Strona główna Fakty żywieniowe Jak się żywić? Przepisy Historia diety Forum  

  Forum dyskusyjne serwisu www.DobraDieta.pl  FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Czat      Statystyki  
  · Zaloguj Rejestracja · Profil · Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości · Grupy  

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak ludzie dobierają się w pary?
Autor Wiadomość
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Pią Lut 27, 2009 22:57   Jak ludzie dobierają się w pary?

Rozliczne posty spowodowały, że czas zadać pytanie, jak ludzie wyszukują swoją drugą połowę, na zasadzie podobieństw czy przeciwieństw?
Piszcie.
JW
 
 
Joanne

Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 42
Skąd: UK, Lincolnshire
Wysłany: Pią Lut 27, 2009 23:26   

Na podstawie analizy wlasnego malzenstwa (udanego) moge twierdzic, ze powinno byc duzo cech wspolnych (taka dosc duza czesc wspolna zbiorow), ale nie jestem pewna czy to cechy wrodzone czy raczej kwestie swiatopogladu, zainteresowan. Wydaje mi sie, ze kompletne przeciwienstwa nie maja duzych szans na szczesliwy dlugoletni zwiazek. Choc oczywiscie roznice sa bardzo atrakcyjne i przyciagajace, szczegolnie, kiedy uzupelniaja sie. Takie dwie wladcze osoby pewnie nigdy by sie w pare nie dobraly.
A tak wlasciwie, to czy pytanie dotyczy tylko pierwszego zauroczenia czy tez tego jacy ludzie zostaja ze soba na lata?
Czy chodzi rowniez o cechy zewnetrzne?
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lut 28, 2009 10:05   Re: Jak ludzie dobierają się w pary?

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Rozliczne posty spowodowały, że czas zadać pytanie, jak ludzie wyszukują swoją drugą połowę, na zasadzie podobieństw czy przeciwieństw?
Piszcie.
JW

A jakie jest pańskie zdanie na ten temat?
:) 8)
Kogo przyciągamy?
Ta osoba musi być "wyczulona" na "to", co jest w nas i żadna inna osoba nie ma czegoś takiego,za to ma "coś" innego,"coś" co będzie przyciągało zupełnie inną osobę.
Np.Są dwie nastoletnie koleżanki o różnych temperamentach.
Jedna z nich przyciągnie chłopca ,który będzie "zainteresowany" tylko nią,bo ma to "coś" w sobie,czego nie ma tamta druga i nie wiem jakby się starała,to nie zwróci jego uwagi .Ta druga" przyciągnie" z kolei chłopca,który jest zainteresowany tym "czymś",co ona ma i nie ma żadna inna.
Pozostaje jeszcze jedna opcja.
Spotyka dziewczyna chłopaka-zakochują się .Ona ma to "coś" ,co właśnie jego "przyciaga" .Ale....
Koleżanka przedstawia w końcu swojego chłopaka drugiej koleżance ...I...
Wydarza się "Dramat" . Chłopak porzuca dziewczynę ,która miała to "coś" ,ale widać nie wystarczająco dużo.Za to ta druga miala o wiele więcej tego "czegoś" .
Jak to jest z tym wszystkim?
Może ktoś baaardzo doświadczony napisze o tym "czymś" :)
Zauważcie też,że istnieją takie sytuacje ;dwie osoby spotykają się i zakochują się "od pierwszego wejrzenia" i zostają ze sobą na całe życie.
Czyli,że trzeba mieć w sobie jakieś "ogniwo",którego brakuje do pełni szczęscia drugiej osobie-stąd też znane powiedzenie ;"żyć bez ciebie nie mogę" ,"jak odejdziesz ,to umrę" -no i faktycznie wiele osob popełnia nawet samobójstwo ,po stracie tej brakującej "częsci"....
Co takiego się dzieje w organizmie takiej osoby?
Jakie zachodzą procesy,że tak bardzo brak jest tego kogoś,że postanawiają zakończyć swoje życie?
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 15:52   

Myślę, że tak naprawdę mamy tu dwa pytania:
1. Co sprawia, że ludzie się zakochują w tej a nie innej osobie?
2. Co sprawia, że ludzie zostają ze sobą na całe życie?

Na drugie pytanie odpowiedziałam w innym wątku: moim zdaniem ludzi łączą w trwałe związki wspólne wartości, które wyznają i starają się w życiu realizować. Dużą rolę odgrywa również moim zdaniem wyrozumiałość i czułość, ciągłe staranie się o siebie i podobny temperament seksualny.

Natomiast co do wyboru osoby do zakochania ja mogę odpowiedzieć tylko za siebie. Ja zakochuję się nosem. Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć ale... Powącham i wiem, czy to ten. I nie mówię tu o perfumach, ale o naturalnym zapachu ciała. Do dziś pamiętam nasze pierwsze wspólne lato z moim obecnym mężem: Jego zapach - mieszanina zapachu trawy, rozgrzanej słońcem skóry i dymu z ogniska. Do tej pory, jak spędzamy wakacje na wsi zakochuję się w nim na nowo, bo pachnie podobnie...
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:07   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
jak ludzie wyszukują swoją drugą połowę, na zasadzie podobieństw czy przeciwieństw?


Najważniejsze jest pytanie, czy dokonują swoich wyborów świadomie, czy też nie. I czy zdają sobie sprawę z tego, jak wielką rolę w wyborze partnera odgrywa ich własne dzieciństwo oraz wzorce relacji pomiędzy rodzicami.

Przerobiłam obydwa warianty - "przyciągające sie przeciwieństwa" oraz "przyciągające się podobieństwa", więc znów odwołam się do własnego doświadczenia.

PRZYCIĄGAJĄCE SIĘ PRZECIWIEŃSTWA

Miałam 19 lat i zakochałam się w pierwszym chłopaku, ktory mnie pocałował. Wydawał mi się zupełnie inny niż większość moich znajomych, inny niż ja. Ta inność fascynowała. Spotykaliśmy się ze sobą około 5 lat, mieszkaliśmy razem przez pół roku, "docieraliśmy się", kłóciliśmy się, poznawaliśmy się. Mieliśmy odrębne gusta niemal pod każdym względem. Ja zmieniłam wiele swoich upodobań, by dostosować się do jego. Zresztą fascynowało mnie to, a na dodatek bardzo chciałam mu się podobać, godziłam się na wiele. Jego fascynowała też moja inność, uroda, zmienność, niewinność, etc. Mieliśmy dużo wątpliwości ale w końcu zdecydowaliśmy się pobrać. Każde z nas myśłało, że ślub coś zmieni. Mąż myślał, że ślub pomoże mi "dorosnąć" i stać się bardziej odpowiedzialną osobą, po części podobną do jego matki. Ja myślałam, że mąż będzie obdarzać mnie bezwarunkową miłością (której nie dostałam od rodziców) i zachwytem i że będzie się mną opiekował. Piszę "myśleliśmy", ale to było bardziej w naszej nieświadomości.

Nie wszystko mi się podobało w mężu nawet przed ślubem. Wiedziałam, że nie był idealny, że miał drobne wady, które mnie drażniły. Przekonywałam siebie, że to nic istotnego. Byłam pewna, że jeśli nie on, to nikt inny nie będzie chciał ze mną być (niskie poczucie włąsnej wartości, zapoczątkowane w dzieciństwie). Jestem pewna, że mąż myślał w podobny sposób o sobie (DDA). Nasze małżeństwo było pasmem kompromisów i walki. W ciągu 9 lat spędziliśmy razem tylko 3 urlopy. W sumie cieszyło mnie to, że mogę "wyrwać się" na parę tygodni do innego świata, bez męża. Każde z nas miało własne hobby, które pielęgnowaliśmy. Schowanie się we własnym koncie, zdala od drugiego, dawało poczucie ulgi i wolności (lubiliśmy od siebie "odpoczywać"). Kiedy pewnego dnia usiedliśmy by wymyślić jakieś wspólne zajęcie, to okazało się, że żadna z moich propozycji mężowi nie pasowała i tak samo ja nie byłam zainteresowana jego propozycjami. Mieliśmy odmienne poglądy na temat życia, miłości, związku, wychowywania dzieci, polityki, etc.

Po latach różnic i wzajemnej krytyki, zaczęło mi drastycznie brakować kontaktu z ludźmi o podobnych do moich pasjach i poglądach. Dużo czasu spędzałam w internecie, prowadziłam obszerną korespondencję, spotykałam się z przyjaciółkami, etc. Jeszcze bardziej oddalaliśmy się z mężem od siebie. W zasadzie nie było o czym rozmawiać, bo większość rozmów kończyła się kazaniami męza na temat tego, że jestem "złą osobą" lub "małą dziewczynką" i że muszę się zmieić. Ja się obrażałam, czułam się kontrolowana i ograniczana. Związek coraz bardziej zaczął przypominać relację rodzic-dziecko.

Po 9 latach podjęliśmy decyzję o rozstaniu, ponieważ nie widzieliśmy możliwości naprawy tej sytuacji. Zbyt wiele było kompromisów, by było nas stać na jeszcze jeden. W międzyczasie mąż chodził na terapię a ja również powoli zaczynałam zmieniać się i dorastać emocjonalnie. Poznałam też Tomka i od początku miałam przeczucie (intuicja), że będzie dla mnie Najważniejszą Osobą...

PRZYCIĄGAJĄCE SIĘ PODOBIEŃSTWA

Tomka poznałam, keidy miałam 32 lata, byłam w trakcie odbudowywania siebie i odcinania pępowiny z rodzicami, a moje małżeństwo przechodziło najgorszy kryzys. To była miłość od pierwszego... słowa, ponieważ poznaliśmy się w internecie (na czacie naszej ulubionej audycji muzycznej). Od pierwszej rozmowy wiedziałąm, że jest to Osoba niezwykła i tak bardzo podobna do mnie. Wystraszyło mnie to, bo Tomek w jakiś dziwny sposób poruszył we mnie to, co było we mnie prawdziwe, moje tłumione pragnienia, wyparte uczucia. Emanowała z niego autentyczność i empatia. Przegadaliśmy ze sobą tysiące godzin, wymieniliśmy setki postów, zanim po raz pierwszy spotkaliśmy się "w realu" - po 9 mieisącach znajomości. Byłam wówczas już w separacji z mężem i czekałam na rozwód. Okazało się, że nasze rozmowy w realu niczym się nie różnią od tych internetowych - byliśmy sobą, bez upiększania czy ukrywania faktów, bez udawania. Pamiętam, jak Tomek po raz pierwszy przytulił mnie na lotnisku, a ja WIEDZIAŁAM ze 100% pewnością, że to jest właśnie TO, że to jest właściwa, jedyna dla mnie Osoba, że tym razem nie pomyliłam się. Yo_ga wspomniała wcześniej o zapachu. Zgadzam się!

Po 3 wspólnie spędzonych tygodniach musieliśmy się rozstać na 2 piekielnie przedłużające się miesiące - nigdy wcześniej TAK nie tęskniłam za bliskością z Ukochaną Osobą. I już wtedy podjęliśmy decyzję o małżeństwie. Wszystko nas łączyło - poglądy, wartości, namiętność, marzenia, pasje i ta pewnośc, że to jest właściwe, że to jest "TO" :) Dla mnie było to nowe uczucie - mieć taką pewność własnego wyboru. We wcześniejszych związkach i małżeństwie zawsze były jakieś mniejsze lub większe wątpliwości, czegoś w partnerze brakowało, coś chciało się zmienić. W Tomku nieczego mi nie brakowało i niczego nie chciałam w Nim zmieniać. Czułam, że taki jaki jest, jest DLA MNIE najbardziej odpowiednim, upragnionym, ukochanym Mężem. Moja intuicja (a zaufałam jej po raz pierwszy w życiu w pełni) i moje uczucia mnie nie zawiodły. Pobraliśmy się po roku wspólnego mieszkania, w czerwcu br. minie 3 lata. To dość krótki staż, ale tak jak pisałam w innym wątku, dla mnie najważniejsza jest JAKOŚĆ Związku.

Ponieważ mamy ze sobą tyle wspólnego, możemy razem rosnąć i rozwijać się, jednoczęśnie cały czas budując ten Związek, a nie ciągnąć go w przeciwnych kierunkach, jak to miało miejsce w moim poprzednim małżeństwie. Wspólne zainteresowania również zbliżają, nie musimy się z nimi kryć po osobnych kątach, nie musimy szukać zrozumienia i wsparcia u znajomych. Wiem, że jesteśmy w tym Związku pełnoprawnymi partnerami, nie ma tu relacji rodzic-dziecko. Ponieważ zrozumiałam dlaczego taka chora relacja miała miejsce w moim poprzednim związku i ponieważ przestałam nieświadomie szukać tzw. "rodzica zastępczego" w postaci męża, to mogę kochać Tomka takim, jaki jest (a nie moje wyobrażenia o nim, czy oczekiwania).

Wiem, że moje Małżeństwo z Tomkiem jest dojrzałe, ponieważ przepracowaliśmy już wiele problemów z przeszłości i ciągle staramy się zwiększać swoją wiedzę i świadomość. A to niewątpliwie ma wpływ na jakość Związku. Np. ja wyraźnie widzę, dlaczego w poprzednim małżeństwie odpowiadała mi rola dziecka - bałam się wówczas przyjrzeć swojej relacji z rodzicami, a więc przeniosłam ją na relację z mężem, przeniosłam też swoje oczekiwania i reakcje. Buntowałam się przeciwko niemu ponieważ w rzeczywistości chciałam (ale nie mogłam) zbuntować się przeciwko rodzicom. Przeciwko Tomkowi nie musze się "buntować", ponieważ temat rodziców został przepracowany.

Uffff... dużo tego :)

Marishka
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:18   

Mary, a różnice jakieś są? Dodaj choć trochę dziegciu, bo zrobiło się zbyt różowo ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:26   Re: Jak ludzie dobierają się w pary?

I jeszcze co do "drugiej połowy". Kiedyś też w to mocno wierzyłam. Teraz patrzę na to trochę inaczej.

"Połowa" kojarzy mi się z pewnym brakiem. Czyli, ja mam w sobie jakieś braki (może nawet jakaś pustka?) i szukam "drugiej połówki", która te braki wypełni. Ta "połówka" ma coś, czego ja nie mam, a bardzo potrzebuję. Na przyklad, nie dostałam wystarczająco dużo akceptacji od rodziców w dzieciństwie, a więc szukam męża, który mnie będzie bezgranicznie i bezwarunkowo akceptował. Tyle, że nie da się braków uzupełnić w ten sposób. One wciąż w nas będą tkwiły i będą domagać się coraz większego uzupełnienia. Zawsze będzie mało. I będzie uczucie, a może jeśli nie ten, to tamten będzie w stanie lepiej uzupełnić moje braki...

Myślę, że warto najpierw samemu odzbudować w sobie Pełnię i odnaleźć drugą osobę, która też ma w sobie Pełnię. Wówczas stworzymy Spełnienie. Wiem, jak patosiarsko to brzmi :) Wiem też, jak to smakuje. Nie wybrałam Tomka po to, by cokolwiek we mnie "uzupełniał", czułam się sobą, uczucie pustki zostało zaspokojone zanim nasza znajomośc się rozwinęła. Wybrałam Tomka ze względu na Pełnię, którą miał w sobie, ze względu na Jego osobowość. Wiem, że On kierował się tym samym. Możemy dawać i brac równomiernie, nie jest tak, że jedno z małżonków ciągle charuje na wypełnienie braków w drugim.

Marishka
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:34   

Hannibal napisał/a:
Mary, a różnice jakieś są? Dodaj choć trochę dziegciu, bo zrobiło się zbyt różowo ;)


Są, a jakże :) Np. Tomek nie znosi zimna i ostrego słońca na mocno granatowym niebie, uwielbia gorąće, duszne, letnie powietrze, a ja męczę się przy +30C czy szaro-mlecznym niebie. :) Albo Tomek może wielokrotnie oglądać ten sam dobry film, a dla mnie zazwyczaj wystarczy 2 razy :) Albo Tomek nie znosi kwaśnych ogórków, ale lubi majonez, a ja uwielbiam wszystko kwaśne, a majonez wyłącznie w sałatkach :)

Ale różnic w kwestiach dla nas najważniejszych nie mamy, a omówiliśmy już niemal wszystko, co się da :)

M
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:43   

a czy, hipotetycznie, szczęśliwy byłby związek, w którym różnic nie byłoby w ogóle (czyli we wszystkim by się zgadzali)?
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:48   

Hannibal napisał/a:
a czy, hipotetycznie, szczęśliwy byłby związek, w którym różnic nie byłoby w ogóle (czyli we wszystkim by się zgadzali)?


A czemu nie miałby być szczęśliwy, jeśli obydwojgu partnerów by to odpowiadało? To zależy tylko i wyłącznie od nich.

M
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 17:58   

M i T napisał/a:
A czemu nie miałby być szczęśliwy, jeśli obydwojgu partnerów by to odpowiadało? To zależy tylko i wyłącznie od nich.

bo byłby mało naturalny, nudny, przewidywalny?
napisałem - hipotetycznie - bo jednak w rzeczywistości takie przypadki się nie zdarzają; mi przynajmniej trudno w coś takiego byłoby uwierzyć ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 18:19   

Hannibal napisał/a:
M i T napisał/a:
A czemu nie miałby być szczęśliwy, jeśli obydwojgu partnerów by to odpowiadało? To zależy tylko i wyłącznie od nich.

bo byłby mało naturalny, nudny, przewidywalny?
napisałem - hipotetycznie - bo jednak w rzeczywistości takie przypadki się nie zdarzają; mi przynajmniej trudno w coś takiego byłoby uwierzyć ;)

Gorzej, dokładna kopia nas, to jak przedrzeźnianie. Nikt nie lubi przedrzeźniania, właściwie nie wiadomo dlaczego, ale tak jest.
Tak się teraz zastanawiam, jak się czują bliźniaki jednojajowe, mając obok idealnego sobowtóra.
JW
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 18:24   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Tak się teraz zastanawiam, jak się czują bliźniaki jednojajowe, mając obok idealnego sobowtóra.
JW

ale i w ich przypadku środowisko wpływa na nie różnorako i po iluś tam latach są jednak różni
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 18:24   

Hannibal napisał/a:
bo byłby mało naturalny, nudny, przewidywalny?


Mogę tylko powiedzieć, jak jest w Naszym przypadku.

Nie wiem, co to "nuda". Owszem, kiedyś wiedziałam, doświadczałam tego. Wiązało się w moim przypadku z poczuciem pustki, braku czegoś nieokreślonego we mnie samej. Nie nudzę się sama ze sobą. Nie wyobrażam sobie "nudzenia się" z Osobą którą kocham. Na dodatek ciągle odkrywamy w sobie jakieś drobne szczególiki, ktore potrafią wzbudzić fascynację. Dawno odkryte szczególiki również mnie fascynują z (o dziwo) niesłabnąca siłą. Nic na to nie poradzę, że mam takiego Męża ;)

Co do "przewidywalności", to nie widzę w tym nic złego. Z przewidywalnością wiąże się też pewność i poczucie bezpieczeństwa. Jesteśmy "przewidywalni" w podstawowych kwestiach, ale często zaskakujemy siebie nawzajem drobnymi spontanicznościami. To piękne!

Czuję też naturalność tego Związku. Wiąże się ona z tym, że każde z nas czuje się sobą, nie musi się starać na siłę, nie musi niczego udawać, ukrywać, nie musi się poświęcać, wszystko jakoś tak współgra ze sobą naturalnie. Może dla tego, że bardzo dużo rozmawiamy i przebywamy ze sobą.

Dodam jeszcze jedną ważną dla mnie kwestię - NIE KŁÓCIMY SIĘ. To też jakoś tak wychodzi naturalnie (tak jak dawniej wydawało mi się "naturalnym", że wszyscy w małżeństwach koniecznie muszą się ostro kłócić). Po prostu ze sobą rozmawiamy, dyskutujemy, ale nie ma krzyku, awantur, wyzwisk. Nie ma też milczenia czy odwracania się plecami. Nie ma takiego tematu, który nie dałoby się normalnie omówić i który wymagałby kłótni. To tak jak z klapsami - nie ma takiego "przewinienia" dziecka, które wymagałoby klapsa, zawsze można znaleźć inne, kreatywne rozwiązanie. Podobnie jest z kłótniami w małżeństwie. Kłótnia, to taki "klaps" dla małżonka, a przecież można problem załatwić inaczej. Wiem dużo na ten temat, ponieważ nie dość, że się wychowałam w kłócącej się rodzinie, to w pierwszym małżeństwie powieliłam ten sam wzorzec. Teraz wiem, skąd to się wzięło i wiem, że DA SIĘ to załatwiać inaczej.

M
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 18:30   

dobrze, ale nie jesteście jeszcze w pełni małżeństwem, bo nie posiadacie dzieci
wiele już było małżeństw, które na początku były doskonałe, bezproblemowe, a jak pojawiły się dzieci to pojawiły się problemy
oczywiście w waszym przypadku może być spoko, ale jednak warto pogadać, na co wskazywał zbiggy, gdy będziecie już dzietni :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 18:41   

Hannibal napisał/a:
dobrze, ale nie jesteście jeszcze w pełni małżeństwem, bo nie posiadacie dzieci


Wiesz, Hannibal, jest to doskonały przykład umniejszania. Podobne słowa często też są kierowane przez rodziców do dzieci. Umniejszyłeś w ten sposób instytucję małżeństwa. To tak, jakby powiedzieć, że kobieta, która nie urodziła dziecka nie jest w pełni kobietą. Albo, że osoba, która nie posiada dyplomu ukończonych studiow nie jest w pełni inteligena. Albo, że artysta bez papierka z ASP nie jest w pełni utalentowany.

Nie każde małżeństwo musi "posiadać" dzieci. Ludzie mają różne wartości i plany. Dzieci nie są wyznacznikiem tego, czy dane małżeństwo jest udane, zdrowe, szczęśliwe, spełnione.

M
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:26   

ale ja absolutnie nie umniejszam tego, co do siebie czujecie
tylko wg mnie rodzina to przede wszystkim dzieci; bez nich jest straszna pustka
nie wypowiadam tego w tonie protekcjonalnym, bo sam dzieci nie posiadam, sam z nikim nie jestem, więc nie jestem stronniczy
kobieta, która nie urodziła dziecka jest kobietą, ale nie jest kobietą spełnioną, bo nie doświadczyła tego, co najpiękniejsze w życiu
rozumiem, że masz trudną przeszłość i ciężko Ci to dostrzec; może przyjdzie to z czasem
porównanie tego z posiadaniem dyplomu i jakiegoś tam papierka jest jak kulą w płot
dla mnie osobiście rodzina bezdzietna jest rodzina strasznie ubogą; to widać na przykładzie tysięcy rodziców, którzy dzieci mieć nie mogą i jak bardzo są zdeterminowani, żeby je posiadać
to pokazuje jak strasznie silny jest instynkt posiadania dzieci
zwierząt nikt tego nie uczy, a jednak się zapładniają
oczywiście ja szanuję Wasz wybór, bo człek ze mnie liberalny, ale sam nie wyobrażam sobie bycia z kimś bez przedłużenia gatunku :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:31   

M i T napisał/a:

Nie każde małżeństwo musi "posiadać" dzieci. Ludzie mają różne wartości i plany. Dzieci nie są wyznacznikiem tego, czy dane małżeństwo jest udane, zdrowe, szczęśliwe, spełnione.

M


Zgadzam się. Wiele osób posiadających dzieci uważa, że tylko takie małżeństwo jest "pełne". Nic bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie - z moich obserwacji wynika, że dzieci działają jak wzmacniacz w gitarze elektrycznej. Jeśli małżeństwo jest szczęśliwe, harmonijne, spełnione - czynią je jeszcze jeszcze szczęśliwszym. Jeśli zaś przeżywa problemy po narodzeniu dzieci z pewnością się one nasilą. Nie bez przyczyny zostało to tak wymyślone: najpierw małżeństwo, partnerstwo, potem rodzicielstwo. Nie w odwrotnej kolejności.

My jeszcze też nie mamy dzieci, ale je planujemy. Nie czujemy, że Nasze Małżeństwo będzie przez to "prawdziwsze". Stawiamy raczej na DOJRZAŁE RODZICIELSTWO. Aby być dojrzałą, mądrą matką muszę najpierw zostać spełnioną żoną, pogodzoną ze sobą kobietą, która potrafi kochać mądrze. Musimy w pełni nacieszyć się i odkryć partnerstwo, by być dobrym rodzicem. Na skróty się moim zdaniem nie da. Tzn. da się, ale nie o to chodzi.
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:38   

Hannibal napisał/a:

dla mnie osobiście rodzina bezdzietna jest rodzina strasznie ubogą; to widać na przykładzie tysięcy rodziców, którzy dzieci mieć nie mogą i jak bardzo są zdeterminowani, żeby je posiadać
to pokazuje jak strasznie silny jest instynkt posiadania dzieci
zwierząt nikt tego nie uczy, a jednak się zapładniają


Hanni, też szanuję Twoje zdanie, ale spójrz na to z innej perspektywy (ja nie mam za sobą takiej trudnej przeszłości, jak Mary, a jednak się z Nią zgadzam). To że ludzie bezdzietni chcą je mieć o niczym nie świadczy - ludzie decydują się na dzieci z różnych powodów i samo "chcenie" nie jest jeszcze dowodem na gotowość do rodzicielstwa ani nie świadczy o tym, że u jego podstaw leżą odpowiednie powody.
Zwierzęta kierują się instynktem.

Ja też nie wyobrażam sobie małżeństwa bez posiadania dzieci. Uważam ich posiadanie za wartość, ale nie jest tak, że małżeństwo z dziećmi jest bardziej wartościowe od tego bez dzieci. To sprawa wyboru.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:41   

Yo_ga79 -
ale gdyby ludzie się tak nad tym zastanawiali to by już dawno ostatni na Ziemi zgasił światło ;)
ja tam uważam, że wcale nie musi być najpierw małżeństwo przez ileś tam lat, a później rodzicielstwo
mnóstwo tzw. wpadek (chcianych oczywiście ;) ) kończyło się super szczęśliwymi rodzinami - jak np. u mojego brata ciotecznego
takie wieczne czekanie jest bardzo złym podejściem, bo na starość to powinniśmy bawić wnuki, a nie dzieci :D
chodzi ogólnie o to, żeby jednak dzieci mieć możliwie wcześnie, jak już znajdziemy naszego wybrańca :)
trzeba zobaczyć jak to działa w naturze, a nie robić drzwi do lasu i jakieś NEW AGE, bo to pachnie straszną lipą i tym, co się dziś wyprawia z nauką o żywieniu :o
poczytajcie sobie o 12 tradycyjnych ludach Westona Price'a - w jakim wieku rodzice mieli dzieci
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:44   

A co do "odpowiednich" powodów posiadania dzieci... Dla mnie takim odpowiednim powodem jest bezwarunkowa miłość do tego nienarodzonego dziecka. Jeśli kiedyś zadam sobie pytanie:
CZY BĘDĘ W STANIE KOCHAĆ I BEZWARUNKOWO AKCEPTOWAĆ DZIECKO BEZ WZGLĘDU NA TO JAKIE SIĘ URODZI (NP. CHORE, BEZ KOŃCZYN), ALBO KIM BĘDZIE (CZY SPEŁNI MOJE OCZEKIWANIA)?

Jeśli na to pytanie odpowiem sobie : tak - znaczy - czas na dziecko, jestem gotowa. Na razie odpowiedź brzmi: nie (wstyd się przyznać). Powiedzcie sami: jak dużo rodziców sobie zadaje takie pytania przed poczęciem dziecka?
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:50   

Yo_ga79 napisał/a:
To że ludzie bezdzietni chcą je mieć o niczym nie świadczy - ludzie decydują się na dzieci z różnych powodów i samo "chcenie" nie jest jeszcze dowodem na gotowość do rodzicielstwa ani nie świadczy o tym, że u jego podstaw leżą odpowiednie powody.
Zwierzęta kierują się instynktem.

i ludzie też kierują się po części instynktem! kultura kulturą, ale natura jest jednak bardzo silnym czynnikiem
ludzie bezdzietni chcą mieć dzieci, bo jednak odczuwają to pustkę, że czegoś im brak; pomijam tu oczywiście osoby, które chcą mieć dzieci, coby je maltretować :o
chodzi mi o zdrowych normalnych ludzi :)
Yo_ga79 napisał/a:
Ja też nie wyobrażam sobie małżeństwa bez posiadania dzieci. Uważam ich posiadanie za wartość, ale nie jest tak, że małżeństwo z dziećmi jest bardziej wartościowe od tego bez dzieci. To sprawa wyboru.

tu nie chodzi o samo małżeństwo
chodzi o rodzinę, która istnieje wtedy i tylko wtedy, gdy są w niej dzieci
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:50   

Hannibal napisał/a:
Yo_ga79 -
ale gdyby ludzie się tak nad tym zastanawiali to by już dawno ostatni na Ziemi zgasił światło ;)
ja tam uważam, że wcale nie musi być najpierw małżeństwo przez ileś tam lat, a później rodzicielstwo
mnóstwo tzw. wpadek (chcianych oczywiście ;) ) kończyło się super szczęśliwymi rodzinami - jak np. u mojego brata ciotecznego
takie wieczne czekanie jest bardzo złym podejściem, bo na starość to powinniśmy bawić wnuki, a nie dzieci :D


Fajnie, że masz takie przykłady w swoim otoczeniu, ale czasem to trudno ocenić z zewnątrz. Wcale nie wiadomo, czy Twój brat cioteczny jest tego samego zdania.

Wg biologii najlepszą kandydatką na matkę jest kobieta pomiędzy 21 a 26 rokiem życia (pierwsze dziecko). Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak młoda osoba rzadko nadaje się do małżeństwa, co dopiero na matkę.
 
 
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:54   

Wydaje się, że musi istnieć pewien wspólny obszar zainteresowań, wspólne cechy osobowościowe, jakiś podstawowy rdzeń psychiczny, społeczny wokół którego dwie osoby budują swój związek. W niczym nie przeszkadza, żeby te osoby się nawzajem uzupełniały poza tym obszarem. Nawet jest to wskazane. Nieznośnym jest przebywać w towarzystwie osoby dokładnie takiej, jak my. To właśnie jak przedrzeźnianie albo deprywacja sensoryczna. Brak jasnych i wyraźnych granic pomiędzy mną a otoczeniem, brak tego iskrzenia na styku ze światem zewnętrznym. Ten brak rozkłada naszą psychikę tak samo, jak pozostawanie w bezruchu powoduje, że przestajemy odczuwać np. kształt własnych nóg i nie wiemy, gdzie jest prawa, a gdzie lewa noga. Żeby przywrócić prawidłowe odczuwanie nóg, musimy je poruszyć i odczuć opór materii. Nie mówimy tutaj o ścierpnięciu z niedokrwienia. Podobnie jest w sferze psychicznej, żeby siebie prawidłowo odczuwać, musimy czuć granice psychiczne innych osób. Ale granice iskrzące, wirtualne, a nie zasieki i betonowe mury.
Jednym słowem, próby dobierania ludzi na zasadzie przeciwieństw albo na zasadzie podobieństw są skazane na klęskę.
Musi być jedno i drugie w odpowiednim zakresie.
Jeżeli np. mąż jest małomówny a żona rozszczebiotana i lubi niewinnie flirtować a jednocześnie oboje ze wszystkiego najbardziej na świecie cenią rodzinę, to taki związek przetrwa wszystkie burze.
W filmie Błękitny anioł z Marleną Dietrich wystąpiła dynamika dokładnie odwrotna. Frywolna aktorka zauroczyła poważnego profesora swoją odmiennością. Brakło wspólnego rdzenia i skończyło się tragicznie. Profesor oczekiwał stabilnej rodziny. Ona sypiała z kim popadnie i potrzebny był jej raczej silny psychicznie psychopata, przed którym czułaby respekt i z którym wiodłaby barwne życie pełne wzlotów i upadków.
Istnieje też coś takiego, jak przeklęte dziedzictwo, sztafeta pokoleń. Najczęściej córka wybiera sobie za partnera faceta podobnego do ojca. Nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka gość stanowi przeciwieństwo, to głębsza analiza pokazuje, że są to nieistotne szczegóły, rdzeń osobowości jest podobny. Analogicznie jest w przypadku synów, matek i żon.
Jeżeli przekazywane wzorce są złe, to jest to przeklęte dziedzictwo, z którego bardzo trudno się wyplątać. Jeżeli wzorce są dobre, to jest to wygrana na loterii życia.
Dlaczego to w ogóle tak działa?
Z bardzo prostej przyczyny. Natura jest matką sprawiedliwą, ale okrutną, pozwala na przeżycie tylko tym swoim dzieciom, które są najlepsze. Reszta, co najmniej 80, a czasem 99,99% musi wymrzeć bezpotomnie.
W rozważanym przypadku człowieka, skoro rodzice przeżyli, to znaczy, że ich umiejętności były odpowiednie dla przeżycia i dzieci powinny je przejąć, dzięki czemu również przeżyją. Dlatego mechanizm wpajania jest taki silny i nie do zwalczenia w dorosłym życiu. Proste jak drut, skoro rodzice przeżyli, a co najmniej 5 razy tyle innych rówieśników wymarło, to trzeba się tego trzymać pazurami.
Taka strategia ma niestety minusy.
Córka, która miała tatusia pijaka, najczęściej założy rodzinę z młodym niepijącym człowiekiem, który wcześniej czy później też zacznie nadużywać alkoholu. Itp.
JW
Ostatnio zmieniony przez Witold Jarmolowicz Sob Lut 28, 2009 20:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:54   

Yo_ga79 napisał/a:
Jeśli na to pytanie odpowiem sobie : tak - znaczy - czas na dziecko, jestem gotowa. Na razie odpowiedź brzmi: nie (wstyd się przyznać). Powiedzcie sami: jak dużo rodziców sobie zadaje takie pytania przed poczęciem dziecka?

dlatego trzeba sobie dobrać osobę o wysokiej wartości biologicznej i samemu takową posiadać, coby nie rodzić jakichś chorych dzieci
bardzo dobrze, że o tym napisałaś, bo tu też chciałbym zabrać głos -
rodzice zdegenerowani, słabo odżywieni nie powinni posiadać dzieci, bo ze sporym prawdopodobieństwem "wygenerują" takie, które będą cierpieć
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 19:59   

Hannibal napisał/a:

ludzie bezdzietni chcą mieć dzieci, bo jednak odczuwają to pustkę, że czegoś im brak; pomijam tu oczywiście osoby, które chcą mieć dzieci, coby je maltretować :o
chodzi mi o zdrowych normalnych ludzi :)


Dla ścisłości - niektórzy ludzie bezdzietni i należy sobie zadać pytanie dlaczego odczuwają pustkę. Trochę mi to przypomina opowieść Mary o tym że szukamy partnera po to żeby wypełnił pustkę w nas. Poza tym Hanni :) Twoje podejście jest "niehumanitarne": druga osoba - dziecko nie jest po to by wypełnić pustkę w nas, w naszym niepełnym małżeństwie, nie jest po to, by spełnić nasze oczekiwania. Coś "uzupełnić". To niezależna istota którą mamy obowiązek wychować, jak najlepiej potrafimy. Osiągnijmy "pełnię" w naszym partnerstwie, wtedy bierzmy się za budowanie rodziny.

Hannibal napisał/a:

tu nie chodzi o samo małżeństwo
chodzi o rodzinę, która istnieje wtedy i tylko wtedy, gdy są w niej dzieci


I tu się zgadzam. Rodzina jest wtedy, gdy są dzieci. I to kolejny dowód na to, że nie każde małżeństwo jest gotowe by stworzyć rodzinę i nie każde musi tego pragnąć.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:00   

Yo_ga79 napisał/a:
Fajnie, że masz takie przykłady w swoim otoczeniu, ale czasem to trudno ocenić z zewnątrz. Wcale nie wiadomo, czy Twój brat cioteczny jest tego samego zdania.

jak najbardziej jest tego zdania, bo to on mnie po części przekonał :]
Yo_ga79 napisał/a:
Wg biologii najlepszą kandydatką na matkę jest kobieta pomiędzy 21 a 26 rokiem życia (pierwsze dziecko). Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak młoda osoba rzadko nadaje się do małżeństwa, co dopiero na matkę.

rzadko nadaje się do małżeństwa? no chyba żartujesz...
oczywiście jeśli masz na myśli te słabo odżywione "niekobiece" kobiety, jakich jest w dzisiejszych czasach pełno to tak
ale u takich ludów Westona to popatrz sobie w jakim wieku kobiety zostawały matkami i jak dobrze wypełniały swoją rolę
żona mojego brata ciotecznego miała 23 lata, jak wyszła za mąż i urodziła córkę, moją chrześniaczkę ;)
i jest naprawdę przykładną matką, w ogóle nie krzyczy, nie bije, na spokojnie wszystko tłumaczy - po prostu brać przykład
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:02   

Hannibal napisał/a:
wg mnie rodzina to przede wszystkim dzieci; bez nich jest straszna pustka


Ale tego nie wiesz na 100%, prawda? Pustka nie ma nic wspólnego z posiadaniem lub nie posiadaniem dziecka. Jest czymś, co tylko my sami możemy wypełnić. Najczęściej jest spowodowana odcinaniem się od swoich prawdziwych uczuć. Żadne dziecko tej pustki nie wypełni. A oczekiwanie, że ma wypełnić, jest wyjątkowo krzywdzące wobec dziecka.

Hannibal napisał/a:
kobieta, która nie urodziła dziecka jest kobietą, ale nie jest kobietą spełnioną, bo nie doświadczyła tego, co najpiękniejsze w życiu


Teraz umniejszyłeś kobiety. Nie rodziłam i prawdopodobnie nigdy nie urodzę, nie przeszkadza mi to jednak być i czuć się kobietą spełnioną i szczęśliwą. Mówienie o tym, że dziecko to "najpiękniejsze w życiu", co może spotkać kobietę, to ograniczanie świata kobiety ("Kinder, Küche, Kirche"). Myślę też, że każda kobieta sama decyduje o tym, co DLA NIEJ jest najpiękniejsze w życiu. Niewątpliwie dla jednej to będzie dziecko, ale dla drugiej może to być jakiś inny sposób samorealizacji.

Hannibal napisał/a:
rozumiem, że masz trudną przeszłość i ciężko Ci to dostrzec; może przyjdzie to z czasem


Wybacz, ale jeśli nie jest to wybitnie protekcjonalny ton, to w takim razie co?

Hannibal napisał/a:
dla mnie osobiście rodzina bezdzietna jest rodzina strasznie ubogą


Rodzina jest na tyle uboga na ile taką się czuje. Dla mnie dwójka bezdzietnych ale mocno kochających się osób jest obrazem bardziej spełnionej i zdrowej rodziny, niż widok rodziców kłócacych się czy pokrzykujących na gromadkę swoich dzieci.

Hannibal napisał/a:
zwierząt nikt tego nie uczy, a jednak się zapładniają


Nie wszystkie. Mam okazję od lat obserwować "zaprzyjaźnioną" gromadkę podwórkowych kotów. Nie każda kotka daje się zapłodnić. Jest kilka "kotomatek", reszta kotek pomaga wychowywać młode. Mają już po kilka lat, obserwuje je od urodzenia, i jeszcze nigdy nie były w ciąży. A przystojnych kocurów w okolicy nie brakuje. Podobno koty tak mają czasem.

Hannibal napisał/a:
nie wyobrażam sobie bycia z kimś bez przedłużenia gatunku


Ja mam inaczej. Jestem z Tomkiem dlatego, że chcę być właśnie z Nim, bez względu na to, czy będą dzieci czy nie. Dziecko dla mnie nie jest warunkiem do stworzenia małżeństwa, nie jest głównym celem, czy sposobem na zabezpieczenie sobie "ręki", która mi poda "szkalnkę wody na starość". Gdyby się pojawiło, byłobo dobrze. Ale ważne jest to, że bez dziecka jest równie dobrze. Chodzi o to, że dziecko nie uzupełniłoby "pustki" czy braków w Naszym Związku, bo tej pustki po prostu nie ma. Nie wiem, jak inaczej to wytłumaczyć.

Marishka
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:03   

Yo_ga79 napisał/a:
I tu się zgadzam. Rodzina jest wtedy, gdy są dzieci. I to kolejny dowód na to, że nie każde małżeństwo jest gotowe by stworzyć rodzinę i nie każde musi tego pragnąć.

no i się zgadzamy
jak ktoś jest o słabej wartości biologicznej to lepiej, żeby sobie odpuścił "produkcję" schorowanych istot :o
P.S. przepraszam za tą dosadność, ale to aż się na usta ciśnie
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:05   

Hannibal napisał/a:

dlatego trzeba sobie dobrać osobę o wysokiej wartości biologicznej i samemu takową posiadać, coby nie rodzić jakichś chorych dzieci
bardzo dobrze, że o tym napisałaś, bo tu też chciałbym zabrać głos -
rodzice zdegenerowani, słabo odżywieni nie powinni posiadać dzieci, bo ze sporym prawdopodobieństwem "wygenerują" takie, które będą cierpieć


Rany. :o Nawet tego nie skomentuję, bo nie bardzo wiem, co mam powiedzieć.
Pierwszy raz spotykam kogoś, kto tak myśli... no ale dobrze... rozwiń proszę, co znaczy "zdegenerowani, słabo odżywieni"? Chciałbym Cię dobrze zrozumieć.
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:10   

Yo_ga79 napisał/a:
z moich obserwacji wynika, że dzieci działają jak wzmacniacz w gitarze elektrycznej. Jeśli małżeństwo jest szczęśliwe, harmonijne, spełnione - czynią je jeszcze jeszcze szczęśliwszym. Jeśli zaś przeżywa problemy po narodzeniu dzieci z pewnością się one nasilą.


Cieszę się, że o tym napisałaś, bo to bardzo ważna obserwacja. Potwierdzam!

Pamiętam, kiedy przechodziłam kryzys w pierwszym małżeństwie wiele osób "radziło" mi, żebym urodziła dziecko, to nie będę miała czasu na bzdurne analizy, wymyśłanie problemów, depresję, etc. No i że to niby rozwiąże nasze problemy, bo już nie będzie czasu na "bzdurne" problemy i wzajemne niezadowolenie. Bardzo się cieszę, że nie posłuchałam takich "rad". Zdaję sobie sprawę z tego, że byłabym wówczas wybitnie toksyczną matką, krzywdziłabym dziecko i męża, a na dodatek popadłabym w głeboka depresję i nie wykluczone, że popełniłabym samobójstwo. Moje nierozwiązane problemy zostałyby przerzucone na dziecko. Dlatego uważam, że warto starać się najpierw rozwiązać swoje problemy, a dopiero potem decydować się na dziecko.

Marishka
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:11   

M i T napisał/a:
Nie wiem, jak inaczej to wytłumaczyć.

tu nie co tłumaczyć - to musisz przeżyć
bo tak to wypowiadasz się o czymś, czego nie doświadczyłaś
i nie jesteś w stanie a priori powiedzieć, że jesteś kobietą spełnioną
dopiero a posteriori jest to możliwe
czyste prawa logiczne się kłaniają ;)
tak jak to Matti trafnie powtarza - to tak jak wypowiadać się o pływaniu, jeśli się nie pływało
i proszę nie szereguj mnie do osób myślących z kategorii "Kinder, Kuche, Kirche", bo ja jestem zupełnie z innej planety, moja droga :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:13   

Hannibal napisał/a:

Yo_ga79 napisał/a:
Wg biologii najlepszą kandydatką na matkę jest kobieta pomiędzy 21 a 26 rokiem życia (pierwsze dziecko). Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak młoda osoba rzadko nadaje się do małżeństwa, co dopiero na matkę.

rzadko nadaje się do małżeństwa? no chyba żartujesz...
oczywiście jeśli masz na myśli te słabo odżywione "niekobiece" kobiety, jakich jest w dzisiejszych czasach pełno to tak


Nie mówiłam tu o budowie fizycznej i zdolności do reprodukcji. Dzisiejszy świat stawia przed matkami wiele wyzwań (wychowawczych), a najłatwiejszym z wszystkich wyzwań jest spłodzenie, donoszenie i urodzenie dziecka. Najtrudniejszym wychowanie spełnionego, dojrzałego, szczęśliwego człowieka. Nie jesteśmy zwierzętami, które mają się tylko bezmyślnie namnażać.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:17   

Yo_ga79 napisał/a:
Rany. :o Nawet tego nie skomentuję, bo nie bardzo wiem, co mam powiedzieć.
Pierwszy raz spotykam kogoś, kto tak myśli... no ale dobrze... rozwiń proszę, co znaczy "zdegenerowani, słabo odżywieni"? Chciałbym Cię dobrze zrozumieć.

pierwszy raz spotkałaś kogoś, kto tak myśli? :o
cała wiedza tego forum na to wskazuje, moja droga :)
zdegenerowani, słabo odżywieni to osoby o bardzo marnej wartości biologicznej, które rodzą dzieci albo chore umysłowo albo fizycznie albo chore ogólnie
takim skrajnym przypadkiem są pijackie rodziny, które "generują" schorowanych dzieciaków "od pytona"
nie zgadzasz się ze mną?
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:19   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Najczęściej córka wybiera sobie za partnera faceta podobnego do ojca. Nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka gość stanowi przeciwieństwo, to głębsza analiza pokazuje, że są to nieistotne szczegóły, rdzeń osobowości jest podobny.


Tu warto zaznaczyć, że takie powielanie schematów dotyczy osób, którymi rządzi nieświadomość.

Znam przykład faceta, który trzykrotnie wybierał na żonę kobietę o 20 lat młodszą, a po iluś latach się rozwodził. Za każdym razem powtarzał te same błędy, nie wyciągając żadnych wniosków i nie próbując przełamać ten schemat.

Marishka
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:20   

Yo_ga79 napisał/a:
Nie mówiłam tu o budowie fizycznej i zdolności do reprodukcji. Dzisiejszy świat stawia przed matkami wiele wyzwań (wychowawczych), a najłatwiejszym z wszystkich wyzwań jest spłodzenie, donoszenie i urodzenie dziecka. Najtrudniejszym wychowanie spełnionego, dojrzałego, szczęśliwego człowieka. Nie jesteśmy zwierzętami, które mają się tylko bezmyślnie namnażać.

no ale właśnie niska wartość biologiczna to nie tylko fizyczność, ale przede wszystkim mózg! mózg źle odżywiony, zanieczyszczony podejmuje najczęściej złe decyzje i to, czy będzie miał 25 lat czy 35 to nic nie zmieni
jak ktoś za młodu jest głupi to na starość będzie jeszcze głupszy :what:
P.S. mam nadzieję, że trafnie odczytałaś mój przekaz :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:24   

Hannibal napisał/a:
M i T napisał/a:
Nie wiem, jak inaczej to wytłumaczyć.

tu nie co tłumaczyć - to musisz przeżyć. bo tak to wypowiadasz się o czymś, czego nie doświadczyłaś


Hannibal, ale ja właśnie o tym piszę - o odczuwaniu całkowitego SPEŁNIENIA w moim Związku. Przeżywam to codziennie, wypowiadam się z własnego doświadczenia o czymś, czego wyraźnie doświadczyłam.

M
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:27   

M i T napisał/a:
Hannibal, ale ja właśnie o tym piszę - o odczuwaniu całkowitego spełnienia w moim Związku. Przeżywam to codziennie, wypowiadam się z własnego doświadczenia o czymś, o czym mam bardzo dobre pojęcie.

ale nie wiesz, o ile byłabyś bardziej spełniona i szczęśliwa gdybyś miała córkę lub syna, którzy mówiliby do Ciebie "kochana mamo" :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:31   

Hannibal napisał/a:
mózg źle odżywiony, zanieczyszczony podejmuje najczęściej złe decyzje


Już gdzieś o tym czytałam... O tym, jak to odpowiednia ilośc tłuszczu zmienia wartość biologiczną mózgu, z myśłami i uczuciami łącznie. Tiaaaa...

Hannibal, nawet najlepszej wartości żywienie NIE jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Żywienie NIE kształtuje naszych myśłi i uczuć. Wydawało mi się, że jest to takie oczywiste.

M
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 20:38   

Hannibal napisał/a:
ale nie wiesz, o ile byłabyś bardziej spełniona i szczęśliwa gdybyś miała córkę lub syna, którzy mówiliby do Ciebie "kochana mamo" :)


Po pierwsze, nie wartościuję swojego spełnienia, tak jak nie wartościuję krzywdy czy zdrady. Dla mnie spełnienie to spełnienie, a nie "większe spełnienie" czy "mniejsze spełnienie". Doskonale pamiętam brak spełnienia w poprzednim związku i uczucia z tym związane. Mam więc punkt odniesienia.

Po drugie, słowa "kochana mamo" nie byłyby dla mnie dowartościowaniem, ponieważ ja się czuję kochana. Nie potrzebuję do tego zapewnień innych osób. Owszem, jest to bardzo przyjemne, ale nie wyobrażam sobie, by mieć dziecko tylko po to, by usłyszeć od niego "kocham cię". W takim razie, gdybym usłyszała "nienawidzę cię, mamo", to wedle tej teorii powinna byłabym zapaść się pod ziemię?

M
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 21:10   

niestety nie zrozumiałaś tego, co próbowałem tu przekazać; szkoda
co do żywienia to oczywiście, że nie tylko ono kształtuje to, jak myślimy i ja tego nie sugerowałem
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lut 28, 2009 22:37   

Witold Jarmolowicz napisał/a:

Jeżeli np. mąż jest małomówny a żona rozszczebiotana i lubi niewinnie flirtować a jednocześnie oboje ze wszystkiego najbardziej na świecie cenią rodzinę, to taki związek przetrwa wszystkie burze.
JW

Nawet zdradę ?
:what:
Chyba nie powinnam tak duzo myśleć o tej zdradzie :roll: :what:
 
 
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Sob Lut 28, 2009 23:18   

Hannibal: ale skąd wiesz, że ci kolesie "zdegenerowani biologicznie" to nie jest jakaś nowo powstająca gałąź w historii naszej ewolucji? żulik mający piątkę dzieci, każde z inną panną jak na razie spisuje się lepiej niż my ;) (chociaż ja też nie siedziałem tak całkowicie z założonymi rękami)

No i może szykuje się nam jakiś podział na Morloków i Elojów i nie ma co wartościować kto jest bardziej wartościowy wg kryteriów Price'a czy ustaw norymberskich, tylko kto jest bardziej przystosowany.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Lut 28, 2009 23:22   

Co do posiadania potomstwa.
Nie ma co dorabiać filozofii do rzeczy prostych-natura sama dyskwalifikuje jednostki nie nadające się do reprodukcji "zakładając" im "blokadę" ,czy to fizyczną,czy psychiczną.
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 00:35   

Iga napisał/a:
Co do posiadania potomstwa.
Nie ma co dorabiać filozofii do rzeczy prostych-natura sama dyskwalifikuje jednostki nie nadające się do reprodukcji "zakładając" im "blokadę" ,czy to fizyczną,czy psychiczną.


O kurde. Chyba jestem jednostką nie nadającą się do reprodukcji!! :D :D Ciekawe, co ze mną nie tak... :what: :what:
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 00:36   

Yo_ga79 napisał/a:
Iga napisał/a:
Co do posiadania potomstwa.
Nie ma co dorabiać filozofii do rzeczy prostych-natura sama dyskwalifikuje jednostki nie nadające się do reprodukcji "zakładając" im "blokadę" ,czy to fizyczną,czy psychiczną.


O kurde. Chyba jestem jednostką nie nadającą się do reprodukcji!! :D :D Ciekawe, co ze mną nie tak... :what: :what:


Czyli Iga jeśli ktoś nie ma blokad, to znaczy, że się do reprodukcji nadaje? Czy tak?
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 00:44   

Hannibal napisał/a:
Yo_ga79 napisał/a:
Rany. :o Nawet tego nie skomentuję, bo nie bardzo wiem, co mam powiedzieć.
Pierwszy raz spotykam kogoś, kto tak myśli... no ale dobrze... rozwiń proszę, co znaczy "zdegenerowani, słabo odżywieni"? Chciałbym Cię dobrze zrozumieć.

pierwszy raz spotkałaś kogoś, kto tak myśli? :o
cała wiedza tego forum na to wskazuje, moja droga :)
zdegenerowani, słabo odżywieni to osoby o bardzo marnej wartości biologicznej, które rodzą dzieci albo chore umysłowo albo fizycznie albo chore ogólnie
takim skrajnym przypadkiem są pijackie rodziny, które "generują" schorowanych dzieciaków "od pytona"
nie zgadzasz się ze mną?


Nie zgadzam się. Ale chciałabym żeby życie było takie proste i żeby tak łatwo było odróżnić kogoś kto się do reprodukcji nadaje od tego, kto nie. Moim zdaniem sprawa jest bardziej złożona a ludzie są "niezdolni do reprodukcji" przede wszystkim społecznie lub/i emocjonalnie (argument z pijacką rodziną do mnie trafia).

Jedzenie i jego jakość niestety nie zawsze przekłada się na jakość procesów emocjonalnych, dojrzałość psychiczną itp. Co do fizyczności - poza ludźmi chorymi psychicznie i z wadami genetycznymi - jestem za namnażaniem jeśli społecznie i emocjonalnie są gotowi na przyjęcie potomstwa.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 00:49   

Yo_ga79 napisał/a:

Czyli Iga jeśli ktoś nie ma blokad, to znaczy, że się do reprodukcji nadaje? Czy tak?

Myslę,że natura sama to reguluje.
Większość z Was wierzy w tzw. ewolucjonizm,który mówi,ze tylko jednostki najlepiej przystosowane do środowiska mogą przezyć i wydawać na świat potomstwo.To jest oczywiste -same Gatunki dbają o swoją ciągłość.
Gdyby wszyscy zyli poto ,zeby się tylko w bliżej nieokreslony sposób spełniać to, już dawno ziemią "rządziłyby szczury" :what:
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 00:52   

M i T napisał/a:
Hannibal napisał/a:
ale nie wiesz, o ile byłabyś bardziej spełniona i szczęśliwa gdybyś miała córkę lub syna, którzy mówiliby do Ciebie "kochana mamo" :)


Po pierwsze, nie wartościuję swojego spełnienia, tak jak nie wartościuję krzywdy czy zdrady. Dla mnie spełnienie to spełnienie, a nie "większe spełnienie" czy "mniejsze spełnienie". Doskonale pamiętam brak spełnienia w poprzednim związku i uczucia z tym związane. Mam więc punkt odniesienia.

Po drugie, słowa "kochana mamo" nie byłyby dla mnie dowartościowaniem, ponieważ ja się czuję kochana. Nie potrzebuję do tego zapewnień innych osób. Owszem, jest to bardzo przyjemne, ale nie wyobrażam sobie, by mieć dziecko tylko po to, by usłyszeć od niego "kocham cię". W takim razie, gdybym usłyszała "nienawidzę cię, mamo", to wedle tej teorii powinna byłabym zapaść się pod ziemię?

M


Hannibal, Mari jest na etapie, że nikt i nic z zewnątrz nie dodaje, ani nie odejmuje jej wartości. Nie może uczynić jej spełnioną, ani niespełnioną. PONIEWAŻ ONA JEST SPEŁNIONA I STANOWI WARTOŚĆ. To trudno zrozumieć, ale jak się do tego etapu dojdzie odczuwa się zmianę jakości życia. Sam zobaczysz.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 01:08   

Yo_ga79 napisał/a:
SPEŁNIONA I STANOWI WARTOŚĆ

Może to zabrzmi okrutnie,ale dla Gatunku,jeśli ktoś nie posiada potomstwa nie stanowi żadnej wartości-wartość takiego "osobnika" za "100 lat" będzie zweryfikowana jako "wartość zerowa",ponieważ nie powieli taki "osobnik" swojego DNA .
Nie zyjemy po to, żeby się dowartościowywać i być tylko i wyłącznie szczęsliwymi i usmiechnietymi, jak żywcem wzięci z gazetek Świadków Jehowy,tylko po to,zeby zachować ciągłość ludzkiego Gatunku.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 06:49   

Yo_ga79 napisał/a:
Nie zgadzam się. Ale chciałabym żeby życie było takie proste i żeby tak łatwo było odróżnić kogoś kto się do reprodukcji nadaje od tego, kto nie. Moim zdaniem sprawa jest bardziej złożona a ludzie są "niezdolni do reprodukcji" przede wszystkim społecznie lub/i emocjonalnie (argument z pijacką rodziną do mnie trafia). Jedzenie i jego jakość niestety nie zawsze przekłada się na jakość procesów emocjonalnych, dojrzałość psychiczną itp. Co do fizyczności - poza ludźmi chorymi psychicznie i z wadami genetycznymi - jestem za namnażaniem jeśli społecznie i emocjonalnie są gotowi na przyjęcie potomstwa.

uprościłem trochę problem dla potrzeb dyskusji
oczywiście, to nie jest tak, że osoby o gorszej wartości biologicznej nie mogą mieć zdrowych dzieci; mogą jeśli żywienie matki w czasie ciąży to nie będą żelki i czipsy, i to samo dla dziecka w jego pierwszych latach - wiele można w tym okresie zyskać, ale wiele i stracić
ale jeśli zdegenerowany w czasie prokreacji degeneracyjnie się prowadzi i zaszczepia to dziecku to ja to potępiam - a takich degeneracyjnych praktyk rodziców jest w obecnych czasach multum
Iga napisał/a:
Może to zabrzmi okrutnie,ale dla Gatunku,jeśli ktoś nie posiada potomstwa nie stanowi żadnej wartości-wartość takiego "osobnika" za "100 lat" będzie zweryfikowana jako "wartość zerowa",ponieważ nie powieli taki "osobnik" swojego DNA .

wiesz co, wyjęłaś mi to z ust :D
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 09:02   

Iga napisał/a:
Yo_ga79 napisał/a:
SPEŁNIONA I STANOWI WARTOŚĆ

Może to zabrzmi okrutnie,ale dla Gatunku,jeśli ktoś nie posiada potomstwa nie stanowi żadnej wartości-wartość takiego "osobnika" za "100 lat" będzie zweryfikowana jako "wartość zerowa",ponieważ nie powieli taki "osobnik" swojego DNA .
Nie zyjemy po to, żeby się dowartościowywać i być tylko i wyłącznie szczęsliwymi i usmiechnietymi, jak żywcem wzięci z gazetek Świadków Jehowy,tylko po to,zeby zachować ciągłość ludzkiego Gatunku.


Na szczęście człowiek w sprawach prokreacji nie kieruje się wyłącznie instynktem i może decydować, czy i ile potomstwa chciałby mieć. Warto z tej wolności korzystać.

Ludzie są różni, Iga. Mają różne hierarchie wartości, piorytety w życiu. Każdy z nas może wybrać, czy za 100 lat chce być oceniony jako jednostka wysoko wartościowa (zostawiająca po sobie gdzie popadnie dużo wartościowego, "niezdegenerowanego" potomstwa), czy też woli przeżyć wartościowe, spełnione i świadome życie. Według tych priorytetów kształtujemy swoje postępowanie.
"Niechcący" trąciłaś interesujący temat: po co żyjemy? Zgadzam się, że nie wyłącznie po to by być szczęśliwym (choć dla mnie akurat to ważny cel), ale z całą pewnością również nie wyłącznie po to, by zapewnić gatunkowi ludzkiemu ciągłość. Na to trudne pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 09:07   

Hannibal napisał/a:

oczywiście, to nie jest tak, że osoby o gorszej wartości biologicznej nie mogą mieć zdrowych dzieci; mogą jeśli żywienie matki w czasie ciąży to nie będą żelki i czipsy, i to samo dla dziecka w jego pierwszych latach - wiele można w tym okresie zyskać, ale wiele i stracić
ale jeśli zdegenerowany w czasie prokreacji degeneracyjnie się prowadzi i zaszczepia to dziecku to ja to potępiam - a takich degeneracyjnych praktyk rodziców jest w obecnych czasach multum


Tu się zgadzam bezwzględnie. Jeśli kobieta w czasie ciąży podejmuje "degeneracyjne" aktywności w moich oczach nie jest dojrzała emocjonalnie do posiadania potomstwa (jeśli jej się wydawało, że chce mieć dziecko, a teraz pali to niech sobie wielkiego papierosa ubierze w dziecięce ubranka i się nim pobawi, ba na matkę się nie nadaje) :D :D

Czyli znaleźliśmy płaszczyznę porozumienia :D :D
 
 
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 09:08   

Chciałem cosik napisać ale Iga i Hanibal mnie w sumie wyręczyli.

Pozdrawiam 8)
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 12:39   

Yo_ga79 napisał/a:
... czy też woli przeżyć wartościowe, spełnione i świadome życie.

świadome niby czego? Bo ostatnio to słowo jest naduzywane.
Tu nie ma co dorabiać do prostych rzeczy ideolologi,bo wystarczy,ze w pewnym momencie "braknie prądu" i cały Wasz system wartosci legnie w gruzach.

Opiszę pewien przypadek.
Siostra mojej przyjaciółki wyszła za mąż i nie chciała mieć dzieci-chiała się "cieszyć życiem" -no i cieszyła się tym zyciem -była razem ze swoim mężem, wszystko razem robili,na wczasy zawsze razem-mieli siebie wyłacznie dla siebie-byli spełnieni i wartosciowi,ale nie wykluczali oczywiscie dzieci.Przyszedł czas na dziecko.
Zaszła dziewczyna w ciążę po kilku latach spedzonych w "spełnionym" małżeństwie i urodziła śliczną córeczkę (którą ja widziałam :) oczywiscie).
Opowiadała nam potem,ze żałowała ,że wcześniej nie urodziła dziecka,że ten czas bez dziecka w porównaniu z tym czasem kiedy mogła się zaopiekować swoim maleństwem,dbać o nie,wychowywać je, był niezbyt spełnionym czasem.Także mówiąc wczesniej,że była spełniona w małżeństwie bez dzieci, nie miała najmniejszego pojęcia,że to nie było jej całkowite spełnienie.Teraz ma trójkę dzieci i jest SPEŁNIONA I ŚWIADOMA swojego jestestwa :)
 
 
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 13:08   

Iga napisał/a:
...Teraz ma trójkę dzieci i jest SPEŁNIONA I ŚWIADOMA swojego jestestwa :)...

Jak bedzie miala "dwanascie",
to bedzie jeszcze 4x bardziej "spelniona i swiadoma". 8) :P
.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 13:25   

grizzly napisał/a:

Jak bedzie miala "dwanascie",
to bedzie jeszcze 4x bardziej "spelniona i swiadoma". 8) :P .

Dla Natury/Gatunku im wiecej tym lepiej.Dwójka to minimum.
Dlaczego?
A no dlatego,że w razie "braku prądu" istnieje większe prawdopodobieństwo ,ze jakiś "osobnik/osobniki" przezyje/przezyją i tym samym zapewnią ciągłość Gatunku,bo dla Natury to jest Najważniejsze,a nie zamartwanie się cellulitem,obwisłymi piersiami itd.
"Ty" masz mieć potomstwo,jesli nie -umrzesz,przestajesz być częścią Gatunku-takie są Fakty i gdzie tutaj jakieś Spełnienie i Świadomość ?
Z resztą....czy ktoś może być w 100% świadomy wszystkiego?Nie.
Jesli ktoś twierdzi,ze jest Świadomy,to najpewniej nie jest Świadomy tego o czym mówi. -to mi się udało :)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:01   

takie pytanie retoryczne -
czy są tu osoby, które mają dzieci i które twierdzą, że przed ich pojawieniem byli w równym stopniu spełnieni i szczęśliwi? :D
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:15   

Hannibal napisał/a:
takie pytanie retoryczne -
czy są tu osoby, które mają dzieci i które twierdzą, że przed ich pojawieniem byli w równym stopniu spełnieni i szczęśliwi? :D

Bardzo dobre pytanie Hannibal.
Zaskakujesz mnie miło, może dlatego,ze wcześniej nie mieliśmy możliwości wymiany poglądów :)
Niech każdy Rodzic zada sobie to pytanie w duchu i niech sobie odpowie na nie, tak zupełnie szczerze,bez owijania w bawełnę i zbędnych ideologii :)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:24   

i obiecujemy, że nie będziemy bić jak ktoś odpowie twierdząco ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:24   

Hannibal napisał/a:
takie pytanie retoryczne -
czy są tu osoby, które mają dzieci i które twierdzą, że przed ich pojawieniem byli w równym stopniu spełnieni i szczęśliwi? :D


pytanie jest tendencyjne, i odpowiedź na nie nie dowodzi niczego bo:
1. istnieją mechanizmy racjonalizacji (por. kwaśne winogrona, słodkie cytryny) które ten obraz zmieniają u samego zainteresowanego
2. nad tym jeszcze istnieje presja społeczna by nie przyznawać się do porażki i nie obwiniać za nią swoich dzieci.

Więc jeżeli ktoś taki nawet jest to nie pisze o tym na forum tylko po cichu opuszcza rodzinę i żyje tak aby potomstwo mu nie przeszkadzało w szczęściu i spełnieniu.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:28   

nie wiedziałem, że tak szybko znajdzie się pierwsza osoba - zbiggy :D
no i nie dziel, proszę, włosa na czworo tylko powiedz, jak na mężczyznę przystało :]
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:30   

Hannibal napisał/a:
nie wiedziałem, że tak szybko znajdzie się pierwsza osoba - zbiggy :D


no ale wiesz, dzieci nauczą się czytać i będzie wpadka ;)
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:54   

Iga napisał/a:
Yo_ga79 napisał/a:
... czy też woli przeżyć wartościowe, spełnione i świadome życie.

świadome niby czego? Bo ostatnio to słowo jest naduzywane.
Tu nie ma co dorabiać do prostych rzeczy ideolologi,bo wystarczy,ze w pewnym momencie "braknie prądu" i cały Wasz system wartosci legnie w gruzach.



Spełnione i świadome życie nie wyklucza rodzicielstwa. Tak samo jak rodzicielstwo nie wyklucza świadomego i szczęśliwego życia. Tu chodzi o to, żeby każda decyzja w życiu była podejmowana z uwzględnieniem wszystkich możliwych do przewidzenia konsekwencji. Gdy ja zadaję sobie pytanie, czy chcę być matką zadaję sobie jednocześnie dwa pytania: 1) czy jestem gotowa bezwzględnie kochać i akceptować dziecko nie zważając na to jakie się urodzi? (tzn. czy je będę kochać jak urodzi się mocno upośledzone, czy będę w stanie je akceptować i wspierać do końca życia, czy starczy mi miłości?) Jak na razie moja odpowiedź brzmi - nie. Drugie pytanie to: czy jestem gotowa żyć, jak moi znajomi posiadający dzieci, czy się chcę "zamienić" w moje "dzieciate" przyjaciółki? Oczywiście, że nikt dzieciaty nie powie, że żałuje, że ma dzieci. Oczywiście, że można żyć 10 lat bez wakacji, z dużymi problemami finansowymi na głowie, w za ciasnym mieszkaniu w bloku z płyty. Można spać po 5 godzin na dobę, zamartwiać się wciąż o pieniądze i jeździć 10 lat jednym samochodem. Można zrezygnować z realizacji swoich marzeń dla posiadania dzieci. Można sobie wmówić, że mój zwisający brzuch jest ok i że to wszystko nie jest ważne, bo mam dzieci. Wiele osób tak żyje. Ale ja nie chcę takiego życia dla siebie. I dlatego wiem jeszcze, że to dla mnie nie czas na dzieci. Za bardzo lubię swoje życie :D :D .

Przykład rodziny z 5 dzieci mam bardzo blisko siebie. Widzę jak ich matka jest szczęśliwa i dumna z córek. Widzę jej zadowolenie i wartość w tym, co robi dla społeczeństwa. Wiem, że swoich wartości rodzinnych nie oddałaby za moje życie. Nie zazdrości mi wolnego czasu, wspaniałej figury, pieniędzy na przyjemności i realizację pasji. Nie zazdrości mi wspaniałej relacji z mężem, którego ona sama prawie nie widuje, bo ten zajmuje się zarabianiem na życie od rana do nocy. Nie zazdrości mi pozycji zawodowej i tego, że prawdopodobnie po 45 - roku życia nie będę musiała w ogóle pracować. Nie zazdrości mi, a ja nie zazdroszczę jej. A każda z nas widzi wartość w pracy i wysiłkach tej drugiej wybierając jednocześnie swoje życie. Jest tak ponieważ każda z nas dokonała ŚWIADOMEGO WYBORU. I o to tu chodzi.
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 14:59   

Jak dokonasz świadomego wyboru własnej drogi życiowej, zgodnie z prawdą o sobie rozpoznając swoje potrzeby, nigdy nie zabraknie ci prądu. Bo ten prąd masz w sobie, ani dzieci, ani nic innego z zewnątrz Ci go nie da (to jak z wypełnianiem "pustki" poprzez znajdowanie drugiej połówki lub rodzenie dziecka).

Popatrzcie ile wokół nas jest ludzi otyłych - im też wydaje się, że wypełnią pustkę noszoną w sobie czymś z zewnątrz. Tylko oni wybrali jedzenie. :(
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:04   

zbiggy napisał/a:
Hannibal napisał/a:
takie pytanie retoryczne -
czy są tu osoby, które mają dzieci i które twierdzą, że przed ich pojawieniem byli w równym stopniu spełnieni i szczęśliwi? :D


pytanie jest tendencyjne, i odpowiedź na nie nie dowodzi niczego bo:
1. istnieją mechanizmy racjonalizacji (por. kwaśne winogrona, słodkie cytryny) które ten obraz zmieniają u samego zainteresowanego
2. nad tym jeszcze istnieje presja społeczna by nie przyznawać się do porażki i nie obwiniać za nią swoich dzieci.

Więc jeżeli ktoś taki nawet jest to nie pisze o tym na forum tylko po cichu opuszcza rodzinę i żyje tak aby potomstwo mu nie przeszkadzało w szczęściu i spełnieniu.


Większość ludzi, których znam twierdzi, że po pojawieniu się potomstwa są bardziej spełnieni i szczęśliwi. Ale to nic nie oznacza. Bo potomstwo często ma się po to, by zamaskować brak szczęścia i niespełnienie. Przykładów w około jest pełno.

Ale jak np. Mari urodzi dziecko i stwierdzi, że jest bardziej spełniona i świadoma niż przed porodem, to uwierzę.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:10   

Yo_ga79 napisał/a:
Ale jak np. Mari urodzi dziecko i stwierdzi, że jest bardziej spełniona i świadoma niż przed porodem, to uwierzę.

może lepiej niech nie rodzi, jeśli ma takie do tego podejście :]
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:10   

grizzly napisał/a:
Iga napisał/a:
...Teraz ma trójkę dzieci i jest SPEŁNIONA I ŚWIADOMA swojego jestestwa :) ...

Jak bedzie miala "dwanascie",
to bedzie jeszcze 4x bardziej "spelniona i swiadoma". 8) :P
.


A jak będzie miała 24 to będzie jeszcze bardziej świadoma i spełniona (choć nie tak oczywiście jak wtedy, gdyby miała 32) :P :P :P Ale wtedy będzie DOPIERO WARTOŚCIOWA JAKO JEDNOSTKA ROZPŁODOWA, HO HO!! I Gatunek będzie o niej długo pamiętał po jej śmierci.... :P Tylko ciekawe co ona będzie z tego mieć? :)
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:13   

Hannibal napisał/a:
Yo_ga79 napisał/a:
Ale jak np. Mari urodzi dziecko i stwierdzi, że jest bardziej spełniona i świadoma niż przed porodem, to uwierzę.

może lepiej niech nie rodzi, jeśli ma takie do tego podejście :]


Upsss.... może nie przeginajmy. Sprawa posiadania/nieposiadania dzieci jest bardzo delikatna i nie można powiedzieć, że ktoś "lepiej niech nie ma....". To sprawa indywidualna każdego człowieka.
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:14   

Yo_ga79 -
ale dlaczego robisz taką dychotomię?
to nie można mieć dzieci, świetnej figury, świetnych relacji z mężem/żoną, dużego domu, full kasy? jeśli tak uważasz to współczuję :]
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:17   

Yo_ga79 napisał/a:
Upsss.... może nie przeginajmy. Sprawa posiadania/nieposiadania dzieci jest bardzo delikatna i nie można powiedzieć, że ktoś "lepiej niech nie ma....". To sprawa indywidualna każdego człowieka.

to sprawa indywidualna, ale chyba możemy gadać tu otwarcie, bez politycznej poprawności? :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:19   

Hannibal napisał/a:
Yo_ga79 -
ale dlaczego robisz taką dychotomię?
to nie można mieć dzieci, świetnej figury, świetnych relacji z mężem/żoną, dużego domu, full kasy? jeśli tak uważasz to współczuję :]


Uważam, że można. I mam nadzieję, że będę pierwszą osobą w swoim otoczeniu, która tak będzie mieć. Na razie w okolicy takiego nikogo nie widzę. Za to mam sporo przykładów na znaczne pogorszenie statusu rodziny po urodzeniu dziecka. Jeśli ty masz inne obserwacje to zazdroszczę. Ale każdy własne opinie czerpie ze swoich doświadczeń ....
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:22   

Hannibal napisał/a:
Yo_ga79 napisał/a:
Upsss.... może nie przeginajmy. Sprawa posiadania/nieposiadania dzieci jest bardzo delikatna i nie można powiedzieć, że ktoś "lepiej niech nie ma....". To sprawa indywidualna każdego człowieka.

to sprawa indywidualna, ale chyba możemy gadać tu otwarcie, bez politycznej poprawności? :)


Bez politycznej poprawności, ale z poszanowaniem wyborów drugiego człowieka. Jak Ty byś się czuł, gdyby ktoś na forum wyraził pogląd, że taka osoba jak Ty lepiej niech nie ma dzieci....?
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:23   

był kiedyś o tym artykuł - właśnie posiadanie kolejnych dzieci skłania nas to większych poświęceń w biznesie i większych potem sukcesów
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:27   

Yo_ga79 napisał/a:
Bez politycznej poprawności, ale z poszanowaniem wyborów drugiego człowieka. Jak Ty byś się czuł, gdyby ktoś na forum wyraził pogląd, że taka osoba jak Ty lepiej niech nie ma dzieci....?

nic bym nie miał, bo trzeba mieć twardą ..., coby komfortowo na forum przesiadywać i nie mazać się po tym, jak ktoś powie coś niefajnego :D
no sorry, ale takie są reguły gry
uważam, że dzięki temu, że powiemy szczerze to, co myślimy uzyskamy największą "forumową wartość dodaną", "if I may say so" ;)
P.S. jeśli ktoś umie czytać to wie, że mój przekaz do Mary był raczej za tym, żeby posiadała dzieci; ale jak zrobi to oczywiście jej sprawa
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Nie Mar 01, 2009 15:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:27   

Ponieważ wyrażane przeze mnie wyżej poglądy mogą brzmieć dosyć radykalnie, może jeszcze dodam dla wyjaśnienia, że ja chcę mieć dzieci. Uważam, że ich posiadanie i wychowanie niesie ze sobą wartość dużo większą od typowo materialnych. Strarm się tylko swoją decyzję o macierzyństwie podjąć świadomie. I jestem również świadoma, że jej odwlekanie może narazić mnie na trudności z zajściem w ciążę... Ale na razie mam dopiero niespełna 30 lat, więc sądzę, że mam jeszcze nieco czasu....
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 15:50   

Presja posiadania dzieci jest tak duża, że w obliczu tego zagadnienia najlepiej uwidaczniają się dziury w świadomości. Dochodzą do głosu absurdy wielkie jak Karakorum. Najlepszy z nich jest o tym, że jak ktoś nie czatuje z ozorem przy klawiaturze i nie od razu odpowie na posty, to już się maże.
Ludzie, a to tylko skutek wiedzy o tym, że jak ktoś zaczyna zachowywać się jak w malignie, lepiej po prostu chwilowo odstąpić, licząc - idąc za bohaterem "The Unforgiven", na "powściągliwość gadów" :D

Tomek
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 16:31   

Tomek, nie rób z Was oblężonej twierdzy ;)
my tu tylko pokojowo dyskutujemy, a to że czasem wyrażone opinie są dobitne to chyba normalne w świecie rasowych ludzi, którzy nie boją się, jak to było za komuny, powiedzieć szczerze co myślą
z tym mazaniem to nie było do nikogo wprost adresowane - to było ogólnie o tym, jak trzeba się zachowywać na forum, coby komfortowo na nim siedzieć :)

P.S. Myślę, że to dobry moment, żeby wrócić do meritum tematu
ktoś ma jeszcze ciekawego do dodania o łączeniu się ludzi w pary? :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 17:53   

Prawda jest taka, że jesteśmy oblężoną twierdzą, tyle, że fosa jest tak głęboka, że w zasadzie to nie muszę się martwić o sielankę wewnątrz murów. O ile przypomnę sobie Twoje zwyczaje żywieniowe, sytuacja może wyglądać pod pewnymi względami analogicznie. Tyle, że ja nosa nie zatykam.
I teraz możemy chyba kontynuować dyskusję o łączeniu się w pary.
Może zacznijmy od tego, że ogromna, uderzająca większość związków powstaje poprzez próby sprostania oczekiwaniom matek, ojców, babek, dziadków oraz jest wynikiem presji społecznej. Istnieje także mała grupa ludzi którzy robią to z poczucia głębokiej, progresywnej miłości opierającej się na dojrzałej, rozwijającej się wciąż formie partnerstwa i wzajemnej fascynacji. Wadą takiego szczęśliwego związku jest to, że czas mija trzykrotnie szybciej i człowiek jeszcze bardziej chce żyć wiecznie - byle jak najdłużej z tą właśnie osobą i na tym świecie. Ja tak mam.

Tomek
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 18:02   

M i T napisał/a:
...progresywnej miłości ...

Tomek

A propo progresywności.Kiedyś na "trójce" słyszałam,ze rock progresywny to taki gatunek muzyki ,o którym każdy dyskutuje,ale nikt tego nie słucha.
Czy z miłością progresywną jest podobnie?
I co to jest w ogóle? Czy to jakaś europejska nowomowa?
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Mar 01, 2009 18:19   

Niektórzy opisują swoje całe życie od A do Z i chcieliby,aby każdy im klaskał,a jak nie klaszcze,to jest nieświadomy,nieodpowiedzialny itd .
A w życiu jest zupełnie inaczej .Można się zgodzić z "jednym",można po częsci przyznać rację "drugiemu" ,a z "trzecim" można się zupełnie nie zgodzić i nie ma o co "płakać" i czuć się "oblężonym" :)
:)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 18:21   

oj, to sobie podyskutujemy :D :D
ad rem -
cytat: "ogromna, uderzająca większość związków powstaje poprzez próby sprostania oczekiwaniom matek, ojców, babek, dziadków oraz jest wynikiem presji społecznej"
czy robiłeś na ten temat jakieś rzetelne badania, czy to tylko twoje odczucie? zgadzam się, że było tak kiedyś, ale teraz jednak wszystkie znane mi związki wyłamują się z tej presji
mam tu nieodparte poczucie, że szeregujesz swój związek jako niszowy, ten lepszy, nie obciążony żadnymi wpływami z zewnątrz
suponujesz tu, że jako jeden z nielicznych dałeś radę się przed tym ustrzec
psychoanalizy nie będę Ci robił, ale sam chyba dostrzegasz, że coś jednak jest nie teges....
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 18:36   

Hannibal, ale ja nie widzę sensu w dowodzeniu, że mój związek jest dla mnie najlepszy. Opieram się tylko na subiektywnych odczuciach. Głosy z zewnątrz, które niby lepiej widzą i wiedzą, co dla mnie dobre - są tylko...głosami. Mają prawo być, mogą również nie istnieć. Do niszy, że niby się kwalifikuje ? Ale nawet jakbym nie chciał, to tak jest. Inni to robią za nas - Ty choćby.
Co zaś do wpływów z zewnątrz. Owszem, ale tylko te, które rozwijają i nie szkodzą.
W tym temacie nie mam wiele do dodania. Badań nie przeprowadzałem. Punktem wyjściowym jest obserwacja otoczenia. Tu mogę się mylić, ale nie w swoich uczuciach.

Tomek
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 18:41   

Ponadto zauważ. Właściwie to opisujemy tu swoje szczęście, bo tym człowiek lubi się czasem podzielić. A może to komuś w czymś pomoże ? I w zasadzie wtedy dopiero widać, jak bardzo ludzie nie lubią, uwiera w dupę ich, że ktoś ośmiela się poczuć tego rodzaju hedonistyczną, piękną radość bycia z kimś, kogo się kocha. A nie jest tak ?

Tomek
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 18:51   

a czy ja Wam odbieram prawo to bycia szczęśliwymi ludźmi? :o
bądźcie szczęśliwi i cieszcie się życiem!
ale nie suponujcie, że inni nie mogą być równie, a nawet bardziej szczęśliwi, na "trochę" innych zasadach :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Mar 01, 2009 19:35   

Oj nie Hannibal, oj nie. Każdy sobie swą rzepkę oskrobie, ale swoje zdanie zawsze wyrażę - mając przy tym nadzieję, że nikomu tych jego zasad przecież nie odbiorę. Dlatego możesz się spodziewać z mej strony pewnych sugestii - dobitnych jak to sam określiłeś. Albo inaczej - rasowych :)

Tomek

ps: Nie wiem, czy warto kwestię życie świadome, życie nieświadome relatywizować. Znam bardzo dużo osób Uciekających w coś, co pozwala im nie myśleć, nie czuć.
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 02, 2009 09:13   

A ja myślę sobie, że najważniejsze jest, aby każdy z Nas był na swój sposób szczęśliwy. Nie ważne "świadomy", czy nie, z dziećmi, czy bez, w twierdzy, czy na łące :) Forum jest po to, by zobaczyć na przykładach innych, że są inne rodzaje szczęścia i że można je odnaleźc w różnych postaciach, formach i wyborach życiowych. Nikt tu (w moim odczuciu) nikogo nie przekonuje, że jego sposób życia jest lepszy, bo np. bardziej świadomy, albo bardziej "dzieciaty". Dzielimy się tylko doświadczeniami i opiniami.

Też proponuję, co by wrócić w dyskusji do tematu wątku. A może został on juz wyczerpany?
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 10:53   

Yo_ga79 napisał/a:

Też proponuję, co by wrócić w dyskusji do tematu wątku.


Z własnego doświadczenia-najpierw przyciagały nas (mnie i Męża) różnice zdań -mielismy różne zdanie na każdy temat.Rzadko się zdarzało,zebyśmy mysleli podobnie.Sprzeczek było co niemiara ,kłótni bez liku ,potem się godziliśmy :x Wiele razy odchodziłam (jak jeszcze nie byliśmy małżeństwem) ,a potem wracałam :]
Było coś takiego-jak słyszelismy jakąs piosenkę i On powiedział,ze ją lubi,to ja chocbym ją kiedyś lubiła bardzo,to z miejsca przestawałam ją lubić.Z filmami podobnie.Robiłam wszystko na przekór-On chciał iść tam,a ja znów gdzieś indziej,ale nie dlatego,że gdzieś indziej było coś,co mi się podobało,tylko poprostu,żeby mieć inne zdanie- w sumie to chyba lubiłam Go wkurzać :oops: -choć czasem nie dał się wyprowadzić z równowagi .Z tym wkurzaniem,to była dziwna sprawa.Na początku było ładnie pieknie,całkiem milutko,ale zamieszkaliśmy u takiego jednego małżeństwa (to było we Wiedniu)-wynajęlismy pokój.
O rany! Jak oni się kłócili-po prostu masakra.Pomiatała nim strasznie,ale ten gość nic nie robił :o .I ja w pewnym momencie wzięłam z niej przykład (ale może troszkę inaczej postapiłam) i postanowiłam coś zrobić,zeby wkurzyć mojego jeszcze wtedy chłopaka.Musiałam się postarać,bo trudno było Go wyprowadzić z równowagi,ale mi się w końcu udało i ....spodobało mi się to,ale chyba dlatego ,że zgody były bardzo.... :x .Nigdy Jemu o tym nie mówiłam,myslałam,ze On wiedział,ze robiłam to z premedytacją :o .Jednak okazuje sie,ze nie wiedział :o -wczoraj mu o tym powiedziałam :) :x
Pomimo tych burz,bylismy wciąż razem -coś nas przyciągało i... wiemy oboje co :x .
Z biegiem lat jednak, te zamierzone burze były coraz rzadsze,chyba się wyciszyłam i zaczęłam przysłuchiwać się Jego ulubionym piosenkom,Jego ulubionym filmom i przyglądac się uważniej temu ,co go śmieszyło,bulwersowało i dostrzegłam,że wiele nas łączy :) i spodobało mi się to :) Oczywiście nie ma tak,ze mamy na każdy temat takie samo zdanie ,bo przecież pewnie bysmy się zanudzili,ale lubimy poogladać sobie ulubione filmy,posłuchać naszej ulubionej muzyki,iść w ulubione miejsce .Nawet mój Mąż wczoraj powiedział mi,że się zmieniłam :)
Proszę jednak nie mysleć,że stałam się "potulną owcą" :hah:
Od czasu do czasu lubię się z nim podroczyć 8)
Proszę mi tylko psychoanaliz nie robić
:] :hah:
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 11:32   

Witold Jarmolowicz napisał/a:

Tak się teraz zastanawiam, jak się czują bliźniaki jednojajowe, mając obok idealnego sobowtóra.
JW

Mam bliską znajomą,ma synów-bliźniaki jednojajowe .Wiek 9 lat.
Nie chcą chodzić tak samo ubrani,jeden nosi dłuższe włosy,drugi króciutkie.
Temperament -zupełnie odmienny.
 
 
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Pon Mar 02, 2009 12:05   

Może jak dojdą do prezydenckiego fotela to im się odmieni? :)
JW
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 12:09   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Może jak dojdą do prezydenckiego fotela to im się odmieni? :)
JW

:what: Pewnie tak :hah:
Tam, to wszyscy mają jednakowy temperament i jeden cel :]
 
 
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Pon Mar 02, 2009 12:14   

Iga napisał/a:
Z własnego doświadczenia-najpierw przyciagały nas (mnie i Męża) różnice zdań -mielismy różne zdanie na każdy temat.Rzadko się zdarzało,zebyśmy mysleli podobnie.Sprzeczek było co niemiara ,kłótni bez liku ,potem się godziliśmy :x Wiele razy odchodziłam (jak jeszcze nie byliśmy małżeństwem) ,a potem wracałam :]
Było coś takiego-jak słyszelismy jakąs piosenkę i On powiedział,ze ją lubi,to ja chocbym ją kiedyś lubiła bardzo,to z miejsca przestawałam ją lubić.Z filmami podobnie.Robiłam wszystko na przekór...
Proszę mi tylko psychoanaliz nie robić
:] :hah:

Jakby nie patrzył, to freudowski mechanizm przeniesienia. :)
JW
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 12:43   

No cóż :)
Nie wyobrażam sobie tak się zachowywać teraz-to odeszło .Za to na miejsce tamtego, przyszło zupełnie coś innego :)
Ale sobie przypomniałam,ze jest jest jedna kreskówka ,której nie przestałam lubic,bo mój mąż lubił (w tamtym okresie) -The Simpsons :what: -czyli coś jednak nas łączyło :hah:
Pomimo tych wszystkich przeciwieństw bardzo przyciagaliśmy się :)
Nie uciekalismy od siebie na dłużej niż pół dnia :hah:
.Teraz nas przyciągają podobieństwa :)
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 02, 2009 14:04   

Iga napisał/a:

Z własnego doświadczenia-najpierw przyciagały nas (mnie i Męża) różnice zdań -mielismy różne zdanie na każdy temat.Rzadko się zdarzało,zebyśmy mysleli podobnie.


To chyba mieliście Iga, podobnie jak my z tym, że odwrotnie. Też do nedawna miałam wrażenie, że Mój Mąż czasem spiera się ze mną "dla zasady". Po prostu lubi mieć odmienne zdanie, a tak naprawdę ......się ze mną zgadza. .... Tylko podroczyć się lubi i podyskutować.

W kontakcie z osobą taką jak ja pokłócić się jest bardzo trudno, bo ja szanuję wszelkie odmienności i zawsze z ciekawością przypatruję się osobom o odmiennym w stosunku do życia i innych upodobaniach. Do tego jestem bardzo cierpliwa i chętnie innych wysłuchuję. Takie "prowokowane odmienności" w wydaniu mojego Męża poszerzyły mój światopogląd, bo dzięki nim mam motywację, zeby wyjść poza swój punkt widzenia i postarać się spojrzeć z innej strony (wstyd się przyznać mam trochę wrodzoną skłonność do dogmatyzmu, ale walczę z tym). Nasze dyskusje zawsze były bardzo twórcze dla obu stron. Nawet jeśli różnica zdań - tylko pozorna ...:D :D
 
 
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Pon Mar 02, 2009 14:17   

Jest taka stara anegdota;
Rozmawiają dwie przyjaciólki.
A. My to się nigdy nie kłócimy z mężem. Jeżeli jest jakaś różnica zdań, to siadamy i dyskutujemy, aż ustalimy wspólnie zgodny pogląd.
B. No a, a co, jeżeli mąż się z tobą nie zgadza mimo wszystko?
A. Moja droga, to się jeszcze nigdy nie zdarzyło. :)
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 15:01   

Witold Jarmolowicz napisał/a:

A. Moja droga, to się jeszcze nigdy nie zdarzyło. :)

Miałam takiego chłopaka,który zawsze się ze mną zgadzał.Nawet choćbym racji nie miała ,to i tak miałam -to było straszne i nudne 8/
 
 
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 16:09   

Iga napisał/a:
...to było straszne i nudne 8/...

8) :hah:

Nie wypada na pewne tematy dyskutowac "publicznie"
np. cobym zrobila gdybym znowu "dziewicom byla" !!! 8) :P ;D :what: :hah:
.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 16:26   

grizzly napisał/a:

Nie wypada na pewne tematy dyskutowac "publicznie"

A dlaczego nie? :)
Dzięki dyskusjom,dzięki temu,że niektóre osoby są otwarte i piszą o sobie zawsze można wybrać z ich doświadczeń, coś dla siebie :)
Wiem,ze pisanie o kims łatwiej przychodzi, niż pisanie o sobie ,bo możesz narazić się potem na negatywne oceny ,ale czasem warto :) :]
A jeszcze jak się jest miedzy inteligentnymi ludźmi i nie czyta się bredni w stylu "zwiększ ilość żółtek,to rozświetli ci się umysł,tak że z "matołka" staniesz się "inteligentem" ,no to jest super! :)
 
 
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 16:48   

Iga napisał/a:
...A dlaczego nie? :) ...
Nooo.. 8) Jestem ciekawy reakcji "partnera" po uzyskaniu
dojrzalej i OBIEKTYWNEJ!!!8) analizy na temat: 8)

trafnosci "wyboru" np. "materialu prokreacyjnego"
czy "donatora srodkow" warunkujacych miejsce jednostki
w tzw. hierarchii społecznej. 8) :P ;D

Slysze te "jeki i zawodzenia" hipokrytow
"zaklinajacych" swoje "wielkie szczescie" .8) :P ;D

Jacy to oni sa szczesliwi np. mieszkajac w "ham-burku"
i wczasujac w "czortkowie"!!! :roll: ;D :what: :hah:
.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 16:58   

grizzly napisał/a:
Jestem ciekawy reakcji "partnera"

Czy uważasz,że mój partner zmieniłby o mnie zdanie po usłyszeniu,czy przeczytaniu negatywnej opini dotyczącej mojej osoby,a wyrazonej przez obcych ludzi?
O to chodzi? :)
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 17:09   

Nie wiem,czemu zniknął mój post -pewnie coś nacisnęłam nieodpowiedniego.
Pisało w nim;
Kto pisze o sobie ten musi siłą rzeczy spotkać się z "obiektywną" analizą czytających,a ja nie mam lęków przed negatywnymi analizami :)
 
 
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 02, 2009 17:14   

Iga napisał/a:
...wyrazonej przez obcych ludzi?
O to chodzi? :)...


Takie opinie wedle mojej wiedzy sa- miej "porazajace".
8)

Ja mialem na mysli obiektywna i szczera opinie
"partnerki/a" Gdyby powazyl sie na szczerosc
i "wyjawil" o czym tak naprawde mysli,
bez zaklamania oczywiscie!!! 8)

Nie piszemy o TWOIM MEZU!!!! 8)
Ale o tzw. "innych parach" 8) :P
 
 
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Wto Mar 03, 2009 00:14   Rada: Style moga byc stosowane szybko do zaznaczonego tekstu

Nie wiem jak to mozliwe, ale dopiero teraz natknalem sie na ten temat.

Nie przeczytalem jeszcze nawet 1 strony, ale mimo to sie wypowiem.

Byc moze kogos zdubluje, ale co tam 8)

Bylo kiedys takie badanie. Porownywano partnera i rodzica tej samej plci co partner.
Badanie trzeba przyznac pod konkretna teze..
Co wyszlo nie trzeba nawet pisac :)
Podobno dobieramy sobie zony/mezow mozliwie niepodobnych do matek/ojcow.
Dosyc czesto sie to zgadza, moja mama jest brunetka, babcia od strony ojca blondynka.. rozny typ sylwetki, kolor oczy itd.
Ale oczywiscie nie zawsze tak jest, nie mozna sprowadzac milosci do takiego banalnego schematu..

Czy przyciagaja sie przeciwienstwa, czy podobienstwa?

To zalezy.
Jezeli babka jest "typem dominujacym" i trafi na faceta pt. "typ ulegly" - beda do siebie pasowac.
Jezeli "domina" spotka "dominatora" - raczej nic z tego nie wyjdzie.



Jezeli natomiast mamy ekstrawertyka to wroze udany zwiazek raczej z ekstrawertykiem.

introwertyk z ekstrawertykiem tez moga razem w zgodzie zyc, moga nawet do siebie pasowac, pod warunkiem jednak, ze te ich cechy osobowosci beda umiarkowanie nasilone.
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
 
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Wto Mar 03, 2009 00:23   

http://dobradieta.pl/foru...p?p=85785#85785
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 03, 2009 09:09   Re: Rada: Style moga byc stosowane szybko do zaznaczonego te

zenon napisał/a:

Dosyc czesto sie to zgadza, moja mama jest brunetka, babcia od strony ojca blondynka.

To w przypadku mojego małżeństwa jest identycznie.
Mama mojego męża blondynka,a ja brunetka .
Czy nie zauważyliscie ,że blondyni wolą brunetki ,a bruneci blondynki?
Mam oczywiście na myśli tutaj naturalny kolor włosów,a nie farbowane -jakieś odpustowe.
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Wto Mar 03, 2009 12:59   Re: Rada: Style moga byc stosowane szybko do zaznaczonego te

Iga napisał/a:

Czy nie zauważyliscie ,że blondyni wolą brunetki ,a bruneci blondynki?
Mam oczywiście na myśli tutaj naturalny kolor włosów,a nie farbowane -jakieś odpustowe.


Bo zwierzęta (i również ludzie) naturalnie dążą do maksymalnego zróżnicowania genów. Im moje geny są bardziej różne od genów partnera, tym mniejsze ryzyko chorób i wad wrodzonych, a i dzieci są ładniejsze :)

Piszesz o brunetkach i blondynkach, a kto lubi rude dziewczyny? :) ;)
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 03, 2009 13:06   Re: Rada: Style moga byc stosowane szybko do zaznaczonego te

Yo_ga79 napisał/a:


Piszesz o brunetkach i blondynkach, a kto lubi rude dziewczyny? :) ;)

Ja lubię :) choć w rodzinie nie ma nikt rudych włosów,ale moja córka ,gdy się urodziła miała takie lekko rudziutkie włoski,potem się "wytarły" i urosły blond -myślałam,ze jej zostaną takie rude :)
Córka mojej znajomej ma takie "miedziane" -wspaniały kolor :)
Miałam kolegę ,który miał takie śliczne,długie,kręcone kasztanowe włosy-wspaniałe! :)
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Wto Mar 03, 2009 13:30   

Moje kiedyś były marchewkowo - pomarańczowe, potem intensywnie rude, a teraz taki koniakowo - rudy odcień mi został :( Bu.... (ale farbować nie będę!!)

PS. Moim zdaniem najładniejsze są brunetki. To chyba przez tę ładną na ogół oprawę oczu... Zazdraszczam. :D :D
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 03, 2009 14:01   

Yo_ga79 napisał/a:
... koniakowo - rudy odcień mi został...

Jak Ty masz taki kolor włosów ,to gratuluję :D ,a to z racji tego ,ze baaardzo lubię kolor koniaku :] :what:
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 03, 2009 18:49   

Yo_ga .Pytam z ciekawości.
Czy dlatego masz rude włosy,bo jedno z rodziców miało blond,a drugie ciemne ? Słyszałam ,że właśnie stąd jest taki kolor.
Przynajmniej nie musisz farbować na rudo,jak niektóre kobiety to robią :)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Mar 03, 2009 22:09   

Yo_ga79 napisał/a:
PS. Moim zdaniem najładniejsze są brunetki. To chyba przez tę ładną na ogół oprawę oczu... Zazdraszczam. :D :D

potwierdzam - szczególnie ta semicka odmiana :P
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 03, 2009 22:13   

Hannibal napisał/a:

potwierdzam - szczególnie ta semicka odmiana :P

Hannibal,a czy Ty jesteś blondynem? :) Pytam z ciekawości,jak najbardziej czystej :)
 
 
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 03, 2009 22:19   

Iga napisał/a:
Hannibal napisał/a:

potwierdzam - szczególnie ta semicka odmiana :P

Hannibal,a czy Ty jesteś blondynem? :) Pytam z ciekawości,jak najbardziej czystej :)


No, no, no co ja tu widze!!! 8) :P
Masz kolejne branie!!! 8)
 
 
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Śro Mar 04, 2009 01:37   

grizzly napisał/a:

No, no, no co ja tu widze!!! 8) :P
Masz kolejne branie!!! 8)

:hah: :hah: :hah:
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Mar 04, 2009 06:35   

Iga napisał/a:
Hannibal,a czy Ty jesteś blondynem? :) Pytam z ciekawości,jak najbardziej czystej :)

jestem, choć nie znowu takim bardzo jasnym, bo włosy mam brązowe, a cerę nie taką bladą
zresztą swoją fotkę nie raz tu zamieszczałem, więc możesz sama ocenić ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Mar 04, 2009 08:42   

Hannibal napisał/a:

...zresztą swoją fotkę nie raz tu zamieszczałem, więc możesz sama ocenić ;)

Będziesz tak miły i podasz mi link,do Twojej fotki? :) 8) :P
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Mar 04, 2009 08:54   

Iga napisał/a:
Będziesz tak miły i podasz mi link,do Twojej fotki? :) 8) :P

here you are ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Mar 04, 2009 09:06   

Hannibal :)
Kadr całkiem dobry :P
A Ty jesteś Uroczy-to pierwsze, co mi przyszło na myśl :oops: :x
A drugie,to ,że Twoja "surowa dieta" wspaniale wpływa na Twoją sylwetkę-mam ochotę przerzucic się od razu na high meat 8)
Na pewno jeszcze uprawiasz sport :)
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Mar 04, 2009 09:59   

Hannibal ,a ile Ty masz wzrostu-też z czystej ciekawosci pytam :)
PS.Dziewczyny pewnie za Tobą szaleją 8) :)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Mar 04, 2009 10:12   

wzrost 194 cm
obecna waga - 88 kg
a dziewczyny za mną chyba nie szaleją, bo nie jestem typem przebojowego amanta, który wyrywa laski; wydaje mi się, że mam opinię skrytego i nieśmiałego człeka ;) jak sama dobrze wiesz, wygląd to tylko jeden z wielu elementów, które nas przyciąga
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Mar 04, 2009 10:36   

Hannibal napisał/a:
wzrost 194 cm
obecna waga - 88 kg

Lepiej nic nie pisać... :x
Cytat:
... jak sama dobrze wiesz, wygląd to tylko jeden z wielu elementów, które nas przyciąga

Oczywiście,oczywiście,ale jakbyś na fotce był niski i gruby,to chyba nie wywarłbyś takiego wrażenia .... :x
 
 
Abhilasha 

Wiek: 37
Dołączyła: 14 Lip 2008
Posty: 362
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 01:10   

kurcze nie przeczytalam jeszcze watku do konca...ale jak czytam i slysze o tym ze kobieta ktora nie ma dzieci nie jest w pelni spelniona kobieta...i ze zyje tylko po to zeby swoje dna rozprzestrzeniac...bo inaczej bede "bezwartosciowa" to az mi sie krzyczec chce
NIE JESTEM KROWĄ ROZPŁODOWĄ !!! :o
ogolnie czytajac na wstepie Twoj post Marishko az sie rozkleilam.tak wlasnie mniej wiecej wyobrazam sobie staly zwiazek z mezczyzna.zadne jakies chore docieranie klotnie itp.dla mnie takie akcje nie maja przyszlosci w szczesliwym zwiazku...przynajmniej jak dla mnie. troszke mnie tez oswiecilas w pewnej kwestii-odnosnie tej drugiej polowki.
Cytat:
"Połowa" kojarzy mi się z pewnym brakiem. Czyli, ja mam w sobie jakieś braki (może nawet jakaś pustka?) i szukam "drugiej połówki", która te braki wypełni. Ta "połówka" ma coś, czego ja nie mam, a bardzo potrzebuję. Na przyklad, nie dostałam wystarczająco dużo akceptacji od rodziców w dzieciństwie, a więc szukam męża, który mnie będzie bezgranicznie i bezwarunkowo akceptował. Tyle, że nie da się braków uzupełnić w ten sposób. One wciąż w nas będą tkwiły i będą domagać się coraz większego uzupełnienia. Zawsze będzie mało. I będzie uczucie, a może jeśli nie ten, to tamten będzie w stanie lepiej uzupełnić moje braki...
Myślę, że warto najpierw samemu odzbudować w sobie Pełnię

spojrzalam na to moje poczucie braku "tego czegos" w moim zyciu z innej perpsektywy.jakos tak caly czas bylam przekonana ze moze ktos ta pustke zapelni...moze jednak nie tedy droga...
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 06:36   

Abhilasha napisał/a:
kurcze nie przeczytalam jeszcze watku do konca...ale jak czytam i slysze o tym ze kobieta ktora nie ma dzieci nie jest w pelni spelniona kobieta...i ze zyje tylko po to zeby swoje dna rozprzestrzeniac...bo inaczej bede "bezwartosciowa" to az mi sie krzyczec chce
NIE JESTEM KROWĄ ROZPŁODOWĄ !!! :o

oj, Abhilasha, to, że nie chcesz mieć dzieci to wcale nie oznacza, że jako człowiek jesteś bezwartościowy; nie w tym przecież rzecz :)
chodziło mi tylko o to, że natura stworzyła kobietę i mężczyznę, żeby się rozmnażali i przedłużali gatunek; przecież gdyby Twoi rodzice tego nie robili to nie byłoby Ciebie teraz tutaj :)
oczywiście nic na siłę, bo może rzeczywiście jest jakiś procent osób, które się do tego po prostu nie nadają i lepiej, żeby żyli solo
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 08:24   

O jejejejej :)
Jak mialam naście lat ,to też mówiłam koleżankom swoim,ze nie bede miała męża - o dzieciach nawet nie wspominałam ,że bede mieszkala sama gdzieś w pustelni z ....kotami :what:
Tymczasem mieszkam w miescie,pełno naokoło ludzi, z mężem i nie kotami,a dziećmi :D i za nic w świecie nie zamieniłabym się na tamto ,co chciałam wcześniej.A koleżanki wspominając śmieja się ze mnie :what:
W pewnym momencie kobieta pragnie mieć Rodzinę,Dzieci-to mnie się wydaje całkiem naturalne.Oczywiście można zyć bez dzieci-moi sąsiedzi,kiedy mieszkałam na wsi nie mieli dzieci ,ale na wakacje zawsze do nich przyjeżadżało dwóch chłopców,którymi się opiekowali.
Niektórzy nie mogąc mieć dzieci stają na rzęsach,że by je mieć-szukają przyczyn,lecza się latami,niektórzy adoptują-to jest instynkt macierzyński (jesli chodzi o kobiety).
A jeszcze inni urodzą w szpitalu i po cichu z niego uciekają zostawiając nowonarodzone dziecko,a jeszcze inni zabijają nowonarodzone dziecko .
Taka to jest różnorodność.Kto nie chcie mieć dzieci,to się nikogo nie zmusi do tego.Kto nie może mieć ,to też jego sprawa .
Może być też tak,ze kobieta wyjdzie za mąż i okazuje sie,ze nie może mieć dzieci,a mąż chce bardzo :o i nie moze tego faktu zaakceptować- rozwód-znam taki przypadek .

Mnie się wydaje,ze jak jest dwoje osób,którzy się bardzo,bardzo kochają,to nie ma bata,żeby ze soba nie chcieli mieć dziecka(przecież dziecko jest "owocem" -no chyba,że nie mogą-to inna sprawa.
Tak jak jabłonie istnieją dzieki temu,ze wydają owoc,tak jak bananowce istnieją dzieki temu,ze wydają owoc,tak jak gatunek krów istnieje ,dzieki temu,ze krowy wydają na świat owoc w postaci pieknego cielaczka,tak i Homo sapiens istnieje dzieki temu,że kobiety (nie krowy rozpłodowe) wydają na świat owoc w postaci małego,genialnego człowieka.To jest niesamowite.
 
 
Abhilasha 

Wiek: 37
Dołączyła: 14 Lip 2008
Posty: 362
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 12:04   

ja nie mam nascie lat tylko 23 :]
ja rozumiem Wasze podejscie ze taka natura ze to naturalne itp.ale nie zyjemy w czasach gdzie gatunek ludzki jest na wymarciu i kazdy kto kocha partnera musi miec dzieciaka bo to owoc milosci,"dopelnienie" zwiazku.mozna kochac i nie czuc potrzeby rozdzenia wlasnych dzieci.ja nie powiedzialam tez ze nie chce miec ich wogole.kiedys chcialabym adoptowac jakas sierote,obdazyc ja miloscia dac dom itd.po prostu uwazam ze argument za tym aby to byly moje geny nie przemawia za mna.nie jest to dla mnie takie istotne.jest tyle biednych opuszczonych dzieci,a ja sie boje porodu i zmian w ciele jakie po nim zachodza... tak wiec nie zdecyduje sie na taki krok.ale kazdy jest inny i kobiety z reguly patrza na to zazwyczaj zupelnie inaczej niz ja i maja silny instynkt aby te dzieci urodzic.
Dla mnie Igo dziwni sa ludzie ktorzy przed slubem nie rozmawiaja o tym czy dziecko chca miec.ja tam jak koles wpadnie na pomysl aby mnie zapylic (jak to bylo w "gotowe na wszystko" ze maz naumyslnie wykombinowal sposob na zapylenie swojej zonki :what: ) uciekne gdzie pieprz rosnie :hah:
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 12:43   

Ja nie widzę nic złego w tym,ze ktoś "podtrzymuje ludzki gatunek" adoptując i wychowując cudze dziecko-w tym przypadku też się troszczysz o przedlużenie gatunku :)
A jesli chodzi o zmiany w ciele po urodzeniu dziecka,to powiem Ci tyle -urodziłam dwójkę dzieci i nadal jestem szczupła ,zęby mi nie wypadły ,nic mi nie zwisa-no może troszkę włosy się osłabiły,ale nie martwię się tym,bo przecież jest teraz duży wybór peruk :what: :hah:
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 13:42   

Kurde, ale długo mnie tu nie było.... :)
Iga napisał/a:
Yo_ga .Pytam z ciekawości.
Czy dlatego masz rude włosy,bo jedno z rodziców miało blond,a drugie ciemne ? Słyszałam ,że właśnie stąd jest taki kolor.


Mam rude bo jestem wybrykiem natury :hah: Oboje rodzice mieli włosy ciemny plond/ jasny brąz. Moje rodzeństwo ma ciemne włosy, a ja jestem ruda. ;) Może jakiś uśpiony gen się ujawnił...
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 13:45   

Iga napisał/a:
Hannibal :)
Kadr całkiem dobry :P
A Ty jesteś Uroczy-to pierwsze, co mi przyszło na myśl :oops: :x
A drugie,to ,że Twoja "surowa dieta" wspaniale wpływa na Twoją sylwetkę-mam ochotę przerzucic się od razu na high meat 8)
Na pewno jeszcze uprawiasz sport :)


Przychylam się do zdania Igi. Hanni to niezłe ciacho :D :D
Jeśli to podroby zwięrzęce tak działają, to od dzisiaj jem tylko watróbkę i jęzorki :)
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 13:51   

Abhilasha napisał/a:

ja tam jak koles wpadnie na pomysl aby mnie zapylic (jak to bylo w "gotowe na wszystko" ze maz naumyslnie wykombinowal sposob na zapylenie swojej zonki :what: ) uciekne gdzie pieprz rosnie :hah:

A dla mnie słowa: "chcę mieć z Tobą dziecko" to najpiękniejsze wyznanie miłosne. Bo znaczy nie tylko: "chodźmy do łóżka", ale również: "chcę być z Tobą do końca życia, razem wychować nasze dziecko, dzielić z Tobą wszystko, co mam..." To dużo więcej.

Generalnie wydaje mi się, że wszyscy się zgadzamy. Dzieci powinien mieć ten, kto chce je mieć, w momencie, kiedy jest gotowy i w ilości odpowiedniej do potrzeb, oczekiwań i możliwości (fizycznych i finansowych).
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 14:01   

Yo_ga79 napisał/a:

A dla mnie słowa: "chcę mieć z Tobą dziecko" to najpiękniejsze wyznanie miłosne. Bo znaczy nie tylko: "chodźmy do łóżka", ale również: "chcę być z Tobą do końca życia, razem wychować nasze dziecko, dzielić z Tobą wszystko, co mam..." To dużo więcej.


Aż mi się coś zrobiło :) Pewnie niejednej kobiecie się coś takiego zrobi, kiedy usłyszy takie słowa od mężczyzny ,którego kocha-wspaniałe słowa :)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 14:16   

Yo_ga79 napisał/a:
Przychylam się do zdania Igi. Hanni to niezłe ciacho :D :D Jeśli to podroby zwięrzęce tak działają, to od dzisiaj jem tylko watróbkę i jęzorki :)

eat like paleo - look like a goddess :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 14:19   

Yo_ga79 napisał/a:

Hanni to niezłe ciacho :D :D

Raczej niezły kawałek dziczyzny :P -bez urazy rzecz jasna :)
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 14:22   

Iga napisał/a:
Raczej niezły kawałek dziczyzny :P -bez urazy rzecz jasna :)

to komplement, bo dziczyzna to najlepszy gatunek mięsa :]
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 14:25   

Zjadłabym na surowo takiej dziczyzny :P :D
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 15:19   

Iga napisał/a:
Zjadłabym na surowo takiej dziczyzny :P :D


Aż się boję do czego zmierza ta rozmowa :D :D
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 16:12   

:faint:
No właśnie chyba się troszkę zagalopowalam :oops: :roll:
Taki spontan chyba nie jest wskazany w niektórych momentach .

Proszę mi wybaczyć,co złego to nie ja :D
 
 
Yo_ga79

Dołączył: 14 Lut 2009
Posty: 170
Wysłany: Pon Mar 09, 2009 16:18   

Iga napisał/a:
:faint:
No właśnie chyba się troszkę zagalopowalam :oops: :roll:
Taki spontan chyba nie jest wskazany w niektórych momentach .

Proszę mi wybaczyć,co złego to nie ja :D


A galopuj, Iga, galopuj. Lubię Cię galopującą.. :D A Hanni się chyba na nas nie obrazi. W sumie, co jak co, ale podziwiamy jego "pełnowartościowość biologiczną", nie?
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 09, 2009 16:20   

Hannibal napisał/a:
może rzeczywiście jest jakiś procent osób, które się do tego po prostu nie nadają i lepiej, żeby żyli solo

Wróciłam właśnie od znajomej.Jak szłam do niej ,to widziałam sporo policji-nie wiedziałam co jest grane,a tu się okazalo,że facet zabił nożem swoją-nie wiem,czy żonę,czy nie ,ale mieszkali razem :o
Zostawił 4 miesięczne dziecko i zwiał-szukają go-mam nadzieje,ze go już złapali.
Znałam ich z widzenia.Latem z kolezanką dzwoniłyśmy nawet na policję,zeby przyjechała,bo najwyraźniej ją bił-słychac było z okna.
Oni mieszkali kilka ulic dalej :o -masakra :o
Tak sobie też myślę,że ludzie słyszą awantury i nic nie robią w tym kierunku-nie zadzwonią po policję,bo się boją,a i dzwonienie na policję tez niewiele daje.Nie obchodzi ich ,ze ktoś kogoś bije,tylko kto dzwoni,a po co,a na co? Myslę,ze ludzie jednak powinni reagować na tekie incydenty,bo może się to źle potem skończyć.Szkoda mi jest ogromnie tego małego dziecka.
To prawda,że niedojrzałe emocjonalnie osoby nie powinny miec dzieci,ale najczesciej jest tak,ze młodzi ludzie nie myślą co robią,nie zdają sobie z tego sprawy.Dziewczyna zachodzi w ciąże ,a potem takie tragedie .
 
 
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Mar 11, 2009 10:14   

Non omnis moriar wg Doroty Wellmann (początek rozmowy)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
 
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Wto Mar 24, 2009 11:11   

Iga napisał/a:
To prawda,że niedojrzałe emocjonalnie osoby nie powinny miec dzieci,ale najczesciej jest tak,ze młodzi ludzie nie myślą co robią,nie zdają sobie z tego sprawy.Dziewczyna zachodzi w ciąże ,a potem takie tragedie .

Jak kiedyś stwierdził Bernard Show, Pan Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, ale zapomniał tego opatentować i dlatego dzisiaj pierwszy lepszy głupiec może zrobić to samo. :)
JW
 
 
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 24, 2009 12:04   

Witold Jarmolowicz napisał/a:

Jak kiedyś stwierdził Bernard Show, Pan Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, ale zapomniał tego opatentować i dlatego dzisiaj pierwszy lepszy głupiec może zrobić to samo. :)
JW

Tutaj bym się spierała z Panem Bernardem Show Panie Witoldzie ,bo okazuje się w życiu nie raz ,że nie kazdy pierwszy, lepszy głupiec potrafi dokonać tej "podróbki" dzieła boskiego .Jakby powiedział Kubuś Puchatek;"jedni potrafią,a drudzy nie potrafią,sęk w tym ,ze Kangurzyca potrafiła" :D
Serdecznie pozdrawiam :)
 
 
Magdalinha 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 16 Paź 2008
Posty: 881
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Mar 26, 2009 02:47   

Jak ludzie dobierają się w pary? "Nieuświadomieni" na wzór swoich rodziców. Poza tym, heh, kombinacje są przeogromne. Gdy ludzie nie mają kasy to rządzi żywioł a gdy ją mają to tzw "rozum", który nie zawsze uszczęśliwia ale cóż wygoda ponad wszystko :] . Teraz my młodzi mamy zakodowane traktować wszystko wymiernie - w tym związki międzyludzkie. Dlatego jest sporo singli - bo traktują ludzi jak towar: musi być atrakcyjny, pociągający, bezproblemowy - a tu życie daje prztyczka w nos i zostaje się z swoim nosem. Ech, na studiach uczono, że człowiek jest "homo oeconomicus" i również w miłości rachuje. Cóż w przyrodzie rządzi instynkt samozachowawczy...

Sex jest zbyt wyeksploatowany publicznie a powinien skrywać się za pewną mgiełką. Tu decyduje temperament i zasady partnerów. Tu uważam, że najlepiej gdy się dobierają razem monogamiści albo razem swingersi czy jacyś inni bigamiści. Niech sobie będą wierni albo niech razem się zdradzają i tyle. Ale ludzi nie stać na taką uczciwość :] .

Śmieszą mnie bzdury, że facet może sobie zaliczać różne panienki natomiast babce absolutnie nie wypada mieć takich romansów. Czysta hipokryzja. Obie strony powinny mieć te same prawa w tym względzie: albo jesteśmy sobie wierni albo możemy mieć skoki w bok. Dla mnie zaufanie jest najważniejsze i gdyby facet mi się wyłamał z nakreślonych wcześniej granic to bym wszystko przetasowała.
Można tu podyskutować o zazdrości: czym ona jest? słabością charakteru czy niezbędnym spoiwem związku?
 
 
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Czw Mar 26, 2009 13:35   

Magdalinha napisał/a:
...Niech sobie będą wierni albo niech razem się zdradzają i tyle. Ale ludzi nie stać na taką uczciwość :]...

Bo ludzie z "natury" to "bestie"! 8)

Przyklad? Niemcy za czasow Hitlera!!!

To nie tak, ze tylko Hitler "byl zly" ale wlasnie "niemiecki plankton"
cala masa prostackich niemieckich lajdakow!!! :roll: :?

A czasy PRL? Czy to Gomolka byl zly,
nie to "proletariackie bestie", ktore ten uklad popieraly
a dzisiaj wyja jeszcze przerazliwie, jak "wyjce do ksiezyca"! :roll:

Wystarczy poczytac "pewne fora" jak "planktonia swora"
sie zachowuje!!! :roll: :roll: :roll:
.
 
 
Abhilasha 

Wiek: 37
Dołączyła: 14 Lip 2008
Posty: 362
Wysłany: Pią Mar 27, 2009 15:51   

Magdalinha napisał/a:
Tu uważam, że najlepiej gdy się dobierają razem monogamiści albo razem swingersi czy jacyś inni bigamiści. Niech sobie będą wierni albo niech razem się zdradzają i tyle. Śmieszą mnie bzdury, że facet może sobie zaliczać różne panienki natomiast babce absolutnie nie wypada mieć takich romansów. Czysta hipokryzja. Obie strony powinny mieć te same prawa w tym względzie: albo jesteśmy sobie wierni albo możemy mieć skoki w bok. Dla mnie zaufanie jest najważniejsze i gdyby facet mi się wyłamał z nakreślonych wcześniej granic to bym wszystko przetasowała.
Popieram. Obawiam sie tylko ze znacznie wiecej jest mezczyzn poligamistow niz kobiet poligamistek
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 31, 2009 15:08   

Emocje a matematyka - "Wzór na rozwód":

http://portalwiedzy.onet....czasopisma.html

Cytat:
Małżeństwa, które chcą się dowiedzieć czy ich miłość przetrwa, mogą sprawdzić to poddając się matematycznemu testowi. Profesor z Oxfordu opracował wraz ze swym zespołem wzór pozwalający wyliczyć czy związek będzie udany.

Matematyk James Murray zbadał 700 par i z 94-procentową dokładnością przewidział wskaźnik rozwodów wśród nich. Za podstawę posłużyła mu prosta, 15-minutowa rozmowa między małżonkami.

Badanych poproszono, by usiedli naprzeciw siebie w pokoju tylko we dwoje i porozmawiali o jakiejś spornej kwestii, na przykład o finansach, seksie, stosunkach z teściami.

Każda para miała dyskutować na jeden temat – taki, który od jakiegoś czasu był źródłem konfliktów – przez pełen kwadrans.

Profesor Murray i jego koledzy nagrywali konwersacje, po czym przyznawali mężom i żonom dodatnie lub ujemne punkty w zależności od przebiegu rozmowy. Osoby, które okazały dużo czułości, humoru i radości dostały maksimum punktów, zaś te, które prezentowały agresywną i pełną pogardy postawę, otrzymały minimalną ocenę.

Murray, członek Royal Society, opowiada, że punktacja żony i męża była potem wstawiana do matematycznego wzoru i zaznaczana na wykresie. Punkt, w którym dwie linie spotykały się, oznaczał szanse małżeństwa na przetrwanie lub rozpad.

– Wciąż jestem głęboko zdziwiony, że ludzkie emocje da się umieścić w matematycznym modelu i na tej podstawie sformułować prognozę – mówi on. – Zaskoczyło mnie, że dyskusja, czasami bardzo napięta i emocjonalna, może zostać przedstawiona za pomocą tak uproszczonej, a zarazem użytecznej metody. To próba oceny i ilościowego określenia, jak wyglądają interakcje małżonków. Bierzemy te dane i analizujemy je na wykresie. Jeżeli mąż albo żona konsekwentnie prezentują negatywne podejście, to niechybnie dojdzie do rozwodu.

Murray mówi, że małżeństwa można podzielić na pięć grup: dwie z nich reprezentują stabilne związki, dwie – niestabilne, a piąta kategoria plasuje się pośrodku. – Niektóre małżeństwa z pewnych grup mogą się rozwieść nawet lada dzień.

Pierwszą wyróżnioną kategorię tworzą „wspierające” się pary, które są spokojne, serdeczne, pomagają sobie nawzajem i mają partnerskie relacje w związku.

Druga grupa to „unikacze”, którzy starają się uciec przed konfrontacją i konfliktem. Ich reakcja na słowa partnera jest zawsze pozytywna.

„Chimeryczne” małżeństwo, w którym jest pełno namiętności, ale i burzliwych kłótni, to mieszanka stabilności i niestabilności. Pary takie częściej są nieszczęśliwe niż szczęśliwe.

„Wroga” relacja to taka, w której jeden z partnerów nie chce rozmawiać na dany temat, a drugi się zgadza, nie ma więc między nimi komunikacji.

„Wrogi-obojętny” to ostatni typ związku, w którym jedna osoba jest wybuchowa i lubi się kłócić, a druga nie jest zainteresowana poruszaniem spornych kwestii.

Profesor Murray, który wygłosił na ten temat wykład w Royal Society w Londynie, powiedział, że pierwotna prognoza – typująca, które spośród 700 badanych na przestrzeni 12 lat małżeństw się rozwiodą – była trafna w 100 procentach. Ale „dokładność przewidywań obniżyły pary, co do których sądziliśmy, że zechcą pozostać w nieszczęśliwym związku, a w rzeczywistości zdecydowały się na rozwód”.

Dodaje on: – Najbardziej stabilne pary to te, które hołdują staromodnemu przekonaniu, że w małżeństwie chodzi głównie o bycie razem i przyjaźń.

Arytmetyka związku

Najpierw wybierzcie temat, który jest stałym powodem kłótni między wami, a potem zamknijcie się w pokoju i nagrajcie waszą rozmowę na wideo. Następnie obejrzyjcie film i przyznajcie sobie następującą liczbę punktów za każdym razem, gdy zaobserwujecie u siebie poniższe reakcje:

Czułość +4
Humor +4
Radość +4
Zgoda +4
Zainteresowanie +2
Pogarda -4
Obrzydzenie -3
Agresja -2
Defensywna postawa -2
Unikanie odpowiedzi -2
Złość -1
Apodyktyczny ton -1
Smutek -1
Narzekanie -1

Przedstawcie swoją punktację na wykresie jako dodatnią lub ujemną. Powtarzajcie test co jakiś czas, aż zacznie być widoczny trend. Negatywny trend oznacza pogarszające się relacje i vice versa.


No dobra, ale co mają do tego formułki i wykresy, skoro pewne psychologiczne obserwacje są logiczne i oczywiste. Matematyczna "magia" kierowana do osób nieświadomych? Już widzę te reklamy: "Przyjdź do nas! Przy pomocy naukowej formuły ze 100% dokłądnością powiemy Ci czy Twój związek ma szansę!" A przecież wystarczy samemu otworzyć oczy i przyjrzeć się własnym zachowaniom i zachowaniom partnera. I chociażby odrobnkę zainteresować się psychologią.

Marishka
 
 
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Śro Kwi 01, 2009 03:27   

M i T napisał/a:

No dobra, ale co mają do tego formułki i wykresy, skoro pewne psychologiczne obserwacje są logiczne i oczywiste. Matematyczna "magia" kierowana do osób nieświadomych?


no jak to, przecież ta próba skwantyfikowania parametrów dobrego związku to jest super krok do przodu w porównaniu do starego ujęcia "jakościowego".
Mamy tu parametry regresji i już taki jeden z drugim umysł ścisły wie co lepiej objaśnia oczekiwaną trwałość jego związku (oczywiście z poprawką na to że w indywidualnych przypadkach wielkości współczynników będą się różniły od tych wzorcowych - to trzeba skalibrować w domu).

M i T napisał/a:

Już widzę te reklamy: "Przyjdź do nas! Przy pomocy naukowej formuły ze 100% dokłądnością powiemy Ci czy Twój związek ma szansę!"


no jak ktoś nie umie liczyć to tak, ale "ścisły" od razu widzi, że jak ma poczucie humoru i jest czuły, to ujdzie mu na sucho apodyktyczne marudzenie :)
 
 
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 12:51   

"Syndrom przechodzonego związku":

http://zdrowie.onet.pl/15...styl_zycia.html

I na samym końcu piękne zdanie, pod którym możemy się z Tomkiem podpisać wszystkimi kończynami:

Cytat:
...związek nie polega na byciu razem dwóch połówek, ale dwóch całości.


Marishka
 
     
tomthemaster

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 164
Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 18:40   

Zgadzam się. to prawda. Ale zaraz się zrzygam. Przestańcie pisać o waszym spełnieniu. Wielu z nas też jest spełnionych ale nie dzielimy się z tym z całym światem. Macie jakiś problem? Proszę przestańcie.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 18:58   

tomthemaster napisał/a:
... Przestańcie pisać o waszym spełnieniu...


Mnie to nie wadzi. :hah:
Daj im pisac!
Zazdroscisz?
.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 19:19   

Jedni mają potrzebę dzielenia się swoim szczęściem,a drudzy nie :)
Ja czasem rówież jestem wylewna ,chyba aż za bardzo :hah:
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 19:23   

Szkoda, ze "M i T"omani nie sa wylewni wtedy kiedy sie ich o to prosi i gdy moga komus pomoc.
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 19:28   

No właśnie o to chodzi :) Każdy jest wylewny ,kiedy nie potrzeba :)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 19:35   

zenon napisał/a:
...Szkoda, ze "M i T"omani nie sa wylewni wtedy kiedy sie ich o to prosi i gdy moga komus pomoc...


Moze "nie lubieja za darmoche",
i maja racje! :hah:
.
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 19:51   

Grizzly, gdyby rzeczywiscie tak bylo sam bym przyklasnal. (i byc moze dalbym zarobic!)

Ale chyba nie o to chodzi, bo ja sie przeciez o to wprost pytalem!
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 20:14   

zenon napisał/a:
... bo ja sie przeciez o to wprost pytalem!...


Zenek "tak wprost" to nie latwo
sie przyznac, ze chodzi o pieniadze! :hah:

Wystarczy poczytac inne fora,
jak ludzie udaja "bezinteresownych".

Ba oficjalnie "brzydza sie pieniedzmi"
werbalnie zapewniaja, ze ciesza sie z tego
co "samo przychodzi" i niczego nie oczekuja! :hah:

To jest dopiro "szczyt hipokryzji" :shock:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 20:17   

tomthemaster napisał/a:
Zgadzam się. to prawda. Ale zaraz się zrzygam


Zupełnie się nie przejmuj! Dam głowę, że z powodzeniem znajdziesz gdzieś w pobliżu jakąś plastikową miskę. Tylko pamiętaj, jak mało estetycznie wyglądał Pan Gruby w "Meaning of life" , kiedy puszczał pawie na lewo i prawo :viva:

A tak serio, nie dam głowy, że o spełnieniu nie będę pisał. Oj nie dam... Bo czemu nie, jeśli jestem spełniony?! W odpowiednich wątkach znajdziesz nieco mojego jojczenia, więc wszystko się zneutralizuje. Ciekawe, co tak kolegę ubodło w czyimś szczęściu. Można nawijać w kółko o duperszwancach typu osiągi na siłowni, to dla balansu - można tez o czymś pożytecznym. Ciekawe, że pewną dużą grupę ludzi mierzi czyjeś spełnienie, a z powodzeniem znoszą końskie zaloty w postaci forumowych jedno czy dwulinijkowych flirtów. Dobrze, że w końcu ten shoutbox powstał. Chyba w samą porę 8-)

Tak więc Waść, rzygaj zdrowo. Chyba jeden wpis styknie w tej sprawie.

Tomek
 
     
tomthemaster

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 164
Wysłany: Śro Kwi 22, 2009 21:12   

grizzly napisał/a:
tomthemaster napisał/a:
... Przestańcie pisać o waszym spełnieniu...


Mnie to nie wadzi. :hah:
Daj im pisac!
Zazdroscisz?
.


gryzoniu:-). nie zazdroszczę współczuje bo maja problem że o tym piszą

[ Dodano: Sro Kwi 22, 2009 21:18 ]
grizzly napisał/a:
zenon napisał/a:
...Szkoda, ze "M i T"omani nie sa wylewni wtedy kiedy sie ich o to prosi i gdy moga komus pomoc...


Moze "nie lubieja za darmoche",
i maja racje! :hah:
.


akurat oni za darmochę o tym się rozpisują cały czas.
Z przyjemnością czytam Marysi posty(ma coś głębszego do powiedzenia). Ale jak Tomcio paluch zaczyna miłosne wstawki wstawiać to wymiotuje.

[ Dodano: Sro Kwi 22, 2009 21:22 ]
M i T napisał/a:
tomthemaster napisał/a:
Zgadzam się. to prawda. Ale zaraz się zrzygam




A tak serio, nie dam głowy, że o spełnieniu nie będę pisał. Oj nie dam... Bo czemu nie, jeśli jestem spełniony?!


gdybyś był spełniony to byś tym nie pisał. prawda? pseudo spełniony. ale dalej głoś to spełnienie, ale nie tak nachalnie

[ Dodano: Sro Kwi 22, 2009 21:42 ]
grizzly napisał/a:
zenon napisał/a:
...Szkoda, ze "M i T"omani nie sa wylewni wtedy kiedy sie ich o to prosi i gdy moga komus pomoc...


Moze "nie lubieja za darmoche",
i maja racje! :hah:
.


zawsze pieprzysz o pieniądzach. podaj adres i stawki za swoje mądrości i wtedy zweryfikujemy twoje prawdy. Akurat Marysia dzieli się za darmo w wielu mądrych kwestiach, gdyby chciała zarobić to dała by nam to do zrozumienia.
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 07:21   

Czytam o spełnieniu, o szukaniu i przyciąganiu się. Teorię dwóch całości w związku odkryłam już dawno i tego się trzymam. Od długiego czasu rozmyślam nad definicją miłości, definicją zdrady w związku. Czy potrzeba miłości, by być razem na długie lata czy może to uczucie wynika z tego, że się jest razem?
Przyciąganie przeciwieństw obserwuję w przypadku cech zewnętrznych, a w przypadku charakterów to raczej przyciąganie podobieństw.
Jestem silną osobowością i nie wyobrażam sobie udanego związku z kimś słabym - więc przeciwieństwa na "nie".

Dygresja: w mojej rodzinie od kilku pokoleń (informacje dotyczą tych osób, które udało się odnaleźć i zakwalifikować w drzewie genealogicznym) zaobserwowane związki osób z odmiennym kolorem włosów (blond/szatyn zawsze z brunetką i odwrotnie). Takie sobie spostrzeżenie :oops:
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 07:58   

aukuba napisał/a:
Przyciąganie przeciwieństw obserwuję w przypadku cech zewnętrznych, a w przypadku charakterów to raczej przyciąganie podobieństw.
Jestem silną osobowością i nie wyobrażam sobie udanego związku z kimś słabym - więc przeciwieństwa na "nie".

też tak uważam, ale co do tych cech zewn. to tylko w części, bo jako szczupła osoba nie chciałbym być z obleśnym grubasem :-/
natomiast jak najbardziej taka uroda mnie kręci :-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 08:23   

Z tym kolorem włosów faktycznie coś jest :)
Właśnie zdałam sobie sprawę ,że nigdy nie byłam w związku z brunetem .NIGDY :-o
Ciekawa jestem ,czy różnią się temperamentem od blondynów :)
Ja mam takiego jednego faworyta ,ale niestety jest już zajęty :hah:

http://evilbeetgossip.fil.../11/javier2.jpg

Może kiedyś będzie jakiś konkurs ,w którym nagrodą byłby tygodniowy pobyt z Havierem Bardemem na wyspach Bahama :hah: Wzięłabym udział :D
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 08:43   

Igo, ale przecież to typowy brunet :-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 09:06   

Ja widzę,że to typowy brunet :)
Trudno to wyjaśnić,ale mnie się właśnie podobają bruneci, o ciemnej takiej wyrazistej oprawie oczu(nie wspomnę o spojrzeniu Haviera :x ) . Jednak tak jak napisałam nigdy ,z żadnym brunetem nie byłam w związku i dopiero teraz to do mnie dotarło !
Może dlatego,że właśnie przyciąga się blondynów ....
Myślę,że pora zmienić takie "nastawienie" brunetów do brunetek i blondynów do blondynek :)
Pomijam rudy kolor włosów,bo nie wiem jak to jest w ich przypadku :)
BTW.Rudy kolor jest piękny i gdybym była facetem,to "polowałabym" właśnie na kobietę o rudych włosach :) ))
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 09:28   

u mnie to nie jest tak, że nie podobają mi się pewne blondynki - podobają się
i istnieje cała masa brunetek, które zupełnie mi się nie podobają
w ogóle jestem wybredny i wymagający... :) zawsze byłem umiarkowany w ocenach urody i jak innym dana kobieta bardzo się podobało to ja mówiłem tylko, że nie jest zła :D
ale obserwuję wyraźnie większą siłę pociągu do "pewnych" ciemnych niewiast; bez dwóch zdań :-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 09:35   

No to mnie też podobają się blondyni :) w końcu mój mąż to blondyn :D I "wszyscy wokół" to blondyni :-> ,więc siłą rzeczy "muszą" mi się podobać :->
Ale spośród ludzi znanych (aktorów,piosenkarzy itd. wybieram jednak brunetów-tak jakoś się dzieje )....
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 11:41   

Hannibal napisał/a:
bo jako szczupła osoba nie chciałbym być z obleśnym grubasem


W temacie przeciwieństw nie mówię o skrajnościach i przypadkach patologicznych, bo otyłość to swego rodzaju patologia. Wysoki/niski, blond/brunet, drobna budowa/masywna budowa (nawiasem mówiąc moja znajoma, dziewczyna dość mocno zbudowana zawsze gustowała w drobnych mężczyznach 8/ (teraz sobie to uświadomiłam).

Iga napisał/a:
Ja widzę,że to typowy brunet :)
Trudno to wyjaśnić,ale mnie się właśnie podobają bruneci, o ciemnej takiej wyrazistej oprawie oczu(nie wspomnę o spojrzeniu Haviera :x ) . Jednak tak jak napisałam nigdy ,z żadnym brunetem nie byłam w związku i dopiero teraz to do mnie dotarło !


Bo budować z kimś związek to nie koniecznie kierujemy się wyłącznie wyglądem. Znając charakter osób, które znamy tylko z fotek, pozowanych sesji czy publicznych wystąpień to raczej nic o nich nie wiemy, więc wtedy docierają do nas tylko bodźce wizualne ożywiając wrażenia estetyczne.
Powiedz, widząc w muzeum dzieło sztuki zachwycające pod każdym względem - chciałabyś je mieć u siebie w domu (pomijam wartość materialną) nie biorąc pod uwagę czy pasują do reszty wystroju?
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 12:03   

aukuba napisał/a:

....znamy tylko z fotek, pozowanych sesji czy publicznych wystąpień to raczej nic o nich nie wiemy, więc wtedy docierają do nas tylko bodźce wizualne ożywiając wrażenia estetyczne.

O tym samym myślałyśmy.
Wiadomo,że przy robieniu fotek ważne jest oświetlenie,odpowiedni makijaż i wiele innych rzeczy (fachowcy już na tym się znają)także oni wygladają pociągająco.Nie wiadomo jednak,jak byłoby w rzeczywistości (na żywo).
Wiadomo,że żeby się odpowiednio dobrać nie wystarczy tylko wygląd zewnetrzny.
Jest szereg czynników ,które łączą pary -wspólne zainteresowania,poczucie humoru itd.
Nie byłabym z mężczyzną o przecudnej urodzie nie mogąc się z nim dogadać.
Cytat:
Powiedz, widząc w muzeum dzieło sztuki zachwycające pod każdym względem - chciałabyś je mieć u siebie w domu (pomijam wartość materialną) nie biorąc pod uwagę czy pasują do reszty wystroju?

Chciałabym mieć kilka obrazów :)
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 13:50   

:viva: :viva: :viva:


Mimo, że nie pasowałyby do otoczenia? Snobizm? :D
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 13:57   

A dlaczego miałyby nie pasować do otoczenia :) Mam parę świetnych obrazów i jakoś pasują :)
Interesuję się obrazami :) Sama maluję ,więc to raczej nie snobizm :)
Poza tym otoczenie zawsze można zmienić :)
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 14:13   

aukuba napisał/a:
Bo budować z kimś związek to nie koniecznie kierujemy się wyłącznie wyglądem. Znając charakter osób, które znamy tylko z fotek, pozowanych sesji czy publicznych wystąpień to raczej nic o nich nie wiemy, więc wtedy docierają do nas tylko bodźce wizualne ożywiając wrażenia estetyczne.

kto się kieruje ten się kieruje
dla mnie wygląd zewn. to 1%
99% wnętrze, czyli osobowość, charakter, sposób zachowania, inteligencja (również emocjonalna), itd. itd.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 14:24   

Hannibal napisał/a:

dla mnie wygląd zewn. to 1%
99% wnętrze, czyli osobowość, charakter, sposób zachowania, inteligencja (również emocjonalna), itd. itd.

O właśnie :)
Mój mąż nie jest jakimś modelem,ale za to jest inteligentny,zna się na malarstwie choć sam nie maluje-jest świetnym krytykiem :) ,ma poczucie humoru podobne do mojego ,można z nim porozmawiać na różny temat,nie nudzę się z nim -jest mi z nim dobrze i mogą mi się podobać niektórzy mężczyźni ,ale BYĆ CHCĘ TYLKO Z NIM :)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 14:57   

Hannibal napisał/a:
...dla mnie wygląd zewn. to 1%
99% wnętrze, czyli osobowość, charakter, sposób zachowania, inteligencja (również emocjonalna), itd. itd...


Czyli teoretycznie Bys mogl mnie "pokochac" :hah:
Smutno mi troche bo dostalem "bana" za "biochemie"
w trybie "wyborczym" ;-( ;-( ;-(
.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 15:14   

grizzly napisał/a:

Smutno mi troche bo dostalem "bana" za "biochemie"
w trybie "wyborczym" ;-( ;-( ;-(
.

:keep:
Nie martw się :) Widocznie takie "coś" jest potrzebne ,choć możesz teraz sądzić,że jest inaczej :)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 15:36   

Hannibal napisał/a:
dla mnie wygląd zewn. to 1%
99% wnętrze


Tiaaaaa :hihi:

Ja chyba wyznaję zasadę 50/50, bo uważam wygląd zewnętrzny za bardzo ważny czynnik w wyborze partnera. Uważam też, że wygląd zewnętrzny świadczy w dużym stopniu o życiu wewnętrznym danej osoby (bardzo rzadko zdarzają się przypadki odpychającej zewnętrznie osoby, która byłaby piękna wewnętrznie). Człowiek jest całością, a więc jego przeżycia, emocje, doświadczenia są kodowane w ciele, czyli również na twarzy. Wystarczy się przyjrzeć...

Dla mnie uroda mojego Męża ma wielkie znaczenie. M.in. sprawia, że jest jedynym mężczyzną, który mnie pociąga, którego bliskość uwielbiam, a wyglądem się zachwycam. Gdyby wyglądał jak typowy "Neandertalczyk" czy miał wielki pofałdowany kark, albo "beer belly", albo prawie niewidoczne "świńskie" oczy, nie zwróciłby mojej uwagi. NAWET gdyby miał "złote" wnętrze i same zalety - to za mało. Bo żeby pojawiła się i utrzymywała się chęć kochania się z drugą osobą, to ta osoba musi odpowiadać naszemu wzorcowi piękna - nie tylko piękna wewnętrznego, ale również piękna zewnętrznego. Dla mnie musi być w drugiej osobie (i we mnie) PEŁNIA :)

Marishka

P.S. Antoni Czechow kiedyś mądrze napisał: "W człowieku wszystko powinno być piękne; i twarz, i ubranie, i dusza, i myśli."
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 15:44   

:hah:
No też prawda :D
Otyły gość(nawet jesli ma trochę wystający brzuszek) nie zrobi na mnie żadnego wrażenia :)
Albo gość z zepsutymi zębami -fuj -tragedia.Zwracam uwagę na uzębienie :)
I zawsze chciałam mieć mężczyznę wysokiego-no i mam :) )))
Zwracam uwagę również na spojrzenie -musi być w spojrzeniu to "coś" ,co pociąga :)
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 16:31   

Hannibal napisał/a:
aukuba napisał/a:
Bo budować z kimś związek to nie koniecznie kierujemy się wyłącznie wyglądem. Znając charakter osób, które znamy tylko z fotek, pozowanych sesji czy publicznych wystąpień to raczej nic o nich nie wiemy, więc wtedy docierają do nas tylko bodźce wizualne ożywiając wrażenia estetyczne.

kto się kieruje ten się kieruje
dla mnie wygląd zewn. to 1%
99% wnętrze, czyli osobowość, charakter, sposób zachowania, inteligencja (również emocjonalna), itd. itd.


ja też chce te narkotyki które bierzesz !

A tak na poważnie w 99% owe "wnętrze", inteligencja emocjonalna, charakter idzie w parze z genetyką, z ładną twarzą i ciałem.

Robiono kiedyś eksperyment z cukierkami i dziećmi. Mogły dostać jednego cukierka natychmiast albo wieczorem dwa. Za 14 lat te, które wtedy poczekały wyrosły na inteligentne, ładne, harmonije osoby cieszące się sukcesami. Te, które wolały dostac jednego ale natychmiast miały dużo cięższe, stresujące życie, gorsze zdrowie, wygląd itd.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 17:42   

Otacza nas mnóstwo pięknych ludzi,ale co z tego,kiedy nie czujemy do nich nic szczególnego?Nie kochamy ich.Co zrobić,żeby pokochać jedną z tych osob,żeby przestała być podobna do stu tysięcy innych równie pięknych osób?Trzeba poznać,"oswoić" tak jak Mały Książę oswoił swoją Różę :) I wtedy, kiedy spotkał tysiąc pięknych, innych róż, zrozumiał,ze kocha tylko tę jedną-tę poznaną,tę "oswojoną" :)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 19:08   

Waldek B napisał/a:
...Robiono kiedyś eksperyment z cukierkami i dziećmi. Mogły dostać jednego cukierka natychmiast albo wieczorem dwa. Za 14 lat te, które wtedy poczekały wyrosły na inteligentne, ładne, harmonije osoby cieszące się sukcesami. Te, które wolały dostac jednego ale natychmiast miały dużo cięższe, stresujące życie, gorsze zdrowie, wygląd itd...


Waldek to bardzo pouczajace doswiadczenie,
masz moze jakies info gdzie w necie jest zrodlo?
.
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 20:37   

Goelman "Inteligencja Emocjonalna"
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 21:29   

grizzly napisał/a:
Hannibal napisał/a:
...dla mnie wygląd zewn. to 1%
99% wnętrze, czyli osobowość, charakter, sposób zachowania, inteligencja (również emocjonalna), itd. itd...
Czyli teoretycznie Bys mogl mnie "pokochac" :hah:
Smutno mi troche bo dostalem "bana" za "biochemie"
w trybie "wyborczym" ;-( ;-( ;-( .

hehe, to nie tylko jeden procent, ale !
to tak samo jak z rolą nauczyciela - jako korepetytor z matmy zawsze powtarzam, że moja rola to jakieś 5% - reszta zależy od ucznia; tyle, że bez tych 5% to nic się nie uda - ale same 5%, bez wkładu ucznia, też będzie kicha
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Czw Kwi 23, 2009 22:49   

Waldek B napisał/a:
Goelman "Inteligencja Emocjonalna"


też słyszałem o tym, tylko że nie samochody tylko rowery, nie na placu czerwonym itd... :)

"czterolatkom złożono propozycję - jeśli zaczekasz dostaniesz dwa cukierki, jeśli nie tylko jeden. Kilkanaście lat później okazało się, że ci, którzy oparli się
w czasie eksperymentu impulsom, byli bardziej odporni na załamanie, apatię, osiągali sukcesy osobiste, chętnie podejmowali się trudnych zadań. Te drugie okazały się nieśmiałe, nieufne, gwałtowne w zachowaniach."

ale co ten Goleman napisał o wyglądzie, na Jowisza chyba nie to że w grupie pierwszej wyrośli Ubermenschen vom Herrenvolk a w drugiej ludzie o mniejszej wartości biologicznej?
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 08:17   

Może i cos mi się pomieszało. Wydawało mi się, że jednak na bank pisał i o wyglądzie oraz zdrowiu całego organizmu, zapadaniu na infekcje etc. Jak nie to sory. Ja czytam często po łebkach więc bardzo możliwe, że zestawiło mi się potem. :-?

Ale z tego co obserwuję, to zazwyczaj tak jest, iż ci ludzie ładniejsi, o proporcjonalnej twarzy, którym bliżej do "ubermenshen" mają wiecej inteligencji emocjonalnej, lepsze charaktery, luzniejsze podejście do wszystkiego. I to wszystko w dużo wczesniejszym wieku. Już jako dzieci bez wysiłku mają wszystko to co "kononowicze" muszą z trudzie wypracowywać i mozolnie wyuczać się.

Może i błędem jest wszelka generalizacja ale zazwyczaj tak jest, że ci o gorszym wyglądzie mają tez proporcjonalnie gorszy charakter, zazdroszczą, duszą w sobie złe emocje itp. Moga się dobrze maskować, udawać, że tak nie jest ale w wielu sytuacjach wychodzi szydło z worka.
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 09:47   

Waldek B napisał/a:
A tak na poważnie w 99% owe "wnętrze", inteligencja emocjonalna, charakter idzie w parze z genetyką, z ładną twarzą i ciałem.

oj, nie byłbym tak co do tego przekonany
widziałem już wiele niezłych z wyglądu lasek, ale jak otworzyły "japę" to po prostu "bazar" :shoot:
chociaż w sumie często jest tak, że o ile za młodu jeszcze jakoś wyglądają to ok. 40-ki robią się na facjacie i reszcie ciała "bazarowe" :razz:
natomiast widziałem niezbyt urodziwych ludzi, ale z bogatym dobrym wnętrzem :)
ja natomiast celuję w urodę i wnętrze pierwszego sortu, bo to połączenie przyciągnęło by mnie ma maksa :-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 10:22   

Hannibal napisał/a:

ja natomiast celuję w urodę i wnętrze pierwszego sortu, bo to połączenie przyciągnęło by mnie ma maksa :-)

A to ciekawe w sumie :) ))
Zanim się zakochasz będziesz musiał sprawdzić jaki stan uzębienia posiada dziewczyna-czy ma jakieś ubytki,czy są plomby,jaki jest jej stan kręgosłupa,pomierzysz szerokość miednicy ,talii ,coby nie było problemu donosić potomka .
Będziesz też musiał poznać przodków :) ))
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 10:26   

Igo, z tą miednicą to bardziej do zenona rada ;)
co do reszty to wiadomo, że przy zakochaniu tak do nie działa - liczy się całokształt, łącznie zaletami i wadami
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 10:32   

Hannibal napisał/a:
... liczy się całokształt, łącznie zaletami i wadami

Otóż to.Nikt nie jest "nieskazitelnie czysty".Każdy ma swoje wady i zalety.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 10:41   

Iga napisał/a:
Otóż to.Nikt nie jest "nieskazitelnie czysty".Każdy ma swoje wady i zalety.

co nie zmienia faktu, że celuję w pierwszy sort (ale mój, subiektywny!), nie bazarowo-młotkowy, który odrzuca mnie tak samo jak zwykłych zjadaczy chleba mocne haje ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 13:27   

Hannibal napisał/a:

co nie zmienia faktu, że celuję w pierwszy sort (ale mój, subiektywny!), nie bazarowo-młotkowy, który odrzuca mnie tak samo jak zwykłych zjadaczy chleba mocne haje ;)

No dobra.Fajnie ,że o tym piszesz-to bardzo interesujące ,że celujesz w pierwszy sort i ,że brzydzisz się bazarowo-młotkowym sortem :roll:
Widziałam kiedyś parę ,która się usmiachała i zarówno kobieta jak i mężczyzna mieli okrutne uzębiebie :faint: ,ale wyglądali na całkiem szczęśliwą parę :what: Widocznie się dobrali na swoim poziomie :hah:
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 15:08   

Iga napisał/a:
No dobra.Fajnie ,że o tym piszesz-to bardzo interesujące ,że celujesz w pierwszy sort i ,że brzydzisz się bazarowo-młotkowym sortem :roll:
Widziałam kiedyś parę ,która się usmiachała i zarówno kobieta jak i mężczyzna mieli okrutne uzębiebie :faint: ,ale wyglądali na całkiem szczęśliwą parę :what: Widocznie się dobrali na swoim poziomie :hah:

napisałem o moim subiektywnym pierwszym sorcie, na który w znakomitej większości składa się, jak już pisałem, wnętrze
moje uzębienie też nie jest najlepsze - trochę nierówne zęby, poplombowane, ale jakoś dają radę pogryźć niektóre fragmenty kości ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 18:44   

"Ciekawie" rozwinęła się dyskusja w kierunku - upodobania Haniego :hihi:

Wnioskuję, że Hani jest solo, więc to dyskusja w temacie: "indywidualne upodobania a stereotypy w społeczeństwie nam bliższym lub dalszym". Trochę widzę analogię z dyskusją na topiku o surowiźnie. Hani ma bardzo indywidualne podejście i odczucia. Od razu uwaga: nie wytykam ale się z tym nie zgadzam. Jak to ktoś powiedział - celuj w gwiazdy, nawet jak nie trafisz to przynajmniej będziesz blisko nieba. Z wiekiem nabywa się innych wartości piękna i urody, patrząc wstecz, mając doświadczenie mogę śmiało to stwierdzić - nie ładne co ładne tylko co się komu podoba.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 18:56   

przepraszam, aukuba, ale jeśli Cię dobrze zrozumiałem to mam bardzo podobny pogląd do Twojego
to teraz powiedz mi - z czym się ze mną dokładnie nie zgadzasz? :-?
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 19:38   

Hani, nie pisałam, że się z Tobą nie zgadzam.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 19:39   

Widziałam dziś na basenie mężczyznę z "pierszego sortu" :what:
Wysoki,bardzo ładnie zbudowany,chyba brunet,bo zarost na twarzy miał ciemny (na głowie miał czepek, więc włosów nie widziałam),oczy miał brązowe-przyuwazyłam,bo zdjął okulary :)
A jak pływał !!! :-o -to najpewniej "pierwszy sort"!!! :what:
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 19:43   

aukuba napisał/a:
Hani, nie pisałam, że się z Tobą nie zgadzam.

ok, widocznie nie zrozumiałem Twojego przesłania ;)
aukuba napisał/a:
Hani ma bardzo indywidualne podejście i odczucia.

no trudno, żebym nie miał takowego, jeśli od malca jestem typowym indywidualistą 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 20:51   

Iga, też byłaś dzisiaj na basenie? właśnie się zastanawiałem co to za ślicznotka mi się tak przyglądała ;)
 
     
aukuba


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 95
Skąd: Kotlina Kłodzka
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 20:59   

Hannibal napisał/a:
no trudno, żebym nie miał takowego, jeśli od malca jestem typowym indywidualistą


Oczywiście, no i prawidłowo. Tyle, że rozmawiamy o ogólnych zasadach i prawidłowościach a wyszło bardzo osobiście. Bo mając tyle lat przeżytych co mam, to mogę śmiało powiedzieć, że stereotypy piękna się zmieniają, powtórzę - z biegiem lat i z bagażem doświadczeń.
Czasem widzę ciacho, co kilka lat temu dech by mi zaparło a teraz dostrzegam coś innego (może napompowane mięśnie kontra rozfęta od specyfików wątroba).
Kiedyś ideałem był np. Freddi M. a teraz bardziej podoba mi się Shon C (w wersji old).
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 20:59   

zbiggy napisał/a:
Iga, też byłaś dzisiaj na basenie? właśnie się zastanawiałem co to za ślicznotka mi się tak przyglądała ;)

To byłeś Ty???! :D ;-)
Napisz kiedy znów będziesz,to ja też przyjdę-z przyjemnością się jeszcze Tobie poprzyglądam ;-) Może nawet mnie skurcz łydki złapie,to mi pomożesz ;p
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 24, 2009 21:04   

aukuba napisał/a:
Bo mając tyle lat przeżytych co mam, to mogę śmiało powiedzieć, że stereotypy piękna się zmieniają, powtórzę - z biegiem lat i z bagażem doświadczeń.

też tak myślę
w liceum podobała mi się taka jednak dziewczyna, a teraz w życiu bym na nią nie spojrzał ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 08:20   

Iga napisał/a:

To byłeś Ty???! :D ;-)


w takim ciemnym czepku? jam Ci we własnej osobie, założyłem ten czepek żeby mi się afro nie zmoczyło :)

Iga napisał/a:

Napisz kiedy znów będziesz,to ja też przyjdę-z przyjemnością się jeszcze Tobie poprzyglądam ;-) Może nawet mnie skurcz łydki złapie,to mi pomożesz ;p


następnym razem będę miał baczenie na Twoje łydki :)
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Kwi 25, 2009 09:02   

Zbiggy :) Jeszcze kilka postów,a naprawdę uwierzę,że to byłeś Ty :D
 
     
Ewa Bednarczyk-Witoszek

Pomógł: 3 razy
Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 438
Wysłany: Nie Maj 03, 2009 20:24   

grizzly napisał/a:
Waldek B napisał/a:
...Robiono kiedyś eksperyment z cukierkami i dziećmi. Mogły dostać jednego cukierka natychmiast albo wieczorem dwa. Za 14 lat te, które wtedy poczekały wyrosły na inteligentne, ładne, harmonije osoby cieszące się sukcesami. Te, które wolały dostac jednego ale natychmiast miały dużo cięższe, stresujące życie, gorsze zdrowie, wygląd itd...


Waldek to bardzo pouczajace doswiadczenie,
masz moze jakies info gdzie w necie jest zrodlo?
.


Potwierdzam to co pisze Waldek B. Chodzi o ćwiczenie cierpliwości/oczekiwania i logiki.
Grizzly, tłuszcz (trójglicerydy tkankowe) tworzą się z Ac-CoA i triozofosforanu. Przyjmowany tłuszcz się "rozpada" i potem łączy na nowo formuując tkankę tłuszczową?
(w kwestii pytania na forum dra Kwaśniewskiego)
_________________
Ewa Bednarczyk-Witoszek
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Maj 04, 2009 23:40   

Ewa Bednarczyk-Witoszek napisał/a:
...Grizzly, tłuszcz (trójglicerydy tkankowe) tworzą się z Ac-CoA i triozofosforanu. Przyjmowany tłuszcz się "rozpada" i potem łączy na nowo formuując tkankę tłuszczową?
(w kwestii pytania na forum dra Kwaśniewskiego)...


Witaj Ewa na "pokladzie" 8-)

Tak serio, to nic innego co jest w naszym Kochanym "Harperku"
nie ma sensu "wymyslac" !

Fakty sa faktami bez wzgledu na "banowanie" 8-)

Doskonale wiesz, ze sa dwie pule FFA a "komorki" plawia sie w glukozie,
jak "renia" w bezdennej glupocie. 8-) :hah:

Tera wnioski!!!! :shock:
.
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 16:27   

Jak myślicie ? Z czego wynikają upodobania mojego dobrego kolegi do starszych od siebie kobiet???????przynajmniej 10lat........starszych hah :D .
Nie jest jakimś `dziwakiem` już tłumaczę......kobiety w jego wieku bywały nierzadko przelotną chwilą którą wykorzystywał w stanie upojenia alkoholowego.Sam dokładnie nie wypytywałem go o osobiste przemyślenia na temat początku i końca sytuacji w jakiej się to odbywa i do czego mogłaby takowa doprowadzić. Dziś postaram się nieco dowiedzieć o sprawie i opublikować wyniki badań w najbliższym czasie. :D

Pozdrawiam :)
_________________
ggggggggggrrrrrrrrrrrddddddddddyyyyyyyyykkkka
 
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 17:02   

plej_tssz napisał/a:
Z czego wynikają upodobania mojego dobrego kolegi do starszych od siebie kobiet???????przynajmniej 10lat........starszych


Jak dobrze znasz dzieciństwo i relacje z rodzicami (szczególnie z matką) tego kolegi? Aż tak wielka różnica wieku z "idealną" partnerką może świadczyć o potrzebie znalezienia sobie "matki" i/lub naprawienia relacji z dzieciństwa. Ciekawe, a jak on sam tłumaczy swoje upodobania?

Marishka
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 17:52   

Hej
To ciekawe bo on niema Mamy :-(

Pozdrawiam
Pleju
 
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 19:15   

plej_tssz napisał/a:
Jak myślicie ? Z czego wynikają upodobania mojego dobrego kolegi do starszych od siebie kobiet???????przynajmniej 10lat........starszych hah :D .
Nie jest jakimś `dziwakiem` już tłumaczę......kobiety w jego wieku bywały nierzadko przelotną chwilą którą wykorzystywał w stanie upojenia alkoholowego.Sam dokładnie nie wypytywałem go o osobiste przemyślenia na temat początku i końca sytuacji w jakiej się to odbywa i do czego mogłaby takowa doprowadzić. Dziś postaram się nieco dowiedzieć o sprawie i opublikować wyniki badań w najbliższym czasie. :D

Pozdrawiam :)


jeśli kolega małolat to sprawa jest oczywista 8-)
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Maj 05, 2009 20:58   

plej_tssz napisał/a:
...Jak myślicie ? Z czego wynikają upodobania mojego dobrego kolegi do starszych od siebie kobiet???????przynajmniej 10lat...

Moze sa bardziej "sliskie"? 8-)
Taka jest jego "edukacja" jak sliska jest "kop....ja",
a wiadomo, ze "starsze Panie sa "niezle nakrecone"
na mlodszego "samca"! Ot co! 8-)

Sprawa jest "prozaiczna" bez "kopania po matkach i lojcach" 8-) :what: :hah:
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 21:06   

grizzly napisał/a:
a wiadomo, ze "starsze Panie sa "niezle nakrecone"
na mlodszego "samca"! Ot co! 8-)

majtki im się palę, że hej :P
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 21:45   

Oj, oj myślicie ze to takie proste? w jednym kierunku? Prawda jest taka, iż 98 % młodych samców "leci" na dojrzałe kobiety z różnych powodów, nie tylko dotyczących sexu, oczywiście za zgodą partnerki sex mile widziany, bardzo często młodzi chłopcy nie mogą znaleźć wspólnego języka z młodymi "siksami". :-)
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Maj 05, 2009 21:53   

Molka napisał/a:
Oj, oj myślicie ze to takie proste? w jednym kierunku?

No oczywiście,że nie . Młodym chłopcom też coś w majteczkach się robi ;p
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 22:08   

Iga napisał/a:
Molka napisał/a:
Oj, oj myślicie ze to takie proste? w jednym kierunku?

No oczywiście,że nie . Młodym chłopcom też coś w majteczkach się robi ;p


:hah: a prawda jest taka, że jak dojrzała kobietka jest zadbana, ma wszystko na miejscu to każdemu facetowi żal dupe ściska :hah:
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Wto Maj 05, 2009 22:11   

Molka napisał/a:

:hah: a prawda jest taka, że jak dojrzała kobietka jest zadbana, ma wszystko na miejscu to każdemu facetowi żal dupe ściska :hah:

Molka.Ode mnie uśmiech :D
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 22:14   

grizzly napisał/a:
a wiadomo, ze "starsze Panie sa "niezle nakrecone"
na mlodszego "samca"! Ot co! 8-)



Szczegolnie jesli ma wysoka wartosc biologiczna 8)
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Wto Maj 05, 2009 22:17   

Iga napisał/a:
Molka napisał/a:

:hah: a prawda jest taka, że jak dojrzała kobietka jest zadbana, ma wszystko na miejscu to każdemu facetowi żal dupe ściska :hah:

Molka.Ode mnie uśmiech :D

;-)
 
     
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Śro Maj 06, 2009 00:48   

oj, taka zadbana to juz ma duzo "wartosci biologicznych"...
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Śro Maj 06, 2009 08:28   

gudrii napisał/a:
oj, taka zadbana ...

Można dbać o siebie na różne sposoby :)
Można opalać swoje "zapuszczone",otłuszczone cielsko w solarium,można poprzyklejać sobie tipsy ,ufarbować sobie włosy,strzelić sobie jakiś ostry makijaż,nałożyć jakąs kieckę z odpustu i sądzić,że jest się zadbaną i pociągającą-owszem jest się wtedy pociągającą,ale tylko dla mężczyzn z jakiegoś określonego "poziomu".
Można również dbać o siebie pielęgnując swoją naturalność,dbać o swoje zdrowie poprzez np. zdrowe odżywianie,poprzez bycie aktywnym fizycznie,rozwijając się intelektualnie oraz duchowo ,rozwijać swoje talenty ,ładnie ,stosownie się ubrać (niekonicznie wyzywająco),zrobić sobie delikatny makijaż ,ładnie się uczesać,albo pozwolić,zeby wiatr Ciebie uczesał itd. -i to z kolei jest pociągające dla mężczyzn z innego "poziomu" :)
 
     
Waldek B 
Moderator


Pomógł: 51 razy
Dołączył: 06 Lip 2008
Posty: 3552
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Maj 07, 2009 08:03   

http://wiadomosci.onet.pl...y,kioskart.html
_________________
http://waldekborowski.deviantart.com/
 
     
Ewa Bednarczyk-Witoszek

Pomógł: 3 razy
Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 438
Wysłany: Czw Maj 07, 2009 21:49   

Grizzly.
FFA pływają w glukozie - zgoda. Wg mnie 3 kompartmenty (pule).
Spójrz na to z tej strony:
Trójglicerydy w jakomkolwiek kompartmencie tworzą się z glukozy. Fakt.
Na dietach niskowęglowodanowych są one niskie. Fakt.
Na diecie tłustej są one niskie. Fakt.
Na dietach wysokowęglowodanowych i bogatych w produkty nasilające glukoneogenezę są one raczej wysokie. Fakt.
Zatem FFA z jakiegokolwiek kompartmentu jest, na dietach niskoweglowodanowych i ograniczających glukoneogenezę ma znacząco mniejsze prawdopodobieństwo utworzenia trójgliceryda.
_________________
Ewa Bednarczyk-Witoszek
 
     
Ewa Bednarczyk-Witoszek

Pomógł: 3 razy
Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 438
Wysłany: Nie Maj 17, 2009 23:25   

grizzly napisał/a:

... "fakt metaboliczny"
ktory jest oczywisty i powszechnie uznany za "udowodniony".
Jaki to fakt?

CHOLESTEROL POWSTAJE Z acetylo-CoA

ten z kolei moze byc "produkowany" z aminokwasow i kwasow tluszczowych. 8) podobnie jak z glukozy.
Oczywiscie trabi sie glosno, ze wylacznie z glukozy
pomijajac "wycinajaco" role kwasow tluszczowych i aminokwasow.

Jak mozna z takimi "dyskutowac" dla ktorych nie istnieje
acetylo-CoA natomiast "uwiesili sie" na nieszczesnej glukozie
ktora zalewa wszystkie nasze komorki w swoim gestym syropie 8) :what: :hah:


Eh... niepotrzebnie się z Tobą "wadzę" 8-) :-) .

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Co w takim razie zrobić z osobami, które mają ch.całk 330mg% i naczynia bez zarzutu, co było obiektywnie stwierdzone badaniem przepływów?
JW


Prawidłowe przepływy nie wykluczają zmian miażdżycowych.
Inaczej, prawidłowe przepływy nie potwierdzają na 100%, że naczynia są bez zarzutu.
_________________
Ewa Bednarczyk-Witoszek
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Maj 28, 2009 13:16   

Monogamia człowieka to mit

Biolodzy nie mają wątpliwości: jesteśmy gatunkiem poligamicznym. Samice Homo sapiens wiążą się z dobrotliwymi pantoflarzami, którzy będą opiekowali się potomstwem, ale do łóżka idą z bogatymi macho jeżdżącymi BMW. Samcom jest wszystko jedno – po prostu chcą uprawiać seks z jak największą liczbą partnerek.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Maj 28, 2009 13:24   

Monogamia człowieka to M i T - tak jest uczciwie naukowo. :-)
A reszta mnie nie interesuje.

Tomek
 
     
licho

Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 52
Wysłany: Czw Maj 28, 2009 17:57   

Hannibal napisał/a:
Monogamia człowieka to mit

Biolodzy nie mają wątpliwości: jesteśmy gatunkiem poligamicznym. Samice Homo sapiens wiążą się z dobrotliwymi pantoflarzami, którzy będą opiekowali się potomstwem, ale do łóżka idą z bogatymi macho jeżdżącymi BMW. Samcom jest wszystko jedno – po prostu chcą uprawiać seks z jak największą liczbą partnerek.


Biolodzy nie mają, ja mam, bo doświadczałam i doświadczam czegoś zupełnie innego. A co na ten pewnik Twoje doświadczenia, Hannibal..? :)
_________________
licho nie śpi.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Maj 28, 2009 21:03   

licho napisał/a:
A co na ten pewnik Twoje doświadczenia, Hannibal..? :)

ja nie ma w tej materii żadnych doświadczeń, bo byłem i jestem solistą :]
ale z tego, co siebie obserwuję to mam typowe skłonności monogamiczne 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pią Maj 29, 2009 01:38   

Hannibal napisał/a:
...mam typowe skłonności monogamiczne 8-)...

8-) :what: :hah:
.
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Pią Maj 29, 2009 05:11   

Hannibal napisał/a:

ja nie ma w tej materii żadnych doświadczeń, bo byłem i jestem solistą :]


a może i nawet solipsystą?
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Pią Maj 29, 2009 05:48   

licho napisał/a:

Biolodzy nie mają, ja mam, bo doświadczałam i doświadczam czegoś zupełnie innego. A co na ten pewnik Twoje doświadczenia, Hannibal..? :)


hej zaraz, jak to rozumieć? w domu macho z BMW pierze skarpetki, a Ty hop w objęcia z ciapowatym księgowym? ;-)

Disclaimer: no offence was meant, no offence should be taken.
 
     
licho

Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 52
Wysłany: Pią Maj 29, 2009 07:50   

.. a ja hop w objęcia człowieka, dzięki któremu czuję się kochana i którego kocham. Nie mamy samochodu, za to pralkę tak. No i całą damsko - męską sprawę rozpatrujemy nie przez pryzmat badań naukowych ;)
_________________
licho nie śpi.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Maj 29, 2009 13:34   

Znakomicie Licho! :viva:
Oby Wam się wiodło niezmiennie cudownie! Rzadko się czyta posty w takiej tonacji.

Tomek
 
     
grizzly
[Usunięty]

  Wysłany: Pią Maj 29, 2009 20:03   Mozna i tak sie "dobrac"

http://www.onet.tv/zabila...31,1,klip.html#

Jednak lepiej byc ostroznym!!! :shock:
Wiem, ze to skrajnosc, ale czy jest to takie "nieczeste zjawisko" ?
.
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Wto Cze 02, 2009 03:48   

trafiła mu sie modliszka .
swoja drogą aż mnie ciary przeleciały ,
Kasa całkowicie oślepiła i ogłupiła.
_________________
pozdrawiam
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Cze 10, 2009 19:01   

MIT -y mam pytanie, o czym świadczy wewnętrzna potrzeba, chęć werbalnego jak by to ładnie ująć? chęć , potrzeba tak bardziej pewnie chodzi o potrzebę mówienia, zapewniania, podkreślania przy każdej okazji osobom trzecim, iż mój związek jest idealny,mam cudownego męża, świetnie wyglądam, moje IQ jest ponad przeciętne itd. itd., jednym słowem ochy achy .....ja mogę się jedynie domyślać, chcę poznać zdanie wytrawnych psychologów.... :-)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 15:50   

Cytat:

Gdy małżeństwo okazuje się pomyłką...
Maja Stasińska / Onet.pl

Świata poza sobą nie widzieli. Wyobrażali sobie, jak będąc siwymi staruszkami idą razem za rękę. Potem był ślub i dzieci. Dziś nie mogą na siebie patrzeć, pytają: Co się stało z naszą miłością? Jak mogłam zmarnować sobie życie wychodząc za niego?

- Mąż nie pije, nie bije mnie, pracuje, a ja każdego dnia marzę o tym, żeby uwolnić się od niego. Wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Czasami myślę: żeby chociaż mnie zdradził, miałabym jakiś pretekst, żeby wystawić mu za drzwi walizki. A tak muszę pchać ten wózek - mówi Zosia.

Maciek czasami nawet się stara. Kiedy Zosia wydziera się, że znowu cały dom na jej głowie, że już nie ma siły, to on robi obiad - placki ziemniaczane, bo niczego innego nie potrafi. A ona nienawidzi placków ziemniaczanych, tak jak całego swojego życia.

Był podróżnik, został fleja

Maćka poznała w maturalnej klasie. Zaczęła studiować polonistykę, a jego wciąż gdzieś gnało. Lubił Wschód, mieszkał w Moskwie i we Lwowie, mówił, że jeszcze tylko tam są szczerzy prawdziwi ludzie. Czasami jechał do pracy w Niemczech, a jak udało mu się coś zarobić wydawał na kolejne podróże - po Azji i Indiach. Dwa razy do roku wpadał do Polski i do Zosi. A ona zawsze była dla niego. Snuł plany, że napisze „alternatywny przewodnik po Azji”. Słuchała o jego przygodach i marzyła, że jak tylko skończy studia, to wyjadą gdzieś razem. Po sześciu latach tułaczki podjął decyzję, że zostaje w kraju. W końcu mogli być razem.

- Myślałam, że nieba liznę ze szczęścia. Mówił, że ma dość bycia wszędzie gościem, że potrzebuje domu i swojego miejsca, że zacznie pisać książkę. Wyobrażałam sobie, jaki cudowny dom będziemy mieli, jak robię co niedziela serniki, pijemy dobre wino i rozmawiamy godzinami - mówi Zosia.

Nigdzie nie wyjechali, książki też nie napisał, a Zosi robi się niedobrze na samą myśl o tym, że jeszcze i serniki musiałaby piec. Najpierw na świat przyszedł Igor, a potem Lenka. Maciek z niezdaną maturą pracuje w fabryce mebli. Zosia uczy polskiego w szkole podstawowej. Zamieszkali w wynajętym mieszkaniu, bo na własne ich nie stać. Musi się dobrze zastanowić, jak zaplanować wydatki na miesiąc, żeby starczyło do pierwszego. Maciek nie ma głowy do pieniędzy, bo to „dusza artystyczna”.

Igor ma 5 lat, Lenka 4, Zosia odprowadza dzieci do przedszkola, leci do pracy, odbiera, bo zazwyczaj wcześniej kończy niż mąż, robi obiad, a potem kolację. I tak codziennie. Nawet nie chce żyć losami serialowych bohaterów, jak jej koleżanki. Nie lubi „Klanu”, bo własnych problemów rodzinnych ma powyżej uszu, tym bardziej „Seksu w wielkim mieście”, bo nie pojedzie nigdy do Nowego Jorku, nie zamieszka na Manhattanie, nie będzie jadała lanczy w restauracjach i podrywała interesujących mężczyzn.

Co się stało z naszą miłością?

- Mój mężczyzna wiecznie łazi w rozciągniętych gaciach. Nigdy zbytnio nie dbał o swój wygląd, ale o ile w przeszłości można było określić to ciekawym image'm trampa, dziś jest już tylko fleją. Nie ma Maćka, którego kochałam, nie wiem, czy kiedykolwiek był, może kochałam tylko swoje wyobrażenia podróżnika-pisarza - zastanawia się Zosia.

Anna Mochnaczewska-Dzik, psycholog i psychoterapeutka z warszawskiej Specjalistycznej Poradni Rodzinnej Ds. Przeciwdziałania Przemocy, widzi kilka powodów, dla których małżeństwo rozczarowuje. Jednym z nich jest rutyna. Wcześniej był czas na rozmowy i kino. Kiedy na świecie pojawiają się dzieci, przybywa obowiązków, partnerzy są zmęczeni i nie znajdują już czasu dla siebie. Kiedyś starali się sobie podobać, a teraz dopada ich rzeczywistość – niejednokrotnie widzą się w gorszym stanie fizycznym i psychicznym. Brakuje podekscytowania, jakie było przed ślubem. Zaczynają żyć obok siebie, trochę jak znajomi.

- Innym powodem mogą być nasze projekcje na temat partnera, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Dzieje się tak szczególnie w sytuacji, kiedy bardzo zależy nam, żeby z kimś być, założyć rodzinę. Wtedy jesteśmy w stanie idealizować drugą połówkę; przymykać oko na wady, wyolbrzymiać zalety, mamy tzw. „klapki na oczach”. Nawet jeśli przyjaciele mówią, że nie pasujemy do siebie, to trzymamy się własnych wizji za wszelką cenę. A kiedy „klapki” opadają, mamy wspólny dom, dzieci a rozstanie nie jest już takie łatwe. Z drugiej strony, często tak bardzo chcemy podobać się partnerowi, czy partnerce, że zakładamy maski, udajemy lepszych, niż jesteśmy w rzeczywistości. A kiedy maska znika okazuje się, że tak naprawdę wzajemnie się nie znamy. To prowadzi do rozczarowania z obu stron - mówi Anna Mochnaczewska-Dzik.

Hollywoodcki film bez happy endu

Maciek wraca coraz później. Coraz częściej wychodzi na piwo z kolegami. Zosia nie robi mu awantur, bo póki daje pieniądze na życie, to w ogóle ją to nie obchodzi.

- Myślę, że nie zaryzykuje romansu, brakuje mu jaj. Lubi brylować. A w moich oczach nie ma już podziwu dla niego. Nie będzie mi przecież opowiadać o podróżach, o których słyszałam już ze sto razy. I tak wiem, że nie odejdzie, gdzie będzie miał lepiej? Będzie siedział mi na karku do końca życia. Nie mam odwagi, żeby z się z nim rozstać. Nasze rodziny się przyjaźnią. Nie zrozumieją mojej decyzji. Z jednej pensji nie utrzymam domu. Nie chcę, żeby moje dzieci wychowywały się bez ojca, widzę jak bardzo lgną do niego - mówi Zosia.

Czasami tylko boi się, że pewnego dnia nie będzie miała siły wstać z łóżka, ubrać się, zaprowadzić dzieci do przedszkola, pójść do pracy itd. Tak samo, jak boi się, że kiedyś nie starczy jej sił, żeby do tego domu wrócić. Wtedy myśli, że jest wyrodną matką, bo co te dzieci są winne. Robi Maćkowi awanturę, że jest życiowym niedojdą, że wszystko na jej głowie, że do końca życia będą mieszkali w wynajętym mieszkaniu, a on w milczeniu zabiera się za smażenie placków ziemniaczanych. I tego milczenia też nie może znieść.

Mąż Teresy jest przedsiębiorczy i pracowity, ale ona też codziennie rano wstaje jeszcze tylko dla dzieci. Mają dwie córeczki, mieszkają w dużym domu na obrzeżach miasta, każde z nich ma własny samochód. Pamięta z dzieciństwa, że czuła się upokorzona, jak dostawała ciuchy po ciotecznej siostrze, które zawsze były na nią nieco za duże. Wtedy myślała, że jej dzieci nie będą musiały nosić starych łachów po starszym rodzeństwie. Nie muszą, bo mają wszystko, co tylko sobie wymarzą. Tylko z tej samotności czasami chce jej się wyć.

Taki dobry zięć

Kamil pierwszą firmę założył jeszcze na studiach. Razem z kolegą handlowali komputerami: kupowali części składali i sprzedawali na aukcyjnych portalach internetowych. Sam na siebie zarabiał, bo jego rodziców nie było stać na pomoc dla syna. Oboje mieli problemy z alkoholem. Kamila wychowała babcia, która wciąż powtarzała, że on musi żyć inaczej.

Teresa skończyła historię, zaczęła pracę jako sekretarka w jednym z urzędów. Kamil skończył filozofię, ale założył firmę komputerową, która szybko się rozrastała. Pobrali się zaraz po studiach. Wesele urządzili za własne pieniądze, na starcie kupili mieszkanie na kredyt i samochód. A w domu Teresy wszystkiego zawsze brakowało. Ojciec zginął w wypadku, jak miała roczek, a jej brat trzy latka. Jechał pijany samochodem, nie wyrobił na zakręcie, uderzył w drzewo. Matka pracowała w szkole podstawowej jako intendentka, nigdy jej nie było w domu, bo dorabiała sprzątaniem.

- Moja mama była zachwycona Kamilem, powtarzała jaki to przedsiębiorczy, mądry chłopak, który wyrwał się z alkoholowej rodziny. Dzisiaj widzę, że z niczego się nie wyrwał, wpadł tylko w inny nałóg - pracoholizm. I ja - świetna uczennica, świetna studentka i perfekcyjna pani domu. Wszystko jak z hollywoodckiego filmu, tylko happy endu zabrakło - mówi Teresa.

Samotna pani wielkiego domu

Kiedy 7 lat temu urodziła się Asia, a dwa lata później Marcysia, Teresa nie wróciła do pracy. Wspólnie z mężem ustalili, że jej zarobki niewiele wnoszą do ich budżetu, więc lepiej będzie jeśli zajmie się domem i dziećmi. Dom błyszczał, obiad dymił na stole, nie ziemniaki i kotlet mielony, ale szpinak pod beszamelem, zupa cytrynowa i sałatka z rukoli. Dzieci miały odrobione lekcje i bajkę wysłuchaną 20 minut codziennie, bo "Cała Polska czyta dzieciom". Miała dla nich tyle czasu, ile potrzebowały. Wszystko było inaczej, niż w jej domu rodzinnym. Tylko czuła, że jej samej jest coraz mniej.

- Kiedyś mi się śniło, że dom robi się jak z waty, kurczy się i wchłania mnie - mówi Teresa.

Kamil coraz więcej zarabiał i coraz częściej nie było go dla rodziny. A ona czuła się coraz bardziej samotna. Kiedy odwiezie dzieci do szkoły i przedszkola, zostaje sama w pustym domu. Łapie się na tym, że zapada się w jakiś bezwład. Siedzi i nawet boi się pomyśleć o czymkolwiek, bo i o czym, przecież nic nie robi, z nikim się nie spotyka, jest nikim. Nie chce jej się już nawet robić kaparów i homarów. Obierając marchewkę, pietruszkę i ziemniaki na zupę przypomniała sobie, że przecież chciała być naukowcem, robić badania i pisać książki. A jest samotną kurą domową w dresie, z kompletnie pustym życiem.

- Chciałabym, żeby choć raz wrócił wcześniej, żeby z nim porozmawiać o dzieciach, żeby mnie przytulić. A on wali się na łóżko i zasypia. Jesteśmy małżeństwem 11 lat, a na wspólnych wakacjach byliśmy dwa razy, raz w Kątach Rybackich i raz w Bąbkach, bo on nie może przecież zostawić firmy - mówi Teresa.

Pieniądze zamiast miłości

Kiedyś Teresa powiedziała matce, że ma już tego wszystkiego dość. Ta ze zdziwieniem postukała palcem w czoło, bo przecież jej córka ma cudowne życie i z "tego dobrobytu w głowie jej się przewróciło". Teresa próbowała rozmawiać z mężem, ale on mówi, że nie rozumie, o co jej chodzi, bo przecież wypruwa sobie żyły, żeby im niczego nie brakowało. A jedyne co ona ma dla niego to ciągłe pretensje. Przestała nawet rozmawiać.

- W dobrym związku jest miejsce na potrzeby dwóch osób. Warto mieć sferę, w której możemy się realizować, jakąś odskocznię, co nie zawsze jest łatwe w natłoku obowiązków. Najważniejsze jest jednak, żeby ze sobą rozmawiać, być dla siebie uważnymi i empatycznymi, wtedy łatwiej pokonać problemy, ustalić podział obowiązków. Bywa, że ludziom wydaje się, iż ta druga osoba powinna czytać w ich myślach. Umiejętność wyrażania myśli i uczuć wynosimy z domu. Jeśli w dzieciństwie byliśmy nie słuchani przez rodziców, nie nauczono nas jak okazywać sobie różne emocje, to nie będziemy umieli rozmawiać w życiu dorosłym. Wtedy zamiast rozwiązywać problemy, mnożą się niedomówienia. W pewnym momencie partnerzy mają poczucie, że mówią innymi językami i żyją w innych światach - mówi Anna Mochnaczewska-Dzik.

Żeby załagodzić sytuację mąż Teresy wynajął pomoc do prowadzenia domu, ale Teresę drażniła obca osoba, której wciąż trzeba było mówić, co ma robić. Powiedział, żeby wzięła sobie z konta 2 tys. złotych, tylko na własne wydatki, rozerwała się. A ona nawet nie wiedziała, co ma zrobić z tymi pieniędzmi.

- Mogłaby kupić sobie nowe ciuchy. Ale gdzie miałabym w nich chodzić? Między kuchnią, a pokojem dzieci? Wiem, że niejedna osoba, tak jak moja matka powie, że w mojej sytuacji grzech narzekać. A ja nigdy nie byłam taka samotna. Na forum, ktoś poradził mi, żebym poszła do psychologa, bo mam depresję. I co mu powiem? Że "z dobrobytu mi się w głowie poprzewracało"? Czasami chciałabym, żeby po prostu wszystko zniknęło - mówi Teresa.

Anna Mochnaczewska-Dzik radzi, że jeśli para widzi, że związek już tylko ich niszczy, to należy się rozstać, zanim się znienawidzą. Rozstania zawsze są trudne. Często partnerzy mówią, że są ze sobą dla dzieci, ale zdaniem psycholog, dla dziecka lepiej jest, jeśli rodzice rozwodzą się w możliwie dobrej atmosferze, a potem umieją dojść do porozumienia w sprawach wychowawczych. Wtedy dzieci widzą, że pomimo rozstania dogadują się, mają nowe, dobre związki. Najgorszym rozwiązaniem jest życie w rodzinie, w której rodzince nienawidzą się, wciąż się kłócą. Wtedy dziecko nie ma żadnego dobrego wzorca budowania związku.

- Kiedy małżonkowie, pomimo problemów, chcą być razem, pomóc może terapia małżeńska lub rodzinna. Jeśli nawet para zdecyduje się rozstać, to ma szansę zrobić to w zgodzie, w sposób dorosły i nauczyć się ze sobą rozmawiać. To bardzo ważne, jeśli mają dzieci i nadal muszą się kontaktować. Często dopiero na terapii uczą się siebie rozumieć. Nierzadko pierwszy raz po wielu latach wspólnego życia, mogą usłyszeć o tym, czego pragnie i co czuje ich partner - mówi Anna Mochnaczewska-Dzik.


http://zdrowie.onet.pl/15...sychologia.html

Marishka
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 17:11   

M i T napisał/a:
A ona czuła się coraz bardziej samotna. Kiedy odwiezie dzieci do szkoły i przedszkola, zostaje sama w pustym domu. Łapie się na tym, że zapada się w jakiś bezwład. Siedzi i nawet boi się pomyśleć o czymkolwiek, bo i o czym, przecież nic nie robi, z nikim się nie spotyka, jest nikim. Nie chce jej się już nawet robić kaparów i homarów. Obierając marchewkę, pietruszkę i ziemniaki na zupę przypomniała sobie, że przecież chciała być naukowcem, robić badania i pisać książki. A jest samotną kurą domową w dresie, z kompletnie pustym życiem.

A ponoć inteligentni ludzie się nie nudzą. :-(
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 17:14   

Adam319 napisał/a:
A ponoć inteligentni ludzie się nie nudzą. :-(


Nie sądzę, żeby to była kwestia inteligencji. Może prędzej emocji?

Marishka
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 20:56   

Adam -
gdyby była inteligentna to kupiła by sobie komputer i z nami pogadała.
w międzyczasie mogłaby pisac bloga zamiast ksiązek .
_________________
pozdrawiam
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 21:31   

figa napisał/a:
Adam -
gdyby była inteligentna to kupiła by sobie komputer i z nami pogadała.
w międzyczasie mogłaby pisac bloga zamiast ksiązek .


o brawo figa i o to chodzi o to chodzi... :viva: każdy kto kliknie na forum dobra dieta i forum dr Kwaśniewskiego równocześnie :hah: może zapomnieć o depresji, to najlepsza terapia pod słońcem, ta mieszanina dobrze odżywionego "potencjału metabolicznego" jest w stanie pobudzić do życia każdego "ledwo dychającego" śmiertelnika o zdrowo "zjechanym spojrzeniu" na życie. :-D
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Pią Wrz 04, 2009 21:49   

Toteż trudno mi zrozumieć tych narzekających na nude i samotnosć
NIGDY w życiu tego nie doświadczyłam ,a wręcz odwrotnie bardzo lubie
moje samotne wieczorki ,przez , co zaniedbuje rodzine
ale już nie potrafie inaczej.Taka ze mnie troche egocentryczka
_________________
pozdrawiam
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 12:04   

M i T napisał/a:
Adam319 napisał/a:
A ponoć inteligentni ludzie się nie nudzą. :-(

Nie sądzę, żeby to była kwestia inteligencji. Może prędzej emocji?
Marishka

Człowiek po to łączy się z drugim człowiekiem (małżeństwo),żeby być razem,a nie osobno.
Kiedy on był,a potem zaczął więcej zarabiać i nie było go po całych dniach,to kobieta miała prawo czuc się samotnie.
Co to za życie "ze sobą" skoro jego nie ma po całych dniach w domu?Co to za Rodzina?
Choćby i ona poszła do tej pracy ,to i tak myślę,że czegoś by brakowało,brakowałoby tych wspolnie spedzanych dni.Dla mnie takie życie osobno,to nie Rodzina.
Poza tym takie rzadkie widzenie się tylko sprzyja zozluźnieniu więzi rodzinnych.Człowiek instynktownie będzie szukał towarzystwa,kogoś z kim porozmawia,pośmieje sie,kogoś kto wysłucha .
Napisała;
Cytat:
- Chciałabym, żeby choć raz wrócił wcześniej, żeby z nim porozmawiać o dzieciach, żeby mnie przytulić. A on wali się na łóżko i zasypia. Jesteśmy małżeństwem 11 lat, a na wspólnych wakacjach byliśmy dwa razy, raz w Kątach Rybackich i raz w Bąbkach, bo on nie może przecież zostawić firmy - mówi Teresa.

Dzielenie sie ze swoim partnerem spostrzezeniami np. na temat dzieci,na temat całego dnia,na temat tego co się działo w pracy jest niebywale waznym "składnkiem" Rodziny.Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji,gdzie męża nie ma po całych dniach i nie ma kiedy powiedzieć czegoś o dzieciach,on nie jest zainteresowany,on mi nic nie mówi o swojej pracy itd.,to nie BYCIE RAZEM,a BYCIE OSOBNO-nawet gorzej niż kontakty z sąsiadami,bo od nich niewiele oczekujesz,a od bliskiej osoby jednak czegoś się oczekuje,a kiedy tego nie dostaniemy,wówczas jest nam smutno,jesteśmy przygnębieni,zagubieni.
Chciała żeby ją również przytulił.Czy coś w tym złego? Czy pisanie bloga może zastąpić bliskość drugiej osoby? Czy pisanie bloga,książki może zastąpić uczucie dotyku,zapachu ukochanej osoby? Na pewno nie.
Toteż wcale się nie dziwię,że narzekała kobieta na nudę,na samotność,bo pewnie była wrazliwą osobą ,gdyby nie była wrażliwą osobą,to pierniczyłaby to wszystko,znalazłaby sobie kochanka i miała by gdzieś więzi z własnym mężem .Tylko pytanie co dalej?Czy takie życie ma sens i czy faktycznie uszczęśliwia kobietę i cały jej Związek Małżeński?

Jesli by nie kochała swojego meża ,nie byłaby wrazliwym człowiekiem,to nie czułaby tej pustki,nudy,samotności.Wystarczyłyby jej jego zarobione duże pieniądze,łażenie po sklepach,po kinach i takie tam...A to,ze narzekała świadczy tylko o jej wrażliwej naturze i potrzebie bliskości ukochanej osoby.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 12:45   

Iga napisał/a:
...Dzielenie sie ze swoim partnerem spostrzezeniami...

:hihi: Tak, tak!!! A wyobraz sobie codziennie "zoltko i podgardle"
i na dokladke codziennie te same "pytania" i na koniec
te same "czynnosci"!!! :razz: :razz: :razz:

Na sama mysl zbiera "misie" na wymioty! :razz: :hihi:
.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 13:00   

M i T napisał/a:
Adam319 napisał/a:
A ponoć inteligentni ludzie się nie nudzą. :-(

Nie sądzę, żeby to była kwestia inteligencji. Może prędzej emocji?
Marishka

Hmmm.
Mamy różne rodzaje inteligencji,a wśród niej mamy inteligencję emocjonalną.
Czy nie jest tak,ze im bardziej rozwinięta inteligencja emocjonalna,tym bardziej będziemy wrażliwsi na dane bodźce-np. na samotność,brak bliskości z ukochaną osobą?Tym bardziej będziemy w stanie określić czego tak naprawdę nam brakuje? W tym przypadku brakowało konkretnej bliskiej osoby -Męża.
Kobieta ta potrzebowała kontaktu z bardzo bliską osobą,potrzebowała czułości,rozmów i ona to potrafiła nazwać-potrafiła nazwać to czego potrzebuje-była świadoma własnych potrzeb.
Ostatnio zmieniony przez Iga Sob Wrz 05, 2009 13:22, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 13:01   

grizzly napisał/a:
Iga napisał/a:
...Dzielenie sie ze swoim partnerem spostrzezeniami...

Na sama mysl zbiera "misie" na wymioty! :razz: :hihi:
.

Wcale mnie to nie dziwi.
Jakby powiedział Kubuś Puchatek;"jedni potrafią,a drudzy nie potrafią,sęk w tym ,ze Kangurzyca potrafiła" Czyli jedni potrafią się dobrać w pary,a inni nie potrafią -ot i cała filozofia .
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 13:34   

Dzielenie życia z kimś,kto wraca z pracy i sam pyta ;"co słychać?,jak minął dzień?",albo; "co słychać w szkole?" Albo czasem dzwoni z pracy,aby zapytać jak leci, jest jedną z najwspanialszych "rzeczy" w życiu kobiety :D
Ostatnio zmieniony przez Iga Sob Wrz 05, 2009 13:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 13:35   

Iga napisał/a:
...Czyli jedni potrafią się dobrać w pary,a inni nie potrafią -ot i cała filozofia ...
Z tym "doborem w pary" to jest jednak trudne badz niewykonalne zadanie.
Dlaczego? Czlowiek sie ROZWIJA po prostu i.......!!! :viva: :hah: :hihi:

Niestety "partner" z "pary" majacy "niska wartosc biologiczna"
nie nadarza za "wzrostem" tego partnera z
"wysoka wartoscia biologiczna" i powstaje dysonans,
ktory jest nie do opanowania metodami psychologicznymi!!! :hug: :hah: :hihi:

Co nastepuje w wyniku opisanego zjawiska?
Widzimy w "realu" a nie jest to teoretyczna fikcja ale
TWARDE FAKTY !!! 8-)
.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 13:37   

Iga napisał/a:
...Albo czasem dzwoni z pracy,aby zapytać jak leci, jest jedną z najwspanialszych "rzeczy" w życiu kobiety :D...

O ile nie dzwoni w tzw. "nieodpowiednim momencie" :what: :hah: :hihi:
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 13:38   

moje zdanie jest takie, kochać i za razem nie być blisko na co dzień z kochana osobą jest niewątpliwą katorgą, to już lepiej być samemu bez angażowania się uczuciowego...mamy wówczas święty spokój....jeśli facet nie ma potrzeby bycia ze mną to jedynym wyjściem jest zapomnieć o nim jak najszybciej się da, w sprawach uczuć nie ma nic na siłę, nigdy nie rozumiałam kobiet i podejrzewam iż nigdy nie zrozumiem gdy te walczą o niego podczas gdy on nie ma przyjemności dzielić z nimi życia i łoża, to jest nic innego jak "strzelanie sobie samobója", nie mamy prawa zmuszać kogokolwiek do tego by darzył nas uczuciem, to jest egoizm i głupota zarazem w czystej postaci.... :shock:
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 14:24   

Cytat:
Anna Mochnaczewska-Dzik radzi, że jeśli para widzi, że związek już tylko ich niszczy, to należy się rozstać, zanim się znienawidzą. Rozstania zawsze są trudne. Często partnerzy mówią, że są ze sobą dla dzieci, ale zdaniem psycholog, dla dziecka lepiej jest, jeśli rodzice rozwodzą się w możliwie dobrej atmosferze, a potem umieją dojść do porozumienia w sprawach wychowawczych. Wtedy dzieci widzą, że pomimo rozstania dogadują się, mają nowe, dobre związki. Najgorszym rozwiązaniem jest życie w rodzinie, w której rodzince nienawidzą się, wciąż się kłócą. Wtedy dziecko nie ma żadnego dobrego wzorca budowania związku.

Moja koleżanka po rozwodzie razem z dzieckiem wyprowadziła się do innego miasta i powiedziała,ze nigdy by nie przypuszczała,że tak trudno jest wychować dziecko będąc samotnym rodzicem.
Wypełnia obowiązki ojca,co jest dla niej trudne z oczywistych względów i jednoczesnie matki,więc ten ojciec jest dziecku bardzo potrzebny.
Znam ojców,którzy się upijają i którzy są uwielbiani przez swoje dzieci .
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 14:41   

Iga napisał/a:
Znam ojców,którzy się upijają i którzy są uwielbiani przez swoje dzieci .


I właśnie ci ludzie - przez to uwielbienie zamiast potępienia - powielają potem wzorce. Bo jak nie powtórzyć, gdy przecież pijany ojciec był wielbiony? Więc, albo popadają sami w picie albo wiążą się z pijącymi, by nieświadomie powtórzyć historię.
Przy każdej takiej dyskusji, słowo "NIEŚWIADOMIE" jest kluczowe.

Tomek

ps-dygresja: Ludzie stają się coraz mniej krytyczni, za to nie szczędzą sobie narzekactwa i krytykanctwa. Postronni nie widzą żadnej różnicy i potępiają krytykę jako narzekactwo. W rezultacie, mamy manekinowate, tępe, nieświadome społeczeństwo ludzi niezdolnych zarówno do współpracy w grupie jak i do pogłębiania własnej indywidualności.
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 14:49   

M i T napisał/a:

I właśnie ci ludzie - przez to uwielbienie zamiast potępienia - powielają potem wzorce. Bo jak nie powtórzyć, gdy przecież pijany ojciec był wielbiony? Więc, albo popadają sami w picie albo wiążą się z pijącymi, by nieświadomie powtórzyć historię.
Przy każdej takiej dyskusji, słowo "NIEŚWIADOMIE" jest kluczowe.
Tomek

Oczywiście masz rację.Wiesz Tomku,że syn może bardziej uwielbiać ojca ,który pije,a matki która krzyczy na pijanego ojca nie znosi?Niewiarygodne.
Słyszałam nawet jak dziecko powiedziało,że chce być takie jak tata.
Dziecko jest tak przywiązane do ojca,iż pomimo to ,że przychodzi do domu pijany,często łamie dane słowo,a w zasadzie prawie nigdy go nie dotrzymuje, uwielbia go i chce być taki jak ojciec.
A nejlepsze jest to,że dziecko zaczyna kłamać jak z nut -pewnie nauczyło się tego od ojca-ma wzór.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 14:55   

Iga napisał/a:
syn może bardziej uwielbiać ojca ,który pije,a matki która krzyczy na pijanego ojca nie znosi?Niewiarygodne.


To dobrze znany mechanizm. Im bardziej dziecko jest maltretowane, zastraszane, krzywdzone, tym silniejsza staje się jego więź z oprawcą. Ponieważ dziecko jest małe i bezbronne, a oprawca wydaje mu się silny i groźny, to pragnie ono też poczuć się (kiedyś) tak samo silne. Utożsamia się więc nieświadomie z agresorem, ze wszystkimi wynikającymi z tego skutkami.

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 14:58   

prawda jest taka, iż kobieta godząc się na bycie niekochaną, godząc się na wegetacje z facetem który jej nie szanuje i nie kocha tym samym godzi się na znienawidzenie i "opluwanie" samej siebie. ja nie potrafiłabym spędzić 1 minuty z facetem który mną gardzi i nie szanuje moich dzieci, a "sio z mojego podwórka "...
"to brave the world is"
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 15:02   

Dlatego zawsze trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie DLACZEGO ona na to się godzi. Bo nie rozumiejąc dlaczego, nigdy nie będzie w stanie tego zmienić i będzie za każdym razem wikłać się w podobne układy.

Marishka
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 15:11   

M i T napisał/a:

To dobrze znany mechanizm. Im bardziej dziecko jest maltretowane, zastraszane, krzywdzone, tym silniejsza staje się jego więź z oprawcą. Ponieważ dziecko jest małe i bezbronne, a oprawca wydaje mu się silny i groźny, to pragnie ono też poczuć się (kiedyś) tak samo silne. Utożsamia się więc nieświadomie z agresorem, ze wszystkimi wynikającymi z tego skutkami.

Marishka

Marishka ten przypadek,to chyba klasyczny przypadek,bo opisujesz tak,jakbyś to widziała.
Chłopiec jest wciąż szantazowany,zastraszany-ojciec mówi do dziecka;"jak nie przestaniesz płakać,to sobie pójdę",a dziecko płacze bo chce,żeby tata z nim poszedł do domu.

Tata umie bardzo umiejętnie obracać kota ogonem.Mówi do krzyczącej żony ,która krzyczy,bo znów przyszedł pijany i znów nie dotrzymał obietnicy danej dziecku,aby przestała krzyczeć ,bo dziecko się boi jej krzyków.Stawia matke w roli tej,która krzywdzi dziecko,a sam staje się troskliwy dla dziecka-to okropne!
Ile razy mówiłam sąsiadce,aby skończyła z tym,bo w sumie sama mam dosyć tych wiecznych krzyków,ale to i tak nic nie daje.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 22:51   

1g
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Śro Paź 26, 2011 21:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:00   

mhm a jeśli jest inaczej... że masz kogoś na 100 procent pewna jesteś jest super i nagle wypadek smierć nie ma nic.....wiesz ile siły trzeba mieć by poukładać sobie świat???

człowiek to zwierze stadne potrzebuje ..........drugiej dłoni w dłoni....
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:40   

to zupelnie inna sytuacja. nie chce sobie nawet tego wyobrazac. bolu nie da sie wymazac, mozna go tylko stlumic czy przysypac codziennoscia. Mam nadzieje, ze Cie to nie spotkalo?
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:42   

co cie nie zabije to cie wzmocni...
z tego wychodzi się bardzo bardzo silnym......by pchać taczki obłędu...........jak Bayron...
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:47   

JaśniePani napisał/a:
mozna go tylko stlumic czy przysypac codziennoscia.


Oj, to szkodliwe.
Ból, jak i każde inne uczucie powinno się przeżyć. Od dłuugiego czasu podejrzewam, że tłumienie lub wyparcie tak silnych stanów emocjonalnych, może spowodować nowotworzenie lub inne choroby. Ale nade wszystko, prowadzi do umniejszania tego rodzaju uczuć u innych. Sam nie pozwoliłem sobie na żałobę, nie pozwolę na nią innym. To się dzieje zupełnie nieświadomie.

Tomek
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:51   

ból psychiczny najłatwiej najlepiej stłumić bólem fizycznym

buty korki łąka czy las i bieganie aż do fizycznego upadku to pomaga człowiek wie że żyje....!!! to jest jak orgazm :)
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:58   

a wiec jednak :-( strasznie Ci wspolczuje


MiT ja wiem, ale nawet po odprawieniu zaloby to nie jest takie proste, nie ma dnia, zebys o tym nie myslal, nie wspominal, nie pamietal
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Nie Wrz 06, 2009 00:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Sob Wrz 05, 2009 23:59   

racja
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:02   

naprawde nie ma slow na wyrazenie wspolczucia :-(
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:04   

toczy się życie...... zabawa trwa....wszystkie numery obstawiam ja....

nie mylić z zabawą w sensie imprez :) nie lubię imprez. :)
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:22   

tez nie lubie imprez, wole wieczorne rozmowy przy dobrym winie

dobra Cordoba idziemy spac, dosc gadania , trzeba miec sile na niedzielny poranek.

kolorowych
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:25   

JaśniePani napisał/a:
tez nie lubie imprez, wole wieczorne rozmowy przy dobrym winie

dobra Cordoba idziemy spac, dosc gadania , trzeba miec sile na niedzielny poranek.

kolorowych


aroniowym z dodatkiem kwiatu lipy i owocu głogu pyszne wlaśnie dopijam ostani łyk z kieliszka

dobrej nocy
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:37   

M i T napisał/a:
JaśniePani napisał/a:
mozna go tylko stlumic czy przysypac codziennoscia.


Oj, to szkodliwe.
Ból, jak i każde inne uczucie powinno się przeżyć.
Tomek

Oczywiście,a to wcale nie oznacza ,że dziś przezyjemy i możemy nie myśleć.
Po drugie jeśli ból psychiczny stłumimy fizycznym,jak to ma w zwyczaju czynić wielu ludzi np. biegając do upadłego i tłumacząc sobie przy tym ,że "co cie nie zabije, to cie wzmocni" ,stajemy sie nieczuli na cierpienia innych dając takie wskazówki jak;"ja to przeżyłem,to i ty przezyjesz",albo "idź pobiegaj,to ci pomoże" -no i mamy powielanie błędów .
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:41   

Iga Ty tez nie spisz?

pewnie wszyscy myslimy o tym samym tylko inaczej to ujmujemy, co innego pogodzic sie wenetrznie, przezyc zalobe, a co innego radzic sobie nagle, doczesnie z palacym bolem po stracie, lapiacym nagle w ciagu dnia przy zwyklej czynnosci.

chodzcie spac, co?
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 00:50   

Ewa Bednarczyk-Witoszek napisał/a:
Grizzly.
FFA pływają w glukozie - zgoda. Wg mnie 3 kompartmenty (pule).
Spójrz na to z tej strony:
Trójglicerydy w jakomkolwiek kompartmencie tworzą się z glukozy. Fakt.
Na dietach niskowęglowodanowych są one niskie. Fakt.
Na diecie tłustej są one niskie. Fakt.
Na dietach wysokowęglowodanowych i bogatych w produkty nasilające glukoneogenezę są one raczej wysokie. Fakt.
Zatem FFA z jakiegokolwiek kompartmentu jest, na dietach niskoweglowodanowych i ograniczających glukoneogenezę ma znacząco mniejsze prawdopodobieństwo utworzenia trójgliceryda.


Kurczę, że też musiałem to przeczytać. Jestem zażenowany.

kompartmenty (pule)
Jak sama nazwa wskazuje, kompartmenty, są to oddzielone od innych fragmenty komórek z pomocą błon wewnątrzkomórkowych. Np. mitochondria, które same w sobie są wydzielonym fragmentem komórki, wewnątrz są podzielone precyzyjnie na kolejne fragmenty zwane kompartmentami i pooddzielane od siebie błonami wewnątrzkomórkowymi. Przy okazji kłania się prof Sedlak. To nie są żadne pule.

Trójglicerydy w jakimkolwiek kompartmencie tworzą się z glukozy.
Trójglicerydy zwane triglicerydami lub triacyloglicerolami (biochemicy ciągle coś zmieniają, więc nie czepiajmy się) nie tworzą się z glukozy. To nie jest żaden fakt. Domyślam się, że autorka opisuje akt (fakt?) magazynowania tłuszczów w komórkach tkanki tłuszczowej.
Rzeczywiście, żeby komórka tłuszczowa mogła wytworzyć cząsteczkę triglicerydów i zmagazynować ją, niezbędna jest glukoza. Zhydrolizowany z tłuszczu glicerol nie może być ponownie wykorzystany przez adipocyty. Glicerol musi być spalony albo przetworzony w wątrobie ponownie do glukozy. TO JEST FAKT. Natomiast komórka tłuszczowa może wytworzyć cząsteczkę triglicerydu z glukozy(obowiązkowo) oraz dowolnych trzech różnych kwasów tłuszczowych ALBO z glukozy. Jednym słowem, triglicerydy nie tworzą się tylko z glukozy, ale z dowolnych składników pożywienia, z alkoholem włącznie.

Na dietach niskowęglowodanowych są one niskie. Fakt.
Na diecie tłustej są one niskie. Fakt.

Tu musimy pochwalić Panią Doktor. To jest fakt.

Zatem FFA z jakiegokolwiek kompartmentu jest, na dietach niskowęglowodanowych i ograniczających glukoneogenezę ma znacząco mniejsze prawdopodobieństwo utworzenia trójgliceryda.

Nie do końca kumam. Przypuszczalnie chodzi o to, że FFA zwane z polska WKT czyli wolne kwasy tłuszczowe, mają mniejszą szansę połączyć się z glicerolem w cząsteczkę triglicerydu na żywieniu niskowęglowodanowym. Dlaczego by jednak prawdopodobieństwo utworzenia takiego brzydkiego trójgliceryda było szkodliwe? Przecież to są elementarne cząsteczki tłuszczów dostarczających energię do tkanek. Poziom triglicerydów powinien być niski, ponieważ świadczy to o sprawnym pobieraniu przez tkanki.
Ale triglicerydy powinny powstawać, żeby tkanki miały co pobierać. Dlaczego mielibyśmy się obawiać, że powstanie jakiś brzydki trigliceryd? On jest niezbędny do życia. Musi tylko być szybko pobrany z krwi przez tkanki obwodowe.
Poza tym wysoki poziom triglicerydów powodowany jest przez uwalnianie ich z tkanki tłuszczowej u osób otyłych w głodzie, a nie przez to, że są produkowane przez wątrobę.
JW

Tak w ogóle, to nie jest na temat i nie wiem, dlaczego tutaj wskoczyło. Sorry. :-)
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 01:03   

Panie Witoldzie-
litości 8/ :shock: :shock: można to przetłumaczyć dla mniej rozgarnietych???
_________________
pozdrawiam
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 01:17   

Ale tego nie da się prościej.
Proponuję Ci drogę "od ogółu do szczegółu". Czyli np. mamy wątrobę. Jakie są jej podstawowe funkcje i jak jest ogólnie zbudowana. Potem jakie są jej interakcje z innymi organami. No i w końcu detale...
Czy jest czas choćby na tą wątrobę? Wątpię, ale skoro wołasz o litość, więc musisz być w epistemologicznej desperacji 8-)

Tomek
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 01:42   

Oczywiście ,że jestem w desperacji -,im dłuzej jestem na forum
to to ciągle coś weryfikuje , skreślam, ,dodaje zmieniam :shoot:
wychodzi jeszcze większe korytko niż przed.... :mad: [3 kg do przodu]
Musze jeszcze sprawdzić co znaczy "epistemologicznej"
_________________
pozdrawiam
 
     
Cordoba_2004 
technolog żywności

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 660
Skąd: Wiocha po Wielkim Lasem
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 09:03   

Iga napisał/a:
M i T napisał/a:
JaśniePani napisał/a:
mozna go tylko stlumic czy przysypac codziennoscia.


Oj, to szkodliwe.
Ból, jak i każde inne uczucie powinno się przeżyć.
Tomek

Oczywiście,a to wcale nie oznacza ,że dziś przezyjemy i możemy nie myśleć.
Po drugie jeśli ból psychiczny stłumimy fizycznym,jak to ma w zwyczaju czynić wielu ludzi np. biegając do upadłego i tłumacząc sobie przy tym ,że "co cie nie zabije, to cie wzmocni" ,stajemy sie nieczuli na cierpienia innych dając takie wskazówki jak;"ja to przeżyłem,to i ty przezyjesz",albo "idź pobiegaj,to ci pomoże" -no i mamy powielanie błędów .


Iga spała bo jest na low carb i przebudziła się by działać w nocy :)
_________________
gg 14 987 97
 
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 22:24   

Iga napisał/a:
grizzly napisał/a:
Iga napisał/a:
...Dzielenie sie ze swoim partnerem spostrzezeniami...

Na sama mysl zbiera "misie" na wymioty! :razz: :hihi:
.

Wcale mnie to nie dziwi.
Jakby powiedział Kubuś Puchatek;"jedni potrafią,a drudzy nie potrafią,sęk w tym ,ze Kangurzyca potrafiła" Czyli jedni potrafią się dobrać w pary,a inni nie potrafią -ot i cała filozofia .


Sek w tym, ze moja ex. Kangurzyca nie potrafila i dalej nie potrafi.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Nie Wrz 06, 2009 23:47   

Kangur napisał/a:
...Sek w tym, ze moja ex. Kangurzyca nie potrafila i dalej nie potrafi...
Kangur sciagnij sobie "Mloda Urocza Chinke" to nie sa kobiety jeszcze
tak zmanierowane jak "Samice z Zachodu". Jak ja przetestujesz virtualnie
to masz duza szanse trafic nawet na inteligentna! 8-)

To jest w "sam raz" na emerycka kieszen,
bedziesz mial "cudowne orgazmy" prawie "za darmoche"
i do pogadania "kumoche". :viva: :hah: :hihi:
.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Pon Wrz 07, 2009 03:28   

grizzly napisał/a:

Kangur sciagnij sobie "Mloda Urocza Chinke"
To jest w "sam raz" na emerycka kieszen,
bedziesz mial "cudowne orgazmy" prawie "za darmoche"
i do pogadania "kumoche". :viva: :hah: :hihi:
.


Sciagam gacie dalszej uroczej sasiadce i poglebiam jej cnote za darmoche.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Pon Wrz 07, 2009 10:01   

figa napisał/a:
Panie Witoldzie-
litości 8/ :shock: :shock: można to przetłumaczyć dla mniej rozgarnietych???

Droga Pani Figo!
Wiele osób bazuje na mechanicznym zapamiętaniu i wrzucaniu do dyskusji pojęć naukowych, często nie a propos, żeby stworzyć wrażenie posiadania wiedzy. To bardzo trudno później wyprostować. Tak samo, jak trudno opisać wyciekanie wody z dziurawego garnka bez znajomości rachunku różniczkowego, a jeszcze lepiej operatorowego i dynamiki tzw. członu inercyjnego.
Stąd różni szarlatani mogą przez lata ogłupiać i tworzyć teorie niezgodne już nie tylko z prawami fizyki, ale nawet ze zdrowym rozsądkiem. Tak, jak ten argument, że z zakopanego żołędzia wyrasta dąb, a z zakopanego człowieka tylko smród.

W tym wypadku chodzi o to, że tłuszcze mogą powstać i odłożyć się w tkance tłuszczowej ze wszystkiego co jemy i pijemy, tzn. z białek, tłuszczów, węglowodanów i alkoholu.
Jest nonsensem twierdzenie, że tłuszcze powstają tylko z glukozy.
Duża ilość węglowodanów w pożywieniu nasila tylko ten proces, poprzez stymulowanie trzustki do zwiększonego wydzielania insuliny.
JW
PS. Alkohol też zwiększa wydzielanie insuliny i nasila produkcję tłuszczów.
Stąd pijący mają podwyższony poziom triglicerydów, nawet do 1000mg/%
I dlatego kierowca rano przed stawieniem się do bazy wzywa doktora, który pompuje insulinę i dzięki temu alkohol jest w nasilony sposób przetwarzany na tłuszcze, a gość zostaje błyskawicznie odświeżony.
JW
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 07, 2009 11:27   

Kangur napisał/a:

Sciagam gacie dalszej uroczej sasiadce i poglebiam jej cnote za darmoche.

Kolejny dowód na to,że najlepsze w życiu rzeczy mamy za darmoche :D
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pon Wrz 07, 2009 12:21   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
...W tym wypadku chodzi o to, że tłuszcze mogą powstać i odłożyć się w tkance tłuszczowej ze wszystkiego co jemy i pijemy, tzn. z białek, tłuszczów, węglowodanów i alkoholu.
Jest nonsensem twierdzenie, że tłuszcze powstają tylko z glukozy...


Moj internetowy przyjaciel "Adam Goral "Ojmlecik" twierdzi inaczej!
I co ma teraz poczac "zwykly zjadacz chleba" ??? 8-) :hihi:
.
 
     
figa


Pomógł: 8 razy
Wiek: 67
Dołączył: 07 Lut 2005
Posty: 1142
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: Pon Wrz 07, 2009 20:25   

Panie Witoldzie -dziękuje-rozumiem .
-niczego nie mozna zjeść ani popić do syta :mad:
życie jest okrutne . :mad:
Wszystko musze przewartościować od początku i na nowo .
szkoda troche tych tłuszczyków ,które najlepiej rozpuszczają się na patelni.
_________________
pozdrawiam
 
     
alejasienieznam 

Wiek: 35
Dołączył: 13 Maj 2009
Posty: 340
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Wrz 08, 2009 06:30   

grizzly napisał/a:
Moj internetowy przyjaciel "Adam Goral "Ojmlecik" twierdzi inaczej!
I co ma teraz poczac "zwykly zjadacz chleba" ??? 8-) :hihi:
.


muszę przyznać, że jest on bezsprzecznie moim największym idolem :oops:
na pewno on ma rację, a swoją wiedzę czerpie ze zrozumienia książek Jana Kwaśniewskiego :medit:
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Wto Wrz 08, 2009 14:48   

Dla jasności jest AdamPio i Adam319, kto nie rozróżnia, niech nie myli.
Mój imiennik jest asertywny, lubi także cytaty, ale jest otwarty na nowe idee.
Więc pełny szacunek i pozdrawiam.
:-)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 18:09   

Kolejny artykuł z serii "Jak ludzie dobierają się w pary":

http://zdrowie.onet.pl/15...sychologia.html

Artykuł leje trochę wody na ulubiony młyn Grizzly'ego.

Marishka
 
     
ashkar
[Usunięty]

Wysłany: Pią Wrz 18, 2009 21:34   

Iga napisał/a:
Kangur napisał/a:

Sciagam gacie dalszej uroczej sasiadce i poglebiam jej cnote za darmoche.

Kolejny dowód na to,że najlepsze w życiu rzeczy mamy za darmoche :D


Dopóki sąsiadka nie przejdzie na kapitalizm.
 
     
Kangur

Pomógł: 34 razy
Wiek: 82
Dołączył: 27 Sty 2005
Posty: 3119
Skąd: Australia
Wysłany: Sob Wrz 19, 2009 05:06   

ashkar napisał/a:
Iga napisał/a:
Kangur napisał/a:

Sciagam gacie dalszej uroczej sasiadce i poglebiam jej cnote za darmoche.

Kolejny dowód na to,że najlepsze w życiu rzeczy mamy za darmoche :D


Dopóki sąsiadka nie przejdzie na kapitalizm.


Ale to juz bedzie kapitalizm z poglebiona cnota. Cnotliwy kapitalizm moglby byc ulomny.
_________________
Odkwaszać czy zakwaszać?
http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1159
14 W czasie posiłku powiedział do niej Booz: «Podejdź tu i jedz chleb, maczając swój kawałek w kwaśnej polewce».
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 16:36   

Temat ciekawy, jak dobrze dobieracie się tu w pary :* , superatowo. Na temat dobierania się par, jest przyciąganie energetyczne i to są dobre związki. Jeżeli wspólny temat , zainteresowania, czy powodem jest ciąża, że są razem, to może nie istnieć długo. Jeżeli istnieje długo to jest to związek toksyczny, są wtedy masochistami. Zastanawiałam się dlaczego tacy ludzie męczą się i są razem. Powody to: co powie rodzina, są dzieci, ale one pójdą w świat, a oni będą tak tkwić. Jest jeszcze strona materialna, mieszkanie umeblowane i auto. Jeżeli to są powody, żeby się męczyć to życzę tym wszystkim dobrego humoru na starość :keep: :shoot:
_________________
marzena kiwi
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 21:45   

O kobietach kochających "za bardzo":

http://www.wysokieobcasy...._za_bardzo.html

Cytat:

Małgorzata Kolińska-Dąbrowska
2009-09-21, ostatnia aktualizacja 2009-09-18 15:48


Nim przeczytasz ten tekst, zastanów się nad odpowiedziami na te pytania. Czy miłość oznacza dla Ciebie cierpienie?

- Czy znosisz upokorzenia, przywołując w pamięci chwile, kiedy on był dla Ciebie tak dobry i czuły?

- Czy wierzysz, że dzięki Twoim wysiłkom zmieni się na lepsze?

- Czy związek z nim powoduje, że masz coraz mniejsze poczucie własnej wartości?

- Czy pomimo bólu nie potrafisz się z nim rozstać, a jeżeli już to zrobiłaś, to boli Cię nadal?

- Czy nie możesz zrozumieć, dlaczego Cię opuścił, choć tak się dla niego poświęcałaś?

Im częściej odpowiedź brzmiała 'tak', tym większe prawdopodobieństwo, że jesteś kobietą, która kocha za bardzo.


Mam na imię Anna. Jestem kobietą kochającą za bardzo

Kiedy mnie zdradzał, wierzyłam w każde, najbardziej absurdalne wyjaśnienie, dlaczego spotyka się z tamtą kobietą .

Anna ma 34 lata. Drobna szatynka, świetnie ubrana, bardzo ładna. Jest informatykiem, pracuje w dużej korporacji. - Byliśmy razem cztery lata, a przez ostatnie dwa i pół roku w naszym związku trwał kryzys. Zdradzał mnie, a ja nie umiałam go zostawić. Tak bardzo go kochałam. Na początku to był tylko kolega z pracy. Rozmowy, wyjścia na papierosa. Opowiadał mi o swoim rozpadającym się związku. Byłam jego konfesjonałem. Słuchałam o tym, jak zdradził swoją stałą partnerkę. Nigdy nie powiedziałam, że był wobec niej nie fair. Zaczęliśmy się spotykać poza pracą, a po pół roku zamieszkaliśmy razem. Był cudownie czuły, troskliwy i romantyczny. Miłość kwitła półtora roku. Potem wygasło między nami napięcie erotyczne. Nie kochaliśmy się tygodniami. Rozpoczął się kryzys.

Dlaczego nie odeszłam? Bo go bardzo kochałam. Kurczowo trzymałam się tego związku. Nawet wtedy, gdy dowiedziałam się, że ma romans. Trafiłam na świadczące o tym SMS-y. Zaczęłam przeszukiwać jego telefon, sprawdzać maile. Pytałam go, a zarazem chciałam wierzyć, że to nieprawda. Zaprzeczał. Wymyślał coraz to nowe wyjaśnienia. Posunęłam się do tego, że zostawiłam włączony dyktafon, by sprawdzić, czy do niej nie dzwoni. Znalazł go - urządzenie zaczęło piszczeć, gdy skończyła się możliwość nagrywania. Nastąpiły ciche dni, po których... ja go przepraszałam. Po pół roku ich znajomości napisałam do niej, że on jest moją miłością, a nie jej. I powiedziałam mu o tym. Potem obwiniał mnie, że zmąciłam mu kontakty biznesowe. On świetnie manipuluje ludźmi. Dręczyłam się tym, co ta dziewczyna ma, czego ja nie mam. Wiem jedno - była o dziesięć lat młodsza ode mnie.

Kobiety kochające tak jak ja próbują się skonfrontować z tą drugą. Dzwoniłam do niej. Dowiedziałam się, gdzie wynajmuje mieszkanie. Byłam pod jej domem. Kilka razy sprawdzałam, czy nie ma tam jego samochodu. Był. Wiem, że wiele kobiet w takiej sytuacji wystawia walizki partnera za drzwi. A ja przyjmowałam wyjaśnienia typu: znalazł sobie terapeutkę, bo on jest dzieckiem alkoholiczki.

Pewnie pani wydaje się, że następnym razem nie da się innego bezsensownego tłumaczenia zaakceptować. Ależ oczywiście, że się da. Nie tylko nie odeszłam, ale kupiliśmy wspólnie mieszkanie. Włożyłam w nie dużo pieniędzy. Sama urządzałam, bo miało być naszym cudownym domem. Takie jest. Tylko ja tam już nie mieszkam. Cały czas starałam się robić wszystko, by był zadowolony. Choć ból i brak zaufania do niego owładnęły mną zupełnie. Wszystko runęło, gdy znalazłam jej rozbierane zdjęcia w jego komórce. Kazałam mu się wyprowadzić. Oczywiście nie rozumiał dlaczego.

Jednak na myśl o rozstaniu wpadłam w totalną rozpacz. Przez weekend przeleżałam w łóżku, płacząc. Nadal próbowałam walczyć o uczucia tego człowieka. Poszliśmy na terapię dla par w kryzysie. A kiedy zgodnie z zaleceniami psychoterapeuty mieliśmy spędzić wspólny wieczór, pojawiła się ta druga. Rozmawiałyśmy. Dowiedziałam się całej prawdy. Zareagowałam agresją. Uderzyłam go. Zniszczyłam mu samochód. Ja odeszłam, ona nie. Biorą ślub. Teraz wiem, że i ona jest kobietą kochającą za bardzo.

Nazywam się Anka. Też jestem uzależniona od miłości

Kiedy wyrzuciłam go za drzwi, mój 20-letni syn powiedział: 'Mamo, wyszłaś z podziemia'.

Anka ma 37 lat. Dwoje dzieci. Niewysoka blondynka, zadbana. Mówi szybko, często się śmieje. Robi wrażenie silnej, energicznej. Jest finansistką, więc ma umysł ścisły. - Nim dziesięć lat temu związałam się z Piotrem, byłam mężatką. Dla niego się rozwiodłam. Był sporo młodszy ode mnie. Jak wyglądały nasze relacje? Dzień w dzień udowadniałam jemu i sobie, że jestem najlepszą partnerką i kochanką. Teraz wiem, że nie tylko ja cierpiałam, straciłam godność, dałam się całkowicie podporządkować, cierpiały też moje dzieci. Hierarchia w domu była jasna: on, potem dzieci, ja się nie liczyłam.

Nawet zakupy robiłam tylko dla niego. Nie wybaczę sobie, że gdy syn poszedł do pracy, to w lodówce miał swoją półkę. Nie mógł zjeść tego, co było dla Piotra. Mój syn był już dorosły, a ja, kiedy wychodził z przyjaciółmi, martwiłam się, że jak wróci późno, to może się to nie podobać Piotrowi. Będzie wściekły. I kładłam temu mojemu dziecku do głowy, co ma robić, by go nie zezłościć. Kiedy poszłam do pracy, zaczęłam rozumieć swoje błędy. Wreszcie kiedy nawiązał romans ze swoją siostrą cioteczną, kazałam mu się wynosić. Widać moja aureola świętości za mocno uciskała mnie w głowę. Na koniec usłyszałam, że uprasowane koszule to nie wszystko. Po rozstaniu półtora miesiąca funkcjonowałam jak automat. Jeden kłopot pociągał za sobą następny - najpierw facet, później praca, a na koniec zdrowie. W sieci trafiłam na stronę fundacji Kobiece Serca. Wypełniłam test 'Czy jesteś kobietą kochającą za bardzo?'. Prawie wszystkie odpowiedzi brzmiały: 'Tak'. Rozpoczęłam terapię. Choć w naszym zawiązku nie było przemocy, bałam się go - on jako bóg, pan i władca, a reszta jest tylko dodatkiem. W moim domu rodzinnym ojciec też całkowicie zdominował matkę. A ja ten błąd powieliłam.

Jestem Ewa. Zawsze kocham za mocno

Już raz, po rozwodzie, wpakowałam się w podobny związek z mężczyzną dużo młodszym ode mnie. Popełniałam te same błędy. Dobrze, że szybko ode mnie uciekł (śmiech). Mnie się wydaje, że jestem silna, ale gdy pojawia się jakiś facet, to rozpadam się na kawałki .

Ewa też ma 37 lat. Atrakcyjna, szczupła blondynka. Przez 13 lat była mężatką. Wychowuje dwoje dzieci. Wcześnie wyszła za mąż. Chciała uciec z domu, pokazać, że umie być dorosła. Sama jest już pięć lat. - Znów dałam się całkowicie zdominować. Teraz żałuję, że przerwałam terapię psychologiczną. Nadal popełniam te same błędy. Ale przynajmniej umiem być samodzielna. Pracuję, zarabiam, awansuję. Gdy byłam żoną, siedziałam w domu. Zawsze słyszałam, że jestem do niczego, że sobie nie poradzę, więc po co. Czułam się przy nim jak ścierka. Finansowo staliśmy dobrze. To nawet nie jest tak, że on mi odmawiał pieniędzy. Sama rezygnowałam z kosmetyków, butów czy nowej sukienki. Nasze małżeństwo to była huśtawka - raz dobrze, raz źle. W tym wszystkim cały czas czułam się jak marionetka. On poruszał sznurkami. Jak wygląda życie codzienne w takim związku? Na pewno byśmy się nie spotkały. On nie byłby zadowolony, że wychodzę. W towarzystwie męża nie byłam sobą. Przykład: przychodzą goście. Mój mąż postrzegany jest jako świetny facet. Ja - nadwrażliwa wariatka. On bryluje w towarzystwie, a ja myślę, co będzie, jak wyjdą. O co się wścieknie? Na co obrazi? Po wyjściu ostatniej osoby siadam ze spuszczoną głową, słyszę: 'Dlaczego tak się ubrałaś? Dlaczego to powiedziałaś?'. Moi przyjaciele pouciekali. Nawet gdy ktoś do nas wpadł, to wychodził po paru minutach. W domu była tak zła energia. Odchodziłam od męża cztery razy. Wracałam z miłości. Zasłaniałam się dobrem dzieci. Ciężko mi było zdecydować się na samodzielność. Bałam się, że nie podołam, przecież przez lata słyszałam, że jestem nikim. No i on za każdym razem błagał, bym wróciła. Obiecywał poprawę i było dobrze. Przez jakiś czas. Po rozwodzie szalał. Wszyscy mówili: 'O Boże, jak on cię kocha i rozpacza'. Dwa lata później powiedział, że marzy, żebym była stara, chora i na wózku inwalidzkim - wtedy on będzie się mną opiekował i pokaże, jak bardzo mnie kocha.

Nigdy do niego nie wrócę.

Eugenia. Nie tylko kochałam za bardzo, ale byłam ofiarą przemocy

Z takiej traumy wychodzi się długo. Do dziś mam wątpliwości, czy wybaczenie moim oprawcom nie jest równoznaczne z wzięciem winy na siebie, czy wciąż ich za bardzo nie kocham.

Eugenia ma lat 51. Drobna. Ubrana w młodzieżowym stylu, z punkową fryzurą. Ma za sobą udane małżeństwo i dwa związki, w które weszła 'z wielkiej miłości' - w obu zaznała psychicznej i fizycznej przemocy. Zawsze to ona odchodziła od partnera.

Zgubny mit o dwóch połówkach

Ile kobiet korzystało z pomocy fundacji?

Eugenia Herzyk, prezes fundacji Kobiece Serca: Od października 2007 roku około 2 tys. Udzielamy konsultacji i porad, kierujemy na terapię indywidualną, prowadzimy warsztaty rozwoju osobistego. Fundacja współpracuje z ośrodkami terapeutycznymi w Warszawie, Łodzi i Poznaniu, niedługo rozszerzy działalność na Kraków i Trójmiasto.

Kobieta, która kocha za bardzo, to...?

Nie ma uniwersalnego portretu. Są w różnym wieku, o różnym wykształceniu, statusie materialnym i pozycji zawodowej, niektóre założyły rodziny i mają dzieci, inne są singielkami. Generalną przyczyną 'kochania za bardzo' jest brak w dzieciństwie bezwarunkowej miłości rodziców. Ona daje poczucie własnej wartości, pozwala poczuć swoją kobiecość. Dobre wychowanie i dobre wzorce wyniesione z domu dają kobiecie w dorosłym życiu możliwość samorealizacji, uświadamiania sobie własnych potrzeb i pragnień. Uczą budować własną przestrzeni, chronić jej granice.

Czy te kobiety przyciągają specyficzny typ mężczyzny - dominującego?

Nie. Teorie psychologiczne mówią, że podobne przyciąga podobne. Kobieta z problemami przyciąga mężczyznę z problemami. W relacjach każde z nich wchodzi w rolę ofiary, oprawcy bądź ratownika. Scenariusze są różne. Można zacząć od ratownika. On taki biedny, muszę mu pomóc, dzięki mojej wielkiej miłości zmienię go, on wydorośleje. Często kobieta ratownik staje się później ofiarą.

A partner?

Ludzie są ludźmi. Jeśli ciągle coś dostają, to chcą więcej. Podczas warsztatów daję taki przykład: gdy wataha wilków chce powiększyć swoje terytorium, wykorzystuje brak czujności sąsiedniego stada, wdziera się na jego teren i znaczy go, sikając. W relacjach międzyludzkich jest podobnie. Jeśli wpuszczasz kogoś na swoje terytorium, ryzykujesz, że ktoś ci tam nasika. Każdy jest odpowiedzialny za ochronę swoich życiowych granic. Partner przekracza te granice w związku, bo ty na to pozwalasz. I jeszcze jedna uwaga, z osobistego doświadczenia. Nie tylko oprawcy czerpią emocjonalne korzyści w przemocowym związku. Ofiary także. Mają poczucie własnej moralnej wielkości i wyjątkowości. Dowartościowują się, budując pomnik ze swojego cierpienia i poświęcenia.

W związku partnerzy powinni stawiać granice? Przecież miłość oznacza ofiarowanie siebie komuś.

To zgubny mit o dwóch połówkach jabłka, przekonanie, że trzeba szukać tej drugiej połowy, że związek oznacza jedność. Partnerski związek to dwa owoce.

Impulsem do powstania fundacji i strony internetowej były pani własne doświadczenia. Pomaganie to rodzaj terapii?

Szukając przyczyn mechanizmów swoich zachowań, wykonałam olbrzymią pracę nad sobą - czytałam książki, szukałam w internecie, uczestniczyłam w warsztatach rozwoju osobistego, grupach wsparcia. I tak odkryłam, że istnieje uzależnienie od miłości, tej chorej miłości, podobne do każdego innego uzależnienia. I że ja jestem uzależniona. Wiedzą i doświadczeniem chcę dzielić się z innymi kobietami. Nie mam jakiejś misji, ale jest we mnie niezgoda na cierpienia kobiet i przenoszenie krzywd z pokolenia na pokolenie.

Czy z uzależnieniem od miłości walczy się całe życie?

Trzeba zachować do końca życia samokontrolę. Tak jak niepijący alkoholik. Stale trzeba sprawdzać, czy postawiłam właściwe granice w związku albo relacji. Czy moje potrzeby są zaspokojone.

Na czym polega kochanie za bardzo?

Własne szczęście utożsamia się ze szczęściem partnera. Kobieta ma przekonanie, że gdy partner będzie szczęśliwy, to związek będzie szczęśliwy i dlatego ona będzie szczęśliwa. I przez to on i jego potrzeby stają się priorytetem. A to prowadzi do zupełnej utraty własnego ja.

Mnie najbardziej zaskoczyło to, że kobieta, która ma dzieci, ich interes i dobro podporządkowuje potrzebom i wymaganiom partnera.

Oczywiście nie można uogólniać, ale prawdą jest, że nałóg staje się sensem życia. Czym dla alkoholika jest alkohol czy dla narkomana narkotyk, tym dla kobiety kochającej za bardzo jest mężczyzna.

Często słyszę od kobiet, które są w toksycznym związku: 'Nie odejdę, bo dziecko musi mieć ojca'. To wymówka. Ucieczka przed szczerym przyznaniem się, że nie wyobrażam sobie życia bez ukochanego człowieka.

Stąd po rozstaniu myśli samobójcze?

Tak, zdarzają się. Dam znów przykład z alkoholikiem. Dla niego alkohol jest drogą do szczęścia. Wypije i nie ma problemów. Ale po jakimś czasie zauważa, że to jest już przymus, że stracił kontrolę. I wcale tego szczęścia nie osiąga. Owszem, są chwile euforii, ale okupowane dołami i depresją.

U kobiet kochających za bardzo wygląda to podobnie.

Czy kochaniem za bardzo jest to, że zdradzona kobieta, mając jednoznaczne dowody zdrady, przyjmuje każde, nawet absurdalne wyjaśnienia partnera na jej temat?

Tak, to mechanizm zaprzeczania typowy dla nałogowców.

Czy chora miłość może przytrafić się każdej kobiecie, każdemu człowiekowi?

Każdemu dorosłemu dziecku, czyli komuś, kto wskutek dysfunkcyjnego dzieciństwa nie jest emocjonalnie dojrzały i kto nie podjął pracy nad sobą, by dojrzeć. A moim zdaniem większość ludzi to dorosłe dzieci

Dlaczego w uzależnienie od miłości częściej wpadają kobiety?

To kwestia uwarunkowań kulturowych, wychowania katolickiego i przekazów z domu rodzinnego o roli kobiety w związku. Jeśli miłość kojarzy się nam z poświęceniem i zgodą na cierpienie, to mamy skłonności do kochania za bardzo. Kobietom, które - skrzywdzone - skarżą się, że tak dużo dały partnerowi, poświęciły mu życie, zawsze mówię, że aby dawać, trzeba mieć z czego. Jeśli utraciły własne ja, ich wnętrze jest puste. Nie jesteśmy w stanie nikogo prawdziwie kochać, dopóki nie pokochamy same siebie.

Źródło: Wysokie Obcasy


Marishka
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 26, 2009 22:59   

fajny artykul. Ja kiedys bylam kobieta opetana syndromem 'zdobadz i rzuc', bylam wrecz uzalezniona od uczucia, jakie temu towarzyszy. Ta amplituda uczuc, bardzo czesto prowokowalam skrajne sytuacje i emocje, zeby sprawdzic na ile ktos mnie kocha, na ile moge sobie pozwolic. Dluuuugo byla niedojrzala do naprawde powaznego zwiazku.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Nie Wrz 27, 2009 21:34   

Sytuacje w tych artykułach nie fajne, nie rozumie tych kobiet, one są problemem dla siebie.
_________________
marzena kiwi
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sty 02, 2010 13:14   

"Stara miłość nie rdzewieje", czyli o desperackich próbach odnawiania starych miłości po latach i skutkach tych prób:

http://zdrowie.onet.pl/15...styl_zycia.html

Cytat:

Stara miłość nie rdzewieje?
Maja Stasińska / Onet.pl

Moda na fora społecznościowe nie ustaje. Kiedy przygasło szaleństwo odnajdywania się na Naszej Klasie, zaczął się boom na Facebooka. Fala spotkań po latach nie zawsze kończy się na niewinnych rozmowach, często wiąże się ze zdradami i rozbitymi małżeństwami. Niejeden związek rozpadł się z powodu odnalezionej miłości sprzed lat.

Agnieszka wspomina, jak bardzo chcieli pojechać na wakacje w góry, raptem niecałe 100 kilometrów za rodzinne miasto. Potem zwiedziła kawał świata - Meksyk, Afryka, ale było to już bardziej kwestią pieniędzy i wolnego czasu niż wielkich marzeń.

Jej rodzice są konserwatywnymi katolikami. Zawsze uważali, że jeśli ich córka dopuści się seksu przedmałżeńskiego, żaden mężczyzna nie będzie jej szanował i zostanie starą panną, ale przede wszystkim popełni wielki grzech. A na to nie mogli pozwolić. Do końca liceum za pięć 21 musiała stawiać się w domu. Z Markiem mogła się spotykać tylko u niej. Kiedy zostawała z nim sam na sam, zostawiała uchylone drzwi pokoju, żeby rodzice widzieli, że nie robią jakiś „bezeceństw”. Walczyli z nimi o każdą wspólną godzinę.

- Myśleliśmy, że jak wyjedziemy z naszego miasteczka na studia, to w końcu będziemy razem - opowiada Agnieszka.

Na studia wyjechał tylko Marek, zdał na kulturoznawstwo, ona nie dostała się na medycynę. Na początku co tydzień przyjeżdżał do swojego rodzinnego miasteczka, do Agnieszki dzwonił co dwa dni. Nie były to jeszcze czasy telefonów komórkowych, więc wystawał na mrozie pod budką telefoniczną. Z czasem pochłonęło go życie studenckie, coraz mniej miejsca było w nim dla Agnieszki. Za rok zdała na medycynę, ale jeszcze przed wakacjami okazało się, że Marek jest w nowym związku. Żeby nie myśleć o nim, zajęła się nauką. Spotkali się jeszcze kilka razy. W końcu stracili kontakt. Agnieszka została laryngologiem. Wyszła za mąż, za chłopaka ze stomatologii. Są małżeństwem od 11 lat. Mają dwie udane córki. Na coraz więcej ich stać. Raz do roku planują wakacje za granicą i ferie na nartach. Pozornie spokojna, dobrze sytuowana rodzina - klasa średnia. Właśnie mieli przenieść się z mieszkania w bloku do własnego domu w dobrej dzielnicy i z wymarzoną zielenią wokół domu, kiedy przyszło szaleństwo szukania się na Naszej Klasie. Jego jako pierwszego wpisała w wyszukiwarkę. Wymienili grzecznościowe maile. Zobaczyli się na spotkaniu klasowym.

- Marek zawsze był w mojej pamięci. Ten superprzystojny trębacz, z milionami pomysłów na minutę. Pamiętam, jak ważna była dla nas każda wspólna godzina. Nie widzieliśmy się chyba z 17 lat. Przegadaliśmy cały wieczór i całą noc. Nadal jest bardzo przystojny, nawet z tymi szpakowatymi włosami. Był po rozwodzie. Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Kiedyś poszliśmy do jego mieszkania, było trochę wina. Sama nie wiem, jak znaleźliśmy się w łóżku - mówi Agnieszka.

Psychoterapeutka Małgorzata Liszyk-Kozłowska wyjaśnia, że z sentymentem wspominany pierwsze miłości, bo kojarzą nam się z beztroską, jakiej w dorosłym życiu już nie doświadczamy. Nasze późniejsze związki są obarczone wieloma problemami, także dnia codziennego. Bywa, że nie tyle tęsknimy za konkretną osobą z przeszłości, co uruchamia ona nasze wspomnienia za tym, jacy kiedyś byliśmy spontaniczni, jak potrafiliśmy się cieszyć i bawić; tęsknimy za pewnymi emocjami.

- A dziś mamy dzień wypełniony obowiązkami od rana do wieczora. Z partnerem częściej rozmawiamy o dzieciach i zakupach niż o poezji. Możemy uznać, że mamy miłe wspomnienia, których nie musimy weryfikować z obecną rzeczywistością - mówi Małgorzata Liszyk-Kozłowska.

Rodzina dla młodzieńczego wspomnienia
Z Markiem spotykała się trzy miesiące. Ale jak wspomina Agnieszka, to była już tylko szarpanina. Obsypywał ją kwiatami, a potem trzy dni nie odbierał telefonów. Umierała z niepokoju. Ciągle pożyczał od niej pieniądze, bo "artysta w tym kraju ma ciężko". Byłaby skłonna nawet go utrzymywać, ale tłumaczył, że nie wie, czy jest gotowy na nowy związek. Zrozumiała, że on nigdy z nią nie będzie tak, jak nie był ze swoją eksżoną. Nieodpowiedzialny wieczny chłopiec, który lubi wyzwania, chce gonić króliczka i traci zainteresowanie, kiedy go złapie. Nigdy nie wyrósł z nocnego życia, a muzyk ma wiele okazji, żeby się zabawić. Popatrzyła na swoją rodzinę i stwierdziła, że nie chce jej stracić dla młodzieńczego wspomnienia. Ale było już za późno. Tłumaczyła, że ma dużo pracy, więc późno wraca do domu, ich wymarzony dom, jakby przestał dla niej istnieć. Maż zaczął podejrzewać romans. Złamał hasła do poczty mailowej i komunikatora. Przeczytał czułe listy, jakie wymieniali. Zagroził odejściem i zabraniem dzieci. Obiecała, że już nie spotka się z Markiem. Jakoś sklejają małżeństwo.

- Najtrudniej jest odzyskać zaufanie. I to po obu stronach. Ja nie powinnam go zdradzać, a on przekraczać granicy mojej prywatności. Gdyby się dało cofnąć czas, nie pojechałabym na to spotkanie, nie zobaczyłabym się z Markiem i nie zniszczyłabym swojej rodziny. Stara miłość nie rdzewieje, dopóki nie przyjdzie nam do głowy tego zweryfikować - mówi Agnieszka.

Papierek lakmusowy
Małgorzata Liszyk-Kozłowska zauważa, że spotkanie dawnych miłości może też być papierkiem lakmusowym zadowolenia z życia. Nie będziemy chcieli znaleźć się u boku chłopaka sprzed lat, jeśli mamy dobry związek i satysfakcjonujące życie.

Justyna od kilku lat była w stałym związku. Jacka odnalazła na portalu społecznościowym - jej wielka niespełniona miłość. To on pierwszy do niej napisał. Zaprosił do swojego profilu. Zapytał, co u niej słychać. Oboje byli w podobnej sytuacji. Mieli stałych partnerów. On wyznaczoną datę ślubu. Stwierdzili, że nie da się opowiedzieć kilkunastu lat w mailach, umówili się na spotkanie.

- Oszalałam. Czułam się jak nastolatka, motyle w brzuchu, spałam z telefonem przy uchu, bo a nóż napisze albo zadzwoni. Leżałam obok mojego chłopaka i ciągle myślałam o innym. Tylko Jacek budzi we mnie takie emocje - wspomina Justyna.

Adama, swojego wieloletniego chłopaka, poznała, kiedy była w trudnym życiowym momencie: umarła jej mama, ojciec kompletnie się rozsypał, nie radził sobie z niczym, a już na pewno nie z jej 16-letnią wtedy siostrą, która przychodziła nad ranem do domu. Adam był zawsze przy niej. Mieszkali już wtedy w innym mieście, ale na hasło, że musi jechać do domu, rzucał wszystko i jechali. Urządzali wspólne mieszkanie, planowali ślub. Ale spotkała Jacka. Uczyli się w innych szkołach, ale przyjaźnili się i spotykali prawie codziennie. Po latach mówił, że do głowy by mu nie przyszło, że już wtedy była w nim zakochana.

- Spotkanie z Jackiem pozwoliło zweryfikować moje uczucia. Zrozumiałam, że nigdy nie kochałam Adama. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Wybieraliśmy telewizor, mebelki i dywany. Siedzieliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy seriale. A wakacje spędzaliśmy na działce jego rodziców, bo ciągle zbieraliśmy na coś pieniądze, jak nie na samochód, to na meble. Ocknęłam się. Stwierdziłam, że już dziś żyjemy jak emeryci - wspomina Agnieszka.

Z Jackiem wszystko jest inaczej - kwiaty, kolacje, teatr, kino. Rozmawiają o polityce i filmach. On zerwał zaręczyny na pół roku przed planowanym ślubem. Podobno jego dziewczyna chciała popełnić samobójstwo. Jego ojciec nie chce go widzieć, bo jak mówi: „wstydzi się, że wychował takiego nieodpowiedzialnego ”.

- Nie wiem, czy nam się uda, ale mam siłę, żeby walczyć o ten związek - mówi Justyna.

Małgorzata Liszyk-Kozłowska przyznaje, że nowy związek z dawną miłością może się udać, jak każdy nowy związek.

- Warto pamiętać jednak, że osoba, którą znaliśmy przed laty, dziś może być już zupełnie innym człowiekiem. Nie została przecież nastolatkiem, ukształtował się jej system wartości; ludzie się zmieniają. Jeśli nie weźmiemy tego pod uwagę, możemy poczuć się rozczarowani - mówi psychoterapeutka.


Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 17:16   

_flo napisał/a:
Ultimate offtop: Marishko i Tomku, skoro tak zdecydowanie dyskwalifikujecie nawet lekki stan nie-swiadomosci, nawet w dobrej wierze, to powiedzcie mi, jak podchodzicie do takie choroby, co sie nazywac milosc. No nie oszukujmy sie, jednym z jej komponentow jest wlasnie pranie mozgu (na pewno we wczesnym stadium) ... :viva:

http://www.dobradieta.pl/...p=114094#114094

Flo, myślę, że ten wątek jest najbardziej odpowiednim by kontynuować ten fascynujący offtop.

Otóż ja się nie zgadzam z tym "praniem mózgu" na początku miłości, o którym piszesz. Nie wiem, czy dobrzę rozumiem, ale wydaje mi się, że chodzi Ci (w wielkim skrócie) o to, że na początku miłości wszystko jest cacy, bajery, chęć zaimponowania, staranie się o względy partnera, idealizacja, etc., a po jakimś czasie (wiele osób twierdzi, że akurat "po ślubie") wszystko się zmienia, klapki opadają i twierdzimy, że "on/a dawniej taki/a nie był/a".

Ale tak wcale nie musi być! Wiem o tym, bo przez to przeszłam i zrozumiałam dlaczego tak się działo i dlaczego teraz jest zupełnie inaczej. Nie wierzę w popularną teorię, że "po ślubie" człowiek radykalnie się zmienia. Ale wiem, że tak właśnie może to wyglądać, jeśli zakochujemy się totalnie nieświadomie, ignorując własne wątpliwości i inne sygnały.

Opowiadam się więc za uczeniem się właściwego rozpoznawania swoich uczuć i potrzeb, za właściwym odczytywaniem sygnałów zarówno własnego ciała i umysłu, jak i tych wysyłanych przez inne osoby. Gdybym miała lepszy kontakt z właśną psyche w wieku 20-kilku lat, nie pisałabym teraz o 14 latach "spędzonych" w niewłaściwym związku. Jasne, że każdy uczy się na własnych błędach, ale uważam, że popełniania pewnych błędów można sobie zaoszczędzić, jeśli odpowiednio wcześnie zacznie się zgłębianie własnej świadomości (i tu ważna jest rola rodziców i dzieciństwa).

I żeby nie było wątpliwości - nie da się osiągnąć pełnej 100% świadomości. W zasadzie chyba nie ma nawet czegoś takiego i dążenie ku temu byłoby nierealne i niepotrzebne. Ale można dążyć ku lepszemu rozumieniu i poznawaniu siebie (a więc i innych) i dla mnie właśnie taki ciągły rozwój ma sens.

Wracając do miłości. Nie wierzę w przypadkowość. To, że ktoś nas zauroczył wiąże się z pewnymi czynnikami, które są odpowiedzią na nasze potrzeby, wartości, doświadczenia, etc. Tylko często właśnie nie jesteśmy świadomi ani tych czynników, ani też własnych potrzeb czy uwarunkowań. Wtedy mówimy, że nie wiemy nawet jak to się stało, że właśnie w tej osobie się zakochaliśmy. A ja myślę, że dałoby się znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Już kiedyś na początku tego wątku opisywałam i porównywałam moje dwa małżeństwa. Różnice są kolosalne, jak również zmiana w mojej świadomości. W moim pierwszym małżeństwie nie miałam pojęcia dlaczego jestem z osobą sarkastyczną, umniejszającą, a jednocześnie podziwiającą mnie oraz traktującą mnie jak dziecko. Też kiedyś twierdziłam, że ówczesny mąż "zmienił się" po ślubie, póki nie sięgnęłam (po latach) do swoich pamiętników z okresu "chodzenia ze sobą" (prawie 5 lat). A tam drobnym maczkiem były opisane wszystkie kłótnie, problemy, pretensje i moje wątpliwości, które wcale się nie zmieniły mimo upływu lat. To był taki "wake-up call". Zobaczyłam też wyraźnie, że sposób w jako mąż mnie traktował, nie wiele się różnił od zachowania mojego ojca, a moje reakcje przypominały te z okresu kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami.

Zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że pomimo tych wszystkich młodzieńczych wątpliwości, jednak związałam się i tak długo wytrwałam właśnie z tym mężczyzną. Odpowiedzi na te pytania oraz praca nad przeżyciami z dzieciństwa i relacjami z rodzicami pomogły mi lepiej zrozumieć siebie. Kiedy już ustaliłam swoje potrzeby i wartości i wyciągnęlam wnioski z poprzednich błędów, wówczas byłam gotowa na właściwy Związek, na miłość Tomka. :viva:

Tomek odpowiada mi pod każdym względem. Wiedziałam o tym od samego początku, ponieważ postawiliśmy na szczerość. Czyli, zero bajerowania, chęci przypodobania się, przerysowywania rzeczywistości. Mówiliśmy (pisaliśmy, bo rzecz się działa na początku tylko w sieci) wprost o swoich wadach, marzeniach, potrzebach, frustracjach, uczuciach. Nie było okresu "prania mózgu". I właśnie dlatego nie było potem rozczarowania, kiedy po 9 miesiącach wreszcie spotkaliśmy się w realu. I dlatego nadal nie ma niemiłych zaskoczeń i zmian "po słubie". Myślę, że ten Związek stworzyliśmy o wiele bardziej świadomie, niż poprzednie, uwzględniając popełnione błędy (nasze i poprzednich partnerów). Postawiliśmy na szczerość i zaufanie i to się opłaciło. :viva:

Flo, tu nie chodzi o "popisywanie" się naszym szczęściem, byś napisała "zazdraszczam", ale o to, by nasz przykład dawał do myślenia, motywował do zgłębiania zakamarków własnej psyche w poszukiwaniu odpowiedzi. Jeśli komuś nasze z Tomkiem doświadczenia przydadzą się to ok. Jeśli nie, to też w porządku. Ale nie byłabym sobą gdybym nie podziełiła się zdobytą wiedzą :)

Marishka

P.S. Poza tym, moje postrzeganie miłości mocno się zmieniło. Jeśli w młodzieńczym wieku dla mnie ważniejsze było to, jak ja się czułam z ukochaną osobą, to teraz ważna jest osobowość Ukochanego. Tzn. dawniej wystarczało, by obok był ktoś przy kim czułam się dowartościowana. Teraz, kiedy moje poczucie własnej wartości jest "w porządku" i nie potrzebuję zewnętrznego dowartościowania się, liczy się to, kim jest moja Ukochana Osoba. Więc kocham Tomka nie za to, że po prostu jest, ale za to kim jest, co ma w sobie. Oczywiście, że jest to miłość warunkowa! Bezwarunkowa miłość należy się tylko i wyłącznie małym dzieciom. W przeciwnym razie może dojść do takich absurdów, że będziemy bezwarunkowo "kochać" psychopatów, alkoholików i maltretujących mężów i będziemy tkwić w toksycznych związkach, zamiast zmienić swoje życie.
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 18:41   

zenon napisał/a:

Nie zapominajmy o kontekscie...

MiT'om chodzi chyba o to, by praca nad jakims konkretnym problemem byla swiadoma, a nie by kazdy proces byl swiadomy.

Niejaki Mateo Grzesiak populistycznie podawal przyklad tego, ze oddychamy nieswiadomie, nasze serce bije nieswiadomie, zakochujemy sie nieswiadomie.. I swietnie nam to wychodzi. A zatem (i tu implikacja) moze warto inne procesy rowniez robic na poziomie nieswiadomym?
Ten gosc uwaza, ze cel uswieca srodki, ze liczy sie efekt, ze on ma prawo zrobic wszystko o ile tylko klient dostanie to co bylo zawarte w "kontrakcie".
Ma prawo walnac klienta po ryju bez uprzedzenia, ma prawo go zbluzgac, obrazic, umniejszyc..
I usprawiedliwieniem bedzie EFEKT.
...
Ale praca nad wlasnymi problemami - swiadoma.

(nie wiem, czy to wlasciwy dzial, ale mniejsza o to)
Wiem, ze bylo juz o ty, ale widzisz Zeniu, gdyby jeszcze on mial dobre efekty, a wlasnie ja mam z tym chlopakiem taki problem, ze otoz on osiagnal bardzo mierne wyniki. Wykreowal siebie (i innych probuje tez) na typowego "asshole", widac jak na dloni - totalnie oderwany od uczuc, czy to swoich czy cudzych, brak empatii, cwaniakuje, pozuje - no tragedia, mnie to odstrecza. Plastyk fantastic.
Wiec dla mnie to jest ewidentny dowod na to, ze takie metody ogolne nie spawdzaja sie, chociaz doceniam ich dorazna pomoc, na przyklad nie wiem dajmy na to - bardzo stresujaca sytuacja, musze sie natychmiast opanowac, przywrocic do pionu.
Podobnie doceniam efekt placebo w leczeniu, tonacy brzytwy sie chwyta.

Poza tym wracajac do placebo, przeciez tu nie chodzi o to, zeby zaklamywac rzeczywistosc, lecz, zeby nakierowac nasze mysli na konkretny tor - wiadomo, ze tylko w ten sposob absorbujemy real, przyjmujemy i przetwarzamy informacje wybiorczo, bo inaczej mozna by oszalec od nadmiaru bodzcow. (ok, moze bluznie w tej chwili, ale nie znam siem)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 18:53   

M i T napisał/a:
Otóż ja się nie zgadzam z tym "praniem mózgu" na początku miłości, o którym piszesz.

Nie wiem Marishka, a nawet jesli chodzi o taka banalna sprawa jak ubior - nie starasz sie specjalnie dla Tomka, bardziej niz gdyby go nie bylo? Ja na przyklad mam "nakaz" chodzenia w kieckach, i mimo ze jestem z natury tomboyem, ulegam raczej tym zyczeniom. Bo wiem, ze sa beda efekty :D . Wiec coz to jest jesli nie manipulacja - strojenie piorek?
Taki przyklad oczywiscie na tym bardziej pierwotnym poziomie zwiazku.

M i T napisał/a:
Flo, tu nie chodzi o "popisywanie" się naszym szczęściem, byś napisała "zazdraszczam", ale o to, by nasz przykład dawał do myślenia

Nie no, mialam na mysli "gratuluje". :)
To jest jednak kosmiczna praca, ktora trzeba wykonac, zeby dojsc do takiego stanu rzeczy. No i trzeba znalezc wlasciwa osobe.
Ostatnio zmieniony przez _flo Czw Sty 14, 2010 19:01, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 19:33   

_flo napisał/a:
nie starasz sie specjalnie dla Tomka, bardziej niz gdyby go nie bylo? Ja na przyklad mam "nakaz" chodzenia w kieckach, i mimo ze jestem z natury tomboyem, ulegam raczej tym zyczeniom.


Czy staram się stroić specjalnie dla Tomka? Raczej nie. Robię to dla siebie, tak jak mnie odpowiada w zależności od nastroju i okazji. Uwielbiam "hippisowskie" spódnice do ziemi i (ostatnio) turbany :shock: . Tomek woli spódnice gładkie i odsłaniające łydki. :-D Ponoć jest mi wybitnie ładnie w czarnym, a ja nie przepadam za tym kolorem. Ale jakoś z tego powodu nie kłócimy się, bo Tomek kocha mnie za to, jaka jestem TU i TERAZ, a nie za to jaka "mam być". Chodzi o to, by nie próbować zmieniać drugiej osoby, nie narzucać własnej wizji tej osoby. I też nie idealizować.

Ale np. mój pierwszy mąż miał zastrzeżenia do mojego ubierania się. Wolał bym niezależnie od okazji była w starych dżinsach i podkoszulku/swetrze. Wtedy czuł się bezpiecznie. Jakiekolwiek odchylenie było określane jako "overdressed". Czuł się niedowartościowany, nieatrakcyjny, a na dodatek bał się zachwytów innych facetów. A że ja sama wówczas miałam kłopoty z własną kobiecością i samooceną, to zajęło mi trochę czasu, by to wszystko zrozumieć i poukładać.

A tomboyem też byłam - w dzieciństwie. Ale to dlatego, że na takową mnie "kreował" ojciec, który zawsze chciał mieć syna. Do lat 16 miałam zawsze włosy obcięte na jeża, wbrew moim protestom. Chodziłam najczęściej w spodniach i "biłam się"/bawiłam z chłopakami. Dopiero na studiach zaczęłam powoli odkrywać kobietę w sobie, zapuściłam włosy, chodziłam w spódnicach, malowałam się trochę. Ale poznałam przyszłego byłego męża i znów cofnęłam się do wizerunku z dzieciństwa - bo on "wolał" chłopczycę.

Dopiero pod koniec tamtego związku zaczęłam odnajdywać to, co naprawdę było moje i co znalazło swoją kulminację w Związku z Tomkiem. I wiem, że tym razem tego już się nie da "cofnąć" :viva:

Swoją drogą, "nakazy" zawsze wzbudzały we mnie bunt. To znaczy, dostosowywałam się do nich posłusznie, ale frustracja i złość kumulowały się i potem eksplodowały. Moim zdaniem, to nie jest zdrowe. Dlatego teraz mogę mówić o partnerstwie i wymianie zdań, a nie relacji małżeńskiej typu "nakazujący" rodzic - "posłuszne" dziecko.

Marishka

P.S. Cenię sobie uwagi Tomka na temat strojów, czasem pytam się co sądzi o tym czy tamtym, ale ostatecznie i tak decyduję się na to, w czym ja sama czuję się dobrze. A że żadne z nas modą specjalnie się nie interesuje i "tryndów" nie śledzi, to kwestia ubioru nie jest problemem. Ważniejszy jest dla nas taki strój, w którym czujemy się dobrze i wygodnie.

P.P.S. Zauważyłam, że Tomek potrafi zachwycać się mną niezależnie od ubioru czy "bad hair day" :viva:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 19:56   

_flo napisał/a:
To jest jednak kosmiczna praca, ktora trzeba wykonac, zeby dojsc do takiego stanu rzeczy. No i trzeba znalezc wlasciwa osobe.


Dokładnie! Jestem w 100% przekonana, że aby móc taką osobę znaleźć trzeba mieć rozeznanie w sobie i przynajmniej zaczątki porządkowania własnej przeszłości (dzieciństwa).

Gdybym ja wiele lat temu wiedziała, kto to jest "właściwa DLA MNIE osoba", to zaoszczędziłabym sobie 14 lat "trwania" w związku i rozwód. Bo jestem przekonana, że mój ex jest osobą właściwą, fajną i interesującą. Ale nie dla mnie. Te dwa słowa stanowią całą różnicę. Różnicę, o której w wieku 20-kilku lat nie miałam pojęcia. Albo inaczej, zignorowałam podpowiedzi własnej intuicji. Gdybym rozumiała wówczas, że mam tak niskie poczucie własnej wartości, że uczepię się kurczowo każdego, kto zwróci na mnie uwagę i gdybym potrafiła prawidłowo nazwać swoje uczucia i relacje z ojcem, to nie związałabym się z człowiekiem, który wprowadzał w moje życie taką samą schizofrenię jak ojciec!

Ale ja wówczas panicznie się bałam słowa "psychologia", uprawiałam "dobryzm", całkowicie wypierałam złość i byłam bardzo zagubiona. Wybrałam "przeciwieństwo", nie wiedząc jeszcze, że "przeciwieństwa przyciągają się" tylko w początkowym okresie. By zbudować zdrowy, trwały i spełniony Związek konieczne jest podobieństwo wartości i światopoglądu oraz wspólna wizja przyszłości i Związku.

Marishka
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 21:12   

M i T napisał/a:
P.P.S. Zauważyłam, że Tomek potrafi zachwycać się mną niezależnie od ubioru czy "bad hair day"

A ha! Bo ma "wyprany mozg" ;)
I wybiorczo traktuje rzeczywistosc.
:D
M i T napisał/a:
Swoją drogą, "nakazy" zawsze wzbudzały we mnie bunt.

to bylo w cudzyslowiu, akceptacja preferencji drugiej osoby, normalna rzecz
zreszta jesli ewentualnie jest to manipulacja, to z mojej strony. wlasnie tego dotyczylo moje pytanie - czy dopuszczasz sie takich "podstepow"? rozumiem, ze nie. naprawde nigdy nie zakladasz krotkiej spodnicy, zeby zrobic przyjemnosc Tomkowi?
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 21:18   

Ja mysle ze gdyby Tomek poprosil to Maryshka by zalozyla :-P ale najwyraźniej dla Tomka nie jest to sprawa priorytetowa.... :-)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 21:20   

No dobrze, dla nikogo normalnego nie jest. :)
To tylko przyklad, co innego mnie nurtuje.

Po prostu chodzi o to, ze zwiazek jednak z tego sie sklada, ze te druga osobe nieustannie i kazdego dnia przeciagasz na swoja strone. Starasz sie i dbasz, zeby bylo dobrze. I to jest wlasnie "pranie mozgu".

Przyklad z kieckami nie byl zbyt trafny, bo Mariska chyba mocno to wiaze z ekspresja wlasnej osoby.
Ostatnio zmieniony przez _flo Czw Sty 14, 2010 21:34, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 21:32   

Flo, ale Marishka potrafi się różnorodnie ubrać. Teraz ma akurat comebackową fazę na długie suknie, co mi mniej odpowiada, niż sukienki lub spódnice opięte do dolnej granicy kolan, ale pisząc "mniej" nie mam na myśli " w ogóle" :) W ogóle, to czasem zauważam u siebie jakieś "zejścia" w stronę stylu totalnie minimalistycznego (góra dwa kolory, żadnych koronek, żabotów, frędzli, duperszwancy poprzypinanych bądź gdzie i ABSOLUTNIE zero jakichkolwiek brokacików i dodowatego różu). Jedym słowem: nienawidzę HINDUSKICH SKLEPÓW! A moja Żona jest tak wspaniała, że nawet tam znajdzie coś pięknego :)

Poza tym, ma świetny gust w każdej dziedzinie. Nie zniósłbym chyba jedynie szarawarów, bo to w moim przekonaniu to samo shitowie, co jakbym ubrał się w dres, wygolił pałę i założył złoty łańcuch.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Sty 14, 2010 21:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 21:36   

M i T napisał/a:
Poza tym, ma świetny gust w każdej dziedzinie

Niewatpliwie. :D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:02   

Kochany Mężu, publicznie oświadczam wszem i wobec, że nigdy w życiu szarawarów nie założę, bo w końcu też mam jakieś granice i wiem, co lubię i co do mnie pasuje :) Nie założę też panterkowatych wzorów ani dodowatego różu czy brokatu. Przecież pisałam, że wiem, co DLA MNIE jest dobre :) Flo mi świadkiem! :-D

_flo napisał/a:
A ha! Bo ma "wyprany mozg" ;)


Wiem, wiem :-D Dokładnie to samo twierdzi Jego rodzinka i czeka aż przejrzy na oczy i na jej łono wróci. :roll: :faint:

_flo napisał/a:
zwiazek jednak z tego sie sklada, ze te druga osobe nieustannie i kazdego dnia przeciagasz na swoja strone.


To zależy jaki związek. Tak miałam w poprzednim. Ciągła walka, ciągłe kompromisy, wymuszanie i zmuszanie się do różnych rzeczy. Generalnie robienie wielu rzeczy wbrew sobie, byle tylko ten związek trwał we względnym spokoju. Przez długi czas byłam przekonana, że to jest normalne i dotyczy każdego związku. Myślałam też, że wzajemne narzekania małżonków na tą "drugą połowę" są normą.

Teraz wiem, że to mit i że wcale tak być nie musi. Nie czuję (i jestem pewna, że Tomek też) bym "przeciągała" lub byłam "przeciągana" na jakąkolwiek stronę. Czuję natomiast (codziennie), że stoimy razem po tej samej stronie. To niewiarygodnie ułatwia życie. Dlatego podkreślałam we wcześniejszym poście jak ważne są podobieństwa w sprawach kluczowych. Wtedy nie ma "przeciągania" :) Kłótni też.

Pewnie zaraz pojawią się pytania/twierdzenia o "nudzie" w takim Związku. Ale zarówno Tomek jak i ja mieliśmy serdecznie dość "burzliwych" związków z przeszłości, niepewności, kłótni i kompromisów. Tworzymy Związek, o jakim od dawna marzyliśmy, zgodnie z naszymi potrzebami i wartościami. Czujemy się w tym spełnieni, a więc o "nudzie" nie może być mowy.

Marishka
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:23   

Marishka, alez Ty mi probujesz mydlic oczy.
Przecie wiadomo, ze przykladowo Flo nigdy sie nie zwiaze z wlascicielem tuningowanej bejcy z podswietlanym podwoziem, wiec nie mowimy tu o kompromisach tego kalibru, ale zeby zupelnie ich uniknac, musialabym sie chyba zwiazac ze swoim bratem syjamskim.
Mnie sie wydaje, ze Tobie sie wydaje, ze nie musisz nigdy isc na kompromis, gdy tymczasem robisz to non stop, ale z przyjemnoscia, bo bardzo kochasz Tomka (czytaj: "masz doszczetnie wyprany mozg" :D )
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:28   

Flo, ale jak można iść na kompromis z przyjemnością ?

Tomek
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:30   

No tak wlasnie na podobnej zasadzie jak w sekcie.
Z czyssssta przyjemnoscia. :hah:
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:32   

Zreszta codziennie sie przeciez zdarza, ze musimy isc na kompromis sami ze soba.
Nie mowcie, ze nie.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:34   

Flo, zdefiniuj swoje pojęcie kompromisu, please. A szczególnie kompromisu z samą sobą.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Sty 14, 2010 22:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Sty 14, 2010 22:56   

Osobiście podzielam taką potoczną definicję kompromisu:

Cytat:
Kompromis (z łaciny compromissum – coś wzajemnie obiecanego), proces osiągania porozumień pomiędzy stronami dążącymi do rozbieżnych celów. Kompromis osiągany jest dzięki obopólnym ustępstwom lub poprzez tylko częściową realizację stojących w konflikcie interesów i wartości.


Tutaj kluczowe są wyboldowane przeze mnie słowa. Jeśli nie ma rozbieżnych celów, interesów i wartości, to nie ma też potrzeby nieustannego szukania kompromisów.

W kompromisie ważne jest to, że (najczęściej) obydwie strony rezygnują ze swoich celów na rzecz - no właśnie - czego? Spokoju? W rezultacie żadna ze stron nie jest do końca zadowolona, bo przecież musiała zrobić coś wbrew sobie. Jaki to ma sens? Jak długo można to ciągnąć? A co z narastającą frustracją i złością, bo przecież te uczucia pojawiają się zawsze, kiedy postępujemy wbrew sobie, szczególnie jeśli chodzi o nasze wartości i interesy.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Sty 14, 2010 22:57, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 00:05   

Tomek ze sie wtrące, wg. mnie, gdzie dwie osoby tam kompromis być musi, tzn. fajnie gdy nie nie ma rozbieżności w sprawach zasadniczych tak jak jest w waszym przypadku, podobne priorytety, ale w sprawach dotyczących zwyczajnej prozy życia, w sprawach drobnych na pewno jest, no przecież muszą zdarzać sie momenty gdzie zdania sa rozbieżne i trzeba pójść na kompromis by rozstrzygnąć dylemat, by podjąć decyzje satysfakcjonującą obie strony, załóżmy kupujecie mebel, niech będzie to łoże małżenskie, przeciez moze zdarzyć sie tak iż Tobie może podobać sie takie a Maryshce inne, drogą kompromisu wybieracie trzecie majace wspólne cechy tych poprzednich, albo malujecie mieszkanie, przecież może zdarzyć sie tak iz Twoim ulubionym kolorem będzie taki który "nie trawi" żona, drogą kompromisu wybieracie posredni satysfakcjonujący Was obojga, no takich przykladow mozna mnożyć setki.... ;-) takie "drobniutkie kompromisiki" nie sa niczym złym, wręcz przeciwnie wprowadzają element osobistego zaangażowania w sprawy dotyczące Was obojga, wg. mnie umiejętność pójścia na kompromis jest wyznacznikiem dojrzałości gdzie słowo "Ja" ustępuje miejsca słowu "My" po to by móc przyjmować argumenty strony drugiej i wybierać to co najlepsze dla obojga. Egocentryzm, egoizm wydaja mi się być czymś obcym w stosunku do umiejętności podejmowania prób wspólnego porozumienia .
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 01:13   

Molka napisał/a:
załóżmy kupujecie mebel, niech będzie to łoże małżenskie


No właśnie rok temu kupowaliśmy :) Tyle że znów mieliśmy podobne wymagania co do tego mebla. Njapierw chodziło nam po głowach łóże... okrągłe. Ale doszliśmy wspólnie do wniosku, że byłoby zupełnie niepraktyczne pod wieloma względami. Więc ten pomysł umarł śmiercią naturalną.

Ponieważ różne szczególiki ze sobą obgadujemy na codzień i często wspólnie robimy "window shopping" albo komentujemy jakieś reklamy, etc., to mniej więcej wiemy, co które z nas lubi/ceni. A że mamy podobne gusta w wielu sprawach... to kiedy przypadkowo zobaczyłam w sieci pewne łóżko, to wiedziałam, że to jest właśnie TO i że jest strzałem w 10-kę :) Miałam jedynie wątpliwości co do ceny, ale stwierdziliśmy, że wcale nie jest tak źle i że TO lóżko jest tego warte. Jest takie totalnie "nasze" :)

Podobnie było z obrączkami. Mieliśmy jakąś wspólnie obmyśloną koncepcję - miały być "nietypowe", srebrne (nie przepadamy za złotem i nie chcieliśmy też za dużo wydawać), wymyślaliśmy już nawet do wygrawerowania jakiś obrazujący nasz Związek symbol. A tu nagle trafiłam przypadkowo na autorską stronę pewnego złotnika i "zakochałam się" na umór w jego koncepcji obrączek. Wiedziałam, że Tomkowi też sie spodobają, ale cena mocno zniechęcała. I co? I mamy je na sobie już 3,5 lata :viva: Nie było "kompromisu", była obopólna pewność, że te obrączki są takie "nasze" i muszą być :) Cenę sobie też jakoś wspólnie zracjonalizowaliśmy :hihi:

Dla mnie nie każdy "dylemat" wymaga "kompromisu", a na pewno nie wymagają tego drobne codzienne decyzje. Dla mnie "kompromis" to dość duże określenie, które zarezerwowane jest dla dość dużych dylematów. Kojarzy mi się też z relatywizmem, takim staniem w rozkroku, z którego żadna ze stron nie jest do końca zadowolona, bo przecież chciała czegoś innego.

A to "My", o którym piszesz, moim zdaniem tworzy się nie przez nieustanne kompromisy, ale przez uważność i otwartość na drugą osobę, jej potrzeby, marzenia, zainteresowania, uczucia, poprzez dzielenie się tym wszystkim na codzień, obgadywanie różnych drobnostek, poznawanie i słuchanie siebie nawzajem. W ten sposób tworzy się bliskość. Myślę, że drobnostki są tu bardzo ważne, bo jeśli się o nie dba na codzień, to wówczas nie ma potrzeby wielkich kompromisów od święta.

Tak to widzę i takie są nasze doświadczenia w tym temacie :)

Marishka

P.S. A Tomek w sprawie kompromisu wypowie się po powrocie z pracy :) Właśnie wyjeżdża...
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Sty 15, 2010 01:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 20:31   

No bo Tobie kompromis kojarzy sie pejoratywnie, z ogromnym wyrzeczeniem, i jak napisalas, prowadzi do frustracji, i zgadzam sie, jesli roznice zdan sa zbyt wielkie, wtedy jest to udreka. A ja mowie o drobnych wyrzeczeniach, o tym ze
M i T napisał/a:
uważność i otwartość na drugą osobę
stanowi podstawe zwiazku. Czyli mowimy o tym samym. More or less.

M i T napisał/a:
Właśnie wyjeżdża...

...upolowac czlowieka na kolacje? :)
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 20:50   

Flo, pomijając różne inne czynniki, jednym z decydujących o tym, że nie powiedzie się związek, jest ciągłe brnięcie w kompromisy. W rezultacie często jest tak, że po kilku latach układ składa się z trójki lub czwórki ludzi. Kompromis zawsze jest wyrzeczeniem, ale w przypadku, gdy dwie osoby ciągle z czegoś muszą rezygnować, w końcu jedna lub dwie, zaczynają wikłać się w inne związki - łudząc się przy tym, że tam odczują swobodę.

Mam na myśli to, że nie da się wciąż bezkarnie odzierać siebie z pragnień, marzeń i oczekiwań.
Kompromis polega na tym, że dla dobra trwania związku, jedna ze stron ulega kosztem własnej, zdrowej, wolnej woli. To jest patologia, o ile dotyczy ważnych dla wyrzekającego się spraw. Małe kompromisy są tak nieistotne, że właściwie trudno je tak nazywać.

A jest jeszcze coś takiego jak obopólna edukacja. Czy jeśli partnerka mi mówi, żebym dał se siana z zajadaniem słodyczy - troszcząc się jednocześnie o moje zdrowie - to czy ma reakcja odstawienia słodycza jest kompromisem? W żadnym razie!! Jest skorzystaniem z dobrej rady. I to się dziać powinno wzajemnie. Gorzej, gdy sytuacja jest taka: "słuchaj, mam dość tych twoich filmów, muzyki, wkurza mnie to, tamto i owo. Chce by było po mojemu..zrób coś z tym". W momencie przystania na taki tekst, mamy pasztet.

Najlepiej, gdy ludzie dobierają się wedle podobnych dążeń, pasji, oczekiwań, pragnień, poziomem namiętności, światopoglądem itd. Gadka o przyciągających się przeciwieństwach, jest droga donikąd.

A jeszcze jak dochodzi do tego nieświadomość pochodzenia własnych emocji (np."nie wiem, co we we mnie wstąpiło!" , "nie wiem, czemu mnie tak wkurzasz!" ), no to jest prawdziwy kanał... :faint:

Tomek

ps: O co chodzi z polowaniem na człowieka ? Wampiryzm? :shock:
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Sty 15, 2010 21:00, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 21:24   

M i T napisał/a:

ps: O co chodzi z polowaniem na człowieka ? Wampiryzm?

no :)
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 22:12   

M i T napisał/a:


Ponieważ różne szczególiki ze sobą obgadujemy na codzień

no właśnie wg. mnie to nic innego jak pujscie na kompromism......czyli dogadanie sie w taki sposób by decyzje ktore podejmujecie mogly zadowolic obie strony....
a co w sytuacji gdy macie inne zdania, jak rozwiązujecie problem, przeciez nie jest tak iz caly czas trafiacie w swoje gusty..... no prosze Was ..... :-)

M i T napisał/a:
Mam na myśli to, że nie da się wciąż bezkarnie odzierać siebie z pragnień, marzeń i oczekiwań.
Kompromis polega na tym, że dla dobra trwania związku, jedna ze stron ulega kosztem własnej, zdrowej, wolnej woli.

dlaczego tak? jesli jedna strona ulega drugiej to znaczy , ze jedna ze stron narzuca swoje racje, dominuje, a druga sie poddaje dla dobra zwiazku..... tu nie ma kompromisu... :-)
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 15, 2010 22:48   

Molka napisał/a:
przeciez nie jest tak iz caly czas trafiacie w swoje gusty..... no prosze Was ..... :-)
:-)

Może trudno w to uwierzyć,ale tak może być i nawet jest.
Właśnie tak jest wtedy,kiedy małżonkowie ze sobą duuuużo rozmawiają,są otwarci wobec siebie,dyskutują na różne tematy,o szczegółach.Sama zastanawiam się czy to jest możliwe i odpowiedź brzmi;"TAK".
Może ktoś zarzucić ,że jedno z małżonków nie ma własnego zdania i decyduje się na to ,co zdecydowała druga strona,ale to nie jest tak.To jest właśnie to dogłębne poznanie współmałżonka i to jest niesamowite.
Zastanawiam się nad małżeństwami moich znajomych-właśnie trzecie się rozpada,a jak się do nich przyszło ,to nie było niczego innego słychać,tylko;" tak kotku,tak skarbie,słonko,myszko" itd.,u mnie tego nigdy nie było,nie ma i nie będzie.Za to są ROZMOWY,w których również uczestniczą dzieci,nigdy nie kazałam swoim dzieciom wyjść do innego pokoju,albo żeby nałożyły słuchawki na uszy i grały na komputerze,jak to było w domach moich znajomych.Strasznie mi się to nie podobało.
Ostatnio zmieniony przez Iga Pią Sty 15, 2010 22:54, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Sty 15, 2010 22:58   

Iga napisał/a:
Molka napisał/a:
przeciez nie jest tak iz caly czas trafiacie w swoje gusty..... no prosze Was ..... :-)
:-)

Może trudno w to uwierzyć,ale tak może być i nawet jest.
Właśnie tak jest wtedy,kiedy małżonkowie ze sobą duuuużo rozmawiają,są otwarci wobec siebie,dyskutują na różne tematy,o szczegółach.Sama zastanawiam się czy to jest możliwe i odpowiedź brzmi;"TAK".
Może ktoś zarzucić ,że jedno z małżonków nie ma własnego zdania i decyduje się na to ,co zdecydowała druga strona,ale to nie jest tak.To jest właśnie to dogłębne poznanie współmałżonka i to jest niesamowite.

nie rozumiem, ja moge przez lata obcowania z facetem poznac jego gusty, jego zapatrywania na pewne tematy ale to nie jest rownoznaczne z tym ze ja musze miec podobne, ze mnie musi podobac sie to samo, co najwyzej mozna przywyknac i zaakceptowac przez szacunek dla ukochanej osoby..... to sie "dotarcie się stanowisk"
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 15, 2010 23:10   

Molka napisał/a:

nie rozumiem, ja moge przez lata obcowania z facetem poznac jego gusty, jego zapatrywania na pewne tematy ale to nie jest rownoznaczne z tym ze ja musze miec podobne, ze mnie musi podobac sie to samo, co najwyzej mozna przywyknac i zaakceptowac przez szacunek dla ukochanej osoby..... to sie "dotarcie się stanowisk"

Nie wiem w sumie jak to wytłumaczyć...
W przypadku mojego małżeństwa jest tak,że musieliśmy wiele tematów długo wałkować,żeby było tak jak teraz.Wcześniej były spięcia ,różnice zdań itd.-pewnie wynikały z tego,że patrzyłam na pewne sprawy jak dziecko,a męża traktowałam jak ojca,ale teraz tego nie ma.To w sumie dziwne,nawet dla mnie.Nie sądziłam,że to jest możliwe,a jednak.
W sumie śmiało mogę powiedzieć,że mój Mąż jest moim największym Przyjacielem,któremu mogę powiedzieć dosłownie wszystko i wiem,że mnie wysłucha,nie umniejszy,nie będzie krzyczał,a przytuli na ten przykład,będzie ze mną,doradzi itd.

PS.Może jakiś rok temu jedziemy samochodem,a mąż do mnie mówi;"wiesz co? Nie wyobrażam sobie żyć z kimś innym"-to było niesamowite,bo ja o tym w tym samym czasie pomyślałam,a wcześniej właśnie rozmawialiśmy na jakiś temat i to nam się obojgu bardzo podobało :)
Ostatnio zmieniony przez Iga Pią Sty 15, 2010 23:14, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Iga
[Usunięty]

Wysłany: Pią Sty 15, 2010 23:45   

Molka napisał/a:
co najwyzej mozna przywyknac i zaakceptowac przez szacunek dla ukochanej osoby

Nie widzę tak tego.Gdyby mój mąż torturował mnie czymś ,czego ja nie znoszę,to prędzej bym go znienawidziła, niż przywykła do tego i zaakceptowała.

PS.Jeszcze w odniesieniu do poprzedniego.Nie rozumiem małżeństw ,gdzie np. jedno wybiera meble do domu,a drugie się tym nie interesuje,albo jest po prostu odsunięte ,bo np. "nie ma gustu".Nie rozumiem też takich małżeństw,gdzie mąż każe żonie swojej coś nałożyć czego ona nie lubi,źle się w tym czuje,a jednak nakłada,bo mąż sobie tego życzy.
Jeszcze jedno ważne,co rzuciło mi się w oczy u kolejnego rozpadającego się małżeństwa.Czasem spotykałam tę znajomą,jak wracała ze sklepu i niosła np. DVD (było tak) i mówi,że kupiła to mężowi,następne mówi,że on coś jej kupił,a w sumie korzystają z tego razem.Nie mówiła,że kupili sobie,to jest wspólne tylko,że ona jemu coś kupiła,a on jej (a w gruncie rzeczy przecież korzystają z tego razem).
Ostatnio zmieniony przez Iga Sob Sty 16, 2010 00:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Sty 16, 2010 00:00   

Violka, nie pojmuję, po co inwestować w "docierający" się związek? I w ogóle, przeanalizuj sobie, czym tak naprawdę jest to dotarcie. Ja tego nie kumam.
Jeszcze raz: bazą są wspólne fascynacje, pasję, podobne spojrzenie na najważniejsze sprawy, dopasowanie mentalne, seksualne, intelektualne i światopoglądowe.
Związek nie jest po to, by przeciągać się, rywalizować ze sobą, podliczać wyrzeczenia, mocować się z kompromisami. Wzajemne dyskusje, omawianie i podejmowanie wspólnych decyzji, nie opiera się u nas na kompromisie, ale na decyzjach mających zadowolić nas dwoje. Kompromisy? Nie, ja podziękuję.

W życiu nie rozstałbym się z byciem samotnikiem, gdybym nie poznał Marishki :viva:

Viola, nie mamy odmiennych zdań w ZASADNICZYCH kwestiach. Jak wystąpią, damy radę.

Tomek

P.S. Violka, z "docieraniem się" może tez być tak, że te osoby nigdy się nie dotrą. Ja się "docierałam" z pierwszym mężem przez prawie 14 lat. I był to od samego początku poroniony pomysł. A mogliśmy sobie tych lat i wysiłku skutecznie zaoszczędzić.

To trochę tak jak z fałszywą nadzieją, że rodzice kiedyś się zmienią. Żyje człowiek z taką nadzieją całe zycie aż do śmierci rodziców, ciągle licząc na to, ze go zaakceptują, pokochają takim, jaki jest, a tu nic. Nie warto tak sobie marnować życie. I innym przy okazji.

Poza tym w kwestii światopoglądu nie może być mowy o "docieraniu się". To nierealne i zawsze kończy się frustracją (albo też wyparciem) i porażką. "Docierać się" to sobie można w kwestii skarpetek porozrzucanych po podłodzę czy smaku zupy ale nie np. w kwestii wyznania, wychowywania dzieci czy priorytetów w związku. Bo jeśli nie ma zgody i poczucia jedności w tak ważnych aspektach życia, to jaki jest sens bycia razem, skoro każde będzie siedziało w swoim odrębnym świecie i szukało kompromisów i co rusz to nowych sposbów na "dotarcie się"? Ja wolę wspólne rozwijanie się, wspólne tworzenie Związku. A nie życie razem ale osobno.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Sty 16, 2010 00:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lut 28, 2010 20:38   

Krótkie, zwięzłe i takie... oczywiste:

http://zdrowie.onet.pl/15...sychologia.html

Cytat:

Recepta na udany związekJak stworzyć szczęśliwą relację partnerską i nie dać się rutynie? Czy w dobie rosnącej liczby rozwodów jest to możliwe? Oczywiście, że tak. Inteligencja seksualna pomoże usunąć przeszkody i w pełni cieszyć się byciem we dwoje nie tylko w łóżku, ale również w całym życiu.

Jak wykazali naukowcy, upojny stan zakochania trwa około dwóch lat. Po tym mniej więcej czasie uczucie motyli w brzuchu zaczyna słabnąć. Bo tylko przez taki okres człowiek jest w stanie żyć na przyspieszonych obrotach. Potem przychodzi pora oprzytomnienia i popatrzenia na partnera trzeźwym okiem. Ta konfrontacja naszej wizji ukochanego z jego rzeczywistym obrazem może być trudna. Dlatego warto w tym momencie zacząć pracę nad budowaniem solidnych fundamentów związku i… utrwalać je potem przez całe dalsze życie we dwoje. Szczęśliwa i spełniona relacja partnerska polega bowiem nie tylko na wielkiej miłości, ale i na ciągłych staraniach, by nie ustała. Tak mówią psychologowie, ale przede wszystkim małżeństwa, którym to się udało. Przetrwały razem niejedną burzę i nadal cieszą się sobą.

Miłosny sukces w zasięgu ręki

Na początek warto „wyrzucić” kilka słów, które przeszkadzają w budowaniu związku. Jednym z nich jest WYCHOWYWANIE. Często oczekujemy, że partner spełni nasze określone oczekiwania. Jeśli nie jest w stanie im sprostać, robimy wszystko, by go zmienić. Bycie ze sobą „pod warunkiem że…” nie zdaje egzaminu, bo taki związek przestaje być partnerski, a nasz „wychowanek” prędzej czy później zaczyna się buntować. Drugie słowo zakazane to KONTROLA. Wiąże się ona, niestety, z brakiem zaufania, które jest podwaliną związku. Dlatego warto ze sobą szczerze rozmawiać, nawet jeśli nie zawsze jesteśmy zgodni. To pomaga nam poznać i zrozumieć siebie nawzajem. Trzecie to MANIPULACJA. Jest ona niezłą pułapką dla miłości, bo... gdy nauczymy się sterować drugą osobą, trudno nam przestać. Za dużo mamy z tego korzyści. Tylko że manipulacja jest nieuczciwa i zniekształca relację. Sprawia, że przestajemy widzieć partnera, jaki jest naprawdę, a związek zaczyna przypominać transakcje handlowe.

Akceptacja duszy i ciała

To stan idealny dla miłości. Etap ten następuje po stanie zakochania (fascynacji) i późniejszym trudnym okresie dopasowywania się do siebie (konfrontacji). Akceptacja przychodzi, gdy kochamy drugą osobę bez stawiania jej warunków i łączymy miłość z przyjaźnią. Jesteśmy wrażliwi na uczucia partnera i staramy się sami z siebie spełniać jego potrzeby, również te intymne. Ta piękna, dojrzała faza miłości daje nam siłę do przetrwania wielu życiowych zakrętów. Jest kamieniem węgielnym każdego związku i dlatego warto zrobić wszystko, by ją osiągnąć.


Marishka
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Mar 01, 2010 01:25   

M i T napisał/a:
Krótkie, zwięzłe i takie... oczywiste:

Marishka


Byle życie nie uciekło:
http://sleem79.wrzuta.pl/...ka_z_lotu_ptaka

No ale My - katolicy - Polacy wiemy to od dziecka, dzięki temu nie musimy łazić i pytać i błądzić po omacku. Po prostu mamy to już w pakiecie z Katolicyzmem.

http://www.youtube.com/watch?v=7N9Ug2lap1A

Wielka Polska Katolicka!
Cristianismo o Muerte.
_________________

Ostatnio zmieniony przez rakash Pon Mar 01, 2010 10:29, w całości zmieniany 7 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 04, 2010 15:03   

Małgorzata Liszyk-Kozłowska o zdradzie, potrzebie miłości i pracy nad budowaniem dojrzałych związków:

http://www.wysokieobcasy....ka_broszka.html

Cytat:

Żona jak elegancka broszka
Z psychoterepeutką Małgorzatą Liszyk - Kozłowską rozmawia Marta Strzelecka
2010-09-28, ostatnia aktualizacja 2010-09-27 07:53


Niespełniona potrzebą miłości można się udławić
Kobieta ucieka od męża do młodszego chłopaka. Najpierw na jedną noc, ale szybko decyduje, że chciałaby na zawsze. Zostawia spokój, dobrobyt, uporządkowane relacje w rodzinie. Dlaczego?

Punktem wyjścia jest sytuacja, która w stałym związku rozwija się często niezauważalnie. Ona staje się "elegancką broszką", jego trofeum. To bardzo smutne, kiedy kobiety same siebie nie doceniają i pozwalają tak siebie traktować.

One mają wyglądać i pięknie milczeć. On też nie mówi, czego mu tak naprawdę potrzeba. To milczenie prawdopodobnie odziedziczyli w spadku - w ich rodzinach zapewne podobnie wyglądała relacja między kobietą i mężczyzną.

W wielu związkach nie mówi się czego się chce, ale domyśla i co gorsza - nie sprawdza się potem, czy się trafiło ! A kiedy wszystko dzieje się w ciszy, nie ma wspólnego dojrzewania, poznawania siebie samych i partnera. Gdy pojawia się niezrozumienie, poczucie odrzucenia, to rodzi się w związku samotność.

Jak ja często słyszę podczas terapii - przecież to oczywiste, przecież powinien lub powinna się domyślić itp.

Tylko, że takie niespełnione potrzeby dławią . Niemal dosłownie - proszę się wsłuchać, jak wiele kobiet mówi ze ściśniętym gardłem, gdy mówią o czymś dla nich ważnym, gdy wyrażają swoje zdanie. Chłopcy też są nadal często wychowywani w przekonaniu, że prawdziwy mężczyzna nie okazuje wielu uczuć.

Trudno taką sytuację szybko naprawić, jeśli milczenie w związku trwało latami. Nie wierzę, że jedna rozmowa może coś zmienić, zazwyczaj taki problem wiąże się z długotrwałym brakiem porozumienia albo otwarcia. Żeby związek przetrwał zdradę, trzeba po prostu razem o to walczyć.

Może nie zawsze warto?

Może nie, ale warto to sprawdzić do końca jeżeli obie strony mają odwagę powiedzieć sobie wzajemnie, że nadal się kochają. Dobrze jest sprawdzić, czy to słowo znaczy dla nich to samo, że w codziennym życiu tym samym się wyraża. To ważne, by podejmując pracę nad związkiem dotrzeć też do świadomości, do słów - za co kocham tego człowieka, co w nim jest tak cudownego dla mnie, że chce mi się przejść naprawdę trudną drogę, jaką jest życie po zdradzie. To dotyczy obu stron.

Może kobieta, którą opisałam chciała zostawić rodzinę dla czegoś, czego jej zdaniem nigdy nie dostałaby od męża?

Znowu - być może by nie dostała. Jednak wiele razy nawet nie sprawdzamy, czy jest możliwa w związku zmiana

Wracając do pani pytania - możliwe, że lata temu, gdy się spotkali, to i ona i on byli gotowi do takiego, jak dotąd związku. Ale my się rozwijamy, docieramy do naszym marzeń , pragnień, potrzeb. Czasami lata całe coś w nas skrobie o uwagę. Czasami boimy się to usłyszeć, bo to wymagałaby nie tylko skonfrontowania nas z samym sobą, w tym z naszą przeszłością, dzieciństwem, ale też skonfrontowania otoczenia z naszymi potrzebami i oczekiwaniem zmian w relacji.

W takiej tęsknocie za czymś więcej niż mamy można trwać bardzo długo. Zdarza się tak, że trwamy w związku, który nie daje szczęście, a jednocześnie zdradzamy, bo tak naprawdę nie umiemy stworzyć z nikim bliskości. Człowiek może mieć dobrą pozycję zawodową, realizować się w pracy, ale może nie mieć umiejętności bycia w bliskości. Jest dobrze ubrany, w świecie zawodowym pewny siebie, ale kiedy prywatnie, jako kobieta czy mężczyzna, miałby mówić o sobie, odłożyć maskę, zachowuje się i wygląda jak małe, wylęknione, siedzące w kącie dziecko. Nie czuje się bezpiecznie, ma chęć ucieczki. I często ucieka - w takim stanie można przejść przez większość życia. Szuka się wtedy szczęścia, kupując kolejne przedmioty, podróżując coraz dalej, rozwijając się zawodowo. Wszystko z nadzieją, że pojawi się w końcu poczucie spełnienia. Dąży się do momentu, kiedy się poczuje, że ma się "komplet". Ale jeśli człowiek nie ma umiejętności by być blisko z drugim człowiek ,taki moment nie nadchodzi.

Całe życie może tak być?

Oczywiście, czasami mamy tak bolesne doświadczenia z dzieciństwa, jeśli chodzi o miłość, że bez terapii, lub spotkania kogoś wyjątkowego w naszym życiu, poczucie spełnienia w związku jest niemal niemożliwe. Przeżycie odrzucenia, poczucie "niedokochania" z dzieciństwa, przeszkadza, oddziela. Taki człowiek po to tworzy granicę by się chronić przed ponownym zranieniem.. Istnieją małżeństwa, w których z wielu powodów ani on, ani ona nie dąży do przekroczenia tej granicy. W tym sensie są kompatybilni. On nie pyta o jej problemy, ona nie mówi. I odwrotnie.

Bywa, że jedna ze stron chce to zmienić i nie raz to początek rewolucji w związku.

A jeśli jedna strona godzi się na zdradę?

Gdybym panią teraz mocno uderzyła, poczuje pani ból, to pewne. Zdrowym odruchem byłoby powiedzenie mi , że nie życzę sobie tego. Jednak lęk przed odrzuceniem, moją złością, może spowodować, że nie powie mi pani tego. Jeśli ktoś w dzieciństwie doświadczył, że nie może mówić o tym, czego potrzebuje, nie został nauczony przez rodziców, że złość jest cennym i dobrym uczuciem, a ich - rodziców zadaniem było nauczenie dziecka wyrażać ją w akceptowany społecznie sposób, to potem takie dziecko , a potem dorosły "kasuje" w sobie odruch uzewnętrzniania swojej złości. Gdy ktoś go lekceważy , obraża, pomija, nie potrafi skutecznie powiedzieć - nie. A jeśli mówi nie - to tak jak już opisywałam - ściśniętym, niepewnym swojego prawa do dbania o siebie, głosem.

A ci, którzy zdradzają ? Gdyby zajrzeć do domów , z których wyszli, to zapewne w wielu z nich można byłoby się nauczyć, jak nie powinien wyglądać dom, jak nie należy traktować dzieci , partnera, ich uczuć.

W filmie ona zdradziła, a on reaguje, mówiąc do niej "Nie istniejesz", odsuwa się zdecydowanie. Co to znaczy?

Może ten związek już dawno przestał być dla niego ważny ? On nie chce nad nim pracować ? Może jej nie kocha? Zgaduję, bo tego się nie wie patrząc na ludzi, a dopiero wtedy, gdy się z nimi długo i szczerze rozmawia.

Jeśli obydwie strony są pewne, że się kochają, naprawdę mogą przejść razem problem zdrady. Trzeba wtedy znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie problemy z przeszłości są powodem, że związek się rozpada. To ta ich wspólna przeszłość, czy "ogony" z dzieciństwa? Może i to i to?

Moje doświadczenia w terapii wskazują, że ludzie zdecydowanie za szybko się rozstają. Ale żeby się nie rozstali, żeby umieli stworzyć albo odtworzyć bliskość, potrzebne jest sięganie do korzeni problemów. Trzeba poznać przyczyny zdrady, powiedzieć, czego się szukało poza związkiem. To trudne rozmowy. Trzeba też ustalić, że zdradzający nie będzie wciąż traktowany przez drugą stronę jak świnia. Zdradzony powinien jasno określić, czego konkretnie potrzebuje, by spróbować znowu , za jakiś czas- ufać. Wybaczanie - to długi proces i po zdradzie zdradzający ma prawo wymagać dowodów starania się . Ale kiedy się je dostanie - trzeba sprawę zamknąć. Nie można cały czas trzymać drugiego człowieka w poczuciu winy, zapominać o jego godności, ciągle go karząc a samemu siedząc na swojej krzywdzie. Dlatego właśnie mówiłam, że po zdradzie nad związkiem pracują dwie strony.

A jeśli bierze na siebie za dużo? Jeśli z jakiegoś powodu ma się syndrom ofiary?

Wtedy mamy problem. Wszyscy spotykamy osoby, które są typami ofiar. To, że nie wchodzimy im na głowę, albo nie robimy tego zbyt brutalnie, nie wynika z tego, że ten ktoś stawia granicę, tylko z naszego systemu wartości. Powstrzymujemy się dla własnego dobra, po to, by czuć wobec siebie samych w porządku.. Tylko że w pojedynczych sytuacjach łatwo się powstrzymać. Żyć w związku z kimś takim jest bardzo trudno.

Jeśli w bliskiej relacji ktoś samego siebie traktuje jak z przeceny, nie będzie traktowany inaczej.

Z tego, co pani mówi wynika, że większość ludzi nie ma szans na szczęście w związku, jeśli nie podda się terapii. To smutna informacja

Nie wiem, czy większość, ale dla tych , którzy mają opisywane tu problemy - tak naprawdę jest to informacja uwalniająca. Przychodzą do mnie na przykład dorosłe dzieci alkoholików (DDA), ofiary przemocy fizycznej albo emocjonalnej, które wchodzą w związki i czują, że ktoś, kogo kochają ich krzywdzi, a one czują się odtrącone, samotne, rozczarowane itp. I czują ulgę, kiedy podczas terapii dowiadują się, że ich problemy z budowaniem bliskości nie pochodzą od partnera. Bowiem często tak się dzieje , że ktoś, kto czuje się pokrzywdzony, nagle dociera do tego, że jego partner wcale go nie krzywdzi , nie odrzuca, a jedynie to jego przeszłość - lęki, ból i nieumiejętności stamtąd pochodzące, są źródłem. Wtedy pojawia się ulga, bo nie jest tak, że znowu ktoś mnie nie kocha, tylko ja nie umiem (jeszcze !) bezpiecznie wchodzić w bliskość, mówić i przeżywać tego uczucia wprost, dbać o siebie w związku..

Ktoś skrzywdzony w dzieciństwie, odtwarza w dorosłym życiu lęki, ale też nadzieje, że ktoś w końcu pokocha go bezwarunkowo jeśli nie dostał takiej miłości jako dziecko. Jeśli mniej lub bardziej dosłownie dostawał komunikat- będziesz kochany pod warunkiem, że będziesz: super grzeczny, cichy, nie będziesz się złościł, będziesz "znikał". Ze swoimi potrzebami. Jeśli ktoś takie sygnały odbiera w dzieciństwie, ma niezaspokojoną potrzebę, żeby ktoś go pokochał niezależnie od wszystkiego, bezwarunkowo. Podczas terapii może pojawić się otrzeźwiająca myśl, że takiej miłości już nie przeżyjemy - to się może zdarzyć jedynie w relacji z rodzicem. W dorosłym życiu, żeby być z kimś, musimy spełnić jakieś warunki i ktoś musi spełniać nasze. Mamy prawo je mieć.

Jak wytłumaczyć zachowanie kogoś, kto długo jest w stałym związku, nie chce z niego rezygnować, a jednocześnie często zdradza emocjonalnie albo fizycznie?

No cóż - ktoś taki ma niedojrzałą wizję związku. Ma niski poziom empatii wobec człowieka, z którym jest związany, nie szanuje go. Niby jest w stałej relacji, może nawet - chce być, ale tak naprawdę nie potrafi, ale też nie ma woli, by się tego nauczyć.

Jaki związek jest dojrzały?

Zbudowany na świadomości, że się kochamy, wiemy co jest dla nas w związku ważne, szanujemy, możemy na siebie liczyć. Przyjaźnimy się z sobą. Z takiego związku nie rezygnuje się tak łatwo, tak jak nie rezygnuje się z prawdziwej przyjaźni tylko dlatego, że poznaje się kogoś nowego, kto nas fascynuje.

Warto być uważnym w związku, świadomie o niego dbać troszcząc się o to, by były w nim dobre słowa, gesty, czułość. To cenne dla związku, jeśli dwie strony pamiętają , że to nie jest takie oczywiste, że niezależnie od wszystkiego , będą razem. Być może formalnie - tak, ale uczuciowo - nie.

Dlaczego samotni ludzie koło trzydziestki mają problemy ze stworzeniem nowych dojrzałych związków?

Bo często mają już za sobą niesatysfakcjonujące ich związki, wiedzą, czego nie chcą, znają antytezę związku , ale wciąż nie znają tezy. Ale to jest też dobry moment, żeby się przyjrzeć, dlaczego dotąd wchodziło się w związki, w których coś było nie tak i co było nie tak.. Trzeba dotrzeć, czego potrzebuję w związku i czy to potrzeby dorosłego człowieka czy dziecka. .

Kiedy ludzie docierają do tej granicy, że nie chcą żyć tak jak dotąd, to jest to świetny czas na decyzje o zmianie. To trudny czas , bo to tak, jakby człowiek zdejmował z siebie ubranie, które tak go parzy, boli, że jest gotów je zdjąć, mimo że nie ma (jeszcze!) niczego do ubrania w zamian. Pojawia się nawet gotowość, przeżycia pewnej nagości, bezradności i bezbronności, bo włącza się instynkt samozachowawczy, który mówi - spróbuj inaczej. Zaopiekuj się sobą. Jak nie teraz to kiedy ?

Po tym momencie będzie już spełnienie w związku?


Trudno jest odpowiedzieć tak albo nie, bo tylko do pewnego stopnia mamy wpływ na to, jak wyglądają nasze związki. Decydujemy tylko o sobie, Po drugiej stronie jest świat drugiego człowieka. Może być pani mądrą kobietą, szanować siebie w związku, mieć świadomość tego, jak człowiek funkcjonuje, dlaczego się zmienia, że są tego powody, z czego wynikają jego problemy. Może pani mieć szerokie, mądre patrzenie na relacje, ale nie ma takiej możliwości, że sama pani stworzy szczęśliwy związek, jeżeli nie ma z kim nad nim pracować. To samo dotyczy zdrady - bez wspólnej pracy nie ma szansy, żeby związek był czymś więcej niż układem.

To może, tak w filmie jednak bardziej wartościowe są nagłe mocne uczucia? To przynajmniej jest pewne

Bo on ma gwiazdy w oczach, kiedy na nią patrzy? A kiedy nie patrzy to ona znika? On ma być jej butlą tlenową? To znowu dziecięca wizja związku, a nie dorosłego człowieka. .

Źródło: Wysokie Obcasy


A tu link (i plik do odsłuchania) do podobnej rozmowy z MLK w Dobronocce:

http://www.polskieradio.p...14,Zdrada-boli-

i krótszy (plik) w "Instrukcji obsługi człowieka":
http://www.polskieradio.p...ny-Jan-zdradzi-

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Paź 05, 2010 20:59, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 10:24   

cyt.
Cytat:
Jeśli żyjesz tylko potrzebami partnera, to w końcu znikasz, nie ma cię, nie ma twoich marzeń, partner przestaje je zauważać. Przestajesz istnieć. Taka kobieta już nie jest wyzwaniem, nie warto się dla niej starać.


Nie chce podawac autorki tych słów bo nie o to chodzi, uważam że są bardzo trafne i podejrzewam dobrze przemyślane na podstawie jej własnych przeżyc. To jest prawda, niejednokrotnie jest tak że im jedna ze stron bardziej się stara jak to sie mów "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...zastanawiam sie z czego to wynika...
Na pewno taki ktos w oczach partnera staje sie mniej atrakcyjny poniewaz przestaje eksponowac siebie, a przez to przestaje fascynowac sobą , staje sie taki nijaki....
 
     
Maad


Pomógł: 18 razy
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 1172
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 14:55   

Molka napisał/a:
niejednokrotnie jest tak że im jedna ze stron bardziej się stara jak to sie mów "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...zastanawiam sie z czego to wynika...
deprywacja sensoryczna zwana potocznie przyzwyczajeniem?

nie ma to jak dobra awantura raz na tydzień :hihi:
_________________
Wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, powoduje tycie albo ... jest po angielsku.
Ostatnio zmieniony przez Maad Sob Paź 16, 2010 14:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Paź 16, 2010 15:23   

Maad napisał/a:
...nie ma to jak dobra awantura raz na tydzień :hihi:

Dzisiaj najlepszym remedium to wyjazd na dwa tygodnie "na polowanie". :hihi:
"Habibi znaczy kochanie"
http://plaze.onet.pl/repo...93,artykul.html

Po takich "czekoladowych lodach" dalsze zycie nie straszne! :hihi:
.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 16:55   

ani awantura raz na jakis czas ani podoboje na plazy nic nie dadza jak sie zyjewzwiazku opartym na nierownowadze, typu, ofiara - kat lub niezaradna i ulegla manipulantka kobieta-bluszcz.
Normalnie az czlowiek ma ochote z tej zalosci i umierania za zycia rzucic sie w trawe :razz: 8-) nic nie pozmoze jak czlowiek nieszczesliwy :keep:
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Sob Paź 16, 2010 16:56, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Sob Paź 16, 2010 18:01   

JaśniePani napisał/a:
...jak sie zyje w zwiazku opartym na nierownowadze...

Moim zdaniem z powodow "naturalnych" zawsze tak jest. :hihi:

Gdzie my te rownowage "osiagniem", skoro zawsze
baby same wlaza facetom do wyra.
Nawet widmo "ukamieniowania" slabo pomaga! :hihi:

Wezmy np. taka statystyczna "somsiatke"! :hihi:
KMWTW! :viva: . :viva: :viva:
.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 19:21   

grizzly napisał/a:
Gdzie my te rownowage "osiagniem", skoro zawsze
baby same wlaza facetom do wyra.

No właśnie nie zawsze. :)
Średnia może taka być, ale kto powiedział, że mamy się wiązać z tą średnią. 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 16, 2010 19:27   

Molka napisał/a:
To jest prawda, niejednokrotnie jest tak że im jedna ze stron bardziej się stara jak to sie mów "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...zastanawiam sie z czego to wynika...

No z tego, że wtedy ta druga strona "take it for granted", myśli sobie, że cokolwiek by nie robiła i tak będzie adorowana, partner/ka będzie mu/jej i tak dogadzał/a...
Dopiero gdy tego nagle zabraknie przyjdzie otrzeźwienie i role mogą się w pewnym sensie odwrócić; o ile oczywiście z miłością mamy do czynienia
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 21:00   

Molka napisał/a:
cyt.
Cytat:
Jesli zyjesz tylko potrzebami partnera, to w koncu znikasz, nie ma cie, nie ma twoich marzen, partner przestaje je zauwazac. Przestajesz istniec. Taka kobieta juz nie jest wyzwaniem, nie warto sie dla niej starac.


Nie chce podawac autorki tych slow bo nie o to chodzi, uwazam ze sa bardzo trafne ....

Moim zdaniem zupelnie nie.
Pierwsza czesc jest jeszcze w miare spoko, chociaz ja bym to inaczej ujal.
Ale to zdanie "Taka kobieta juz nie jest wyzwaniem, nie warto sie dla niej starac." w ogole mi sie nie podoba.. Jakim wyzwaniem??
Czy to aby na pewno o to w tym wszystkim chodzi?
Ja osobiscie od potencjalnego zwiazku oczekiwalbym m.in. poczucia bezpieczenstwa. Slowo "wyzwanie" kojarzy mi sie z jakas niepewnoscia, niestabilnoscia.

Trzeba sobie jasno powiedziec, ze w dbaniu o czyjes potrzeby nie ma nic zlego. Dawanie dobra to przeciez mnostwo frajdy i satysfakcji. Problem pojawia sie wtedy gdy nie ma rownowagi, homeostazy. Jesli w zwiazku jedno daje i nie otrzymuje nic w zamian, a drugie tylko bierze - to taki uklad nie przypomina wzmacniajacej obie strony symbiozy, lecz raczej pasozytnictwo.

"Jesli zyjesz tylko potrzebami partnera (..) nie ma twoich marzen, potrzeb, partner przestaje je zauwazac" - Ty sam przestajesz je zauwazac. I to chyba jest w tym najistotniejsze, a nie jakies "indukowanie" bycia zdobywanym przez partnera..


Milosc to sztuka dawania i brania. Moze to brzmi malo "romantycznie" ale taka jest prawda. Nikt procz ascetow nie pakowalby sie w zadne zwiazki gdyby nie mial z tego nic dla siebie.

Cytat:
To jest prawda, niejednokrotnie jest tak ze im jedna ze stron bardziej sie stara jak to sie mowi "dogodzic" tym ta druga przestaje to doceniac...


Moim zdaniem w ogolnosci to nie jest prawda. Twoje zdanie uzupelnilbym o jedna "instruncje warunkowa":
Cytat:
niejednokrotnie jest tak ze im jedna ze stron bardziej sie stara "dogodzic", gdy ta druga strona po prostu na to nie zasluguje tym ta druga przestaje to doceniac...


i wtedy sie pod nim podpisze.


PS.
Bardzo fajna audycja z Liszyk-Kozlowska, serdecznie polecam:
http://www.polskieradio.p...30909501802.mp3

Przypomniala mi sie ta rozmowa przy okazji tego "zdobywania". polecam calosc, a chodzi mi o fragment: od 49:20
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Ostatnio zmieniony przez zenon Nie Paź 17, 2010 21:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 21:08   

zenon napisał/a:
Bardzo fajna audycja z Liszyk-Kozlowska, serdecznie polecam:
http://www.polskieradio.p...30909501802.mp3


Fajnie, że wyszperałeś kolejnego linka z MLK, chętnie posłuchamy sobie z Tomkiem przy okazji :)

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 21:24   

zenon napisał/a:
Milosc to sztuka dawania i brania. Moze to brzmi malo "romantycznie" ale taka jest prawda. Nikt procz ascetow nie pakowalby sie w zadne zwiazki gdyby nie mial z tego nic dla siebie.

Nie brzmi romantycznie, to prawda. Ale za to brzmi PIĘKNIE i tak, jak ma brzmieć. W ramki.

Tomek
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 00:18   

zenon napisał/a:

"Jesli zyjesz tylko potrzebami partnera (..) nie ma twoich marzen, potrzeb, partner przestaje je zauwazac" - Ty sam przestajesz je zauwazac. I to chyba jest w tym najistotniejsze, a nie jakies "indukowanie" bycia zdobywanym przez partnera..

A to moje ulubione, celne i proste i niby oczywiste :)
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
Ostatnio zmieniony przez _flo Pon Paź 18, 2010 00:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Zielony Karzeł 

Pomógł: 5 razy
Wiek: 38
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 282
Skąd: Gniezno
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 11:47   

zenon napisał/a:

Milosc to sztuka dawania i brania. Moze to brzmi malo "romantycznie" ale taka jest prawda. Nikt procz ascetow nie pakowalby sie w zadne zwiazki gdyby nie mial z tego nic dla siebie.


Nawet Sokrates się hajtnął z wredną babą po to by bardziej się skupić na szukaniu Prawdy a nie "marnować się" oddając się domowym przyjemnością jakie dać może dobra żona. Czyli... zrobił to dlatego, że dzięki niej jego życie było lepsze - dla interesu znaczy się.
_________________
Mój nick - Zielony Karzeł Reakcji. Cały niestety się nie mieści.

Blog o permakulturze, produktywnych leśnych ogrodach, hodowli zwierząt i ekologii.
 
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 18, 2010 14:51   

zenon napisał/a:
Problem pojawia sie wtedy gdy nie ma rownowagi, homeostazy. Jesli w zwiazku jedno daje i nie otrzymuje nic w zamian, a drugie tylko bierze - to taki uklad nie przypomina wzmacniajacej obie strony symbiozy, lecz raczej pasozytnictwo.

Zauważ że równowaga jest bardzo rzadko osiągana, tak samo jak takie skrajności o jakich mówisz że jedna osoba tylko bierze inna tylko daje
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Paź 19, 2010 18:04   

zenon napisał/a:
...Milosc to sztuka dawania i brania...

To teraz wiadomo dlaczego armia "biurw" tak "siem" rozrasta! :hihi:
Nawet w ciazy potrafia "aktywnie" dzialac! :hah:
.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 19, 2010 18:28   

iliq napisał/a:
Zauważ że równowaga jest bardzo rzadko osiągana

jeśli nawet to nie znaczy, że nie należy do tej homeostazy dążyć 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 19, 2010 21:11   

Hanibal napisał/a:
jeśli nawet to nie znaczy, że nie należy do tej homeostazy dążyć 8-)

Kwestia sporna, ja mam na ten temat trochę inne poglądy
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 06:52   

iliq napisał/a:
Kwestia sporna, ja mam na ten temat trochę inne poglądy

czyli lepsza jest wg Ciebie dysharmonia?
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 08:16   

Hanibal napisał/a:
czyli lepsza jest wg Ciebie dysharmonia?

Warto podkreślić że związek jest rzeczą dynamiczną. Korelacje się często zmieniają. Nie wiem czy lepsza dla reszty, dla mnie tak. Zaznaczam tutaj że nie widziałem jeszcze pary w której następuje równowaga. Lekkich odstępstw również nie widziałem. Mój związek również też jest dość mocno nie zrównoważony, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Jakich opcji by nie rozważać jedno jest pewne, kto kocha mniej kontroluje związek.
Ostatnio zmieniony przez iliq Śro Paź 20, 2010 08:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 08:54   

iliq napisał/a:
Warto podkreślić że związek jest rzeczą dynamiczną. Korelacje się często zmieniają.

No wiadomo.
Sami partnerzy są dynamiczni.
Co nie wyklucza równowagi w związku.
iliq napisał/a:
Jakich opcji by nie rozważać jedno jest pewne, kto kocha mniej kontroluje związek.

hehe, niezłe podejście do udanego związku :D
w sumie to najlepiej w ogóle nie kochać - wówczas ma się pełną kontrolę 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 09:42   

Hanibal napisał/a:
hehe, niezłe podejście do udanego związku :D
w sumie to najlepiej w ogóle nie kochać - wówczas ma się pełną kontrolę 8-)

Życie mi takie przekonania narzuciło. Kiedyś myślałem o pięknej wielkiej miłości o poświęcaniu się wybrance. Niestety tak to nie funkcjonuje, przynajmniej w moim świecie. Cóż mówią że po pierwszej nieszczęśliwej "miłości" człowiek jeszcze się zakocha, może i mi to kiedyś będzie znowu dane.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 10:09   

iliq napisał/a:
Kiedyś myślałem o pięknej wielkiej miłości o poświęcaniu się wybrance.

Ja to widzę właśnie zero-jedynkowo.
Albo zakochać się na zabój, nie kontrolować tego, itd. albo nic.
Sytuacje pośrednie zupełnie mnie nie interesują - szkoda życia na nie.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Śro Paź 20, 2010 10:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 12:17   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Pią Paź 28, 2011 00:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Śro Paź 20, 2010 14:54   

iliq napisał/a:
... Jakich opcji by nie rozważać jedno jest pewne, kto kocha mniej kontroluje związek...

Dawno nie czytalem takich celnych uwag! :viva:

Tak wlasnie jest! Sila zwiazku
opiera sie na skutecznej "manipulacji"! 8-)
.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 15:50   

grizzly napisał/a:


Tak wlasnie jest! Sila zwiazku
opiera sie na skutecznej "manipulacji"! 8-)
.

to zależy co chce się w danego związku "wyciągnąc".. 8-)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 17:07   

Hanibal napisał/a:
Ja to widzę właśnie zero-jedynkowo.
Albo zakochać się na zabój, nie kontrolować tego, itd. albo nic.
Sytuacje pośrednie zupełnie mnie nie interesują - szkoda życia na nie.

Taki już po prostu jesteś. Tak samo jak Twoja dieta jest skrajna tak samo z innymi rzeczami chcesz dążyć. A co do tego że szkoda życia to już zależy mi tak lepiej.

JP napisał/a:
Ilig gadasz jak meczennik milosci 8-) to ma cieszyc 8-)

Q nie G :) Ale mnie cieszy mój obecny związek. Żaden tam męczennik, doświadczyłem to czego miałem doświadczyć aby dorosnąć emocjonalnie i teraz jest spoko. Co do ślubów to nie w głowie mi takie rzeczy. Jeśli jest miłość obustronna to i bez ślubu para będzie razem, jeśli jej brak to po co się wiązać.

Molko na każdym kroku jesteśmy poddawani manipulacjom, insynuowanie że w związkach może być brak takowej średnio potwierdza się w rzeczywistości.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 18:14   

iliq napisał/a:
Taki już po prostu jesteś. Tak samo jak Twoja dieta jest skrajna tak samo z innymi rzeczami chcesz dążyć.

Jak to się mówi - wszystko albo nic 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 18:40   

iliq napisał/a:
kto kocha mniej kontroluje związek.

Pomijając tą całą manipulacje (która bardziej lub mniej uświadomiona jest wpisana w nasze życie) , związek bez miłości to "męczarnia" jak dla mnie...uczucie musi istniec , ja osobiscie nie rozumiem jak można kochac tylko troszke, albo sie kocha albo nie i jesli sie kocha na prawde to "temperatura zawsze osiąga maximum"...

stwierdzenie im mniej kochasz tym bardziej kontrolujesz... jest dla mnie jakims pustym nie mającym odzwierciedlenia w rzeczywistosci haslem, mniej kochasz tzn. w ogóle nie kochasz więc trafnym byłoby zdanie, jeśli nie kochasz wtedy jestes w stanie kontrolowac związek...

Co znaczy kontrolowac związek? Nie bardzo rozumiem, jeśli jest obustronne zaufanie kontrola jest zbędna, jesli brak zaufania wówczas związek czy to oparty na miłości czy czystym wyrachowaniu nie ma przyszłości...

związek oparty na prawdziwym zaufaniu i miłości "poradzi sobie" w każdej sytuacji...
Ostatnio zmieniony przez Molka Śro Paź 20, 2010 19:05, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 21:02   

iliq napisał/a:

Zauwaz ze rownowaga jest bardzo rzadko osiagana...

Zauwaz, ze wiekszosc ludzi jest przecietnych, co nie znaczy, ze nalezy do tej sredniej rownac 8)
Jak ktos ma ambicje to rowna do ELITY 8)
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Paź 20, 2010 22:38   

JaśniePani napisał/a:
Moja recepta po kilkunastu zakochaniach malych, dwoch duzych zwiazkach i jedenej ucieczce sprzed oltarza jest taka: trzeba sie soba na poczatku zachwycic, potem trzeba byc soba, niczego, nawet najmniejszego i najblahszego pikusia nie udawac, nie promowac swojej wersji eksportowej, reagowac i zyc w zgodzie z soba, zadnej emocji nie udawac, nie manipulowac. Jesli w takim ukladzie dwom osobom jest dobrze, czuja sie bezpiecznie, to to jest to. I pamietaj, ze to co przed slubem jest malym kamykiem uwierajacym w bucie, ktory zlekcewazysz to potem urosnie do gigantycznego, nieustannie przeszkadzajacego i uwierajacego bolu. Trzeba zwracac uwage na wszystko i badac kazda watpliwosc. I jakby powiedzial moj brat - jesli jest jakas watpliwosc to to juz nie jest to ;-)


JaśniePani, w ramki :) Mogę się pod tym podpisać na podstawie własnych doświadczeń i związków. Zwróciłaś uwagę na bardzo istotną sprawę - bycie sobą, wyrażanie wszystkich uczuć i nie udawanie kogoś innego.

Problem w tym, że większość osób wchodzi w związki zanim pozna i zrozumie siebie. Często też takie osoby oczekują, że partner da im jakąś brakującą część ich osobowości, wypełni "pustkę", albo stanie się idealnym (symbolicznym) rodzicem "zastępczym". Takie niedojrzałe związki nie mają szans na długotrwałość. Natomiast kiedy czuje się w sobie "pełnię" i szuka się drugiej "pełnej" osoby, wówczas tworzy się związek spełniony, a nie np. oparty na tzw. przyciągających się przeciwieństwach. A ta "pełnia", to m.in. pełnia uczuć, bez odcinania się od tych niewygodnych. To też życie w zgodzie z własnymi wartościami.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Paź 20, 2010 22:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:02   

@Marishka

Niedojrzałe związki są częścią ewolucji. Są potrzebne żeby ten dojrzały mógł zaistnieć. Z tą pełnią etc. też się średnio zgadzam, byłem nihilistą co mi dość mocno przeszkadzało w radości z życia przed związkiem, teraz mi nihilizm przeszedł.


@Zenon

Zauważ że samo równanie się do kogoś niewiele daje, jest złotą pigułką sprzedawaną w książkach ale nic poza tym. Jedynym sposobem jest ruszenie tyłka i zapieprzanie ale nikt o tym nie będzie mówił bo by ludzie za to nie płacili. Prosty przykład, uważasz że ilu facetów ma ambicje na powodzenie u kobiet a ilu faktycznie robi coś żeby takowe mieć?

PS. Mi nie chodzi o średnią tylko mi się podoba to że ja więcej z związku wynoszę.


@Molka

Idąc Twoim tokiem rozumowania jak jest tylko kocha / nie kocha to ten kto kocha mniej będzie tym który w ogóle nie kocha. Nie wiem czemu to ma być męczarnia, jak się jest sobą nie okłamuje się że się kocha i inne takie to jest lepiej niż być powinno. Jedyny defekt jaki widzę jest taki że można się rozleniwić, mając osobę która nas akceptuje już się nie chce tak zapieprzać żeby zarabiać kasę / dobrze wyglądać / robić coś ciekawego / etc. / etc.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 10:16   

zenon napisał/a:
Zauwaz, ze wiekszosc ludzi jest przecietnych, co nie znaczy, ze nalezy do tej sredniej rownac 8)
Jak ktos ma ambicje to rowna do ELITY 8)

Po prostu miód wrzosowy na moje serce :-)
Ludzie bez ambicji :shoot:
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 11:06   

Czy aby na pewno ambicje są tak potrzebne? Ja sam stawiam sobie wysokie cele pod względem finansowym / wyglądu / kontaktu z kobietami / kontaktów z ludźmi / etc. ale czy to znaczy że każdy tak musi? Nie każdy człowiek bez ambicji jest zgorzkniały, spotyka się czasem ludzi którzy mają wszystko beznadziejne a są szczęśliwi, po co im to zabierać i nakłaniać do pogoni za lepszym jutrem?
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 11:10   

No jasne, że nie każdy musi.
Przecież tak sobie tylko luźno dywagujemy, bez napinania się ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 11:12   

8) Sam się ostatnio często zastanawiam czy nie rzucić wszystkiego w cholerę i nie zacząć żyć teraźniejszością, przestać mieć jakieś poważne cele ambicje tylko tak sobie odpocząć
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 11:25   

@Heniu, wkręcacz Cię wkręca :P , będa mu się sniły jądra wołu za karę :P
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Paweł-poprostu 


Pomógł: 5 razy
Wiek: 29
Dołączył: 08 Cze 2010
Posty: 697
Skąd: Polkowice
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 11:54   

iliq napisał/a:
Sam się ostatnio często zastanawiam czy nie rzucić wszystkiego w cholerę i nie zacząć żyć teraźniejszością, przestać mieć jakieś poważne cele ambicje tylko tak sobie odpocząć

Ambitnym celem jest stawić czoła powszechnym przekonaniom konieczności planowania przyszłości, zarazem pozostając człowiekiem rozważnym wedle ogólnemu utartemu schematowi :hihi: .
iliq wszystko jest względne jakiejś utartej normie, a porywanie się na bycie innym względem tej wytycznej wymaga grubszego planu i w jakimś sensie ambicji, by go zrealizować.
Szczerze życzę Ci być był na tyle ambitnym, by wyzbyć się ambitności :-D .
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=-rdnYY5eODQ
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 11:59   

iliq napisał/a:
zacząć żyć teraźniejszością

niebieskim ptakiem chcesz zostać? :hihi:
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 16:37   

iliq napisał/a:
Niedojrzałe związki są częścią ewolucji. Są potrzebne żeby ten dojrzały mógł zaistnieć.


To tak samo absurdalne jak dobrystyczne twierdzenie, że zło jest potrzebne by dobro mogło zaistnieć. Żeby dojrzały związek mógł zaistnieć nie potrzebne są wcześniejsze męczarnie w wielu niedojrzałych związkach, wystarczyłoby wychowanie się w zdrowej, nietoksycznej rodzinie, która swoim przykładem pokazuje na czym polega zdrowy związek oraz uczy adekwatnego wyrażania wszystkich uczuć, odpowiedzialności oraz pewności siebie.

iliq napisał/a:
Z tą pełnią etc. też się średnio zgadzam, byłem nihilistą co mi dość mocno przeszkadzało w radości z życia przed związkiem, teraz mi nihilizm przeszedł.


Ale właśnie nihilizm wiąże się z pustką o której pisałam. To brak właściwego rozeznania w samym sobie. Pełnia tę wewnętrzną pustkę naturalnie likwiduje, ponieważ wówczas wiemy kim jesteśmy, jakie mamy pragnienia, co nas boli, a co sprawia radość. Pełnia to m.in. rozumienie i adekwatne wyrażanie WSZYSTKICH uczuć.

iliq napisał/a:
Nie wiem czemu to ma być męczarnia, jak się jest sobą nie okłamuje się że się kocha i inne takie to jest lepiej niż być powinno.


Z wyboldowanym tekstem zgadzam się, ale koniecznie dodałabym, że wówczas nie wchodzi się w związki bez miłości. W przeciwnym razie jest całkowite przerzucanie odpowiedzialności na drugą osobę. To tak jak w tej słynnej przypowieści o skorpionie i żabie. Stwarza się złudne poczucie uczciwości - patrzcie, ja jestem w porządku, ponieważ już na wstępie uprzedzałam/łem, że nie kocham/jestem draniem, a więc skoro chcesz być ze mną w związku, to znaczy, że na to się godzisz i nie możesz mieć do mnie później pretensji, że nie czujesz się kochana/kochany.

Owszem, związki funkcjonują na tej zasadzie, tyle, że nie mają nic wspólnego ze związkami zdrowymi, spełnionymi i świadomymi. Zdrowy związek, to przestrzeganie zasady 50/50, gdzie każda ze stron jest w 50% odpowiedzialna za sukces/porażkę związku. Tę zasadę już kiedyś rozwijałam, również w tym wątku.

iliq napisał/a:
Jedyny defekt jaki widzę jest taki że można się rozleniwić, mając osobę która nas akceptuje już się nie chce tak zapieprzać żeby zarabiać kasę / dobrze wyglądać / robić coś ciekawego / etc. / etc.


Takie "rozleniwienie" oznacza, że wcześniej nie było się sobą, tylko udawało kogoś lepszego by "zdobyć" partnera. Kiedy już się go/ją zdobyło, można się rozluźnić i pokazać swoje prawdziwe oblicze, czyli niechluja, drania, agresora, manipulanta, maminsynka, księżniczki, despotki, etc. Tak się właśnie dzieje, kiedy w początkowym okresie, m.in. z lęku przed brakiem akceptacji ze strony potencjalnego partnera, udaje się kogoś innego, albo stara się sprostać (domniemanym) oczekiwaniom.

Z kolei druga osoba, nawet jeśli ma wątpliwości i podszepty intuicji, to je od siebie odgania. To również często bierze się z poczucia niskiej wartości. Idealizuje partnera, który i bez tego stara się ze wszystkich sił stworzyć wyidealizowany obraz siebie.

Bycie sobą dla takich osób oznaczało by odsłonienie delikatnego podbrzusza i narażenie się na potencjalne kopniecie, odrzucenie, wyśmianie, zniszczenie. A kto chciałby przez to przechodzić w pierwszej fazie zakochania? Więc obydwie strony starają się jak mogą by udawać kogoś, kim tak naprawdę nie są. A propos, udawanie nie zawsze oznacza udawanie kogoś "lepszego", można równie dobrze udawać drania i szokować swoim zachowaniem/poglądami, by w ten sposób "przetestować" kandydata na partnera/partnerkę. Takie udawanie, nadmierne staranie się czy nakładanie masek ostatecznie kończy się niepowodzeniem związku, ponieważ nie da się takiego zachowania ciągnąć w nieskończoność.

Dla mnie otworzenie się, bycie sobą bez udawania, to podstawa świadomego związku. Wówczas jest taka swoista lekkość bycia w związku. Lekkość w sensie, że ma się wrażenie, że związek tworzy się naturalnie, bez wysiłku, nie wbrew sobie. Nie odczuwa się rywalizacji, czy walki o dominację w związku. Nie ma też wrażenia, że związek nienaturalnie ogranicza lub jest repliką związku własnych rodziców.

Kiedy poznałam Tomka, było dla mnie niesamowite to, że niczego nie udawaliśmy, że staraliśmy się przedstawić siebie nawzajem na tyle wprost, na ile się to dało przez internet. Taka wzajemna szczerość opłacała się, ponieważ kiedy wreszcie spotkaliśmy się twarzą w twarz, nie było rozczarowania czy zaskoczenia, że druga osoba jest w realu inna niż w necie. Byliśmy dokładnie tacy sami, jak siebie wcześniej przedstawialiśmy w mailach. Sześć lat po poznaniu się, nadal uważam, że ta początkowa szczerość (albo jak ktoś woli, zaufanie) była kluczem do powodzenia naszego Związku. Jeśli chodzi o mnie, to takie otworzenie się wynikało z poczucia własnej wartości, które udało mi się w dużej mierze odbudować ZANIM poznałam Tomka. O wiele bardziej czułam się sobą i rozumiałam siebie, niż w poprzednim małżeństwie. Nie odczuwałam już tej wewnętrznej pustki, którą za wszelką cenę dawniej usiłowałam wypełnić m.in. innymi osobami. A ponieważ Tomek nie musi wypełniać sobą jakieś moje własne braki (np. braki z dzieciństwa) i nie pełni roli idealnego rodzica, to jestem w stanie kochać Go takim, jaki jest, za to Kim jest.

Poza tym, widzę wyraźną różnicę pomiędzy kochaniem kogoś za to, jak ja się przy nim czuje, a kochaniem kogoś, za to kim jest. W tym pierwszym przypadku jest wyraźne uzależnianie samopoczucia i obrazu siebie od drugiej osoby. Czyli, bez czynnego udziału drugie osoby, ja nie mogę być "sobą", a druga osoba musi ciągle sprostowywać moim oczekiwaniom. W tym drugim przypadku ja jestem sobą i druga osoba jest sobą, i kocham tę osobę właśnie za to kim jest. Taka miłość wydaje mi się bardziej dojrzała (z mojego doświadczenia).

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Paź 21, 2010 16:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 16:52   

Mit napisał/a:
wystarczyłoby wychowanie się w zdrowej, nietoksycznej rodzinie, która swoim przykładem pokazuje na czym polega zdrowy związek oraz uczy adekwatnego wyrażania wszystkich uczuć, odpowiedzialności oraz pewności siebie.

Zabrzmiało to tak jakby to było coś powszechnego moje obserwacje sprowadzają się do tego że jest wręcz przeciwnie. Mi nie dane było urodzić się w takiej rodzinie, może dane mi będzie taką stworzyć.

Mit napisał/a:
To tak samo absurdalne jak dobrystyczne twierdzenie, że zło jest potrzebne by dobro mogło zaistnieć.

Zauważ że w takiej Holandii niema takiego problemu z narkotykami i mafią jak w innych miejscach. Więcej zła powstało w imię dobra niż było potrzebne. Jakbyście bardzo nie chcieli to tak czy inaczej zawsze będzie jing i jang. Póki istnieje dobro istnieje zło i odwrotnie.

Mit napisał/a:

Takie "rozleniwienie" oznacza, że wcześniej nie było się sobą, tylko udawało kogoś lepszego by "zdobyć" partnera. Kiedy już się go/ją zdobyło, można się rozluźnić i pokazać swoje prawdziwe oblicze, czyli niechluja, drania, agresora, manipulanta, maminsynka, księżniczki, despotki, etc. Tak się właśnie dzieje, kiedy w początkowym okresie, z lęku przed brakiem akceptacji ze strony potencjalnego partnera udaje się kogoś innego, albo stara się sprostać (domniemanym) oczekiwaniom.

Brzmi sensownie. Może to się wiązać również z tym że dopiero nasza lepsza wersja siebie była w stanie znaleźć partnera. Jak już znalazła sobie to nie ma dalszej potrzeby jej rozwoju.

Mit napisał/a:

Dla mnie otworzenie się, bycie sobą bez udawania, to podstawa świadomego związku. Wówczas jest taka swoista lekkość bycia w związku. Lekkość w sensie, że ma się wrażenie, że związek tworzy się naturalnie, bez wysiłku, nie wbrew sobie. Nie odczuwa się rywalizacji, czy walki o dominację w związku. Nie ma też wrażenia, że związek nienaturalnie ogranicza lub jest repliką związku własnych rodziców.

Chciałbym sam tego doświadczyć.


@Paweł W ogóle Cię stary nie zrozumiałem
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 17:16   

iliq napisał/a:
Zabrzmiało to tak jakby to było coś powszechnego moje obserwacje sprowadzają się do tego że jest wręcz przeciwnie.


Nie. To miało zabrzmieć jak dowód, że to nie niedojrzałe związki są potrzebne po to, by dojrzałe miały zaistnieć, ale odpowiednie wychowanie w zdrowej rodzinie. Oczywiście nawet nie mając takiego pozytywnego bagażu z dzieciństwa również można samemu stworzyć zdrowy związek w przyszłości. POD WARUNKIEM, że wcześniej przepracuje się sprawy o których ciągle z Tomkiem trąbimy.

iliq napisał/a:
Póki istnieje dobro istnieje zło i odwrotnie.

Tyle, że zło nie jest konieczne by dobro mogło zaistnieć. Te dwa pojęcia istnieją niezależnie od siebie, jedno nie jest warunkiem istnienia drugiego. Zniknięcie zła nie sprawi, ze zniknie dobro i na odwrót. Twierdzenie, że zło jest potrzebne, by dobro mogło istnieć jest potrzebne tym, którzy za wszelka cenę szukają racjonalizacji i usprawiedliwienia dla doświadczonej krzywdy. Takie twierdzenie, to umniejszenie dobra i ochrona własnych krzywdzicieli. Nic innego.

iliq napisał/a:
Może to się wiązać również z tym że dopiero nasza lepsza wersja siebie była w stanie znaleźć partnera. Jak już znalazła sobie to nie ma dalszej potrzeby jej rozwoju.


Co to jest "lepsza" lub "gorsza" wersja siebie? Co to za rozdwojenie jaźni? Ja właśnie zwracam uwagę na to by dążyć do bycia SOBĄ, bycia całością, pełnią, a nie zbiorowiskiem kilku różnych wersji "mnie". Chodzi o integralność, o spójność myśli, uczuć i działań.

Poza tym, przy podziale na "lepszą" i "gorszą" część mnie, można zawsze się wykręcać, że "to ta gorsza cześć mnie zrobiła" albo "nie wiem, co we mnie wstąpiło". To jest wciąż oddzielanie się od siebie, rozczłonkowywanie się.

iliq napisał/a:
Chciałbym sam tego doświadczyć.


Oklepany frazes, ale naprawdę warto zacząć od SIEBIE. Czyli w tym konkretnym przypadku - mówimy o otwieraniu się - otwierając się przed druga osobą możemy doświadczyć również jej otworzenia się. Nie zawsze, nie od razu, i nie koniecznie z ta osoba przed którą sami się otwieramy, ale takie jest zawsze ryzyko. Ważne by być świadomym możliwości porażki i nie traktować jednej porażki jako zniechęcającej do kolejnych prób (ale już nie koniecznie z tą samą osobą). Lubię powiedzenie "Failure' is not falling down, but staying down" (według innej wersji "Failure is not falling down, but refusing to get up", ale sens pozostaje ten sam).

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Paź 21, 2010 17:20, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 20:32   

M i T napisał/a:
Czyli w tym konkretnym przypadku - mówimy o otwieraniu się - otwierając się przed druga osobą możemy doświadczyć również jej otworzenia się. Nie zawsze, nie od razu, i nie koniecznie z ta osoba przed którą sami się otwieramy, ale takie jest zawsze ryzyko. Ważne by być świadomym możliwości porażki i nie traktować jednej porażki jako zniechęcającej do kolejnych prób (ale już nie koniecznie z tą samą osobą). Lubię powiedzenie "Failure' is not falling down, but staying down" (według innej wersji "Failure is not falling down, but refusing to get up", ale sens pozostaje ten sam).

Cóż mogę powiedzieć - 100% prawda.
Myślę i postępuję w ten właśnie sposób.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 20:42   

Mit napisał/a:
Co to jest "lepsza" lub "gorsza" wersja siebie? Co to za rozdwojenie jaźni? Ja właśnie zwracam uwagę na to by dążyć do bycia SOBĄ, bycia całością, pełnią, a nie zbiorowiskiem kilku różnych wersji "mnie". Chodzi o integralność, o spójność myśli, uczuć i działań.

Poza tym, przy podziale na "lepszą" i "gorszą" część mnie, można zawsze się wykręcać, że "to ta gorsza cześć mnie zrobiła" albo "nie wiem, co we mnie wstąpiło". To jest wciąż oddzielanie się od siebie, rozczłonkowywanie się.

Inną rzecz miałem na myśli. Nie chodzi mi o schizofrenie tylko o to że obecnie jesteśmy sobą, rozwijając się stajemy się lepszą wersją siebie. Można też stawać się gorszą wersją samego siebie ogłupiając się jakimiś mózgotrzepami czy innymi tego typu rzeczami. Marishko integralność u mnie jest największym wyzwaniem, stąd pewnie pojawił się nihilizm. Mam skłonności do tego by imprezować po 5 dni w tygodniu, nie ćwiczyć, żreć fast foody, manipulacji etc.

Te rzeczy nie są dobre. Mam do nich skłonność i mogę się im poddawać albo z nimi walczyć. Nie wiem czy dobrze rozumiem Twój przekaz bo odbieram to w ten sposób że to również stanowi problemy z integralnością.


Mit napisał/a:
Oklepany frazes, ale naprawdę warto zacząć od SIEBIE. Czyli w tym konkretnym przypadku - mówimy o otwieraniu się - otwierając się przed druga osobą możemy doświadczyć również jej otworzenia się. Nie zawsze, nie od razu, i nie koniecznie z ta osoba przed którą sami się otwieramy, ale takie jest zawsze ryzyko. Ważne by być świadomym możliwości porażki i nie traktować jednej porażki jako zniechęcającej do kolejnych prób (ale już nie koniecznie z tą samą osobą).

Świetne napisane

Mit napisał/a:

Nie. To miało zabrzmieć jak dowód, że to nie niedojrzałe związki są potrzebne po to, by dojrzałe miały zaistnieć, ale odpowiednie wychowanie w zdrowej rodzinie. Oczywiście nawet nie mając takiego pozytywnego bagażu z dzieciństwa również można samemu stworzyć zdrowy związek w przyszłości. POD WARUNKIEM, że wcześniej przepracuje się sprawy o których ciągle z Tomkiem trąbimy.

Sprecyzuje się bardziej. Uważam że niektóre osoby mogą na błędach wyciągać bardzo dobrą lekcję którą będą przez długi czas pamiętali bo się "sparzyli". Co do tego o czym ciągle z Tomkiem trąbicie to będę musiał się wziąć za to poczytać trochę na ten temat po czym przemyśleć tę sprawę. Ostatnio dość mocno drażni mnie sytuacja że ojciec kupuje dziadkom kino domowe, sobie plazmę i nowe kino domowe (mimo iż mało zarabia) a ja żeby coś zjeść muszę sobie samemu kupić. Obawiam się że jedyną radą jest radykalny krok, wyprowadzka co będzie wymagało ode mnie dużo pracy jeśli chciałbym się sam wyżywić i przy tym coś studiować czy coś w tym guście.

Co zaś do cytatu to strasznie przypadł mi do gustu. Oczywiście w pierwszej wersji. Marishko skłaniasz mnie do refleksji, podoba mi się to.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Paź 21, 2010 23:24   

Iliq to nie, ze masz sklonnosci, zle sklonnosci jak piszesz, to jestes Ty. Ja mialam podobnie - nazywalam to sklonnoscia do maxowania - jak szalec na imprezie to do upadlego, jak jarac to nie 5 papierosow a cala paczke w 3 godziny wieczoru przy piwie, jak zatracic sie w milosci to calkowicie...bylam nieszczesliwa, wszystko to mnie denerwowalo, rozstrajalo, ale to bylam cala ja, nie czujac sie soba. Probowalam wlasnie 'zyc na czysto' a nie jakby w brudnopisie, probowalam byc idealna, staralam sie wszystko zmieniac, porzucalam fajki, porzucalam facetow i nic, to nic nie dawalo, ciagle sie czulam jak nie ja, nie wiedzialam jak byc soba. To jest najgorsze co moze sie czlowiekowi przytrafic, nie wie kim jest, nie wie, jaki jest sens jego zycia.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 21, 2010 23:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Paź 22, 2010 23:31   

JP napisał/a:
To jest najgorsze co moze sie czlowiekowi przytrafic, nie wie kim jest, nie wie, jaki jest sens jego zycia.

Fakt nihilizm jest niezbyt przyjemny. Doszłaś w końcu do jakiegoś rozwiązania swojego problemu z tym kiedy naprawdę jesteś sobą?
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Paź 22, 2010 23:42   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Pią Paź 28, 2011 00:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 11:56   

Ciągle się waham nad usamodzielnieniem finansowym. Przypuszczam że byłby to kolejny z kroków milowych w moim rozwoju. Za 2 tygodnie stuknie mi 20'tka a ja dalej mieszkam u rodziców. Nigdy nie przypuszczałem że mieszkanie u rodziców może mieć u mnie jakiekolwiek powiązanie z nihilizmem. Swoją drogą już nie czujesz pociągu do imprezowania?

Mity jak się mają nasze skłonności do różnego rodzaju wybryków do bycia sobą i akceptacji siebie o czym często piszecie?
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 16:16   

JaśniePani napisał/a:
sklonnoscia do maxowania ...

Przypomniała mi sie książka Jean Liedloff "W poszukiwaniu straconego szczęścia". Autorka zwraca tam szczególną uwagę (na przykładzie Indian) na zaspokojenie potrzeb niemowląt i dzieci trochę starszych. Chodzi o potrzebę bezpieczeństwa, bliskości - fizycznej z matką i innymi, noszenie w chuście, niezostawianie samotnego niemowlaka w łóżeczku. O potrzebę akceptacji, wspieranie w jego naturalnym indywidualnym tempie rozwoju, zostawienie sporej samodzielności, gdy zaczyna raczkować, chodzić, brak karania, brak jakichkolwiek form nacisku, brak rozbieżności między tym co dorośli mówią a co robią, itd. Te dzieci prawie nigdy nie płaczą, nie chorują, rozwijają pełnię osobowości, od małego chętnie włączają się w życie i pracę plemienia i nie sprawiają żadnych kłopotów wychowawczych, nie kłócą się, nie biją z rówieśnikami. Sielanka - tam teściowa z zięciem mieszka w jednej chacie i nigdy nic złego z tego nie wynika a nawet są razem szczęśliwi :hah:
Jako dorośli są zawsze zadowoleni, pracują, bo lubią, bez napięć - rywalizacji, wydajności itp.
Odwrotnie w cywilizacji, u dziecka niedopieszczonego na najwcześniejszym etapie, zostawianego w samotności w łóżeczku, któremu zabawki mają zastąpić wszystko czego mu brakuje, powstaje zakłócona osobowość.
Obserwujemy wtedy np. wielkie przywiązanie dziecka do smoczka, do jakiejś przytulanki, czyli do martwego przedmiotu, który ma mu zapewnić poczucie, że stale ktoś z nim jest. Poruszanie wózka, czy kołyski jest tylko małym substytutem doznań, które miałoby w ramionach matki. Długo można by pisać o szczegółach...
Z doświadczeń, których zabrakło na najwcześniejszym etapie życia, w miejscu poczucia bezpieczeństwa powstaje luka, stan wyobcowania, brak poczucia tożsamości.
W cywilizowanym świecie niemal każdy ma jakieś braki w realizacji potrzeb z najwcześniejszego etapu życia
Wciąż szukamy spełnienia tych naszych infantylnych potrzeb, ale ponieważ nie mamy jasności czego szukamy, nie możemy znaleźć. Jeżeli wiemy czego brakowało, to nawet w wieku dorosłym możemy to uzupełnić. Np. brak kontaktu fizycznego zaspokajać na wiele sposobów: dotyk, uściski, masaże, również seks, w którym jest się obejmowanym i otaczanym troską i akceptacją drugiej osoby.
Jak niespełnienie dziecięcych potrzeb dochodzi do głosu w dorosłym życiu? Kompensujemy to sobie na różne sposoby. Można być pozytywnie i negatywnie skompensowanym. Pozytywnie to np. pracoholik, negatywnie np. alkoholik. Budzi się ambicja bycia najlepszym lub najgorszym. Chodzi o to, żeby być kimś szczególnym, nieważne jakim kosztem.
Rodzi się niebezpieczne przywiązanie do kariery, bogactwa, ideologicznego fundamentalizmu, itp.
Poszukiwanie tego czegoś przybiera najróżniejsze formy. Rodzi się myśl: "czułbym się lepiej gdybym..." i tu np. "miał nowe mieszkanie", "więcej zarabiał"...
Gdy już się zdobędzie to coś, to pojawia się nowe "gdyby tylko..." i tak w kółko.
Bywa, że całe życie upływa człowiekowi na poszukiwaniu dowodu, że istnieje. Kierowca rajdowy próbuje przekonać się, że naprawdę istnieje żyje przez konfrontowanie się z przeciwieństwem życia, czyli ze śmiercią. Niespełniony poszukiwacz przygód wierzy, że droga do akceptacji wiedzie przez zdobycie najwyższego szczytu, bycie np. pierwszym człowiekiem, który gdzieś dojdzie, coś przepłynie. Gdy już to osiągnie, oklaski innych ludzi utwierdzają go w tym. Ale tyko na chwilę. Zaraz szuka następnego celu, jako jeszcze bardziej właściwego i prawdziwego.
Swój ból można przenosić na innych i np. maltretować własne dzieci.
Psychiatrzy uważają, że odczucia jakie daje heroina, w pewien sposób są podobne do odczuć, jakich doznaje dziecko w objęciach matki. Narkomanowi wydaje się wtedy, że dostał wszystko czego pragnie.
W okresach szczególnych potrzeb emocjonalnych podświadomie uciekamy w chorobę aby uzyskać opiekę ze strony innych. Jeżeli znajdzie się ta opieka to szybko wracamy do zdrowia i życia.
Polecam książkę.
Ostatnio zmieniony przez xvk Sob Paź 23, 2010 16:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 16:57   

iliq napisał/a:
Ciągle się waham nad usamodzielnieniem finansowym. Przypuszczam że byłby to kolejny z kroków milowych w moim rozwoju.

Na pewno.
Ale warto podejść do tego w sposób strategiczny, bez niepotrzebnych uniesień. Wykorzystać tyle, ile się da, a w odpowiednim momencie dokonać "exodusu". 8-)
iliq napisał/a:
Za 2 tygodnie stuknie mi 20'tka a ja dalej mieszkam u rodziców.

No już nie narzekaj, nie jesteś jeszcze taki stary.
Ja mam 26 i z nimi mieszkam. Tylko w moim przypadku to oni się wyprowadzą ;)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 17:53   

ja się wyprowadziłem jak mialel 24 i uważam ze była to najlepsza decyzja w moim życiu. ale nie uważam tez ze mieszkanie z rodzicami nawet w wieku 30 to coś strasznego... wszystko zależ od sytuacji.

Jeśli chodzi o finanse to w moim przypadku było tak ze się troszkę przeliczyłem. I ciesze się ze tamte dni mam już za sobą. Ale nie żałuje :)
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 18:48   

Ja się wyprowadziłam (do innego kraju) i byłam finansowo niezależna już w wieku 17 lat. Cóż z tego, skoro emocjonalną niezależność w pełni osiągnęłam dopiero 17 lat później.

Ale uważam, że niezależność finansowa (w przypadku dorosłych dzieci toksycznych rodziców, bo raczej o takich sytuacjach tu mówimy) powinna poprzedzać niezależność emocjonalną. To dlatego, że trudno jest odciąć pępowinę, kiedy co chwila musimy się zwracać do rodziców po kieszonkowe.

Tyle że, jak pokazuje moje własne doświadczenie, sama niezależność finansowa nie gwarantuje automatycznego uwolnienia się. Odległość fizyczna pomaga, ale problemu nie usuwa. Problem jest "w głowie" i póki się nim nie zajmiemy jak należy, możemy do końca życia pozostać "córeczkami tatusia" i "maminsynkami". Znam takich w wieku 50-60 lat :shock: i jest to wielki problem.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Paź 23, 2010 18:50, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 20:19   

xvk napisał/a:
Wciąż szukamy spełnienia tych naszych infantylnych potrzeb, ale ponieważ nie mamy jasności czego szukamy, nie możemy znaleźć. Jeżeli wiemy czego brakowało, to nawet w wieku dorosłym możemy to uzupełnić. Np. brak kontaktu fizycznego zaspokajać na wiele sposobów: dotyk, uściski, masaże, również seks, w którym jest się obejmowanym i otaczanym troską i akceptacją drugiej osoby.


W tym akurat proponuję dużą ostrożność. Wiele osób właśnie to próbuje zrobić w sposób zupełnie nieświadomy, np. domagając się bezwarunkowej miłości od partnera, testując granice jego cierpliwości, szukając w życiu 100% bezpieczeństwa, etc.

Ponieważ dawniej sama próbowałam kompensować braki z dzieciństwa w podobny sposób, obecnie zapatruję się na to trochę inaczej. Zdrowa (świadoma) kompensacja, o której piszesz Xvk, nie jest możliwa bez wcześniejszego przeżycia żalu i wściekłości z powodu uświadomienia sobie tych braków. Myślę, że ten żal (swoista żałoba) jest tu kluczowym uczuciem, ponieważ pozwala zrozumieć, że tamtego okresu nigdy nie będziemy w stanie zmienić i tamtych braków już nigdy nie będziemy w stanie uzupełnić. To tamto dziecko w tamtym okresie potrzebowało bezwarunkowej miłości, której nie dostało. I to jest wielka tragedia. Ale tamto dziecko jest już dojrzałą osobą i nie może oczekiwać bezwarunkowej miłości od drugiej dojrzałej osoby, ponieważ miłość partnera jest czymś zupełnie innym niż miłość rodzica.

Ważne jest zrozumienie, że pewne nasze potrzeby należą tylko i wyłącznie do przeszłości. Ponieważ nie zostały wówczas zaspokojone jak należy, jest to ogromnie bolesna świadomość, naturalnie wywołująca masę przeróżnych uczuć. Świadome przeżycie tych uczuć sprawia, że uwalniamy się od potrzeby "naprawiania" tego, czego sie naprawić nie da, czy szukania tego, co w dorosłym świecie nie istnieje. To też m.in. sprawia, że przestajemy traktować naszych partnerów (lub dzieci) jako symbolicznych "idealnych rodziców".

Np. taka wczesnodziecięca potrzeba by mieć matkę na wyłączność. Niezaspokojona, w wieku dorosłym może się przerodzić np. w obsesje kontrolowania partnera i kurczowego trzymania sie jego/jej "spódnicy". Albo potrzeba bezwarunkowej miłości i akceptacji. Miłość w relacji z partnerem jest zawsze warunkowa, kochamy druga osobę za konkretne cechy. Jeśli partner pewnych warunków nie spełnia lub notorycznie nas zawodzi, możemy odejść i vice versa. Miłość bezwarunkowa jest zarezerwowana dla rodziców w stosunku do małych dzieci. Dziecko odejść nie może, jest całkowicie zależne. Uświadomienie sobie tego sprawia, że przestajemy szukać namiastki miłości rodzicielskiej, której nie doświadczyliśmy wtedy, kiedy jej potrzebowaliśmy najbardziej. Wówczas przestajemy tworzyć toksyczne związki z naszymi partnerami na zasadzie rodzic-dziecko, powielając błędne koło.

Tak to widzę :)

Marishka
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Sob Paź 23, 2010 22:07   

Marishka, ja tylko w telegraficznym skrócie zasygnalizowałam o czym jest książka. Czytałam dawno, nie mam po ręką. Przypuszczalnie jest tam też o tym wszystkim, o czym piszesz. Pamiętam, że autorka cytowała tam Alice Miller.
Bardzo dobra lektura dla przyszłych rodziców i nie tylko.

Takich sugestii z pewnością nie ma w tej książce:
Cytat:
domagając się bezwarunkowej miłości od partnera, testując granice jego cierpliwości, szukając w życiu 100% bezpieczeństwa,

Jest tam mnóstwo materiału do przemyśleń, jak tego nie robić.
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 13:48   

Ja sie wyprowadzilam w wieku 19 lat, padre podarował mi mieszkanko. Jeszcze baaaardzo długo nie byłam niezależna finansowo, jednakże kwestie finansowe nigdy nie były wrzucane do jednego wora ze sprawami dotyczącymi emocji i relacji osobistych, nigdy tez nie musiałam się zwracać po kieszonkowe, mniejsze czy większe, należało mi się jak psu buda, i nigdy nie stanowiło karty przetargowej. Polecam takie rozwiązanie i mamę z takim podejściem 8)
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę", no miał to mało przemyślane moim zdaniem, mało efektywny jest taki manewr wychowawczy, naprawdę - są inne skuteczne sposoby. Taka opcja tylko budzi sprzeciw, ujawnia pewną bezsilność.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
ali
[Usunięty]

Wysłany: Nie Paź 24, 2010 17:31   

_flo napisał/a:

kwestie finansowe nigdy nie były wrzucane do jednego wora ze sprawami dotyczącymi emocji i relacji osobistych, nigdy tez nie musiałam się zwracać po kieszonkowe, mniejsze czy większe, należało mi się jak psu buda, i nigdy nie stanowiło karty przetargowej. Polecam takie rozwiązanie i mamę z takim podejściem 8)
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę", no miał to mało przemyślane moim zdaniem, mało efektywny jest taki manewr wychowawczy, naprawdę - są inne skuteczne sposoby. Taka opcja tylko budzi sprzeciw, ujawnia pewną bezsilność.


błąd z ta kasą
dzieciak nie każdy może dostawać kasę niezależnie
na własne "widzi mi się"
to je psuje
moje dostawały tylko wtedy kiedy potrzebowały
na konkretny cel
 
     
EAnna 

Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 03 Sty 2009
Posty: 1298
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 19:36   

_flo napisał/a:
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę", no miał to mało przemyślane moim zdaniem, mało efektywny jest taki manewr wychowawczy, naprawdę - są inne skuteczne sposoby. Taka opcja tylko budzi sprzeciw, ujawnia pewną bezsilność.

No...jako inwestor miał prawo wycofać się z przedsięwzięcia.
"Miłość" bezwarunkowa dotyczy tylko małych dzieci.
ali napisał/a:
błąd z ta kasą
dzieciak nie każdy może dostawać kasę niezależnie
na własne "widzi mi się"
to je psuje

To zależy od ilości kasy. Dawałam swoim dzieciom tygodniówki od pierwszej klasy szkoły podst. Z kwoty tej musiały uzupełniać pomoce szkolne i chyba jakieś inne drobne wydatki zwiazane ze szkołą. Uczyło to je gospodarności oraz oszczędnego użytkowania papieru i pisaków. To, co zostało, było wyłącznie do ich dyspozycji. Zawsze jeszcze z zaoszczędzonych kwot kupowały prezenty dla bliskich.
_________________
Pozdrawiam
EAnna
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 19:41   

@ali
Nie no pewnie, ale ja nie o tym.
Chodziło mi o oczywistą nieskuteczność metody kija i marchewki, "kupię Ci jak będziesz grzeczny / jak się podporządkujesz". Żenujące i daremne, chyba że ktoś chce wychowac małpkę.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
Ostatnio zmieniony przez _flo Nie Paź 24, 2010 19:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 19:43   

EAnna napisał/a:

No...jako inwestor miał prawo wycofać się z przedsięwzięcia.
"Miłość" bezwarunkowa dotyczy tylko małych dzieci.

Chyba nie zrozumiałaś...
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 19:50   

Ja nie dostawałam kieszonkowego, po prostu nie miałam przy sobie kasy, gdy czegoś potrzebowałam mówiłam o tym rodzicom, wspólnie podejmowaliśmy decyzje o zasadności mojego pomysłu związanego z wydatkiem pieniędzy i albo było na tak albo na nie i koniec kropka. Na naukę nigdy rodzice mi nie żałowali, miałam na co chciałam... Teraz młodzież jest "rozbrykana", koszt utrzymania młodzieży jest ogromny, ciuchy, tipsy, farby do włosów, kosmetyki i inne gadżety.... wystarczy spojrzec na dziewczyny z liceum, kase widac gołym okiem...
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 21:21   

_flo napisał/a:
nigdy tez nie musiałam się zwracać po kieszonkowe, mniejsze czy większe, należało mi się jak psu buda, i nigdy nie stanowiło karty przetargowej. Polecam takie rozwiązanie i mamę z takim podejściem 8)

świetne takie podejście 8-)
ja kieszonkowego sensu stricte raczej nie dostawałem, ale potrzebną kasę na jedzenie i potrzebne rzeczy miałem
_flo napisał/a:
Łojciec natomiast, z tego co pamiętam, zastosował szantaż finansowy kilka razy, wycofując się z jakichś inwestycji "za karę"

no u mnie podobnie
ale ja się nie uginałem - stawiałem na swoim, choćby po mnie potop, a z kasy, czy inwestycji mogłem zrezygnować :D
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 22:36   

To pod względem finansowym z tego co widzę większość osób miała dość spoko, jakieś kieszonkowe etc. Ja nie toż że nie dostawałem kieszonkowego nigdy to jeszcze jak byłem mały zabierali mi pieniądze dawane jako prezent, w wypadku gdy był to prezent to najczęściej znikał po jakimś czasie aby podarować go innym.

Tak czy inaczej chce przed wyprowadzką chce mieć bufor bezpieczeństwa (jakieś 6 tys minimum) abym był w stanie jakiś czas bez pracy wyżyć nie zwracając się o pomoc do rodziców. Żeby sobie tyle odłożyć trochę będę musiał jeszcze posiedziec u nich zwłaszcza że przymieżam się do Kidla i Macbooka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Paź 24, 2010 22:57   

iliq napisał/a:
Ja nie toż że nie dostawałem kieszonkowego nigdy to jeszcze jak byłem mały zabierali mi pieniądze dawane jako prezent, w wypadku gdy był to prezent to najczęściej znikał po jakimś czasie aby podarować go innym.

Ostro 8/
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 10:51   

Wiesz przynajmniej dzięki temu mam niezależność emocjonalną od rodziców. Cieszy mnie ten fakt bo taka niezależność jest ważniejsza i trudniejsza do zdobycia. Przez to że byłem ciągle na każdym kroku sprowadzany do "tego kim jestem" mam całkowicie gdzieś ich zdanie na mój temat/ temat mojej misji życiowej/ moich wartości/ moich celów i pragnień.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 11:34   

No tak.
Ale wiesz, można tego nie doświadczać od rodziców i wyrobić sobie taką niezależność
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 14:14   

Ja zdaje sobie sprawę Hani że mogłem mieć o wiele lepiej, jednak uważam że takie a nie inne doświadczenia były mi potrzebne w celu ewolucji. Zresztą tak czy inaczej nie poświęcam za dużo uwagi przeszłości bo ona po prostu nie istnieje, tylko nasze interpretacje takowej, które również można zmieniać.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 14:26   

iliq napisał/a:
Ja zdaje sobie sprawę Hani że mogłem mieć o wiele lepiej, jednak uważam że takie a nie inne doświadczenia były mi potrzebne w celu ewolucji.

Nie no, rozumiem.
Przecież nie miałeś wpływu na swoich starych.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 16:49   

iliq napisał/a:
nie poświęcam za dużo uwagi przeszłości bo ona po prostu nie istnieje, tylko nasze interpretacje takowej, które również można zmieniać.


Dla mnie takie podejście do przeszłości świadczy o straszliwym oderwaniu się od siebie. Jak długo można "zmieniać interpretacje"? Na czyje? Wedle czyich zasad czy "filozofii"?

Czy tego chcesz, czy nie, ale przeszłość istnieje i cały czas jest w Tobie, w Twoim ciele. Może się Tobie wydawać, że jej się pozbyłeś, wymazałeś, zapomniałeś, ale w ten sposób jedynie oszukujesz siebie. Ciało pamięta i w ten czy inny sposób o tym na pewno przypomni. Bo w taki sposób potraktowana przeszłość będzie się domagała by nią się należnie zając i zrobić porządek (czyli wysłuchać, co ma do "powiedzenia" i powiązać ją z teraźniejszością).

Nie da się być sobą i żyć w zgodzie ze swoimi prawdziwymi uczuciami póki nie zaakceptuje się w pełni swojej przeszłości. I tu wcale nie chodzi o dobrystyczną wdzięczność np. za trudne dzieciństwo. Tu chodzi o powiązanie przeszłości z teraźniejszością, m.in. po to, by nie powielać w kółko tych samych błędów i nie zamienić się nieświadomie we własnych rodziców.

Mnie odcięcie się od przeszłości kosztowało m.in. prawie 14 lat toksycznego związku, chorobliwego uzależnienia od opinii innych oraz różnych mniejszych lub większych błędów. Tego wszystkiego mogłam sobie zaoszczędzić, gdybym nie starała się tak bardzo zapomnieć o swoim dzieciństwie, gdybym go nie idealizowała i swoich rodziców.

Pisałeś wcześniej o skrajnościach, w które wpadasz, o imprezowaniu i nihilizmie. Dla mnie to wszystko jest wyraźnie powiązane z cytatem powyżej, z ta próbą całkowitego oderwania się od przeszłości, czyli od SIEBIE samego. To klucz, Iliq, i tylko od Ciebie zależy co z nim zrobisz.

Marishka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 19:53   

M i T napisał/a:
Dla mnie takie podejście do przeszłości świadczy o straszliwym oderwaniu się od siebie. Jak długo można "zmieniać interpretacje"? Na czyje? Wedle czyich zasad czy "filozofii"?

Pewnie można je zmieniać tak długo aż człowiek nie wpadnie w końcu w schizofrenię.

Zmierzenie się z przeszłością to jest rzeczywiście cholernie ważna sprawa. Bez tego będzie ona wracać jak bumerang, czy tego chcemy czy nie, tyle, że zadziała ona na nas destrukcyjnie; zniszczy nam doszczętnie psyche.
Można powiedzieć, że im większym łukiem ktoś omija swoją przeszłość tym większe szkody wypadnięcia z tego łuku doświadczy; a owo wypadnięcie jest tylko kwestią czasu.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 20:16   

Mit napisał/a:
Pisałeś wcześniej o skrajnościach, w które wpadasz, o imprezowaniu i nihilizmie. Dla mnie to wszystko jest wyraźnie powiązane z cytatem powyżej, z ta próbą całkowitego oderwania się od przeszłości, czyli od SIEBIE samego. To klucz, Iliq, i tylko od Ciebie zależy co z nim zrobisz.

Ogólnie przeszłość miałem bardzo przejebaną. Byłem słabym dzieckiem, obiektem fali innych. Byłem otyły, miałem słabe zdrowie, byłem pasiony antybiotykami i jakimiś "witaminkami" Byłem aspołeczny nie miałem znajomych. Nie chciałem wracać do domu bo tam było jeszcze gorzej. Ojciec rozładowywał swoją frustrację na mnie do tego ciągle mi mówił że nic nie umiem, jestem głupi, tępy i tak dalej. Nie dawał mi spać i kazał się uczyć z czego i tak nic nie wychodziło ja uciekałem zaś w gry komputerowe, to było miejsce gdzie byłem "kimś". W gimnazjum jeździli po mnie jak po burej suce. Do 19 lat byłem prawiczkiem.

Przeszłość miałem taką że faktycznie bardzo chce się do niej wracać. Jakoś świadomie nie staram się o niej zapomnieć, aczkolwiek nie dziwie się czemu bardzo rzadko do niej wracam. Obecnie mam powodzenie u kobiet, mam znajomych (często nie mam czasu spotykać się z większością bo za dużo chce ise spotkać i napić, czasem pogadać) Fizycznie też dałem radę dość dobrze wyglądam no i kompleksy poszły sobie. Jestem w miarę pewny siebie i inicjuje różne rzeczy, jest dużo rzeczy do udoskonalania i nad tym się bardziej skupiam niż na tym co było.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 20:35   

@iliq
Najważniejsze że wyszedłeś na prostą... ;-)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 20:36   

nie ma jezu, soma miażdży psychę :P
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 21:54   

_flo napisał/a:
nie ma jezu, soma miażdży psychę :P


Psycha dominuje somę...
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:07   

Molko właśnie trudno jeszcze powiedzieć że wyszedłem całkiem na prostą. Są pewne elementy które są ponad przeciętne, są tez takie które wymagają sporej poprawy, chociażby mój nihilizm i ciągi imprezowania gdzie spałem po 2/3h dziennie(biegałem mimo wszystko po 10km co 2-gi dzień) Ciekawi mnie jak mam przeżyć przeszłość skoro myślę o niej bez żadnych emocji. Nihilizm czasami wraca na krótki okres, do imprezowania obecnie mnie już nie ciągnie, ale dalej pozostaje praca nad psyche, tylko nasuwa się pytanie jak nad nią pracować.
Ostatnio zmieniony przez iliq Pon Paź 25, 2010 22:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:09   

iliq napisał/a:
jak mam przeżyć przeszłość skoro myślę o niej bez żadnych emocji.


No właśnie! Zauważyłam to od razu. I w tym (brak emocji) jest pies pogrzebany.

Marishka

P.S. Miałam też zapytać, co czujesz, opisując traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa?
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Paź 25, 2010 22:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:44   

Albo żadnych emocji nie odczuwam podczas wspominania traumatycznych chwil albo odczuwam pozytywne (ciesze się że to poprawiłem). Zauważyłem że ogólnie dość mało emocji odczuwam, czasami nawet nie zdaje sobie sprawy kiedy się stresuję. Dzisiaj kapnąłem się po tym że będąc pytanym przez wykładowcę spociłem się.

Tak się zastawiam czy może to mieć związek z tym że walczyłem z odczuwaniem strachu. Kiedyś się bałem jak przechodziłem koło grupy dresów nocą, ostatnio takową grupę o drogę pytałem bez żadnych emocji. Jedyne emocje którym uwielbiam się poddawać to napalenie podczas interakcji z kobietą, chociaż ostatnio zobaczyłem że bez problemów potrafię sobie takową emocję stłumić.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 22:57   

iliq napisał/a:
Jedyne emocje którym uwielbiam się poddawać to napalenie podczas interakcji z kobietą, chociaż ostatnio zobaczyłem że bez problemów potrafię sobie takową emocję stłumić.

A po kiego ją tłumić? Na żywioł! 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:14   

iliq napisał/a:
Molko właśnie trudno jeszcze powiedzieć że wyszedłem całkiem na prostą. Są pewne elementy które są ponad przeciętne, są tez takie które wymagają sporej poprawy, chociażby mój nihilizm i ciągi imprezowania gdzie spałem po 2/3h dziennie(biegałem mimo wszystko po 10km co 2-gi dzień) Ciekawi mnie jak mam przeżyć przeszłość skoro myślę o niej bez żadnych emocji. Nihilizm czasami wraca na krótki okres, do imprezowania obecnie mnie już nie ciągnie, ale dalej pozostaje praca nad psyche, tylko nasuwa się pytanie jak nad nią pracować.

Twój atut to wiek, jesteś młody i wiele spartaczonego możesz jeszcze naprawic, najważniejsze jest to iż masz świadomośc zmian, chcesz tego a chciec to móc . Myślę że niewielu jest takich ludzi, którzy są wolni od psychicznych zawirowań, każdy ma coś swojego z czym musi się zmagac i czesto jest tak iż tak na prawdę sami najlepiej czujemy jak tego dokonac ponieważ znamy wszystkie swoje najsłabsze punkty...
Piszesz, że imprezując mimo wszystko biegałeś, gdzieś tam w środku nie utraciłeś kontroli nad sobą , myśle że jest w Tobie spory potencjał .... jesteś otwarty na zmiany a to jest klucz do sukcesu. Walka ze samym sobą jest niesamowicie trudna ale właśnie dlatego że jest tak trudna, pokonanie jej daje największą satysfakcje z niczym nie porównywalną , malutkimi kroczkami a do przodu, od razu Krakowa nie zbudowano, pozytywne efekty pracy nad sobą dają wiele radości i mobilizują do dalszej walki, Ty masz juz swoje malutkie sukcesy które są elementami z całosci, którym jest zwycięstwo nad samym sobą, sam fakt że jesteś tutaj z nami, świadczy o tym że dasz rade...
nie jesteś sam, uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas... ;-)
Ostatnio zmieniony przez Molka Pon Paź 25, 2010 23:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:46   

Molka napisał/a:
Piszesz, że imprezując mimo wszystko biegałeś, gdzieś tam w środku nie utraciłeś kontroli nad sobą , myśle że jest w Tobie spory potencja

Bo to był super wabik na laski 8) Koleżanka u której nocowałem spała ze 3h ja koło 2, potem lecieliśmy na wykłady, ja przed tym w złotych tarasach byłem umówiony ze znajomym trenerem uwodzenia który akurat wpadł do miasta. Po wykładach wróciłem do domu pobiegać, coś zjadłem i do klubu. Jako iż lubię nosić przylegające koszule nie muszę mówić o ile lepiej to wyglądało :D

Molka napisał/a:
Walka ze samym sobą jest niesamowicie trudna ale właśnie dlatego że jest tak trudna, pokonanie jej daje największą satysfakcje z niczym nie porównywalną

Najsilniejszy wojownik to ten który pokonał samego siebie - Konfucjusz Długi czas się oszukiwałem że robię to co chcę i na co mam ochotę. Była to taka głupia wymówka, jem to na co mam ochotę bo na to zasługuję, zasługuję na to by zrobić sobie dzień wolny od ćwiczeń, widzę że to była głupia wymówka. Dobrze że w porę ogarnąłem się ze zmianą towarzystwa które mi to pomogło wypatrzeć. Apropo walki ze sobą to jest mój nowy idol http://www.youtube.com/watch?v=DrlmLvPFdg8 dam go nawet na prezentację z orala na UW.

Molka napisał/a:
Ty masz juz swoje malutkie sukcesy które są elementami z całosci, którym jest zwycięstwo nad samym sobą

Dla mnie są duże, kiedyś nie przypuszczałem że mogę mieć życie na takim poziomie i umiejętności na takim poziomie jak mam obecnie. Aż nie mogę się doczekać co będzie za kolejnych 5 lat 8)

Molka napisał/a:
nie jesteś sam,uwierz w ludzi, uwierz w nas... ;-)

Zabawna rzecz ale jak zaczynam mówić prosto i szczerze o moich wyzwaniach to szybko je pokonuje. Jak byłem prawiczkiem mimo iż miałem już powodzenie u kobiet ale to kryłem nic się nie zmieniało. Jak przestałem kryć nie mineły nawet 2 tygodnie i :viva: To samo miałem z nihilizmem. To co kiedyś pisali Mity o szczerości się sprawdza. Fakt nieraz było to tematem żartów przez pewne osoby ale warto było dzięki temu lepiej poznać te osoby 8)
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:49   

Kompletnie mi się nie zgadza to co piszecie o "pokonywaniu siebie". Brzmi łokropnie, i jeszcze gorzej smakuje.
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pon Paź 25, 2010 23:54   

iliq napisał/a:
. Swoją drogą już nie czujesz pociągu do imprezowania?


nie, nie potrzebuje juz sie upijac, szalec, szukac nie wiadomo czego, wypelniac pustke, czuje sie dobrze sama ze soba, nie potzrebuje juz siebie niszczyc, uwielbiam wtulac sie w ramiona meza i tak spedzac wieczor, siedziec z kubkiem kawy i bawic sie z dziecmi, cieszyc sie kazda chwila jaka mam. Lubie spokoj, prostote i konkretne dzialania, a nie jak kiedys ciagniecie 5 srok za ogon i poczucie wciagajacego mnie chaosu.
Ja mysle, ze dobierajac sie w pare ludzie musza miec takie same charaktery, musza identycznie widziec swiat, wszelkie sprawy, musza czuc tak samo, natomiast temperamenty moga byc inne, np u nas tak jest: ja jestem roztrzepancem, szybko sie ekscytuje, jestem wrazliwa, poddaje sie nastrojom, jestem wesola ekstrawertyczka, latwo wybucham, w kazdej sytuacji znajde jakis dobry punkt, uwielbiam wszelkie przyjemnosci...natomiast moj maz jest spokojny, nie podlega tak latwo nastrojom, nie ulega wplywom, jest asertywniejszy ode mnie, nie jest latwo wyprowadzic go z rownowagi, z kolei obydwoje jestesmy tak samo wrazliwi, podobnie czujemy swiat, jestesmy tak samo pracowici, itp
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:11   

Illiq,"walka ze sobą", to najgorsze z możliwych "wyjść", oznaczające tłamszenie się, wymuszanie na sobie, kastrację emocjonalną, wyrywanie z korzeniami swojej przeszłości i nieustające wyparcie. Świadomy człowiek nie walczy ze sobą, a integruje własną tożsamości, czyli łączy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jedną, spójną całość. Oderwanie od siebie przeszłości, jest jak życie w 2 wymiarach. Stajesz się płaski jak deszczułka, podatny na ciosy wypartych uczuć, które stają się niewidzialnym bokserem walącym cię po plecach, gdy tylko próbujesz nabrać głębszego oddechu. Ty go nie widzisz, ale wolisz o nim nie myśleć - no to idziesz na imprę, zalewasz pałę, gadasz do kumpli że jest zajebiście, ale raz na jakiś czas możesz odczuć, że coś kuurwa, nie gra.

Jeśli człowiek dostaje po mordzie, to niemożliwe jest, że kocha swojego kata. Jedynie dziecko może zareagować wobec razów wciąż bezinteresownym przywiązaniem, ale by to uczynić - musi wyprzeć prawdziwe odczucia, bo nie przetrwa. W dorosłym życiu wewnątrz dojrzałego fizycznie i płciowo nieświadomego emocjonalnie człowieka dochodzi do sytuacji uświęcenia tłamsicieli i wydarcia pierwszych rozdziałów własnego życia. Jeśli odwracasz się do tyłu, przypominasz sobie intelektualnie dawne ciężkie chwile i nic nie czujesz, znaczy tylko, że bardzo głęboko wyparłeś ból. Pamiętasz "Good Will Hunting"? Tam w uproszczony sposób pokazany jest proces, gdy nieustannie kryjący się za pozorną siłą młody człowiek, w pewnym dramatycznym momencie UŚWIADAMIA sobie, jaką krzywdę mu wyrządzono. To zwrot o 180 stopni.

Tomek

ps: Walka z samym sobą jest czymś tak niedorzecznym, tak irracjonalnym, że jedynym tożsamym słowem wydaje się "samobójstwo". Każdy człowiek miewa lub ma pewne słabości. Z nimi się nie walczy - je się akceptuje, uświadamia i nad nimi pracuje, o ile wymaga tego szczera wola. Walczyć to można na ringu lub na arenie.
 
     
zenon 
Tygrys

Pomógł: 37 razy
Wiek: 38
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 5633
Skąd: z nienacka
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:15   

_flo napisał/a:
Kompletnie mi sie nie zgadza to co piszecie o "pokonywaniu siebie". Brzmi lokropnie, i jeszcze gorzej smakuje.


http://www.youtube.com/watch?v=FeoEq0j99nM
_________________

(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:16   

Molka napisał/a:
nie jesteś sam, uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas... ;-)

...i odkryj nowy proszek, po którym pranie będzie miało jeszcze bielszy odcień bieli niż się Brookerowi wydawało. Zajrzyj do nas, bo dziś żer dla skner, wszystko w promocyjnym opakowaniu, jako limitowana edycja. Bierzesz pełen portfel, wychodzisz z pełnym portfelem!!

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Paź 26, 2010 00:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:25   

JaśniePani napisał/a:
z kolei obydwoje jestesmy tak samo wrazliwi, podobnie czujemy swiat, jestesmy tak samo pracowici, itp

W ramki.
Bez spoglądania w jednym kierunku na najwazniejsze aspekty życia, pozostaje tylko samooszustwo i brak szczerości w związku - no i ofkors desperackie flirtowanie i boczne wyskoki. Niestety.

Tomek
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 00:28   

zenon napisał/a:

http://www.youtube.com/watch?v=FeoEq0j99nM

:what: :what:
no mówiłam, że okropnie brzmi
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 01:31   

Co do tej "walki ze sobą". To wręcz niesamowite, że człowiek nie pragnie poznać i zrozumieć siebie (czyli zrozumieć swoje uczucia, potrzeby, pragnienia, wartości, słabości, zalety, etc.) ale stara się ze sobą "walczyć".

Gdyby się tak trochę zastanowić i pogrzebać we własnej historii, to można byłoby zauważyć, że to pragnienie walki ze sobą ma początek w dzieciństwie, kiedy uczono nas które uczucia są "dobre", a które "złe" (tych ostatnich należało się pozbyć, by utrzymać/uzyskać akceptację rodziców), mówiono "jesteś zły/niegrzeczny/beksa, etc." Osobie wychowanej w takiej atmosferze łatwiej jest w późniejszym wieku zaakceptować nawoływania do "walki" ze sobą, ponieważ to uczucie jest jej dobrze znane, w końcu przecież od dziecka walczy ze sobą i swoimi uczuciami.

Myślę, że osoby wychowane bezstresowo również mogą z radością przyjąć tę koncepcję, ponieważ może ona stwarzać poczucie jakichś namacalnych granic (których od dziecka nie mieli i poszukiwali). Jest wyraźnie określony wróg/cel i można się na nim skupić.

Gorzej jest z nawoływaniem do zrozumienia siebie. Bo nie wiadomo jak to ugryźć, od czego zacząć. Poza tym takie rozumienie wymaga współczucia dla siebie, dla dziecka, którym się kiedyś było, a większość z nas słyszała od dziecka i wciąż słyszy o nie użalaniu się nad sobą, o wyzbyciu się egoizmu, etc. Więc jak to ugryźć?

Dlatego ja zawsze proponuję próbować wrócić do wspomnień z dzieciństwa (szczególnie tych najtrudniejszych) by odnaleźć wyparte uczucia powiązane z tymi wydarzeniami, wyciągnąć je na światło dzienne, przyjrzeć się im uważnie, spróbować wyrazić, poczuć na nowo w swoim ciele, zaakceptować. Na tym m.in. polega integrowanie przeszłości. I tym się to różni od odcinania się od przeszłości (odcinając się, pragniesz o tych uczuciach całkowicie zapomnieć, odrzucić, jak gdyby nie były integralna częścią ciebie, a przecież one SĄ).

Marishka
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 01:46   

dobry świetny post!
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 07:50   

JaśniePani napisał/a:
Ja mysle, ze dobierajac sie w pare ludzie musza miec takie same charaktery, musza identycznie widziec swiat, wszelkie sprawy, musza czuc tak samo, natomiast temperamenty moga byc inne

To znaczy nie muszą, ale wtedy to nie będzie TO
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 09:28   

No dobra ale przecież wiek dziecięcy nie zależał od nas. To kim byliśmy zależało od wiary, od rodziców, od szkoły. Byliśmy szkoleni na pożytecznego obywatela, nie szczęśliwego a pożytecznego. Pożyteczny obywatel powinien się tłamsić wtedy będzie chętniej korzystał z różnych środków depresyjnych i innych rzeczy na których można zbijać kasę.

Okres kiedy się dojrzewa jest bardziej odkrywaniem samego siebie niż dzieciństwo. Wtedy mamy siłę przebicia. Wtedy możemy łapać rozpęd w spełnianiu własnych potrzeb, aspiracji, celów. Jak grałem całymi dniami to byłem jak najbardziej sobą. Jak się przerzuciłem na książki to dziwne ale dalej byłem sobą.

Ja mam wrażenie że przeszłość mnie blokuje. Starzy mnie wychowali na osobę która seks uprawia tylko w celu spłodzenia dziecka i to po ślubie. Nie miałem o tym pojęcia dopóki ojca nie spytałem czy moja dziewczyna może co jakiś czas wpadać do mnie na noc. "Po ślubie bo to nie burdel" Ja mam znowu zapędy do wielu kobiet, kręci mnie myśl poznawania ich naprawdę, nie tej otoczki która wokół siebie robią tylko tej "bestii" która w nich siedzi.

I tutaj pies pogrzebany. Jak mogę być sobą. Dwa skrajnie różne podejścia. Tak samo jest w każdej innej dziedzinie. Zostało mi wmówione że bogaci to złodzieje, prostaki i źli ludzie. Ja uważam że to ile ma się pieniędzy oznacza naszą wartość na rynku. Nie mówię tutaj że bogatszy jest lepszy od biednego, chodzi mi to że bogatszy ma lepsze umiejętności w zarabianiu pieniędzy.

Jak mogę dojść do ładu ze sobą skoro te dwa rodzaje poglądów tak się różnią. Jestem leniwy więc najchętniej nic bym nie robił. Nie studiowałbym, nie ćwiczyłbym, tylko siedział żarł i uprawiał seks (przy takim stylu życia tylko z samym sobą wchodziło by w grę) , oczywiście jeszcze grał na kompie. Ta wizja średnio mnie pociąga, więc mimo iż mi się nie chce brnę do tego żeby mieć lepsze osiągnięcia i wyniki, mimo iż mi się nie chcę.

Wydaje mi się skoro te dwie wizje tak się różnią muszę się zdecydować na jedną. Według mnie wszystkie moje problemy psychiczne wychodziły przez skrajne podejścia które we mnie siedzą. Chyba że według Was (Mit) uda się połączyć oba te obrazy siebie samego.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 10:27   

iliq napisał/a:
Apropo walki ze sobą to jest mój nowy idol http://www.youtube.com/watch?v=DrlmLvPFdg8 dam go nawet na prezentację z orala na UW.

cytat:
"When you think you're done, you're only 40% in to what your body is capable of doing"
Dobre! :-D
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Paź 26, 2010 22:32   

co do pieniedzy, to dgybym nie miala dzieci zostalabym minimalistka. Mowie to z pelna swiadomoscia, nie mam duzych potrzeb.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
_flo 


Pomogła: 38 razy
Dołączyła: 26 Wrz 2009
Posty: 2853
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 01:33   

co do pieniędzy, to chciałabym więcej zarabiać oraz być minimalistką
jak to zrobic? :D
_________________
Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 10:42   

Mit jeśli widzicie jakieś błędy w moim rozumowaniu to będę wdzięczny za ich wykazanie.

@flo
wywal połowę rzeczy 8)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 10:54   

Flo jak chcesz wiecej zarabiac i pozostac minimalistka to chyba sie nie uda :hihi:
Ja musze pomnazac swoje 'aktywa' ze wzgledu na dzieci, ktore maja coraz wiecej potzreb z wiekiem, ale gdybym byla sama to naprawde nie mam wielkich wymagan, nie uganiam sie za coraz lepszymi rzeczami, i nie zaspokajam sztucznych potrzeb.
hm, najfajniej byloby wygrac w totka, zainwestowac i zyc sobie spokojnie do konca zycia :-)
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 12:08   

Jest dużo minimalistów którzy całkiem fajnie zarabiają Leo Barbuta i jego zenhabits.net oraz Everett Bogue farbeyondthestars.com Ilość rzeczy które trzymamy ma niewiele wspólnego z tym ile zarabiamy.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 12:27   

Nie widze sensu zarabiania dla samego zarabiania.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
rakash 
We called it war!


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 29 Sty 2010
Posty: 2799
Wysłany: Śro Paź 27, 2010 19:23   

Ostatnio zmieniony przez rakash Śro Paź 27, 2010 19:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Paź 29, 2010 05:52   

xvk napisał/a:
Przypomniała mi sie książka Jean Liedloff "W poszukiwaniu straconego szczęścia".

Książka ma tytuł "W głębi kontinuum", natomiast jest tam oczywiście mowa o poszukiwaniu straconego szczęścia
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
xvk 

Pomogła: 20 razy
Dołączyła: 31 Sie 2009
Posty: 715
Skąd: Poznań
Wysłany: Pią Paź 29, 2010 22:33   

Hannibal napisał/a:
Książka ma tytuł "W głębi kontinuum"

Tak, nowsze wydania, ja mam na własność starsze z takim tytułem jak napisałam. Treść chyba ta sama, ale nie porównywałam.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
  Wysłany: Nie Sty 30, 2011 15:04   

Dziś w Trójkowej "Dobronocce" znów będzie Małgorzata Liszyk-Kozłowska:

http://www.polskieradio.pl/9/Audycja/7407

Temat niby o rozstaniach, ale jak znam życie, będzie szerzej i głębiej. Polecam, bo MLK jest wyjątkowo empatycznym, ciepłym i mądrym psychologiem, a tacy obecnie są rzadkością.

Marishka
 
     
gudrii 


Pomógł: 19 razy
Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 1967
Skąd: everywhere
Ostrzeżeń:
 1/2/3
Wysłany: Nie Sty 30, 2011 19:18   

Hannibal napisał/a:
iliq napisał/a:
Apropo walki ze sobą to jest mój nowy idol http://www.youtube.com/watch?v=DrlmLvPFdg8 dam go nawet na prezentację z orala na UW.

cytat:
"When you think you're done, you're only 40% in to what your body is capable of doing"
Dobre! :-D

Zawsze o tym myśle jak trafiam na "sciane".
Cytat:
This is why the SEALS say 90% of the pain you feel is mental. You deal with that, you can deal with anything. The body will go where the mind leads it. They didnt create that, they observed it in every one of the men who make it through that program. You can do ANYTHING, but the question is: do you want it enough? It has always been and always forever will be a choice YOU make.

Pozdr
_________________
"The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pon Sty 31, 2011 17:27   

Wczorajsza audycja jest już do odsłuchania. MLK gadała jak zwykle rzeczowo i bez zarzutu:

http://www.polskieradio.p...ia-zle-i-gorsze

Marishka
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 07:20   

M i T napisał/a:
Jeszcze raz: bazą są wspólne fascynacje, pasję, podobne spojrzenie na najważniejsze sprawy, dopasowanie mentalne, seksualne, intelektualne i światopoglądowe.
Związek nie jest po to, by przeciągać się, rywalizować ze sobą, podliczać wyrzeczenia, mocować się z kompromisami. Wzajemne dyskusje, omawianie i podejmowanie wspólnych decyzji, nie opiera się u nas na kompromisie, ale na decyzjach mających zadowolić nas dwoje. Kompromisy? Nie, ja podziękuję.

Tomku, wielkie dzięki za tę wypowiedź. Trafiłeś w samo sedno. Niejednokrotnie ją analizowałem, odnosiłem do konkretnych przykładów z życia wziętych, no i wyszło mi, że to się sprawdza, jak cholera.
Napiszę na koniec tylko tyle - pomogła mi ona, skutecznie :)

I te również (Twoje i Marishki):
http://www.dobradieta.pl/...p=114196#114196
http://www.dobradieta.pl/...p=114209#114209
http://www.dobradieta.pl/...p=114310#114310
http://www.dobradieta.pl/...p=114155#114155
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Wto Mar 08, 2011 07:35, w całości zmieniany 4 razy  
 
     
RAW0+ 

Pomógł: 41 razy
Dołączył: 11 Wrz 2009
Posty: 1943
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 09:51   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Rozliczne posty spowodowały, że czas zadać pytanie, jak ludzie wyszukują swoją drugą połowę, na zasadzie podobieństw czy przeciwieństw?
Piszcie.

No to napiszę :-D . Ja zauważyłem taką prawidłowość. Genotypy bardziej tolerancyjne jak Zbieracze i Koczownicy łączą się z własnym genotypem lub z takim, który poszukuje akceptaci jak Badacze, rzadziej Łowcy. Nauczyciele lubią łączyć się z sobą co widać w szczególnie w środowiskach artystycznych lub z Wojownikami (najczęściej mąż Wojownik żona Nauczyciel). Badacze natomiast łączą się ze sobą trwale tylko wtedy, gdy mają bardzo podobne podejście do życia. :viva:
Ostatnio zmieniony przez RAW0+ Czw Mar 10, 2011 09:33, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 16:07   

Nooo, można też mieć zupełnie inny punkt widzenia na pojęcie "udanego związku", jak np. w przypadku pani... Krzywonos :what: :

http://www.onet.tv/recept...l#m=8640626,c=4

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Mar 08, 2011 16:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
mag
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 08, 2011 20:25   

serdecznie :-)
Ostatnio zmieniony przez mag Pią Mar 11, 2011 01:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 08, 2011 20:32   

mag napisał/a:
...powiedział mistrz trehlebov...

Najciekawsze wiadomosci to o "penisowym programowaniu" :viva: :hihi:
Oczywiscie zalecenia "wytryskowe" rowniez git "som". :hah:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 20:36   

mag napisał/a:
najmądrzejszą rzecz jaką usłyszałam w moim niemal czterdziestoletnim życiu
o sensie związków i dobierania się w pary powiedział mistrz trehlebov

Mag, a co TY SAMA z WŁASNEGO doświadczenia możesz od SIEBIE powiedzieć na ten temat? Nie chowając się za bełkotem guru, tylko posługując się SWOIMI słowami i powołując się na konkretne przykłady ze SWOJEGO życia. Dasz radę?

Marishka
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Wto Mar 08, 2011 21:04   

M i T napisał/a:
...Mag, a co TY SAMA z WŁASNEGO doświadczenia możesz od SIEBIE powiedzieć na ten temat? Nie chowając się za bełkotem guru...
Marishka
No wlasnie. :what:

Ale jak "siem" wstydzi to co. 8-)

Wiola to przynajmniej bezpruderyjnie sypnela WIEDZA! :viva: :hah:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Mar 08, 2011 21:19   

grizzly napisał/a:
Ale jak "siem" wstydzi to co.

Misiu, "wstydzić się" to sobie można, jak się ma na koncie kilka dekad życia i nic KONKRETNEGO do powiedzenia OD SIEBIE. (BTW, "od siebie" nie koniecznie musi od razu oznaczać "o sobie")

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Mar 08, 2011 21:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Mar 09, 2011 01:36   

Hannibal napisał/a:
Tomku, wielkie dzięki za tę wypowiedź.

Nic odkrywczego nie wykminiliśmy :) Zwyczajna sprawa, dla mnie to zupełne oczywistości. Nie wyobrażam sobie docierania, rozbieżnych poglądów w najważniejszych sprawach. Wiadomo, o co chodzi, a życie jest jedno. Spędzić je na udrach i wzajemnych z trudem zmitrężonych kompromisach w sprawach decydujących dla indywidualnego rozwoju, to jak zmarnować je totalnie.
Ale cieszę się, że w jakiś sposób pomogło.

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Mar 09, 2011 01:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Śro Mar 09, 2011 06:23   

M i T napisał/a:
Nic odkrywczego nie wykminiliśmy :) Zwyczajna sprawa, dla mnie to zupełne oczywistości.

No dla mnie też - ale o ile wcześniej miałem pewne wątpliwości to teraz ich nie mam. Wiele razy dyskutowałem na ten temat z osobami, które ciągle powtarzały o przyciąganiu się przeciwności, o ciągłych ustępstwach jakie trzeba robić w związku, itd.
Nawet jeśli ktoś się w końcu zgodził ze mną to stwierdzał, że to jakiś ideał, rzadko spotykany w świecie. ;)
M i T napisał/a:
Ale cieszę się, że w jakiś sposób pomogło.

No taka "cegiełka", która zmusiła do myślenia, wskazująca tory jakimi warto podążać.
Resztę musiałem sam przeanalizować i przepracować. :)
Postawienie od początku na szczerość, bez bajerowania, przerysowywanie rzeczywistości, idealizacji, tzw. "prania mózgu"; mówienie otwarcie o swoich uczuciach, wrażliwości, potrzebach i marzeniach. Marishka coś takiego mniej więcej napisała w jednym swoich ze wcześniejszych postów.
To prawdziwe, bardzo prawdziwe i kluczowe jeśli chce się stworzyć szczęśliwy związek, nie na 5 minut, ale na zawsze.
Sprawdza się to w 100% :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
Ostatnio zmieniony przez Hannibal Śro Mar 09, 2011 06:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Śro Mar 09, 2011 12:15   

M i T napisał/a:
Nie wyobrażam sobie docierania, rozbieżnych poglądów w najważniejszych sprawach. Wiadomo, o co chodzi, a życie jest jedno.


No własnie, jakie to są te najważniejsze sprawy? Ja nie wiem o co chodzi.

A pasje? Lepiej jak są różne, czy jak są takie same?

:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 00:38   

sinsemilla napisał/a:

No własnie, jakie to są te najważniejsze sprawy? Ja nie wiem o co chodzi.


to smutne :sad: jak mi przykro :keep:

Hanni bo wlasnie tak jest,tak jak pisza MiT i do jakich wnioskow Ty doszedles. Wazne jest to samo spojrzenie na NAJWAZNIEJSZE sprawy, ten sam swiatopoglad, ta sama wrazliwosc, podobne poczucie humoru, nadawanie na tych samych falach, fascynacja seksualna, zachwyt druga osoba, robienie wszystkiego z mysla o Niej, wspolne pragnienia i dbalosc o ich realizacje, odpowiedzialnosc za siebie, nie udawanie, nie sprzedawanie swojej wersji eksportowej (choc to pewnie na poczatku nie do unikniecia :-D ), trzeba dobrze sie czuc przy tej osobie, pewnie jeszcze wiele rzeczy, ale wypisalam to co dla mnie najwazniejsze. Jeszcze charakter trzeba miec ten sam, co do temperamentow to mozna miec rozne, my z mezem mamy rozne, mamy kilka wspolnych pasji i kilka odrebnych np maz sie wspina a mnie to nie kreci, balabym sie, on z kolei nie maluje. Mamy rozne zawody, co jeszcze? Wola bycia z kims.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 06:43   

Neska napisał/a:
Wazne jest to samo spojrzenie na NAJWAZNIEJSZE sprawy, ten sam swiatopoglad, ta sama wrazliwosc, podobne poczucie humoru, nadawanie na tych samych falach, fascynacja seksualna, zachwyt druga osoba, robienie wszystkiego z mysla o Niej, wspolne pragnienia i dbalosc o ich realizacje, odpowiedzialnosc za siebie, nie udawanie

Oczywiście.
Najważniejsze to nie znaczy, że musimy lubić ten samo kolor, czy tę samą markę samochodu ;)
Najważniejsze to dla mnie również, a może głównie, podejście do zdrowia - tutaj musi być jeden kierunek. Co nie znaczy startowanie z tych samych poziomów, bo nie każdy musi być tak wgryziony w tę tematykę jak ja ;) . No ale jeśli druga osoba też tak chce, jest otwarta na nowe, ma świadomość, że to dobre, to już wystarczy. :)
Neska napisał/a:
nie sprzedawanie swojej wersji eksportowej (choc to pewnie na poczatku nie do unikniecia :-D )

Zależy jak definiujesz wersję eksportową.
Wg mnie można pokazać i opisać siebie bez idealizacji.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 08:15   

Neska napisał/a:
sinsemilla napisał/a:

No własnie, jakie to są te najważniejsze sprawy? Ja nie wiem o co chodzi.


to smutne :sad: jak mi przykro :keep:


Neska, nie smuć się; ja się nie smucę :)

Widać, nawet tylko z dwóch Waszych wypowiedzi, że te najważniejsze sprawy są różne u różnych osób, a ja chciałam wiedzieć co miał na myśli MiT, pisząc o takowych ;)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Mar 10, 2011 08:23   

sinsemilla napisał/a:
Widać, nawet tylko z dwóch Waszych wypowiedzi, że te najważniejsze sprawy są różne u różnych osób

Bo istotne jest tu to, żeby najważniejsze sprawy były takie same u dwóch osób tworzących związek. U innej pary może to być co innego i luz. :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 09:09   

jedno pytanie mam do wszystkich " niezależnych " Pań.............. ( będę uważał "Sana " na te duże litery , to ,że w jednym z postów było równocześnie "Ty" i "ty" wobec jakiegoś rozmówcy to moje niedbalstwo - zmieniłem też klawiaturę kilka dni temu - za dużo było poprawek i edycji - nie dobijało liter . Zdaję sobie sprawę, że ładna forma to również okazanie szacunku rozmówcom - za te "grzechy formalne " niniejszym przepraszam . Będę pisał wolniej-korzystam z funkcji "edycja " )................
....do wszystkich "niezależnych pań " - krzewiących równość, partnerstwo i tego typu głupstwa mam jedno pytanie :
- dlaczego "oddajecie się " ( uzależniacie-pozwalacie na pełną ingerencję ) bez mrugnięcia okiem wszelkim urzędnikom systemowym / nakazom / paragrafom / zarządzeniom .... a nie SWOIM , wybranym uprzednio ( chyba nie wybierałyście bez zastanowienia i nierozsądnie ?? ) mężczyznom ?

Kobieta ze swej natury ( o ile zechce zostać matką ) ma taki okres w życiu , że OPIEKI I POMOCY WYMAGA ( czy ktoś zaprzeczy w tym miejscu ? - chodzi mi * o okres ciąży i opieki nad niemowlęciem ) . Jak ma się czuć mężczyzna współczesny traktowany wyłącznie jako dawca nasienia i nie obdarzony pełnym zaufaniem ? To co przebija ze wszystkich histerycznych wpisów Marishki to sianie grozy :" uważajcie !! - przecież każdy samiec ma w genach zjadanie niemowląt !!" . Takie wpisy i histeryczne kopiowanie patologicznych artykułów jest chore . Swoimi wypowiedziami i poszukiwaniami staram siĘ dociec korzeni tej patologii . Podając linki do spisu osób pochodzenia Semickiego dopisałem wyraźnie :" niniejsze ma za zadanie wyłącznie stwierdzenie faktu I NIC WIĘCEJ " http://www.dobradieta.pl/...p=168741#168741
Wyciąganie drzazgi z tyłka ( o problem mi chodzi w tej kolejnej przenośni - niech rozemocjonowany "Bruford " czy "Marishka " nie dopisują tu niczego innego !!) bywa bolesne ale przecież prowadzi do wyleczenia . Jeśli się mylę - napiszcie spokojnie gdzie i będziemy szukać dalej . Ja mam jeden cel - chcę mieć zdrowych , pogodnych , szczęśliwych sąsiadów , nie jest dla mnie ważne jak się będą ubierać i co tam rano wkładają do talerza - jeśli im to służy a ich zachowanie ( czyli owoc działań ) dają taki właśnie efekt to wszystko jest ok.

Ponawiam pytanie wytłuszczone "bykami " powyżej. Kłaniam się nisko .

EDYCJA : powód * - oczywiście nie tylko wtedy pomoc jest potrzebna - dziecko rozwija się dłużej .
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
Ostatnio zmieniony przez easy russian Pon Mar 14, 2011 09:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 09:27   

easy russian napisał/a:
Jak ma się czuć mężczyzna współczesny traktowany wyłącznie jako dawca nasienia i nie obdarzony pełnym zaufaniem ?

Tak jak się czuje do tej pory, póki nie będzie godny tego zaufania. Są tacy mężczyźni. Da się.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Mar 14, 2011 09:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 09:47   

easy russian napisał/a:
Sana napisał/a:
easy russian napisał/a:
Jak ma się czuć mężczyzna współczesny traktowany wyłącznie jako dawca nasienia i nie obdarzony pełnym zaufaniem ?

Tak jak się czuje do tej pory, póki nie będzie godny tego zaufania. Są tacy mężczyźni. Da się.
aha ... kto ustali : kiedy będzie godny ?"


Ja myślę, że partnerzy, wspólnie. W innych przypadkach nawet mediator nie pomoże. Tzn. będzie pomocny, ale w godnie - dla obu stron - przeprowadzonej sprawie rozwodowej.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 10:17   

"Sana " - wycofałem teraz dwie odpowiedzi na to co piszesz . Wkleiłem sobie do schowka na pulpicie i je przemyślę . Napiszę teraz tyle ,że Twoja wypowiedź to pobożne życzenia , ukryta chytrze chęć ( i możliwość ) manipulacji . To jest typowe Kargulowe ( sąd sądem ale ....) takie - po wierzchu piękne nazwy a pod spodem ciągnięcie do siebie . Ze strachu chcecie kierować tym wszystkim, nie zauważacie ,że jesteście same kierowane ( reklamy , wychowanie w szkołach - cała ta indoktrynacja ) - w efekcie stajecie się narzędziami systemu we własnych domach a facet de facto zakładnikiem i niewolnikiem mającym przynosić kasę . Rozmiar tego " pantoflarstwa " -jego rodzaj - ma różne kształty i kolory tak jak można zaoferować niewolnikowi rozmaite kolory klatek . Taki wybór ma dziś mężczyzna - chcesz rodziny ? właź do klatki .. wiesz , rozumiesz - ja ci ufam , ale ... będę spokojniejsza gdy..... . Samo "zaobrączkowanie " ma tu symboliczny wydźwięk , podobno na kajdanki też się mawia obrączki . Słowo "związek " ma też u źródeł przymus a nie dobrowolność . Założenie tu jest wyraźne : " facet jest głupi i nieodpowiedzialny - trzeba go na wszelki wypadek uwiązać , bacik się przyda " - czy my jesteśmy zwierzętami ?? Dlaczego nas tak poniżacie ??


sinsemilla - piękna puenta , smutna niestety .
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 19:22   

easy russian napisał/a:
"Sana " - wycofałem teraz dwie odpowiedzi na to co piszesz . Wkleiłem sobie do schowka na pulpicie i je przemyślę . Napiszę teraz tyle ,że Twoja wypowiedź to pobożne życzenia , ukryta chytrze chęć ( i możliwość ) manipulacji . To jest typowe Kargulowe ( sąd sądem ale ....) takie - po wierzchu piękne nazwy a pod spodem ciągnięcie do siebie .

Odpowiadam tylko za siebie i za własne decyzje. Nie założę rodziny bez pewności co do osoby, z którą mam się związać. To było dla mnie zawsze oczywiste, choć zmieniły się motywy tejże mojej postawy. Bałam się, jak to ujałeś: klatki, dlatego się w żadnej nie znalazłam na dłużej.Teraz mam nieco dojrzalsze spojrzenie na tę kwestię, zwyczajnie wiem czego chcę, ale w żadnym razie nie zamierzam uciekać się do manipulacji. Sama ulegam jeszcze momentami manipulacji, ale raczej szybko włączam myślenie. Moje - nie cudze kalki zapożyczone.

Rozumiem, że czujesz sie zraniony, oszukany i winna jest "ona", jednak generalizacja i przeniesienie modelu Twoich osobistych relacji partnerskich na resztę populacji niczego nie wyjaśnia. Odpowiedź siedzi gdzieś głęboko w Tobie i tylko Ty sam możesz ją odgrzebać. To zabrzmi sloganowo, ale z czasem to się po prostu czuje. I pewnie nie byłoby tylu tragedii rodzinnych, gdyby wiązali się ze sobą ludzie dojrzali emocjonalnie. Utopia? Nie! Świadoma decyzja konkretnego mężczyzny i konkretnej kobiety. Problem w tym, by "załapać" tę świadomość. Bez pracy nad sobą - marne szanse.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Mar 14, 2011 19:37, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:29   

Sana napisał/a:
Bałam się, jak to ujałeś: klatki, dlatego się w żadnej nie znalazłam na dłużej.

No ale druga osoba może taką "furtką", dzięki której poszerzymy swoją wolność o nowe szlaki i smaki.
Jeno trzeba mieć szczęście, żeby taką znaleźć. 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:46   

Oby nie furtką klatki ;)
Jeżeli poszerzanie horyzontu nie ma nic wspólnego z całkowitym zatracaniem siebie dla drugiej osoby, poświęcaniem swojej przestrzeni na korzyść jednej, tej ekspansywnej i dominującej strony w związku - to w porządku.
Masz rację, to nie takie proste dopaść takie szczęście.
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:47   

Sana napisał/a:


Rozumiem, że czujesz sie zraniony, oszukany i winna jest "ona", jednak generalizacja i przeniesienie modelu Twoich osobistych relacji partnerskich na resztę populacji niczego nie wyjaśnia. Odpowiedź siedzi gdzieś głęboko w Tobie i tylko Ty sam możesz ją odgrzebać. .
8/ zapytam się wprost jak Grizzly .. DOBRZE SIĘ CZUJESZ ? Dlaczego próbujecie z Molką wytworzyć tu mój wizerunek jako idioty ? Piszesz coś tu jakbyś spadła z księżyca. temat tu przeniesiony , pocięty i bez sensu ..... już dobrze , dobrze - wyniosę się i nie będę szanownemu gronu psuł pięknego snu . Zrozumiałem dostatecznie .
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:52   

easy russian napisał/a:
wyniosę się i nie będę szanownemu gronu psuł pięknego snu

Eeeeasy, nie wynoś się! Bynajmniej mojego snu nikt nie jest w stanie popsuć ;)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:57   

easy no nie żartuj , cóz ja takiego zrobiłam, sana zaproponowała by przeniesc posty, zostały przeniesione z działu forum dobra diata gdzie nijak sie miały do poruszanych tam zagadnień... przecież pisałeś z saną o relacjach kobieta-mężczyzna..

jeden chce to drugi tamto, nie sposób dogodzic wszystkim.. :razz:
 
     
Sana 
mateistka

Pomogła: 12 razy
Wiek: 43
Dołączyła: 18 Sty 2009
Posty: 243
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 20:58   

easy, easy,
Mam się świetnie.
A Molka pewnie obroni się sama, choć ja nie widzę, żeby cokolwiek w Twojej sprawie zawiniła. Poproś, to dotnie więcej, jeżeli to uważasz za słuszne.
easy russian napisał/a:
Słowo "związek " ma też u źródeł przymus a nie dobrowolność . Założenie tu jest wyraźne : " facet jest głupi i nieodpowiedzialny - trzeba go na wszelki wypadek uwiązać , bacik się przyda " - czy my jesteśmy zwierzętami ?? Dlaczego nas tak poniżacie ??.

Kim w takim razie jesteście? Skąd przychodzicie i dokąd zmierzacie?
I ilu Was tam jest? 8-)
_________________
Ważne wydarzenia na świecie rozgrywają się w mózgu
- Oscar Wilde
Ostatnio zmieniony przez Sana Pon Mar 14, 2011 21:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:04   

Sana napisał/a:
Jeżeli poszerzanie horyzontu nie ma nic wspólnego z całkowitym zatracaniem siebie dla drugiej osoby, poświęcaniem swojej przestrzeni na korzyść jednej, tej ekspansywnej i dominującej strony w związku - to w porządku.

Całkowite zatracanie się to raczej coś z kręgu romantycznych żywiołowych "miłości", absolutyzacji, nienasycenia, chciwości... coś bliskiego toksycznej namiętności.
Ja natomiast mam na myśli zupełnie inną JAKOŚĆ
Sana napisał/a:
Masz rację, to nie takie proste dopaść takie szczęście.

Trudne, bardzo trudne.
Ale jak się takowe znajdzie to.... 8-)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:07   

szukajcie a znajdziecie... :hihi:
 
     
gramakawa
[Usunięty]

Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:08   

Sana napisał/a:


Kim w takim razie jesteście? Skąd przychodzicie i dokąd zmierzacie?


Skąd jesteś?
Zewsząd.
Dokąd idziesz?
Wszędzie.
A po co?
Żeby zaprzyjaźnić się
ze światem.
THAGAR SOVNAKUNO

Motto książki "Gałązka drzewa słońca" Ficowskiego. Wychowałam się na tych baśniach. Polecam :-)
Ostatnio zmieniony przez gramakawa Pon Mar 14, 2011 21:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:09   

Hannibal napisał/a:

Ale jak się takowe znajdzie to.... 8-)


To co ?
:)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:16   

sinsemilla napisał/a:
To co ? :)

To zaczyna się nowa JAKOŚĆ w życiu. :)
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:22   

Sana, Ty jesteś wolna, Hani wolny :hihi: trzeba tylko pierwszy krok zrobic i do przodu... :-P
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:28   

Jak się ludzie dobierają w pary?
Coraz częściej przez internet ;)
Nowa jakość ??
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:35   

sinsemilla napisał/a:
Coraz częściej przez internet ;)

No przez internet można wykonać pierwsze kroki. To takie ułatwienie, żeby potem kontynuować znajomość w realu.
Przy czym z jednej strony to spore ułatwienie, a z drugiej nadal trzeba mieć sporo szczęścia. :)
sinsemilla napisał/a:
Nowa jakość ??

Chodzi Ci o to, co się pod nią kryje? No wiesz, to temat rzeka.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Mar 14, 2011 21:55   

Hannibal napisał/a:

sinsemilla napisał/a:
Nowa jakość ??

Chodzi Ci o to, co się pod nią kryje? No wiesz, to temat rzeka.

No np. jak zmienia się jakość życia po poznaniu/spotkaniu tej drugiej osoby, swojego szczęścia (czy jak to nazywacie)? ;)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
easy russian 


Pomógł: 7 razy
Wiek: 59
Dołączył: 24 Lut 2011
Posty: 100
Wysłany: Pią Mar 25, 2011 12:59   

ktoś tu pisał ,że podaję linki do " głupich forów " - podam zatem jeszcze raz . Wspaniałe wypowiedzi dwóch dziewczyn , polecam listy "Anetki " i włączającą się w rozmowę "La Mandragorę " . Jest tam też (Anetka pisze ) wspaniała analiza więzi z rodzicami i pozytywne "odrobienie " też życiowej lekcji ( tam z matką konkretnie ) oraz psychologiczna analiza dolegliwości fizycznych z tą relacją związanych . http://davidicke.pl/forum...k-t6552-30.html Sądzę ,że te treści są dopełniające do niektórych tutaj rozważań, poszerzają spojrzenie ( Misia uprasza się , by powstrzymał się od wyjaśnień okołogenitalnych :-D - z góry dziękuję )
_________________
istnieje tylko jedno dobro- WIEDZA , ...i tylko jedno zło -IGNOROWANIE WIEDZY.
 
     
grizzly
[Usunięty]

Wysłany: Pią Mar 25, 2011 14:45   

easy russian napisał/a:
ktoś tu pisał ,że podaję linki do " głupich forów " -.... ( Misia uprasza się , by powstrzymał się od wyjaśnień okołogenitalnych ... :-D - z góry dziękuję )
Porozmawiajmy jak facet z facetem o "rurkowcach" na dnie oceanu! :hihi:
.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
  Wysłany: Czw Kwi 07, 2011 19:31   

Jak zwykle - w przypadku rozmów z MLK - artykuł w dechę!

http://www.wysokieobcasy....?as=1&startsz=x

Cytat:

Jak się odkleić
Ewa Pągowska
30.03.2011 aktualizacja: 2011-03-24 13:14


W bajkach dominują bezwolne królewny na łasce królewiczów. Jeśli już na jakąś autonomiczną postać kobiecą trafimy, to okazuje się zimną suką. Jak Królowa Śniegu -rozmowa z psychoterapeutką Małgorzatą Liszyk-Kozłowską


'Chciałbym mieć kiedyś taką kobietę, że kiedy będzie zbliżać się weekend, ja nie będę pewien, że ona chce go spędzić ze mną' - usłyszałam ostatnio od znajomego singla. Czy nam, kobietom, marzą się symbiotyczne związki?

Rzeczywiście kobiety częściej mają w głowie niebezpieczny moim zdaniem ideał związku, w którym spotykają się dwie połówki pomarańczy. Są przekonane, że dopiero z partnerem tworzą całość. Mają poczucie, że on określa ich istnienie. Uważają, że to od niego zależy ich szczęście, i chcą, by to on wziął za nie odpowiedzialność. Mężczyźni naturalnie też miewają takie podejście, ale jednak rzadziej.

Przeważnie więc kobieta zaczyna tworzyć własne plany na weekend dopiero wtedy, kiedy dowiaduje się, że nie została uwzględniona w planach partnera...

Wiele kobiet tak robi, ale na szczęście są też takie, które mają poczucie własnej wartości i swoje potrzeby, o które potrafią się zatroszczyć. Przeważnie to te, które wyniosły dobre wzorce z domu. Ich matki umiały zadbać też o siebie. Miały własne 'kawałki', w których nie było miejsca na męża i dziecko. Ich córki też nie będą zachowywać się wobec mężczyzn jak plastelina. Im mężczyzna nie powie: 'Jutrzejszy dzień jakoś sobie zagospodaruj, bo ja jestem zajęty'.

A co zrobi?

To jest tak: jeśli ja jestem z kimś i zbliżają się dwa dni wolne, to biorę pod uwagę, że mój partner może chcieć jakąś część tego czasu spędzić ze mną. Ale może też mieć własne plany. I dojrzali partnerzy o tym rozmawiają. Pytają i ustalają. Co ważne - robią to z szacunku do siebie, a nie z lęku. Nie muszą całego wolnego czasu spędzać razem.

Symbioza jest naturalna dla etapu zakochania. Wtedy mamy ochotę być ze sobą niemal bez przerwy. Jednak dojrzały związek to już nie dwie sklejone landrynki tylko raczej dwa zachodzące na siebie kręgi. Jest część wspólna i są części osobne. I, paradoksalnie, im większa jest w nas zgoda na to, że partner ma swój kawałek świata, tym bardziej atrakcyjne staje się dla nas bycie razem. To, co partner przeżywa osobno, często czyni go dla nas bardziej atrakcyjnym. Związek potrzebuje takich doświadczeń. Tego, żeby czasem za sobą zatęsknić. Jednak powiedzieć otwarcie: 'Chcę mieć coś osobno', i dać do tego samego prawo partnerowi - to już wymaga dojrzałości. Podobnie jak to, by słysząc z jego ust: 'Chcę w sobotę ponurkować', nie uznać tego za komunikat: 'Już cię nie kocham', czy to, by spędzić czas inaczej, jeśli nie lubi się nurkowania, i nie wpędzać partnera w poczucie winy.

Mam jednak wrażenie, że wiele kobiet cierpi z powodu tego nurkowania. I nawet jeśli partner w końcu z niego rezygnuje, i tak nie są zadowolone. Mówią: 'Chcę, żeby on chciał spędzać ze mną czas, tak jak ja chcę z nim. Nie chcę tego negocjować. Chodzi mi o to, żeby on wolał mnie od nurkowania'. Zna pani takie osoby?

Tak. Spotkałam ich wiele w swojej pracy. Mówią dokładanie to, co pani zacytowała. Kiedy partner mówi o nurkowaniu, one słyszą: 'Już nie jestem tobą zainteresowany'. Czują się tak, jakby partner je porzucał.

Skąd to się bierze?

Jeśli kobieta tak bardzo się boi porzucenia czy odrzucenia, to znaczy, że już kiedyś coś takiego przeżyła. Na przykład kiedy była małym dzieckiem, jej rodzice nie byli wystarczająco dostępni emocjonalnie. Gdy dorasta, wciąż ma w sobie małą dziewczynkę, która czuła się niewystarczająco kochana lub akceptowana przez swoich rodziców. Teraz więc podświadomie szuka partnera, który będzie ją kochał bezwarunkowo - tak jak rodzic powinien kochać dziecko. Szukają takiej relacji z mężczyzną.

To może się udać?

Nie. Jeśli kobieta nie będzie świadoma tego, co nią powoduje, skąd biorą się te lęki przed pustką i porzuceniem, i w konsekwencji będzie próbowała zdobyć w związku to poczucie bezpieczeństwa, przynależności i ważności, którego nie miała w dzieciństwie, to ten związek pewnie się rozpadnie. Bo nie będzie tworzony z pozycji dorosłego, tylko płaczącego, zalęknionego dziecka.

To co ona ma zrobić?

Przeżyć żałobę. Uznać, że tego, czego nie przeżyła w dzieciństwie, już nigdy nie przeżyje. Dorosłość polega na tym, że uznajemy prawo do swoich uczuć i mierzymy się ze swoją krzywdą, ale nie oczekujemy, że związek z partnerem nam ją wynagrodzi. Ważne jest, by uświadomić sobie, że miłość to nie jest coś, na co trzeba sobie zasłużyć. Kiedyś usłyszałam od pewnej kobiety: 'Cholera, ciągle zabiegałam o miłość rodziców, ciągle zastanawiałam się, co jeszcze mogę zrobić, by byli ze mnie zadowoleni, potem to samo robiłam w dorosłych związkach, a teraz w końcu do mnie dotarło, że mnie się miłość i troska rodziców należała jak psu micha!'.

Synowie też miewają niedostępnych emocjonalnie rodziców, a jednak to głównie kobietom marzy się symbiotyczna relacja.

To, o czym teraz mówiłyśmy, dotyczy obu płci, tyle że w przypadku kobiet dochodzą inne czynniki, które pchają nas w kierunku tej symbiozy. Chociażby wzorce kulturowe i społeczne. Weźmy na przykład bajki. Ile ciekawych, autonomicznych postaci kobiecych można w nich znaleźć? Jeśli już na jakąś trafimy, to okazuje się zimną suką. Jak Królowa Śniegu. Dominują bezwolne królewny, które są wyzwalane przez królewiczów. Dopiero wtedy zaczyna się ich życie. Więc kobieta siedzi w tej wieży i czeka, aż pojawi się mężczyzna i to życie jej zorganizuje. Albo posłuchajmy niektórych młodych polskich wokalistek. Ich śpiewu i tekstów. To jest często jakieś rzewnojojczące skomlenie. Wstrząsający obraz płaczącej, nieistniejącej bez mężczyzny kobiety...

Możemy też posłuchać rozmów o małżeństwie. W wielu usłyszymy, że kobieta 'łapie męża', a potem go 'pilnuje', a jeśli się rozwiedzie, to dlatego, że 'nie umiała faceta utrzymać'. Może jak tymi opiniami nasiąkniemy, to potem po ślubie automatycznie wchodzimy w role - mężczyzna zaczyna uciekać, a kobieta chce go trzymać?

Czasem pewnie tak jest, chociaż jeśli pobiera się dwoje dojrzałych emocjonalnie ludzi, to oni mają pełną świadomość, że każde z nich podjęło decyzję i ślub nie był przypadkiem. Wtedy mężczyzna nie zajmuje wygodnej pozycji wolnego ptaka, który wcześniej sobie latał, ale ktoś go, niestety, upolował, więc teraz musi się wyrywać.

A co z kobietami? One nadal często uważają zamążpójście za synonim sukcesu.

Niestety, rzeczywiście wiele kobiet nadal sądzi, że ich wartość jest określana przez mężczyznę. On jest ich wizytówką, biletem wstępu. Więc zrobią niemal wszystko, żeby tylko go mieć. To smutne, gdy kobieta wchodzi w związek z mężczyzną bez świadomości tego, czego chce dla siebie. Kiedy nie mówi wprost, jakie są jej 'warunki brzegowe'.

U nas wciąż panuje przekonanie, że tak jak mężczyzna, wchodząc do kościoła, musi zdjąć czapkę, tak kobieta, wchodząc w związek, musi z czegoś zrezygnować. Pracowałam z wieloma kobietami, które pytały, jak one po ślubie mają się obejść bez różnych swoich atrakcyjnych życiowych kawałków. Im w ogóle do głowy nie przyszło, że ta rezygnacja to nie jest fizjologia, tylko pewna wizja.

Skąd ona się bierze?

Często jest wynoszona z domu. Zwłaszcza patriarchalnego. Jeśli dziewczynka widzi, że kiedy pojawia się ojciec, kobiece potrzeby znikają, to potem w dorosłym życiu to znikanie będzie kojarzyć ze związkiem i miłością. Dążenie do symbiozy jest też charakterystyczne dla kobiet, które spod kurateli rodziców weszły prosto pod kuratelę partnera. Nie zdążyły się przekonać, jak funkcjonują same, dowiedzieć, co potrafią. Podobnie jak te, które wychowały się w domu despotycznym, w którym nie było przestrzeni nawet dla takich wyborów jak wybór koloru skarpetek czy majtek. Wszystko ustalała mamusia. Te dziewczyny nie miały szansy dotrzeć do tego, czego pragną, wyobrazić sobie funkcjonowania samej.

Mam takie kobiety na terapii, które wciąż przechodzą z jednego związku w drugi. Gdzieś w nich jest ta mała dziewczynka, która nie umie sama żyć. Ale najgorsze jest to, że nawet jeśli się nauczy i np. wyjdzie z toksycznego związku, to potem często i tak słyszy od rodziny: 'Przegrałaś życie, bo się rozwiodłaś'. W rezultacie rzadko myśli: 'Jestem rozwódką, a to oznacza, że wzięłam życie w swoje ręce i zadbałam o siebie'. Rzadko docenia transformację, którą przeszła.

Jaka jest przyszłość związku, w którym kobieta dąży do symbiozy?

Albo związek przestanie istnieć, często dlatego, że mężczyzna nie jest w stanie w nim już wytrzymać, albo trwa, ale partnerzy są nieszczęśliwi. Ona dlatego, że on nie jest z nią przez 24 godziny na dobę, a on dlatego, że jest przytłoczony poczuciem winy.

A jeśli on zacznie spełniać jej oczekiwania?

Po pewnym czasie będzie bardzo sfrustrowany i przestanie się wyrabiać. Będzie miał dość tego, że musi podejmować decyzje za dwoje i żyć za dwoje. Będzie chciał wreszcie mieć przy sobie dorosłego człowieka, kobietę, a nie małe dziecko. Jeśli w związku nie ma miejsca na bycie osobno, to przestrzeń wspólna też przestaje cieszyć.

Można to jakoś zmienić?

Oczywiście. Na początku dorosłego życia zwykle każdy z nas automatycznie wchodzi w taki model związku, jaki jest mu znany. Głównie z domu rodzinnego. Jednak im dalej jesteśmy od gniazda, tym większe mamy poczucie mocy. Możemy więc próbować zmieniać swoją pozycję w relacji. Może się na przykład zdarzyć, że mądry mężczyzna zacznie kobietę zachęcać: 'Zrób coś dla siebie'. Wytłumaczy, że jeśli ona tę propozycję przyjmie, to jemu będzie łatwiej i związek na tym skorzysta.

Dla niej to też może być okazja, żeby wyjść z modelu, w który weszła automatycznie, a który przestał się sprawdzać, bo w międzyczasie zdążyła się czegoś o sobie i swoich potrzebach dowiedzieć. Oczywiście, najlepiej by było, gdyby inicjatywa do zmian wyszła od kobiety.

Można zachęcać kobiety, by próbowały odkleić się od partnera. Wyszły z domu, zorganizowały coś z myślą tylko o sobie?

Jestem za tym, żeby każdy człowiek, niezależnie od płci, zatroszczył się o siebie, ale szczególnie trzeba w tym wspierać kobiety, bo im jakoś trudniej dotrzeć do swoich potrzeb. Takie pojedyncze wyjście jest czasem szansą, by dowiedzieć się czegoś o sobie, skonfrontować z własnymi lękami i przekonać się, jak funkcjonujemy w nowej sytuacji. Bywa też potężnym zastrzykiem energii. Nie zapominajmy jednak, że to, co powoduje iż kobiety są tak przylepione do partnerów, to wielka siła. Tu nie wystarczy jedna rada: 'Wyjdź gdzieś sama'. Zwykle te kobiety, które decydują się na takie zaburzające dotychczasowy układ wyjście, mają już jakąś pracę za sobą.

Świetnym przykładem jest dziewczyna, którą poznałam kiedyś na warsztatach. Ona i jej mąż pochodzili z patriarchalnych domów i sami też taki stworzyli. Pewnego dnia ona zachowała się inaczej niż zwykle. Poszła na warsztaty i nie przygotowała wcześniej obiadu. Kiedy wróciła do domu, mąż czekał obrażony. I zaczyna się taka scena. Ona mówi: 'Dzień dobry, kochanie'. On nie odpowiada i karze ją ciszą. Po długiej chwili widzi, że nie ma szansy na to, by jak to zwykle bywało w takich sytuacjach, usłyszeć przeprosiny. Oburza się więc: 'Nie zrobiłaś obiadu'. W odpowiedzi słyszy spokojne: 'No nie zrobiłam, byłam na warsztatach'. Znów zalega cisza. W końcu on stwierdza: 'Głodny jestem', na co ona ciągle spokojnie odpowiada: 'Ja też, co proponujesz?'... Ten dialog toczy się jeszcze bardzo długo. On próbuje wrócić do starego układu, ale ona nie daje się wciągnąć, bo przeszła już jakiś proces i jest pewna, że nie chce żyć jak dawniej. Ta rozmowa była początkiem zmian w ich relacji.

Wiem, że ten mężczyzna jeszcze nieraz próbował przywrócić stary porządek i takie rozmowy dotyczące różnych aspektów ich życia toczyły się wielokrotnie. Ponieważ jednak jemu też zależało na związku, w końcu zaakceptował zmianę, jaka nastąpiła w żonie. Wierzę, że ludzie są w stanie wiele zmienić, kiedy dotrze do nich, że mogą kogoś ważnego dla siebie stracić.

Źródło: Wysokie Obcasy

Marishka

P.S. Chyba sobie zapożyczę zajebiste określenie na pewien typ popularnych pioseneczek - "rzewnojojczące skomlenie" :D
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Kwi 07, 2011 19:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Pią Kwi 08, 2011 01:06   

qw
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Czw Paź 27, 2011 21:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 08, 2011 07:46   

Dobre, zgadzam się oczywiście.

To teraz ode mnie ciekawy wywiad z Lwem-Starowiczem z "Twojego Stylu"

Cytat:
Bez seksu humor zanika

Oni z Marsa, my z Wenus? Możliwe. Ale mamy więcej wspólnego, niż można sądzić. Pewnie dlatego łączymy się w pary. Nie zawsze szczęśliwie – wiadomo. Jak znaleźć i pokochać właściwego mężczyznę? Jak stworzyć z nim udany związek, utrzymać namiętność i przetrwać kryzys? Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog i psychoterapeuta par, stara się odpowiedzieć.

Twój STYL: "Lew-Starowicz o kobiecie" – taki tytuł nosi pańska nowa książka. Brzmi odważnie. Wszystko pan o nas wie?

Zbigniew Lew-Starowicz: - Nie, nie sposób wszystkiego wiedzieć. Ale wiem dość dużo, bo w końcu zajmuję się wami całe życie (śmiech).

Zmieniłyśmy się przez ten czas?


- Bardzo. Kobiety wyemancypowały się, wyzwoliły z mnóstwa ograniczeń...

Czyli jesteśmy szczęśliwsze?

- Niestety, jednocześnie wzrosły oczekiwania kobiet, a to wydłużyło drogę do szczęścia. Kiedyś kobiety miały znacznie mniejsze wymagania. Mąż był jedynym partnerem seksualnym, zarabiał na życie, ona zajmowała się domem, nic jej nie obchodziło, żyła w bezpiecznym świecie. Małe oczekiwania to większe możliwości odczucia szczęścia. Gdy rosną, trudniej je zrealizować.

Ale i mężczyźni jakby trochę zmarnieli...

- To prawda. Kiedyś też żyli w świecie dla siebie bezpiecznym. Teraz są zagrożeni, bo zostali zmuszeni do relacji partnerskich. Nie było to ich marzeniem. Psychika męska tego nie wytrzymuje, zwłaszcza w sferze seksu. Zaspokojenie oczekiwań seksualnych partnerki, która często jest bardziej doświadczona, bywa obciążeniem nie do zniesienia. Już sama świadomość, że byli inni, to zmora dla męskiej psychiki.

Czyli co mamy mówić? „Kochanie, jestem dziewicą” albo „Miałam jednego, ale był beznadziejny”?

- Nie, wystarczy powiedzieć: „Było, minęło. To nie było nic ważnego”. A kobiety robią błąd i mówią za dużo. „Kiedy pojechaliśmy do Zakopanego, trzy dni nie wychodziliśmy z łóżka, było fantastycznie, potrafił...” – taka szczerość to cios w ego mężczyzny. Jego fiksacja na punkcie penisa jest niesamowita. Tego nie wolno mówić. Facet to nie przyjaciółka, której będziemy się zwierzać, jak było nam z kimś fantastycznie w łóżku.

Wracając do poczucia szczęścia – możemy je sobie jakoś zagwarantować?

- Jeśli kobiety chcą być szczęśliwe w związku, muszą skrócić listę oczekiwań. Polecam "Ewolucję pożądania" Dawida M. Bussa. Są w niej opisane wymagania mężczyzn i kobiet. Okazuje się, że oczekiwania kobiet wobec mężczyzn są dłuższe od Litanii loretańskiej. „Mężczyzna powinien być wykształcony, interesujący, dobrze zarabiający, czuły, delikatny, świetny kochanek, niestarzejący się, zawsze ładnie wyglądający, dbający o kobietę, dobry ojciec itd.”. Nie ma możliwości, żeby jakikolwiek mężczyzna na świecie zaspokoił tak długą listę oczekiwań.

A lista mężczyzn jest krótsza?


- O wiele krótsza.

Co na niej jest?

- Znany czeski psychoterapeuta, prof. Stanislav Kratochvil, opisując oczekiwania mężczyzn wobec kobiet, skwitował to czterema punktami, które u moich studentek wywołują zgrzytanie zębów. Te cztery główne oczekiwania są następujące: kobieta musi być atrakcyjna, gwarantować seks, kiedy on ma na to ochotę, nie może obarczać go kłopotami i jeszcze ma stworzyć dom, w którym on się dobrze czuje.

Czy w takim układzie da się stworzyć szczęśliwy związek?

- Oczywiście, bo szczęśliwy związek opiera się na czterech fundamentach.

Ale nie na tych wymienionych przez Kratochvila?

- Nie. Pierwszym fundamentem jest miłość, drugim – przyjaźń, trzecim – udany seks, a czwartym – poczucie humoru, bo ułatwia rozwiązywanie konfliktów.

I wszystkie te cztery warunki muszą być spełnione, żeby związek był szczęśliwy?

- W zasadzie tak. Kiedy nie ma seksu, to i humor zanika...

Co sprzyja trwałości związku?

- Dużo podobieństw. Jeśli jedno lubi samotność i łowienie ryb, a drugie jest duszą towarzystwa i życie mogłoby spędzić na imprezach, nie sprzyja to szczególnie związkowi. A jeśli obydwoje fascynuje film czy taniec, to związek ma znacznie większe szanse na przetrwanie. Oczywiście, partnerzy nie mogą być tożsami. Model platoński, który polega na tym, że znaleźli się jak dwie połówki jabłka i teraz tworzą doskonałą całość, jest nieprawdziwy i tak naprawdę kiepsko rokuje. Te dwie połówki to utopia, bo wtedy zanika namiętność.

Lepiej, żeby połówka jabłka dobrała się z połówką gruszki?


- Tak, takie połączenie jest pociągające i intrygujące. A w idealnym związku musi być inność i pewna tajemniczość. Poza tym trwałości związku sprzyja barwność osobowości. Z barwnym partnerem nigdy się nie nudzisz.

Wiele kobiet wybiera barwnych drani, a potem się dziwi...


- Nie daj Boże, jeżeli kobieta ma tylko takie alternatywy. To straszna wizja, taki zespół rycerza i rozpustnika. Bo jeżeli kobietę pociąga drań, nieobliczalny, namiętny, zmysłowy samiec, to jest fatalnie. Bo to nie jest kandydat na partnera. To mężczyzna na jedną noc, ale nie na życie.

- A jeżeli ideałem męża i ojca jest dla niej rycerz – dobry, moralny, odpowiedzialny, monogamiczny, spokojny, zrównoważony, pracowity, to wpada w pułapkę. Bo cnoty moralne nie są afrodyzjakiem. Idealny partner to taki, który łączy te cechy w sobie. Jest zarazem zaskakującym kochankiem i odpowiedzialnym mężem i ojcem. Na tym polega barwna osobowość.

Czy skreślić kogoś, kto miał sto partnerek, ale deklaruje, że się wyszumiał i chce już tylko zacisznego portu?

- Jest wielu mężczyzn, którzy się wyszumieli i teraz chcą stabilnego związku. Ważne tylko, czy wybrał ciebie w opozycji do tamtych – czyli, że tamte kobiety traktował jak kochanki, a w tobie widzi dobrą żonę i matkę? Inaczej mówiąc, czy jesteś innym typem kobiety? Jeżeli tak, to będzie źle. Bo stworzycie dom, ale pozbawiony wielkiej namiętności. Jeżeli mężczyzna miał wiele partnerek, warto sprawdzić, czy coś miały wspólnego ze sobą, czy były zbiorem przypadkowych elementów. Jeśli nie, taki facet to marna inwestycja uczuć. Traktuje kobiety jak przemijające przyjemności.

- Ktoś, kto wciąż potrzebuje nowych doznań, jest słabym gwarantem stałości. Natomiast jeśli miał dużo partnerek, ale wszystkie miały ze sobą coś wspólnego, to może oznaczać, że pociąga go pewien typ kobiety, ale dotąd nie spotkał kobiety doskonalej. Zawsze czegoś w tamtych mu brakowało i znalazł to w tobie.

Co sprawia, że ludzi ciągnie do siebie?

- Chemia – to oczywiste. Ewolucja jest „zainteresowana” rozrodem, jej nie obchodzi nasza duchowość. Macie rozmnażać się i to w sposób optymalny. Chemia, która sprawia, że czuję bardzo silny pociąg do tej kobiety właśnie, oznacza, że tu są szanse na udane dzieci. Ale poza tym ciągnie nas odmienność. Fascynacja odmiennością płci jest wielka i dotyczy nie tylko budowy, ale też wszystkich cech psychicznych. Później jest iskrzenie, czyli tzw. psychologia spojrzenia.

- Większość związków powstaje z iskrzenia, choć część par odkrywa atrakcyjność drugiej osoby w miarę jej poznawania. Bywa, że pracują razem w tej samej firmie, nawet codziennie się widują, ale w ogóle nie zwracają na siebie uwagi. Podczas wspólnej pracy, rozmów dostrzegają, że ta osoba ma ciekawe wnętrze. Z czasem stają się parą.

Jak dobrze wybrać partnera? Co powinno być drogowskazem?

- Zawsze trzeba zadać sobie pytanie: „Jak będzie wyglądało moje życie z tą osobą za kilkadziesiąt lat?”. I nie jest to wróżenie z fusów. Bo wprawdzie ludzie się zmieniają, ale większość ma stałe cechy charakteru. Wbrew pozorom jest to przewidywalne. Szybko widzimy, czy on jest ciepły, czuły, opiekuńczy, czy jest kimś, z kim będzie fajnie w życiu codziennym. Tylko uwaga, w tej analizie trzeba zapomnieć o łóżku.

A jeśli na początku on jest opiekuńczy, skoncentrowany na mnie, a potem to się zmienia?

- Nie ma gwarancji powodzenia. Niektórzy uważają, że jest nią religia. Ale tak naprawdę może ona być jedynie gwarancją trwałości związku. On nie uznaje rozwodów, więc nie porzuci, może nawet nie zdradzi, bo nie cudzołoży, ale czy to będzie dobry związek?

A różnica wieku między partnerami? Jaki ma wpływ na trwałość związku?

- Nie ma żadnego znaczenia. Znam udane związki z dużą różnicą wieku, i to zarówno, gdy on jest sporo starszy od niej, jak i takie, w których ona jest znacznie starsza od niego. Czasem trwają bardzo długo, aż do śmierci.

Co młodego chłopaka pociąga w starszej, dojrzałej kobiecie?

- Może to być fascynująca kobieta. Czasem słyszę: „W gronie rówieśniczek nie spotkałem takiej”. Może pociągać jej opiekuńczość, której potrzebuje? Może stracił za wcześnie matkę i ona ma być jej substytutem? I może czuje się bezpieczniej w ramionach starszej kobiety?

I może go pociągać fizycznie?

- Może.

Ale perspektywy są chyba mizerne. Po 20 latach ona może już nie mieć ochoty na seks...

- Wiek nie ma znaczenia. Kobieta 60-letnia, która ma 40-letniego partnera, i stała się aseksualna, musi być świadoma ryzyka. Ale takie samo ryzyko istnieje, gdy seksem nie jest zainteresowana 20- latka.

Czyli seks jest najważniejszy. Inteligencja, sukces odbierają kobiecie seksapil?

- Trudno uzyskać sukces w życiu osobistym kobiecie, która łączy trzy cechy – jest bardzo atrakcyjna, bardzo inteligentna i bardzo zmysłowa. Bo to jest dla mężczyzny mieszanka piorunująca. Taka kobieta zwyczajnie mu zagraża. Jeśli jest bardzo atrakcyjna, to znaczy, że zawsze będzie miała sporo adoratorów, potencjalnych rywali, a to nie daje poczucia bezpieczeństwa. Poza tym ta jej atrakcyjność zapewne wiąże się z kosztami, co niejednego mężczyznę może wystraszyć. Przy bardzo inteligentnej kobiecie musi być zawsze czujny, nie może sobie pozwolić na intelektualne lenistwo, wypoczynek. Wciąż musi być partnerem intelektualnym. Gdy zaś jest bardzo zmysłowa, dla mężczyzny to oznacza, że będzie musiał zaspokajać jej potrzeby seksualne.

Co robić? Czy taka kobieta nie ma szans?


- Zawsze mówię pacjentkom tak: „Moja droga, jeśli jesteś bardziej inteligentna od swego pantera, ale zależy ci na tym, by ten związek przetrwał, to nie popisuj się przed nim tą swoją inteligencją. Albo gdy ona znacznie więcej od niego zarabia.

- Facet nie lubi być gorszy od kobiety, ale czasem tak się składa. Wtedy trzeba go dowartościować inaczej.

Jeśli dobrze zrozumiałam: ona więcej zarabia, pewnie w domu też wszystko jest na jej głowie. Poza tym ma być dla niego piękna i atrakcyjna, mieć ochotę na seks i jeszcze „dowartościowywać mężczyznę inaczej”?

- Tylko tak uniknie kryzysu. Bo on pozostając w tyle, w sposób naturalny czuje się zagrożony. Zdaje sobie sprawę z tego, że przestał być dla niej partnerem. Jej doktorat lub większe zarobki odbierają mu ochotę na seks. Chyba że ma wysokie poczucie własnej wartości, a jego praca daje mu mnóstwo satysfakcji.

Czyli – znowu – seks jest najważniejszy...

- To zależy, jak się dobrali w zakresie potrzeb seksualnych. Badania pokazują, że dla kobiet seks jest średnio ważny, a dla mężczyzn ważny, ale jednak nie najważniejszy. Z badań statystycznych wynika, że seksu codziennie potrzebuje – po równo – sześć procent mężczyzn i sześć procent kobiet.

- Wszystko byłoby dobrze, gdyby właśnie te grupy się spotkały. Ale gdy mężczyzna z tej grupy zwiąże się z kobietą, która potrzebuje seksu raz na tydzień lub na miesiąc, to jest problem. Jednak znowu mam optymistyczną wiadomość: większość partnerów wiąże się na podobnym poziomie libido. Związki z wyraźnie skrajną rozbieżnością są rzadkie.
Reklama

To skąd tylu facetów, którzy wciąż narzekają: „Moja żona nie ma ochoty na seks”?

- Bo on pamięta ją z okresu godowego. A taniec godowy jest iluzją i nie można na jego podstawie wyciągać wniosków na całe życie. W czasie okresu godowego staramy się wypaść jak najlepiej. Jest pełna mobilizacja.

- Jeśli kobieta wie, że dla niego seks jest bardzo ważny, to ona będzie seksowna. Kiedy mija okres mobilizacji, kiedy on „jest już mój”, powraca u niej prawdziwy poziom ochoty na seks. Podobnie zresztą u niego.

Ochota na seks mija nam tylko dlatego, że kończy się okres godowy?

- Może kobieta miałaby większą ochotę na seks, gdyby on ją adorował jak dawniej. Bo kiedyś prawił komplementy, przynosił kwiaty, widział w niej kobietę, lubił długą grę wstępną, fantazję w łóżku, a dziś przestał zabiegać, a zamiast tego domaga się szybkiego seksu po kolacji, gdy ona zabiera się do zmywania naczyń.

Co jest spoiwem w związku, gdy mija euforia zakochania?

- Poza przyjaźnią? Kiedy dobrze jest im razem ze sobą. Gdy on z chęcią wraca z pracy do domu. I cieszy się, że zbliża się weekend i może pobyć dłużej. Poza tym namiętność to nie perpetuum mobile. Trzeba do kominka dorzucać polana, a nie liczyć, że samo będzie płonąć.

- Namiętność podsyca obejrzenie filmu erotycznego, uruchomienie wyobraźni, nowość w ubiorze czy zachowaniu, wyjazd tylko we dwójkę w romantyczne miejsce. Banalna rzecz – przefarbowanie włosów. Trzeba dorzucać te polana, by pożądanie nie umarło.

Bo gdy umiera, to raz na zawsze?

-Tak. Małe są szanse, by znów się pojawiło, więc jeśli jeszcze istnieje knotek, trzeba szybko go rozpalić.

W swojej książce wspomina pan o tym, że kobieta, wedle specjalistycznych wyliczeń, ma aż 235 motywacji do romansu. Sporo. Jak nie ulec pokusie? I czy nie ulec?

- Warto w każdym razie pamiętać, że poczytalność mamy zawsze do pewnego momentu. Weźmy taki przykład: wsiada pani do samolotu i co się okazuje? Obok pani siedzi mężczyzna, przy którym dostaje pani dreszczy. On zresztą też. Czyli zadziałała chemia. On panią delikatnie, niby niechcący, dotyka, czujecie tę chemię coraz bardziej. I teraz ma pani do momentu wylądowania czas na podjęcie decyzji. W tym czasie musi pani ocenić – czy w to brnąć, czy nie. Bo jeżeli ma pani udane życie rodzinne, nawet jeśli seks z mężem to już nie Himalaje, to czy ryzykować? Trzeba uruchomić wyobraźnię – wylądujemy w łóżku, przeżyję seks życia i co dalej? To ma być wielka przygoda czy nowy związek?

Dlaczego muszę zdecydować, zanim pójdę do łóżka?

- Kiedy wyląduje pani w łóżku, zwykle jest już za późno. Włączą się emocje. Chce pani wiedzieć, co jest charakterystyczne, gdy się rozmawia z uwodzicielami? Oni dobrze wiedzą, że mają szansę tylko przy tej pierwszej reakcji kobiet. Bo jeżeli ona powie: „Może zatelefonujemy do siebie”, to po zastanowieniu nie wejdzie w taką relację. Przemyśli, rozważy za i przeciw i nie zadzwoni.

To dlaczego zdradzamy?

- Kobieta zdradza dla seksu, dla romantycznych uniesień, bo pociąga ją atrakcyjny kochanek, bo chce się dowartościować albo zemścić na niewiernym mężu, dla awansu, pieniędzy, z powodu wspólnej fascynacji literaturą rosyjską lub operą. Długo można by wymieniać, w końcu jest tych motywacji aż 235.

U mężczyzn jest ich zaledwie 40. A przecież to oni częściej zdradzają. Wytłumaczy pan to?

- To nie ma znaczenia. Mówimy o faktach, a nie o chęci zdrady. To dwie różne rzeczy. Kobieta często chętnie by zdradziła, ale z różnych powodów tego nie robi. Boi się konsekwencji, boi się, że ktoś się dowie, albo boi się, że się zakocha i rozpadnie się jej dotychczasowe, uporządkowane, choć może nieco nudne życie. Ma więcej zahamowań przed zdradą.

Dlaczego mężczyźni nas zdradzają?


- Żeby się dowartościować, sprawdzić. Albo dlatego, że mają za mało seksu w domu, albo chcą takiego seksu, jakiego nie akceptuje partnerka. Często powodem jest to, że spotyka kobietę, która go chce, bo żona dawno już go nie ceni ani jako mężczyzny, ani jako kochanka. Dowartościowuje się. Może on jest nieśmiały i nagle znajduje się taka, która go uwodzi, ośmiela? Wielbi go, podziwia, jakim jest wspaniałym mężczyzną i świetnym kochankiem. A on tego od żony już dawno nie słyszał.

Można wybaczyć zdradę?

- Można, jeśli się ją potraktuje jako objaw kryzysu. Zawsze jednak najpierw warto poznać przyczynę zdrady. Trudniej wybaczyć romans, ale ludzie wybaczają. Większość wszystkich ujawnionych zdrad i romansów kończy się przecież powrotem do starego związku, a nie rozpoczęciem nowego życia.

Naprawdę można takie małżeństwo uratować?

- Większość tak. Trwają. Blizna jednak pozostaje. Czasem rana jątrzy się jeszcze całe lata, ale związek może być udany. Są ludzie, którzy potrafią zapomnieć, a są tacy, którzy nie potrafią wybaczyć i noszą tę ranę do końca życia.

„Jak zdradził raz, zrobi to znowu. Kwestia czasu” – takie jest powszechne przekonanie. Co Pan o tym myśli?

- Nie jest to regułą. Jeśli wyszła pani za babiarza, to rzeczywiście pewnie dalej będzie panią zdradzał. Bo ma taką naturę, po prostu lubi kobiety. Ale jeśli jakaś pani koleżanka sprytnie uwiodła pani męża, omotała go, a on to potem zrozumie, jestem przekonany, że nie powtórzy więcej podobnego błędu.

A kiedy trzeba się rozstać?

- Wtedy, kiedy związek działa destrukcyjnie na wszystkich.

Rozmawiała Beata Biały

http://www.styl.pl/uczuci...,331957,nPack,3
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
monikaf 


Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 26 Cze 2007
Posty: 107
Wysłany: Wto Maj 17, 2011 18:58   

tomthemaster napisał/a:
Ale zaraz się zrzygam. Przestańcie pisać o waszym spełnieniu. Wielu z nas też jest spełnionych ale nie dzielimy się z tym z całym światem. Macie jakiś problem? Proszę przestańcie.
Nie przestawajcie! Tak rzadko spotyka sie udane zwiazki, ze az milo widziec,tuz obok, namacalny dowod, ze jednak istnieja. Gratuluje Wam Tomku i Marishko
_________________
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Maj 17, 2011 19:13   

Pięknie dziękuję :)
Spoko, no nie przestajemy. Jak nadarzy się okazja, znów będziemy "denerowować" tym innych spełnionych ;) KMWTW
Tomek
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Wto Maj 17, 2011 23:02   

Jak się ludzie dobierają w pary?

Kochają się od zawsze, a gdy ich Czasy się skrzyżują wtedy zostają parą. :)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Śro Maj 18, 2011 23:44   

Neska napisał/a:
Ta amplituda uczuc, bardzo czesto prowokowalam skrajne sytuacje i emocje, zeby sprawdzic na ile ktos mnie kocha, na ile moge sobie pozwolic.
To ciekawe. Jest psycholog, niestety, nie pamiętam nazwiska, który tego typu mechanizm uczynił osią swojej psychologii. Dokładnie tak to opisywał u kobiety, jako potrzebę prowokowania i sprawdzania siły swojego mężczyzny, żeby zyskać bezpieczeństwo i pewność, że facet jest dostatecznie silny i ochroni w razie czego. I biada temu facetowi, który by się ugiął przed takim nieustannym w sumie egzaminem.
Miał rację, czy był męską seksistowską świnią? :)
JW
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Czw Maj 19, 2011 23:48   

Witold Jarmolowicz napisał/a:
Miał rację, czy był męską seksistowską świnią? :)

Trochę miał rację a trochę był seksistowską świnią.
Równowaga. :)
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
Joannaż 


Pomogła: 38 razy
Wiek: 40
Dołączyła: 19 Kwi 2010
Posty: 2285
Wysłany: Pon Maj 23, 2011 22:17   

fink napisał/a:
2 455 razy w roku, siedem razy dziennie. Tyle kłóci się statystyczna para

To tylko artykuł, który ktoś napisał (za pieniądze) ;)

Jeżeli jesteś w parze, i u Ciebie jest inaczej, podziel się swoim doświadczeniem.
_________________
Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Maj 23, 2011 22:29   

WJ napisał/a:
Dokładnie tak to opisywał u kobiety, jako potrzebę prowokowania i sprawdzania siły swojego mężczyzny, żeby zyskać bezpieczeństwo i pewność, że facet jest dostatecznie silny i ochroni w razie czego. I biada temu facetowi, który by się ugiął przed takim nieustannym w sumie egzaminem.
Miał rację, czy był męską seksistowską świnią? :)

Jedno nie wyklucza drugiego, mógł mieć rację i być seksistą. Warto jednak zauważyć pewien element, kobiety często testują facetów co do których mają wrażenie, że udają kogoś kim nie są. W przypadku kiedy mają wrażenie, że facet jest jaki jest testów jest o wiele mniej.
Ostatnio zmieniony przez iliq Pon Maj 23, 2011 22:29, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Witold Jarmolowicz 
Site Admin

Pomógł: 46 razy
Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 8791
Wysłany: Pon Maj 23, 2011 23:05   

Oby tak było. Wszakże zdarzają się również kobiety omotane przez ewidentnych psychopatów. I to w rodzinach, gdzie rodzice nie wykazywali najmniejszych cech psychopatycznych. To mnie nurtuje.
JW
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Śro Maj 25, 2011 21:51   

http://www.charaktery.eu/...wlasnie-ciebie/

Cytat:

I biorę sobie właśnie ciebie
Izabela Wożyńska-Więch

On nie wyobraża sobie, że mógłby ożenić się z uduchowioną poetką. Ona zrywa z mężczyznami, którzy dużą wagę przywiązują do pieniędzy. Dlaczego wybieramy sobie takich a nie innych partnerów? To nasz wybór, czy też wpływ wzorców rodzinnych?

Rozważając losy różnych związków małżeńskich lub partnerskich, zazwyczaj nie pytamy o to, dlaczego ktoś wybrał sobie partnera dojrzałego, niezależnego, zrównoważonego emocjonalnie, który szanuje własne i cudze granice.

Przecież to oczywiste, że na swoją drugą połówkę wybieramy kogoś, kto nas kocha i szanuje... Nad swoimi wyborami zastanawiamy się dopiero wtedy, gdy nasz związek okazuje się nieudany, zamiast miłości znajdujemy w nim rozczarowanie, co zniechęca nas do wszelkiej bliskości z drugim człowiekiem. „Jak to możliwe, że zdecydowałam się na takiego męża? Gdzie ja miałam wtedy oczy!” – zarzucamy sobie. Czy rzeczywiście padliśmy ofiarą ślepych wyborów?

Bez czerwonej lampki

Każdy związek – udany bądź nie – zaczyna się od wyboru obiektu zainteresowania. Pomijając pozornie oczywiste kryteria, jak wygląd, osobowość czy środowisko społeczne, w wybór angażowane są kryteria nieświadome i nieoczywiste, ale pośrednio wpływające na przyszłe losy związku. Przykładem może być pociąg do osoby nieradzącej sobie ze sprawami materialnymi. Zdarza się też przymykać oko na zupełnie jawne i źle rokujące wady oraz sygnały ostrzegawcze, jak skłonność do alkoholu czy promiskuityzm (skłonność do przypadkowych kontaktów seksualnych). Analizując historie miłości można zauważyć, że ludzie wybierają sobie partnerów o określonych cechach osobowości, „takich” a nie innych. Nie do końca są świadomi, że tak robią.

Czy ktoś przyznałby, że z dobrej woli zdecydował się na związek z alkoholikiem lub z partnerem o rysach psychopatycznych, który znęca się, oszukuje i zdradza?

Dlaczego niektórzy ludzie mieliby sami narażać się na przykrości i kłopoty? Każdy z nas od pierwszej chwili po narodzeniu uczy się niezbędnych do przetrwania zachowań, w tym ról i umiejętności społecznych. To one przez wiele lat wyznaczają sposoby wchodzenia i kształtowania relacji z ludźmi. Przy czym szczególną wagę w kształtowaniu postaw interpersonalnych wydają się mieć te czynniki, które determinowały dynamikę psychologiczną rodziny.

Należą do nich uzależnienia, przemoc fizyczna i psychiczna, zdrady. Ale także wszelkie inne postawy i zachowania opiekunów wyznaczające emocjonalny klimat wzajemnych relacji w rodzinie. Obserwacja związków pozwala zauważyć, że wybierani partnerzy często mają wiele wspólnego z rodzicami. Najczęściej chodzi o rodziców, ale może to być inna ważna dla dziecka osoba, choćby dziadek.

Inny nie będzie

Mąż Patrycji – Jacek – nadużywa alkoholu. Kiedy się poznali na studiach, jak sama twierdzi „mieścił się w normie”. Piwo z kolegami z akademika, impreza w klubie. Po studiach znalazł pracę jako handlowiec. Bardzo go stresowała i dla rozładowania napięcia po powrocie do domu wypijał kilka piw. Po jakimś czasie zdarzało się to już codziennie. Pobrali się, gdy Patrycja zaszła w ciążę. Jacek dobrze zarabiał, więc ona rzuciła pracę i zajęła się domem. Wtedy zaczęły się poważniejsze kłótnie.

Męża drażniło, że żona nic nie robi, że ogląda seriale. Zaczął robić przytyki do jej wyglądu. Patrycja coraz częściej czuła się poniżona i nic niewarta. Gdy zwracała mu uwagę, by tak jej nie traktował – reagował złością i wyzwiskami. Patrycja mimo sprzeciwu męża próbowała wrócić do pracy, jednak po roku zrezygnowała, ponieważ nie była w stanie pogodzić obowiązków z wychowaniem dziecka i prowadzeniem domu. Czasem myśli o rozwodzie, ale chce, żeby dziecko miało pełną rodzinę. Uważa również, że sama sobie nie poradzi. Zresztą, mąż po każdej większej kłótni zawsze ją przeprasza i jest miły, co daje nadzieję, że z biegiem czasu sytuacja zmieni się na lepsze.

Ojciec Patrycji był taki sam. Pamięta z domu ciągłe awantury i płacz matki. Nie mając innych wzorów, na przykładzie ojca i matki, ale także własnej relacji z ojcem uczyła się, jak tworzyć związek i rodzinę. Jak zdobywać uwagę alkoholika i namiastkę bliskości emocjonalnej, jak radzić sobie z przemocą i poniżeniem. Żeby zrealizować jedyny wzorzec rodziny, jaki znała – wybrała sobie partnera, którego cechy pasowały do jej doświadczeń. A właściwie takiego partnera, z którym potrafiła w ogóle stworzyć jakiś związek.

Decydując się na męża z alkoholowym problemem być może po prostu nie doceniła trudności, jakie przed sobą stawia. Powstaje jednak pytanie: dlaczego ona i wiele jej podobnych osób nie tylko wybrało, ale wciąż trwa w wyborze, w którym już dawno nie ma żadnych pozytywnych doświadczeń, a najmniej obciążającą formą bycia z partnerem jest każda chwila, kiedy go po prostu nie ma? I nie dotyczy to tylko osób uwikłanych w problem alkoholowy, ale w dowolny związek, który nie spełnia podstawowych potrzeb związanych z relacją partnerską – potrzeby intymności, szacunku i zaufania.

Trwożne trwanie

Opisany przykład pokazuje mechanizm pojawiający się w każdym nieudanym związku. Pamiętajmy, że partnera nie wybiera się tylko w dniu ślubu, ale każdego dnia spędzonego razem. I przywiązanie do tego wyboru okazuje się silniejsze nawet od fizycznego zagrożenia.

Żona, choć nieszczęśliwa, tłumaczy sobie decyzję, aby pozostać w toksycznym związku w sposób pozornie racjonalny, jako świadomy wybór: „nie mam pracy i nie będę mogła się sama utrzymać”, „zostanę z nim dla dobra dzieci”. Podawane świadomie powody i wybór „mniejszego zła” są przykrywką dla głębiej skrywanych problemów.

Ludzie wyruszają w drogę do spełnienia potrzeby bliskości i miłości wyposażeni w historię pierwszych relacji i radzą sobie najlepiej jak potrafią. Nieraz nieświadomie powtarzają wadliwe wzorce relacji począwszy od wyboru partnera, poprzez współtworzenie dynamiki tego związku, aż po sposób jej zakończenia. Owe pułapki to niezaspokojone potrzeby: akceptacji, bycia potrzebnym i docenionym, a także nieświadome przekonania na temat samych siebie i partnerów czy związku w ogóle.

Baza z pułapkami


Nasuwa się przypuszczenie, że osoba decydująca się na życie z partnerem, którego obiektywnie naganne zachowanie krzywdzi ją i rani, czerpie z tego układu „korzyści”, które rekompensują doświadczane przykrości. Patrycja czuje się potrzebna. Jest przekonana, że dzięki jej poświęceniu rodzina wciąż funkcjonuje. Deprywowane w dzieciństwie potrzeby bycia ważną i potrzebną zaspokaja w sposób niekorzystny dla siebie i rodziny. A alkoholizm jej męża pełni istotną rolę dla podtrzymania tego małżeństwa.

Czy jesteśmy skazani na nieświadome postawy wyniesione z pierwszych relacji z ważnymi osobami? Stanowią one bazę, z której korzys­tamy w sytuacjach nowych, nietypowych, wymagających szybkiej decyzji. Odwołujemy się wówczas do tego, czego nauczyliśmy się w domu rodzinnym. Przesadą byłoby jednak twierdzić, że determinują one nasze życie.

Doświadczenia z dzieciństwa są wciąż uzupełniane i zastępowane przez nowe doświadczenia i umiejętności, które nabywamy dzięki uzyskiwanym informacjom zwrotnym i własnym spostrzeżeniom, przemyśleniom. To dlatego mamy szansę być dla naszych partnerów przynajmniej trochę lepsi niż byli dla swoich partnerów nasi rodzice. Nie powtarzamy wszystkich ich błędów małżeńskich czy wychowawczych; przynajmniej w takim stopniu, w jakim jesteśmy tych błędów świadomi.

A zatem, jeśli związek się nie udaje, warto spróbować zobaczyć go z dystansu, odpowiedzieć sobie na pytania: „Co ja tu robię? Dlaczego? Jaka jest w nim moja rola?”. Odpowiedź może nam pomóc w znalezieniu rozwiązania aktualnych problemów w związku, a także w kształtowaniu lepszych relacji w przyszłości.
Izabela Wożyńska-Więch

KLUCZOWE PYTANIA

Jeśli wiążemy z kimś poważne plany życiowe (małżeństwo, założenie rodziny), warto zadać sobie pytania:

1. Czy mój partner/partnerka nadużywa alkoholu, innych substancji lub ulega innym poważnym nałogom jak hazard, pracoholizm?
2. Czy zachowuje się wobec mnie lub innych agresywnie, nie szanuje mojej prywatności?
3. Czy oszukuje, kłamie lub zdradza?
4. Czy jest uzależniony/uzależniona od rodziców – nie potrafi lub nie może podejmować decyzji, które nie podobają się rodzicom?
5. Czy dzielą nas poważne różnice kulturowe, światopoglądowe?

Jeśli choć na jedno pytanie odpowiedziałaś/odpowiedziałeś twierdząco, to wyobraź sobie, że masz z nim/z nią dzieci, wspólne mieszkanie i spotyka cię trudna sytuacja życiowa – choroba, utrata pracy. Co się wtedy stanie, jak zareaguje Twój partner? Nie licz na to, że zmieni się po ślubie. Praktyka pokazuje, że w miarę upływu czasu i bez bardzo silnej motywacji obu stron do zmiany, destrukcyjne procesy w związku pogłębiają się, zaś wyjście z takiego układu jest coraz trudniejsze. Jeśli naprawdę zależy Ci na związku, sensownym wyjściem będzie postawienie sprawy na ostrzu noża i stanowcze zażądanie zmiany postawy partnera. Jeśli jemu także zależy na związku z Tobą, będzie to motywacją do podjęcia pracy nad sobą. Jeśli zaś zabraknie mu woli zmiany – dbaj o siebie. Nie możesz mu pomóc wbrew jego woli.

Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Maj 25, 2011 22:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Śro Maj 25, 2011 22:36   

To jest dokładnie to o czym mówi Luise Hay , twierdzi że podświadomie przyciągamy to co mamy zakodowane w podświadomości w postaci wzorców kształtowanych od najmłodszych lat poprzez nasze myśli i wypowiadane słowa. Przyciągamy podświadomie to co mamy w głowie w postaci bagażu doświadczeń. Mówi również o tym, że możemy zmieniac i kształtowac nasza rzeczywistosc poprzez zmiany z naszym myśleniu. Zgadzam się z nią w 100%. Zresztą najlepszym dowodem na prawdziwosc jej teorii jest fakt iz pokonała raka i jak widac ma się świetnie a mineło juz od tego momentu nie mało lat.
http://www.youtube.com/watch?v=ZY4LKedBlpM
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lip 26, 2011 06:52   

Kochanie, odchodzę
"Jak nie wydam rozkazu, to siedzi na kanapie z pilotem. W ogóle mnie nie słucha. Mam go po prostu dosyć. Chciałabym się rozwieść. Seks owszem, ale kiedy patrzę na jego gruby brzuch, to mi się odechciewa" - pisze bza. Kiedy w związku się nie układa, jeden z małżonków decyduje się na rozwód. Są jednak osoby, które nie potrafią zmienić swojego życia i męczą się z partnerem, którego nie kochają.
http://blog.onet.pl/41577,3,archiwum_goracy.html

Wydaje mi się, że z reguły to skutek kompletnego braku racjonalnego myślenia przy dobieraniu się.
Był oschły i nieuczuciowy od początku a jej to zaczyna przeszkadzać dopiero po wielu latach małżeństwa? 8/
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Wto Lip 26, 2011 20:11   

bo niektorzy sa masochistami i trwaja w takim zracjonalizowanym i stlamszonym obledzie - bo dzieci, chata, kasa itp

a dzisiaj a Malej Czarnej o 22.55 na tv4 tez bedzie o zwiazkach niudanych i dlaczego ludzie tak tkwia w nich latami, ale najwazniejsze - cvhyba tu wystapi M. Liszyk-kozlowska - to pewnie powtorka, ktora przegapilam poprzednio i zarejestrowalam tylko koncowke.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
Hannibal 
Moderator

Pomógł: 191 razy
Wiek: 40
Dołączył: 25 Lut 2007
Posty: 15904
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Lip 26, 2011 20:28   

Btw, wczoraj zacząłem lekturę najnowszej książki Starowicza - "O kobiecie". Jest tam też sporo o związkach - o wielu ciekawych przypadkach pisze.
_________________
Don't buy into mono-dimensional training regimens. Exercising should reflect how rich and varied life is. #MovNat
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Czw Lip 28, 2011 17:24   

Jezuuusmaaaria... jakie jeszcze bzdety wcisną planktonowi współczesne pseudo-pychologiczne "badania naukowe"? :faint:

Klucz do udanego małżeństwa: żona szczuplejsza od męża
http://www.wysokieobcasy....plejsza_od.html

Marishka
 
     
zbiggy 
Genotypowy Troll


Pomógł: 28 razy
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 1273
Wysłany: Czw Lip 28, 2011 21:38   

M i T napisał/a:
Jezuuusmaaaria... jakie jeszcze bzdety wcisną planktonowi współczesne pseudo-pychologiczne "badania naukowe"? :faint:

no ale co się nie zgadza Kwiatuszku?

artykuł zdaje się sugerować że jeżeli ogólny poziom zadowolenia z małżeństwa w badanej grupie = X, to w parach gdzie ona jest szczuplejsza od niego wskaźnik >X a tam gdzie on jest szczuplejszy <X.

moja wspomniana w innych wątkach teoria lig tutaj się kłania - jak babka spadnie po ślubie do niższej ligi dla faceta jest to mocniejszy bodziec do szukania mocniejszych wrażeń niż dla kobiety. dla niej może ważniejszy być np. status niż wygląd i się nie przejmie "metamorfozą"

por. wypowiedzi iliqa z jednej a Molki i _flo z drugiej strony :)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 14:31   

Cytat:
Jezuuusmaaaria... jakie jeszcze bzdety wcisną planktonowi współczesne pseudo-pychologiczne "badania naukowe"? :faint:

Primo śledziła i przypuszcza a nie przeprowadzała badania i wynik badań wykazał. Secondo w próbce 168 par wariacja jest zbyt wielka żeby można było to brać pod uwagę, więc na miliard % nie były to żadne badania. Terza czy naprawdę jesteś pewna że w większości przypadków to że kobieta jest tłustą lochą nie wpływa ujemnie na relację? Nie mówimy tutaj o wielkiej pięknej miłości, mówimy tutaj o statystycznym związku w którym kobieta jest tłustą lochą. Warto też się zastanowić jaki inne cechy idą w parze z byciem otyłym. Lenistwo? Problemy psychiczne? Niskie poczucie własnej wartości? Czy takie rzeczy są bez znaczenia w związkach? :shock:
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 23:07   

iliq napisał/a:
mówimy tutaj o statystycznym związku w którym kobieta jest tłustą lochą

stoją cały dzień przy garach i podjadają - dlatego tyją.
Choć z drugiej strony patrząc - żona Tomka Kamella jest bardzo apetyczna :)
Kaśka trzymaj się! :D
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Sob Lip 30, 2011 23:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
heniu007 

Pomógł: 13 razy
Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 385
Wysłany: Sob Lip 30, 2011 23:50   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
stoją cały dzień przy garach i podjadają - dlatego tyją.


Niczym nie uzasadnione przypuszczenia. Te grube babska naprawdę mało żrą !
Pamiętam niedawno siedzę w pociągu, po kolejnych przystankach wsiadło troje MEGA OTYŁYCH kobiet. Przez cały czas truły na ciężkie życie i robotę. Czułem się przy nich taki mały ! Myślałem że mnie zgniotą swoim grubym cielskiem.

Całkiem niedawno w Rozmowach w Toku był emitowany odcinek o tzw. "obżartuchach". Żadna z osób, które brały tam udział nie dorastały gabarytami do tych wspomnianych przezemnie kobiet w pociągu. A jadły nie mało. Na oko jedna osoba wykarmiła by "dwóch Hannibali" :P

Co do żonki Tomka Kamella...
Wolę popatrzeć na samego Tomka z "kilkudniowym zarostem oraz zmierzwioną czupryną".





Co on je? :shock: ... zapyta ortorektyk.
Uważam że wygląda świetnie, pomimo blasków flashy.
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 00:03   

heniu007 napisał/a:
Te grube babska naprawdę mało żrą !

Troszkę szacunku... czemu je obrażasz?

Po drugie Kaśki w pociągu nie spotkasz chyba..
także bądź spokojny :)



Kaśka :*
Ostatnio zmieniony przez Zgubiłem_hasło Nie Lip 31, 2011 00:06, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 00:13   

Piękna kobieta :)

 
     
heniu007 

Pomógł: 13 razy
Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 385
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 00:21   

Umiesz poprawić człowiekowi humor :D
Kończę ten OT, nie zamierzam robić z DD komunikatora, jak to czyni w ostatnim czasie na forum Kwaśniewskiego użytkowniczka renia z jej rekordowym kontem 22314 postów.

Miej tu czlowieku olej w głowie. :evil:
Ostatnio zmieniony przez heniu007 Nie Lip 31, 2011 00:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 01:45   

heniu007 napisał/a:
babska naprawdę mało żrą

Zawsze można poprawić sylwetkę gorsecikiem.

http://www.youtube.com/watch?v=V0fJYYmLflI
:D

Co po kompilkacji wygląda tak:
(DRASTYCZNE)
http://www.youtube.com/watch?v=xo1FoQuOpqI#t=32s
:roll:
Ostatnio zmieniony przez Adam319 Nie Lip 31, 2011 01:53, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
Zgubiłem_hasło

Dołączył: 18 Cze 2011
Posty: 46
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 10:54   

Oj Panowie, Panowie...
zamiast siedzieć tutaj i wyszukiwać babki w gorsecikach, może idźcie na miasto jakąś poderwać :)

nie traktujmy forum DD radykalnie ze względu na zbaczanie z tematu głównego - nie róbmy tutaj kościoła :)
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 21:26   

adam napisał/a:
Zawsze można poprawić sylwetkę gorsecikiem.

http://www.youtube.com/watch?v=V0fJYYmLflI
:D


Widziałem coś takiego na kobiecie. Efekt oszałamiający, tyłek świetnie podkreślony piersi też, naprawdę bardzo poprawia wygląd kobiet, tym bardziej jak jest ubrana w sam gorset.
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 21:58   

Zgubiłem_hasło napisał/a:
Oj Panowie, Panowie...
zamiast siedzieć tutaj i wyszukiwać babki w gorsecikach, może idźcie na miasto jakąś poderwać :)


Adamowi sie przyda, juz nie wazne czy szczupla czy grubsza byle prawdziwa, byle realna.
_________________
Pachelbel Canon in D
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 21:59   

...lecz Illiq nie wziąłeś pod uwagę, co w momencie, gdy po rozpięciu gorsetu, wyleje się tłusta galareta, od czego możesz dostać torsji 8)

Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Lip 31, 2011 21:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Adam319 
We are all One


Pomógł: 43 razy
Dołączył: 16 Sie 2009
Posty: 2409
Skąd: tiny.pl/hpb9n tiny.pl/hlhmn
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 22:11   

M i T napisał/a:
Illiq nie wziąłeś pod uwagę

Tomek więc obejrzał drugi filmik,
a Iliq znalazł czas tylko na pierwszy.
:-)
 
     
Neska 


Pomogła: 23 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Sie 2009
Posty: 1331
Wysłany: Nie Lip 31, 2011 22:53   

to jest pikus,zawsze mozna zgasic swiatlo lub schudnac, ale nic nie pobije bielizny ciazowej http://www.sesile.pl/prod...well-bialy.html
mialam podobna i jak sie pierwszy raz w to wstrzelilam to oboje z mezem plakalismy ze smiechu - seksapil wprost skapuje :D w dodatku w takich majciochach nawet szparag wygladalby grubo. jesli jeszcze jest to w barwie cielistej to makabra. do tego jeszcze mocno zabudowany, jak ja to mowie niemalze ortopedyczny stanik i kobieta jest uzbrojona do wyjscia. Ale fenomenalnie takie cos spisuje sie przy dluzszym staniu. Sa jeszcze pasy ciazowe na kregoslup (kobieta wchodzi w taka zbroje), rajstopy ciazowe, moj boze czego to nie wymysla, caly przemysl, poduszki ciazowe :D itp.
_________________
Pachelbel Canon in D
Ostatnio zmieniony przez Neska Nie Lip 31, 2011 22:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Wto Sie 23, 2011 18:33   

Artykuł dość oczywisty, ja bym tylko zmieniła tytuł z "Kłócicie się zaraz po ślubie? Tak wam już zostanie!" na "Kłócicie się przed ślubem? Tak wam już zostanie!". Kłótnie nie pojawiają się "nagle" po ślubie jeśli wcześniej ich nie było. Były, ale zwyczajnie były ignorowane, bo np. przyszły mąż/żona myślał/a, że partner "zmieni się" :faint:

http://zdrowie.gazeta.pl/..._zostanie_.html
Cytat:

Kłócicie się zaraz po ślubie? Tak wam już zostanie!
eska, PAP Nauka w Polsce
19.08.2011 aktualizacja: 2011-08-19 16:48


Życzliwi z najbliższego otoczenia zapewniają, że z czasem, jak wszyscy, "się dotrzecie", dopasujecie, nauczycie żyć razem. Tymczasem naukowcy przekonują, że małżeńskie konflikty zazwyczaj nie słabną, mimo upływu lat.

Jeśli młodzi małżonkowie dużo się ze sobą kłócą, to będą to robić prawdopodobnie również po wielu latach współżycia - wynika z analizy dwudziestoletnich obserwacji ponad tysiąca par, przeprowadzonej przez amerykańskich naukowców z Ohio State University oraz Florida State University.

Poziom konfliktów małżeńskich oceniano na podstawie tego, jak często partnerzy nie zgadzali się ze sobą. "Okazało się, że na przestrzeni lat nie zmieniał się on zbytnio" - komentuje prowadząca badania profesor Claire Kamp Dush z Ohio State University. Jedynie w ostatnich latach badań odnotowano bardzo niewielkie złagodzenie konfliktów, zwłaszcza w przypadku par, które kłóciły się najwięcej. Takie wyniki dobrze rokują dla par żyjących w zgodzie od początku (16%). Dla reszty już niekoniecznie.

Decydować razem

Badacze zaobserwowali, że partnerzy rzadko mający konflikty częściej niż inni przyznawali, że podejmują decyzje wspólnie. "To ciekawe, bo można by oczekiwać, że wspólne podejmowanie decyzji stwarza właśnie więcej okazji do konfliktów, ale nasze badania tego nie potwierdziły" - komentuje prof. Kamp Dush. Okazało się zatem, że stara, intuicyjna zasada, by pozwolić partnerowi wyrazić własne zdanie, sprawdza się najlepiej. Wówczas jest on bardziej zadowolony ze związku i mniej skłonny do walki.

Uwaga! Mocno wierzysz w instytucję małżeństwa? Masz większą szansę na sukces!

Osoby mało kłócące się z partnerem częściej wierzyły w tradycyjne, długotrwałe małżeństwa niż osoby z par silnie skonfliktowanych. "Ludzie wierzący w to, że małżeństwo powinno trwać wiecznie, mogą uważać również, że nie warto ze sobą walczyć. Łatwiej też zapominają o nieporozumieniach" - podejrzewa prof. Dush.

Kto kłóci się najmniej?

Badaczka i jej koledzy wyróżnili też dwa typy par, które miały małą lub umiarkowaną liczbę konfliktów. Jeden z nich określono jako "walidujący". Były to pary, które wspólnie podejmowały decyzje, dzieliły się pracami domowymi, określały swój związek jako bardzo lub umiarkowanie szczęśliwy i rzadko się rozwodziły.

Inny, rzadszy typ par stosunkowo mało się kłócących określono jako "unikający". Były to bardziej tradycyjne małżeństwa, w których mąż nie angażował się w prace domowe, partnerzy wierzyli w tradycyjny podział ról oraz w długotrwałe związki i z tego powodu mogli unikać konfliktów. Te pary również rzadko się rozwodziły.

Związek typu "walidującego" wydaje się być korzystniejszy dla partnerów niż "unikający". Unikanie konfliktów może bowiem świadczyć o braku zaangażowania emocjonalnego. "Jeśli małżeństwo ma być udane, a nie tylko trwałe, to każdy z partnerów powinien się angażować i inwestować w relację" - podkreśla badaczka. Czyli: nic nowego, ale tak szeroka analiza daje pewność, że psychologiczne tezy znalazły praktyczne potwierdzenie.

Autorzy najnowszej pracy wyróżnili też pary typu "nietrwałego", które dużo się kłóciły i były ze sobą średnio lub bardzo szczęśliwe oraz pary typu "wrogiego", które były najbardziej narażone na rozwód. Co kto lubi...

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Pią Wrz 02, 2011 16:34   

Upuść z palca troche krwi i już chłopa masz u drzwi! :hah: Kobieta dodawała facetowi krew miesiączkową sproszkowaną do napojów , przez to był znią 10 lat. Stwierdziła ze gdyby nie te czary mary, nie miała by szans byc z nim. :hihi:
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 15:22   

Zapowiedź tematu dzisiejszej Dobronocki pasuje jak ulał do tego wątku:

http://www.polskieradio.p...ry-uchodzi-para

Styńska jest ok, z tego co pamiętam, tylko okazjonalnie wpada w dobryzm, więc może będzie się dało posłuchać.

Tu napisała akurat dobrze:
Cytat:

Mało kto znajduje przyjemność z obcowania sam na sam ze sobą. Zupełnie niesłusznie. Jeśli odrzuci się "społeczny obowiązek POSIADANIA partnera życiowego" ze swojej głowy, to wreszcie będzie można pobyć sam na sam ze sobą, poznać się lepiej, polubić, zobaczyć kim się naprawdę jest, gdy nie musi się trwać w określonej roli społecznej.

To polubienie bycia sam na sam ze sobą jest szczególnie ważne, ponieważ jeśli nie jest się autentycznym względem siebie samego, nie będzie się autentycznym względem innych. Jeśli nie znasz siebie dobrze, to nie jesteś w stanie przewidzieć, jak Ty i Twoje przekonania oraz związane z nimi Twoje emocje poradzicie sobie w związku z drugim człowiekiem. Ta niewiedza niemal na wstępnie utrudnia wchodzenie w relacje oparte na wzajemnym szacunku. Nie można mówić o szacunku do drugiej osoby, jeśli w najmniejszy sposób manipulujemy jej uczuciami czy reakcjami. Nie można mówić o szczerej miłości do drugiej osoby, gdy nie rozumiemy w pełni siebie.

http://anetastynska.blogs...sc-z-mojej.html

Marishka
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 15:58   

Cytat:
Nie można mówić o szacunku do drugiej osoby, jeśli w najmniejszy sposób manipulujemy jej uczuciami czy reakcjami. Nie można mówić o szczerej miłości do drugiej osoby, gdy nie rozumiemy w pełni siebie.


Marishko nawet mówiąc komplementy manipulujemy reakcją drugiej osoby, więc według mnie średnio trafiony jest opis tej "prawdziwej miłości"
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 17:02   

iliq napisał/a:
nawet mówiąc komplementy manipulujemy reakcją drugiej osoby

1) wydaje mi się, że mylisz komplement z pochlebstwem.
2) osoba, która żyje w zgodzie ze sobą (a nie pragnie być kochaną/lubianą przez wszystkich) i zna swoją wartość (a nie uzależnia jej chorobliwie od opinii innych), nie będzie podatna na tego rodzaju manipulacje.

Marishka
 
     
iliq 

Pomógł: 26 razy
Dołączył: 18 Wrz 2009
Posty: 1238
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Wrz 04, 2011 17:26   

Ad1 Przykłady komplementów o które mi chodzi:
"wspaniale masujesz, bardzo zmysłowe używasz dłoni"
"wiesz chyba że masz zajebiste pośladki, nie dziw się że nie potrafię się im oprzeć"
"uwielbiam oglądać jak rano robisz mi śniadanie w samej bieliźnie, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wtedy seksownie wyglądasz"

Ad2 Czyli nie można mówić o miłości jeśli przynajmniej jeden z partnerów ma kompleksy i potrzebuje szukać potwierdzenia własnej wartości u innych? Oczywiście przy założenia że osoba świadoma swojej wartości pokocha takowe indywiduum. Średnio rozumiem przekaz autorki i świat w jakim żyje, mogę mieć szacunek do osoby od której coś chcę, a znając się na psychologii mogę używać technik dzięki którym moje prośby będą skuteczniejsze. Mogę dać jakiś upominek osobie od której coś chcę, mogę powiedzieć komplement takowej osobie czy mogę lepiej przekazać swoje myśli za pomocą odpowiednich słów, to wszystko jest manipulacją bo ma wpływ aczkolwiek nie widzę tutaj żadnego powiązania z brakiem szacunku.
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Nie Wrz 11, 2011 18:09   

"Silna kobieta" pragnie miłości:

http://zdrowie.onet.pl/ps...50,artykul.html

Cytat:

7 wrz, 09:51

Wydaje się, że ma wszystko: dobrą pracę, pozycję, pasje. A mimo to nie udają jej się związki z mężczyznami. Zakochuje się w niewłaściwych albo rozczarowuje się relacją. Pytamy doświadczonego coacha, dlaczego tak jest i jak to naprawić.

Jaka jest silna kobieta?

Monika Zubrzycka-Nowak: Niezależna, pewna siebie i świadoma swoich zalet. Wyzwolona, atrakcyjna, aktywna. Nauczyła się wierzyć we własne siły. Sprawia wrażenie osoby twardej jak skała, ale to pozory. W środku jest miękka i wrażliwa. Pragnie ciepła, miłości i opieki. Zwykle jednak albo wybiera mężczyzn zbyt słabych, albo zbyt silnych, którzy nie spełniają jej oczekiwań.

Wydaje się, że takich silnych kobiet jest coraz więcej. Dlaczego, choć walczą o swoje i odnoszą sukcesy zawodowe, często ponoszą klęskę w życiu osobistym?

To właściwe słowo: walczą. Nabywają cech, które przez stulecia były uważane za męskie, takie jak twardość, dynamizm, zaplanowany i zrealizowany rozwój. Kobiece cechy, m.in.: miękkość, bierność, umiejętność czekania i przyjmowania uznają za niepotrzebne. Ale to nie znaczy, że one zniknęły. Tyle że wyparte, dziczeją. Mogą zmienić się w takie, które charakteryzują naiwną, infantylną istotkę.

Silne kobiety to często osoby, którym na różnych etapach życia, najczęściej w dzieciństwie, została powierzona zbyt duża odpowiedzialność. Przekonały siebie i otoczenie, że zawsze dadzą sobie radę. Nauczyły się, że ich zadaniem jest dbanie o innych. A swoje uczucia i potrzeby spychały na dalszy plan. Dlatego nie potrafią brać i traktują to jak okazanie słabości. W niektórych sytuacjach taka postawa jest pomocna, ale nie w związkach. Bo związki opierają się na wzajemnym dawaniu i braniu. Dla nich jednak miłość często wiąże się tylko z dawaniem. Taka nierównowaga na dłuższą metę rodzi poczucie żalu, niespełnienia i krzywdy.

Powrót do kobiecych cech wydaje się trudny.

Choć wcale nie oznacza utraty wewnętrznej siły. Wręcz przeciwnie. Zrozumienie swoich potrzeb, zatroszczenie się o własne szczęście i rozpieszczanie mogą dać poczucie spełnienia. Każda kobieta ma prawo mieć szczęśliwy związek oparty na wzajemnym zrozumieniu i lojalności. Nie trzeba na niego zasłużyć. Zamiast walczyć, warto czasem odpuścić, spojrzeć w siebie uważniej, głębiej. Choć zrezygnowanie z dotychczasowej roli wymaga odwagi.

Dlaczego?

Bo silne kobiety zwykle gardzą "słabymi kobietkami", zależnymi, uległymi. Im bardziej czegoś nie akceptujemy, im mocniej coś wypieramy, tym silniej jest to zadomowione w zakamarkach naszej nieświadomości. Silna kobieta gdzieś głęboko w sobie skrywa słabą dziewczynkę. Ta dziewczynka jest jej cieniem. Dlatego zdarza się, że po spotkaniu silnego mężczyzny takie kobiety niespodziewanie nawet dla siebie samych wchodzą w rolę ofiary – słabej, nieporadnej istoty.

Co można z tym zrobić?

Jeśli wiemy, co nas drażni, czego nie akceptujemy, warto spojrzeć temu czemuś w oczy. Proponuję ćwiczenie. Najlepiej zrobić je, kiedy jesteśmy same w miłym otoczeniu: nad rzeką, morzem, na spacerze w lesie. Trzeba się wyciszyć i... przywołać swój cień. Spróbować się z nim "dogadać", powiedzieć mu, o co nam chodzi. Poprosić go, żeby nas wspierał. To jest symboliczny proces, ale otwiera drogę do zmiany. Znakomitym sposobem komunikacji z cieniem są sny, o ile się je pamięta. Taka obrazkowa forma niesłychanie pomaga się zorientować, o co chodzi. Jedna z moich klientek miała sen z byłą żoną swojego partnera w roli głównej. Śniło jej się, że do domu jej i jej męża weszła eksżona. Zajęła najwyższe piętro. Klientka we śnie chciała wejść na górę i wyprosić ją. Nie mogła jednak przecisnąć się przez drzwi do windy. Zaproponowałam, żeby wyobraziła sobie, że dostaje się na najwyższe piętro domu, np. unosząc na parasolu – w snach możemy używać bajkowych metod. Najważniejszy element procesu to stanięcie twarzą w twarz z tą kobietą. Klientka w wirtualnej rozmowie miała powiedzieć, że teraz ona jest żoną, ona ustala porządek w swoim domu i decyduje, kto i kiedy może do niego wejść.

I to pomogło?

Klientka potwierdziła, że wreszcie uporządkowała rzeczy w sobie samej. Wcześniej nie miała odwagi się przyznać, że stawiała poprzedniczkę za wysoko. Zobaczyła to we śnie, a już na jawie ułożyła sprawy na właściwym miejscu. Kiedy się pojawia zrozumienie, pojawia się też możliwość rozwiązania.

Czy poza snami są inne narzędzia?

Jeżeli nie pamięta się snów, trzeba skupić się na nurtującym nas temacie. Nie tylko na swoim cieniu, ale też np. na nieświadomym wzorcu męskości. Wiem, jakiego mężczyznę chcę mieć za męża, ale nie myślę o tym, jakiego mężczyzny nie chcę. To jest zepchnięte w nieświadomość, ale nadal jest częścią mnie i może przyciągnąć takiego właśnie mężczyznę. Możemy pisać bajki z sobą w roli głównej i wymyślać dobre zakończenia. W takiej bajce warto opisać: W jakich relacjach chciałabym być z mężczyznami? Jak się w tej relacji będę czuła? Co ona ma mi przynieść? Ważne jest zastanowienie się, jak poznam, że dokonała się zmiana. Jeżeli mówimy, że chcemy szczęścia, to za mało. Niezbędne jest doprecyzowanie, jak rozumiemy szczęście.

To jak stworzenie nowego wzoru życia.

Tworząc go, warto spróbować poczuć się tak, jakby zmiana już się dokonała. Ta wizja nie musi być doprecyzowana w szczegółach, ale mocno oparta na stanie wewnętrznym. Na odczuwaniu. To wytyczne dla naszej nieświadomości, ale też to komunikat o nas samych, który wysyłamy w świat.

Czy to uchroni nas przed porażką w miłości?

Silna kobieta rozbudza w mężczyznach oczekiwania, że zawsze będzie sobie ze wszystkim radzić. A mężczyźni prędko idą na łatwiznę. Jeżeli chcemy mieć silnego mężczyznę, dajmy mu przestrzeń, by mógł się wykazać. Trzeba to zrobić stopniowo. Jeśli chcesz, żeby on był silny, to ty musisz być słaba. A nawet głupiutka. Używanie takich narzędzi powoduje, że mężczyzna robi się opiekuńczy.

Wracamy więc do stereotypów: ona ma być bezradna i omdlewająca, a on silny i opiekuńczy?

Silna kobieta łamie te stereotypy, ale świat nie jest jeszcze na to do końca gotowy. Stąd rozczarowania kolejnymi związkami. Mimo że kobiety się emancypują, są samodzielne, to patriarchalny wzorzec kulturowy działa. Funkcjonował setki lat, więc zmiana też będzie trwała jakiś czas. Nie ma się co na to złościć. Ważne, by sobie z tym poradzić i żyć szczęśliwie. Jeżeli możemy żyć szczęśliwie pomimo brzydkiej pogody, to możemy też żyć szczęśliwie pomimo panujących wzorców społecznych. Przebudowa jest w nas.

(M. Mikołajska)
Autor: Sylwia Monostori
Źródło: Elle

Zaczęło się dobrze, a potem się spłyciło :/

Marishka
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Wrz 23, 2011 15:54   

http://zwierciadlo.pl/2011/seks/strefa-my

Cytat:

19 września 2011
Autor: Aleksandra Malinowska

Strefa My

O co rozbijają się współczesne związki? Czego potrzeba, by nie podzielić losu rozbitków? Z psychoterapeutką Agnieszką Kramm rozmawia Aleksandra Malinowska

- Czy dzisiaj trudniej budować związek?

- Niewątpliwie mamy do czynienia z powszechnym kryzysem relacji. Współczesne czasy narzucają ludziom dużo ról – mają być rodzicami, odnosić sukcesy zawodowe, finansowe, mieć pasje, rozwijać się duchowo. To ogromna presja, która rodzi frustrację i niespełnienie. Także w związkach. I to jest wyzwanie dla obydwu płci.

- Niezależnie od różnic między nimi?

- Owszem, może dochodzić do nieporozumień, zwłaszcza w sferze komunikacji. Mężczyźni i kobiety inaczej nazywają pewne rzeczy, inaczej też na nie reagują. Dlatego naszym podstawowym, codziennym rytuałem powinna być przestrzeń wygospodarowana dla siebie nawzajem. Mam wrażenie, że w dzisiejszej rzeczywistości o to się właśnie rozbijamy. O brak czasu, brak możliwości codziennego spotkania chociażby na pół godziny, kiedy ty słuchasz mnie, a ja słucham ciebie. Tylko wtedy dowiemy się o sobie czegoś nawzajem, nauczymy się porozumiewać.

Niektórzy mogą zrozumieć to „bycie razem” jako kolejny punkt do wciągnięcia na listę zadań. Wtedy nie będzie to prawdziwe bycie razem. Tu bardziej chodzi o znalezienie wspólnego elementu, czegoś, co obojgu nam daje radość, przyjemność, poczucie kontaktu. Dla jednych mogą to być wspólne wyprawy na rowerze, dla innych kolacje przy świecach w drogich restauracjach, dla jeszcze innych zajmowanie się domem. Chodzi o poczucie, że wspólnie coś tworzymy, przeżywamy. I że to nas łączy.

- To recepta na trwałość i niezmienność uczuć?

- Tak jak my cały czas się zmieniamy, tak samo musi zmieniać się nasza relacja. Tego się jednak boimy. To niesamowite, ale nigdy z samym sobą tak się nie skonfrontujemy, jak w bliskiej relacji. Tu wychodzą wszystkie nasze niepokoje, projekcje, odzywają się lęki, jeszcze z dzieciństwa. To właśnie dziecko w nas boi się i myśli: „Kiedyś razem chodziliśmy do kina, a teraz on już nie chce, woli grać z kimś innym w tenisa. Już mnie nie kocha”. Tymczasem związek jest nieustającym zaproszeniem do przemiany, ale i dbaniem o to, by nadal istniała w nim część wspólna.

- Czyli u podstawy budowania bliskości leży umiejętność otwierania się na drugą osobę. Taką, jaka ona jest. Bez iluzji.

- Tak, ale mamy z tym pewien problem. W długotrwałych związkach przestajemy bowiem odbierać partnera takim, jaki jest obecnie. Zamiast tego przywiązujemy się do jego wizerunku w naszej głowie albo do tego, jaki był kilka lat temu. To uniemożliwia nam prawdziwy kontakt, a bez niego nie otworzymy się na druga osobę. W relacjach dotykamy najbardziej delikatnych obszarów naszego „ja”. Zwykle mamy tendencję, żeby ukrywać to, co w nas miękkie, wrażliwe, bezradne. Tymczasem tu tkwi nasza największa siła: siła uczuć. Zamknięci na nie jesteśmy pozornie bezpieczni, ale nie kochamy wtedy naprawdę, a związek nie przynosi spełnienia. Warto przełamać lęk przed odsłonięciem się, bo to może uzdrowić nasze relacje. Kiedy powiemy otwarcie: „Czuję, że mnie zaniedbujesz. Martwię się, że już mnie nie kochasz”, możemy usłyszeć w zamian: „Nadal mi na tobie zależy, nie masz powodów do obaw”. Wtedy komunikacja między nami będzie płynęła prosto z serca. To trudna, ale jedyna droga.

- Czasochłonna?

- Być może, ale nie jest to czas stracony. Musimy dbać o sferę „my”, bo bez niej nie ma relacji. Parom, które do mnie przychodzą, zadaję ćwiczenie, które wydaje się proste i banalne, ale prawie nikomu nie udaje się go wykonać. Polega ono na tym, żeby raz na tydzień przez godzinę rozmawiać ze sobą w ten sposób, że najpierw przez 10 minut jedna osoba mówi, a druga tylko słucha. Czyli nie krytykuje, nie ocenia, nie komentuje, nie radzi. I tak na przemian. To wszystko. Ćwiczenie może o połowę skrócić czas psychoterapii, ale ludzie nie są w stanie go wykonać.

- Dlaczego?

- Bo nie mają czasu, bo zapominają, bo są tak potwornie zmęczeni… A na najgłębszym poziomie – bo boją się, że nie będą w stanie się porozumieć.

- Jak walczyć z tym lękiem?

- Może zabrzmi to dziwnie, ale musimy go zaprosić, przyjąć całym sobą. Zapytać siebie: „Czego się boję? Że on mnie wyśmieje, powie, że to jest głupie, czy że nie odpowie tym samym?”. A potem powiedzieć partnerowi: „Strasznie się boję, że mnie nie zrozumiesz. Że już ci się nie podobam”. Gdy akceptujemy siebie w całości, jesteśmy w stanie mówić otwarcie o naszych uczuciach. Praca nad związkiem to zajęcie pełnoetatowe, ale też o wiele bardziej proste niż nam się wydaje. Wystarczy tak niewiele: wysłuchać siebie, partnera, nazwać wzajemne lęki oraz potrzeby i otwarcie o nich komunikować.

Wszystko się zgadza, ALE... naprawdę jest z tymi parami bardzo źle, skoro potrzebują psychologa, który w ramach ĆWICZENIA zmusi ich do rozmawiania ze sobą "raz na tydzień przez godzinę" :shock: Że też należy parom o tym przypominać, bo nie odczuwają takiej naturalnej potrzeby/chęci? Jak (i po co) w takim razie męczą się ze sobą, skoro nie są w stanie znaleźć nawet godziny tygodniowo na rozmowę i mają inne priorytety niż właściwe zadbanie o tzw. "MY"?

Dlatego całkiem słusznie artykuł kładzie nacisk na to "MY" - wspólne jego tworzenie i przeżywanie. Bez tego poczucia nie da się stworzyć zdrowego, stabilnego i spełnionego Związku.

Marishka
 
     
kiwi4


Pomógł: 8 razy
Dołączył: 02 Kwi 2008
Posty: 823
Skąd: warszawa
Wysłany: Sob Wrz 24, 2011 18:12   

Udany związek to inteligencja emocjonalna , można nauczyć się używania własnych emocji i radzenia sobie z emocjami Partnera. Nie powinno się próbować zmieniać siebie na wzajem, trzeba zaakceptować siebie na wzajem. Słuchanie niewątpliwie też jest ważne tak jak wyrażanie swoich potrzeb czy niepewności , wystarczy odwagi, a tego rzeczywiście niektórym brakuje. Wiem to z autopsji , że otwartość to dobra droga do porozumienia.
_________________
marzena kiwi
 
     
M i T 


Pomógł: 66 razy
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 7106
Wysłany: Pią Lis 18, 2011 22:12   

Dobre :P

http://zwierciadlo.pl/201...nowanie-zwiazku

Marishka
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 19:28   

Wiecie ze zestresowani meżczyźni wolą pulchne kobiety? Ponieważ kryzys gospodarczy nasila się z każdym dniem, więc kobiety z nadwagą będą miały branie. :P
 
     
plej_tssz 

Pomógł: 10 razy
Wiek: 36
Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 894
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 19:53   

hehe, Molka@ fajne to było

Pulchne mogą być jak dla mnie ale muszą mieć charakter

:D
pzdr
_________________
ggggggggggrrrrrrrrrrrddddddddddyyyyyyyyykkkka
 
 
     
Molka 
Moderator


Pomogła: 60 razy
Dołączyła: 02 Maj 2009
Posty: 6909
Wysłany: Czw Sie 09, 2012 20:36   

plej_tssz napisał/a:
hehe, Molka@ fajne to było

Pulchne mogą być jak dla mnie ale muszą mieć charakter

:D
pzdr

A byc moze tak jest, ze podswiadomie mezczyzna lgnie do puszystej w stresie, bo kojarzy mu sie to z nadmiarem, z obfitoscia, dobrobytem , bo w dobrobycie wszystkiego jest ponad stan... a niestety w duzej mierze, stres jest spowodowany brakiem pieniedzy, utrata pracy a co za tym idzie lekiem przed głodowaniem... itd..

Mówisz charakter? Czyli co? musi byc pewna siebie, herod baba? :viva:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template modified by Mich@ł

Copyright © 2007-2024 Akademia Zdrowia Dan-Wit | All Rights Reserved