest naturalne, że w pewnych sprawach decydują wyłącznie rodzice, w innych dziecko a w jeszcze innych jest pole do negocjacji. Ten styl kierowania rodziną uczy dziecko, że niemal każdy problem można rozwiązać, jeżeli szuka się wspólnej płaszczyzny.

Autorytet bywa słaby

Rodzice, którym udało się wypracować taki styl, nie muszą za wszelką cenę bronić swojego wizerunku. Może im się zdarzyć, że zmienią zdanie, przyznają się do pomyłki, przeproszą lub okażą własną bezradność. Dziecko, które na co dzień widzi, że to co rodzice robią jest spójne z tym co mówią - ufa im i wie, że może się na nich oprzeć. Nie boi się chwil słabości czy smutku bo wie, że są one nieodłączną częścią życia.


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Wrz 09, 2009 17:27   

Jakoś szczególnie nie interesowała mnie nigdy Superniania, ale czasem coś mądrego powie, jak na przykład w tym najnowszym wywiadzie:

http://dziecko.onet.pl/32...,1,artykul.html

W sumie same "oczywiste oczywistości"...

Marishka
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Wrz 09, 2009 19:33   

M i T napisał/a:

http://dziecko.onet.pl/32...,1,artykul.html
Marishka

Cytat:
Telewizyjna Superniania, podobnie jak w swoich programach, jest kobietą energiczną i bez reszty zaangażowaną w swoją pasję, czyli dzieci.

Tak się bez reszty zaangazowała,ze aż zaczęła polecać dla dzieci margaryne Ramę,czy jakieś tam inne g***o .
Taki to przykład daje.I teraz pytanie,czy rzeczywiście uważa ,że ta margaryna jest taka zdrowa dla dzieci ,czy uwaza inaczej,a tylko dała się sprzedać za jakąs tam sumke kasy .
"Dzisiaj" poleca margarynę,a "jutro" zacznie zachwalać szczepienia-człowiek zupelnie niewiarygodny!
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Wrz 09, 2009 19:54   

Edyta, ale nie było o ramie tym razem.
Co do żywienia - superniania nie jest wiarygodna, jako człowiek - nie sądzę. Po prostu zdarza się jej wypowiedzieć od czasu do czasu prawdę. I to wszystko. I nie wiem nawet, czy sama z tego zdaje sobie sprawę. Zdarza się.
Dla przykładu, wielu paskudnych ludzi, których szczerze nie znoszę, potrafi powiedzieć coś mądrego lub zgodnego z faktami.

Tomek

ps: Ja tam sobie szczególnie nie zaprzątam głowy tego typu kobietonami, a Marishka jest po prostu cudownym człowiekiem, który ma siłę, by pogrzebać nawet w takich źródłach i to jest po prostu piękne.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 12, 2009 16:16   

Tomek oj Gretkowska by Ci dala za te kobietony ;-)
tak nawiasem mowiac bardzo lubie te pare - Gretkowska i Pietuche, Polke, Europejke i Obywatelke wciagnelam jednym haustem.

Co do Zawadzkiej jest dla mnie za bardzo obcesowa i jakos tak na sile udaje luzaka co jej dosc sztucznie wychodzi, ale zrobila wiele dla poslich rodzin w temacie niebicia dzieci i stosowania innych kar np. popularny karny jezyk. Za to wielki uklon.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 12, 2009 16:53   

Ja swego czasu przeczytałam wszystko, co napisała Gretkowska, kończąc na "Scenach z życia pozamałżeńskiego". Dla mnie niesamowite (i nie do końca wówczas zrozumiałe) było to, że kobieta potrafi pisać o seksie brutalniej niż mężczyzna. Ja jednak nadal wolę styl biednego, zapomnianego już D.H.Lawrence'a...

Jako osoba i rodzic Gretkowska mi się nie podoba - opieram moje odczucia oczywiście na wywiadach z nią, które słyszałam/czytałam. Słynna TVN-owska "wpadka" z buszującą, niekontrolowana Polką w studiu oraz pochwała Manueli dla bezstresowego wychowania nie świadczą o niej jako świadomym rodzicu. No i to nawrócenie się spowrotem na katolicyzm i aktywny udział w życiu parafii. No i te nierozwiązane problemy z przeszłości, które co rusz w jakiś sposób wyłażą (o ile dobrze pamiętam, to najpierw w młodym wieku uciekła od rodziców do Paryża, by teraz w wieku dojrzałym porzucić Szwecję na rzecz opiekowania się rodzicami).

Pietucha natomiast wydaje mi się bardziej przyjemną osobą niż Gretkowska. Ale i tak już od dawna nie interesuję się tą parą.

Marishka

P.S. Ciekawe, dlaczego oficjalna strona Partii Kobiet zlikwidowała swoje Forum?
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 12, 2009 17:35   

JaśniePani, no fakt - "kobieton" może być dość pejoratywnie odebrany. Być może Pani Zawadzka nie jest kobietonem, lecz brak talii, spora masa ciała, typ belfra od przysposobienia obronnego, brak objawów kobiecości.... sam nie wiem.
No a fraza brzmiąca "mało kobieca Pani Zawadzka" też może spowodować atak wścieklizny u Pani Gretkowskiej? :-D Czy mało kobieca kobieta jest określeniem obrażającym, tym bardziej, że ja nie utrzymuję relacji z określanym podmiotem? A może w dyskusji o pedagogice, mój post jest koszmarnie zbędny, głupi i brak mu człona empatycznego?
No i kolejne pytanie: czy można cokolwiek napisać, :roll: czemukolwiek i komukolwiek nie umniejszając?

