Pomógł: 10 razy Wiek: 40 Dołączył: 13 Gru 2009 Posty: 483 Skąd: ze wsi
Wysłany: Pią Mar 25, 2011 19:32
riversajda też nie trawię. na paatosa trafiłem jakiś tydzień temu przypadkowo i nawet mi się spodobało, poszedłbym na koncert ale pewnie bilety będą cholernie drogie.
_________________ każda sztuka jest bezużyteczna - oscar wilde
Koledzy Gravs i Zyon, co do Paatos: płyta "Timeloss" nagranie finałowe - "Quits". Nie ma na YT ani na wrzucie. Spróbujcie jakoś zdobyć, bo utwór ryje mózg na wylot. Jak usłyszycie od początku do końca...
Zakładam roboczo, że nie znacie.
Cytat:
Magnum opus debiutanckiego albumu Paatos, dwunastominutowy "Quits", początkowo zaskakuje nasuwającym się porównaniem z dokonaniami Bjork - wrażenie to powoduje głównie współcześnie brzmiący rytm perkusji oraz chyba nawet stylizowany nieco głos wokalistki, znika ono jednak, gdy kompozycja rozwija się, a do głosu dochodzą instrumenty dęte - hipnoza, potęga, narastające niemal w nieskończoność napięcie.
No mniej więcej tak to wygląda.
autor: Dariusz "Brajt" Wędrychowski
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Mar 25, 2011 19:43, w całości zmieniany 1 raz
Pierwsza płyta "Rzekobrzegu" naprawdę była zjawiskiem na zdrętwiałej polskiej scenie prog-rockowej i koniec, kropka Potem była przecudna EPko-perełka, z m.in. takim cudeńkiem:
Ale jak już poszli chłopaki w prog-metal, to się niepotrzebnie pochrzaniło... Ale i tak uwielbiam głos Dudy. Ot takie polskie skrzyżowanie głosów Wilsona i Cavanagh
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Mar 25, 2011 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Pią Mar 25, 2011 20:36
Kevo napisał/a:
Molka napisał/a:
http://www.youtube.com/watch?v=Hkd-0sDrWio
ira Nie daj mi odejść wonderful
ze "starej" IRY najbardziej podobalo mi sie to:
Mój dom
Uwielbiam chłopaków, "mój dom" bardziej hard, oczywiscie tez swietny... to jest jeden z niewielu polskich zespołów rockowych, którego słucham z przyjemnością...
Pomógł: 5 razy Wiek: 50 Dołączył: 28 Cze 2006 Posty: 390 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Mar 25, 2011 20:49
Molka napisał/a:
Kevo napisał/a:
Molka napisał/a:
http://www.youtube.com/watch?v=Hkd-0sDrWio
ira Nie daj mi odejść wonderful
ze "starej" IRY najbardziej podobalo mi sie to:
Mój dom
Uwielbiam chłopaków, "mój dom" bardziej hard, oczywiscie tez swietny... to jest jeden z niewielu polskich zespołów rockowych, którego słucham z przyjemnością...
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Pią Mar 25, 2011 21:03
Kevo napisał/a:
Molka napisał/a:
Kevo napisał/a:
Molka napisał/a:
http://www.youtube.com/watch?v=Hkd-0sDrWio
ira Nie daj mi odejść wonderful
ze "starej" IRY najbardziej podobalo mi sie to:
Mój dom
Uwielbiam chłopaków, "mój dom" bardziej hard, oczywiscie tez swietny... to jest jeden z niewielu polskich zespołów rockowych, którego słucham z przyjemnością...
nie znałam ich ale fajnie sie słucha, wiesz co mi zapodac
zagadalam do kolesia na gg o ire i stwierdzil ze skoro podobaja mi sie ich melodie to znaczy ze mam głebokie wnętrze a to sie ceni...
Przeciez zem to juz rekomendowal wczesniej o TUTAJ . Znakomita ekipa, kibicuje im od poczatku, w tym roku nowa plyta moze bedzie.
A tutaj inna tez brytyjska formacja taka post-progowa wlasnie jak Crippled Black Phoenix, bardziej w rejony Goodsped You! Black Emperor
The Winchester Club - Negative Liberty ukazala sie doslownie 3 dni temu, kawalek z nowej
http://www.youtube.com/wa...player_embedded
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Pierwsza płyta "Rzekobrzegu" naprawdę była zjawiskiem na zdrętwiałej polskiej scenie prog-rockowej i koniec, kropka Potem była przecudna EPko-perełka, z m.in. takim cudeńkiem:
Posrod slepcow i jednooki krolem, to fakt. Wole juz jakies Ayreony chociaz tez w sumie nie trawie.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
No to mi umknęła Twoja rekomendacja, a dziś właśnie ta płyta wypłynęła w ramach pracy
zyon napisał/a:
Posrod slepcow i jednooki krolem, to fakt. Wole juz jakies Ayreony chociaz tez w sumie nie trawie.
Ale mówimy o specyficznej muzyce POLSKIEJ, a Ty wylatujesz z projektem... Holendra W 2003 r. akurat nie było w Polsce żadnego zespołu grającego w klimatach podobnych do Anathema/Porcupine Tree/Dream Theater (trochę naciągam, ale co tam), a Quidam leżał w gruzach po odejściu Emilki (zresztą i tak nie grał w ten sposób).
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Mar 25, 2011 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Ale mówimy o specyficznej muzyce POLSKIEJ, a Ty wylatujesz z projektem...
No tak...ustalmy, ze mowimu o POLSKIEJ, bo specyficzna ona jakas nie byla specjlanie. I to jest jakis wlasnie taki muzyczny "dobryzm" - sluchac czegos "bo polskie" choc niemrawe i kwadratowe. Wylatujac z Ayreon chodzilo mi o raczej o ten typ patetycznie epigonskiej muzyki zwanej progresywnym dzisiaj.
Btw nowy Blackfield dzisiasj sie pojawil w sieci.
The Future Kings Of England - Time Flies Like An Arrow z ubieglorocznej plyty The Viewing Point. Znakomity nieco psychodeliczno-floydowy nowoczesny prog, jedna z najfajniejszych ubieglorocznych plyt. Takiego nowego proga moge sluchac, nie ma uporczywego zrzynania z Marillion i Porcupine Tree a jest cos od siebie. No i nie ma wokali Polecam
http://www.youtube.com/watch?v=uuRewpaOnJY
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
I to jest jakis wlasnie taki muzyczny "dobryzm" - sluchac czegos "bo polskie" choc niemrawe i kwadratowe.
Na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że słuchanie muzyki innej niż polska ("bo zagraniczna") jest np. snobizmem . Jakoś nigdy nie fascynowałam się czymś, "bo polskie", "bo amerykańskie", "bo progresywne", etc. więc to Twoje "bo" jest co najmniej nietrafione. A najśmieszniejsze jest to, że w 2003 r. to ani Polką nie byłam, ani blisko Polski nawet nie mieszkałam Więc jeśli już, to Twoje "bo polskie" w moim przypadku było "bo zagraniczne"
Bronię Riverside'u nie dlatego, że to "polskie" (bo na tej zasadzie można byłoby bronić każdego shitu, jak np. Millenium), ale dlatego, że w 2003 r. "Out of Myself" było przełomem w tym gatunku muzyki w tym kraju. Polska świetnie sobie radzi z jazzem i bluesem, ale jeśli chodzi o klimaty powiedzmy prog-rockowe, to jest masakra i/lub patos. W Riverside kiczu nie było, przesłodzonych (i uwielbianych przez inne zespoły) syntezatorków też, więc przypadł mi do gustu. Plus głos Dudy i wyróżniająca się na tle innych polskich-zespołów-uparcie-śpiewających-po-angielsku dobra wymowa (porównywalna jedynie do Amiriana jeśli chodzi o znanych mi polskich-facetów-śpiewających-po-angielsku).
A w 2004 wyszła pierwsza płyta INDUKTI i to był jeszcze większy krok do przodu i jeszcze lepsza muzyka. Obecnie nie siedzę za bardzo w tych tematach, ale nadal uważam, że pierwsza płyta Riverside była swoistym milestone w muzyce polskiej.
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Mar 26, 2011 16:48, w całości zmieniany 1 raz
więc to Twoje "bo" jest co najmniej nietrafione. A najśmieszniejsze jest to, że w 2003 r. to ani Polką nie byłam, ani blisko Polski nawet nie mieszkałam Więc jeśli już, to Twoje "bo polskie" w moim przypadku było "bo zagraniczne"
Nie odnosilem tego do ciebie konkretnie, bo przeciez nie wiem jak to bylo . Napisalem ogolnie i na tej zasadzie to funkcjonuje.
M i T napisał/a:
Bronię Riverside'u nie dlatego, że to "polskie" (bo na tej zasadzie można byłoby bronić każdego shitu, jak np. Millenium), ale dlatego, że w 2003 r. "Out of Myself" było przełomem w tym gatunku muzyki w tym kraju.
Czy bylo przelomem? - imho moze to zbyt wielkie slowo. Moze bylo czyms nowym, nie bylo skazone tym przasno-wiejskiimi nalecialosciami jak w Collage czy innych Quidamach co niekoniecznie bylo wada. Ale ogolnie to zwyczajny parapetowy neoprog zapatrzony w Marillion ,Porcupine Tree i (fuj ohyda) Dream Theater, kompletnie wtorny i odtworczy ale dobrze zagrany, gladko wyprodukowany i w miare chwytliwy i radiowy. Takich zespolow jest na peczki i na peczki powstaje.
M i T napisał/a:
W Riverside kiczu nie było, przesłodzonych (i uwielbianych przez inne zespoły) syntezatorków też, więc przypadł mi do gustu. Plus głos Dudy i wyróżniająca się na tle innych polskich-zespołów-uparcie-śpiewających-po-angielsku dobra wymowa (porównywalna jedynie do Amiriana jeśli chodzi o znanych mi polskich-facetów-śpiewających-po-angielsku).
Moze i tak choc patos to jest nieodlaczny atrybut zespolow tego pokroju i u nich tez jest. A jak nie patos to z kolei rozmarzone rozrzewnienie. Klikalas w te line co dalem wyzej? To tez neoprogopwcy ale ile z siebie dali w tych posranych dla tej muzyki czasach.
M i T napisał/a:
A w 2004 wyszła pierwsza płyta INDUKTI i to był jeszcze większy krok do przodu i jeszcze lepsza muzyka. Obecnie nie siedzę za bardzo w tych tematach, ale nadal uważam, że pierwsza płyta Riverside była swoistym milestone w muzyce polskiej.
Osobisice uwazam Indukti za o wiele ciekawszy choc to z kolei taki King Crimson dla ubogich na polska modle. Ale Indukti sie rozwija co widac na kolejnej plycie a Riverside przynudza coraz bardziej. Mozna przewidziec co nagraja na kolejnej ale to chyba przypadlosc tego typu myzytki, ich mentorzy Porcupine Tree tez od wielu lat tez juz zjadaja wlasny ogon.
nie deprocjonuje miejsca debiutu Riverside w polskiej muzyce ale po prostu na pustyni to nie jest trudno blysnac, wystarczy popatrzec na polski hiphop czy inny pop.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ugiąłem się i ostatecznie ostro zredukowałem swój gust do okolic oazowo-różańcowych.
Koniec końców właśnie tak się dzieje, że wszystkie drogi prowadzą do wyciszenia, ukojenia, harmonii, gruntownego wybaczania, jogi i nadstawienia drugiego policzka (bo pierwszy ubity jak kotlet u Kowalskiego).
Tak więc, Panie i Panowie, pomódlmy się za błądzących, a choćby tą oto zbożną muzyką:
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Ciekawa jestem, co zaprezentuje, bo przestałam śledzić jego twórczość mniej więcej od czasów "Sunsets on Empire" (co ciekawe, kiedy ta płyta ukazała się w 1997 r. nie miałam jeszcze bladego pojęcia kto to Steven Wilson i ta płyta przeleżała na półce - niedoceniona - przez dobrych 5-6 lat, zanim ją na nowo "odkryłam"). Ale i tak dla mnie Ryba pozostanie na zawsze skojarzona z "prawdziwym" Marillion oraz jedyną wspaniała solową płytą - tą pierwszą z 1990 r.
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Mar 27, 2011 14:57, w całości zmieniany 1 raz
Polska powinna mieć w godle trąbkę i skrzyżowane pałeczki perkusyjne. Jesteśmy prawdziwą potęgą jazzową. Poniżej coś z warszawskiej wytwórni monotype rec. -
Sing Sing Penelope
http://www.youtube.com/watch?v=mjQoWSjgvuk
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Mar 27, 2011 16:24, w całości zmieniany 1 raz
Maudlin of the Well
Ich muzyka jest jak na płyty awangardzistów (grupa przeobraziła się potem w formację Kayo Dot, nagrywającą m.in. dla słynnej Tzadik Records) niezwykle przystępna, przy tym piękna i bardzo nastrojowa. Momentami, wytrąceni z transu dostajemy po uszach zmasowanym, ale uporządkowanym dynamicznym ciosem. Usłyszymy u Amerykanów także czyste zagrywki jazzowe, jak i doom-metalowe fragmenty z naprawdę fajnym, głębokim growlingiem.
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Zajebioooooooozaaaaaa Trzech jazzujących dziadów - akustyczna gitara, fortepian i siwobroda gruba Ryba w okularach TERAZ, do oglądania w ... radiowej Trójce
Marishka
P.S. 20:30 - mam ciarki od "Jigsaw"... jeśli zagrają jeszcze "Cliche", to normalnie się rozczulę na maksa
20:37 - "Incubus" - bossssssssssska wersja
20:58 - "Gentleman's Excuse me" - mmmmmmmmmm (muszę się zadowolić tę druga moją ulubioną "kołysanką" z pierwszej płyty... bo zabrakło "Cliche")
21:11 - "Kayleigh" - he, he, he
21:19 - FUGAZZZZZZZZZZZIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! miioooooodziioooo
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Mar 27, 2011 21:30, w całości zmieniany 9 razy
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Nie Mar 27, 2011 23:44
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Metallica & San Francisco Symphony Orchestra-Nothing Else Ma
czysta poezja sluchac tego kawalka zwlaszcza gdy ma sie dobry sprzet...
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Pon Mar 28, 2011 01:05
u nas kroluje od 2 dni przeboj moich dzieci Leva's polka, spiewaja, maja caly uklad choreograficzny dzisiaj ich nagralam. Musimy tego sluchac od rana do nocy A mi przez to nie chce wyjsc ta piosenka z uszu - slysze ja nawet gdy zasypiam.
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Wto Mar 29, 2011 18:54
M i T napisał/a:
Zajebiście złystyczna pioseneczka z nowej płyty BLACKFIELD utrzymana trochę w klimacie Radiohead A jaki wspaniale głęboki tekst - polecam zapoznać się
Marishka
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
No to ładny rok się szykuje.
Do tego Ulver, Blackfield, Steven Wilson solo, Memories of Machines, projekt Stefka i Akerfeldta (Kwiatuszku, może to jest ta zaskakująca niespodzianka Kosiaka?)...
A przecież to tylko krąg bardziej znany. 2011 może obfitować w niezapomniane płyty!
Dzięki Zyon po raz kolejny. Zapomniałem śledzić bieżące info o "Gorach", a tu proszę bardzo.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Mar 29, 2011 20:09, w całości zmieniany 1 raz
O w ryło!
Trzeci album Blackfield. Trzecia płyta z wykwintnymi piosenkami rockowo-popowymi. Trzecie arcydziełko? Słucham Blackfield z wielu powodów, nie tylko dlatego, że czego by Wilson nie tknął, zamienia się w złoto. Istnieją inne konkrety:
- nie słyszałem, by w obecnych czasach ktoś tak fenomenalnie pielęgnował prostą formę piosenkową.
- dbałość o chwytliwość melodyczną, a przy tym niebagatelna emocjonalność i mistrzostwo świata w aranżacji.
- wykwintna realizacja dźwięku - wiadomo: jak się Stefek dorwie do konsolety, to mucha nie siada. Obecnie to godny następca Alana Parsonsa (ten, jak wiadomo, wyprodukował "The Dark Side of the Moon").
- pewien paradoks: niby piosenki, a są jak tabletki z hormonami. Potężne bomby-przeboje. Smutne nagrania, ale porywające i trzeźwiące. Zresztą Wilson swego czasu powiedział coś, z czym się absolutnie zgadzam: że wesoła muzyka go dołuje i ja to doskonale rozumiem.
Blackfield i ich króciutkie nagrania postrzegam jak elementy biżuterii największej wartości i próby. Klejnociki ze łzą w środku.
U Alexa Jonesa w audycji często leci taki jeden neo-prog-metalowy fragmencik, który brzmi w moim uchu niemal jak zrzynka z Ayreon. Nurtowało mnie to, ale wreszcie wyszperałam co to było i się nieźle uśmiałam:
Matkoboskoczęstochowsko, no jaja
W życiu bym nie powiedział, że to Muse. Skojarzenia z Ayreon wskazanego fragmenciku z Jonesa, jak dla mnie są jednoznaczne.
Steven Wilson zajmuje się (chyba nawet skończył) realizacją dźwięku na najnowszym - mającym się ukazać pod koniec roku - albumie Opeth. To będzie już czwarta płyta tego zespołu, którą wyglancował Steven. Chodzą ponadto słuchy, że mało na niej będzie metalowego piętna. Szczerze mówiąc, jestem nieco zaskoczony, bo spodziewałem się skrajnie genialnego death metalu z półki "Blackwater Park" (wg mnie najlepszej pozycji, jaką słyszałem na rynku metalowym ever).
Anyway, Stefek zapewnia, że materiał jest znakomity. Zobaczy się.
A dziś, podczas Nocy Muzycznych Pejzaży w trójce, jak rzecze Kosiak:
Cytat:
Podczas najbliższego spotkania wiele sensacyjnych nowości! Fragmenty
nowych, dopiero przygotowywanych do wydania albumów Marillion, Black
Sabbath i Quidam! To nie wszystko - również przedremierowo pojawią się
dźwięki z płyty, która może okazać się najważniejszym albumem 2011 roku!
To nowy album jednego z najsłynniejszych zespołów wszech czasów, którego
nowego wydawnictwa raczej nikt się nie spodziewał. Tymczasem JEST, a w
zasadzie będzie już za 2 miesiące! Ponadto sensacyjne wieści dotyczące
trasy The Wall Rogera Watersa, a także premierowa muzyka Amplifier i
Twelfth Night.
W cyklu "Ocalić od zapomnienia" muzyka z albumu "Loveblows & Lovecries - A
Confession" - pierwszego pełnego albumu No-Man.
Wasz DJ Kosiak
Znając Piotra, możliwe, że będzie to prima aprilis. Kiedyś skubany zapodał jakiś zespół wiernie odtwarzający muzykę starego Genesis i rzecz zareklamował, że członkowie się zeszli znów w piątkę - znaczy: Collins za perką, Gabriel za mikrofonem itd..
Okazało się to kitem rzecz jasna, ale dałem się nabrać jak ziemia na łopatę
Wszystko okaże się po godz. drugiej w nocy.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Kwi 01, 2011 23:49, w całości zmieniany 1 raz
Wiem, że to nieładnie w pracy, ale słucham właśnie całości i jestem wprost OCZAROWANY!!!
Do niczego nie mogę się przywalić!!
Dużo tu się dzieje, wszystko perfekcyjnie zagrane i zgrane (sama muzyka generalnie techniczna, w myśl zasady "zabawa z dźwiękiem i umiejętnościami") a smaczki orientalne są wplatane wręcz misternie. Kurrwa, Stefek, ju madafaka gaddemyt sałnd dżinius!
I gadał chłop, że dzięki współpracy z Opeth nauczył się, jak nagrywać ciężkie gitary. Szybko predator łapie w takim razie. Ekhmm, bardzo szybko.
Jestem po co najmniej kilku odsłuchach "The New Jerusalem". Majstersztyk z przecudowną końcówką i kapitalnym, poukładanym aranżem. Od groma emocji. Zdecydowanie jeden z najpiękniejszych utworów, jakie kiedykolwiek słyszałem!!!!
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Tomek
ps: Stefek jednak udzielał się również instrumentalnie:
Produced by Orphaned Land.
Mixed by Steven Wilson (Porcupine Tree, Opeth).
Orphaned Land Are:
Kobi Farhi : Vocals
Yossi Sa'aron (Sassi) : Lead Guitars, Acoustic Guitars, Saz, Bouzouki, Oud
Matti Svatizky : Rhythm Guitars, Acoustic Guitars
Uri Zelcha : Bass, Fretless Bass
Session members:
Steven Wilson - Keyboards
Shlomit Levi - Female Vocals
Avi Diamond - Drums
Avi Agababa - Percussions
Avner Gavriell - Piano (Song 15)
Nizar Radwan and Srur Saliba - Violins
*the violins on this album are dedicated to the
memorial of Yousef Elkhader 1967-2008, Mazareeb.
Alfred Hagar - Nay and Kawala Flutes
Yonatan Danino - Shofar
Shmuel Ruzbahan - Santur
Lyrics by Alon Miasinkov & Orphaned Land
(Except Hebrew part on 'Sapari' written by
Sa'adiya Ben Amram, 17th Century. 'Olat Hatamid'
written by Rabbi Shlomo Ibn Gvirol, 11th Century.
'His Leaf Shall Not Wither' taken from Psalm Chapter 1.
Arabic part on 'Disciples Of The Sacred Oath II'
taken from the Koran, chpater 'Al-Nur - The Light'
Recorded At Bardo Studios, Tel-Aviv, Israel.
Engineered by Yaniv Paz
Assisted by Daniel A & Erez C
(Except Erkin Koray's vocals on Estarabim
Recorded at Studio Taskiran Istanbul, Turkie
by Bora Ozcoban)
Mixed at No Man's Land Studio by Steven Wilson
(Except 'Estarabim' Mixed at Bardo Studios
by Yaniv Paz)
Mastered by Itzik Filiba at Master Disk
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Kwi 02, 2011 19:47, w całości zmieniany 1 raz
była Warszafka, jest Sopot:
Ale Benicassim też by na przykład podpasowało.
kto nie klabingował, nie festiwalował, ten może tego nie docenić
łomatko z córką, powiedz gdzie jest ma raybana
mam dejavu...utopiłam kiedyś "mą Raybanę" tańcząc tango w morzu śródziemnomorskim
_________________ Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
Ostatnio zmieniony przez _flo Sob Kwi 02, 2011 20:55, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Płacz nie ma płci. Płacze człowiek i nie dziwię się, że "Chelsey Monday" wywołuje podobne reakcje. Jak przy okazji pomyślę, co ma do zaoferowania Marillion "na bezrybiu", niedobrze mi się robi.
Kariera wokalna Fisha ma się chyba powoli ku końcowi. Cierpi na nawracającą narośl na strunach głosowych. Mimo, że rzucił faje i chyba też nie popija. Niegdyś wydawało się, że tego szkockiego drwala nic nie ruszy, podczas gdy wykańczały go tak naprawdę kolejne nieudane związki. Ostatni, bodajże z Heather Findlay (Mostly Autumn), był jednym z nich.
Jak przy okazji pomyślę, co ma do zaoferowania Marillion "na bezrybiu", niedobrze mi się robi.
Probowalem sie wielokrotnie przekonac do Brave, o ktorej to wielu mi mowilo, ze znakomita jak stare. Niestety bezskutecznie, jakas mdla papka. Kiedys wracajac noca samochodem i sluchajac jak to mam w zwyczaju Trojki, zaciekawil mnie utwor u Kaczkowskiego, ktory sie okazal utworem nowego Marillion o tytule This Is The 21st Century czy jakos tak. Niestety plyta sie okazala jak zwykle nijaka.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Śro Kwi 06, 2011 09:41, w całości zmieniany 1 raz
Na YouTube zapodali ocenzurowaną (czyli beznadziejnie rozmazaną) wersję nowego wideo Pain of Salvation, z tym, że krew im nie przeszkadzała, tylko SEX (czyli migające tu i ówdzie piersi)
No ale czego nie wolno na YouTube wciąż jeszcze wolno na Vimeo Panie i Panowie, oto nagusieńki i krwawiący Daniel Gildenlow:
Everyine I know seem to be broken inside.
Everybody hurting just from being alive.
Marishka
P.S. "Brudny Francuz" - KMWTW
P.P.S. Jeśli chodzi o upapranie się (w czymkolwiek), i perwersyjne sceny łóżkowe, to jednak wolę starocie typu "Ashes" i młodzieńczo-długowłosy wizerunek Daniela:
Pierwsze wrażenia po 3 próbkach MoM: bardzo przestrzenna, prosta i przepiękna muzyka z wysmakowanym klimatem i cudownym wokalem. Wygląda z pozoru na to, że Erra chciał wreszcie nagrać album Nosound z Bownessem przy mikrofonie
Jednak biorąc pod uwagę zaproszonych gości, a tego przecież jeszcze nie możemy usłyszeć, z pewnością muzyka MoM będzie miała o wiele więcej odcieni niż się po próbkach wydaje.
Ale nawet gdyby powstał dość monolityczny twór, nie byłbym zawiedziony, bo trzy powyższe nagrania lokują się idealnie w moim guście. Jest dobrze, a coś mi mówi, że będzie wspaniale
Portlandczycy z Grails i ich najnowszej plyty Deep Politics. Znowu zmienili kurs z ascetycznego, nieco psychodelicznego postrocka spod znaku Godspeed You!Black Emperor w rejony bardziej filmowo-psychodeliczne spod znaku Ennio Morricone, troche Komedy w tym jest i Morte Macabre.
Daughter Of Bilitis polecam wlaczyc wieczorem przy zgaszonych swiatlach i albo sie wgapic w obraz albo calkiem wyczaczyc wizje. Mnostwo ciarek zacznie pelzac po skorze a niewidzialne szpilki lodu zaczna kluc pomiedzy lopatkami. Mnostwo polecam.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Nie Kwi 10, 2011 13:57, w całości zmieniany 1 raz
ALE TERAZ, tzn. od kilku godzin narasta we mnie świadomość, że za miesiąc pojawi się płyta, która może okazać się nie tylko najlepszą post-rockową muzyką w Polsce, ale kto wie, może nawet najwspanialszym jej przejawem na Ziemi. Piszę to bardzo cholernie serioooooooo!!
Goście nazywają się Tides From Nebula (z Warszawy), a czekamy na ich najnowszy album. Spore jego fragmenty zapowiadają kolosalnie wybitną muzykę, niestety nie mogłem znaleźć ich w necie (z tego właśnie albumu). W każdym razie, jedno co napawa mnie przenikliwą radochą, to fakt, że nie zauważyłem, by muzyka na tej płycie traciła periodycznie przestrzeń lub przejrzystość, co jest tak charakterystyczne dla kanadyjskich minimalistów, jak i ojców założycieli w typie Mogwai czy Mono - kontynuatorów ich muzyki z Japonii.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Kwi 11, 2011 03:59, w całości zmieniany 2 razy
ALE TERAZ, tzn. od kilku godzin narasta we mnie świadomość, że za miesiąc pojawi się płyta, która może okazać się nie tylko najlepszą post-rockową muzyką w Polsce, ale kto wie, może nawet najwspanialszym jej przejawem na Ziemi. Piszę to bardzo cholernie serioooooooo!!
Goście nazywają się Tides From Nebula (z Warszawy), a czekamy na ich najnowszy album. Spore jego fragmenty zapowiadają kolosalnie wybitną muzykę, niestety nie mogłem znaleźć ich w necie (z tego właśnie albumu). W każdym razie, jedno co napawa mnie przenikliwą radochą, to fakt, że nie zauważyłem, by muzyka na tej płycie traciła periodycznie przestrzeń lub przejrzystość, co jest tak charakterystyczne dla kanadyjskich minimalistów, jak i ojców założycieli w typie Mogwai czy Mono - kontynuatorów ich muzyki z Japonii.
Tomek
Oj chcialbym nie watpic ale niestety watpie
Jest zbyt wiele postrockowych ekip na poziomie nie do przeskoczenia, ot chocby Crippled Black Phoenix, Grails, The Winchester Club a i Godspeed You Black Emperor sie reaktwywowalo
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ejże Zyon, zapomniałem dodać, że połączono tam post-rocka z ambientem. Wyszło cudownie, a Ty nie zaburzaj mi egzaltowanego zachwytu, bo zaprawdę powiadam Ci , że jak już zdobędę najnowszy lp Tides From Nebula, to dopiero wtedy zacznę na serio ejakulować
Anyway, rok 2011 ma szansę stać się niezapomnianym wydarzeniem na rynku muzycznym.
Ponadto, posiadamy sporo oryginałów post-rockowych typu GYBE czy Explosion In The Sky. Żaden nie ruszył mi zwojów podobnie jak to, co wczoraj usłyszałem w radiu.
Chyba nie miałbym ochoty opuszczać ciepłej chaty, by jechać akurat na Watersa, tym bardziej, że Pink Floyd to nie on, jak zwykł mawiać.
Właśnie raczę się wcale nie nowatorskim podejściem do muzyki. Mało tego, ingrediencje z których składa się to absolutnie i przenikliwie PIĘKNE nagranie, są cokolwiek obeznane.
Co jednak z tego, kiedy muzyka Giancarlo Erry i jego Nosound kwitnie w moim sercu jak natchniona. Wiecie, towarzysze - bez muzyki życie jest sprawne inaczej.
http://www.youtube.com/watch?v=nJzkdZZgyl8
Lars Horntveth, znany z norweskiej Jagga Jazzist, jest autorem wspaniałej solowej płyty "Kaleidoscopic". Na niej piękna, niezwykle stonowana i pogodna muzyka oparta o jedną długą kompozycję, pełną rewelacyjnych orkiestracji i subtelnej elektroniki. Jako, że została nagrana przy współudziale norweskiej orkiestry symfonicznej, otrzymaliśmy dzieło ujmujące przestrzenią, a jednocześnie minimalistyczne niczym dzieła Philippa Glassa.
http://www.youtube.com/wa...Gv_LBLzhSE&NR=1 http://www.youtube.com/wa...feature=related http://www.youtube.com/wa...feature=related
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Kwi 14, 2011 17:42, w całości zmieniany 2 razy
soook Pomógł: 10 razy Dołączył: 04 Sie 2010 Posty: 389
Probowalem dzisiaj nowego Blacfield ale z trudem przebrnalem, jakies mydlkowato mdle pisenki o niczym, nuda jak cholera, jednak pozostaje tylko diebut.
Za to Phideaux wydalo kolejna rewelacyjna plyte, jak zwykle w nieco floydowo-genesisowo-marillionowym duchu ale w swoim klmacie, z fortepianem, skrzypcami, organami, przednia plyta naprawde, dwie dlugie suity a nie poszatkowanie na kawaleczki, prawdziwy retroprog naszych czasow. Zaprawde polecam i okladka jak stare Hawkwindy
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Pią Kwi 15, 2011 23:12, w całości zmieniany 1 raz
Zyon, ciekawe, bo przeżyłem krótką chwilę, w trakcie której nabrałem przeświadczenia, że "Welcome To My DNA" jest najlepszym, jak dotąd, albumem Blackfield
Jednak myślę, że ten swoisty tryptyk w całości i oddzielnie, prezentuje się znakomicie ze wskazaniem na "Blackfield II".
Ale to kwestia gustu najzupełniej.
Licho, a nie masz wrażenia, że po "KidA" i "O.K. Computer" Radiohead stopniowo osuwał się na niższy level?
Licho, a nie masz wrażenia, że po "KidA" i "O.K. Computer" Radiohead stopniowo osuwał się na niższy level?
Tomek[/quote]
W sumie "Amnesiac" szarpnął mną mocno też, może dlatego, że poznałam tę płytę w krótkim czasie po "KidA", później dopiero "O.K..". Kolejność dziwaczna stąd, że Radiohad do czasu "KidA" postrzegałam jako kolejnych chłopców z gitarami i nie wsłuchiwałam się. Rzeczywiście, później, "In Rainbows" szczególnie, przyniosło nie tyle rozczarowanie co brak emocji i zupełnie przypadkiem wstrzeliłam się w czas nowej płyty. Pojawiły się recenzje, że przekombinowana, nudna, mnie natomiast zrobiła bardzo mocno najszybciej jak to możliwe, znaczy za 4, 5 wsłuchaniem. Zachłannie powiem, że dla mnie za krótka ta płyta jest, choć pewnie czas ma swój cel.
Zyon, ciekawe, bo przeżyłem krótką chwilę, w trakcie której nabrałem przeświadczenia, że "Welcome To My DNA" jest najlepszym, jak dotąd, albumem Blackfield
Tomek
Ciekawy tytuł płyty
_________________ Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Śmieszna sprawa, bo tak naprawdę poznaliśmy się z Tomkiem właśnie dzięki pierwszej płycie Blackfield - nasza pierwsza w życiu rozmowa w "kawiarence NMP" zaczęła się właśnie od pytania o Blackfield Potem było moje marzenie (niespełnione) o pierwszym spotkaniu pod czas pierwszego koncertu chłopaków w Polsce...
Ciekawe, że wciąż nie udało nam się jeszcze wybrać na koncert Blackfield, a za najważniejszy zespół, który nas naprawdę "połączył" uznajemy Pain of Salvation (i ich pamiętny pierwszy koncert w Polsce - z gorączkującym Danielem) Ale sentyment do muzyki Blackfield został
Moj ulubiony kawlaek. Nowa przeslucham jescze, pierwszy raz nie zawsze a wrecz przewaznie jest mylacy.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Wiadomo, że Blackfield jest projektem od rockowych piosenek i ballad. Ostatnia płyta po pierwszym razie wydała mi się "bez przypraw". Po kilku następnych, nie tylko nabrała kolorytu, ale też - co zupełnie dziwne w przypadku muzyki prostej w formie - ukazała wiele melodycznych detali i aranżacyjnych rozwiązań, których słucha się z największą przyjemnością, a które wcześniej wydawały się czyhać w ukryciu. Nadto realizacja dźwiękowa, to czysty splendor, ale Stefek to obecnie elita realizatorów.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Kwi 17, 2011 15:16, w całości zmieniany 2 razy
[quote="soook"]...Z - Star rozpala ogień ...[/quote]
''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
Tak? A to jest ciekawe! :-)
"...Lubimy to, co dosłowne, łopatologiczne, bez smaku..."
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
soook Pomógł: 10 razy Dołączył: 04 Sie 2010 Posty: 389
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
a no tak jakby mi sie zdawalo, ze gdzies widzialem ale nie moglem namierzyc
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
soook Pomógł: 10 razy Dołączył: 04 Sie 2010 Posty: 389
to smutne ze muzyka w glebokim powazaniu , ja ciagle slucham i caiagle slucham
http://www.youtube.com/watch?v=Snq1SNuYYO4
piekna srpawa, nie moge sie oderwac od tego od paru miesiecy, wracam jak bumerang, jak guma przyklejona do buta, ten ladunek emocji mnie ciagle kladzie na lopatki
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Gdy byłem nastolatkiem, przez jakiś czas uważałem ich za najlepszy zespół świata, elita elit. Kiedy zebrali się pod znanym szyldem, siali ferment w świecie jazzowym wręcz niesamowity. To już była ekstremalna jazda bez ograniczeń, całkowite przeciwieństwo grzecznego jazzu i swingu, prawdziwy wulkan energii, perfekcji i maestrii muzycznej. Jazz ostatecznie powziął decyzję o małżeństwie z rockiem za sprawą właśnie tych Panów, którzy jak wezbrana fala tsunami przejechali się po muzycznym świecie zostawiając po sobie zgliszcza wszelakich stereotypów.
Co prawda, nie oni jedni, ale nikt nie wywarł tak horyzontalnego wpływu na innych twórców.
Wcześniej niby Miles, niby Coltrane, ale mimo odwagi muzycznej, nikt nie miał takiej drapieżności i impetu.
Na koncertowo "You Know, You Know" z pierwszego, piorunującego i absolutnie fenomenalnego albumu tej super-grupy.
http://www.youtube.com/watch?v=ujcYw2QTPzM
No i jeszcze ze studia.
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Kwi 27, 2011 17:09, w całości zmieniany 5 razy
Bruford Pomógł: 32 razy Dołączył: 28 Sty 2005 Posty: 1739 Skąd: Warszawa
_________________ Those Who Go Beneath the Surface Do So At Their Peril
I think that God in creating Man somewhat overestimated his ability.
"Amerika - ach, was ist Amerika gegen die Straßenbahnlinie Neun, die nach Brösen fuhr..."
Bruford Pomógł: 32 razy Dołączył: 28 Sty 2005 Posty: 1739 Skąd: Warszawa
Jakoś do mnie nie trafiali.Canterbury to było to dopiero.
_________________ Those Who Go Beneath the Surface Do So At Their Peril
I think that God in creating Man somewhat overestimated his ability.
"Amerika - ach, was ist Amerika gegen die Straßenbahnlinie Neun, die nach Brösen fuhr..."
Scena Canterbury też jest u mnie w tym przypadku priorytetowa. Np. amerykański rynek fusion prezentował bardziej zabawową, rozrywkową i zdecydowanie bardziej schematyczną formę współistnienia jazzu i rocka. Pamiętam, jak napaliłem się na Dixie Dregs, a zwłaszcza na zachwalany przez krytyków debiut, a po zapoznaniu się: pełna załamka. Gitara Steve'a Morse "płaska", niby fenomenalny skrzypek, który ograniczał się do sztampowych solówek, a wszystko w formie funky-fusion. Od razu miałem skojarzenia z "Pulp Fiction" i fryzurami afro.
To samo w przypadku współpracy Niemena z muzykami amerykańskiego fusion. Podobny los spotkał Return To Forever zaraz po drugiej płycie (dwie pierwsze to cuda niewidy - potem zabrakło Hendersona, Flory Purim, a zatem lekkości, zwiewności i piękna, które to właśnie ciągle obecne były w muzyce "Canterberyjczyków".
Ale wracając do Mahavishnu Orchestra. Pierwszy album miaaazga: ponadczasowa, z garażowym brzmieniem perkusji Cobhama, wściekłą gitarą Mclaughlina, potężną dynamiką i emocjonalnością. Bronił się jeszcze "Birds of Fire", ale zmianie uległo brzmienie, stając się niezwykle wypolerowanym, jak dla mnie przesadnie w kontekście tego zespołu. Bitwa instrumentów, a jednocześnie ich diaboliczna współpraca, jaka miała miejsce na debiutanckim albumie, jest dla mnie czymś w rodzaju ponadczasowego pomnika i jednocześnie pełni dożywotnio rolę jednego z najwybitniejszych przejawów muzycznej aktywności artystycznej wczesnych lat 70-tych.
Na niej właśnie McLaughlin zaprezentował brzmienie, które albo pożyczył albo niezależnie kreował także Robert Fripp. Trudno ocenić, bo Mahavishnu nagrali swe arcydzieło w 71 roku (jego brzmienie jest lepsze niż miliony dzisiejszych płyt), a King Crimson funkcjonowali w linii równoległej. W sumie nieistotne, bo zarówno jeden jak i drugi zespół to kanon muzyki w najszerszym tego słowa znaczeniu.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Kwi 26, 2011 15:34, w całości zmieniany 2 razy
Oto co można przeczytać o "Birds of Fire" na Wikipedii. Tak to jest, kiedy każdy może redagować to Wielkie Wirtualne Kapuściane Pole. (smród egalitaryzmu Misiasty?)
Cytat:
W 1971 r. stworzył grupę The Mahavishnu Orchestra, obejmującą m.in. skrzypka Jerry'ego Goodmana, klawiszowca Jana Hammera, basistę Ricka Lairda i perkusistę Billy'ego Cobhama. Grupa zasłynęła przede wszystkim z wirtuozerii i monumentalnych form, takich jak utwór "Meeting of the Spirits" czy nagrane z udziałem orkiestry symfonicznej "Birds of Fire". Jego znakiem rozpoznawczym stała się dwugryfowa gitara oraz charakterystyczny, nerwowy sposób gry na gitarze.
Nie pojmuję, jak można podawać fałszywe info na temat ogólnie dostępnej płyty. Wystarczy cholera jej posłuchać. Pełnowymiarowa orkiestra symfoniczna (o ile dobrze pamiętam, London Symphony Orchestra) pojawiła się na "Apocalypse", płycie Mahavishnu już bez Lairda, Cobhama i Goodmana.
Pomogła: 38 razy Dołączyła: 26 Wrz 2009 Posty: 2853
Wysłany: Śro Kwi 27, 2011 15:21
zrób-to-sam
http://www.youtube.com/watch?v=eU5Dn-WaElI
A u nas dziś od rana leci god save the queer,.. znaczy queen i różne takie podniosłe w ramach budowania nastroju przed piątkiem
_________________ Ostatecznie, wszystko co żyje, ma w środku jakąś kiszkę
queen i różne takie podniosłe w ramach budowania nastroju przed piątkiem
Skoro mowa o queen i całej royal family, to ja też w tych samych "ramach" dorzucę tyle że bez muzyki, bo niektórzy jej nawet nie potrzebują i rozkręcają się nieźle sami (szczególnie pod koniec)
No i właśnie dlatego lubię jego audycje. Bo mieszczą się poniżej poziomu ugruntowanego przez tzw. opinię większości. Opinia większości zwykle nakręca mi czujność. To jak z muzyką: większość słucha...no czego większość słucha?
Tomek
P.S.
_flo napisał/a:
Poziom poniżej nadiru.
To pewnie zależy od wyznawanych wartości. Dla mnie, na przykład, "poniżej nadiru" jest urządzanie "ślubnej szopki stulecia" w czasach kryzysu (stulecia) i oczywiście kosztem podatników (ktoś przecież musi zapłacić za zapewnienie motłochowi tzw. "bezpieczeństwa"). "Poniżej nadiru" jest też ta planktoniczna bezkształtna masa gromadząca się w Londynie już od kilku dni.
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Kwi 29, 2011 16:28, w całości zmieniany 1 raz
Nowe wieści z obozu Opeth: jak gadają, grupę opuścił Per Wiberg. Oznacza to, że Akerfeldt powziął decyzję o regularnych rotacjach kadrowych, co wcale nie musi oznaczać, że będzie lepiej. Mimo to, materiał na nowy album już został zmiksowany przez niejakiego Stevena Wilsona, a zatem jeszcze na tej płycie usłyszymy Wiberga.
Liczę po cichu, że Opeth nie zamieni się w band-kalejdoskop gatunkowy, a wypuści album potężny, monolityczny, na wskroś metalowy, ostry jak brzytwa, ale i nie pozbawiony smaczków oraz będący wytchnieniem po eksploracji muzycznych światów - wcześniej zaznaczających się jako dodatki wzbogacające.
Czy ktoś tu słucha w ogóle Opeth poza mną, Marishką i Zenkiem?
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Kwi 29, 2011 21:27, w całości zmieniany 1 raz
Piotrek "Stopa" Żyżelewicz, jeden z najbardziej wszechstronnych perkusistów w Katolandzie, dostał wylewu krwi do mózgu. Walczy o życie.
Jego żona zginęła w wypadku samochodowym. Był świadkiem jej okrutnej śmierci. Po jakimś czasie stał się żarliwym chrześcijaninem - pewnie pod wpływem tej tragedii, podobnie jak Pospieszalski.
Anyway, nie daj się Stopa!!!!
http://muzyka.onet.pl/0,2266264,newsy.html
Cytat:
Piotr "Stopa" Żyżelewicz, perkusista formacji Armia, Izrael, Voo Voo i 2Tm2,3 przeszedł ciężki wylew. Obecnie walczy o życie w szpitalu.
Ja bym powiedzial, ze Legenda. Ale i tak najbardziej wole debiut.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Opinie są podzielone. Gdy pierwszy raz zetknąłem się z "Legendą", byłem zafascynowany wszelkiej maści chrześcijańskimi ruchami odszczepieńczymi. Gnostycy też leżeli w kręgu zainteresowań, więc jak słyszałem teksty typu:
Ojciec, syn i duch,
zamknięci na klucz.
A okna i drzwi,
z ciała i krwi.
Wszystko w szumie fal.
Wszystko w oczach psa.
I w mistycznym ciele.
To w pijanym śnie.
No to sam rozumiesz. Miaaazga! Wtedy byłem NIE-wierzącym, lecz zainteresowanym, teraz jestem NIE-wierzący i kompletnie mnie te sprawy nie interesują.
Zresztą warstwa tekstowa na "Legendzie" została uznana przez najsłynniejszego w Katolandzie tłumacza Junga -Prokopiuka - za "perłę poezji gnostyckiej".
"Triodante" nagrywano już w aurze klasycznego chrześcijaństwa i fascynacji Dantem, ale co dla mnie istotne - MUZYKA na tym albumie całkowicie się "wypuściła" w rejony zarezerwowane raczej dla King Crimson. Oczywiście pazur był, a jakże, lecz muzyka stała się mniej surowa, mniej punkowa, za to wyraźnie bardziej czytelna i z większą przestrzenią. Myślę, że najbardziej lubię właśnie te dwie płyty. "Legendę" o ile dobrze pamiętam, nagrywały chłopaki zaszyci gdzieś nieopodal lasów. Ponoć sarny im do okien zaglądały, no więc nie ma co się dziwić, że klimacik się wytworzyć musiał. No i Brylewski był.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Maj 05, 2011 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Nie "A Perfect Day", nie Iggy Pop, nie Bizet, New Order, Blur czy cokolwiek, ale właśnie TO ...
http://www.youtube.com/watch?v=4vFHa2fMDO0
... transowe jak diabli nagranie, jest moim ulubionym na track-liście do jednego z najwspanialszych filmów - oglądanych przeze mnie bez kłamu dziesiątki razy. Ostatnio nawet oglądam w wersji bez napisów, by sycić się samym brzmieniem najlepszego na świecie języka: angielskiego szkockiego
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Czw Maj 05, 2011 20:35, w całości zmieniany 1 raz
Zresztą CAŁA płyta jest booooooooosssssssskaaaaaaaaaa
Ale ciiiiiiiiiiiii, bo jeszcze 10 dni do premiery
Marishka
P.S. No i proszę, nie wiedziałam, że to w tym akurat nagraniu jest Hammill z gitarą
jak na taka sklad to musze przyznac ze plyta jest dosc przecietna. moze jak sie oslucham to sie zmieni
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
jak na taka sklad to musze przyznac ze plyta jest dosc przecietna.
Zależy kto się czego spodziewał. Ja - patrząc na skład - spodziewałam się PIĘKNA. I się nie zawiodłam ani jednym utworem - są PIĘKNE. W zasadzie w żaden inny sposób nie mogę na razie tej płyty opisać. Jest po prostu PIĘKNA. Dla mnie - to wystarczy, bo cenię płyty, które miażdżą emocjonalnie, straszą, wzruszają, dołują, etc. I tak samo cenię te, które są PIĘKNE i nie potrzebują innych określeń. To tak jak z morzem. Jest po prostu piękne. Mnie wystarczy
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Maj 12, 2011 17:01, w całości zmieniany 1 raz
jak na taka sklad to musze przyznac ze plyta jest dosc przecietna. moze jak sie oslucham to sie zmieni
Kilkanaście razy słuchałem już "MoM" i początkowe wrażenie oparło się o rozczarowanie, ale nie muzyką, bo ta jest najzwyczajniej w świecie cudowna, tylko jej prostotą: zero wycieczek w rejony wymagające sporego skupienia i osłuchania, praktycznie brak partii solowych, krótkie nagrania, monolityczność stylistyczna.
Czego się spodziewałem po takim składzie?
- dłuuugiej płyty,
- dłuuugich kompozycji
- fragmentów zahaczających o awangardę
- śpiewu Hammilla
- nieco agresji w grze
Co dostałem?
- to co kocham w muzyce Bownessa i Erry najbardziej, czyli klimat, piękno, pejzaż, emocje, prostotę, ZERO kiczu, ZERO niezdrowego patosu, brak niepotrzebnych popisów i diaboliczną wręcz dbałość o każdą nutę, każdy zagrany akord.
Przyznam, że jest to jedna z najbardziej spójnych muzycznie płyt, jakie słyszałem. Prawdziwy monolit.
Czy jest na miarę wyimaginowanych oczekiwań? Nie. Zaskakuje? Nie, bo znam dobrze No-Man i Nosound, a ten projekt jest fuzją cech charakterystycznych tych zespołów.
Czy będę jej dożywotnio wierny? Na 100% tak
Dla mnie - to wystarczy, bo cenię płyty, które miażdżą emocjonalnie, straszą, wzruszają, dołują, etc. I tak samo cenię te, które są PIĘKNE i nie potrzebują innych określeń. To tak jak z morzem. Jest po prostu piękne. Mnie wystarczy
Marishka
No troche mnie to zaskakuje, gdy sobie przypomne co napisalas o "Elizium" Fields Of the Nephilim, kategoryzujac ich dosc trywialnie jako gotycka maskotke i przejsciowa fascynacje. Bo np dla mnie Elizium to jedna z najpiekniejszych plyt jakie powstaly i wcale nie bazuje na najprostszych motywach jak milosc, rozmarzenie, patrzenie w dal i tym podobne emocjonalne bzdety czesto stosowane a takie And There Will Your Heart Be Also....kosmos
Chyba, ze zle zrozumialem twoja wypowiedz.
Oczywiscie moj werdykt jest po wstepnym odsluchaniu, ktore przeciez jest typowym pierwszym wrazeniem i wcale nie przesadza o niczym, bo przeciez tak zwane slowburnery dzialaja inaczej, nie odslaniaja wszystkich swoich atutow od razu i mam nadzieje, ze tak bedzie w tym wypadku. Tak czy siak troche zawod pod tym wzgledem, ze nie znajac poprzednich produkcji tego projektu, po przeczytaniu skladu od razu sobie wyobrazilem muzyke jaka bedzie bazujac na macierzystych formacjach muzykow (oczywiscie Frippa nie bralem pod uwage) i niestety wcale sie nie pomylilem. Myslalem, ze panowie zechca troche wyjsc ze swioich szuflad.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Pią Maj 13, 2011 10:03, w całości zmieniany 2 razy
Nie mogę się powstrzymać przed kolejną próbą przypomnienia, że niejaki Phil Collins, twórca znany większości z chwytliwych piosenek o miłości, jest jednym z najlepszych perkusistów na globie. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że jego muzyczną istotą jest gra na bębnach.
To jeden z nielicznych przypadków, kiedy prawdziwy fenomen konkretnego muzyka, skrywa się za komercyjnym sukcesem. Też nie wszystkim wiadomo, że np. Prince jest bardzo sprawnym technicznie gitarzystą. Ciekawe, gdzie on się wyżywa? W chacie?
Phil Collins stworzył jazz-rockowy Brand X i tam szalał jak opętany. Ciekawe, jak się spodoba tym spośród Was, którzy Collinsa znają tylko z ostatnich płyt Genesis i kariery solowej.
ps: Do Zyona. Mnie np. jakoś nigdy FOTN nie wzruszył szczególnie. Poznałem głównie dlatego, że Marishka miała ich płyty, które przywiozła ze sobą. Przesłuchałem i myślę, że można do nich wrócić, ale bez wypieków na twarzy. Tak więc, nawet nie mam sentymentu. Może powinienem żałować?
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Maj 13, 2011 17:54, w całości zmieniany 1 raz
No troche mnie to zaskakuje, gdy sobie przypomne co napisalas o "Elizium" Fields Of the Nephilim, kategoryzujac ich dosc trywialnie jako gotycka maskotke i przejsciowa fascynacje.
Jajca se robisz, przyznaj się
Takiego przekręcenia swoich słów jeszcze nie spotkałam, i to na podstawie tego oto postu?
Ja swego czasu też się zasłuchiwałam w FOTN, a dwa ostatnie nagrania z "The Nefilim" do dziś wywołują ciarki. "Last Exit..." puszczałam w nieskończoność, darłam się wraz z Carlem i żałowałam, że końcówka taka krótka...
Kiedy pierwszy raz usłyszałam FOTN (trochę za późno, bo dopiero w 2003 r.), to byłam pod wrażeniem (bo takich klimatów raczej nie znałam), normalnie mnie zmiażdżyło na jakiś czas. Świetnie się wpasowała ta muzyka wówczas w mój nastrój. Potem wróciłam do normalności
P.S. A najlepsze wspomnienie z FOTN, to robienie ślicznych i słodkich dekoracji ślubnych dla pewnej niezbyt przeze mnie lubianej osoby właśnie przy tej muzyce, he he he... Przez tę muzykę dawałam wówczas upust złości, której nie mogłam wprost wyrazić (w czasach, kiedy byłam dobrystką)
A co do MoM, to jednak jestem zaskoczona, bo - jak podaje oficjalnie na swojej stronie Kosiak - skład jest taki:
Cytat:
Memories Of Machines is:
Tim Bowness - vocals, guitar on Schoolyard Ghosts
Giancarlo Erra - guitars, keyboards
with:
Michael Bearpark - volume swell guitar on "Schoolyard Ghosts"
Stephen Bennett - electric piano, synth solo on "Schoolyard Ghosts"
Andy Booker - drums on "Schoolyard Ghosts"
Marianne de Chastelaine - cello on "Beautiful Songs You Should Know" and "At The Centre Of It All"
Peter Chilvers - bass on "Schoolyard Ghosts"
Myke Clifford - saxophone on "Schoolyard Ghosts"
Colin Edwin - double bass on "At The Centre Of It All"
Robert Fripp - soundscapes on "Lost And Found In The Digital World"
Peter Hammill - guitars on "At The Centre Of It All"
Alessandro Luci - bass on "Before We Fall", "Warm Winter" and "Change Me Once Again"
Paolo Martellacci - keyboards on "Before We Fall" and "Change Me Once Again"
Jim Matheos - guitar atmospherics on "Something In Our Lives"
Huxflux Nettermalm - drums on "Before We Fall" and "Warm Winter"
Julianne Regan - backing vocals on "Before We Fall" and "Change Me Once Again"
Aleksei Saks - trumpet on "Lost And Found In The Digital World"
Gabriele Savini - acoustic guitar on "Change Me Once Again"
Steven Wilson - guitars, keyboards on "Lucky You, Lucky Me"
Gigi Zito - drums on "Change Me Once Again"
No i wyszło na to, że np. tam, gdzie wyraźnie "słyszałam" Frippa wcale go nie było, bo tam, gdzie "słyszałam" Hammilla to już wcześniej dowiedziałam się, że go nie ma. He, he, he...
Marishka
P.S. Zyon, jak masz mocno wygórowane oczekiwania, to możesz być też rozczarowany nowym Crimsonem, bo jak na taki skład, to... (na razie wnioskuję na podstawie 2 utworów zasłyszanych u Adamczyko-Kaczora)
No, jeśli okaże się, że reszta będzie podobna tym dwóm zasłyszanym próbkom z Krimzonów, będzie to najwspanialszy album od czasu "Red"
Rozczarują się pewnie wszyscy oczekujący:
- matematycznej perfekcji i karkołomnych podziałów rytmicznych
- chłodnego klimatu
- improwizacji
Tomek
P.S.
- ostrych i ciężkich thrakkowatych klimatów
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Maj 13, 2011 18:46, w całości zmieniany 1 raz
Panie, Panowie - wątek przekroczył 100 000 wyśw., co oznacza, że trzeba to uczcić
W ramach zacnego wydarzenia, krótki i bardzo piękny walc z (no dobra, będę absolutnie szczery) filmu, który w moim osobistym zestawieniu, z całą pewnością mieści się w pierwszej piątce:
http://www.youtube.com/watch?v=c1lNFHiKC7E
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Maj 13, 2011 19:04, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Sob Maj 14, 2011 00:07
M i T napisał/a:
No, jeśli okaże się, że reszta będzie podobna tym dwóm zasłyszanym próbkom z Krimzonów, będzie to najwspanialszy album od czasu "Red"
Rozczarują się pewnie wszyscy oczekujący:
- matematycznej perfekcji i karkołomnych podziałów rytmicznych
- chłodnego klimatu
- improwizacji
Tomek
P.S.
- ostrych i ciężkich thrakkowatych klimatów
Marishka
Ale to jest King Crimson King Crimson, czy jakiś projeKCt?
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Ja swego czasu też się zasłuchiwałam w FOTN, a dwa ostatnie nagrania z "The Nefilim" do dziś wywołują ciarki. "Last Exit..." puszczałam w nieskończoność, darłam się wraz z Carlem i żałowałam, że końcówka taka krótka...
Kiedy pierwszy raz usłyszałam FOTN (trochę za późno, bo dopiero w 2003 r.), to byłam pod wrażeniem (bo takich klimatów raczej nie znałam), normalnie mnie zmiażdżyło na jakiś czas. Świetnie się wpasowała ta muzyka wówczas w mój nastrój. Potem wróciłam do normalności
P.S. A najlepsze wspomnienie z FOTN, to robienie ślicznych i słodkich dekoracji ślubnych dla pewnej niezbyt przeze mnie lubianej osoby właśnie przy tej muzyce, he he he... Przez tę muzykę dawałam wówczas upust złości, której nie mogłam wprost wyrazić (w czasach, kiedy byłam dobrystką)
Może mnie pomyliłeś z kimś ?
Marishka
Hehe no faktycznie jakos to w pamieci mialem inaczej zakodowane ale o te wypowiedz mi chodzlio. mea culpa jakby co, moze mnie zaskoczyl fakt pisania o tym w czasie przeszlym, bo na moje imho to z pieknej muzyki sie nie wyrasta. Sorry.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
bo na moje imho to z pieknej muzyki sie nie wyrasta. Sorry.
W wieku nastoletnim w latach 80-ch dla mnie szczególnie ważny był Modern Talking i Papa Dance. W tamtym okresie to była dla mnie NAPRAWDĘ piękna muzyka, kontakt z którą w tamtym okresie bardzo mnie rozwinął (nie wdając się w szczegóły powiem tylko, że pomogło mi to w nauce). Każdy kto wtedy śmiał skrytykować te upodobania mocno ranił moje uczucia, ponieważ nie rozumiał roli, jaką ta muzyka odgrywała w moim życiu. Piszę to absolutnie poważnie!
Dla mnie pewne gatunki muzyki lub płyty bardzo mocno wiążą się z pewnymi okresami w życiu, przywołują różne wspomnienia. FOTN trafił mi się w trudnym, nieco "mrocznym" okresie życia i właśnie wtedy był strzałem w 10% i spełniał swoja rolę. Zresztą pomógł mi tez docenić transowe elementy w muzyce i przygotował do polubienia... growlingu (który wówczas stanowczo odrzucałam). Teraz jestem na zupełnie innym etapie w życiu, więc ciągnie mnie do innych klimatów. Co nie zmienia faktu, że FOTN mi się podoba i wciąż jest w stanie wzruszyć. Po prostu nie sięgam po te płyty obecnie
Rzecz w tym, że u mnie muzyka dawniej pełniła bardzo praktyczną rolę - wraz ze sztuką przez wiele lat była moim wiernym "terapeutą". To właśnie dzięki niej mogłam przeżywać wszystkie te uczucia, na które nie mogłam sobie wówczas świadomie pozwolić. Robił to za mnie Hammill, King Crimson, McCoy, Wilson i inni. Najważniejsza dla mnie była muzyka emocjonalnie naładowana, trudna, koniecznie zmuszająca do myślenia, niepokojąca, często dołująca. Bo w depresji to właśnie dołująca muzyka pomaga, a nie dobrystyczne "rzewnojojczące skomlenie" . Kiedy wreszcie zaczęłam dopuszczać do siebie WSZYSTKIE uczucia, zmieniło się nagle moje podejście do muzyki. Tzn. kocham ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej, wciąż mnie wzrusza i porusza. Po prostu nie pełni już tej wyraźnej roli "terapeuty", a jest "jedynie" piękną częścią mego życia, może tak to ujmę
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Maj 15, 2011 21:46, w całości zmieniany 1 raz
Pierwsza "muzyczna syberia", z jaką się zetknąłem, była czarno-biała, a z chwilą wydania przez Tides From Nebula albumu "Earthshine", pojawiła się kolejna - myślę, że równie ważna dla polskiej muzyki, choć z jakże innego dźwiękowego wymiaru.
Jeśli pozostała część płyty będzie równie porywająca, wzmocni się refleksja, że rok 2011 zaznaczy się w moim życiu wielkimi nutami, naprawdę wielkimi.
Czy w jakichkolwiek poważnych plebiscytach na najpiękniejsze nagrania wszech czasów (od kiedy to słowo piszę się rozdzielnie?), może zabraknąć "Throw Down The Sword"?
http://www.youtube.com/watch?v=CohG31ecYfA
Przy okazji, sprostowanie słów Blackenda zza miedzy.
Blackend napisał:
Cytat:
Na onecie jest artykuł przybliżający sylwetkę Phila Lynotta jeżeli kogos interesuje http://muzyka.onet.pl/101...,1,wywiady.html
Swego czasu dość często słuchałem Thin Lizzy szczególnie tych trochę ostrzejszych kawałków. Byli prekursorami stosowania dwóch gitar w zespole
Prekursorami użycia dwóch gitar prowadzących, w szczególności unisono, byli właśnie Wishbone Ash.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Maj 17, 2011 13:52, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Zyon, dziękuję za zalinkowanie muzyki. Słuchana już nie wiem, który raz. Wszystko jest tak spreparowane, jakby to był garnitur szyty na miarę właśnie dla takiego słuchacza jak ja. Uważam, że będziemy mieć pomost pomiędzy starym KC - czyli zespołem emocjonalnym, grającym muzykę dla ludzi, nie dla muzyków, a kolorowymi płytami z lat 80-tych, z dźwiękami zaszeregowanymi obok Talking Heads czy Talk Talk plus rejony eksplorowane obecnie przez grupy typu No-Man. Oznacza to ni mnie ni więcej, że prawdopodobnie oszaleję na punkcie tego, co niebawem będzie można usłyszeć w całości.
Póki co, zero krytyki, zero zastrzeżeń, bo muzyka jest DOKŁADNIE taka, jakiej oczekiwałem. Zaskoczony jestem tylko KAPITALNĄ formą Mela Collinsa - gra jak natchniony, jakby czas zatrzymał się dla niego w roku wydania "Red". Miałem pytać, czemu nie Travis, ale kurcze - od wczoraj nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek miał tam obsłużyć dęciaki, nawet Garbarek, choć obecność kogoś takiego dodatkowo, byłaby niezłym wydarzeniem.
Póki co, Mel Collins, stał się głównym bohaterem muzycznym ostatnich kilkunastu godzin
Jest dobrze, będzie pięknie, a może nawet fenomenalnie.
ps: Klasyką jest czas płyty i zestaw nagrań, jak za dawnych czasów. 3 na jednej, 3 na drugiej stronie czarnego krążka lub kasety 60-tki. No piknie. 8, 9 minutowe nagrania, to czas wg. mnie optymalny, taki, w którym nie ma miejsca na przesadne improwizacje, a pozostaje go na tyle, by nie odczuwać niedosytu.
1. A Scarcity Of Miracles (7.27)
2. The Price We Pay (4.49)
3. Secrets (7.48)
4. This House (8.37)
5. The Other Man (5.59)
6. The Light Of Day (9.02)
Cytat:
'One of my favourite albums of those where I am a determining element. It has the Crimson gene, but it is not quite KC.' - Robert Fripp
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Maj 20, 2011 17:04, w całości zmieniany 4 razy
Zyon, a jak Twoje wrażenia? Czy prostota bijąca od para-Crimsonów działa odświeżająco, czy raczej mdły glut?
Tomek
Czekam na plyte, nie chce ferowanic pochopnych opinii, bo to moze sie skonczyc kompromitacja ten teledysk przesluchalem tak oglednie, bo nie chce sobie robic kawalka "pierwszego kontaktu" a wiadomo czesto pierwszy kontakt wypacza szerszy kontekst. Dla wielu pierwsza poznana plyta czy kawalek w jakiejs tworczosci jest czesto ta najlepsza choc obiektywnie wcale nie najlepsza.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Znam już 4 z 6 utworów z "A Scarcity of Miracles" A King Crimson Project.
Pod linkiem pełna wersja nagrania tytułowego.
http://www.onet.tv/a-king...26,6,klip.html#
Wybornie słucha się tej muzyki w nocy. W nocy umysł miewa lepsze parametry odsłuchowe
ps: Zyon, mowy nie ma o kompromitacji Przy okazji info: Robert Fripp porzucił występowanie na żywo.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Maj 28, 2011 21:02, w całości zmieniany 1 raz
Uwaga!! Skrrrajny subiektywizm i autorytaryzm w ocenie Zetknięcie się z nimi bywa bolesne.
Otóż, najwspanialszy przejaw muzyki metalowej na planecie Ziemia, prawdziwe opus magnum, arcydzieło nieskalane i skończone, pomnik pomników, elita elit, kanon kanonów, ponadczasowy monolit i wulkan ekspresji, czyli album
"BLACKWATER PARK" szwedzkiej grupy OPETH
zostaje ponownie wydany w formie, jak to mówią, wypasionej. Ponieważ sama muzyka jest już wypasiona w kosmos i dobra w trzy pyty i osiem ryjów, to w sumie reedycja nie jest jakąś koniecznością, ale tylko zerknijcie na okładkę.
No i znów: Skrrrrajny subiektywizm i autorytaryzm w ocenie:
Otóż, okładka najbardziej zajebistej płyty metalowej ever, jest najwspanialszą okładką wśród okładek, jakie widziałem kiedykolwiek w dziedzinie Naprawdę Mocnego Uderzenia. Była taka w swej pierwotnej formie, ale w nieco odnowionej i nieco inaczej spreparowanej wersji, po prostu emanuje i uderza maestrią jeszcze bardziej
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Maj 30, 2011 19:10, w całości zmieniany 1 raz
Otóż, najwspanialszy przejaw muzyki metalowej na planecie Ziemia, prawdziwe opus magnum, arcydzieło nieskalane i skończone, pomnik pomników, elita elit, kanon kanonów, ponadczasowy monolit i wulkan ekspresji,
Nie wiedzialem, ze lubisz Reign In Blood Slayera
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
W dzisiejszych czasach nalezy byc ostroznym z natury hehe chociaz w wypadku Frippa moznaby zrobic wyjatek, ja takie wyjatki robie tylko dla Richarda Pinhasa, zreszta nomen-omen czesto kiedys zwanym francuskim Frippem
M i T napisał/a:
Przy okazji info: Robert Fripp porzucił występowanie na żywo.
Szat nie rozedre, widzialem go jak promowali Power to Believe i styka. King Crimson wole sluchac niz ogladac
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Slayer? Może być, jednak to nie ta liga
Ale "Blackwater Park"? Stoi ponad sceną heavy. To jest, proszę ja Ciebie death metal, jakiego słuchałby Fryderyk Nietzsche albo Wagner
No racja, racja, cesarzowi co cesarskie, bogu co boskie, Slayer przeciez jest ponad ligami I ujrzycie ogromna przepasc i niezglebiona otchlan, ktora podzieli metal, a ponad tym wszystkim jest i bedzie zawsze Slayer. Po przebyciu przepasci i otchlani mozecie zaczac odliczanie jakichkolwiek lig, klasyfikacji i podzialow w metalu, a jaka by nie wyszla to ponad kazda z nich bedzie panowal wiecznie Slayer. Zrodlo absolutu, wzorzec, kanon, wyrocznia i miara. Agresji, ciezaru i bezkrompromisowosci, ktora zawarli w 28 minutach arcydziela wydanego w A.D. 1986
M i T napisał/a:
Ale "Blackwater Park"? Stoi ponad sceną heavy. To jest, proszę ja Ciebie death metal, jakiego słuchałby Fryderyk Nietzsche albo Wagner Tomek
Znam takich, ktorzy by sie spierali, ze ci wyzej wymienieni by sluchali Manowar Zwlaszcza Wagner
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Wto Maj 31, 2011 15:26, w całości zmieniany 1 raz
Zyon, zamiast posługiwać się sentymentem, spójrz prawdzie w oczy
Muzyka heavy nieustannie fluktuuje, ale "Blackwater Park" jest jak monolit u Kubricka - idealna, niezależnie od gustów, krytyki, mody czy czasu.
Płyty lepszej od "BP" na niwie "heavy" nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić. Gdyby taka nagrano, musiałbym wziąć urlop
Wagner i Manowar? Nie sądzę. Manowar jest kiczowaty. Manowar gra muzykę dla dzieci niegdyś zbierających plakaty z Dziennika Ludowego. Tak jak Kiss.
Zyon, zamiast posługiwać się sentymentem, spójrz prawdzie w oczy Tu nie chodzi o łezkę wspomnień i spisany kanon muzyki rockowej, tylko o ponadczasowość. Manowar nie posiada wartości ponadczasowej, jest jedynie zjawiskiem, swego rodzaju fenomenem. Ich płyty słuchane po latach przestają się bronić, bo od samego początku tworzone były z przymrużeniem oka.
Są dźwięki, których z całą pewnością będę słuchał w wieku starczym. Sądzę, że nie będą to trzeszczące stawy, chrupiące kości czy tykanie zegara, a właśnie to:
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Dziżas, kocham muzykę z tej płyty jak tylko można kochać muzykę z tej płyty!
Jednak ta nowa wersja okładki do metalowego arcydzieła arcydzieł, jest mniej intrygująca, zbyt oczywista, mniej tajemnicza od pierwowzoru. Howgh
http://www.youtube.com/watch?v=cUce_yjh7SI
Czasem pierwsze wrażenia, zwłaszcza oczojebne, bywają zwodnicze
Zyon, zamiast posługiwać się sentymentem, spójrz prawdzie w oczy
Muzyka heavy nieustannie fluktuuje
Zdaje sobie sprawe, metal to ciagle olbrzymia czesc muzyki ktora slucham. Sa tez rzeczy, ktore sa niezmienne i stale, tak jak w fizyce czy matematyce. Reign In Blood jest taka stala.
M i T napisał/a:
, ale "Blackwater Park" jest jak monolit u Kubricka - idealna, niezależnie od gustów, krytyki, mody czy czasu.
Płyty lepszej od "BP" na niwie "heavy" nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić. Gdyby taka nagrano, musiałbym wziąć urlop
No pamietam, ze zaczales od ostrzezenia o skrajnym subiektywizmie o autorytaryzmie wiec nie bede mocno polemizowal Ja napisalem o Slayer obiektywnie, co akurat tez jest zgodne z moimi przekonanami na temat Reign In Blood . Jak mowilem krolowi co krolewskie ale bogu co boskie w tym wypadku mozna powiedziec wojtowico wojtowskie a bogu co boskie, bo taka jest mniej wiecej relacja Opeth-Slayer
M i T napisał/a:
Wagner i Manowar? Nie sądzę. Manowar jest kiczowaty. Manowar gra muzykę dla dzieci niegdyś zbierających plakaty z Dziennika Ludowego. Tak jak Kiss.
Nie jestem fanem Manowar, w zasadzie ich nie cierpie jak wiekoszisc heavy metalu, jednak wizerunkowy kicz w zadnym przypadku nie przesadza o wartosciach muzycznych a odwolania do Wagnera w dzielach Manowar sa dosc wyrazne.
M i T napisał/a:
Zyon, zamiast posługiwać się sentymentem, spójrz prawdzie w oczy Tu nie chodzi o łezkę wspomnień i spisany kanon muzyki rockowej, tylko o ponadczasowość. Manowar nie posiada wartości ponadczasowej, jest jedynie zjawiskiem, swego rodzaju fenomenem. Ich płyty słuchane po latach przestają się bronić, bo od samego początku tworzone były z przymrużeniem oka.
Tomek
Hehe no nie wiem, zjawiskiem raczej jest Opeth, za parenascie lat oprocz garstki fanow nikt nie bedzie pamietal o tym zespole , ktory tak naprawde nic nie wniosl do muzyki a o Manowar , wprost przeciwnie, beda ciagle pamietac jako o ojacch epickiego heavy metalu. I pisze to nie lubiac Manowar , w zasadzie olewajac Opeth ale ceniac Aakerfeldta za dzialalnosc np w Bloodbath
Ale ponad tymi wszystkimi rozwazaniami o tym co bylo, jest i bedzie, pewne jest ze na pewno byl i bedzie zawsze w metalu jako wykladnia, oltarz i wzorzec z sevre album Slayer z 1986 roku
Ps. oczywiscie rozumiem ten skrajny subiektywizm i autorytaryzm, sam mam plyty , ktore uwielbiam i uwazam za pomniki a ktore mimo wszystko byly kometami i niczym wiecej w ostatecznym rozrachunku.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Znam już 4 z 6 utworów z "A Scarcity of Miracles" A King Crimson Project.
Pod linkiem pełna wersja nagrania tytułowego.
http://www.onet.tv/a-king...26,6,klip.html#
Wybornie słucha się tej muzyki w nocy. W nocy umysł miewa lepsze parametry odsłuchowe
ps: Zyon, mowy nie ma o kompromitacji Przy okazji info: Robert Fripp porzucił występowanie na żywo.
Tomek
Jest juz w sieci
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
no tu i tam i to w jakosci cd od razu sie drze , sie drze oby to nie byl fake
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Śro Cze 01, 2011 17:22, w całości zmieniany 2 razy
e no co wy, jest jest bez zadnych rejestracji, chcecie line na pw?
uhuhuhuhggggggg juz sie nie moge doczekac, odliczam minutki i skundy , dre z 4 zrodel naraz, wyscigi!
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Śro Cze 01, 2011 17:25, w całości zmieniany 1 raz
Tak wiem omega 2013/88 mnie scignie
Juz mam, juz mam, to jest to za co kocham ruskich :walikonik: :walikonik:
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
To zadne problem A tego co napisze nie badz taki pewien, mi sie wydaje , ze moze bedzie odwrotnie
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Kto wie, kto wie, jezeli sie spodziewal kontynuacji Power To Believe to calkiem mozliwe. Ale ja nie oczekuje od Frippa przewidywalnosci i juz wiem delektujac sie beztratnym formatem, wypalajac to na cd, ze to bedzie jedna z plyt, do ktorych bede wracal mocno czesto. Normalnie az pojde sobie kupie dobre wino
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Tomek, Koteczku Kochany, ten ostatni (najdłuższy) utwór to "Light of Day" i JA go już znałam z MiniMaxa! Jest minimalistyczno-pływająco-mroczno-piękny Taki najbardziej "podwodny". I Jakszyk prawie a kapela. Tak więc dobrze Ci mówiłam w ostatnia piątkowa noc, że słyszałam już całą płytę (podzielona pomiędzy NMP i MM).
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Cze 01, 2011 18:28, w całości zmieniany 3 razy
No to ulga Kwiatuszku! Oznacza to bowiem, że na płycie "A Scarcity of Miracles", nie ma żadnego zbędnego dźwięku, dłużyzn lub dziwacznych eksperymentów rozwalających spójność płyty.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Zabiłeś mi klina. Niezła odmiana po - nie boję się tego napisać - arcydziełach okładkowej sztuki, jak:
Nowa jest dość odważną próbą stylizacji na psychodeliczny oldskul, ale też zawiera dziwaczne elementy (jak głowy muzyków), które odnaleźć można np. na "Fireball" Purpli. Bardzo kolorowa, wprawia mnie w nastrój niezdecydowania, delikatnie mówiąc. Niektórzy już piszą o żarcie Akerfeldta. Sam lider-dyktator, jak widać robi co chce, pełna wolność twórcy O muzyce dużo się nie wypowiedział. Miksem zajmuje się maestro Wilson, więc o dźwięk i potężne brzmienie nie ma się co martwić. Pozostaje zagadka muzycznej treści albumu. Wiadomo, że nic nie wiadomo. Opeth stał się najbardziej nieprzewidywalnym zespołem w Roadrunner Records, ale też w całym metalowym świecie. Bo inni są zaszufladkowani, nawet parający się avant-metalem. Wiadomo, czego można się spodziewać od Mastodon, Dillinger Escape Plan itd., ale konia z rzędem temu, kto w miarę rzetelnie odczyta intencje jednego z największych kolekcjonerów starych analogów, miłośnika grup jak Egg, Khan i Bathory w jednym i przy okazji, jednego z najwybitniejszych gitarzystów z taaaaakim feelingiem i zmysłem kompozytorskim!!
Na forach już analizują okładkę. Że czaszki pod drzewem, to nie współpracujący już dawni muzycy Opeth, a dynka Wiberga wisi jakby miała zaraz spaść i faktycznie - Per Wiberg już nie zagra w Opeth. Ciekawe. Poza tym, jakieś płonące miasto i sznurek ludzi skuszonych - jak można się domyślić - owocami pracy zespołu. Na dole, pod ziemią, diabły.. Myślę, że symbolika czarciej kreatywności i wieloznaczności.
Dziwne to wszystko, ale jak przypomnę sobie FATALNĄ okładkę ilustrującą debiut, to z miejsca mi ambiwalencja mija
Tomek
grizzly [Usunięty]
Wysłany: Czw Cze 02, 2011 16:11
[quote="M i T"]...Sam lider-dyktator, jak widać robi co chce, pełna wolność twórcy :) ...
Tomek[/quote]
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak ATORYTARYZM ruleeeeZ......................... ? :-)
Autorytaryzm w sztuce BYĆ MUSI. Najwięksi muzycy czy reżyserzy, ci wpływający na historie sztuki, znali cel, wiedzieli czego chcą, wpływali na świat, kreowali własną rzeczywistość sprawując niepodzielne rządy.
Potępianie autorytaryzmu w czambuł, to jakieś nieporozumienie. Istotne wydaje się być, jakie są jego skutki i gdzie - w jakiej sferze życia - autorytaryzm funkcjonuje. Myślę, że można go uskuteczniać pod świadomą kontrolą.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Cze 02, 2011 16:28, w całości zmieniany 2 razy
grizzly [Usunięty]
Wysłany: Czw Cze 02, 2011 16:41
[quote="M i T"]Autorytaryzm w sztuce BYĆ MUSI. Najwięksi muzycy czy reżyserzy, ci wpływający na historie sztuki, znali cel, wiedzieli czego chcą, wpływali na świat, kreowali własną rzeczywistość sprawując niepodzielne rządy.
Potępianie autorytaryzmu w czambuł, to jakieś nieporozumienie. Istotne wydaje się być, jakie są jego skutki i gdzie - w jakiej sferze życia - autorytaryzm [u]funkcjonuje[/u]. Myślę, że można go uskuteczniać pod świadomą kontrolą.
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Czw Cze 02, 2011 20:42
M i T napisał/a:
Znam już 4 z 6 utworów z "A Scarcity of Miracles" A King Crimson Project.
Pod linkiem pełna wersja nagrania tytułowego.
http://www.onet.tv/a-king...26,6,klip.html#
Wybornie słucha się tej muzyki w nocy. W nocy umysł miewa lepsze parametry odsłuchowe
ps: Zyon, mowy nie ma o kompromitacji Przy okazji info: Robert Fripp porzucił występowanie na żywo.
Tomek
Mnie się nie podoba zupełnie ten projeKCt...
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
zjawiskiem raczej jest Opeth, za parenascie lat oprocz garstki fanow nikt nie bedzie pamietal o tym zespole , ktory tak naprawde nic nie wniosl do muzyki
Oczywiście zupełny brak zgody.
- Opeth, jako pierwszy na świecie zespół death-metalowy, ożenił ekstremum z influencjami z lat 70-tych. Zrobił to z takim powodzeniem, że mimo growlingu i ekspresji charakterystycznej dla death-metalu, połączył dwa zupełnie przeciwstawne środowiska słuchaczy. Na koncerty Opeth przychodzą zachwyceni ich muzyką ludzie wychowani na Pink Floyd, Genesis, King Crimson, VDGG itp. W dużej mierze to zasługa objęcia roli producenckiej przez Wilsona, ale przecież wcześniej miała swoją premierę chyba najbardziej po "Damnation" przystępna muzycznie "Still Life", a dwie nagrane przy udziale Wilsona miażdżące potęgą płyty: "Deliverance" i "Blackwater Park" (w moim ujęciu dwie najlepsze w dyskografii) wymagają osłuchania i sympatii do form o wiele więcej wymagających, niż Led Zeppelin, Rainbow czy dajmy na to Manowar albo nieszczęsny Dream Theater.
- muzycy Opeth wypracowali absolutnie charakterystyczne dla siebie brzmienie, nie mogące być porównywalne z żadnym innym. Steven Wilson, zachwyconą nim, wykorzystał jego elementy na ostatnich płytach Porcupine Tree.
- nieprawdopodobnie wykwintne, zapadające w pamięć na lata, linie melodyczne, które w sutych ilościach zawiera muzyka Opeth. Kontrastując z przepotężnymi, tubalnymi, wręcz "wagnerowskimi" gitarami, są przez to wyeksponowane, by zalśnić jeszcze mocniej i zaskoczyć wrażliwość słuchacza.
- growling i poetycki, aksamitny wokal. Gdy usłyszałem pierwszy raz Opeth, myślałem, że śpiewa tam dwóch wokalistów - jeden growlingiem, drugi zaś wybitnie pięknym, delikatnym wokalem, przywołującym np. Justina Haywarda z The Moody Blues. Zgłupiałem, gdy się dowiedziałem, że to jedna i ta sama osoba - na dodatek wybornie grająca na gitarach, zarówno klasycznych (John Williams by się nie powstydził) jak i elektrycznych. Wracając do growlingu. Tak głębokiego i wciąż pielęgnowanego przez Mickaela, nie słyszałem nigdy wcześniej. To dzięki Opeth pokochałem ten sposób artykulacji przeponą, który to tak świetnie współtworzy emocjonalny wykop tej muzyki.
Nie ma śpiewania o diabłach, demonach i duperszwancach - za każdym razem jest o trudnych relacjach międzyludzkich, bez fatalnego zacięcia społecznego. Sam fakt, że Akerfeldt growluje o niemożności porozumienia się z innymi ludźmi i o różnego rodzaju lękach egzystencjalnych, powoduje że mam ciary
- konsekwetny rozwój, samowolka artystyczna, nieprzewidywalność, zero więzów twórczych, to przymioty, jakie - o paradoksie - decydują o tym, że z utęsknieniem czeka się na kolejny album tego zespołu. I nigdy nie wiadomo, na przykładzie choćby balladowej "Damnation", co popłynie z głośników, poza jednym - że będzie to miało możliwie najwyższy poziom artystyczny i pochodzi z rejonów poza nurtem głównym, mimo, że Opeth podpisali kontrakt z potężną wytwórnią.
cdn.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Cze 03, 2011 19:14, w całości zmieniany 1 raz
"Funeral Portrait" z arcymistrzowskiej, stojącej ponad całym nurtem "heavy", "Blackwater Park"
Utwór w oryginale rozpoczyna zapętlona fraza gitary akustycznej, zwiastująca swoim tempem nadchodzący huragan. Tak się dzieje w istocie, bo "Funeral Portrait" jest jednym z najostrzejszych nagrań Opeth. Gdy słucham ich muzyki po "Deliverance", trudno mi przyswoić myśl, że chłopaki nagrali tak surowy, a jednocześnie bardzo szlachetny kawał mięsistego death-metalu. Miejsce, w jakim panowie wystąpili, też robi swoje.
Myślę, że jeśli komukolwiek ta muzyka "zaskoczy" nie uwolni się od niej nigdy.
http://www.youtube.com/watch?v=Qdq4o6Y6mXw
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Cze 04, 2011 01:42, w całości zmieniany 3 razy
Powalający utwór tytułowy. Na koncercie brzmi równie inspirująco, co na płycie. WYŚMIENICIE zastosowane orientalizmy, obecne zresztą na całym opethowym opus magnum, przyprawiają o gęsią skórę. Wielka muzyka, wielki finał płyty. Końcówka poraża morzem dźwięku. To naprawdę brzmi jak epilog. Kiedyś tak się płyty nagrywało. 2001 rok, jak się zdaje, zapisał się złotymi literami w muzyce "z kuźni".
http://www.youtube.com/wa...fDL5EqQpj4&NR=1
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Cze 03, 2011 21:35, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Pią Cze 03, 2011 21:40
Jeżeli idzie o Opeth:
Pierwszą płytą jaką kupiłem było "Orchid".
Mocno średnia.
Ale dałem im drugą szansę i sięgnąłem po "Deliverance" - i już się nie zawiodłem.
Moje dwie ulubione to rzecz jasna "Damnation" i "Ghosts Reveries"
"Blackwater Park" mam już półtora roku i jakoś nie mogłem się wkręcić, tak samo jak w "Still life".
Ale to też pewnie dlatego, że dawno nie miałem klimatu na tego rodzaju muzę.
Trzeba mieć odpowiedni mod uruchomiony w głowie i poznawać i integrować nowe utwory, a tak to się raczej wraca do starego..
Znów Royal Albert Hall. Tym razem "Hope Leaves". Krótko, pięknie i na temat. Live-wersja zawiera niespodziankę w postaci wybornej partii gitary solowej, której nie ma na "Damnation".
Swego czasu próbowałem zagrać motyw z początku nagrania i mało nie rozerwałem dłoni. Ostatecznie ustawiłem go jako sygnał nadchodzącego sms-a
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Cze 04, 2011 02:02, w całości zmieniany 1 raz
No oczywiscie jakby moglo byc inaczej w wykonaniu diehard fana odpornego na krytyke ale z obiektywizmem to wspolnego nie ma za wiele Niemniej lubie takie polemiki.
M i T napisał/a:
- Opeth, jako pierwszy na świecie zespół death-metalowy, ożenił ekstremum z influencjami z lat 70-tych. Zrobił to z takim powodzeniem, że mimo growlingu i ekspresji charakterystycznej dla death-metalu, połączył dwa zupełnie przeciwstawne środowiska słuchaczy.
Nie pierwszy, wczesniej w death metalu to juz zrobilo pare innych zespolow np Paradise Lost czy finski Furbowl. W metalu jeszcze wczesniej dokonal tego kanadyjski Voivod na przyklad Kto slyszal ich wykonanie Astronomy Domine ten wie o co chodzi.
M i T napisał/a:
- muzycy Opeth wypracowali absolutnie charakterystyczne dla siebie brzmienie, nie mogące być porównywalne z żadnym innym. Steven Wilson, zachwyconą nim, wykorzystał jego elementy na ostatnich płytach Porcupine Tree.
Takich zespolow bylo wiele i w zasadzie nie jest to zaden argument. Wiekszosc zespolow, o ktorych mozna powiedziec, ze sa charakterystyczne czy niepowtarzalne ma swoje unikalne brzmienie. Jak dla mnie Opeth niczym szczegolnym sie nie wyroznia w kwestii brzmienia.
A o ostatnich plytach Porcupine Tree najlepiej nie rozmawiac i spuscic na nie litosciwa zaslone milczenia, wiec ten argument z tym Wilsonem i wykorzystaniem tego brzmienia to raczej kiepski strzal
M i T napisał/a:
- nieprawdopodobnie wykwintne, zapadające w pamięć na lata, linie melodyczne, które w sutych ilościach zawiera muzyka Opeth. Kontrastując z przepotężnymi, tubalnymi, wręcz "wagnerowskimi" gitarami, są przez to wyeksponowane, by zalśnić jeszcze mocniej i zaskoczyć wrażliwość słuchacza.
No takich zespolow bylo przed Opeth w metalu na dziesiatki albo nawet i setki, tak jak takich mocno subiektywnych opinii
M i T napisał/a:
growling i poetycki, aksamitny wokal. (...) Tak głębokiego i wciąż pielęgnowanego przez Mickaela, nie słyszałem nigdy wcześniej. To dzięki Opeth pokochałem ten sposób artykulacji przeponą, który to tak świetnie współtworzy emocjonalny wykop tej muzyki.
j/w, wokalistow laczacych growling i normalne wokale bylo przed Aarkefeldtem wielu
Ot chocby panowie z Anathemy, My Dying Bride, Paradise Lost, The Gathering, Amorphis etc
M i T napisał/a:
Nie ma śpiewania o diabłach, demonach i duperszwancach - za każdym razem jest o trudnych relacjach międzyludzkich, bez fatalnego zacięcia społecznego. Sam fakt, że Akerfeldt growluje o niemożności porozumienia się z innymi ludźmi i o różnego rodzaju lękach egzystencjalnych, powoduje że mam ciary
A jakie to ma znaczenie, muzykislucha sie dla dzwiekow a nie dla tekstow, DIO spiewal o elfach a polowa lat 70 o cpaniu i hipisowaniu ale wartosci muzyki to nie umniejsza.
M i T napisał/a:
- konsekwetny rozwój, samowolka artystyczna, nieprzewidywalność, zero więzów twórczych, to przymioty, jakie - o paradoksie - decydują o tym, że z utęsknieniem czeka się na kolejny album tego zespołu. I nigdy nie wiadomo, na przykładzie choćby balladowej "Damnation", co popłynie z głośników, poza jednym - że będzie to miało możliwie najwyższy poziom artystyczny i pochodzi z rejonów poza nurtem głównym, mimo, że Opeth podpisali kontrakt z potężną wytwórnią.
Sorry ale brzmisz jak facet z wytworni usilujacy wcisnac komus nowa plyte Opeth Sorry ale to jakies oklepane frazesy, ktorych pelno w ulotkach i reklamowkach w sklepach muzycznych, transgresja, przekraczanie granic, nowe rozwiazania hehe niestety Opeth w muzyce metalowej kola nie wynalazl, nawet cieplej wody nie wynalazl. To wczesniej przed nim juz robily zespoly takie jak Voivod, Coroner, Atheist, Believer czy nawet Cynic czy Death.
M i T napisał/a:
-cdn. Tomek
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Pon Cze 06, 2011 08:43, w całości zmieniany 1 raz
Zyon, nie mam dziś czasu na pisanie, ale na razie Ci powiem tak: nie, Death tego nie robili, zdecydowanie nie. To był po prostu metal dość homogeniczny, stopniowo jednak coraz bardziej skomplikowany strukturalnie, głównie rytmicznie. Nie odbieram niczego ojcom death metalu, bynajmniej. Nie implementowano tam jednak w sposób tak niecodzienny jakichkolwiek wtrętów z lat 70-tych. Opeth potrafili tego dokonać nawet na "Deliverance", co już samo w sobie jest czymś zupełnie niewiarygodnym (rozwinę, o co mi biega, spoko)
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Czw Cze 09, 2011 22:07
Co ciekawe Judas Priest i Dream Theater jest na classic rock stage.
Judasi w tym roku po wakacjach kończą karierę.
I dobrze.
Jeszcze jak sobie pomyślę, że mieliby grać klasyczny repertuar...
yyyyyyy
Rob już nie wyrabia wokalnie.
Above Warsaw near friendly music
Dedicated to all good people, from the heart.
Tiger should not be dreaming happily
Planet shall be opposite Warsaw
Softly you warmly
Arriving between light edge
Seeker can sometimes be loving warmly
In musical gate
Traveller sometimes is beautifully fond
Hey, Hey, Hey
Saying under Phebes
Wish will not be after Jupiter
Softly beyond paradise
Going home
Gently seeing tree
Tiger should have been wonderous
Fond river
An island could never be wonderous
Seeker is going to be lightly graceful
To experience
After magical lands playing lovingly
Dreamer might be colourfully wonderous
Serio, jak będę miał więcej czasu, to zrobię generator dla "grizzly'ego"
Niezły mrok! Ciekawe, czy cała płyta będzie utrzymana w takim klimacie... Nic, tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać na jesień!
Marishka
P.S. Właśnie się dowiedziałam, że w maju zmarł mu ojciec... Taki sympatyczny starszy pan... Fajnie, że (wraz z matką) został przedstawiony w znakomitym dokumencie syna...
Wydaje się, że wszyscy mają cenę
Zastanawiam się jak oni śpią w nocy
Jeśli sprzedaż jest na pierwszym miejscu
A prawda na drugim
Po prostu zatrzymaj się na minutę
I uśmiechnij
Dlaczego wszyscy są tacy poważni?
Postępują tak cholernie tajemniczo
Masz zasłonę na oczach,
A twoje obcasy są tak wysokie
Że nawet nie możesz spędzić miło czasu.
Wszyscy patrzą w lewo
Wszyscy patrzą w prawo
Czujesz to?
Płacimy dzisiaj miłością
Tu nie chodzi o pieniądze
Nie potrzebujemy waszych pieniędzy
My po prostu chcemy by świat tańczył,
Zapomnij o metkach
Bez żadnego osądzania
Bez żadnego paplania
Chcemy żeby świat zatańczył.
Zapomnij o metkach
Ok, musimy cofnąć się w czasie
Kiedy muzyka nas jednoczyła
I nie było ciosów poniżej pasa i dziwek,
Czy jestem jedyna która się... zmęczyła?
Czemu wszyscy maja obsesje?
Pieniędzmi nie kupisz szczęścia
Czy wszyscy możemy zwolnić i zacząć się cieszyć?
Gwarantuje że poczujemy się
Dobrze
Wszyscy patrzą w lewo
Wszyscy patrzą w prawo
Czujesz to?
Płacimy dzisiaj miłością
Tu nie chodzi o pieniądze
Nie potrzebujemy waszych pieniędzy
My po prostu chcemy by świat tańczył,
Zapomnij o metkach
Bez żadnego osądzania
Bez żadnego paplania
Chcemy żeby świat zatańczył.
Zapomnij o metkach
Tak, Tak
dobrze, trzymaj się metek
i weź kasę z powrotem
tylko daj mi sześć strun i połowę pieniędzy
i możesz zatrzymać samochody
zostaw mi garaż
i wszystko co ja..
tak, wszystko czego potrzebuje to klucze i gitary
i wiecie co, w ciągu 30 sekund wyjeżdżam na Marsa
Tak, zostawiając po drugiej stronie niezwyciężone różnice
jak ten człowiek, nie można wycenić życia
robimy to z miłości, więc walczymy i poświęcamy się co noc
więc nie potkniemy się i nigdy nie upadniemy
czekając, aby zobaczyć znak klęski
więc sprawimy, że każdy będzie ruszał stopami
więc przywrócić rytm i wszyscy śpiewajmy
to nie jest o…
Tu nie chodzi o pieniądze
Nie potrzebujemy waszych pieniędzy
My po prostu chcemy by świat tańczył,
Zapomnij o metkach
Bez żadnego osądzania
Bez żadnego paplania
Chcemy żeby świat zatańczył.
Zapomnij o metkach
_________________ Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Wstyd przyznać, ale przez te wszystkie lata nie miałem okazji wdać się w romans z kaprysami Paganiniego, a przecież były to materiały bardzo istotne dla rozwoju technik gitar elektrycznych, autorstwa tzw. neoklasyków rockowych, jak Jason Becker i Yngwie Malmsteen.
Troszkę poczytałem o Paganinim. Ponoć był chory, stąd nienaturalnie długie i smukłe palce, pozwalające mu na nieprawdopodobną ekwilibrystykę i możliwości techniczne w opanowaniu skrzypiec. Piszą, że jego technika nie jest do dziś poznana.
W ogóle Paganini miał koszmarne dzieciństwo z despotycznym ojcem w roli głównej. Jako małe dziecię zapadł w katalepsję (tak, na to samo, co opisuje E.A.Poe) i mało brakło, by pochowano go żywcem. Najlepsze jest, że uratował go dostrzeżony ruch palców widocznych znad niedomkniętej trumienki. Zajebioza. Dziw bierze, że jeszcze nikt nie nakręcił mocarnej biografii Paganiniego.
Już wielokrotnie pisałem, że onanizm gitarowy szkodzi twórczości i samej muzyce, ale gdy prócz dźwięku, widzimy również obraz, nabiera to wszystko sensu, choćby jako materiał do zachwytów nad li tylko samą techniką i kosmiczną sprawnością muzyków, którzy mogąc wszystko zagrać w jakikolwiek sposób, nie są w stanie zapanować nad własnym geniuszem i - o paradoksie - OGRANICZAJĄ się do epatowania umiejętnościami technicznymi, które zwykły rozdziawiać gęby słuchaczom ze zdumienia, szczególnie Japończykom Oni to lubią, żółci bardzo lubią jak przyjeżdżają do nich na koncerty rockowi wirtuozi i dokonują ekstremalnych i wyjątkowo widowiskowych technicznych celebracji.
Yngwie Malmsteen jest w moim przekonaniu muzykiem, którego styl można określić jako "Ritchie Blackmore z turbodoładowaniem". I jeden i drugi siedzą po uszy w klasyce i z mniejszym lub większym powodzeniem szczepią nią rockowe środowiska już od lat.
Prócz Malmsteena, Blackmore'a i innych, najważniejszą postacią, jest obecnie ciężko chory na stwardnienie zanikowe boczne Jason Becker, który ponoć jako pierwszy wykonał 5 kaprys Paganiniego, o którym Malmsteen twierdził, że nie idzie go zagrać na gitarze. Beckerowi ta sztuka się udała, na dowód czego ten krótki i bardzo ważny mat. filmowy z 1987, kiedy Jason był młody i sprawny (obecnie niemy, na wózku)
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Natomiast Malmsteen wydał dvd, na którym zarejestrował autorski projekt utworu orkiestrowego, gdzie jego stratocaster pełni role instrumentu solowego. Piorunujący początek "Trilogy":
http://www.youtube.com/watch?v=_dAsarFLcDI
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Cze 18, 2011 18:02, w całości zmieniany 1 raz
ps: Ciekawe. Choroba ujawniła się u Beckera na pocz. lat 90-tych, a on wciąż walczy, wciąż żyje, nie wystąpił kluczowy prekursor zgonu - niewydolność oddechowa. Podaje się, że chorzy maksymalnie przeżywają do ok. 5 lat. Jason Becker żyje z chorobą już 21 lat, a Stephen Hawking 40. Znów inne źródło podaje, że odpowiednie leki wydłużą życie najwyżej o kilka miesięcy. Gdzie tkwi sukces tak długiego trwania w tej strasznej chorobie???
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Cze 18, 2011 20:57, w całości zmieniany 1 raz
Info z obozu Opeth.
Robi się coraz bardziej enigmatycznie. Zupełnie siadła mi spekulacja, jaką - mniej więcej - muzykę będzie zawierać "Heritage".
Dlaczego?
Bo oto wieść niesie, że gościnnie na nowym albumie wystąpi niejaki Alex Acuna, sędziwy muzyk grywający w Weather Report, u H.Hancocka, Petera Gabriela itd.
Ponadto, Pera Wiberga (wielka szkoda) zastąpi (chyba) muzyk wcześniej związany z G.Hughesem i Y.Malmsteenem. Czyżby Mikael miał ekstremalną cofkę w lata 70-te czy co?
Pierwsza myśl, jaka pojawiła się, gdy to czytałem na opethowym forum brzmiała: nowa płyta Opeth ma szanse stać się przekombinowaną jak europejskie kino.
Zobaczymy.
Na marginesie: fota Mikaela, a na niej, ekhmm... kawałek jego analogowej kolekcji.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Cze 19, 2011 16:48, w całości zmieniany 2 razy
znowu to samo meczenie buly na jedno kopyto....dzizas i to nazywaja rockiem progresywnym. tragedia
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Krotko o nowym Wilsonie.
W nagraniach wziął udział mój numero uno instr. dmuchanych, Theo Travis (już kwiczę z radości) - chyba najbardziej wszechstronny saksofonista i flecista na Matce Ziemi. Nie będzie to jakiś epizodzik, ponoć jest autorem naprawdę wielu partii.
Z wywiadu, jakiego udzielił Theo, dowiedziałem się, że całość materiału będzie mocno "canterburyjska", a znając Steve'a, raczej jakaś canterburyjska piwnica, krypta czy loch, bo wesoło to na pewno nie będzie. Theo funkcjonował ostatnio również w tworze zwanym Soft Machine Legacy. Nie znam tego projektu, więc czas najwyższy sięgnąć uchem.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Cze 21, 2011 18:28, w całości zmieniany 1 raz
Krótko jeszcze o zbliżającym się "Heritage" Opeth: na Mourner's Corner piszą, że Mikael zostawił przeponę w spokoju i nie będzie growlu , a track lista ma się przedstawiać w sposób następujący:
1. "Heritage" 2:05
2. "The Devil's Orchard" 6:40
3. "I Feel the Dark" 6:40
4. "Slither" 4:03
5. "Nepenthe" 5:40
6. "Haxprocess" 6:57
7. "Famine" 8:32
8. "The Lines in My Hand" 3:49
9. "Folklore" 8:19
10. "Marrow of the Earth" 4:19
za: wikipedia
Dla każdego rockowego (i nie tylko) zespołu, taki perkusista jest skarbem.
Jak dla mnie, aktualnie numer jeden na świecie wśród bębniarzy.
Jego gra: wszechstronny styl, bardzo drobiazgowa, z perfekcyjnym wyczuciem rytmu, nierzadko skrajnie skomplikowana i odważna, jest swoistym rozwinięciem szczególnie dwóch stylów: Billa Bruforda i Neila Parta, jakby specjalnie pod mój gust.
http://www.youtube.com/wa...feature=related http://www.youtube.com/wa...feature=related
101 and one forests
100 days to abundance
99 percent
98 minutes
97 daughters
96 men in uniform
95 theses
94 pages
93 million miles away
92 johnson solids
91 space wings
90 stable isotopes
89 bullets
88 constellations
87 acres
86 Fahrenheit degrees
85 kilometers of paved roads
84 millimeters
83 writers called Nancy
82 bars
81 poems
80 shilling ale
79 star trek episodes
78 revolutions per minute
77 developing nations
76 trombones
75 springs
74 guns
73 lunar eclipses
72 virgins
71 solar eclipses
70 souls in the house of jacob
69 lies
68 beats per minute
67 counties
66 verses
65 notorious crimes
64 positions
63 years since Independence
62 destroyers
61 kings
60 seconds
59 cents
58 round trips
57 channels
56 members
55 weeks
54 edges
53 postcards
52 white keys
51 genes
50 gates of impurity
49 nights of meditation
48 pairs of shoes
47 wives
46 human chromosomes
45 samourais
44 candels
43 journeys
42 lettered names
41 rounds
40 years of probation
39 lashes before Crucifixion
38 slots
37 years since birth
36 hours
35 soldiers
34 horses
33 recorded miracles
32 paths of wisdom
31 equal frequency ratios
30 Celsius degrees
29 years to orbit the sun
28 grams
27 amendments
26 miles
25 frames per second
24 carats
23 feet below sea level
22 guitars
21 cannon shots
20 years between capture and destruction
19 holes
18 promises
17 unsent letters
16 kingdoms
15 minutes of fame
14 months of morphine
13 attributes of mercy
12 tribes of Israel
11 stars of Joseph
10 commandments
9 moons of Jupiter
8 individual resurrections
7 days of creation
6 sections of repetition
5 books of Moses
4 mothers
3 fathers
2 tablets of stone
1 God
Pewnie macie to w tyłkach, ale "Watchmen" to najlepszy film oparty na komiksie, jaki widziały moje gały, dir.cut oczywizda. Czyste jak kryształ arcydzieło.
Wśród wielu świetnych kawałków muzycznych okraszających dzieło Zacka Snydera, znajduje się ten oto. Chyba go gdzieś zapętlę i wstawię, by odtwarzał się przez dwie godziny na okrągło
http://www.youtube.com/watch?v=tZNG7Azzhr8
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pon Lip 04, 2011 19:26, w całości zmieniany 2 razy
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Artysta zaprosił do wspólnego grania wyjątkowych artystów: Marco Minnemanna (perkusja), Nicka Beggsa (bas), Aziza Ibrahima (gitara), Gary'ego Husbanda (klawisze) oraz Theo Travisa (flet, saksofon). Koncerty będą miały bogatą oprawę multimedialną, nad którą właśnie pracuje Lasse Hoile.
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Sob Lip 09, 2011 23:00
M i T napisał/a:
Spoko, Talk Talk, ale nic nie piszesz o para-King Crimson nowym (?)
Obsłuchałeś się już dostatecznie?
Tomek
Moim skromnym zdaniem "nowe King Crimso" jest marne. Całe szczęście, że to tylko projekt poboczny, i można łatwo zredukowaćdysonans i bronić pomnika, legendy.
Może to autosugestia, ale odnoszę wrażenie, że w tej muzyce słychać, że to nie jest kolektyw, a muzyczny Frankenstein.
No, ale ciężko oczekiwać od albumu skontaniczności, duszy, ładunku emocjonalnego, w momencie gdy każda niemal ścieżka była dogrywana w innym studio, korespondencyjnie, i potem zszywana z tych elementów.. To nie mogło się udać i w rzeczy samej się nie udało.
W dodatku sama stylistyka, jakaś taka smooth jazzowa nie bardzo mi podchodzi.
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Spoko Zyon, choć w zupełności się nie zgadzam. Dobrze, że w końcu się odezwałeś, ale se myślę, że Talk Talk i ten "KC" to w sumie muzyka z jednego drzewa, nie smooth-jazzowa, lecz pełna dystynkcji, klasy, spokoju i całkowicie z premedytacją dawkowanego minimalizmu.
można łatwo zredukowaćdysonans i bronić pomnika, legendy. :
Teraz do Ciebie i na serio. Nie ma żadnego dysonansu. Zespół może nazywać się nawet The Wybaczajmy Wszystkim Band, a jak gra pod mój gust, na takim poziomie, to mnie nomenklatura wali, tak jak wali mnie, że RATM to komuchy czystej wody spod sierpa i młota oraz bezkreśni hipokryci. Muzyka jest najważniejsza, nazewnictwo i otoczka nie mają istotnego znaczenia, przynajmniej w większości przypadków.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Lip 10, 2011 00:38, w całości zmieniany 2 razy
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Nie Lip 10, 2011 17:40
M i T napisał/a:
Zespół może nazywać się nawet The Wybaczajmy Wszystkim Band, a jak gra pod mój gust, na takim poziomie, to mnie nomenklatura wali
W tę stronę to działa, ale w drugą niekoniecznie.
Uważam, że z każdym artstą nawiązuje się pewien rodzaj relacji.
Od każdego oczekujesz czegoś innego.
Nie powiesz mi, że gdyby Peter Hammill z zespołem zaczął grać disco i pląsałby na scenie w kabaretkach, to by Cię to nie ruszyło?
Analogicznie dla mnie byłoby rysą na pomniku, gdyby ten projekt KC był sygnowany jako ten główny KC.
Bo uważam że jest słaby jak na to, czego oczekuję od Crimso
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
Nie powiesz mi, że gdyby Peter Hammill z zespołem zaczął grać disco i pląsałby na scenie w kabaretkach, to by Cię to nie ruszyło?
Mnie nie, gdyż ponieważ owóż zasadziłeś skrajną utopię, ale za miedzą zyskałby z pewnością popularność.
Ciekawe, że znów odwracasz kota ogonem. Mnie interesuje muzyka, zaś "SofM" to nie disco polo ani polo cocta.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Lip 10, 2011 17:59, w całości zmieniany 1 raz
I wszystko jasne. Grunt, to nie tworzyć sobie sztuczne sztywne "pomniki", wtedy mniejsze jest "rozczarowanie".
zenon napisał/a:
Nie powiesz mi, że gdyby Peter Hammill z zespołem zaczął grać disco i pląsałby na scenie w kabaretkach, to by Cię to nie ruszyło?
He, he, he, było już Co prawda nie Hammill ale jeden z naszych ulubionych wokalistów wszechczasów z głosem porównywalnym do PH (pod względem emocjonalności)
Kwiatuszku, lecz mimo wszystko, było to disco a la lata 70-te bardziej, no i zgrywa. W Katolandii grupa T.Tymańskiego Kury nagrała utwór disco polo, w którego środku znalazło się miejsce na solówkę a la Herbie Hancock.
Humor to jedno, ale w razie, gdyby Pietrek na serio podszedł do d.polo (już prędzej uwierzę w Waldkowe klechdy), doszłoby chyba wskutek tego do zakrzywienia czasoprzestrzeni albo wszechświat by się rozleciał. Pewne rzecz są nie tyle niemożliwe, co niemożliwe totalnie
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Nie Lip 10, 2011 21:55
M i T napisał/a:
I wszystko jasne. Grunt, to nie tworzyć sobie sztuczne sztywne "pomniki", wtedy mniejsze jest "rozczarowanie".
a tam od razu sztuczne i sztywne.
IMO to naturalne, że od artysty, zespołu, którego dorobek znamy i cenimy czegoś oczekujemy.
Oczywiście ciężko sprecyzować czego konkretnie. Nie może to być powielenie dotychczasowej twórczości, musi zaskakiwać, nie powinno zejść poniżej pewnego poziomu. Jest jakiś zakres tolerancji: spodziewam się po Opeth mocnego kopa, black metalu - otrzymuję delikatną, liryczną "damnation". Super, mimo, że się tego nie spodziewałem.
Ale w tym przypadku jestem po prostu zawiedziony. I tyle. Nie będę darł z tego powodu szat.
I cieszę się, że to nie jest oficjalne wydawnictwo KC, tylko karmazynowy projekt.
Lojalnie uprzedzam, że jeśli zaprzeczysz, że masz jakieś oczekiwania odnośnie muzyków, to wyszukam tak z 10 cytatów jak wyrażasz entuzjazm na wieść, że ktośtam szykuje się do wydania płyty.
_________________
(\_/)
(O.o)
(> <)
This is Bunny.
Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination.
krzysztof2 Pomógł: 25 razy Dołączył: 14 Maj 2009 Posty: 756
Spoko, Talk Talk, ale nic nie piszesz o para-King Crimson nowym (?)
Obsłuchałeś się już dostatecznie?
Tomek
Sluchuje sobie , ze tak powiem, i roznie to bywa. Sa momenty, ktore mnie drazni, bo mi przypomina Ulvera, a konkretnie wokale. Ogolnie to jesdnak jest ok ale bez zbytniej ejakulacji, fajne do sluchania i konteplowania, przesuwania granic ani awangardy nie ma. Dosc spokojna i stonowana plyta.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Zyon, dystyngowana, to chyba właściwe określenie na muzykę zawartą na "S.ofM.".
Płyta letnia, lekka, takiej się spodziewałem, taką otrzymałem. Gdybym prowadził kawiarnię, byłaby to jedna z najczęściej odtwarzanych w niej płyt
Kolejne wieści w/s "Heritage". Prawdopodobnie:
- nie będzie growlingu, to już chyba pisałem.
- zostanie nagrana przy udziale starych Fenderów: Telecasterów i Stratocasterów. To chyba wyraźnie sugeruje, że Akerfeldt zdecydował się w końcu zajrzeć bardzo, bardzo daleko wstecz. Nie, żebym spodziewał się odgrzewania twardego kotleta, ale przyprawy będą ... korzenne.
- muzyka na nim zawarta, ma być trudna w odbiorze.
- ma być mocno eksperymentalna, psychodeliczna i minorowa. Kraut-rock a la Opeth???
- "The Devil's Orchard" is the single of the album but, according to RockHard, it is not really formated for the radios...On the chorus, there is a very impressive passage where mike repeats "God is dead, God is dead, God is dead..."
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Lip 17, 2011 03:02, w całości zmieniany 1 raz
Z nowego wywiadu, jakiego udzielił Akerfeldt, wynika, że:
- bankowo na "Heritage" nie będzie growlingu, ponieważ Mikael CAŁKOWICIE odciął się na niej od death. Powiedział, że nie jest w stanie rozwijać growlu, a do muzyki z nowego albumu na pewno nie będzie pasował. Nie będzie to jednak w żadnym razie kolejna "Damnation".
Reasumując, Opeth prawdopodobnie całkowicie porzuci ramy konwencji heavy.
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Pon Lip 18, 2011 15:23
http://www.youtube.com/watch?v=xzUCGbVHA3Q
gdy słucham tego, zawsze rycze, mam przed oczami niczemu niewinne porzucone dzieci.. "świat" cierpi na mega nieuleczalną schizofrenie , jednym słowem do d-upy..
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Pon Lip 18, 2011 18:57
Molka oj, nie moje klimaty
ja za to odkurzam sobie Matmatah, (moje klimaty )wydali az dwie plyty ale nie o to chodzi, tylko o moje najlepsze wspomnienia z okresu 10 lat wstecz. Nie wiem czy tez tak macie - lubie robic takie wewnetrzne retrospekcje i patrzec gdzie bylam kiedys a gdzie jestem teraz, fizycznie, swiatopogladowo itp. No i 10 lat temu szalalam na tym koncercie, niesamowita energia wiaze sie z moimi wspomnieniami, z Francja gdzie mieszkalam, studiowalam, z mlodoscia, ludzmi, z ktorymi sie przyjaznilam. Zespolu juz nie ma za to wszystko sobie przypominam. Basista byl niezly pamietam http://youtu.be/Aszp-t_GdX8
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Pon Lip 18, 2011 20:31
Neska napisał/a:
Molka oj, nie moje klimaty
wiem że tego typu kawałki to tylko moje klimaty, z tym utworem mam mocne skojarzenia z programem o porzuconych dzieciach, a ja jestem raczej sentymentalna i gdy włączam "bieg wsteczny" i wracam do przeszłosci tej smutnej, to siem wzruszam zawsze...
Nadarzyła się przedwcześnie okazja, bym poźlamdał nieco
Miałem zrzędnąć przy okazji peanów na cześć "The Big Blue" Bessona, ale wstawiłaś TO w wątku muzycznym.
Co to jest TO?
TO (w tym przypadku) oznacza język francuski. Panie, Panowie - N-I-E-N-A-W-I-D-Z-Ę języka francuskiego śmiertelnie!!!!
Nienawidzę go tak np., jak zlepionej grudy grysiku w rosole, po której rzygałem w przedszkolu, moja cierpliwość w słuchaniu tego lingwistycznego plugastwa wynosi obecnie zero i wiesz co Neska? DZIĘKUJĘ LUCOWI BESSONOWI, że "Wielki Błękit" i "Leon" są pierwotnie w języku angielskim, bo musiałbym zrezygnować z ich oglądania, tak jak rezygnuję za każdym razem z seansu w momencie, gdy lektorem jest Olejniczak (mam tu podobnie jak z francuskim).
Kobieta mówiąca po francusku z sekundy na sekundę traci powab, który niknie, rozpływa się we mgle.
Film w języku francuskim z kopyta nadaje się do odstawki.
Muzyka, gdzie słychać francuski, natychmiastowo wylatuje z kręgu mojego zainteresowania, pełni rolę pariasa.
Facet nawijający po francusku od razu kojarzy mi się z tęczowym parasolem. Wiem, to głupie, muszę to przepracować w wolnej chwili, ale tak mam
Brzmienie języka francuskiego jest ze wszech miar najgorsze. Brzmi bardziej ohydnie niż podblokowe rozprawki dresów, wypowiedź sportowca po rozgrywkach itp. W zasadzie brzmi równie ohydnie co szczekanie jakiegoś małego kundelka, np. ratlerka.
Na całe szczęście, nie słucham ani jednej płyty po francusku. Nie muszę cierpieć dylematów
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Pon Lip 18, 2011 22:19
Tomek niezly jestes najbardziej mnie podbil ten Olejniczak
francuski nie jest taki straszny, o wiele gorszy do zniesienia w muzyce jest dunski - jakby komus sie odbijalo i kladl akcent nie tam gdzie trzeba, mrozny szwedzki, czy np. jakby brzmial tu czeski zabojady dobre sa w HC zobacz tu w ogole nie slychac jezyka http://youtu.be/XNOTfZBedMc http://youtu.be/KR-6xHJU77Y
ale przyznajcie, ze tu (min. 4:50 nie umiem tak ustawic, zeby sie od razu otwieralo) http://youtu.be/3BQZZsmFGUY moj ulubieniec perkusista Fanch ze swoim zgryzem, kitkami i para w rekach nie jest zarabisty
No... nie słychać języka.
Słychać za to niski strój gitar, jednak nie jest to heavy, którego słuchałbym regularnie. Te rejony odwiedzam z rzadka, tak jak Messuggah, z którym morduję się od lat i wciąż nie mogę przyswoić, nie tyle muzyki, co darcia ryjaka. Facet wykrzykuje frazy jak kałasznikow i to mnie wprowadza w stan wnerwienia, tym bardziej, że niemiłosiernie transowy podkład jest po prostu znakomity. No cóż, może Meszuga nagrają w przyszłości album instrumentalny?
Dalej:
Co do tego wesołego zespołu w ostatnim linku. Wszystko byłoby do przyjęcia w ramach rozrywkowego zespoliku, gdyby nie język. Znowu to samo: chcesz powiedzieć "kocham cię", a mówisz o jakimś "żetonie", albo pleplużężąsebłoneparlewu i ... sru
Nie da rady.
Teraz z przerażaniem sobie przypomniałem: po jakiemu mówią w "Pianistce"??????
Mam film w domu, lecz dawno nie zaglądałem. Łyso by było, gdyby jedna z lepszych historii o patologii córka-matka, cierpiała na "francowatość nieuleczalną"
O rrrany, a co z "Delicatessen"? Kurcze. Niedobrze.
Zapomniałbym:
Neska, uwielbiam języki skandynawskie, ich brzmienie. Sam nie wiem, który teraz jest u mnie na topie. Wszystkie są kapitalne, ale chyba najbardziej lubię szwedzki i duński właśnie. Są melodyjne, ciekawe i super brzmią. Szkoda, że na "Blackwater Park" Mikael nie growlował po szwedzku, byłoby jeszcze cudniej, ale czyż w tym przypadku można mówić o kolejnym stopniu wyżej?
Wracając do duńskiego. Mam sentyment i to wieeellki, za sprawą "Gangu Olsena".
Myślę jeszcze, kończąc pastwienie się, że nie ma gorzej brzmiącego języka niż "francowaty". Wszystkie mają coś w sobie, jakiś charakter, podczas gdy Francuzi plują, syczą i żetonują na każdym kroku. Już wolę nawet włoski.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Lip 19, 2011 00:26, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Wto Lip 19, 2011 01:51
Pianistka po francusku? nie zwrocilam uwagi, ale byc moze. Delicatessen tez nie pamietam juz. ALe Pianistka mna wstrzasnela,przed filmem przeczytalam ks. Mocna.
I w Charakterach byl art. http://www.charaktery.eu/...ynym-plaszczem/
A ruski? nie razi Cie;?
mi franc. pasi w koncu to moja mlodosc i superowe czasy u mnie bylo smiesznie, bo dlugo nie moglam zaskoczyc z pisanym francusk robilam bledy. Poza tym ok jak dla mnie jest melodyjny, moze tylko to charchotanie wywalilabym.
ale jakby mi ktos wyznal milosc po dunsku to padlabym fuj to dopiero paskudztwo http://youtu.be/l3tpVIAF6vI
to juz wybieram szwedzki
Sprawdziłem DVD, "Pianistka" jest po francusku.
Mało tego, również "Ils". Trudno, mus "polubić" francuski, taka szczypta ... francowatego dobryzmu, bo te filmy są zbyt wielkie. Ucinam tym samym krytykanctwo wobec żur-języka.
Wróćmy do muzyki.
Tomek
Magdalinha Pomogła: 22 razy Dołączyła: 16 Paź 2008 Posty: 881 Skąd: Warszawa
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Wto Lip 19, 2011 22:47
PPianistka wskakuje na liste moich lektur/filmow do odswiezenia.
Niezle podsumowales moich chlopakow "rozrywkowy zespolik" kiedus szalalm za nimi. Ale jak mowie, bardziej mi chodzilo o tamte czasy - 20 lat to byl wiek
czlowiek byl niepodlegly i nie musial 5xdziennie przygotowywac 5 posilkow
Tomek a Ty i Marishka kiedys paliliscie? co Cie sklonilo, zeby rzucic?
Marishka nigdy nie paliła, nawet nie próbowała (chylę czoła BTW) ja i owszem, przez jakieś 10 lat, maksimum 9,8 lub 10 papierosów dziennie, na imprezach dochodziło do przepalenia, czyli np. paczka lub powyżej.
Głównie zefiry light (najdłużej), wcześniej chamskie caro w miękkim opakowaniu. Po drodze okazyjnie: Lark, Dunhill, John Player Special, Ronson, Eve , Marlboro czerwone, brązowe (ohyda), Carmen (gorsze niż Klubowe), Rothmans, Gitanes, Dumont, Camel, Chesterfield, Partagasy i in. W przypływach desperacji, a było kilka takich momentów, nawet Radomskie, Klubowe, Popularne czy Poznańskie
Palenie to był głównie rytuał - do kawy, do mocnej herbaty, po sutym posiłku, do towarzystwa, przy piwie, przy wódce lub gdy się dołowałem jako nastolatek
Rzuciłem tak po prostu. Gdy odbierałem Kwiatuszka z lotniska w Balicach, byłem już CZYSTY jak łza. Ostatniego wypaliłem jakieś 6 lat temu W tej chwili lekki nawet zapach dymu mnie drażni. Nie pamiętam również, kiedy ostatni raz byłem pijany. Życie bez fajek jest cudne, tak jak bez alkoholu, poza oczywiście zestawem okazyjnym raz na miesiąc lub rzadziej, czyli piwo plus chipsy (te cienkie niczym frytki) do filmu trwającego jakieś 150 min.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Śro Lip 20, 2011 01:53, w całości zmieniany 3 razy
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Wto Lip 19, 2011 23:53
o, Malgorzata Liszyk-Kozlowska byla przed chwila w Malej CZarnej na 4, szkoda, ze za pozno wlaczylam.
co do fajek to ja bym czasem zapalila, taka mam chec, ale raczej nie chcialabym jej ulec
u mnie bylo popalanie - okazyjne, potem dla odstresowania sie, przy alko., raz mniej raz wiecej. rzucilam przed pierwsza ciaza. Jakbym chciala wrocic to musialabym przetestowac chyba wytrzymalosc mojego meza nie cierpi dymu
Zyon, dystyngowana, to chyba właściwe określenie na muzykę zawartą na "S.ofM.".
Płyta letnia, lekka, takiej się spodziewałem, taką otrzymałem. Gdybym prowadził kawiarnię, byłaby to jedna z najczęściej odtwarzanych w niej płyt
Tak czy siak, nie bedzie to chyba plyta, ktora w jakichkolwiek podsumowaniach tego roku bedzie sie liczyla. Plyta, ktora wyszsza i to chyba jedyny godny zanotowania fakt na jej temat.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ja tam czasem lubie zalac ryja i sie zresetowac, np jak wpadnie jakis dawno nie widziany znajomy, wtedy tez moge wypalic nawet wagon fajek, bo po prostu fajki traktuje jako sporadyczna uzywke i "przyprawe"" do alkoholu, choc na codzien nie pale
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Śro Lip 20, 2011 11:08, w całości zmieniany 1 raz
Tak czy siak, nie bedzie to chyba plyta, ktora w jakichkolwiek podsumowaniach tego roku bedzie sie liczyla.
Jakichkolwiek? Za duże słowo. W moim podsumowaniu będzie się liczyć z całą pewnością.
Za spójność, piękno, wyrafinowany pop, piękne dęciaki, letni nastrój.
Chodzilo mi glownie o podsumowania muzyczne, bo fakt, ze Fripp w koncu nagral album po 8 latach gdzies tam w jakims podsumowaniu zauwaza, chocby w wydarzeniach roku 2011 w Teraz Rocku. Muzycznie to zadne wydarzenie.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Zyon, w sumie nie ma sensu toczyć długich dyskusji nad tym Frippowym projektem, bo nie jest to płyta wybitna, żadne arcydzieło, nic z tych rzeczy. Ot, muzyka piękna i przyjemna z chwilami nieco odbiegającymi od poczucia spokoju. Tyle. Co nie znaczy, że przepadnie w zapomnieniu. W zalewie muzycznego shitu, byłoby to poważne zaniedbanie. Zresztą, nie ma takiej możliwości, bo świat zwykle reaguje na jakąkolwiek wieść o planach Roberta Frippa.
Pisałem swego czasu o rodzaju pomostu między nią a "Red", dziś zweryfikowałem swój zbyt egzaltowany osąd. Różnica w ciężarze gatunkowymi między pobocznym projektem "S.ofM." a "Red" - o ile jest sens takich porównań - najzwyczajniej przytłacza.
O ile Fripp pokusi się o wydawnictwo firmowane nazwą King Crimson, mnie będzie musiał przekonać czymś zupełnie innym, niż wszystko do "Red" i wszystko po "Red".
Nagranie płyty pod szyldem KC zawsze zobowiązywało do czegoś znacznie ważniejszego od zdobycia uznania masowego słuchacza.
Już w latach 80-tych King Crimson nie był tak samodzielny artystycznie, jak w latach 70-tych, bo nagrywał płyty, które równie dobrze mógł stworzyć Talking Heads. Nawet sposób poruszania się przed mikrofonem Byrne'a, został zaadoptowany przez Adriana Belew, że o samej muzyce nie wspomnę. King Crimson przez całe lata 80-te nagrywał pod wielkim wpływem Gadających Głów. Zyon, Zenon, Bruford: też macie takie wrażenie?
Nie żebym się czepiał, ale wczoraj mnie napadło i znalazłem wiele podobieństw, w niektórych momentach wręcz nachalnych.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Lip 22, 2011 20:46, w całości zmieniany 1 raz
King Crimson przez całe lata 80-te nagrywał pod wielkim wpływem Gadających Głów. Zyon, Zenon, Bruford: też macie takie wrażenie?
Dosc kontrowersyjne twierdzenie Osobiscie nie sadze, ze Fripp byl w ogole pod czyims wplywem.
Tak w oderwaniu a moze i nie, od King Crimson osobiscie uwazam, ze chyba Yes nagral ciekawsza plyte a na nich krzyzyk juz wieki temu polozylem.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Sob Lip 23, 2011 20:27
Nie potrafiła udźwignac ciężaru sławy, talent obrócił się przeciwko niej samej, sława popularnosc, pieniądze, bogactwo, alkohol, narkotyki no i smutny koniec .
Zyon, napisz coś więcej o swoich wrażeniach odnośnie Yes, boś mnie nieźle zaskoczył.
Po pierwsze, nie wiedziałem, że staruszki mają nowego kwilącego przy mikrofonie i na dodatek jeszcze płytę nagrali. Nową.
Zerknąłem jedynie na YT i zupełnie nie pojmuję, czemu nowy wokalista powiela starego, jak w Dżemie. Dodatkowo, facet piszczy, ja pierniczę
Ja uwielbiam ten kawałek:
http://www.youtube.com/watch?v=TcoKxYv8NCQ Röyksopp - You Don't Have A Clue
Uwielbiam przy nim wieczorem zapalić. Wiem, wiem to niezdrowo Ale za bardzo to lubię. Dym z papierosa potrafi dodać kawałkom niepowtarzalnego klimatu Szczególnie tym minimalistycznym ze Skandynawii i Islandii.
Ja uwielbiam ten kawałek:
http://www.youtube.com/watch?v=TcoKxYv8NCQ Röyksopp - You Don't Have A Clue
Uwielbiam przy nim wieczorem zapalić. Wiem, wiem to niezdrowo Ale za bardzo to lubię. Dym z papierosa potrafi dodać kawałkom niepowtarzalnego klimatu Szczególnie tym minimalistycznym ze Skandynawii i Islandii.
Dziś u mnie rządzą Żydzi. Odkryłem, że Bar Kokhba Sextet nagrali "Lucifer: The Book of Angels 10". Świeeeetne, jak zwykle
Poza tym, harmoniczny i tonalny - bo tylko takiego trawię - John Zorn i fragmenty z "Alhambra Love Songs" i "O'o".
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Lip 24, 2011 19:20, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Co słabe? Że Opeth?
Nie sądzę, choć tylko raz przesłuchałem. Myślę jednak, że do końca tego dnia zdążę jeszcze sprawdzić go kilkanaście razy.
Odważny facet z tego Mikaela. Totalny oldskul w Roadrunner Records plus olewka opinii fanów-sranów. To lubię. Jeśli muzyka ma być dobra, musi być robiona pod siebie, jak kupa. Inaczej wychodzi produkt, co nie znaczy, że badziew. Badziew w większości, lecz nie zawsze.
Steven Wilson we wrześniu tego roku odda do rąk słuchaczy swój nowy, podwójny (co za niemodne słowo w tych czasach) album solowy, na który, wskutek poniższej próbki zawierającej muzykę absolutnie najwyższych lotów, czekam o wiele bardziej zapalczywie niż na cokolwiek dobrze rokujący "Heritage" Opeth.
Można też posłuchać sampli z całości, ale już sam "Remainder the Black Dog" zwala z nóg, natomiast próbki powodują tylko nerwową chęć posunięcia czasu do przodu. To niezdrowe.
Poprzednia autorska płyta Stefka - "Insurgentes", była dobra, nawet bardzo, lecz to, co się szykuje we wrześniu powoduje ciary, po prostu. Perspektywa obcowania z dziełem człowieka, który prawdopodobnie na dwóch płytach skumuluje w wytrawnych aranżach całą swą fascynację muzyką lat 70-tych, ubierając ją jednak całkowicie po swojemu, działa wyjątkowo stymulująco. Dawno nie zaliczyłem takiego muzycznego kopa.
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Śro Sie 03, 2011 21:53
Molka napisał/a:
Nie potrafiła udźwignac ciężaru sławy, talent obrócił się przeciwko niej samej, sława popularnosc, pieniądze, bogactwo, alkohol, narkotyki no i smutny koniec .
Molcia dzieciaku, wydaje mi sie, ze to nie tak, nawet sobie sprawy nie zdajemy, w jaki mechanizm wpada talent typu Amy (zreszta ni etylko jej przyklad) , taki ktos jak tylko zostanie odkryty od razu zostaje oblepiony przez karaluchy medialno-wytworniane, oblepiony niczym winogrono, staje sie zlotym zrodlem , ktore trzeba udoic na maxa ile sil starczy, narkotyki, alko, wszystko ma podsuniete pod nos, a karaluchy wisza na niej. Po pewnym czasie taka osoba przez narkotyki zaczyna zyc w dwoch swiatach, malo osob wytrzymuje takie miazdzenie, to sie tylko tak wydaje, ze sie ma wladze nad wszystkim, ze sie spiewa, ma swoich fanow, to napradwe inaczej wyglada potem, jak taka osoba zostaje starta na miazge i ledwo juz przedzie pojawia sie pielegniarka, pokojowka, ktokolwiek i pach, nie ma czlowieka. Bo nie mozna dopuscic, zeby nagle sprzedaz plyt spadla. Ona nie byla przeciez poerwsza.
Pomógł: 37 razy Wiek: 38 Dołączył: 25 Sty 2006 Posty: 5633 Skąd: z nienacka
Wysłany: Czw Sie 04, 2011 01:36
M i T napisał/a:
Steven Wilson we wrześniu tego roku odda do rąk słuchaczy swój nowy, podwójny (co za niemodne słowo w tych czasach) album solowy, na który, wskutek poniższej próbki zawierającej muzykę absolutnie najwyższych lotów, czekam o wiele bardziej zapalczywie niż na cokolwiek dobrze rokujący "Heritage" Opeth.
Można też posłuchać sampli z całości, ale już sam "Remainder the Black Dog" zwala z nóg, natomiast próbki powodują tylko nerwową chęć posunięcia czasu do przodu. To niezdrowe.
Poprzednia autorska płyta Stefka - "Insurgentes", była dobra, nawet bardzo, lecz to, co się szykuje we wrześniu powoduje ciary, po prostu. Perspektywa obcowania z dziełem człowieka, który prawdopodobnie na dwóch płytach skumuluje w wytrawnych aranżach całą swą fascynację muzyką lat 70-tych, ubierając ją jednak całkowicie po swojemu, działa wyjątkowo stymulująco. Dawno nie zaliczyłem takiego muzycznego kopa.
Zmyleni tytułem, obejrzeliśmy dziś z Tomkiem myśląc, że "kochający tatuś" co nieco opowie o córce, a tu niespodzianka - reklamówka brzuchatego, odpychającego gościa, użalającego się nad SWOIM cierpieniem i kompletnie nie rozumiejącego cierpienia córki.
Wszystko byłoby ok, gdyby nie bezczelnie mylący tytuł i jedynie skąpe okruszki info o Amy (m.in., że rodzice rozwiedli się, kiedy miała 10 lat)...
Świetny Gudrii ten God Is An Astronaut!!
Zwłaszcza, że fragmenty z Kubricka fajnie się poukładały z muzyką. Np. mamy uderzenie dynamiki w momencie, jak Hal powoduje śmierć kosmonauty w przestrzeni. Rewelacyjne synchro.
No i nazwa zespołu też się komponuje, przecież Odyseja to dzieło na wskroś iluminackie, a oświecenia dostąpił nie kto inny, jak astronauta. Stał się tak naprawdę bogiem, nadczłowiekiem po tej swojej ponadczasowej wędrówce.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Sie 05, 2011 15:35, w całości zmieniany 4 razy
synchro jest faktycznie dobre. Muszę sobie obejrzeć film bo go zupełnie nie kojarze. "Austronauta jest bogiem", to też ładnie pasuje do naszych forumowych teorii.
_________________ "The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
w god is an astronaut nastapily zmiany personalne, nie wiem jak to sie odbije na muzyce i tempie wydawania albumow, ktore bylo zbyt szybkie jak dla mnie. dopadal ich casus mars volta
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Czw Sie 11, 2011 09:42, w całości zmieniany 1 raz
zzalezy co kto u nich szuka, najbardzizej melodyjna w te cale piekne, shoegazowe, nieobecne, eteryczne melodie jest All Is Violent All Is Btright z takimi hiciorami jak ten kawalek co gudrii zapodal czy najsliczniejszy Forever Lost http://www.youtube.com/wa...feature=related
Z kolei dwie ostatnie ida ( co mnie niezmiernie cieszy) w strone takiego bardziej jazgotliwego, noisowego nieco mniej klimatycznego a o bardziej progresywnym czy eksperymentalnym zacieciu brzmienia, tutaj bym polecil przedostatnia o tytule takim samym jak nazwa zespolu. http://www.youtube.com/wa...feature=related
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Czw Sie 11, 2011 18:01, w całości zmieniany 1 raz
Dzięki Zyon, zapewne skorzystam z pierwszej opcji, bo mam mega-fazę na muzykę tętniącą melodią, dopieszczonym aranżem, schludnością i nade wszystko klimatem. Eksperymentalny jazgot coś mi ostatnio nie wchodzi, nawet jak szperam po stronie Tzadik Records, to omijam pozycje awangardowe i sięgam po jakiś stary klezmer.
Doskonały przykład, jak wiele może dziać się w krótkim nagraniu. Oczywiście, sterczenie przy remasteringu wielkich, starych płyt, jak "Lizard", pozostawia piętno, więc nietrudno się dziwić Wilsonowi, że owładnął go czar złotej ery rocka. W tej miniaturce słyszę także chórki prawie jak przeklejone z 4 pierwszych płyt The Moody Blues.
Nie wyobrażam sobie, by nowa płyta Stefana miała na tyle słabe punkty, by zdołały przyćmić wrażenie smakowania czegoś naprawdę wartościowego.
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Nie Sie 21, 2011 20:39
dario_ronin napisał/a:
Molka napisał/a:
tej ziemi
1 Słowa Koheleta1, syna Dawida, króla w Jeruzalem.
2 Marność2 nad marnościami, powiada Kohelet,
marność nad marnościami - wszystko marność.
Księga Koheleta
Nic nowego pod słońcem
3 Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem?
4 Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi,
a ziemia trwa po wszystkie czasy.
5 Słońce wschodzi i zachodzi,
i na miejsce swoje spieszy z powrotem,
i znowu tam wschodzi.
6 Ku południowi ciągnąc
i ku północy wracając,
kolistą drogą wieje wiatr
i znowu wraca na drogę swojego krążenia.
7 Wszystkie rzeki płyną do morza,
a morze wcale nie wzbiera;
do miejsca, do którego rzeki płyną,
zdążają one bezustannie.
8 Mówienie jest wysiłkiem3:
nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami.
Nie nasyci się oko patrzeniem
ani ucho napełni słuchaniem.
9 To, co było, jest tym, co będzie,
a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie:
więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.
10 Jeśli jest coś, o czym by się rzekło:
«Patrz, to coś nowego» -
to już to było w czasach,
które były przed nami.
11 Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli4,
ani też o tych, co będą kiedyś żyli,
nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem.
Dzięki Zyon, zapewne skorzystam z pierwszej opcji, bo mam mega-fazę na muzykę tętniącą melodią, dopieszczonym aranżem, schludnością i nade wszystko klimatem. Eksperymentalny jazgot coś mi ostatnio nie wchodzi, nawet jak szperam po stronie Tzadik Records, to omijam pozycje awangardowe i sięgam po jakiś stary klezmer.
Tomek
z tazdika polecam tegoroczny Pitom, same zydki graja ale fajnego avant-rio-punk rocka , dziwnie co prawda brzmi takie zestawienie ale zareczam , ze jak sie poslucha to ma to sens. Wsciekle smyki i ciezkie gitary.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Wto Sie 23, 2011 20:04, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Chłopaki z band-u mieli ciężki orzech do zryzienia. Wydać album po znakomitym, klimatycznym Stadium Arcadium.
jak dla mnie skonczyli sie na Blood Sugar Sex Magik, jakos mi ciezko przechodza te ckliwe pioseneczki o niczym, ani funkowego pi3rdolniecia ani fajnej ballady typu Under The Bridge, takie w sumie nijakie jakby nia pierwszy rzut ucha. troche flea zapomnial ze przede wszystkim jest funksterem a nie zwyklym basista. na razie sie przegryzam ale czy sie przegryze to sie okaze...
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Nie Sie 28, 2011 22:12, w całości zmieniany 1 raz
Jezusmaria, coś Ty napisał?! Jakbym ja to napisał, od razu kubeł albo nicość. Wy tu wszyscy macie jakieś k-urwa fory albo co!
Tomek
wladze nie zagladaja do tego tematu jako nieistotnego i malo waznego muzyka to przeciez jakis zbyteczny kwiatek do kozucha dietetycznej swiadomosci smalcowo-podgardlanej, kto powazny by zaladal do tematow muzycznych
poza tyma by podjac polemike z zastosowaniem w/w terminu trzeba by zglebic tworczosc red hotow i udowodnic, ze tego slowa nie poinno byc
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Pon Sie 29, 2011 11:43, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 60 razy Dołączyła: 02 Maj 2009 Posty: 6909
Wysłany: Pon Sie 29, 2011 15:21
M i T napisał/a:
zyon napisał/a:
pi3rdolniecia...
Jezusmaria, coś Ty napisał?! Jakbym ja to napisał, od razu kubeł albo nicość. Wy tu wszyscy macie jakieś k-urwa fory albo co!
Tomek
rozumiem iż chciałes powiedziec że nie używasz wulgarnych słów...
oj Tomku coś Ci się pomyliło, gdyby Twoje wszystkie k- wyrzucac do kosza, pęk by w szwach...
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
heniu007 Pomógł: 13 razy Dołączył: 17 Cze 2010 Posty: 385
Wysłany: Śro Sie 31, 2011 13:46
zyon napisał/a:
nowy NoSound sobie slucham
Chodzi Ci o album zatytułowany: "The Northern Religion Of Things" ?
Wikipedia zatrzymała się na albumie "sol29 (2010 Remaster)".
Jeszcze nie miałem okazji posłuchać tego zespołu. Ale gdy zobaczyłem dwa słowa "progressive rock", chętnie poznam tego artystę.
Nowy album Red Hotów, fajnie instrumentalny Flea na pianinie Progresywnie !
Ten "nowy" Nosound, to tak naprawdę akustyczne wersje starych nagrań.
BTW, słyszeliście koncert Archive z roku 2006, kiedy to skompromitowali się muzycznie w trójce, w studiu Osieckiej? To był jeden wielki koszmarek i beka. Aż dziw bierze, że ci ludzie są autorami jednej z najpiękniejszych płyt świata tego: "You All Look the Same to Me".
Wyszedł najpierw Kaczor, zapowiedział coś zupełnie niewiarygodnego, a po kilku minutach pękła opona i z flaka uszło całe powietrze. Żenua. Ciekawe, czy mieliście okazję
Naturliś my Love!!
To znaczy - Stefek, podobnie jak ja, uwielbia azjatyckie ghost story, więc to jednak koreluje z jego osobistymi fascynacjami. Być może Lasse również, ale tego akurat nie wiem. Clipy są wspaniałe, może nie tak sugestywne jak mega-arcydzieła Tool, ale robią wrażenie krótkiego spektaklu emocjonalnego, ściśle współpracującego z dźwiękami.
ps: Wilson idealnie wpisuje się produkcją dźwięku w mój gust. Wszystko jest tip-top.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
tworczosci kelthuza doswiadczam prawie codziennie, pisanej i spiewanej, nawet mi dedykowal niektore kawalki
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Próbki, sample z nadchodzącej wielkimi krokami "Heritage". Szkoda, że jakość paskudna, ale nawet gdyby, cóż można wynieść z sampli poza wrażeniem jeszcze większego zniecierpliwienia, ba, wręcz gorączki
Na oko jednak widać, że pilot albumu - "Devil's Orchard" będzie najsłabszym ogniwem tego bardzo, ale to bardzo obiecującego wydawnictwa.
http://www.youtube.com/watch?v=PimgcBIc90I
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Problem w tym, że miast mnie uskrzydlać, power metal raczej śmieszy. Nic na to nie poradzę.
Ponadto, cechą nadrzędną jest tu przekrwiony patos i często zbyt wyostrzone brzmienie, które przez to traci na potędze. Krótko mówiąc, wszystko zgrzyta, a dźwięk nie jest "okrągły" i pełny.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Wrz 01, 2011 20:10, w całości zmieniany 1 raz
Kult jednostki, ślepe oddanie autorytetowi, brednie o agresji państwa na obywatela (filozofia klas ---> pojęcia błędnie zaszuflodkowane do jednej klasy).
Problem w tym, że miast mnie uskrzydlać, power metal raczej śmieszy. Nic na to nie poradzę.
Ponadto, cechą nadrzędną jest tu przekrwiony patos i często zbyt wyostrzone brzmienie, które przez to traci na potędze. Krótko mówiąc, wszystko zgrzyta, a dźwięk nie jest "okrągły" i pełny.
Tomek
przeciez cala jego tworczosc taka jest, chociaz ta ostatni kawalek o gwiazdach ktore milcza to na jakas popowa modle
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Kult jednostki, ślepe oddanie autorytetowi, brednie o agresji państwa na obywatela (filozofia klas ---> pojęcia błędnie zaszuflodkowane do jednej klasy).
raczej nie za bardzo wiesz o czym mowisz ale to w sumie niewazne
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Pią Wrz 02, 2011 08:46, w całości zmieniany 1 raz
Broda Spocka w najwyższej formie. Ze znakomitego albumu "V" utwór "Thoughts (Part II)"
http://www.youtube.com/watch?v=_eYmMmzuIIY
będący jednym z kilku wyraźnie inspirowanych twórczością Łagodnego Olbrzyma.
Umowna, pierwsza część znajduje się na równie znakomitej "Beware of Darkness" - drugiej w dyskografii.
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Co pewien czas mam wyraźną ochotę na amerykańskiego rocka z ambicjami. Spoki świetnie zaspokajają taką fazę
Takie dwie perełki z NDV na wokalu. W zasadzie po "Feel Euphoria" przestałam śledzić działalność Brodaczy.
Marishka
P.S. Byłam święcie przekonana, że "She's Everything" była na "Feel Euphoria" (2003), a okazuje się, że na "Octane" (2005). Hmmm... To jakim cudem pamiętam, że po raz pierwszy słuchałam tego utworu w NMP razem z Tobą, Kochanie jesienią 2004?
P.P.S. Dobra, może to nie była jesień tylko przedpremierowe odsłonięcie rąbka płyty przez Kosiaka na miesiąc przed wydaniem, to by pasowało na grudzień/wczesny styczeń 2005 Bo mam przed oczami, jak klikam wówczas do Ciebie na GG z mojej piwnicy na innym końcu świata
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Wrz 03, 2011 19:13, w całości zmieniany 5 razy
Tak, Kosiak wyłowił i puszczał sporo przed premierą
Tak nieco na marginesie - brat Neala Alan, to naprawdę znakomity gitarzysta o bardzo nietypowej artykulacji.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Wrz 03, 2011 19:51, w całości zmieniany 1 raz
Dobra, nie daję rady dłużej się powstrzymywać, bo nowy album Opeth zatytułowany "Heritage" miażżżżżdży! Słuchamy już nie wiem który raz, szczególnie kilku nagrań. Typowy efekt rozpuszczającej się tabletki. Przy pierwotnym zetknięciu się z ich nową muzyką, zostałem absolutnie zaskoczony, mimo że wiedziałem mniej więcej czego się spodziewać.
OPETH nie tyle zaprzestał death-metalu, bo tak naprawdę skończyli z tą najszlachetniejszą odmianą heavy wraz z "Deliverance", ale na "Heritage" mamy do czynienia z grupą, która w oparciu o inspiracje latami 70-tymi i własny styl, ma wszelkie szanse nagrać za kilka lat jedną z najważniejszych płyt w historii muzyki progresywnej.
Na razie kilka utworów z "Heritage" przekręciło mi dynię, a mózg zawrzał od zachwytu. Przynajmniej 4 tytuły deklasują prawie wszystko, co ukazało się po wybitnej "Deliverance" - nie przymierzając gatunkowo oczywiście.
Słabsze punkty? "Slither" - ukłon w stronę Rainbow, Purpli. Reszta mniej lub bardziej znakomita.
Teraz powstaje pytanie: JAK będą wyglądać koncerty Szwedów?
Na "Heritage" jest kilka punktów wyjściowych do bardzo długich improwizacji koncertowych, więc???
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Wrz 04, 2011 02:05, w całości zmieniany 2 razy
Szukałem właśnie opinii na temat obecnej kondycji Dream Theater, najgorszego zespołu rzekomo prog-metalowego, jaki stąpał kiedykolwiek po ziemi. Dlaczego najgorszego? Bo śmią jego członkowie określać się mianem, które zakłada rozwój artystyczny, nie zaś nużące, mdlące i pędzące donikąd kaskady dźwięków. Można się na to nabrać raz, drugi, może nawet kolejny, ale ileż można słuchać wycia LaBrie i konsumować nie znające dyscypliny popisy muzyków-onanistów???? Długo nie można, chyba, że słuchacz traktuje muzykę jak cyrk - patrzcie no! Są już na scenie, oni potrafią tak zapieprzać, że szczena opada. Ten np. Petrucci, zajebisty, no nie?
Nigdy nie zapomnę kolesia w średnim wieku, kiedy byliśmy na koncercie Teatru Schorzeń w Spodku, który to bił islamskie (tak to wyglądało) pokłony w kierunku sceny. Fakt, nagrzmocił się, to pewne, ale nie rozumiem podziwu: fatalne nagłośnienie, muzycy "każdy sobie", ledwo można było cokolwiek wyłapać. Ale był cyrk i na cyrkowe zagrywki dają się nabierać fani tego zespołu. Zespołu, który nagrał jedną bardzo dobrą płytę i kilka bardzo dobrych nagrań. To wszystko. A potem stopniowy obsuw i gonitwa za własnym ogonem. Nihil novi mocium panie, to samo cyrkowe granie
Ale przy okazji riserczu natknąłem się na caladanie na taki oto kwiatek, akurat nie związany z DT. Litościwie nie podam autorstwa:
Cytat:
wymykał się sztywnym ramom progresywnego grania
SZTYWNYM ramom PROGRESYWNEGO grania, heh..
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Wrz 04, 2011 15:31, w całości zmieniany 2 razy
Stefek rulezzzzzzzzz!!!!!!!!!!!!!!!!
Lasse ze swoimi mrocznymi wizjami też. Idealnie by było, gdyby razem (Stefek + Lasse) wyprodukowali jakiś HORROR!!! Swego czasu fascynowałam się sztuką Dave'a McKeana. Jego wyobraźnia właśnie przyczyniła się do powstania "MirrorMask". Myślę, że Lasse pasował by idealnie do horroru!
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Wrz 04, 2011 16:25, w całości zmieniany 1 raz
ekhmm, a co ten hippiepotam ma na t-shircie??
A Theo wygląda jak Kosiak ))
Tam jest dwóch Kosiaków (basista jeszcze bardziej go przypomina)
ps: Niestety, mankamentem pozostaną jednak neo-progowe piszczki syntezatorowe.
W zasadzie powinienem już przed odsłuchem skreślić całą płytę. Zobaczymy.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Nie Wrz 04, 2011 16:59, w całości zmieniany 6 razy
Petrucci juz nie gra w Dream Theater, teraz tam gra na bebnach Mike Mangini znany m.in z Annilhilator. Nowa plyta jest bardzo slaba ale to standard w wypadku tego zespolu.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Hehe rezczywiscie, no tak, ach ci onanisci, wez ich rozroznij
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
dziwny ten nowy Opeth, zupelnie niemetalowy i cos mi przypomina tylko jeszcze nie moge namierzyc w pamieci co.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
i cos mi przypomina tylko jeszcze nie moge namierzyc w pamieci co.
I TO jest najlepsza rekomendacja dla "Heritage"
Aluzyjność! Bo tu chodzi tylko o aluzyjność, inspiracje, ale nie o powielanie. To wciąż Opeth - natychmiast rozpoznawalny, mimo diametralnie innej muzyki.
Ale jeśli miałbym szperać w poszukiwaniu inspiracji: Popol Vuh, East of Eden, zdiabolizowany Jethro Tull, Wishbone Ash, Rainbow, King Crimson, Renaissance...
Teraz widzę, jak słabymi płytami były "Watershed" czy "Orchid".
Tomek
parafka:
Białe jest białe, czarne jest czarne a czerwone jest wredne!
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Wrz 09, 2011 19:25, w całości zmieniany 2 razy
Teraz widzę, jak słabymi płytami były "Watershed" czy "Orchid".
Tomek
a to to wiedzialem od razu hehe
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Szkoda, że taka jakość, szkoda, że nie ma wideo, i jeszcze bardziej szkoda, że pod czas tamtej niesssssssamowitej wspólnej trasy (2003 r.) nie zaskoczyli w podobny sposób publiczność w Chicago. Ale i tak koncert w Vic Theatre (25/07/03) był jednym z najpiękniejszych moich muzycznych przeżyć wszech czasów...
Nie podoba mi się, dokąd podążają muzycznie (chociaż pewnie kilka smaczków da się na siłę wygrzebać), nie podoba mi się zaprzepaszczone możliwości wokalne Daniela na rzecz męczącego ucho sfrustrowanego darcia się Kryzys wieku średniego go dopadł?
Płyty posłucham, jak się pojawi, ale nie mam żadnych wielkich oczekiwań ani złudzeń. Dla mnie ostatnim emocjonalnym (i muzycznym, rzecz jasna!) majstersztykiem Daniela było "BE", szczególnie na DVD.
A tu taki skoczno-hamerykański utworek-potworek z nowej płyty:
Ciekawe, że Opeth też zmienili kierunek, tyle, że im się to udało zrobić spójnie i oryginalnie. PoS się gdzieś w tym wszystkim pogubił, poczynając od "Scarsick"... A miał być "Perfect Element Pt.2"... To se ne vrati...
Marishka
P.S. A "BE" wciąż wywołuje u mnie ciarki... I nigdy nie zapomnę mojego pierwszego jej odsłuchania - na maksa - w samochodzie, pędząc z pracy do domu, jak nigdy wcześniej... I to uczucie obcowania z dziełem WIELKIM, miażdżącym emocjonalnie, wywołującym niesamowite obrazy w umyśle i zmuszającym do refleksji... Pamiętam, jak ledwo przytomna wleciałam do domu i pierwsze, co zrobiłam, to wysmażyłam do Tomka (który tej płyty jeszcze nie znał) świeżutką recenzję na GG (Kotku, pamiętasz? )... Dokładnie 7 lat temu, we wrześniu...
Mmmmmmmm...muzyka... MONUMENTALNA...
http://www.youtube.com/wa...feature=related http://www.youtube.com/watch?v=gIxksypdAtw
No to żem se smaku teraz narobiła na DVD-seansik muzyczny w najbliższych dniach
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Wrz 09, 2011 16:36, w całości zmieniany 4 razy
Pamiętam, a ja wciąż byłem pod olbrzymim wrażeniem "PE,pt1" twierdząc, że zespół Pain of Salvation nagrał płytę, która ich przerosła - w sensie: była lepsza niż zespół, który ją stworzył. Wiem, brzmi dziwnie
Teraz, po tym jak na moich oczach PoS popadł w totalną ruinę (ledwie przebrnąłem przez sample), "BE" postrzegam o wiele, wiele korzystniej, nawet bardziej mi się podoba niż "One Hour ..", chociaż, gdyby brzmienie tej pierwszej było lepsze, lepiej wyprodukowane, to kto wie...
Nie czekam już na ich kolejny album. W chwili obecnej jest to grupa klasy B, tworząca muzykę hałaśliwą, chaotyczną, banalną, drażniącą, bez pomysłu itd.
Jestem absolutnie rozczarowany.
Dla mnie "BE" jest jednym z najlepszych concept-albumów wszech czasów, nawet to na okładce było doskonale pomyslane:
No i cała spójna koncepcja, spójna muzyka, to tak jakby PoS zawarli w tej płycie to wszystko, co było w ich muzyce najlepsze i najbardziej zróżnicowane i... się pożegnali z tym okresem twórczości. I polecieli w coś, co chyba bardziej przypomina bezpłciowy mainstream.
Pamiętam, że mnie "BE" przygniotła, kompletnie zmiażdżyła. Może chłopaków też? Może wydrenowała? Jak widzę Daniela w obecnym brudno-francuzowatym wcieleniu, skaczącego jak małpiszon po scenie, to żal mi gościa i tej autentyczności, którą dawniej prezentował. Jednak bardziej przemawia do mnie "imidż" prezentowany przez Muzyków typu Stefek czy Mikael, czy nawet "dziadek" Hammill - nie zamieniających się w mokre małpy na scenie, tylko skupiających się na kreowaniu autentycznych, mocnych emocji muzyką i głosem.
Ciesze się, że te 2 koncerty PoS na których byliśmy były jeszcze z Danielem przed "przemianą" Szczególnie ten pierwszy, pamiętny koncert w Rotundzie
A tak mnie chyba wzięło na PoS, bo jutro chłopaki grają na Kosiakowym festiwalu w Inowrocławiu.
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Pią Wrz 09, 2011 18:05, w całości zmieniany 1 raz
Ten rok, a szczególnie chyba jesień, naprawdę obfituje w ciekawe płyty Duda też się szykuje, na dodatek... instrumentalnie (zapowiedź brzmi interesująco, szkoda, że nie ma jeszcze teasera):
Myślę, że ze względu na olbrzymią liczbę wyświetleń tego wątku, zasadne byłoby stworzyć osobny dział muzyczny w Hyde Parku (chodzi o rejony poza wątkami żywieniowymi), by rozwinąć tematykę. Ash, any suggestions?
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Wrz 10, 2011 22:45, w całości zmieniany 1 raz
Twórcza zabawa dostępnymi próbkami z "Grace for Drowning" zaowocowała 19 minutowym home-made kolażem. Fajnie wyszło, zwłaszcza dla kogoś, komu nie styka już tyle cierpliwości, co np. 2,3 tygodnie temu
http://www.youtube.com/watch?v=374jB8X4v_g
Tomek
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Pomogła: 23 razy Wiek: 44 Dołączyła: 01 Sie 2009 Posty: 1331
Wysłany: Sob Wrz 17, 2011 15:08
zobaczcie , jeszcze grudki ziemi nie stezaly nad grobem Amy a juz szykuja jej nastepczynie, mloda belgijke, ktora nieudolnie nasladuje Amy, we wszystkim - gatunku muzyki, aranzacjach, nawet fryzura i maniera sceniczna zerzniete. Do piet nie dorasta Amy pod wzgl. wokalu, charyzmy... No i data debiutu - bliska od sprzatniecia Amy, z ktorej nie dalo sie juz nic wycisnac, to teraz nastepna panna do wycisniecia
Selah Sue, (born Sanne Putseys,[1] 3 May 1989) is a Belgian musician and songwriter. Her first EP was released in 2008, under the title Black Part Love.[2] It contains five songs.
O co ci chodzi Nyska. Lansują a dziewuchom się wydaje że bez nich świat by nie istniał. A że z tej próżności potem się wykańczają? To pretensje jednak muszą mieć też same do siebie. I do rodziców. Jeżeli chodzi o Amy to jej rodzice się rozeszli, a z filmu pokazywanego po jej śmierci widać jakiego typu to ludzie. Jej ojciec ma jeszcze bardziej nierówno pod sufitem.
Dziś (a raczej wczoraj) oficjalnie ukazała się "Heritage", najlepsza od czasu potężnej "Deliverance" płyta Opeth - zespołu, który z muzyką heavy nie ma już kompletnie nic do czynienia.
Dziś (a raczej wczoraj) oficjalnie ukazała się "Heritage", najlepsza od czasu potężnej "Deliverance" płyta Opeth - zespołu, który z muzyką heavy nie ma już kompletnie nic do czynienia.
Tomek
Wypasiona okładka
_________________ Im więcej trudności w drodze do celu,
tym więcej radości w jego osiągnięciu.
Pierwsze próbki live, jakie udało mi się znaleźć. Z miejsca zwraca uwagę odmienne instrumentarium, totalny oldskul. Po raz kolejny się zastanawiam, czy pozwolą sobie na wielominutowe impro na koncertach promujących "Heritage". Ślina cieknie na samą myśl.
"Nepenthe" i bonusowy "Pyre":
http://www.youtube.com/wa...feature=related http://www.youtube.com/wa...feature=related
I tak to jest, jak się zaprasza do nagrania płyty muzyków jazzowych, nie grających rocka na co dzień - czyli powrót do SEDNA rocka progresywnego (w najlepszym tego słowa znaczeniu) Normalnie powiało Crimsonem z jednej z najlepszych ich płyt - "Lizard". No i kilkakrotnie mną ten utwór dosłownie "wstrząsnął"!
Piękności!!!!!!!
Marishka
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Wrz 20, 2011 19:10, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Poza tym, są MOMENTY. Ale to za mało, by płyta była spójna i by dobrze się jej słuchało. Np tu są takie "momenty" gdzieś w połowie. Tomek, doceń ten "cowbell" (chyba, że to nie jest "cowbell"?) :
Generalnie wszystko wtórne, przeżute i wielokrotnie zwymiotowane. Szkoda mi zespołu, a szczególnie Daniela. No ale może ma gość obecnie potrzebę na takie a nie inne WYKRZYCZENIE swojej frustracji? Daniel po prostu się DRZE. Dawniej fajnie wykorzystywał głos - w odpowiednim kontekście, w powiązaniu z tekstem i muzyką. Teraz tego nie czuję. Słysze natomiast ścisk w jego głosie a potem eksplozję wściekłego krzyku. Dawniej były emocje naprawdę wywołujące ciarki. I ogromna szczerość w głosie. To, co Daniel prezentuje obecnie mnie nie przekonuje.
Jeden plus - raczej nie jest to płyta prog-metalowa. Przynajmniej nie poszli w kierunku Dreamów.
Marishka
P.S. OjezusmariawmordęDaniel! Tomek, musisz tego wysłuchac w pierwszej kolejności i ... Jak nie będziesz dął rady w całości, to wystarczy od 6 minuty :
Kolejny, jak zwykle treściwy, wywiad ze Stevenem Wilsonem.
http://artrock.pl/wywiady...m_wilsonem.html
Jest o roli muzyki, filmu, zaangażowania w to co się robi. Padają bardzo przemawiające do mnie słowa. Zawsze lubię czytać wywiady z ludźmi, którzy mają AUTENTYCZNIE coś do powiedzenia, coś co wzbudza emocje i jest szczere.
Wilson podaje też info na temat przyszłości muzycznej Porcupine Tree (będzie odejście od brzmienia heavy. Jeżozwierze chcą poszukać czegoś nowego, SUPER!!!).
Trwają także pracę nad wspólnym projektem z Akerfeldtem.
Cytat:
Kończę album z Mikaelem (Akerfeldtem – przyp. red.) z Opeth. To dla nas bardzo wyjątkowe wydawnictwo i piękna, piękna płyta. Wydamy ją w kwietniu nakładem Roadrunner Records. Nie mogę się doczekać, kiedy ta muzyka ujrzy światło dzienne. A później, w styczniu, zbierzemy Porcupine Tree i zastanowimy się nad kolejnym krokiem. Myślę, że wszyscy czujemy potrzebę zrobienia czegoś innego. Musimy zostawić metal w spokoju. To będzie nowy i bardzo ekscytujący rozdział dla Porcupine Tree.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Wrz 24, 2011 17:28, w całości zmieniany 1 raz
wszystkie skarby Watykanu są już dawno spakowane
666 wagonów na stacji Babilon Zentrale
666 poziomów pod bazyliką w Licheniu
właśnie wnoszą archiwalia młodzi księża w milczeniu
nikt nie mówi ani słowa, nikt nie dziwi się niczemu
wszystkie skarby tego świata pod bazyliką w Licheniu
tajna baza atomowa i wyrzutnia rakietowa
zakupiona z datków wiernych ewakuacja władz kościelnych http://www.youtube.com/wa...feature=related
ps: No to se przypomniałem dawne czasy
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Sob Wrz 24, 2011 17:45, w całości zmieniany 1 raz
Faktycznie, żaden compact nie zastąpi analogu, że o ciepłym, aksamitnym brzmieniu nie wspomnę. Producenci odtwarzaczy kompaktowych mają jeden cel: zbliżyć się na jak najmniejszą odległość do jakości analogowej doskonale wytłoczonej i zrealizowanej czarnej płyty. Cena za to jest wysoka: np. Krell żąda za niektóre swoje cyfrowe klocki 10 000 zeta.
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Wrz 27, 2011 22:12, w całości zmieniany 1 raz
heniu007 Pomógł: 13 razy Dołączył: 17 Cze 2010 Posty: 385
Wysłany: Wto Wrz 27, 2011 22:13
Na polskim rynku mamy krakowską markę Ancient Audio.
Sam wzmacniacz lampowy to cena oscylująca w zależności od modelu: 10 000 Euro - 30 000 Euro.
A kompletny system dla audiofili z "głęboką kieszenią" to kwota nawet 200 000 Euro.
Co prawda nie oferują Playerów odtwarzających piękne czarne płyty, ale możemy kupić CD Playery, co do których mamy pewność, że nie stanowią wąskiego gardła w naszym systemie audio.
Niedawno Ancient Audio wydało system zasilania HIGH-END Audio - prawdziwy cymes.
Z ciekawostek przypomniała mi się informacja, że tak drogie konstrukcje oparte są o nasze polskie transformatory toroidalne.
corium [Usunięty]
Wysłany: Wto Wrz 27, 2011 22:19
M i T napisał/a:
P.S. OjezusmariawmordęDaniel! Tomek, musisz tego wysłuchac w pierwszej kolejności i ... Jak nie będziesz dął rady w całości, to wystarczy od 6 minuty :
Wiem Heniu, zalega mi jeszcze jakieś 30 kg pism "Audio" i "HiFi i Muzyka". Przeszło mi już dawno temu, pozbyłem się sprzętu za niecałe 7 000, który teraz wart jest 1/3 tej ceny.
Nigdy też, poza odsłuchami w sklepach, np. Zena Studio, nie miałem do czynienia z Hajfajem za ciężkie pieniądze, że o Hi-Endzie nie wspomnę
Zresztą, jest pewien szkopuł: płyta musi być REWELACYJNIE zrealizowana, by oddać poziom standardu źródła, wzmocnienia, przekazania i okablowania, więc nie ma sensu, chyba że ktoś dysponuje naprawdę mocnym kontem i zawęża odsłuch do wydawnictw audiofilskich.
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Wto Wrz 27, 2011 22:27, w całości zmieniany 1 raz
To taki kroliczek do gonienia a firmy zacieraja rece z radosci. Dawno sie wyleczylem z takich ciagotek. Moze jak kiedys obrabuje bank albo wygram w tota to sobie sprawie ale tylko ze snobizmu nie dla wrazen sluchowych.
Malombra - Our lady Of The Bones
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
ona to miala glos, rewelacja, kruszul mury , lamal sumienia, zlote czasy , niestety nie nadaje sie ten kawalek do potepiania socjalizmu
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Nie Paź 02, 2011 10:40, w całości zmieniany 1 raz
Od "Drapery Falls" wszystko się zaczęło. "Wszystko" oznacza w tym przypadku, zetknięcie uszno-mózgowe z najdoskonalszym albumem heavy w historii tej zacnej muzyki, czyli "Blackwater Park" OCZYWIŚCIE
Poznanie Opeth zawdzięczam Trójce, a dokładniej - Piotrowi Kaczkowskiemu, u którego w popołudniowej, sobotniej audycji usłyszałem właśnie ten utwór z TEJ płyty. Wydaje się, że dekady temu.
Oniemiałem z wrażenia! Pamiętam, że nie mogłem skumać, czy motyw melodyczny będący klamrą dla "Drapery Falls", a dokładniej - jego samiutki początek, jest grany...na dźwięku akordeonu, czy na gitarze Nie wiedziałem także, że aktywnie w produkcji tego mistrzowskiego albumu, uczestniczył Steve Wilson, jak i tego, że w połowie zostanę uraczony growlingiem, jakiego nie słyszałem u żadnego wokalisty posługującego się tą artykulacją. No, może jedynie Tom Waits jeszcze
Najpierw, w ramach sentymentu, wersja z albumu, a potem live. Mija ponad 10 lat od wydania "BP", a ja jestem nią wciąż bezgranicznie i doszczętnie oczarowany.
http://www.youtube.com/watch?v=Y0huYQQ-Gms http://www.youtube.com/watch?v=nITdeObVh9o
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Paź 06, 2011 21:23, w całości zmieniany 2 razy
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
heniu007 Pomógł: 13 razy Dołączył: 17 Cze 2010 Posty: 385
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Prawda to. Zresztą, jeśli chodzi o Talk Talk, nastąpiło u mnie ostatnio przegrupowanie i płyta "Spirit of Eden" ustąpiła pierwszeństwa "Colours of Spring". To norma, za jakiś czas będzie znów po staremu
I kolejny bonus, tym razem cover "Bridge of Sighs" Robina Trowera, o którym złośliwie mawiano "gitarzysta prawie doskonały". Wzięło się to stąd, że Trower używał stratocastera jak Jimmi Hendrix, mocno się nim inspirując - nie tyle muzyką, co brzmieniami, które generował. W rzeczywistości, Trower był technicznie lepszym, znacznie bardziej zdyscyplinowanym muzykiem, jednak ustępował Hendrixowi, jeśli chodzi o wyobraźnię, no i tamten był pierwszy, przecierał szlaki, wytyczał kierunki - jak Fripp.
Cover ustępuje oryginałowi, ale wokalnie Akerfeldt prezentuje się znakomicie, chwilami nie do poznania
Tytułowy utwór ze wspaniałej płyty Robina
http://www.youtube.com/wa...feature=related
i wersja Szwedów:
http://www.youtube.com/watch?v=qh36sp_7Bhw
Tomek
edit: Skoro już jestem przy Trowerze. Za mało go w Katolandzie. Myślę, że jest autorem najpiękniejszego bluesowego grania, jakie kiedykolwiek się pojawiło. Po pierwsze, to mistrz powolnych, poteżnych, blues-rockowo-wręcz doomowatych utworów, gdzie panuje klimat, którego na próżno szukać u Zepów czy nawet w Cream. Po drugie: uwielbiam brzmienie jego gitar i styl jakiego używa, ważąc każdą nutę. Piękna sprawa.
Próbka z 2008 roku.
http://www.youtube.com/wa...feature=related
i z 73
http://www.youtube.com/wa...feature=related
Prawda to. Zresztą, jeśli chodzi o Talk Talk, nastąpiło u mnie ostatnio przegrupowanie i płyta "Spirit of Eden" ustąpiła pierwszeństwa "Colours of Spring". To norma, za jakiś czas będzie znów po staremu
Cos czesto zmieniasz poglady Dla mnie The Colour Of Spring jest i bedzie zawsze ta najwazniejsza, choc zdaje sobie sprawe, ze dwie nastepne moga byc doskonalsze i dojrzalsze muzycznie. Jednak Talk Talk postrzegam rowniez w innych kategoriach niz czysto muzyczne, w kategoriach emocji.
W kazdym razie mowilem konkretnie o plycie "London 1986" , genialnej i chyba jedynej oficjalnej koncertowce Talk Talk, kapitalne wykonanie utworow z 3 pierwszych plyt i to tych, ktore zawsze uwazalem na ich 2 pierwszych za takie zapowiedzi The Colour Of Spring, czyli Tommorow Started czy Renee. Zdziwilem sie, ze w ogole jest taka plyta (tak samo bylo z Missing Pieces) a ja jej jeszcze nie mam. Katuje na okraglo od czasu jak odkrylem i sie ciesze jak dziecko. Zatem niezwlocznie musze ja nabyc, tylko nie dosc, ze jest rzadka to chodzi w wariackich cenach rzedu 150zl.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Ostatnio zmieniony przez zyon Nie Paź 09, 2011 21:24, w całości zmieniany 2 razy
Wariackie ceny? Nooo, ja nabyłem "Mercator Projected" (była na tamten czas tylko i wyłącznie w wydaniu japońskim i rzadka jak lew albinos) w Warszawie więcej niż 10 lat temu za 110 zł. Kupiłem wtedy, pamiętam, także pierwszy Atomic Rooster - niewiele taniej.
150 zl za plyte wydana w 1999 roku to dosc duzo. Owszem zdarzalo mi sie dawac za plyty nawet nieco ponad 300 stowki ale wiadomo, ze za rary sie placi.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Zaprawdę powiadam Wam, że ten kawałek to mój osobisty HICIOR!
http://www.youtube.com/watch?v=MV_3Dpw-BRY
Idealnie skomponowany z wyłaniającą się scenerią nocnego, rozświetlonego L.A. - 100 000 ulic! Coś pięknego!! Wspaniały jest "Drive" Refna!!!!
There something inside you
It's hard to explain
They're talking about you boy
But you're still the same
Tomek
Ostatnio zmieniony przez M i T Czw Paź 13, 2011 18:14, w całości zmieniany 1 raz
heniu007 Pomógł: 13 razy Dołączył: 17 Cze 2010 Posty: 385
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
W klasycznym hard-rocku nie pojawiło się nic lepszego od tego nagrania, w którym mamy: pre-punkowy pazur, rasowy rockowy wokal (taki przydałby się w Rush zamiast piskoskowytu G.Lee), garażowe brzmienie i fenomenalne gitarowe solo, które powinno być wysłane w kosmos, by się ufoludy przy tym onanizowały mentalnie
ROCK BOTTOM QRVA!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=aP5ikQpTR3c
_________________ Nauka:nigdy więcej! Po maturze chodziłem na 3 różne studia, jednak okazało się że wykształcenie to nie jest coś dla mnie. I tak oto twój argument spala na konewce:) To takie krótkowzroczne masło maślane.
Zaprawdę powiadam Wam, że ten kawałek to mój osobisty HICIOR!
http://www.youtube.com/watch?v=MV_3Dpw-BRY
Idealnie skomponowany z wyłaniającą się scenerią nocnego, rozświetlonego L.A. - 100 000 ulic! Coś pięknego!! Wspaniały jest "Drive" Refna!!!!
There something inside you
It's hard to explain
They're talking about you boy
But you're still the same
Tomek
BUM!...
konkretny kawałek Tomek! ahh.. to jest to co lubie
_________________ "The object of war is not to die for your country but to make the other bastard die for his."
George S. Patton
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Akademia Zdrowia Dan-Wit informuje, że na swoich stronach internetowych stosuje pliki cookies - ciasteczka. Używamy cookies w celu umożliwienia funkcjonowania niektórych elementów naszych stron internetowych, zbierania danych statystycznych i emitowania reklam. Pliki te mogą być także umieszczane na Waszych urządzeniach przez współpracujące z nami firmy zewnętrzne. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej o celu stosowania cookies oraz zmianie ustawień ciasteczek w przeglądarce.