Tomek
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 12, 2009 23:21   

MiT ja lubie takie 'odplywy' tematyczne :-)
Gretkowskiej wczesnej nie lubie, wciagnelo mnie wszystko powstale od Polki i pozniej. Dla mnie miernikiem wartosci literackiej jest to na ile odnajduje w tym siebie. Tu tak bylo. Nie wiem na ile jest soba w swoich ksiazkach, czy w ogole mozna ja, Pietuche i ich zycie identyfikowac z tym co pisze, taz znam ja z wywiadow, wystepow w tv , robi przyjazne wrazenie. Z tym katolicyzmem to tez niejednoznaczne, grubo myli pojecia, czasem wychodzi jej z tego jakis belkot. Co do metod wychowawczych pewnie nie jest wzorem, ale podobalo mi sie stwierdzenie Piotra w jednej z ksiazek, ze 'polskich rodzicow poznac po tym, ze wrzeszcza na niegrzeczne dzieci skaczace wokol, a cywilizowanych , ze sa spokojni i wyluzowani a dzieci wrzeszcza wokol nich i robia zamet' jakos tak to brzmialo.
Za kobietona zjechala chyba Kurskiego w tv.
Warto odkurzyc przy okazji ksiazke Piotra 'Stroz oblakanych' , swietna moim zdaniem.
Pojecie kobieca jest wzgledne, pewnie nowemu mezowi Zawadzka sie podoba :-D Pamietam jak w drugiej ciazy lezalam na podtrzymaniu, przytyta, jak rozlozylam rece wygladalm jak niedzwiedz Grizzly w ataku, musialam nosic pas ciazowy, specjalne majtasy podtzrymujace brzuch, pancerny stanik, jak sie kladlam w tym rynsztunku obok meza i jeszcze kazalam sie smarowac masciami na rozgrzanie, razem sie nabijalismy, ze az ociekam sexapilem. Brzuchol mialam taki, ze maz mi obcinal paznokcie u stop, depilowal, i na koniec przygotowywal do porodu. A zawsze bylam krucha blondynka. Teraz wracam do tego. Zreszta i tak zawsze tworzylam kontrast kobiecosci - jestem ladna blondynka, jeszcze przez uklad szczeny mam piekny, szeroki usmiech, sprawiam wrazenie kruchej, delikatnej, do momentu az sie odezwe - mam dosc niski glos, i ton raczej rozkazajacy, mentorski, kontrast dosc znaczny.
Tomek ostatnie Twoje pytanie - czy można cokolwiek napisać, :roll: czemukolwiek i komukolwiek nie umniejszając? nie, nie mozna, jesli chce sie byc soba. Choc znam takich ludzi, tyle, ze oni nie sa juz nawet dwulicowi a cztero- czy pieciolicowi .
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 12, 2009 23:43   

JaśniePanie, ale ciąża a otyłość to w sumie dwie rózne rzeczy. Po porodzie zazwyczaj wraca się do swojej wagi, albo przynajmniej stara się wrócić, a otyły kobieton utrzymuje swoją tuszę w takim stanie przez wiele, wiele lat, często usprawiedliwiając to na rózne sposoby, albo nawet twierdząc, że taką siebie "kocha". Dla mnie najbardziej odrażającym przykładem w temacie kobietonowości jest "psycholożka" Katarzyna Miller, o której tu już niejednokrotnie pisałam w innych wątkach.

Marishka

P.S. Pietuchy poza "Scenami..." nie czytałam. Mówisz, że warto się zapoznać?
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 13, 2009 00:19   

Marishka tak, ciaza i otylosc to dwie rozne sprawy, ale pamietaj, ze ja po porodzie objadalam sie slodyczami i innymi shitami ile wlezie. Sama zapracowalam na swoja nadwage. Fakt, ze szybko ostatnio schudlam (dzieki Waszym forumowym radom) i mam nadzieje, ze dalej mi tak latwo pojdzie. Marze by znow warzyc 50kg, ehh, piekne czasy to byly, na razie czuje sie paskudnie w swoim ciele. Raczej staram sie schowac i zamaskowac w lumpach.
Stroza polecam, naprawde fajna ksiazeczka, rzadki typ na rynku. Ale jeszcze bardziej polecam Ci "Ludzi na walizkach' Hołowni, nie wiem czy czytalas? Tez na jeden wiieczor, bdb.

No wlasnie, Miller tyle je, ze tak wyglada?
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 13, 2009 15:59   

JaśniePani napisał/a:
No wlasnie, Miller tyle je, ze tak wyglada?


JaśniePani, tu znajdziesz odpowiedź samej KM na to pytanie (mój post Wysłany: Pią Maj 08, 2009 15:26):

http://www.dobradieta.pl/...p?p=91578#91578

Warto przeczytać całą rozmowę z KM i WE na temat jedzenia.

Marishka
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved